niedziela, 2 lutego 2014

Chrześcijańska medytacja monologiczna. Źródła i aktualność




ks. bp Andrzej Siemieniewski, ks. Mirosław Kiwka


CHRZEŚCIJAŃSKA MEDYTACJA MONOLOGICZNA.
Źródła i aktualność



Część 1:
Z historii medytacji monologicznej: Biblia, Katechizm, mnisi



Rozdział 1.
Medytacja w Biblii i Katechizmie Kościoła katolickiego


1.1 medytacja w Starym Testamencie


Polskie słowo medytacja wywodzi się z łacińskiego rzeczownika meditatio oraz z czasownika meditari. W łacińskiej wersji Biblii (Wulgata) słowa te pojawiają się wielokrotnie, a najbardziej charakterystyczne miejsce to początek Księgi Psalmów[1]:


„Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników i nie siada w kole szyderców,
lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą” (Ps 1,1-2).


a. medytujący mąż Boży (Ps 1,2)


„Rozmyśla dniem i nocą” to właściwie „medytuje dniem i nocą” (meditatur die ac nocte). Ta biblijna fraza stanie się punktem wyjścia dla zrozumienia, jakie skojarzenia mógł mieć czytelnik łacińskiego tłumaczenia Biblii, gdy słyszał słowa „medytować” i „medytacja”. W hebrajskim oryginale użyte tu słowo הָגָה (hagah) może oznaczać nie tylko medytowanie, rozważanie, czy obmyślanie czegoś, ale nawet mruczenie. Ale oczywiście niuanse języka hebrajskiego były o wiele mniej ważne dla historii duchowości niż skojarzenia wywołane wersją łacińską, ewentualnie grecką (Septuagintą). A w wersji greckiej fragment: „ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą” zawiera słowo μελετάω, czyli medytować, rozważać:


άλλ᾽ ἢ ἐν τῷ νόμῳ κυρίου τὸ θέλημα αὐτοῦ,
καὶ ἐν τῷ νόμῳ αὐτοῦ μελετήσει ἡμέρας καὶ νυκτός


Zarówno dla czytelnika tekstu polskiego, łacińskiego czy greckiego skojarzenie jest jednoznaczne: medytacja to rozważanie Prawa Bożego, zapewne spisanego w Biblii, ewentualnie tego samego Prawa, o ile wzywa nas do konkretnych postaw życiowych i czynów[2].


b. starotestamentalna medytacja Słowa Bożego


Oczywiście miejsc Starego Testamentu zawierających tłumaczenie hebrajskie słowa הָגָה w postaci meditatio-μελετάω jest więcej. Spójrzmy na kilka reprezentatywnych przykładów. W Księdze Jozuego czytamy:


„Niech ta Księga Prawa będzie zawsze na twych ustach: rozważaj (meditaberis, μελετήσεις) ją w dzień i w nocy, abyś ściśle spełniał wszystko, co w niej jest napisane…” (Joz 1,8).


Medytacja w tym kontekście to rozważanie konkretnego tekstu zawierającego Słowo Boże. Bóg kieruje swoje orędzie do człowieka, a człowiek medytuje – nad tym orędziem właśnie.


W Księdze Psalmów takie samo pojęcie medytacji, z jakim spotkaliśmy się w Ps 1,1-2, wraca w kolejnych miejscach. Czytamy na przykład: „wspominam Cię na moim posłaniu i myślę (meditabar, ἐμελέτων) o Tobie podczas moich czuwań” (Ps 63,7 (62,7)). Czy też w kolejnych, prawie identycznych sformułowaniach:


„Rozmyślam (meditabor, μελετήσω) o wszystkich Twych dziełach i czyny Twoje rozważam” (Ps 77,13 (76,13)).


„Rozmyślam (meditabar, ἐμελέτησα) o wszystkich Twych dziełach, rozważam dzieło rąk Twoich” (Ps 143,5 (142,5)).


W Księdze Przysłów medytacja charakteryzuje człowieka rozważnego, który w świetle Bożej nauki zastanawia się nad swoimi reakcjami, w odróżnieniu od człowieka nieroztropnego, który działa bez takiej „medytacji”:


„Prawe serce rozważa (meditatur, μελετῶσι) odpowiedź, złością buchają usta występnych” (Prz 15,28).


Jednak w poszukiwaniu znaczenia określenia „medytacja’ nie możemy w lekturze Starego Testamentu zatrzymać się tylko tam, gdzie w łacińskim tłumaczeniu znajdziemy słowo meditatio (czy czasownik meditari). Równie ważne są liczne sceny, które opisują medytację za pomocą innych słów.


Oto w Księdze Izajasza czytamy, że prorok – zapewne modlący się w świątyni jerozolimskiej – „ujrzał Pana siedzącego na wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał świątynię” (Iz 6,1). Doznana wówczas wizja to rozwijający się dynamicznie dialog, w którym ważny jest najpierw głos niebiańskiego otoczenia Boga (serafinów), potem odpowiedź proroka, a wreszcie – w kulminacyjnym momencie – głos samego przemawiającego Boga: „Kogo mam posłać?” i równie decydująca odpowiedź: „Oto ja, poślij mnie!” (Iz 6, 1-8). Medytacja prowadzi do usłyszenia Bożego słowa, do zrozumienia go i do udzielenia egzystencjalnej odpowiedzi. Choć opisana jest za pomocą innych słów, to jednak jej fundamentalne znaczenie pozostaje to samo, co w Ps 1,2.


Podobny sens medytacji odkryjemy czytając Księgę Jeremiasza. Rozważanie okazuje się nie tyle spokojnym zanurzeniem w łagodną poświatę nieokreślonej duchowości, co raczej gwałtownym zmaganiem z orędziem Boga:


„Słowo Pańskie stało się dla mnie codzienną zniewagą i pośmiewiskiem. I powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię! Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem” (Jr 20, 8-9).


Na zakończenie sięgnijmy po jeszcze jeden przykład, tym razem z Księgi Daniela. Opis rozważania słowa Bożego (czyli medytacji nad nim), wywiera piorunujące wrażenie: „Ja, Daniel, dociekałem w Pismach liczby lat, które objawił Pan prorokowi Jeremiaszowi, że ma się dopełnić siedemdziesiąt lat spustoszenia Jerozolimy. Zwróciłem więc twarz do Pana Boga, oddając się modlitwie i błaganiu w postach, pokucie i popiele”. A skutkiem tego, „gdy jeszcze wymawiałem (słowa) modlitwy, mąż Gabriel, przybył do mnie lecąc pospiesznie około czasu wieczornej ofiary; przybył i rozmawiał ze mną” (Dn 9, 2-3.21-22). Medytacja nad znaczeniem słowa Bożego kończy się tu, podobnie jak w poprzednich przypadkach, usłyszeniem tego słowa: nie tylko intelektualnym zrozumieniem jego zawartości treściowej, ale przede wszystkim przyjęciem całym sercem tego, w jaki sposób stanowi ono wezwanie dla mnie, tu i teraz.


1.2 ewangeliczne „rozważanie” i „rozmyślanie”


Idąc podobnym tropem jak poprzednio, także tym razem najpierw znajdźmy te miejsca, gdzie w Nowym Testamencie występuje czasownik μελετάω, który był wcześniej używany do wyrażenia starotestamentowego znaczenia medytacji.


W Dziejach Apostolskich pogańskie narody rozmyślają (a nawet „knują”) o rzeczach próżnych: „Dlaczego burzą się narody i ludy knują (meditati sunt, ἐμελέτησαν) rzeczy próżne (Dz 4,25). Ale także Apostoł wzywa ucznia do regularnego rozważania swoich obowiązków: „W tych rzeczach się ćwicz” (meditare, μελέτα, czyli jakby: „o tych rzeczach medytuj”), „cały im się oddaj, aby twój postęp widoczny był dla wszystkich” (1 Tm 4,15).


Podobnie jak poprzednio, i tym razem koniecznie trzeba odwołać się do opisowych scen, aby lepiej uchwycić, cóż mogłaby znaczyć w Nowym Testamencie medytacyjna modlitwa wewnętrzna. W Kazaniu na Górze Pan Jezus wzywa: „gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu”, a przy tym „na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie” (Mt 6,6-7). Jak ma wyglądać taka medytacyjna modlitwa wewnętrzna? „Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie…” (Mt 6,8-9).


Wierny uczeń Jezusa, Apostoł Piotr, idzie rano na osobistą modlitwę. Jej skutkiem jest zrozumienie, w jaki sposób nakazy Starego Przymierza należy stosować w nowych warunkach objawienia Jezusa Chrystusa (Dz 10,9-13).


Inny Apostoł, św. Paweł, zachęca swoich z kolei uczniów do osobistej modlitwy medytacyjnej za pomocą prawdziwie ekstatycznych słów: „My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu” (2 Kor 3,18). Jak dowiemy się z poprzedzających wersetów, to wpatrywanie się jest modlitewną lekturą Biblii, to Pismo św. jest zwierciadłem, z którego bije blask. Jeśli ktoś ma twarz zakrytą welonem niewiary, sam pozostanie w mroku. Jeśli ktoś wierzy w Jezusa, wówczas blask Bożego słowa będzie go wewnętrznie rozjaśniać.


Jeszcze jednej Apostoł, Jan relacjonuje nam swoją modlitewną przygodę: „Ja, Jan, wasz brat i współuczestnik w ucisku i królestwie (…) doznałem zachwycenia w dzień Pański i posłyszałem za sobą potężny głos” (Ap 1, 9-10). Medytacyjna modlitwa prowadzi do „usłyszenia głosu” Chrystusa, gdyż modlitwa Apostoła to słuchanie tego, co Pan ma do powiedzenia.


Najważniejsza w Nowym Testamencie jest oczywiście wzmianka o medytacyjnej postawie Maryi. Pamiętamy, że istotą Jej ewangelicznej reakcji na „te słowa” było „rozważanie, co miałyby znaczyć”, gdyż „Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu” (Łk 1,29 i 2, 51). Choć użyte są tu łacińskie terminy cogitabat i conservabat verba, to jednak jasne jest, że mają znaczenie rozważania Bożego słowa czyli medytowania nad nim.


1.3 Medytacja i kontemplacja w Katechizmie Kościoła katolickiego


a. katechizmowa medytacja


Katechizm Kościoła katolickiego to dokument precyzyjny i systematyczny, podzielony na tematyczne działy i ponumerowane kanony. A jednak prześledzenie jego nauczania na temat medytacji okazuje się sprawą trudniejszą, niż można by z podatku przypuszczać. Szczególnie zaś – jak zobaczymy – jeśli uwzględnić różne jego wersje językowe.


Pierwsza katechizmowa wzmianka o medytacji odnosi się do religijności naturalnej. Fakt, że „w ciągu historii, aż do naszych czasów, ludzie w rozmaity sposób wyrażali swoje poszukiwanie Boga przez wierzenia i akty religijne (modlitwy, ofiary, kulty, medytacje)”, wskazuje że „człowiek może być nazwany istotą religijną” (KKK 28). Medytacja należy więc do ogólno-religijnej tradycji ludzkości i jest przejawem otwartości na spotkanie z Bogiem, gdyby Ten zechciał się kiedyś objawić (gdyż człowiek jest zdolny do usłyszenia Boga, łac. homo capax Dei).


Potem jednak Katechizm ogranicza się już wyraźnie do medytacji chrześcijańskiej. I od razu spotykamy zasygnalizowaną wcześniej trudność: nie wystarczy odnosić się do tekstu polskiego, aby znaleźć katechizmowe wzmianki o medytacji. Oryginalny język Katechizmu to francuski, a znajdujące się w nim słowo méditation zostało przełożone rozmaicie w polskiej wersji: czasem jako „medytacja”, czasem „rozważanie” lub jeszcze inaczej.


Biorąc więc pod uwagę francuski oryginał znajdujemy w Katechizmie pierwszą wzmiankę o medytacji chrześcijanina w takim kontekście: „Symbol (czyli modlitwa Credo) jest pieczęcią duchową, jest rozważaniem (la méditation) naszego serca i zawsze obecną obroną; z całą pewnością jest skarbem naszej duszy” (KKK, 197). Ten cytat ze starożytnego ojca Kościoła, św. Ambrożego wprowadza nas na nowo w biblijne znaczenie medytacji: jest to przyjęcie sercem objawionego słowa, w tym wypadku streszczonego w Symbolu Wiary (tak właśnie rozumieli Credo ojcowie Kościoła: jako streszczenie nauki całej Biblii).


Wprost do Biblii odnosi się następna wzmianka. Przy okazji omawiania duchowego znaczenia Pisma św. mówi się w Katechizmie o psalmach medytacyjnych (psaumes de méditation) (KKK 1154). A więc znowu medytacja to spotkanie z Bogiem przemawiającym w swoim Słowie. Do tego samego odnosi nas inny kanon mówiący o rozmyślaniu mądrościowym (méditation sapientielle), do którego okazją są Psalmy (KKK 2588); albo podobny tekst mówiący wprost o medytacji słowa Bożego w liturgii (KKK 1162).


Medytacja jest też skojarzona z ciszą odpoczynku, ale nie z ciszą bezimiennej tajemnicy, tylko rozumianą jako okazja do usłyszenia Boga przemawiającego w głębi serca: „niedziela jest czasem refleksji, ciszy, lektury i medytacji, które sprzyjają wzrostowi życia wewnętrznego i chrześcijańskiego” (KKK 2186).


W podsumowaniu nauki na ten temat Katechizm przypomina tradycyjny podział modlitwy na trzy jej rodzaje: „modlitwa ustna, rozmyślanie (la méditation), kontemplacja”. Wniosek z tego jest jasny: medytacja chrześcijanina to wejście w rytm: lectio-meditatio. Zanurzenie w Słowie (lectio, czytanie) jest początkiem, a medytacja nad tym słowem jest dopełnieniem duchowego dzieła (KKK 2699). Jeszcze wyraźniej widać to w sąsiadującym kanonie Katechizmu:


„Mistrzowie życia duchowego (…) w ten sposób streszczają dyspozycje serca karmionego słowem Bożym w czasie modlitwy:


«Szukajcie czytając (en lisant – łac. lectio),
a znajdziecie rozmyślając (en méditant – łac. meditatio);
pukajcie modląc się (en priant – łac. oratio),
a będzie wam otworzone
przez kontemplację (la contemplation – łac. contemplatio)»”
(KKK 2654).


W pełni zdamy sobie sprawę z trudności językowych w kwestii ustalenia nauki Katechizmu na temat medytacji, kiedy zajrzymy do działu „Rozmyślanie” (to kanony 2705-2708). Polski tytuł okazuje się odpowiadać francuskiemu méditation (a także hiszpańskiemu meditación i angielskiemu meditation). W naszej wersji językowej skojarzenie z medytacją jest jednak zupełnie niedostrzegalne. Pamiętajmy o tym czytając te fragmenty Katechizmu: na nasz użytek spróbujmy je zmodyfikować, zmieniając centralny tu termin „rozmyślanie” na „medytację”:


„Metody medytacji (méditation) są tak zróżnicowane jak mistrzowie życia duchowego. Chrześcijanin powinien dążyć do medytowania (méditer) w sposób regularny; w przeciwnym razie będzie podobny do trzech pierwszych rodzajów gleby z przypowieści o siewcy (por. Mc 4, 4-7. 15-19)” (por. KKK 2707).


„Medytacja (La méditation) polega przede wszystkim na poszukiwaniu. Duch szuka zrozumienia pytań «dlaczego» i «jak» życia chrześcijańskiego, aby przylgnąć do tego, o co Bóg prosi, i udzielić na to odpowiedzi. Potrzebna jest do tego trudna do osiągnięcia uwaga. Zazwyczaj pomagają w tym księgi, które chrześcijanie mają do dyspozycji: Pismo święte, zwłaszcza Ewangelia, święte obrazy, teksty liturgiczne z dnia i danego okresu liturgicznego, pisma mistrzów duchowych, dzieła z zakresu duchowości, wielka księga stworzenia oraz księga historii, karta Bożego «dzisiaj»” (por. KKK 2705).


„Medytacja (Méditer) nad tym, co się czyta, prowadzi do przyswojenia sobie treści przez odniesienie jej do siebie samego. Tu otwiera się inna księga: księga życia. Przechodzi się od myślenia do rzeczywistości” (por. KKK 2706).


Jedno z niewielu miejsc Katechizmu, gdzie mówi się o jakimś rodzaju techniki pomagającej w medytacji, dotyczy różańca: „Rozmyślanie (La méditation) pobudza myśl, wyobraźnię, uczucie, pragnienie (…) Modlitwa chrześcijańska chętnie podejmuje rozmyślanie (à méditer) o «misteriach Chrystusa», na przykład w lectio divina lub w różańcu” (KKK 2708).


Jaki z tego wniosek? Według nauki Katechizmu Kościoła katolickiego medytacja chrześcijanina to wejście w tajemnice planu Bożego objawionego w Biblii, w liturgii oraz w historii. Utożsamiane w naszych czasach z medytacja wprawienie się w stan „uwagi” samo w sobie nie jest jeszcze medytacją: jest przygotowaniem do niej. Medytacją jest natomiast konfrontacja ze Słowem Bożym docierającym do nas na różne sposoby.


b. kontemplacja w Katechizmie


Trudności terminologiczne, na jakie natknęliśmy się próbując poznać nauczanie Katechizmu Kościoła katolickiego na temat medytacji, zwielokrotnią się jeszcze, gdy naszą uwagę skierujemy na pokrewne zagadnienie – na kontemplację. Zasadniczy blok kanonów katechizmowych, które odnoszą się do tego tematu, zawarty jest w dziale KKK 2709-2119. Tak przynajmniej jest w polskiej wersji językowej, gdzie ten dział nosi po prostu tytuł „Kontemplacja”. Prawie identyczne wyrażenie znajdziemy w wersji hiszpańskiej – la oración de contemplación i angielskiej – contemplative prayer (co dosłownie znaczy w obu przypadkach „modlitwa kontemplacyjna”). Jednak tam, gdzie w polskim Katechizmie św. Teresa odpowiada: «Kontemplacja myślna nie jest, według mnie, niczym innym jak głębokim związkiem przyjaźni, w którym rozmawiamy sam na sam z Bogiem, w przekonaniu, że On nas kocha»” (KKK 2709), tam w wersji francuskiej ta sama święta mówi o „modlitwie myślnej” (l’oraison mentale). Podobnie Katechizm wydany w jej rodzimym języku, hiszpańskim, nie mówi w tym miejscu ani o kontemplacji ani o oración de contemplación; użyte wyrażenie brzmi „oración mental”.


Tuż obok w hiszpańskim Katechizmie znajdziemy jednak słowo contemplación (podobnie jak wersja polska mówi o „kontemplacji”), choć Francuzi w oryginalnej wersji Katechizmu zechcieli wszędzie tam zachować terminologię „modlitwy” i „modlenia się” (l’oraison, faire l’oraison). Pozostając więc przy naszym rodzimym tłumaczeniu zauważmy, jak wiele aspektów tej kontemplacji to cechy przypisywanie współcześnie medytacji (na przykład w tekstach Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej, do których wrócimy później):


– „Wejście w kontemplację (oraison) jest analogiczne do wejścia w liturgię eucharystyczną: jest nim «skupienie» serca; poddanie całej naszej istoty tchnieniu Ducha Świętego; zamieszkanie w domu Pańskim, jakim jesteśmy; pobudzenie wiary, by wejść w obecność Tego, który nas oczekuje” (KKK, 2711).


– „Kontemplacja (l’oraison) jest modlitwą dziecka Bożego, grzesznika, któremu przebaczono, który zgadza się na przyjęcie miłości, jaką jest kochany, i chce na nią odpowiedzieć jeszcze bardziej kochając. Jest on jednak świadomy, że jego odwzajemniająca miłość jest tą miłością, którą Duch rozlewa w jego sercu” (KKK 2712).


– „Kontemplacja (l’oraison) jest milczeniem, «symbolem świata, który nadchodzi», lub «milczącą miłością». Słowa w kontemplacji (l’oraison) nie mają charakteru dyskursywnego, lecz są niczym iskry, które zapalają ogień miłości. W tym milczeniu, nieznośnym dla człowieka «zewnętrznego», Ojciec wypowiada do nas swoje Słowo, które przyjmuje ciało, cierpi, umiera i zmartwychwstaje, a Duch przybrania za synów pozwala nam uczestniczyć w modlitwie Jezusa” (KKK 2717).


Podobne cechy mają wypowiedzi Katechizmu zawarte także w innych jego częściach, jak np. „z powodu swej transcendencji Bóg nie może być widziany takim, jaki jest, dopóki On sam nie ukaże swojej tajemnicy dla bezpośredniej kontemplacji (la contemplation) ze strony człowieka i nie uzdolni go do niej” (KKK 1028). Co ciekawe, kontemplacja skojarzona jest z życiem konsekrowanym, a zwłaszcza z jego źródłem w monastycyzmie egipskim:


„Wielu zakonników poświęciło całe swoje życie modlitwie. Już na pustyni egipskiej pustelnicy, mnisi i mniszki poświęcali swój czas uwielbianiu Boga i wstawianiu się za Jego ludem. Życie konsekrowane nie może istnieć ani rozwijać się bez modlitwy; jest ona jednym z żywych źródeł kontemplacji (de la contemplation) i życia duchowego w Kościele” (KKK 2687).


Skorzystamy teraz ze zwrócenia naszej uwagi przez Katechizm na mnichów starożytnych pustyń egipskich. A najbardziej zainteresuje nas Jan Kasjan, słynny mistrz medytacji krótkim, powtarzanym modlitewnym wezwaniem, czyli medytacji monologicznej.


Rozdział 2.
Medytacja monologiczna w starożytnym Kościele


2.1 biblijna medytacja starożytnych mnichów


Cytowany wcześniej fragment Katechizmu Kościoła katolickiego przypomniał nam rolę mnichów egipskich w rozwoju medytacji i kontemplacji (KKK 2687). To z Egiptu od III wieku począwszy wywodziła się monastyczna duchowość chrześcijańska, która w niebywałym tempie rozprzestrzeniła się w całym Kościele w wieku IV i V.


Najbardziej autentycznym źródłem monastycyzmu była Ewangelia zrozumiana w sensie dosłownym przez prostych ludzi. Widać to wyraźnie u patriarchy tego nurtu duchowego, św. Antoniego (ok. 250-355). Napisany w połowie IV wieku Żywot św. Antoniego autorstwa św. Atanazego (295-373) opisuje syna rodziny koptyjskiej rozważającego biblijne teksty z Dziejów Apostolskich o pierwszych chrześcijanach, którzy sprzedawali wszystko:


„Wszedł do domu Bożego, gdzie wtedy właśnie czytano Ewangelię, i usłyszał głos Pana, który mówił bogaczowi: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim» (Mt 19,21). (…) wyszedłszy więc natychmiast, całą posiadłość oddał chłopom ze swojej wsi i sprzedał wszystkie ruchomości, a uzyskane pieniądze dał biednym”[3].


Św. Antoni po przeżyciu tego przełomu duchowego włączył się w nurt starochrześcijańskiej tradycji życia monastycznego: „A był wtedy (ok. 270 r.) w sąsiedniej wiosce starzec, który od młodości wiódł życie samotnicze”[4].


a. „przeżuwanie”


Modlitwa jego uczniów i naśladowców była karmiona Pismem św. i wzorowana na Piśmie. Opisy takiej modlitwy znajdujemy na wielu miejscach Apoftegmatów (są to zbiory relacji z życia mnichów z IV-VI wieku). Polegała ona na czuwaniach nocnych napełnionych lekturą Pism Bożych. Określano to później mianem ruminatio, czyli „przeżuwanie” słowa: w czasie czuwań nocnych i odpowiednich godzin dziennych mnich „połykał” całe fragmenty Pisma, co wspomagano psalmami i krótkimi modlitwami dla lepszego ich przyswojenia, a przez całą resztę dnia „przeżuwał” powracające fragmenty, szczególnie podczas pracy ręcznej. Tak wyglądała medytacja mnichów.


Praktykowano uczenie się na pamięć wszystkich tekstów, poczynając od Psałterza, by móc do nich powracać, np. podczas wyplatania lin. „(Antoni) był tak uważny, kiedy czytano Pismo, że ani jedno słowo nie padło na ziemię; wszystko zapamiętywał tak, że w końcu pamięć zastępowała mu księgi”[5].


Podobne pochwały możemy znaleźć na temat innych mnichów z IV w.: „Ammonios znał na pamięć Stary i Nowy Testament oraz przeczytał 600 tysięcy wersetów z dzieł wybitnych uczonych”[6]. Palladiusz wspomina, że mnisi z Tebaidy „uczą się na pamięć całego Pisma Świętego”[7]. Podobnie nauczali o modlitwie inni wielcy ojcowie założyciele monastycyzmu: „Niech nie będzie nikogo, kto by nie nauczył się czytać i nie znał na pamięć czegoś z Pisma Świętego, przynajmniej – Nowy Testament i Psalmy”[8].


To właśnie uważano powszechnie w starożytności monastycznej za medytację: powtarzanie, często głośno, jakiegoś biblijnego tekstu przez cały dzień. Przez kontemplację (albo modlitwę duchową) rozumiano skutek takiej medytacji: była nim nieustanna świadomość obecności Boga, ekstaza ducha ludzkiego wyrywającego się ku swojemu Stwórcy.


b. modlitwa monologiczna


Oprócz medytacji polegającej na „przebieganiu” myślą zmieniających się co dnia fragmentów Biblii, ojcowie Pustyni i ich następcy mówili niekiedy o medytacyjnej modlitwie monologicznej, co niektórzy tłumaczą dziś jako „jednosłowna”. Właściwsze jednak jest tłumaczenie „modlitwa jedną myślą”. Dlaczego? Przekonajmy się.


„Modlitwa «jednosłowna» (monologiczna) – zazwyczaj stosowano jeden wiersz psalmu, werset Ewangelii lub innego tekstu biblijnego, który zawierał – skondensowaną w kilku słowach – prośbę o pomoc czy miłosierdzie. Na Zachodzie, od św. Augustyna, te krótkie wezwania nazywano aktami strzelistymi (Augustyn, List 130). Na Wschodzie mówiono o modlitwie monologicznej («jednosłownej»)”[9].


Analogią modlitwy monologicznej w chrześcijaństwie wschodnim jest więc w chrześcijaństwie zachodnim modlitwa aktami strzelistymi (łac. actus iaculatoriae). Dlatego w naszym kręgu kulturowym ta druga nazwa jest bardziej powszechna. Zobaczmy, jak rozumie modlitwę monologiczną jeden z wielkich autorytetów wczesnośredniowiecznego monastycyzmu, Hezychiusz z Synaju (ok. 800 r.):


„Modlitwa monologiczna zabija i obraca w proch podstępy złych duchów (…). Poprzez ciągłą modlitwę przestworza myśli oczyszczają się z mrocznych chmur i z duchowych powiewów zła. Kiedy zaś przestrzeń serca zostanie oczyszczona, niemożliwe jest, aby nie świeciło w nim boskie światło Jezusa”[10].


Inna nazwa używana na określenie tej samej praktyki to „modlitwa czysta” (oratio pura) lub „wewnętrzna medytacja”: „u egipskich Ojców Pustyni rozwinęła się praktyka «wewnętrznej medytacji» (krypté meléte)”. Chodziło o medytacyjny użytek z konkretnego i zrozumiałego zdania z Biblii: „Oznaczała ona ustawiczne rozważanie czy recytację – z pamięci i najczęściej szeptem lub jedynie w myśli – wybranych «słów». Były to teksty z Pisma Świętego, którego uczono się na pamięć”[11]. Dlatego nazywano to też „ukrytym rozważaniem”, gdyż zewnętrzny obserwator nie zauważyłby, że mnich rozważa jakiś fragment Pisma.


2.2 tradycja modlitwy Jezusowej


a. werset monologiczny


Tradycja monologicznej medytacji monastycznej przekazywana z pokolenia na pokolenia to zwyczaj modlitwy krótkim biblijnym zdaniem. Podkreślmy: nie mantrą, czyli słowem, w którym istotny byłoby zwracanie uwagi tylko na brzmienie dźwięków. Chodzi tu zdecydowanie o zdanie, którego istotą jest treść niesiona przez słowa. Jaka to treść? Historycznie rzecz biorąc, wybór był spory. Ponieważ zawsze najbardziej warto uczyć się od najlepszych, sięgnijmy po zestaw zaproponowany przez słynnego egipskiego mnicha św. Jana Klimaka († ok. 650 r.):


„Niektórzy spośród tych, którzy weszli na drogę wyciszenia, nieustannie mają przed sobą te słowa:


– «Widzę zawsze Pana mego przede mną» (Ps 16,8);
– inni «Przez swą wytrwałość ocalicie wasze życie» (Łk 21,19);
– inni «Czuwajcie i módlcie się» (Mt 26,41);
– inni: «Przygotuj swoje dzieło na czas śmierci» (Prz 24,27);
– a inni: «Byłem uniżony, a On mnie wybawił» (Ps 116,6);
– jeszcze inni: «Cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić» (Rz 8,18);
– inni zaś rozważali zawsze ten werset: «Aby was nie porwał, a nie będzie nikogo, aby was wybawić» (Ps 50,22)”[12].


Jan Klimak będąc jednym z filarów monastycznej duchowości w takim oto kontekście wspomniał modlitwę nazwaną przez niego monologiczną:


„Niech zawsze zasypia z tobą i z tobą się budzi pamięć o śmierci, a także powtarzanie modlitewnych wezwań do Jezusa (monológistos Iesou euche), bo nie znajdziesz lepszej pomocy we śnie”[13].


Modlitwa monologiczna nie jest więc modlitwą jednowyrazową, ale modlitwą jednozdaniową. Jeśli niekiedy (rzadko) przyjmowała postać jednego słowa, to nie było to „jakieś słowo”, ale imię umiłowanej Osoby – imię Jezus. Z oczywistych względów znowu: ważne było wtedy, do kogo imię to się odnosi, a nie tylko, jak brzmi. Wypowiedzenie imienia to przywołanie Osoby wraz ze wszystkimi skojarzeniami, jakie Osoba budzi.


Zdarzało się stosowanie jeszcze innych fragmentów Biblii, niekiedy bardzo krótkich. O starcu Filemonie (ok. 700 r.) zapisano:


„Liturgia świętego starca (Filemona) była następująca: w nocy recytował on cicho cały psałterz i hymny, a także jeden fragment z Ewangelii. Potem siadał w skupieniu mówiąc: «Panie, zmiłuj się». Słowa te powtarzał tak długo i intensywnie, aż nie mógł wydobyć z siebie głosu”[14].


Czasami jednak ten sam mistrz duchowy stosował inne słowo jako materiał do medytacji:


„O abba Filemonie, anachorecie, mówiono, że zamknął się w małej grocie (…) i wiódł ascetyczną walkę, powtarzając w myśli te same słowa, które mówił wielki Arseniusz: «Filemonie, po co wyszedłeś»”[15].


Zdecydowanie największą karierę podczas medytacji mnichów zrobił jednak inny werset zaczerpnięty z Ewangelii. W ciągu historii wybił się na pierwsze miejsce i zdominował w modlitewnej tradycji wszystkie inne. Chodzi tu o zawołanie ślepca Bartymeusza: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” (Łk 18,38).


b. „Panie Jezus Chryste, ulituj się nade mną”


Zobaczmy, jak z rozmaitymi modyfikacjami ten właśnie werset pojawia się na przestrzeni tysiąca lat medytacyjnej modlitwy monastycznej. Podane niżej przykłady pochodzą z wieków od IV do XV, są więc świadectwem nieprzerwanej tradycji duchowości monastycznej przekazanej od starożytności aż do progu nowożytności:


Makary Wielki (†390 r.):


„Myśl jedynie o wezwaniu: «Mój Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną». Zachowując wewnętrzny pokój, ujrzysz Jego Bóstwo, spoczywające w tobie. Rozproszy On mroki namiętności, które są w tobie i oczyści człowieka wewnętrznego – na wzór czystości Adama w raju. Sprawi to owo błogosławione Imię, które wzywał Jan Ewangelista, mówiąc «Światłość świata» (J 8,12) (…) Ustawicznie to Imię rozważaj: przeżuwaj, jak czyni to owca”[16].


Barsaniusz (VI w., Gaza):


„Wzywaj na pomoc świętego Imienia Boga, mówiąc: «Panie Jezu, chroń mnie i przybądź na pomoc mojej słabości»”[17].


Dosyteusz (VI w.):


„Dosyteusz zachowywał ciągłą pamięć o Bogu, ponieważ święty Doroteusz przyzwyczaił go mówić nieustannie: «Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną», a czasem «Synu Boży, wspomóż mnie»”[18].


Praktyka abba Filemona (ok. 700 r.):


„(Na pytanie pewnego brata) «co mam czynić, ojcze?», odparł: «Odejdź, aż będziesz miał w twym sercu wewnętrzne rozważanie (gr. krypté meléte), które może oczyścić (…) twój umysł».


Brat, nie wiedząc o tym, co mówiono, rzekł do starca: «Ojcze, co to jest wewnętrzne rozważanie?». Ten odrzekł: «Idź, bądź uważny i trzeźwy w swym sercu i zachowując czujność z bojaźnią i drżeniem powtarzaj w swym umyśle: ‘Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną’»”[19].


Symeon Nowy Teolog († 1022):


„Gdy pewnego dnia stał i mówił – bardziej w myśli niż ustami: «Boże, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem», nagle z góry obficie zajaśniał Boży blask, który napełnił całe pomieszczenie”[20].


Nicefor Pustelnik (ok. † 1275):


„W piersi każdego człowieka znajduje się zdolność rozumowania (…). Z tego ośrodka rozumu pozbądź się zatem wszelkich myśli. Potrafisz to uczynić, jeśli będziesz chciał. Podaj mu wówczas wezwanie: «Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną».


Przymuszaj go, aby zawsze wołał je w twym wnętrzu, jednocześnie wyłączając wszelką inną myśl. Jeśli w tym wytrwasz przez pewien czas, to otworzy ci się wejście do serca (…). Sam to poznałem z własnego doświadczenia”[21].


Grzegorz z Synaju († 1346):


„Wołaj wytrwale w myśli lub duszy: «Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną». Następnie przenieś swój umysł do drugiej części formuły i mów: «Synu Boży, zmiłuj się nade mną». (…) Nie powinieneś nieustannie zmieniać słów wskutek niedbalstwa lub beztroski, bowiem rośliny stale przesadzane nie zapuszczają korzeni”[22].


„Niektórzy ojcowie zalecali mówić w całości «Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną», inni jedynie w części: «Jezu, Synu Boży, zmiłuj się nade mną» – co jest łatwiejsze ze względu na słabość umysłu”[23].


św. Maksym Kausokalybos († 1365):


„Boski Grzegorz mówi do niego (do Maksyma): «Powiedz mi, święty ojcze, czy zdarzyło ci się, że wówczas, kiedy modliłeś się wezwaniem „Panie Jezu Chryste, Synu, Boży, zmiłuj się nade mną”, niekiedy zaznałeś Bożego uniesienia, albo ekstazy czy też jakiegoś innego daru Ducha Świętego?».


Boży Maksym odpowiedział mu: «Ojcze, po to udałem się na miejsce pustynne, (…) by cieszyć się skutkami modlitwy!»”[24].


Kalikst i Ignacy Ksantopuloi (XIV w.):


„Powinieneś pamiętać o tym, byś od momentu, gdy twój umysł znajdzie się w sercu, nie pozostawał milczącym i bezczynnym. Wciąż natomiast miej w pamięci i rozważaj to wezwanie: «Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną!» Niech umysł nigdy nie ustanie w takim działaniu! (…)


Umysł czyni postępy w walce dzięki łasce Bożej: otrzymuje ją przez stałe (monologiczne), czyste i pełne skupienia wzywanie Jezusa Chrystusem, czynione z wiarą w sercu”[25].


„Usiądź w cichej celi i bez światła, skup swój umysł, (..) Kieruj go powoli do wnętrza serca wraz z oddechem, i ściśle trzymaj się wezwania «Jezu Chryste, Synu Boga, zmiłuj się nade mną!» Równocześnie z oddechem wprowadzaj słowa modlitwy (…) wraz z modlitwą zachowaj pamięć o Sądzie i zapłacie za dobre i złe czyny”[26].


św. Symeon z Tesalonik († 1429):


„Boska modlitwa, czyli wzywanie naszego Zbawcy słowami: «Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną» jest prośbą, oddaniem siebie i wyznaniem wiary”[27].


c. modlitewne strzały św. Augustyna


Jeszcze ważniejsze od naszych współczesnych impresji na temat modlitwy starożytnych mnichów egipskich jest wrażenie, jakie odnosili im współcześni. Starożytni chrześcijanie mieli przecież większe szanse dobrego zrozumienia nauk chrześcijańskich mistrzów modlitwy z Egiptu niż my, którzy żyjemy prawie półtora tysiąca lat później. Oto co myślał o tej metodzie modlitwy św. Augustyn (354-430): pamiętajmy, że jako człowiek żyjący prawie dokładnie w tych samych latach, co słynni egipscy mnisi stojący u początków monastycznej tradycji monologicznej medytacji, miał zapewne lepsze warunki do zrozumienia środowiskowych i kulturowych uwarunkowań modlitwy mnichów z Egiptu. Żył przecież w tym samym co oni państwie oraz w tej samej kulturze i posługiwał się na co dzień tym samym językiem, co Jan Kasjan:


„Bracia w Egipcie odmawiają często modlitwy, ale bardzo krótkie i niejako w pośpiechu, tak aby należyte skupienie, niezbędne na modlitwie, na skutek upływu czasu nie osłabło i nie zanikło zupełnie. W ten sposób pouczają, że nie należy wymuszać skupienia, kiedy się nie potrafi dłużej utrzymać, ani też przerywać rychło modlitwy, kiedy uwaga umysłu trwa dalej”[28].


Najlepiej zrozumieć to przywołując Diadocha z Fotyki (400-485), niewiele tylko młodszego od św. Augustyna, greckiego nauczyciela tego typy modlitwy. Warto przy tym zauważyć, że wszyscy trzej – Jan Kasjan, Augustyn i Diadoch – żyli praktycznie w tym samym czasie. Diadoch był zwolennikiem niezwykle krótkiej modlitwy serca. Proponował wezwanie „Panie Jezus Chryste”, „Panie Jezu” lub „Abba, Ojcze”. Skąd ta zwięzłość? Gdyż Imię Jezusa (lub Ojca niebieskiego) miało wywołać bardzo serdeczne i osobowe związanie się z Tym, który to imię nosi.


„Dusza posiada tę łaskę, która pomaga jej rozważać i wołać ‘Panie Jezu Chryste’; zachowuje się jak matka, która uczy własne dziecko imienia «ojciec» i powtarza je z nim dotąd, aż zamiast dziecięcego szczebiotu będzie w stanie wyraźnie wymawiać, nawet we śnie, «ojcze»”[29].


Na tym przykładzie najlepiej widać sens modlitwy strzelistej: w powtarzających się wezwaniach człowiek formułuje myśl, która jak strzała wzlatuje w górę, ku Bogu.


Tak też opisuje zalety swojej medytacji monologicznej współczesny św. Augustynowi wielki pisarz starożytnego monastycyzmu Jan Kasjan. Zaraz zajmiemy się obszerniej jego nauką o medytacji, tutaj zaś, tytułem wstępnego przygotowania, niech wystarczy nam jeden cytat:


„Nęka mnie pokusa łakomstwa? wołam wtedy:
- Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu”.


Z wielką trudnością umiem dostosować się do skromnej miary posiłków klasztornych? wołam wtedy:
- Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu”.


Podczas czytania Biblii ogarnia mnie nieprzeparty sen? wołam wtedy:
- Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu”[30].


Dlaczego przy końcu zwróciliśmy szczególniejszą uwagę na Kasjana? Gdyż w historii medytacji monologicznej odegrał on tak ogromną rolę, że jego imię do dziś pojawia się w debatach na ten temat. Dlatego też następny rozdział w całości jemu właśnie zostanie poświęcony.


Rozdział 3.
Mistrz starożytnej medytacji monologicznej:
Jana Kasjana Rozmowy z Abba Izaakiem


Mnich Jan Kasjan (360-435) to przybysz z rzymskiego Zachodu, który spędził wiele lat w monastycznym środowisku Palestyny i Egiptu. Miał też obszerne doświadczenie Kościoła powszechnego, zarówno greckiego jak i łacińskiego, skoro przebywał pewien czas w Konstantynopolu i w Rzymie. W ostatniej fazie swojego życia założył w Galii koło Marsylii klasztory. To właśnie wtedy, w latach 426-428, napisał swoje słynne dzieło Rozmowy z Ojcami (Collationes Patrum)[31]. Tytułowi „ojcowie” to egipscy mnisi wczesnego, pionierskiego okresu. To ich doświadczenie duchowe zostało w ten sposób przeniesione i upowszechnione w zachodnim, a więc łacińskim środowisku monastycznym. Do tego doświadczenia należała wschodnia modlitwa medytacyjna, przejęta przez Kościół zachodni, zwłaszcza w tradycji benedyktyńskiej. Tekst Jana Kasjana sprzed szesnastu wieków stał się ważnym argumentem za istnieniem długiej, katolickiej tradycji medytacji dla niektórych współczesnych form medytacyjnych, np. dla zwolenników Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej. Tym ważniejsze jest dokładne poznanie świadectwa Kasjana o medytacji monastycznej przełomu IV i V wieku.


Zdecydowanie najważniejsze w tym względzie są dwie rozmowy z abba Izaakiem, mistrzem monastycznej duchowości egipskiej. Jest to dziewiąta i dziesiąta konferencja w zbiorze Collationes Patrum. Obie mają literacką szatę dialogu na temat dokładnie taki, jaki nas tutaj interesuje: uczeń imieniem Germanus pyta o praktyczną metodę dojścia do doskonałej medytacji, a mistrz – czyli abba Izaak, udziela bardzo konkretnej i szczegółowej odpowiedzi.


3.1 jak wejść na górę medytacji?


a. ścieżka Modlitwy Pańskiej


Jak należało się spodziewać po chrześcijańskim mnichu, abba Izaak sporo miejsca (sześć rozdziałów) poświęcił najpierw czterem rodzajom modlitwy wspomnianym przez św. Pawła: modlitwie prośby, wstawiennictwa, błagania i dziękczynienia (1 Tm 2,1)[32]. Równie ważna rola (siedem rozdziałów) przypadła modlitwie Ojcze nasz, jako podstawowej w duchowym życiu chrześcijanina[33].


Dopiero na tym tle można zrozumieć naukę abba Izaaka, że modlitwa Ojcze nasz podnosi chrześcijanina do wyższego stanu ducha (ad praecelsiorem statum) i prowadzi do „płomiennej i niewysłowionej modlitwy (ad illam igneam, immo ineffabilem orationem)”[34]. Ten właśnie stan ducha jest upragnionym celem mnicha i jego najwyższym szczęściem. Izaak zaczyna od jego opisu, aby potem wskazać, jak go osiągnąć.


b. jak osiągnąć płomienie?


Jest to modlitwa wyróżniająca się nie jakimś dźwiękiem, poruszeniem języka lub słowem (sono vocis, lingae motu, verborum pronuntiatione). Umysł, który doświadczył tego stanu, jest oświecony wlaniem niebiańskiego światła (mens infusionis coelestis illius luminis illustrata)[35].


Pozostaje pytanie: jak osiągnąć ów stan, kiedy to umysł rozpłomieni się i rozpali (inflammata mens atque succensa) i zostanie porwany do czystych i najgorliwszych modlitw (ad orationes puras ac ferventissimas)? Okazuje się, że jest całkiem sporo dróg, których może użyć łaska Boża, aby w ten sposób rozpalić serce człowieka:


– czasem jest to zasłyszany werset któregoś z psalmów,
– niekiedy porywająca melodia śpiewana przez braci,
– innym razem mogą to być słowa kazania czy wygłoszonej konferencji.


Mogą to też być wydarzenia życiowe, jak na przykład konieczność rozstania w obliczu śmierci[36]. Mnich może otrzymać łaskę poruszającą serce na tak różne sposoby – i różne też mogą być jej widoczne skutki.


Czasem skutkiem może być nawet wybuch niekontrolowanych okrzyków radości (in clamores intolerabilis gaudii immensitate) i to taki, że słychać go w sąsiednich celach braci! Innym razem może to być wejście w tajemnicę dojmującej ciszy (intra secretum profundae taciturnitatis), a duch ludzki porażony nagłym oświeceniem (stupor subitae illuminationis) albo trwa przed Bogiem w ciszy albo wyraża to tajemniczymi dźwiękami. Abba Izaak używa tu określenia św. Pawła (Rz 8, 26): „błagania, których nie można wyrazić słowami” (desideria sua gemitibus inenarrabilibus efundat). Innym razem zaś widzialnym skutkiem tej czystej modlitwy są strumienie łez (lacrimarum evaporatione)[37].


Skąd łzy? Czasem wskutek tak żarliwego oczekiwania chwały przyszłego zbawienia, że otwierają się wprost źródła łez spowodowanych wtedy nieopanowaną radością i nieograniczonym entuzjazmem (lacrimarum fontes de intolerantia gaudii et alacritatis immensitate). Mogły też być spowodowane uświadomieniem sobie swoich grzechów lub win innych ludzi, albo bojaźnią przed wiecznym potępieniem[38].


Wygląda na to, że w chrześcijańskiej starożytności zdarzały się i takie monastyczne modlitwy, które swoim żywiołowym emocjonalizmem bardziej przypominały spotkanie współczesnej odnowy charyzmatycznej, niż zastygłe w bezruchu medytacyjne sesje.


c. czy ktoś mnie słyszy?


Używany przez nas do tej pory język opisu modlitwy jako pewnego „stanu” jeszcze nie dość podkreślił to, co w niej – według abba Izaaka – najważniejsze. Modlitwa jest dialogiem osobowym, człowiek rozmawia z Bogiem, coś Bogu komunikuje, a Bóg przekazuje w niej coś modlącemu się człowiekowi. Bez tego personalistycznego aspektu modlitwa starożytnego monastycyzmu w ogóle nie istnieje! Następny, całkiem spory fragment konferencji abba Izaaka dotyczy najważniejszego problemu: czy Ktoś słyszy moją modlitwę? Czy moja modlitwa skutecznie dociera do Boga (preces nostras ad Deum efficaciter penetrasse)? I jak mogę być tego pewny?[39] Nie chodzi o to, aby wprawić się w jakiś stan ducha. Chodzi o to, czy ten stan ducha otwiera mnie na osobową relację z Bogiem żywym i prawdziwym; czy Bóg mnie słyszy i czy ja słyszę Boga.


Jakże często u entuzjastów bezosobowej medytacji bywa dziś nadużywane zdanie z Ewangelii: „Gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się” (Mt 6,6). W Piśmie św. nie jest to jednak zachęta do zamknięcia się w swoim własnym wnętrzu, tak jakby medytujący chrześcijanin miał do czynienia albo ze sobą samym, albo po prostu z nikim. Jezus kończy to ewangeliczne zdanie nad wyraz jasno: „Módl się do Ojca swego, który jest w ukryciu; a Ojciec twój, który jest w ukryciu, odda tobie” (Mt 6,6). A jak interpretuje to zdanie abba Izaak? Jak wzorowy chrześcijanin: jeśli modlimy się w ciszy, to dlatego, aby nie przeszkadzać braciom na modlitwie, aby demony nie usłyszały naszych próśb kierowanych do Boga i nie usiłowały im przeszkodzić, aby w ten sposób nasza modlitwa dotarła przed oblicze Boga jak dym ofiary kadzidła[40].


d. jak to się naprawdę robi?


Czas na najważniejsze: docieramy do kulminacji nauki abba Izaaka, który zniecierpliwionym już nieco słuchaczom opisze w detalach, jak praktycznie medytować. Teraz oto dowiemy się, co znaczy sławetna medytacyjna formuła (łac. formula) i czy rzeczywiście jest to mantra starożytnego chrześcijańskiego monastycyzmu.


Abba Izaak najpierw nauczył swoich uczniów, że trzeba oderwać się do wyobrażeń na temat Boga. Ale co miał przez to na myśli? Czy zachęcał do wprawienia umysłu w stan pozapojęciowego trwania osiągniętego brzmieniem mantry? Jego cel był zdecydowanie inny: ten mistrz starożytnego monastycyzmu całkiem po prostu musiał zmagać się z herezją antropomorfizmu (haeresis Anthropomorphitarum). Okazuje się, że niektórzy mnisi tamtych czasów uważali, że skoro człowiek jest stworzony „na obraz i podobieństwo Boga” (Rdz 1,27), to logicznie rzecz biorąc i Bóg musi być podobny do człowieka. Musi więc mieć podobne ręce, nogi i oczy. I nawet wzrostem Bóg powinien być podobny do ludzi. Jednym słowem – był to obraz Boga analogiczny do tego, jaki wyznają i za naszych czasów niektórzy mormoni.


Abba Izaak oczywiście usilnie zwalczał ten błąd, co doprowadziło nawet jednego z mnichów do kryzysu wiary. W pierwszej chwili zdesperowany mnich wołał: „Nieszczęsny ja człowiek! Zabrali mi mojego Boga (tulerunt a me Deum meum)! I nie mam do kogo się zwracać (et quem adorem iam nescio)”[41].


Izaak cierpliwie uczył, że Bóstwo samo w sobie jest poza wszelkim kształtem i formą. I że mnich, który to zrozumie, będzie mógł duchowo ujrzeć Jezusa, który jak najbardziej ma kształt i formę: po pierwsze taką, jak miał podczas życia ziemskiego, a więc pokorną i cielesną (Jesum humilem vel carneum); po drugie zaś taką, jaką ma po zmartwychwstaniu i jaka ukaże się podczas Jego przyjścia w chwale (Jesum glorificatum in maiestatis suae gloriae venientem). Takie widzenie jest możliwe tylko za pomocą wewnętrznego wzroku duszy (internis obtutibus animae)[42]. Jest to konsekwencja chrześcijańskiej wiary we Wcielenie: Syn Boży stał się i na zawsze pozostaje człowiekiem.


Wobec takiej obietnicy – stawania na modlitwie wobec Bóstwa w nieuchwytnej chwale ponad wszelkim kształtem i formą, oraz wobec Jezusa w Jego chwale niebiańskiej – uczniowie słuchający abba Izaaka dopytują się coraz konkretniej: to wszystko jest bardzo zachęcające, ale jak można to osiągnąć? Chodzi im o najbardziej fundamentalne wskazówki: jak zacząć? Jak poznać pierwsze literki tej wspaniałej księgi duchowości, aby potem móc studiować ją w całej okazałości?[43] Abba Izaak zaczyna więc:


– oto wskażę wam drzwi prowadzące do sali (intra aulam) takiej właśnie modlitwy[44];
– oto wskażę wam formułę takiej modlitwy (orationis formula).


A jest to formuła, za pomocą której każdy mnich ma nieustannie medytować, powtarzając ją w swoim sercu (incessabili volutatione cordis meditari); to ona właśnie usunie z jego serca mnogość wszelkich innych myśli (expulsa omnium cogitationum varietate).


Po tym wprowadzeniu następuje uroczyste przekazaniem pustynnej tradycji modlitwy monastycznej, prawdziwe wtajemniczenie w medytację chrześcijańską, udzielenie formuły modlitwy (formula pietatis). Jest to tak głęboko brzmiące zdanie, że zapoznajmy się z nim w całej jego okazałości:


Erit itaque – ad perpetuam memoriam Dei possidendam –
haec inseparabiliter proposita vobis formula pietatis:
Deus, in adiutorium meum intende;
Domine, ad adiuvandum me festina[45].


(Abyście posiedli stałą pamięć o Bogu
Ta oto formuła modlitwy niech zawsze będzie z wami:
Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu;
Panie, pospiesz ku ratunkowi memu – Ps 70,2).


3.2 moc medytacji


a. moc Słowa Bożego


Po czym następuje istny hymn zachwytu nad mocą tych wspaniałych słów Biblii. I cały czas, zauważmy, nacisk położony jest z całą oczywistością na znaczenie tych słów. Kasjan podkreśla to z całą mocą, mówiąc, że z całego Pisma świętego nieprzypadkowo ten właśnie werset został wybrany jako narzędzie (hic namque versiculus non immerito de toto Scripturarum excerptus est instrumento). Powodem jest właśnie treść tej biblijnej prośby, która streszcza wszystkie uczucia (recipit enim omnes adfectus), jakie człowiek może skierować do Boga. Kasjan w długiej litanii wymienia, jakie to stany modlitewne zawiera ów werset Psalmu: pokorę (humilitatem), czujność (vigilantiam), ufność (fiduciam), świadomość własnej słabości (considerationem fragilitatis) i wiele innych.


Medytacyjna formula to zdanie zawierające prośbę. A moc i skuteczność tej prośby abba Izaak opiewa takimi oto słowami:


- „Nęka mnie pokusa łakomstwa? wołam wtedy:
Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu”.


- Z wielką trudnością umiem dostosować się do skromnej miary posiłków klasztornych? wołam wtedy:
Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu”.


- Podczas czytania Biblii ogarnia mnie nieprzeparty sen? wołam wtedy:
Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu”.


- Walczę z grzesznymi pokusami ciała? albo po pokusach martwię się, aby nie powróciły? albo nęka mnie pycha i zarozumiałość? wołam wtedy:
Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu”[46].


Litania tych przykładów jest w tekście Kasjana o wiele dłuższa i daje bardzo jasny obraz sensu używania „modlitewnej formuły” (formula pietatis): formuła ta przywołuje pomocną obecność osobowego Boga we wszelkiej sytuacji życia chrześcijanina. Ma przepoić całe myślenie, ma instynktownie pojawiać się w pomyślności i w przeciwności, w dzień i w nocy, przy przebudzeniu i przy zasypianiu; jednym słowem – nieustannie. Kasjan zdaje się tu czynić tu aluzję do fragmentu św. Pawła z listu do Efezjan, gdzie czytamy o Bożym wojowniku, który walczy ze złem za pomocą duchowego oręża wiary i modlitwy: „obleczcie pełną zbroję Bożą” (induti loricam iustitiae – Ef 6, 14; u Kasjana: impenetrabilis lorica); „bierzcie wiarę jako tarczę” (sumentes scutum fidei Ef 6, 16, u Kasjana: munitissimus clypeus).


Zdobyta tą metodą medytacja nazwana jest przez Kasjana po prostu „medytacją tego wersetu”, która ma „obracać się nieustannie wewnątrz twego serca” (huius versiculi meditatio in tuo pectore indirupta volvatur). W Rozmowie X Kasjana jest ona traktowana synonimicznie z „modlitwą tym wersetem” (huius igitur versiculi oratio), a więc wołaniem do Boga za pomocą tej właśnie treści.


b. co z tego wyniknie?


To w ten sposób, zapewnia abba Izaak, ta „jedyna myśl w sercu (volutatio cordis) będzie ci niosła zbawienie (tibi salutaris effecta)”. To ona doprowadzi cię do niewypowiedzianej i promiennej modlitwy, której doświadczenie mają tylko nieliczni[47].


Abba Izaak kilkakrotnie powraca do określenia „formuła”: jest to techniczna nazwa modlitewnego tekstu użytego do medytacji. „To właśnie jest formuła, do której umysł powinien przylgnąć bez ustanku” (istam mens indesinentem formulam teneat). To za jej pomocą umysł osiągnie ubóstwo ducha usuwając bogactwo wszelkich myśli (cunctarum cogitationum divitias) ograniczając się do ubóstwa tego jednego biblijnego wersetu (versiculi huius paupertate). W ten właśnie sposób dotrze do ewangelicznego błogosławieństwa (ad illam Evangelicam beatitudinem): „błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5,3). Poprzez takie ubóstwa osiąga się wspaniałość ubóstwa (per istiusmodi paupertatem egregius pauper)[48].


Nie jest to ubóstwo abstrakcyjnego braku wszelkiej myśli. Jest to ubóstwo jednej myśli i to bardzo konkretnej: polegające na przeżywaniu duchowej zależności od osobowego Zbawiciela.


„Jakież większe i świętsze może być ubóstwo niż tego, kto wie, że nie ma żadnej obrony ani żadnej własnej mocy, ale prosi o codzienną pomoc bogactwa kogoś Innego (de aliena largitete quotidianum poscit auxilium)”[49].


Takie duchowe ubóstwo otworzy człowiekowi królestwo Boże, mianowicie pozwoli rozumieć Biblię, a zwłaszcza psalmy. To psalmami modlili się przecież codziennie mnisi, to one były ich duchowym pokarmem przez długie godziny każdego dnia. A pokarm monologicznej medytacji przyniesie taki skutek:


„Obfitując nieustannie na tym pastwisku, mnich posiądzie wszystkie myśli psalmów i zacznie śpiewać je w taki sposób, że będzie je wypowiadać z najgłębszym uczuciem serca, tak jakby były ułożone już nie przez psalmistę, ale raczej jakby były jego własnymi słowami i jego własnymi modlitwami. I rozpozna, że słowa psalmu spełniły się nie tylko dawno temu na osobie proroka, ale że spełniają się też codziennie w jego własnym życiu”[50].


W ten właśnie sposób umysł osiągnie stan nieskalanej modlitwy (ad illam orationis incorruptionem mens nostra perveniat), zapewnia abba Izaak. Nie tylko, że nie odwołując sie do żadnego obrazu Boga, ale nawet nie wypowiadając już żadnych słów, umysł kierując się tylko wewnętrznym ogniem (ignita vero mentis intentione) bez żadnej pomocy zmysłów oddaje się Bogu w „błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (gemitibus inenarrabilibus)[51].


Uczniowie jasno zrozumieli to, co zostało im przedstawione. „Opisałeś nam, ojcze, nie tylko przekaz duchowej dyscypliny (traditionem spiritalis disciplinae), o którą prosiliśmy, ale także jej cel, jakim jest doskonałość (perfectionem)”. A doskonałością tą jest nieustanna pamięć o Bogu (Dei memoria) oraz wyjście z ograniczeń rzeczy widzialnych (a cunctis visibilium terminis) za pomocą jednego tylko biblijnego wersetu (unius versiculi volutatione); w jego krótkim słowie (brevi sermone) zawierają się uczucia wszystkich modlitw (affectus orationum cunctarum).


Uczniowie mają już tylko jedną dodatkową prośbę: jak praktycznie utrzymać skarb tego jednego wersetu, który otrzymali jako „formułę” (hunc versucilum quem nobis vice formulae tradidisti). Po otrzymaniu stosownych wyjaśnień, słuchacze zachwyceni i zdumieni tą nauką z podziwem zaakceptowali naukę o medytacji przekazanym im wersetem (super illius praedicti versiculum meditatione), który pozwala utrzymać jasne i mocne skierowanie umysłu na Boga (sanam et integram mentis intentionem iugi ad Deum servaverint)[52].


c. benedyktyńska kontynuacja


Na zakończenie wypada dodać jeszcze jeden motyw. Waga nauczania Jana Kasjana nie wyczerpuje się tylko w kręgu świadków jego życia. Słynna Reguła św. Benedykta (ok. 480-547)[53] sprawiła, że przez całe stulecia wskazówki Kasjana zalecano kolejnym pokoleniom mnichów Zachodu. Wprawdzie Reguła nie wspomina Kasjana z imienia, ale przy jej końcu znajdziemy wyraźne odniesienie do znanego nam już dzieła Rozmowy z Ojcami: „Czymże są Konferencje Ojców (Collationes Patrum) i Ustawy (Instituta), i ich Żywoty, czymże Reguła świętego ojca naszego, Bazylego, jeśli nie narzędziami, z których pomocą mnisi, dobrzy i posłuszni, budują swoje cnoty (instrumenta virtutum)?”[54].


Reguła św. Benedykta używa też łacińskiego słowa meditatio (lub meditare). Jak należało się tego spodziewać, kontynuuje przy tym tradycję rozumienia medytacji jako rozważania przeczytanego tekstu Słowa Bożego. „Jeżeli zaś po Wigiliach zostanie trochę czasu, ci, którzy tego potrzebują, poświęcą go na rozważanie (meditatio) psalmów i czytań”[55],


Rozdział 4.
„Możesz Go kochać, ale nie pojąć”: Obłok niewiedzy


2.1 nieco wiedzy o Obłoku niewiedzy


a. biblijne źródła


Obraz tajemniczego obłoku, w którym kryje się boska rzeczywistość, był wielokrotnie wykorzystywany w historii duchowości. Najgłębsze źródła tej tradycji można znaleźć w starochrześcijańskiej, alegorycznej interpretacji historii spotkania Mojżesza z Bogiem opisanej w Księdze Wyjścia. Mojżesz i jego lud potrzebowali najpierw oczyszczenia: „Niech wypiorą swoje szaty” (Wj 19,10). Potem przyszło duchowe oświecenie: „Ujrzeli dzieło z szafirowych kamieni, świecących jak samo niebo” (Wj 24,10). Na koniec zaś objawiło się im miejsce, gdzie mieszka Bóg: Mojżesz nie tylko „zbliżył się do ciemnego obłoku” (Wj 20,21), ale nawet „wszedł w środek obłoku” (Wj 24,18).


Zinterpretowana w alegorycznym kluczu ta seria biblijnych scen posłużyła jako prawzór drogi każdego początkującego chrześcijanina. Droga rozpoczyna się od uwierzenia w oczyszczające słowo Boże (katechumenat), prowadzi poprzez ugruntowaną na oczyszczeniu decyzję dostąpienia oświecenia (przyjęcie chrztu), a celem jest zjednoczenie z Bogiem przez karmienie się Eucharystią i słowem Bożym[56]. Ta sama sekwencja biblijnych obrazów stała się też osnową porządkowania duchowej drogi chrześcijan zaawansowanych już w modlitewnej drodze za pomocą schematu trzech okresów życia wewnętrznego: oczyszczenie, oświecenie, zjednoczenie (purificatio, illuminatio, unio).


Piszący przy końcu chrześcijańskiej starożytności Dionizy (VI w.) interpretuje dane biblijne o Mojżeszu jako prawzór drogi duchowej każdego chrześcijanina, lecz w kategoriach tzw. teologii negatywnej: „(Mojżesz) nie spotyka się z Bogiem samym, a jedynie ujrzał – nie Jego samego, gdyż jest On niewidzialny – ale miejsce, gdzie On zamieszkuje”[57].


b. trzynastowieczna kontynuacja


W tej właśnie tradycji trzeba interpretować ważne dzieło na temat medytacji monologicznej, pochodzącą z XIV wieku anonimową książeczkę Obłok niewiedzy. Znajdujemy tam spisaną w porywający sposób w późnośredniowiecznym języku angielskim medytacyjną metodę kontemplacji polegająca na powtarzaniu jak najkrótszego słowa, na przykład „Bóg” lub „grzech”: „Musisz nieustannie powracać do owych słów, i to w takiej kolejności: «grzech» i «Bóg»” (Obłok niewiedzy, 40).


Jaki jest powód zachęcania do takiej właśnie metody modlitwy? Wydaje się, że jest to doprowadzona do ostatecznych konsekwencji i zradykalizowana logika znana nam już z dzieł Jana Kasjana. Pamiętamy, że Kasjan relacjonował nam znalezienie przez mnichów egipskich takiej formuły (czyli frazy biblijnej), która zawierałaby całą naukę Pisma św. w skrócie. I znalazł ją w wersecie Psalmu: „Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu, Boże pospiesz ku ratunkowi memu” (Ps 70,2). Autor Obłoku niewiedzy znalazł jeszcze bardziej radykalne wyjście: niech formułą będą już nawet nie najkrótsze biblijne zdania, ale po prostu pojedyncze wyrazy.


Zewnętrzne podobieństwo tej metody medytacji do stosowania mantry skłoniło nawet niektórych współczesnych praktyków medytacji do interpretowania jej właśnie w kluczu mantrycznym:


„W Obłoku niewiedzy autor wielokrotnie zachęca do wyboru słowa pełnego znaczenia. Jeśli jednak zdecydujemy się na nie, należy zapomnieć o tym, co ono znaczy i tylko wsłuchiwać się w jego dźwięk”[58].


Wrażenie to mogło sie pogłębiać, jeśli ktoś znalazł w czternastowiecznym tekście Obłoku fragmenty, który bardziej pasują do naszego wyobrażenia o buddyzmie niż do tradycyjnej chrześcijańskiej. Podczas medytacji człowiek nie zajmuje się rozważaniem ani żadnego tekstu ani żadnych rozbudowanych prawd wiary. W tym sensie zdaje się zajmować „niczym”. Co wtedy się dzieje?


„Twój naturalny umysł (thi bodely wittes) teraz może się żywić tylko «niczym» (nothing), sądzi bowiem, że ty czynisz właśnie «nic» (nought), czyń dalej owo «nic» i to z miłości do Boga (for Goddes love) (…)


Porzuć «wszędzie» i «wszystko» (this everiwhere and this ought) w zamian za «nigdzie» i «nic» (this noghwhere and this nought) […]


Kiedy człowiek doświadcza w swym duchu owego «nic» w jego «nigdzie» (this nought when it is noughwhere wrought), jego usposobienie podlega najbardziej nieoczekiwanym zmianom”[59].


Albo:


„Gdy zniknie już pamięć o wszystkich innych rzeczach i czynach, [...] wciąż będzie tkwić między tobą a Bogiem wyraźna świadomość twego własnego istnienia (a felyng of thin owne beyng). Także i ona musi zniknąć (behovith alweis be distroied)”[60].


„Ten bowiem doświadcza prawdziwego smutku, kto wie i czuje, nie tylko czym jest, ale że jest (not onli what he is, bot that he is): czyni [to] duszę gotową na przyjęcie takiej radości, która odbiera człowiekowi wszelką świadomość własnego istnienia (felyng of his beyng)”[61].


Czy są to jednak najtrafniej wybrane fragmenty dla zilustrowania intencji owego czternastowiecznego autora? Sprawdźmy, czytając tekst nieco bardziej systematycznie. Według nauki zawartej w tym dziele o medytacji modlący się chrześcijanin znajduje się jakby między dwoma obłokami.


Pierwszy to obłok niewiedzy, który rozpościera się ponad człowiekiem, między nim a Bogiem (this cloude of unknowyng is aboven thee, bitwix thee and thi God).


Drugi, obłok zapomnienia, znajduje się pod człowiekiem, czyli między człowiekiem a stworzeniem (a cloude of forgetyng bineth thee, bitwix thee and alle the cretures)[62].


Źródła tej nauki znajdują się w pismach Ryszarda od św. Wiktora († 1173), który jako pierwszy pisał o nubes ignorantiae (to właśnie jest obłok niewiedzy, który oddziela od Boga) oraz o nubes oblivionis, obłoku niepamięci; ten drugi to obłok zakrywający odpuszczone już grzechy[63].


c. jak wejść w Obłok, by się w nim nie zgubić


Aby praktykować medytację należy najpierw poznać samego siebie. Przez to poznanie autor rozumie jednak nie tyle tak modny dziś psychologiczny wgląd w swój charakter czy swoje nastroje, ale raczej uznanie się za grzesznika, uświadomienie sobie „nędzy i słabości człowieka, w jakie popadł przez grzech”[64]. Jednym słowem, poznanie siebie to poznanie swojej grzeszności.


Kontemplacja jest wyższym szczeblem duchowości, a prowadzi do niej droga przez tradycyjne rozmyślania:


„Żaden człowiek nie może marzyć o kontemplacji, jeśli nie ma fundamentu w licznych, jakże zachwycających rozmyślaniach [...] a to o własnej nędzy, o męce Pańskiej, o łagodności Boga, o Jego wielkiej dobroci i godności”[65].


Bez takiego przygotowanie medytacja nie tylko, że nie będzie skuteczna, ale przyniesie nieopisane duchowe szkody. Niektóre niebezpieczeństwa autor opisuje jako wprost demoniczne:


„(Człowiek) może doświadczać fałszywego ciepła, zrodzonego przez szatana, duchowego wroga (a fals hete wrought by the feende) [...] ten człowiek może sobie wyobrażać, iż jest to płomień miłości, rozpalony i podtrzymywany łaską i dobrocią Ducha Świętego: ogrom zła rodzi się z tego fałszu”[66].


Bardzo dobitnie sformułowano przestrogi przed przeskakiwaniem etapów i wkraczaniem w opisaną przez siebie medytację od razu, zwłaszcza bez nieustannej konsultacji z kierownikiem duchowym:


„Nazbyt wcześnie, z zuchwalstwem i pewnością siebie, jakie towarzyszą przewrotnemu rozumowi (theire corious witte), porzucają pokorną modlitwę i pokutę i podejmują to, co wydaje im się duchową pracą odpowiednią dla ich duszy – a w istocie, jeśli naprawdę ją wykonują, nie jest niczym ani cielesnym, ani duchowym (neither bodily worching ne goostly worching).


Mówiąc krótko: jest to rzecz nienaturalna, a nade wszystko dzieło szatana (the devel is the cheef worcher therof). Jest też najkrótszą drogą do śmierci, cielesnej i duchowej, gdyż będąc szaleństwem a nie mądrością (woodnes and no wisdom), wpędza człowieka w szał (woodnes)”[67].


Można w ten sposób wejść w kontemplację, ale odwodzącą chrześcijanina od Boga. Jest to wejście w duchowe zwiedzenie:


„Ludzie ci wyobrażają sobie, że w pokoju ducha kontemplują swojego Boga, wolni od rozproszeń przez próżne myśli [...] Teraz pracuje nad nimi diabeł (that same

feende [...]is the cheef worcher of this werk)”[68].


Dlatego pierwszy etap tradycyjnych chrześcijańskich rozważań jest absolutnie konieczny:


„Lectio, meditatio i oratio, lub też czytanie, rozmyślanie i modlitwa: [...] rozmyślanie nie jest możliwe, jeśli wpierw nie odbyli czytania lub słuchania”; „(a dla) tych, którzy oddają się kontemplacji, to jest czytelników tej książki: medytacja jest dla nich jak gdyby nagłym rozpoznaniem i niejasną świadomością własnej nędzy albo Bożej dobroci (of theire owne wrechidnes, or of the goodnes of God)”[69].


d. co tak naprawdę dzieje się w Obłoku?


Dopiero na takim fundamencie można budować modlitwę polegającą na czystej kontemplacji obecności Boga: „miej w umyśle tylko Boga samego, który stworzył cię i wykupił, i łaskawie powołał do tego stanu życia – nie miej o Nim żadnej innej myśli”[70]. Jak widać, nie chodzi tu o to, aby nie mieć żadnej myśli w ogóle; idea polega raczej na tym, aby mieć tylko jedną myśl: o Bogu i tylko o Nim, a nie na przykład o Jego dziełach czy ewentualnych aktach pomocy dla modlącej się osoby.


Medytacja za pomocą krótkiego słowa nie ma na celu opróżnienie umysłu z wszelkiej myśli, jak dzieje się to w przypadku mantry. Wręcz przeciwnie, służy podkreśleniu i realizacji jednej myśli:


„Czysty zamiar [a naked entent] skierowany ku Bogu, i tylko ku Niemu: [...] jeśli pragniesz wyrazić ten zamiar w jednym słowie, by go tym łatwiej zachować, wybierz do tego celu słowo krótkie, najlepiej jedną sylabę. Im krótsze słowo, tym lepsze, bardziej bowiem przypomina działanie Ducha: na przykład «Bóg » albo «Miłość». Wybierz sobie któreś nich albo jeszcze inne, byle tylko było jak najkrótsze. I przytwierdź je mocno do serca, by zawsze w nim było, cokolwiek się stanie.


Będzie ci tarczą i włócznią, tak w walce, jak i w pokoju.
Tym słowem przebijać będziesz obłok i ciemność ponad sobą.
Tym słowem zgnieciesz każdą myśl pod obłokiem zapomnienia”[71].


Wbrew proponowanej dziś drodze na skróty łączącej modlitwę Obłoku niewiedzy z medytacyjną mantrą, podobieństwo między nimi jest tylko zewnętrzne. To prawda, że zarówno mantra jak i modlitewny tekst Obłoku są krótkie. Ale na tym podobieństwo się kończy. O ile adept mantrycznej medytacji jest zachęcany, aby zapomnieć o znaczeniu mantry i by tylko wsłuchiwać się w jej dźwięk, o tyle znaczenie słów wypowiadanych w omawianej tu średniowiecznej medytacji chrześcijańskiej jest jak najbardziej istotne. Podkreślmy to wyraźnie: właśnie nie brzmienie, ale znaczenie.


Słowa „grzech” i „Bóg” oraz ich kolejność zostały wybrane ze względu na ich treść, a nie na ich brzmienie:


„Musimy modlić się nie w wielu słowach, ale krótkim słowem najlepiej o jednej sylabie. Jakie to będzie słowo? Zapewne takie, jakie odpowiada naturze samej modlitwy [...] Modlitwa jest pobożnym zwróceniem naszej woli ku Bogu, z zamiarem uzyskania dobra i odepchnięcia zła. [...]


Kiedy modlimy się w intencji usunięcia zła, powinniśmy wymawiać, myśleć i rozumieć tylko to jedno słowo: «grzech».


Jeśli zaś modlimy się w intencji uzyskania dobra, módlmy się – ustami, myślą, czy pragnieniem – tylko tym jednym słowem: «Bóg». Gdybym mógł znaleźć krótsze jakieś słowo, które w pełni ujmowałoby myśl o dobru i o złu [...] wówczas użyłbym ich, tamte zaś porzucił”[72].


Znaczenie słowa „grzech” ma prowadzić do nawrócenia, a słowa „Bóg” – do odnalezienia Bożej obietnicy spotkanie z Odkupicielem. Łatwo zauważyć, że znajdujemy się w samym centrum Pisma świętego: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15).


„(Rozmyślaj) o własnej nędzy lub o dobroci Boga tylko przez pojedyncze słowa: [...] Niech «grzech» oznacza cały ciężar grzechu, bez wdawania się w szczegóły: [...]


to nieledwie instynktowna świadomość grzechu, który scaliłeś w jeden nieznośny ciężar, i który nie jest niczym innym, jak tobą samym (none other thing than thiself)”[73].


„Człowiek przestraszony niespodziewanym wybuchem ognia [...] odczuwa potrzebę, by spiesznie wołać o pomoc [...] Jak zatem to czyni? Zapewne nie przez wiele słów, ani nawet nie jednym słowem o wielu sylabach! [...]


Podobnie krótkie słowo o jednej sylabie (a lityl worde of o sylable) przenika uszy Wszechmocnego Boga (peersith the eres of Almyghty God) szybciej niż jakikolwiek rozwlekły psalm, bezmyślnie odklepany. Dlatego właśnie napisane jest: «Krótka modlitwa przenika niebiosa (schort preier peersith heven)»”[74].


Ciekawe jest skądinąd pochodzenie tego ostatniego skojarzenia. „Krótka modlitwa przenika niebiosa” to wariacja tekstu z Księgi Syracha Oratio humiliantis se nubes penetrabit (Syr 35,21 Vlg), chociaż tam oznacza raczej, że niebiosa przenika modlitwa człowieka pokornego. Zaś jeszcze bardziej ciekawe, że w takim samym znaczeniu jak autor Obłoku niewiedzy (czyli krótkiej modlitwy) użył tego sformułowania św. Jan od Krzyża[75]. Łacińska parafraza tego zdania z Syr 35,21 była obiegowym powiedzeniem w późnośredniowiecznej Anglii: Brevis oratio penetrat celum. I w takiej właśnie formie tekst trafił do Obłoku… Ale wróćmy do samego tekstu:


„Cały twój duch winien być wypełniony treścią tego jednego słowa «grzech» (fille thi spirit with the goostly bemenyng of this worde synne) [...] Wykrzykuj nieustannie w duchu to jedno «Grzech! Grzech! Grzech!», «Pomocy! Pomocy! Pomocy!» [...] ciało i dusza po równi pełne będą smutku i przygniecione ciężarem grzechu (fillid with sorow and kumbryng of synne) [...] musisz nieustannie powracać do owych słów i to w takiej kolejności: «grzech» i «Bóg»”[76].


Zbliżając się do Boga z pomocą tej metody „unieś serce ku górze w ślepym wzlocie miłości (a blynde steryng of love) i rozważaj na przemian: «grzech» i «Bóg». Boga chcesz mieć, grzech pragniesz odrzucić”[77].


e. modlitwa strzelista przebija obłoki


Wspomniany w tekście Obłoku niewiedzy „czysty zamiar” [naked entent] to nic innego jak miłość do Boga:


„Nawet jeśli dobrze jest czasem myśleć szczególnie o Bożej dobroci [...], jednak teraz wszelka taka myśl musi zostać odsunięta i okryta obłokiem zapomnienia. Ty zaś masz wstąpić ponad ten obłok [...] z miłością gorejącą ku Bogu: [...] przeszyj gęsty obłok niewiedzy ostrą strzałą stęsknionej miłości” (a scharp darte of longing love)[78].


Określenie modlitwy za pomocą metafory strzały jest nam już dobrze znane: odnosiło się przecież tradycyjnie do modlitwy strzelistej, znanej dobrze od czasów egipskich mnichów i od św. Augustyna. Jest to przede wszystkim strzała miłości. Nawet jeśli na modlitwie „ciemność i obłok (this derknes and this cloude) pozostają miedzy tobą Bogiem”, i jeśli „przeznaczone ci jest odczuć Go albo ujrzeć w obecnym życiu jedynie w tym obłoku i w ciemności”[79], to przecież „dusza przywrócona do pierwotnego stanu przez łaskę, zdolna jest w pełni pojąć Boga przez łaskę”[80]; „możliwe jest kochać Go, ale nie myśleć o Nim (He may wel be loved, bot not thought)”. Być może jeszcze lepiej można by to oddać innymi słowami: „możesz Go kochać, ale nie pojąć”.


To właśnie dlatego „przeszyj gęsty obłok niewiedzy ostrą strzałą stęsknionej miłości”[81]. I wołaj o pomoc: „Gdyby dusza grzeszna mogła wykrzyknąć jedną krótką sylabę z całej wysokości, głębokości, długości szerokości ducha, Bóg słysząc ten krzyk udręczenia zawsze by ją wysłuchał i jej dopomógł (he scholde be alweis herde and holpen of God)”[82].


2.2 czy Ktoś tam jest?


Jedynym celem tak pojętej modlitwy medytacyjnej jest osobowe spotkanie z Bogiem. Gdyby nie oczekiwanie, że Ktoś jest ukryty w obłoku niewiedzy i że da nam poznać siebie samego, cała opisana tu medytacja nie miałaby żadnego sensu.


„Pracuj wytrwale i z wielkim pośpiechem [...] Czy nie widzisz, że On na ciebie czeka? (Seest thou not how He stondeth and abideth thee?)”[83].


Niech dowodnie pouczą nas o tym kolejne fragmenty dzieła: „W kontemplacji Bóg zostaje otoczony miłością do Niego samego, bardziej niż wszystkie rzeczy stworzone: praca ta jest nade wszystko czystym pragnieniem, jednomyślnym zamiarem ducha skierowanym wyłącznie ku Bogu samemu (a nakid entente directe unto God for Himself)”[84].


Przekroczenie dystansu między człowiekiem a Bogiem jest możliwe tylko przez darmowy dar łaski, na który właściwą odpowiedzią jest miłość: „On może ci zesłać promień duchowego światła (a beme of goostly light), który przeniknie obłok niewiedzy pomiędzy Tobą z Nim [...] Poczujesz wówczas, jak twoja tęsknota wybucha płomieniem Jego miłości (Than schalt thou fele thine affeccion enflaumid with the fiire of His love)”[85].


Miłość wzbudzona w ten sposób w sercu człowieka jest najwyższą i jedyną nagrodą za trud medytacji: „Niech ci wystarczy, że odczuwasz poruszenia miłości, choć nie znasz przyczyny, i że w wewnętrznej tęsknocie nie znajdujesz żadnej myśli o czymkolwiek mniejszym niż Bóg, że ku Niemu zwracasz swoje pragnienie, proste i niezmienne (that thin entent be nakidly directe unto God)”[86]. Jest to dar miłości doznawany w spotkaniu Bożego dziecka ze swoim Stwórcą i Odkupicielem: „ktokolwiek otrzyma łaskę wykonania tego, o czym mówię, wda się jakby w miłą zabawę z Bogiem (God gamesumli pley with hym), który niczym ziemski ojciec bawi się ze swoim dzieckiem, tuląc je i całując; i znajdzie w tym radość”[87].


Rozdział 5.
Złoty wiek mistyki: mniej monologii, więcej wyobraźni


5.1 Św. Teresa: medytacja w dobrym towarzystwie


a. „postaraj się, córko, o towarzystwo”


Św. Teresa z Avila (1515-1582) skierowała do swoich mniszek dość niezwykłą radę: „postaraj się, córko, o towarzystwo”. Cóż ta rada miała znaczyć i jaki to ma związek z medytacją?


Zacznijmy od dość zewnętrznego aspektu medytacji terezjańskiej, jakim jest całkiem po prostu uspokojenie umysłu. Jest to potrzebne, gdyż zdarzają się: „umysły tak niespokojne, że można by je porównać z koniem nieokiełzanym, którego żadna siła utrzymać nie zdoła; w ciągłych podskokach rzuca się to na prawo, to na lewo”[88]. Jako żywo przypomina to uwagę popularną we współczesnych kręgach miłośników medytacji, że na wstępie trzeba „uspokoić małpy skaczące po drzewach z gałęzi na gałąź”, a więc nieopanowaną gonitwę myśli. Dziś często jako sposób na uspokojenie proponuje się pogrążenie w wewnętrznej ciszy własnego psychizmu, ewentualnie wspomagane recytacją mantry. Św. Teresa proponuje drogę radykalnie odmienną, w której odczytujemy odwołanie się do ewangelicznej obietnicy: „Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy w nim przebywać” (J 14,23):


„Król i władca nieba i ziemi wstępuje do domu mego, aby mi łaskę wyświadczyć i ze mną się ucieszyć, a ja Mu przez pokorę ani słowa nie odpowiadam, usuwam się od towarzystwa Jego i zostawiam Go samego! I gdy On sam w łaskawości swojej żąda, bym Go prosiła, czego mi potrzeba, ja przez pokorę wolę pozostać w ubóstwie i nędzy swojej i uporczywie milczę, aż w końcu On odejdzie, nie mogąc pokonać tej zaciętej mojej nieśmiałości! W taką pokorę, córki, nie wdawajcie się, ale rozmawiajcie z Nim jak z Ojcem, jak z Bratem, jak z Panem [...] jesteście oblubienicami, macie na to słowo Oblubieńca”[89].


Według św. Teresy taki właśnie sposób spędzania czasu w kaplicy jest medytacją, choć trzeba przyznać, że ona sama używa innego określenia, mianowicie „modlitwa skupienia”. Owszem, wysiłkowi skupienia towarzyszy dźwięk słów: nie jest to jednak mantra, ale opisana wyżej serdeczna rozmowa z Bogiem:


„Ten sposób modlitwy, choć ustny (vocalmente), nierównie prędzej niż inne doprowadza umysł do skupienia się (se recoge el entendimiento) [...]. Nazywa się ten sposób modlitwą skupienia (recogimiento), dlatego że dusza skupia tu wszystkie władze swoje i wchodzi w siebie razem z Bogiem swoim”[90].


Zauważmy: dusza wchodzi w siebie, ale nie jest sama, jest z Kimś. Jak ma wyglądać ta modlitewna rozmowa? Ma to być medytacja scen biblijnych połączona z głęboką świadomością: medytuję nie wytworzony przeze mnie obraz, ale sceny z życia Umiłowanego, realnie obecnego tu i teraz:


„Wróćmy teraz do naszej modlitwy ustnej (oración vocal), by się nauczyć, jak ją mamy odmawiać, aby Pan, gdy zechce, mógł nam użyczyć daru wyższej modlitwy [...]


Że modlitwę należy poprzedzić rachunkiem sumienia, odmówieniem aktu skruchy i znakiem krzyża świętego, tego wam, jako rzeczy wiadomej, nie potrzebuję mówić.


Zaraz po tym wstępie, ponieważ jesteś sama, postaraj się, córko, o towarzystwo (tener compañía). [...]


Przedstaw sobie Pana stojącego tuż przy tobie i patrz, z jaką miłością i jaką pokorą raczy ciebie nauczać. Wierz mi, tak dobrego przyjaciela (tan buen amigo) nigdy nie powinnaś odstępować. Gdy się przyzwyczaisz być zawsze w Jego obecności, a On będzie widział, że czynisz to z miłością i starasz się we wszystkim Jemu podobać, już się od Niego – jak to mówią – nie odczepisz. [...] Czy to mała rzecz, sądzicie, mieć zawsze i wszędzie przy boku takiego przyjaciela (un tal amigo al lado)? ”[91]


Oto kolejny przykład, jak proste może być medytowanie w szkole św. Teresy z Avila i do jak głębokich i mistycznych rezultatów może prowadzić:


„Jako środek wielce ku temu pomocny, radzę każdej, by postarała się dla siebie o jakiś, według własnego upodobania, obrazek czy figurę Pana naszego, nie po to, by je nosić ukryte w zanadrzu i nigdy nie spojrzeć na nie, ale aby przed tym wyobrażeniem jak najczęściej z Nim rozmawiać (hablar muchas veces con El).


Bądźcież pewne tego, córki, że gdy tak pilną i cierpliwą pracą nad sobą przyzwyczaicie siebie do ustawicznej pamięci na to, że wszędzie i w każdej chwili Pan jest z wami i przyuczycie się rozmawiać z Nim jak najczęściej, takie stąd dla duszy waszej odniesiecie korzyści, że gdybym dzisiaj chciała je wam opisywać, może nie dałybyście mi wiary”[92].


Znajdujemy się w dobrej, biblijnej szkole modlitwy. To od Mojżesza przecież zaczyna się tradycja modlitwy przy pomocy świętych wizerunków: „Wykujesz ze złota dwa cheruby. Cheruby będą miały rozpostarte skrzydła ku górze i zakrywać będą swymi skrzydłami przebłagalnię. Tam będę się spotykał z tobą i sponad przebłagalni i spośród cherubów, które są ponad Arką Świadectwa, będę z tobą rozmawiał o wszystkich nakazach, które dam za twoim pośrednictwem Izraelitom” (por. Wj 25, 18-22).


Z rad dotyczących swojej metody modlitwy nasza święta dodaje jeszcze zamknięcie oczu, co jest „zwyczajem doskonałym i dziwnie pożytecznym”. Stopniowo medytujący człowiek nauczy się panować nad swoimi zmysłami. Kresem tej umiejętności jest otwarcie się na dar największy: „na rozkaz Pański (zmysły) zupełnie się uspokoją i wraz z duszą wejdą w odpoczynek doskonałej kontemplacji (contemplación perfecta)”[93]. Innem elementem metody jest powolne odmawianie modlitw spełniające biblijne zalecenie „na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie” (Mt 6,7):


„Z wielkim spokojem i bez utrudzenia będziemy się modlili odmawiając Ojcze nasz i inne jakie zechcemy modlitwy, a Pan sam, w nagrodę za usilność naszą i staranie o zostawanie z Nim, przyjdzie nam w pomoc, ułatwi nam pracę i zrozumie mowę naszą [...].


I kiedy przedtem, może po wiele razy odmawialiśmy Modlitwę Pańską bez skutku, teraz od pierwszego razu ją przyjmuje. [...] Choćbyśmy przez całą godzinę raz tylko odmówili tę modlitwę Jego, jeśli tylko pamiętamy na to, że jesteśmy z Nim i rozumiemy, o co Go prosimy [...], i cieszymy się Nim, iż tak miłościwie jak prawdziwy Ojciec raczy mieszkać z nami – tego Mu dosyć i bynajmniej nie żąda, byśmy sobie głowę zaprzątali, wysilając się na długie mowy”[94].


Być może tak wymienione elementy metody (zamknięte oczy i powolne wymawianie słów modlitwy ze szczególnym zwróceniem uwagi na ich treść) wydaje nam się w naszych czasach mało oryginalne. Ale dla św. Teresy są to sprawy wyraźnie drugorzędne, jako że cały nacisk kładzie na usilne przypominanie sobie: Pan jest ze mną, jest przy mnie.


„Do osiągnięcia tego skupienia różne są sposoby, podawane w książkach o modlitwie wewnętrznej. Zalecają one mianowicie, byśmy starali się odwracać myśl od rzeczy zewnętrznych, dla łatwiejszego zbliżenia się do Boga; byśmy [...] usiłowali choć chwilami wejść w siebie i wspominali na obecność Tego, który przebywa we wnętrzu naszym, co jest z wielkim pożytkiem dla duszy. Jednym słowem, byśmy przyzwyczajali się rozmawiać z Nim bez słów, bo On będąc w nas, wszystkie rozumie”[95].


Widzimy, że mistyka Teresy nie jest jakąś próbą zdobywania obecności Boga, ale raczej pogłębiania świadomości obecności Boga. Jest to obecność przez łaskę: głęboka wiara w to, że nie trzeba być gadatliwym jak poganin, wystarczy medytować Bożą obecność, aby doświadczyć, że Ojciec niebieski i Chrystus przyjdą i będą w nas przebywać.


b. doskonałość kontemplacji doskonałej


Nigdy dość podkreślania tego właśnie aspektu: zwykłe, codzienne modlitwy chrześcijanina są dobrą drogą do stanu niezwykłej kontemplacji, gdyż jest ona tożsama z intensywną świadomością obecności Bożej:


„Nie sądźcie, siostry, by mała była korzyść z modlitwy ustnej, dobrze odmawianej (rezar vocalmente con perfección). I zdarza się, upewniam was, że w chwili odmawiania Ojcze nasz lub innej modlitwy (rezando oración vocal) Bóg podniesie was do doskonałej kontemplacji (contemplación perfecta). W ten sposób daje poznać, że słyszy, co się do Niego mówi, sam w swojej boskiej łaskawości mówiąc do niej i zawieszając jej rozum, i myśli jej zatrzymując, (suspendiéndole el entendimiento y atajándole el pensamiento)”[96].


Człowiek w takim modlitewnym stanie „cieszy się posiadaniem Boga, a nie pojmuje, w jaki sposób (sin entender cómo gozan)”, „płonie miłością, a nie rozumie, jak kocha (no entiende cómo ama)”:


„To jedno jasno widzi, że rozkosz, którą się cieszy, nie jest taka, by rozum zdołał ją pojąć i serce ogarnąć; wola, nie rozumiejąc jak, przylega cała do tej rozkoszy i tyle tylko rozumie i czuje, że jest to dobro, na które zasłużyć niepodobna, choćby zniosła wszystkie, jakie mogą być na tej ziemi cierpienia i męki. Jest to dar Tego, który i jej, nieba i ziemi jest Panem, który, gdy chce obdarzyć, obdarza po Bożemu. To jest, córki, kontemplacja doskonała (contemplación perfecta)”[97].


Widzimy, że ten stan ducha, który jawi się św. Teresie jako kontemplacja doskonała niekoniecznie ma wiele wspólnego z poczuciem transcendentalnego przekroczenia jaźni. To raczej egzystencjalne, osobowe spotkanie z Osobą miłującego Boga. Jak do tego dość? Oto jak wielka święta mistyczka z Avila odpowiada na pytanie, na czym polega droga do kontemplacji doskonałej:


„Rozumiecie teraz, czym ona się różni od rozmyślania, które, jak mówiłam, zasadza się na tym, byśmy pamiętały i rozumiały, co mówimy i z kim mówimy, i kto my jesteśmy, które śmiemy mówić do Pana tak wielkiego. Zastanawianie się nad tym i nad innymi podobnymi rzeczami, jak źle temu Panu służyłyśmy, jak wielki mamy obowiązek dobrze Mu służyć – to jest modlitwa myślna. Nie jest to, jak widzicie, żadna filozofia, niech więc nie przeraża was ta nazwa. Odmawiać Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo czy inne pacierze, to jest modlitwa ustna.


Zważcie jednak, jaka by to była fałszywa muzyka, gdyby nie szła w parze z tamtą; same nawet wyrazy nie byłyby dobrze wymówione. W obu tych rodzajach modlitwy możemy same nieco z łaski Bożej uczynić. W kontemplacji jednak, jak ją wyżej opisałam, nic nie możemy. Tutaj sam Bóg wszystko czyni; jest to własne i wyłączne dzieło Jego, przewyższające wszelkie możliwości naszej natury”[98].


Trzeba przyznać, że jako pisarka św. Teresa nie jest mistrzem precyzji, stosowania dokładnych pojęć i szeregowania logicznych wywodów. Jest za to mistrzem modlitwy, którą można przeżywać w wymienionych tu trzech aspektach czy poziomach: modlitwy ustnej, modlitwy myślnej i kontemplacji doskonałej.


– Modlitwa ustna (oración vocal) to recytowanie zwyczajowych tekstów modlitewnych z wielką uwagą zwróconą na to, co i do kogo się mówi.


– Modlitwa myślna (oración mental) to rozważanie przedstawionych sobie w wyobraźni biblijnych scen (zauważmy: „modlitwa myślna” to wyrażenie zastępujące św. Teresie określenie medytacja).


– Kontemplacja doskonała (contemplación perfecta) to skutek praktykowania powyższych dwóch etapów: jest to świadomość spełnienia ewangelicznej obietnicy i doświadczenie, że Bóg Ojciec i Jezus Chrystus faktycznie przyszli i zamieszkali w sercu chrześcijanina (por. J 14,23).


5.2 medytacja z mistrzem: św. Jan od Krzyża


Św. Jan od Krzyża (1542-1591) jest o wiele mniej skłonny do dzielenia się z czytelnikiem tak ciekawymi dla nas dzisiaj szczegółami, jak odpowiedź na (trywialne zapewne dla niego) pytanie: co właściwie należy robić podczas medytacji? Ale przy odrobinie trudu można skłonić także jego teksty do mówienia na ten temat, choćby wyczytując to z – oczywistych dla niego, ale nie dla nas – uwag zawartych w dziele Noc ciemna. Wprawdzie tekst dotyczy tego, co św. Jana od Krzyża naprawdę pasjonuje, a więc kontemplacji, ale autor przy okazji wspomina pokrótce o etapach, które ją poprzedzają. A były to: medytacja przy użyciu wyobraźni (wyobrażanie sobie biblijnych scen) oraz medytacja sukcesywna (a więc rozważanie biblijnych prawd jedna po drugiej).


„Chociaż dusza wiele czyni ze swej strony, nie może już rozmyślać (meditar) ani rozważać przy użyciu wyobraźni (jak przedtem). Bóg bowiem zaczyna się tu udzielać duszy nie przez zmysły, jak to przedtem czynił za pomocą rozumowania, które kojarzyło i dzieliło pojęcia, lecz za pomocą czystego ducha, w którym nie ma już rozważania (discurso) sukcesywnego. Udziela się jej prostym aktem kontemplacji (sencilla contemplación), do której nie dosięgają ani zmysły zewnętrzne, ani wewnętrzne niższej części człowieka. Stąd pochodzi, że wyobraźnia i fantazja nie mogą się oprzeć na żadnym rozważaniu (consideración), ani też w przyszłości już nie uczynią w nim ani kroku naprzód”[99].


Kolejny fragment przybliży nam dokładniej znaczenie słowa medytacja u św. Jana od Krzyża. Mówiąc dalej o etapie życia duchowego zwanym nocą zmysłów, pisze o przeprowadzeniu „z życia zmysłowego do bardziej duchowego”, przez co rozumie przejście „od rozmyślania do kontemplacji (de la meditación a contemplación)”. Medytacja jest więc modlitwą, w której człowiek „posługuje się swymi władzami” (co ma znaczyć władze duszy, a więc wola, rozum i pamięć). Dlatego zamiennie ze słowem „medytacja” używa wyrażenia „rozmyślanie” (discurso) – a nawet „myślenie”, jak choćby w następnym fragmencie:


„Niech się nie troszczą, o czym mają myśleć i rozważać (pensarán y meditarán), lecz zadowalają się miłosną i spokojną pamięcią o Bogu (una advertencia amorosa y sosegada en Dios). Niech pozostają bez starań i wysiłków, by odczuwać i kosztować Boga (gustarle y sentirle). Albowiem wszystkie te wysiłki niepokoją i rozpraszają duszę, wyprowadzając ją z tego spokojnego ukojenia i słodkiego odpoczynku kontemplacji (contemplación)”[100].


Przy okazji dowiedzieliśmy się, jaki jest cel medytacji! Jest nim, w najszczęśliwszym przypadku, dojście do kontemplacji. A ta opisana jest w wysoce personalistycznych i egzystencjalnych kategoriach: pełna miłości i spokoju pamięć o Bogu.


5.3 medytacja wyobraźnią: Ignacy Loyola


Nasza techniczna mentalność dwudziestego pierwszego wieku (zainteresowana zawsze pytaniem: jak to się wykonuje?) znajdzie najbardziej wdzięcznego rozmówcę w osobie św. Ignacego Loyoli (1491-1556). Ten mistyk w swoich Ćwiczeniach duchownych (Ejercicios espirituales[101]) całkiem zwyczajnie udziela praktycznych wskazówek, krok po kroku, jak medytować w jego szkole.


Ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli w dużej części można rozpatrywać jako naukę prawidłowego odczytywania wewnętrznego doświadczenia człowieka w spotkaniu z prowadzącym go Duchem Świętym. Cały wysiłek wielotygodniowych ćwiczeń szedł nie tyle w stronę nabycia nowych twierdzeń teologicznych, co raczej w rozbudzenie doświadczalnej strony wiary. W naszym zadaniu bardzo pomoże nam fakt, że często i jednoznacznie używa słowa „medytacja” lub „medytować”.


„Pod nazwą Ćwiczenia duchowne rozumiemy każdy rachunek sumienia, rozmyślanie (meditar), kontemplację, modlitwę ustną i myślną (orar vocal y mental)… ”[102].


„Osoba, która innej udziela pouczenia o sposobie i porządku rozmyślania (meditar) i kontemplacji, powinna opowiadać wiernie treść kontemplacji lub rozmyślania (meditación)”[103].


„Udzielający ćwiczeń powinien zwrócić usilnie uwagę temu, który je odprawia, że każde z pięciu ćwiczeń lub kontemplacji, które winien odprawić każdego dnia, powinno trwać jedną godzinę. Niech zatem (rekolektant) stara się mieć zadowolenie w duszy ze świadomości, że wytrwał w danym ćwiczeniu pełną godzinę – i raczej dłużej niż krócej. Nieprzyjaciel bowiem zwykł był bardzo zabiegać, by spowodować skrócenie godziny takiej kontemplacji, rozmyślania lub modlitwy (contemplación, meditación o oración)”[104].


Medytacja to uwaga zwrócona na konkretne sceny biblijne. Jest tak do tego stopnia, że św. Ignacy może posłużyć się wyrażeniem „medytacja wizualna” (meditación visible)”:


„Trzeba tutaj zwrócić uwagę na to, że podczas kontemplacji lub rozmyślania o przedmiocie widzialnym (la contemplación o meditación visible), takim jak kontemplowanie Chrystusa, naszego Pana, który jest widzialny, wyobrażenie miejsca będzie (na tym polegało, że) okiem wyobraźni ujrzę miejsce materialne, w którym się znajduje to, co chcę kontemplować”[105].


* * * * * * * *


W podsumowaniu można stwierdzić: złoty wiek mistyki hiszpańskiej (XVI w.) to czas, kiedy medytacja coraz bardziej angażowała wyobraźnię i rozum człowieka, a aspekt monologiczny wyraźnie usunął się w cień. Warto jednak zauważyć, że nawet św. Teresa z Avila, tak bardzo propagująca medytację wizualną, ostatecznie też zawarła w swojej metodzie elementy monologiczne, gdy zachęcała do powolnego i medytacyjnego recytowania modlitwy Ojcze nasz.


Przypisy


[1] Por. ks. R. Pietkiewicz, Biblia szkołą medytacji chrześcijańskiej, (w:) „Życie konsekrowane” 5(103) 2013, s. 46-53; ks. J. Misiurek, Modlitwa. Medytacja. Kontemplacja. Mistyka. Dzieje problematyki, Lublin 2011, ss. 223-264; Zarzycki S.T. SAC, Medytacja, hasło (w:) Chmielewski M. ks. (red.), Leksykon duchowości katolickiej, Kraków 2001, ss. 501-515.
[2] Do wersetu Ps 1,1-2 odnosi się św. Tomasz w swoim komentarzu do Ewangelii św. Jana (VIII, 4, 1: 1195) używając słowa meditatio w znaczeniu: rozważania tekstu dla wzmocnienia wiary: „dicit «si manseritis», scilicet per fidei stabilitatem, per continuam meditationem, Ps. I, 2: «in lege eius meditabitur die ac nocte»”.
[3] Żywot św. Antoniego, 2.
[4] Żywot,3.
[5] Żywot,3.
[6] Opowiadania dla Lausosa, XI, 4.
[7] Opowiadania dla Lausosa, XXXII, 12.
[8] Pachomiusz, Polecenia, 139.
[9] J. Naumowicz, Wstęp, (w:) Filokalia, teksty o modlitwie serca, Tyniec 1998, s. 22.
[10] Hezychiusz z Synaju, O czujności i modlitwie, 174-175, (w:) Filokalia, s. 185-186.
[11] J. Naumowicz, Wstęp, dz. cyt., s. 21.
[12] św. Jan Klimak, Drabina do nieba, 27, (w:) Filokalia, s. 159-160.
[13] św. Jan Klimak, Drabina do nieba 52, (w:) Filokalia (wyd. 2004), s. 185.
[14] Mowa bardzo pożyteczna o abba Filemonie, (w:) Filokalia, s. 137.
[15] Mowa bardzo pożyteczna o abba Filemonie, (w:) Filokalia, s. 134.
[16] Cnoty św. Makarego Wielkiego, (w:) Filokalia, s. 85-86.
[17] Barsaniusz, Książka najbardziej pożyteczna dla duszy, 659, (w:) Filokalia, s. 131.
[18] Doroteusz, Żywot Dozyteusza, (w:) Filokalia, s. 132.
[19] Mowa bardzo pożyteczna o abba Filemonie, (w:) Filokalia, s. 138-139.
[20] Św. Symeon Nowy Teolog, Katecheza, 22, (w:) Filokalia, s. 202.
[21] Nicefor Pustelnik, O czujności i straży serca, (w:) Filokalia, s. 245.
[22] Grzegorz z Synaju, O duchowym wyciszeniu i dwóch sposobach modlitwy, (w:) Filokalia, s. 250-251.
[23] Grzegorz z Synaju, Wytrwałość w modlitwie wewnętrznej, (w:) Filokalia, s. 255.
[24] Żywot naszego świętego ojca Maksyma Kausolibosa, (w:) Filokalia, s. 278.
[25] Kalikst i Ignacy Ksantopuloi, Centurie, 18.24, (w:) Filokalia, s. 284-285.
[26] Kalikst i Ignacy Ksantopuloi, Centurie, 25, (w:) Filokalia, s. 286.
[27] św. Symeon z Tesalonik, O świętej i przebóstwiającej modlitwie, (w:) Filokalia, s. 293.
[28] Św. Augustyn, List do Proby, List 130,9.
[29] Diadoch z Fotyki, O doskonałości, 59-69, Filokalia, teksty o modlitwie serca, Tyniec 2004, s.130-132.
[30] Kasjan, Konferencje, X, 10.
[31] Kasjan, Collationes, PL 49, 477-1328; w polskim tłumaczeniu noszą tytuł Konferencje.
[32] Kasjan, Konferencje IX, 9-14.
[33] Kasjan, Konferencje IX, 18-24.
[34] Kasjan, Konferencje IX, 25.
[35] Kasjan, Konferencje IX, 25.
[36] Kasjan, Konferencje IX, 26.
[37] Kasjan, Konferencje IX, 27. Warto pamiętać, że gemitibus inenarrabilibus oznacza dosłownie „niewymownymi jękami”, wskutek czego ten sam werset w tradycji duchowości odnowy charyzmatycznej stał się jednym z uzasadnień modlitwy językami, a więc modlitwy głośnej i często wspólnotowej.
[38] Kasjan, Konferencje IX, 29.
[39] Kasjan, Konferencje IX, 32-34.
[40] Kasjan, Konferencje IX, 35-36.
[41] Kasjan, Konferencje X, 3.
[42] Kasjan, Konferencje X, 6.
[43] Kasjan, Konferencje X, 8.
[44] Kasjan, Konferencje X, 9.
[45] Kasjan, Konferencje X, 10.
[46] Kasjan, Konferencje X, 10.
[47] Kasjan, Konferencje X, 10.
[48] Kasjan, Konferencje X, 11.
[49] Kasjan, Konferencje X, 11.
[50] Kasjan, Konferencje X, 11.
[51] Kasjan, Konferencje X, 10.
[52] Kasjan, Konferencje X, 14.
[53] Święty Benedykt z Nursji, Reguła, Tyniec-Kraków 1994.
[54] Reguła LXXIII, 5-6.
[55] Reguła VIII, 3. W podobnym kontekście znajduje się czasownik meditare w Regule XLVIII, 23 oraz LVIII, 5.
[56] por. Dionizy, O teologii mistycznej, 1.
[57] por. Dionizy, O teologii mistycznej, 1.
[58] J. Main OSB, Chrześcijańska medytacja, Tyniec- Wydawnictwo Benedyktynów 2012, s. 47. Ważne w tej kwestii wydaje się zdanie: „Niewłaściwe byłoby dopatrywanie się związków pomiędzy bezpojęciową modlitwą prostoty Obłoku niewiedzy a technikami medytacyjnymi buddyzmu. (…) Zawsze jest to spotkanie z Kimś – kto się objawił, zesłał Syna, stał się człowiekiem”, W. Giertych, Wstęp (w:) Obłok niewiedzy, Poznań, s. 14-15.
[59] Obłok niewiedzy, 68-69, tłum. W. Unolt, Poznań (W drodze) 1986, s. 37. Tekst oryginalny: The Cloud of Unknowing, (red.) J. Gallacher, Kalamazoo, Michigan: Medieval Institute Publications, 1997
[60] Obłok niewiedzy, 43.
[61] Obłok niewiedzy, 44.
[62] Obłok niewiedzy, 5.
[63] W. Giertych, Wstęp (w:) Obłok niewiedzy, Poznań, s. 13.
[64] Obłok niewiedzy, 13.
[65] Obłok niewiedzy, 7.
[66] Obłok niewiedzy, 45.
[67] Obłok niewiedzy, 51.
[68] Obłok niewiedzy, 52.
[69] Obłok niewiedzy, 35-36.
[70] Obłok niewiedzy, 7.
[71] Obłok niewiedzy, 7.
[72] Obłok niewiedzy, 39.
[73] Obłok niewiedzy, 37.
[74] Obłok niewiedzy, 37.
[75] Św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, II, XIV,13.
[76] Obłok niewiedzy, 68-69.
[77] Obłok niewiedzy, 42.
[78] Obłok niewiedzy, 6.
[79] Obłok niewiedzy, 3.
[80] Obłok niewiedzy, 4.
[81] Obłok niewiedzy, 6.
[82] Obłok niewiedzy, 38.
[83] Obłok niewiedzy, 26.
[84] Obłok niewiedzy, 24.
[85] Obłok niewiedzy, 26.
[86] Obłok niewiedzy, 34.
[87] Obłok niewiedzy, 46.
[88] Św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 19,2.
[89] Św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 28,3.
[90] Św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 28, 4.
[91] Św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 26, 1.
[92] Por. św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 26,9-10.
[93] Św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 28, 6-7.
[94] Św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 29,6.
[95] Św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 29,5.
[96] Św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 25,2.
[97] Św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 25,2.
[98] Św. Teresa z Avila, Droga doskonałości, 25,3.
[99] Św. Jan od Krzyża, Noc ciemna, I, IX, 8-9.
[100] Św. Jan od Krzyża, Noc ciemna, I, X, 4.
[101] Ejercicios espirituales de San Ignacio de Loyola, texto autografo, Ediciones Cristo Rey 1977.
[102] Ejercicios espirituales, 1.
[103] Ejercicios espirituales, 2.
[104] Ejercicios espirituales, 12.
[105] Ejercicios espirituales, 47.




sobota, 1 lutego 2014

Hinduistyczne korzenie medytacji chrześcijańskiej?




ks. bp Andrzej Siemieniewski
ks. Mirosław Kiwka


Hinduistyczne korzenie medytacji chrześcijańskiej?


1. „Medytacja chrześcijańska”: historyczne korzenie w hinduizmie?


Pamiętamy, że w życiu o. Johna Maina, który zapoczątkował idee Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM), medytacja pojawiła się z inspiracji nauczyciela hinduizmu. Przypomnijmy, jak relacjonuje początki współczesnej odnowy „medytacji chrześcijańskiej” sam o. L. Freeman w swoich książkach, kolejno w Praktyce medytacji oraz w książce Jezus – wewnętrzny nauczyciel:


„John Main podczas pobytu na Malajach poznał hinduskiego mnicha, który nauczył go praktyki medytacji […]. [Potem] w tradycji ojców pustyni odkrył praktykę medytacji, przekazaną Zachodowi przez Jana Kasjana, mistrza św. Benedykta. Praktyka ta podobna była do tej, jakiej nauczył się na Malajach”[1].


„[...] w młodości Main od hinduskiego nauczyciela nauczył się medytować z mantrą”[2].


Drugi z wielkich ojców-założycieli WCCM twierdzi wprawdzie, iż „nie jest prawdą, że John Main przystosował dla potrzeb chrześcijaństwa hinduskie metody”[3], ale wszystko wskazuje jednak na to, że właśnie tak sprawy się mają. Z tego wynika też uderzające podobieństwo hinduistycznej praktyki medytacyjnej do tego, co w WCCM nazywa się „medytacją chrześcijańską”.


Fakt tego podobieństwa zauważają też inni autorzy. Słynny o. Beda Griffiths (1906–1993), brytyjski mnich katolicki, potwierdza połączenie tradycji hinduizmu, praktyk ojców pustyni, tradycji zakonu św. Benedykta i współczesnej metody o. Maina i o. Freemana. W jego oczach jawi się to jako owoc badawczej pracy nad starożytnymi tekstami monastycznymi:


„Mantra jest słowem z sanskrytu i wywodzi się z zamierzchłej historii medytacji w Indiach. Geniuszem ojca Johna [Main] było odnalezienie tego sposobu modlitwy u Kasjana i ojców pustyni […]. Mantra stała się jego «wynalazkiem», on pierwszy wystawił ją na światło dzienne i uczynił z niej prawowitą metodę modlitwy we współczesnym Kościele”[4].


Pewnie dlatego wiele akcentów tej „medytacji chrześcijańskiej” jest bardziej charakterystycznych dla historii hinduizmu, a mniej dla chrześcijaństwa. Zacząć więc trzeba od tego, że nauczyciele WCCM chętnie podkreślają nieprzypadkową zbieżność ich metody z metodą hinduizmu. Ojciec L. Freeman pisze, że skoro „medytacja jest uniwersalną praktyką duchową”, którą „w tradycji chrześcijańskiej określano mianem modlitwy kontemplacyjnej”, to nic dziwnego, że „tradycję tę znaleźć można we wszystkich wielkich religiach świata”[5].


2. Ile hinduizmu w medytacji?


Dość często w tekstach używanych w WCCM spotkamy się z podkreślaniem, że praktykowana tu medytacja jest wspólnym dziedzictwem wielu religii: „Być na nowo połączonym z naszym centrum to cel każdej religii. Z objawienia chrześcijańskiego wiemy, że nasze centrum, głębiny naszego ducha, zamieszkuje Duch Boży”[6]. Wydaje się, że wspomniane tu objawienie rozumiane jest jako dostarczenie chrześcijańskiej terminologii na opisania tego, co w pozostałych religiach określane jest innymi terminami, właściwymi kulturom, w których te religie wyrosły. Wrażenie to może się pogłębić, gdy dowiadujemy się, że w medytacji zasobem, z którego czerpiemy, jest po prostu natura:


„Codziennie rano usiąść, zamknąć oczy i od początku do końca medytacji powtarzać to jedno słowo modlitwy: zacznij w ten sposób, czerpiąc z głębi własnej natury”[7].


Nawet jeśli mamy tę naturę przekroczyć, to i tak nie bardzo widać tu rolę jakiegoś specyficznie chrześcijańskiego daru łaski czy Ducha Świętego otrzymanego przez wiarę w Chrystusa: „Celem medytacji jest dotarcie do naszego punktu centralnego i doświadczanie autotranscendencji, przekraczania samego siebie i podążania dalej”[8].


Droga do Boga wydaje się mniej prowadzić przez to, co Bóg ma nam do powiedzenia w swoim historycznym słowie (treść Biblii i wiara Kościoła), a o wiele bardziej przez to, co już jest w naszym wnętrzu na mocy tego, że po prostu jesteśmy ludźmi:


„Jak medytować: siadamy z wyprostowanym kręgosłupem, oddychamy spokojnie i regularnie i zaczynamy powtarzać nasze słowo modlitwy: Maranatha. Cztery jednakowo zaakcentowane sylaby: Ma-ra-na-tha. Wypowiadamy swoją mantrę od początku do końca trwania medytacji.


Celem recytacji mantry jest utrzymanie nas na ścieżce medytacji, odwracanie naszej uwagi od iluzji, od pragnienia i prowadzenia w głąb rzeczywistości, którą jest Bóg. Tak długo, jak podążamy tą ścieżką, tak długo, jak powtarzamy swoją mantrę, pokonujemy rozproszenia i jesteśmy coraz bliżej nawiązania kontaktu z tym, co stanowi korzeń naszego jestestwa”[9].


Jak się wydaje, bardziej niż chrześcijańskie prawdy wiary znajdujemy tu podstawowy dogmatyczny rdzeń hinduizmu i buddyzmu: że wszelka żyjąca istota ma naturę Buddy. Oznacza to, że człowiek ma już wszystkie zasoby duchowe w sobie, w zasięgu ręki. Potrzebuje więc nie tyle Zbawiciela przychodzącego z zewnątrz, co raczej Oświeconego, a więc nauczyciela (właśnie Buddy), pomagającego odkryć naturalne zasoby duchowe już posiadane, ale jeszcze nieuświadomione. Czytając wprowadzenia do chrześcijańskiej mantrycznej medytacji monologicznej, można natknąć się na liczne wyrażenia prowadzące w tę właśnie stronę. Wprawdzie terminologia jest chrześcijańska, ale czytelnik odnosi wrażenie, że intencją autora jest oddanie myśli: chrześcijanie wyrażają przy pomocy swojej terminologii to samo, co hinduiści lub buddyści wyrażają przy użyciu swoich określeń. Różnica między religiami jawi się jako ograniczona do odmienności kultury i języka:


„W hinduizmie Upaniszady mówią o duchu Jedynego […]. W tradycji chrześcijańskiej Jezus mówi o Duchu, który mieszka w naszych sercach”[10].


„Być na nowo połączonym z naszym centrum to cel każdej religii. Z objawienia chrześcijańskiego wiemy, że nasze centrum, głębiny naszego ducha, zamieszkuje Duch Boży”[11].


„Gdy siadamy, by medytować, wówczas odwracając nasz umysł od myślenia o sobie czy o Bogu i od wyobrażania sobie czegokolwiek, wkraczamy do samego centrum naszej istoty. Celem jest […] osiągnięcie stanu całkowitego wyciszenia i skupienia w samym centrum naszego jestestwa”[12].


Niekiedy nawet sam Jezus jawi się nie tyle jako autentyczny Boski Pośrednik między człowiekiem a Bogiem, jako źródło łaski i dawca Ducha Świętego (którego człowiek z natury jeszcze nie ma i ma Go dopiero otrzymać przez wiarę w Jezusa Chrystusa). Jawi się bardziej jako wzór świadomości, którą my sami też możemy posiąść, jeśli tylko latami będziemy praktykować mantrę:


„Otwierasz się na doświadczenie, które było udziałem Jezusa. Doświadczenie Jezusa to doświadczenie bycia umiłowanym Synem Boga. W Jezusie możemy otworzyć się na identyczne doświadczenie. […] Nasze centrum jest tym miejscem, gdzie Go można odnaleźć. Medytacja, powtarzanie mantry […] jest pielgrzymką do tego centrum, gdzie On przebywa i gdzie my w Nim istniejemy”[13].


Oto inny fragment:


„Powszechny Świt nastąpił […]. To światło nie jest niczym innym, jak tylko świadomością Jezusa […]. Mamy udział w Jego świadomości. Rozumiemy tak, jak On rozumie”[14].


Jak ocenić przytoczone przykłady rozumienia duchowej ścieżki proponowanej w mantrycznej medytacji chrześcijańskiej? Wiemy z lektury Nowego Testamentu, że św. Paweł głosił Ducha Świętego, którego jego słuchacze jeszcze nie mają, ale dopiero mają otrzymać przez wiarę w Chrystusa. Takie nowe wylania Ducha opisywane są jako skutek działalności Apostołów w Dziejach Apostolskich i znane są z historii Kościoła. Natomiast czytelnik tekstów WCCM odnosi raczej wrażenie, że naszym zadaniem jest tylko uświadomienie sobie tego, co ludzie już mają z natury, ale jeszcze o tym nie wiedzą:


„[Medytując] dostrzegamy rzeczywistość jako całość zintegrowaną przez podstawową energię kosmosu, jaką jest energia miłości: […] «Zostaliście naznaczeni pieczęcią, Duchem Świętym, który był obiecany» (Ef 1, 13) […]. Najważniejszym przesłaniem, jakie chrześcijanie mają obowiązek głosić całemu światu, każdemu, kto ma uszy do słuchania, jest prawda, że ten Duch rzeczywiście zamieszkuje w naszych sercach i że zwracając się ku niemu z całkowitą uwagą, my też możemy żyć pełnią miłości”[15].


Jednak to „zwrócenie się z uwagą” za pomocą mantry jest, jak się wydaje, uwagą skierowaną na samą uwagę, bo przecież nie na historię Jezusa z Nazaretu i na historię wylewania Ducha od Pięćdziesiątnicy począwszy. W tej interpretacji „chrześcijaństwo jest wezwaniem, charakterystycznym dla każdej prawdziwej duchowej doktryny – do otwarcia się na własnego wiecznego ducha, na swoje własne zakorzenienie w tym, co wieczne”[16]. A także: „Najważniejszą myślą nauki chrześcijańskiej głoszonej przez Ewangelię jest prawda, że Jezusa w całym bogactwie Jego Rzeczywistości możemy odnaleźć w naszym własnym sercu”[17]. Jako czytelnicy Biblii pamiętamy jednak coś zgoła innego: iż chrześcijaństwo jest otwarciem się nie na własnego ducha, ale na wiecznego Bożego Ducha, którego świat nie ma, a którego otrzymuje się przez wiarę. A gdzie znajdujemy Jezusa w całym bogactwie? „Słowo Chrystusa niech w was przebywa z [całym swym] bogactwem: z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha” (Kol 3, 16). Kościół modli się też przed Najświętszym Sakramentem: „w Którym są ukryte wszystkie skarby mądrości i umiejętności”, myśląc o biblijnych i sakramentalnych łaskach, które przychodzą do naszego wnętrza z zewnątrz, jako dar.


3. Relatywizacja chrześcijaństwa


Czy to wszystko jest naprawdę aż takie ważne? Czy jest o co kruszyć kopie? Czy tak wielka jest różnica między bezpojęciową medytacją za pomocą beztreściowej jednowyrazowej mantry a medytacją za pomocą krótkiego zdania skierowanego z głębi serca do osobowego Boga? Czy jednego i drugiego nie można nazwać mantryczną medytacją chrześcijańską?


Różnica jednak jest. Pierwsza sprawa, już poruszona, to wierność prawdzie, także tej historycznej. Nie można wprowadzenia zupełnie nowej metody modlitewnej – a więc słuchania czystego brzmienia bezosobowej mantry – przedstawiać jako kontynuacji katolickiej tradycji modlitewnej, gdyż w chrześcijaństwie takiej tradycji nie było. Oczywiście, każdy ma prawo czerpać z tradycji buddyzmu i hinduizmu, jeśli taka jest jego wola. Jest to realizacją jego prawa do wolności religijnej. Aby działo się to jednak w wolności, potrzebna jest rzetelna informacja co do faktycznej historii duchowości chrześcijańskiej.


Jest jeszcze inny aspekt całej sprawy, mianowicie dalekosiężny skutek przyjęcia postawy duchowej proponowanej w niektórych pismach WCCM. Można by pojawiające się tu znaki zapytania zgrupować w trzy sekcje: niechrześcijańska reinterpretacja Biblii; reinterpretacja historii Kościoła oraz relatywizacja wartości chrześcijaństwa.


a. Reinterpretacja biblijnej duchowości


Lektura książek o. L. Freemana nader często stawia nas wobec wizji chrześcijaństwa, w której odnosimy wrażenie, że właściwym duchowym partnerem człowieka jest on sam dla siebie. Czytamy na przykład: „w pierwszych wiekach chrześcijanie kładli wielki nacisk na modlitwę, rozumieli ją jako głębokie wejście w siebie”[18]. To prawda, że chrześcijanie często zachęcali do głębokiego wejścia w siebie: ale czy to nazwaliby modlitwą? Czy każdy starożytny chrześcijanin nie powiedziałby, że do modlitwy, jak do tanga, „trzeba dwojga”? Ja sam sobie nie wystarczę.


Idźmy dalej. Jakże typowe dla biblijnego chrześcijaństwa jest pojęcie przebaczenia. Pismo Święte przedstawia nam przebaczenie jako międzyosobową relację: albo proszę kogoś innego o przebaczenie, albo ja sam komuś innemu przebaczam. Ale lektura niektórych tekstów WCCM nasuwa wątpliwość, czy do przebaczenia człowiekowi nie może wystarczyć on sam. „Najszybszą drogą wyjścia ze stanu grzechu jest przebaczenie”, a „musimy zacząć od wybaczenia sobie”[19].


Podobnie jest ze skruchą – czy jest ona relacją międzyosobową, postawą grzesznego stworzenia wobec świętego Stwórcy? Niekoniecznie, gdyż okazuje się, że Stwórca nie jest specjalnie potrzebny, wystarczy mantra: „stosujemy mantrę – jest to forma skruchy”[20]. W ten sposób nastąpi „skrucha, [która] jest przejrzeniem przez różne maski naszego ego”[21]. A w efekcie postąpimy krok dalej: „Tym, co pozwala nam przejrzeć ego, jest centrum świadomości” i nastąpi wyzwolenie: „ego jest śmiertelne, ale prawdziwa jaźń […] centrum świadomości, nie umiera, trwa wiecznie”[22]. I to jest spotkanie z najwyższą tajemnicą zapowiedzianą w Ewangelii: „Jaźń jest zawsze obecna, jest to JA JESTEM Boga” (por. J 8, 58)[23].


Na pierwszy rzut oka nie wygląda to specjalnie jak chrześcijaństwo. To raczej brzmi i wygląda jak hinduizm. Ale być może zwolennikom takiej postaci „medytacji chrześcijańskiej” to nie przeszkadza, skoro ich nauczyciel głosi: „nie chcę powiedzieć, że chrześcijaństwo wygrywa jakąkolwiek rywalizację o pierwszeństwo nad innymi religiami”[24].


„Jezus nie przykazywał, że mamy chodzić do kościoła lub synagogi, że mamy dopełnić tego lub innego religijnego rytuału albo obrzędu, słuchać kapłanów i księży”[25], czytamy u o. Freemana i dochodzimy do wniosku, że musi mówić o jakiejś postaci imieniem Jezus, innej niż ta opisana w Biblii. Jezus Ewangelii jak najbardziej przykazuje – by użyć tego języka – aby „dopełnić religijnego rytuału”, kiedy polecił uczniom „to czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22, 19), albo kiedy mówił: „idźcie udzielając chrztu” (Mt 28, 19). Mówił też o tym, aby słuchać przełożonych religijnej wspólnoty: „Czyńcie i zachowujcie wszystko, co wam polecą” (Mt 23, 3), oraz „Kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10, 16).


„Jezus był nauczycielem kontemplacji. Bardzo wyraźnie ukazuje to rozdział szósty Ewangelii św. Mateusza” – zapewnia czytelnika o. Freeman i nieco dalej kontynuuje: „Pierwszym elementem w nauczaniu Chrystusa, pierwszym elementem medytacji, jest wewnętrzność”, w dalszej części książki: „mamy ufać”, „mamy być cisi i spokojni”. Na koniec okazuje się, że nauka Jezusa zawiera „zasadnicze elementy medytacji jako modlitwy serca”, a jest to „istota wszelkich form modlitwy we wszystkich religiach”[26]. Ale czy to pełna prawda? W rozdziale szóstym Ewangelii św. Mateusza Jezus uczył osobowej rozmowy z Bogiem, który jest Ojcem. Nie jest to forma modlitwy wspólna wszystkim religiom. Wręcz przeciwnie, wiele religii, jak np. buddyzm, w ogóle nie uznaje osobowego Boga. To dlatego o. Freeman może twierdzić, że „sedno wszelkich prawdziwie duchowych form modlitwy sprowadza się do skupienia na tym, co znajdziemy w piaście koła, naszym własnym sercu”, podczas gdy Jezus Ewangelii uczy inaczej: sedno wszelkich prawdziwie chrześcijańskich form modlitwy sprowadza się do spotkania z osobą Boga: „módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu, a Ojciec twój, który jest w ukryciu, odda tobie” (Mt 6, 6)”[27].


W bezosobowej interpretacji Pisma Świętego osobowy Bóg staje się coraz bardziej zbędny. Czytamy na przykład, że „św. Paweł pisze w Liście do Efezjan, że stan czujności prowadzi do ducha mądrości i objawienia i dalej do gnosis, czyli wiedzy duchowej”[28], podczas gdy Apostoł wyraża pragnienie: „…aby Bóg dał wam ducha mądrości i objawienia” (Ef 1, 17).


Podobnie rzecz ma się z chrztem. Święty Paweł miał podobno uważać chrzest „mimo wszystko za niezbędny element tożsamości chrześcijańskiej” i za „obrzęd mistyczny”, wskutek czego ten „znak przynależności do grupy słabych wyznawców” był też „znakiem inicjacji w społeczność”[29]. Prawdziwy św. Paweł nie pisał jednak nic o chrzcie jako elemencie tożsamości i znaku grupowej przynależności. Pisał natomiast o chrzcie jako „przyobleczeniu się w Chrystusa” (Ga 3, 27) albo nawet o „zanurzeniu w Chrystusa Jezusa” (Rz 6, 3). Znowu biblijny wątek osobowej relacji z Bogiem przez sakrament został zreinterpretowany na użytek bezosobowej praktyki medytacyjnej.


„Chrystus mówi, abyśmy zaakceptowali siebie takimi, jakimi jesteśmy, nawet jeśli czujemy, że nie jesteśmy takimi, jacy powinniśmy być”[30], pisze o. L. Freeman. Może to być zgodne z upragnionym celem bezosobowej religijności medytacyjnej, ale nie jest zgodne z Ewangelią, gdzie „każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi” (Mt 5, 22) i gdzie „z serca pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, nierząd, kradzieże, fałszywe świadectwo, przekleństwa: to właśnie czyni człowieka nieczystym” (Mt 15, 19)”. Przykłady można by oczywiście mnożyć, ale tyle wystarczy, by zorientować się, na czym polega różnica między nauką o akceptowaniu swojego aktualnego stanu moralnego a nauką o nawróceniu siebie, które zaczyna się od niezaakceptowania stanu, w którym się znajduję.


„Jezus mówi, że najwyższą wartością w życiu jest prawdziwa jaźń. Cóż wart jest człowiek, jeśli wszystko zyskuje, a zatraca siebie” (por. Łk 9, 25; Mt 16, 26; Mk 8, 36) – czytamy w książce Praktyka medytacji[31]. Nawet jeśli tak mówi dziś nauczyciel WCCM, to na pewno nie mówił tak Jezus. Jego słowa: „kto chce zachować swoje życie, straci je”, nie dotyczą utraty prawdziwej jaźni. Są zresztą wyjaśnione dość dokładnie w Ewangelii: „Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów” (Łk 9, 23-26)”. Stawką jest życie wieczne w królestwie w osobowej obecności Chrystusa i Boga Ojca, a nie abstrakcyjna jaźń.


„Bóg kocha w jednakowy sposób wszystkich […] buddystów, muzułmanów i chrześcijan – wszystkich” – pisze o. Freeman, a tę niewątpliwie prawdziwą tezę ilustruje zdaniem Apostoła: „Bóg nie ma ulubieńców” (por. Dz 10, 34). To z kolei prowadzi do zapewnienia, że „nasza praktyka medytacyjna może wywrzeć radykalny wpływ na nasze życie duchowe w religii, jaką wyznajemy”[32]. Czy jednak Apostoł miał na myśli, że Bogu jest wszystko jedno, jaką kto religię wyznaje, byle medytował? Nic podobnego, wystarczy rzut oka do Dziejów Apostolskich, aby się przekonać, że Apostoł Piotr miał na myśli właśnie coś odwrotnego: „Bóg nie ma względu na osoby” ma oznaczać, że każdy może zostać chrześcijaninem, niezależnie od tego, czy jest Żydem, czy poganinem, hinduistą czy buddystą. Bóg nie ma względu na osoby i dlatego każdego przyjmie do Kościoła przez nawrócenie, wiarę w Ewangelię i przez chrzest.


Tych kilka wybranych przykładów pokazuje istotę omawianej tu reinterpretacji Pisma Świętego. Dlaczego Jezus opisany w Nowym Testamencie zachowuje się i mówi inaczej niż Jezus z cytowanych tu książek? Dlaczego Apostołowie, którzy albo znali osobiście Jezusa albo (jak św. Paweł) doskonale znali Jego współtowarzyszy, odnieśli zupełnie inne wrażenie ze spotkania ze Zbawicielem niż czytelnik niektórych książek o nowej medytacji chrześcijańskiej? Wyjaśnieniem tego problemu jest nauka o oryginalnym Jezusie: istnieje oryginalny Jezus oraz – obok niego, jeszcze inny Jezus historyczny. Ten historyczny jest zniekształcony przez „niezliczone wizerunki nagromadzone przez religię i kulturę”; natomiast ten oryginalny – to po prostu duchowe doświadczenie, które jest udziałem człowieka oddającego się mantrycznej medytacji. Duchowy stan, którego dostępuje – to właśnie jest spotkanie z „oryginalnym Jezusem”, a „spotkanie z oryginalnym Jezusem znaczy więcej, niż zetknięcie się z Jezusem historycznym; oryginalny Jezus objawia się wtedy, gdy odkładamy na bok niezliczone wizerunki nagromadzone przez religię i kulturę”[33].


b. Relatywizacja wartości chrześcijaństwa


Skoro „medytacja w tradycji mantry jest to tradycja powszechna” i dlatego „znajdujemy ją też we wczesnej tradycji chrześcijańskiej”[34], to chrześcijaństwo nie jest w jakiś sposób wyróżnione spośród innych religii. Na pytanie: „Która religia jest lepsza?”, pada odpowiedź: „To zależy od osoby: możemy mieć dobrego buddystę i złego chrześcijanina lub dobrego chrześcijanina i złego buddystę”. Odpowiedź jest znowu niewątpliwie prawdziwa, ale jest nie na temat, gdyż jest raczej uchyleniem się od uczciwego postawieniem problemu. Podczas formułowania tej odpowiedzi nastąpiła zmiana treści pytania, tak że „religię” zastąpił niepostrzeżenie „wyznawca religii”. Równie dobrze można by podważyć sens medytacji, mówiąc (zgodnie z prawdą), że „możemy mieć dobrego nie-medytującego i złego medytującego”, i wyciągnąć wniosek, że wszystko jedno, czy się medytuje, czy nie…


Pada też argument – pozornie biblijny – „Jezus powiedział: «Nie ten będzie zbawiony, kto mówi ‘Panie, Panie…’, ale ten, który wykonuje wolę Bożą»”[35]. Czy wola Boża obejmuje w tej interpretacji też wyznawanie religijnej prawdy? Ewangelia na pewno o tym mówi: „Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem” – powiedział przecież Jezus (J 14, 6). Ale wiemy już, że nie chodzi o Jezusa opisanego w Ewangelii, wcielonego Syna Bożego, który stał się pobożnym Izraelitą. Chodzi o byt duchowy obdarzony imieniem Jezusa i opisany w taki oto sposób: „Na granicy naszej świadomości spotykamy przewodnika, który przeprowadza nas przez istotny posterunek duchowej ewolucji”[36]. Ten byt jest tożsamy z naszym centrum i z głęboką Jaźnią, skoro „medytacja praktykowana jako dyscyplina pozwala nam otworzyć się na tajemnicę medytacji jako podróży do naszego centrum, podróży ku Bogu”[37].


Czy pomoże nam dokonywane niekiedy rozróżnienie między medytacją a kontemplacją?


„Medytacja oznacza «przebywanie w centrum», bycie zakorzenionym w centrum naszego własnego jestestwa, natomiast kontemplacja oznacza «bycie w świątyni Boga». Tą «świątynią» jest nasze serce, nasze centrum. Istotą bycia z Bogiem, w rozumieniu pierwotnego Kościoła, jest absolutna jedność, jedność a Absolutem”[38].


Poważną trudność jednak stanowi fakt, że w dalszym ciągu odnosimy wrażenie, iż serce człowieka jest świątynią Boga z natury. Bardziej pasuje to do dogmatu hinduistyczno-buddyjskiego („wszelka żyjąca istota ma naturę Buddy”) niż do nauki chrześcijańskiej. Na czym polega ewangeliczna nauka o wewnętrznej świątyni? Owszem, „czy nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was” (1 Kor 3, 16), ale to dlatego, że „Bóg udziela wam Ducha”, gdyż „daliście posłuch wierze”, a jest to bardzo konkretna wiara z bardzo konkretnym kontekstem historycznym: „wiara w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 20 i 3, 2. 5).


Bez pamiętania o historii Wcielenia Syna Bożego i Jego historycznym nauczaniu dość trudno byłby nam powiedzieć, czym opisany poniżej stan różni się od nirwany:


„Gdy wyciszamy się i skupiamy się na jednym tylko punkcie, wówczas wiązka światła oświetla nasze wnętrze, nasze serce. Tym światłem jest światło Boga […]. Gdy uda nam się zredukować swoje ego do jednego punktu i osiągnąć stan wyciszenia i skupienia, wówczas to światło świecić będzie w naszym sercu przez całą wieczność”[39].


* * *


Skąd biorą się wspomniane trudności? Jeśli prawdą jest – jak wiele na to wskazuje, że praktyka mantrycznej medytacji chrześcijańskiej ma swoje bezpośrednie źródło – co do zewnętrznej formy – w medytacji hinduistycznej, to najbardziej pomoże nam zwrócenie się do watykańskiej instrukcji przewidzianej na takie właśnie przypadki. A jest nią dokument Kongregacji Nauki Wiary Orationis formas z 1989 roku.


Przypomnijmy sobie raz jeszcze istotną część tego dokumentu, gdzie kard. J. Ratzinger klasyfikował różne możliwości sięgania po metody medytacji zaczerpnięte z religii wschodnich. Można je więc, jak pamiętamy, stosować „jako psychologiczne przygotowanie do prawdziwie chrześcijańskiej kontemplacji”, albo można za ich pomocą „próbować osiągnąć duchowe doświadczenia analogiczne do doświadczeń znanych z opisów niektórych mistyków katolickich” lub wreszcie „umieszczać proponowany przez teorię buddyjską absolut bez obrazów i pojęć na tym samym poziomie, co majestat Boga objawionego w Chrystusie”, w tym właśnie celu „posługując się «teologią negatywną»”, która „utrzymuje, że nic z tego, co jest na świecie, nie może być śladem wskazującym na nieskończoność Boga”.


Wiele fragmentów z publikacji twórców i propagatorów mantrycznej medytacji monologicznej na gruncie katolickim jasno stwierdza, że zasadniczo pragną oni czerpać z zasobów natury człowieka. Dla podkreślenia tego wskazują z upodobaniem na ogólnoludzkie pochodzenie medytacji mantrycznej, niezależnie od wyznawanej religii (lub nawet braku jakiejkolwiek religii).


Pamiętamy, że sam fakt pochodzenia jakiejś techniki z hinduizmu nie wyrokuje jeszcze (ani na plus, ani na minus) co do jej zasadności. Może być odwołaniem się do powszechnych, naturalnych zdolności człowieka, ale może też wskazywać na skłonności do synkretyzmu. Na taką dwoistą możliwość wskazuje Sobór Watykański II, w którego dokumentach czytamy, że „Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych [hinduizm, buddyzm, inne religie] prawdziwe jest i święte; ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, nakazów i doktryn”[40]. Z drugiej zaś strony ten sam Sobór pouczył, że „cokolwiek z prawdy i łaski znajdowało się już u narodów [...], uwalnia od zaraźliwych powiązań ze złym i przekazuje [...] Chrystusowi, który burzy władztwo szatana (imperium diaboli)”[41].


Poza stwierdzeniem pochodzenia technik mantrycznych z hinduizmu potrzebne nam więc jest coś więcej, aby można było poczynić kroki na drodze zdiagnozowania źródła problemów, a potem pomyśleć o sposobie ich przezwyciężania. Wydaje się więc, że większość tekstów zachęcających do mantrycznej medytacji chrześcijańskiej nie poprzestaje na traktowaniu technik mantrycznych „jako psychologicznego przygotowania do prawdziwie chrześcijańskiej kontemplacji”. Widać raczej tendencję do osiągania duchowych doświadczeń w analogii do mistyków katolickich oraz do traktowania „absolutu bez obrazów i pojęć” na tym samym poziomie, co „majestat Boga objawionego w Chrystusie”, przy podkreślaniu, że „nic z tego, co jest na świecie, nie może być śladem wskazującym na nieskończoność Boga”, a zwłaszcza ludzkie myśli, uczucia i wyobrażenia.


c. Siedem sakramentów czy siedem czakramów?


Do jakich pasji duchowych prowadzi praktyczne zanurzenie się w środowisko praktykujące w Polsce mantryczną chrześcijańską medytację monologiczną według szkoły Johna Maina? Bardzo pouczające jest w tej materii zajrzenie na stronę internetową WCCM w wersji polskiej[42]. Można tu znaleźć imponującą liczbę tekstów formacyjnych dla wszystkich, którzy zechcą wejść na ścieżkę mantry w medytacyjnej duchowości Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej. Niech poniższy przegląd pomoże w dyskusji na temat metod medytacji w naszym Kościele: które z nich warto wspierać i upowszechniać w duszpasterstwie, a które wymagają najpierw refleksji i oczyszczenia. Poniższy wybór tekstów jest oczywiście bardzo stronniczy – spośród mnogości nauczań i refleksji wybrano tylko takie fragmenty, które ilustrują, że serce bardzo wielu autorytetów tego środowiska bije po buddyjskiej stronie. Pamiętajmy przy tym: są to teksty osób, za którymi stoi autorytet katolickiego duchownego. Ojciec Robert Kennedy to jezuita, o. Bede Griffiths był benedyktyńskim mnichem, o. Thomas Keating to trapista, katolickimi duszpasterzami są też ks. Joseph Pereira i benedyktyn o. L. Freeman oraz jezuita o. William Johnston. To pasterze, którzy prowadzą wiernych… Tylko właściwie dokąd? Przekonajmy się, czy na pewno chcemy tam iść.


Dowiadujemy się na przykład, że na drodze do Boga należy uwolnić się od zbędnego balastu. Oczywiście, jako chrześcijanie nauczyliśmy się kiedyś wcześniej, że winniśmy „odłożyć wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech” (Hbr 12, 1). Okazuje się jednak, że grzech to nie wszystko. Powinniśmy być wolni także od „przywiązania do rzeczy, poglądów i wierzeń”[43]. O jakie wierzenia tu chodzi?


Wydaje się, że do tych obciążających wierzeń należy na początek zbytnia fascynacja Biblią. Owszem, od rozważań nad Pismem Świętym i nauką Kościoła trzeba zacząć, ale „nie można się na nich zatrzymać”. To wprawdzie „niepokoi i oburza tych z chrześcijan, którzy uważają Biblię i Kościół za najwyższy autorytet, którego trzeba się bezwarunkowo trzymać”. Ale trudno, tacy chrześcijanie po prostu nie mają racji: „Biblia to jednak słowa i myśli, podczas gdy słowo Boga jest poza myślą i słowem”. A skoro „Jezus nie zostawił nam Nowego Testamentu”, to wniosek jest prosty: „czytając Ewangelie musimy zachować pewną dozę krytycyzmu”, gdyż „nie oddają one dosłownych słów Jezusa ani tego, co się dokładnie wydarzyło, tak jak zostało opisane”[44]. Taki właśnie krytycyzm prowadzi do ważnych odkryć: „można śmiało powiedzieć, że Abba to była mantra Jezusa” i dlatego „nasza tradycja mantry pośrednio wywodzi się od samego Jezusa”[45].


Podobnie jak z wierzeniami związanymi z Nowym Testamentem nie należy też przesadzać z wierzeniami w sakramenty. Jakkolwiek „praktyki religijne są niezwykle cenne na pewnym etapie podróży duchowej”, to jednak stopniowo powinny „ustąpić miejsca w hierarchii”. O ile – jak pamiętamy – medytacja mantryczna jest raczej niezbędna, to Msza św. niekoniecznie. Co do tej ostatniej, to „otrzymujemy swobodę używania zależnie od okoliczności oraz naszego postępu”. Przy odpowiednim postępie „dopuszczałbym sytuację, że zamiast uczestnictwa w niedzielnej mszy, spędzimy niekiedy czas na grze w golfa”. Dlaczego? No cóż, „zdarzają się okresy, że odczuwamy zmęczenie albo napięcie tak duże, iż nasz organizm domaga się odstępstwa”. A przecież Bóg i tak jest z nami zawsze, „czemu więc nie zagrać dziewięciu dołków w Jego obecności”[46] zamiast wpatrywać się w liturgię?


Podobną wstrzemięźliwość należy zachować co do fascynacji Kościołem. Historycznie rzecz biorąc, nie ma się czym zachwycać: „Od renesansu […] przez całe lata Kościół katolicki trzymał ludzi z dala od dwóch ważnych źródeł kontaktu z Bogiem”, mianowicie jakoby „przestrzegając przed czytaniem ksiąg” oraz „nakazując dystans do religijności w wymiarze prywatnym, medytacyjnym”[47]. Dziś też niekoniecznie jest lepiej: „Cała struktura Kościoła jako instytucji jest oparta na hierarchii władzy i dlatego nie obędzie się bez silnych działań i kontrdziałań, żeby się od niej uwolnić”[48]. Wielka szkoda z tego nie wyniknie, skoro „od Soboru Watykańskiego II jesteśmy złączeni jako rodzina ludzka z buddystami i hinduistami, wszyscy jedziemy na tym samym wózku Bożej łaski”[49]. W końcu i tak to doświadczenie mistyczne, do którego mamy dostęp, nie zależy od rodzaju wyznawanych religijnych nauk, na przykład chrześcijańskich. „Mistycyzmu, o którym chcę tutaj mówić, uczą wszystkie wielkie religie. Buddyści nazywają go Naturą Buddy, hinduiści Brahmanem, czy Atmanem. My mówimy Bóg, Trójca Święta. Dla wszystkich jednak niepojęta tajemnica, Tajemnica wszystkich tajemnic. Kiedy siadamy do medytacji, przechodzimy jakby w świat poza wszelkimi dualizmami”[50]. Gdyby ktoś miał w związku z tym pokusy zmiany religii, to powstrzyma go… nie, nie refleksja na temat tego, czy chrześcijaństwo głosi prawdę. Powstrzyma go sam Dalajlama, który jednak „radzi ludziom Zachodu, aby nie zmieniali religii”, a to z tego powodu, że „trudno jest zmienić religię, przynajmniej tak trudno, jak zmienić język lub kulturę”[51].


Wygląda na to, że wszystkie religie są równe. „Jest wiele prawd i potrzebujemy ich wszystkich”. Owszem, wszystkie religie są równe, ale jednak buddyzm jest równiejszy. Ksiądz katolik, terapeuta i buddysta formułuje swoją ofertę w taki oto sposób. Co do terapii psychologicznej, to „daję ją”. Co do chrześcijańskiej wiary, to „jeśli ktoś potrzebuje wiedzy na temat chrześcijańskiej wiary, to uczę jej”[52]. Wiedza wiedzą, ale gdzie jest serce? „Jestem zakochany w buddyzmie i nauczam go”[53]; jestem świeckim „nauczycielem buddyzmu”, a taka „praca świecka jest święta”[54]. Ale nie wystarczy tylko uczyć religii wyznawanej przez buddystów. „Kolejny krok, to nie tylko słuchać, ale głosić ich prawdy; promować wszystko to, co jest w buddyzmie prawdziwe”. Dlatego na katolickiej uczelni „wielu wykładowców uczy naszych uczniów buddyzmu, a my z nimi współdziałamy w pełni, by promować ich prawdę”. Na tym jednak też się nie kończy: „Krokiem następnym jest praktykować z nimi; usiąść do medytacji zen, uczyć się medytować i zbierać jej owoce, ponieważ zen nie wymaga jakiejkolwiek wiary. Jest otwarty dla wszystkich. Buddyści, chrześcijanie, muzułmanie czy ateiści, wielu, którzy stracili wiarę w cokolwiek, przyszli do zen, aby znaleźć w nim nowy dom”[55]. Czy zen nie wymaga wiary? Parafrazując Chestertona, chciałoby się powiedzieć: to prawda, że zen nie wymaga wiary, a zwłaszcza chrześcijańskiej wiary. Ale wiary innej wymaga jak najbardziej. Na innym miejscu jeden z wymienianych tu autorów wyraźnie stwierdził tę oczywistość (w końcu buddyzm to religia!): „Przeciwnie do tego, co często się twierdzi, zen jest oparty na bardzo wielkiej wierze – wierze w obecność natury Buddy w najgłębszych pokładach osobowości”[56].


Do medytacji przyda się też kilka innych prawd (chyba niemieszczących się wobec tego we wspomnianym wyżej zestawie poglądów i wierzeń, do których zbytnio nie należy się przywiązywać). „Chrześcijanie powinni wiedzieć o jodze kundalini. Opisuje ona siedem centrów energetycznych w naszym ciele, w sanskrycie nazywane są czakrami, umieszczone między podstawą kręgosłupa a koroną głowy. Stanowią one nasz związek z siłami natury i stworzenia”. Brak tej wiedzy doprowadził w historii do przykrych konsekwencji: „W chrześcijaństwie dolne czakry są zwykle wypierane, co z kolei prowadzi do zaburzeń rozwoju wewnętrznej równowagi”. Równowagę tę można odzyskać, budząc przez medytację energię shakti. „Trzeba tu jednak postępować bardzo rozważnie, bo siły te są bardzo potężne”. W końcu jednak „shakti dosięga ostatniej czakry, sahasrary, czakry korony głowy; to tutaj otwieramy się na cały wszechświat i na transcendentalną tajemnicę poza nim”. W taki właśnie sposób ma dojść do ewangelicznego wylania Ducha Bożego: „Osobiście widzę to jako miejsce, gdzie wpływa we mnie światło Ducha Świętego”[57]. Czy to z powodu tego typu poglądów o. Bede Griffiths, autor tych słów, został kiedyś nazwany twórcą systemu teozoficznego, który nie jest „ani prawdziwie hinduistyczny, ani chrześcijański”?[58]


Rezultaty medytacji praktykowanej w świetle takich refleksji mogą zaskoczyć chrześcijanina. „Często mówi się nam, że mamy zbudować osobistą więź z Jezusem, mamy kochać Jezusa, podążać za Jezusem […]: nie chodzi tylko o związek, ale o tożsamość z Jezusem. Ty jesteś Chrystusem, nie ma Chrystusa na zewnątrz ciebie. […] Jesteś Chrystusem, a nie tylko przyjacielem Chrystusa, nie tylko oblubienicą Chrystusa”[59]. Dlatego też: „kiedy ja rozmawiam z tobą, to Bóg rozmawia z Bogiem”[60]. To zupełnie jak w tekstach Swami Chinmayanandy i zupełnie inaczej niż w Piśmie Świętym.


* * *


Ten stronniczy, jak się rzekło wyżej, przegląd materiałów formacyjnych z polskiej internetowej strony WCCM może służyć za ilustrację powodów, dla których warto prowadzić dyskusję o zasadności propagowania w Kościele katolickim mantrycznej medytacji monologicznej. Na kilku przykładach uzyskaliśmy wstępny wgląd w kierunek prowadzenia wiernych przez pasterzy zaangażowanych we współczesną medytację mantryczną. Zanim odpowiemy, że chcemy iść w tę stronę, najpierw lepiej wiedzieć, dokąd byśmy zaszli. Dyskutuje się wszakże nad powszechnym wprowadzeniem do szkół podstawowych medytacji mantrycznej w stylu Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej. To prawda, że liczni są zwolennicy metod o. J. Maina i o. L. Freemana, często to ludzie o głębokiej wiedzy i wielkiej sławie[61]. Czy mają rację? Niech czytelnik przejrzy raz jeszcze cytowany tu materiał i sam wyrobi sobie zdanie.


Przypisy


[1] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 130.
[2] L. Freeman, Jezus – wewnętrzny nauczyciel, s. 251.
[3] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 108.
[4] B. Griffiths, Konferencje; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=89›.
[5] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 105.
[6] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, Kraków 2011, s. 84.
[7] Tamże, s. 46.
[8] Tamże, s. 68.
[9] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 52.
[10] Tamże, s. 107.
[11] Tamże, s. 84.
[12] Tamże, s. 76.
[13] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 54.
[14] Tamże, s. 142.
[15] Tamże, s. 61.
[16] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 76.
[17] Tamże, s. 151.
[18] L. Freeman, Praktyka medytacji chrześcijańskiej, Kraków 2004, s. 14.
[19] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 30.
[20] Tamże, s. 29.
[21] Tamże, s. 22.
[22] Tamże, s. 24.
[23] Tamże, s. 29.
[24] L. Freeman, Jezus – wewnętrzny nauczyciel, s. 241.
[25] L. Freeman, Pielgrzymka wewnętrzna, s. 16.
[26] L. Freeman, Pielgrzymka wewnętrzna, s. 16–18.
[27] Tamże, s. 16–18.
[28] L. Freeman, Jezus – wewnętrzny nauczyciel, s. 282.
[29] Tamże, s. 176.
[30] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 59.
[31] Tamże, s. 21.
[32] Tamże, s. 40–41.
[33] L. Freeman, Jezus – wewnętrzny nauczyciel, s. 63.
[34] L. Freeman, Praktyka medytacji, s. 33.
[35] L. Freeman, Praktyka medytacji chrześcijańskiej, s. 99.
[36] L. Freeman, Jezus – wewnętrzny nauczyciel, s. 289.
[37] L. Freeman, Pielgrzymka wewnętrzna, s. 23.
[38] J. Main OSB, Ścieżka medytacji, s. 64.
[39] Tamże, s. 69.
[40] Nostra aetate, nr 2.
[41] Ad gentes, nr 9.
[42] Dostępne na: ‹www.wccm.pl›.
[43] R. Kennedy; dostępny na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=505 (2013)›.
[44] B. Griffiths; dostępny na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=98&goffset=1(2013)›.
[45] Tenże; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=89 (2013)›.
[46] Th. Keating; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=443 (2013)›.
[47] Tu trzeba jednak zauważyć, że nie jest to tekst ze strony WCCM, ale pochodzi z wywiadu z J. Pereirą, zamieszonego w innym źródle; dostępne na: ‹yogin.pl/satya/kosciol-katolicki/1242-joga-u-spowiedzi-czy-katolik-moze-praktykowac-joge.html (2013)›.
[48] L. Freeman; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=518 (2013)›.
[49] W. Johnston; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=200 (2013)›.
[50] Por. W. Johnston; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=196 (2013)›.
[51] R. Kennedy; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=516 (2013)›.
[52] R. Kennedy; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=517 (2013)›.
[53] R. Kennedy; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=516 (2013)›.
[54] R. Kennedy; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=518 (2013)›.
[55] R. Kennedy; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=497 (2013)›.
[56] W. Johnston, Lord, Teach Us to Pray, London 1991, s. 35.
[57] B. Griffiths; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=92 (2013)›.
[58] „The result is a system, which is neither truly Hindu nor Christian […] our underlying intuition is that Griffiths reflects a theosophical rather than a Christian point of view”, R. Fastiggi, J. Pereira, The Swami from Oxford: Bede Griffiths Wants to integrate Catholicism and Hinduism, „Crisis Magazine”, March 1, 1991; dostępne na: ‹www.crisismagazine.com/1991/the-swami-from-oxford-bede-griffiths-wants-to-integrate-catholicism-and-hinduism (2013)›.
[59] R. Kennedy; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=509 (2013)›.
[60] R. Kennedy; dostępne na: ‹www.wccm.pl/index.php?id=510 (2013)›.
[61] Słynny historyk mistyki, Bernard McGinn, po przeczytaniu licznych książek Johna Maina zgadza się z jego opinią, że forma medytacji przez niego propagowana została odkryta w chrześcijańskiej tradycji monastycznej oraz w Obłoku niewiedzy. Swoje przekonanie wyraził np. w książce Mistycy wczesnochrześcijańscy (Kraków 2008), s. 53, przyp. 2.