środa, 8 lipca 2015

Charyzmat Tymoteusza - Część IV. Kapłańskie nawrócenie duszpasterskie


bp Andrzej Siemieniewski

CHARYZMAT TYMOTEUSZA


Część IV. KAPŁAŃSKIE NAWRÓCENIE DUSZPASTERSKIE
1. Kapłan nowej ewangelizacji
„Złożyliśmy nadzieję w Bogu żywym, który jest Zbawcą
wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących” (1 Tm 4, 10)
Święty Hilary z Poitiers († 367)
„'Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzedawali gołębie. I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców»' (Mt 21, 12-13).
Jezus wszedł do świątyni, czyli do Kościoła, któremu zostawił misję nauczania. Z Kościoła wyrzuca przede wszystkim wady kapłanów, na mocy swojej władzy"[1].
Pasterz to także ewangelizator zdobywający nowych ludzi i pomagający im, by sami stali się nauczycielami wiary: „To, co usłyszałeś ode mnie za pośrednictwem wielu świadków, przekaż zasługującym na wiarę ludziom, którzy też będą zdolni nauczać innych” (2 Tm 2, 2). Tak było dwa tysiące lat temu. A dziś? Jezus Chrystus „dzisiaj, tak jak wówczas, wysyła nas na drogi świata, aby głosić Jego Ewangelię wszystkim narodom ziemi (por. Mt 28, 19) […]. Dziś potrzeba bardziej przekonującego zaangażowania kościelnego na rzecz nowej ewangelizacji, aby na nowo odkryć radość w wierze i odnaleźć entuzjazm w przekazywaniu wiary” (PF 7).
Biblijne słowa, do których pośrednio odwołał się papież Benedykt XVI, brzmią dosłownie: „Idźcie inauczajcie wszystkie narody”, i odnoszą się do nauczania w bardzo szczególnym znaczeniu. Użyte tam słowo „μαθητεύσατε” tłumaczy się często raczej jako „czyńcie uczniów”. Dopiero ten, kto stał się uczniem, będzie zdolny uczyć się w jeszcze innym sensie. Dowiadujemy się tego z sąsiadującego wersetu Biblii: „Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (Mt 28, 20). Tu z kolei pojawia się słowo „διδάσκοντες”. Jest to stopniowe i trwające całe życie uczenie się, czy to poprzez katechezę, czy też przez kazania i homilie. Takie stopniowe ugruntowanie się w wierze nie będzie jednak możliwe bez pierwszego, przełomowego etapu nawrócenia.
Tak jak najlepsze dydaktyczne programy szkolne, znakomicie przygotowane warsztaty i wykształcona kadra pedagogiczna nie przydadzą się komuś, kto nie zapisał się do szkoły i nie stał się uczniem, podobnie katecheza i kazanie nie są przydatne dla kogoś, kto w swoim sercu nie stał się jeszcze uczniem Jezusa. Najpierw potrzebne jest takie głoszenie kerygmatu, aby doprowadzić daną osobę do chrztu lub – w wypadku już ochrzczonych – do duchowego odnowienia sakramentu chrztu. Potem dopiero przyda się systematyczne i stopniowe głoszenie katechetyczne, które doprowadzi do poznania pełnej nauki Kościoła.
1.1. Kerygmat w ewangelizacji
Na początek uwaga wstępna dotycząca uzasadnienia samej potrzeby takiego głoszenia, aby wzbudzać wiarę u słuchacza. O ile w dawniejszych czasach było to oczywiste, obecnie wymaga jednak wprowadzenia i umocnienia. Dlaczego? Ponieważ powszechnie zagrażają nam dziś dwie niewłaściwe postawy.
Pierwsza z nich polega na „obrażaniu się na rzeczywistość”. Duszpasterz, szczególnie przybywający do nowej parafii, orientuje się, że powszechna jest w niej obojętność religijna, lekceważenie przykazań Bożych i czysto zewnętrzne, obrzędowe traktowanie sakramentów przy zupełnym niezrozumieniu prawd wiary i reguł Kościoła. Uznaje więc tę parafię za niedobrą, niewłaściwą, ponieważ w dobrej parafii ludzie powinni być powszechnie wierzący, gorliwi i pobożni. Zastana sytuacja wzbudza w nim pretensje do parafian, którym robi wyrzuty, a to w kancelarii parafialnej, a to w rozmowach prywatnych, czy wreszcie na ambonie – że nie umieją stanąć na wysokości zadania i nie są dobrymi katolikami. Łatwo zauważyć, że kryje się za tym wszystkim (niewypowiedziane wprost) założenie, że ludzie wiarę po prostu „powinni mieć” – może odziedziczoną w tradycyjnych rodzinach, a może jako Polacy-katolicy – zaczerpniętą ze środowiska. Tymczasem wiara nie jest po prostu zastanym faktem socjologicznym, ale jest darem, który odradza się w chrześcijaninie ciągle na nowo. W jaki sposób?
"Jakże mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? Jakże mogliby im głosić, jeśliby nie zostali posłani? Jak to jest napisane: Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę! [...] Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa" (Rz 10, 14-17).
Co pewien czas każdy katolik powinien usłyszeć takie głoszenie wiary, jakby było to po raz pierwszy, na sposób apostolski i kerygmatyczny, tak jak głosił św. Paweł w Koryncie, w Atenach czy w Rzymie.
Druga zagrażająca postawa to „prymat zastanej rzeczywistości”. Wynika z tej samej diagnozy – że lekceważenie przykazań Bożych i obrzędowe traktowanie sakramentów przy pełnym niezrozumieniu prawd wiary i reguł Kościoła bywa powszechne. Ale reakcja jest inna. Moglibyśmy sformułować ją następująco:
"Takie jest dzisiejsze społeczeństwo: młodzież fascynuje się rozwiązłym stylem życia, nieco starsi mieszkają ze sobą bez ślubu albo zaraz po ślubie się rozwodzą, jedni i drudzy nie chodzą do Kościoła i raczej nie wiedzą, w co mają wierzyć jako katolicy. Realizm nakazuje dostosować się do tego. Byłoby czymś wstecznym i nieeleganckim, a może nawet byłoby aroganckim brakiem miłosierdzia, wskazywać tak postępującym parafianom, że czegoś w ich życiu brakuje. Trzeba po prostu zaakceptować ich poglądy, a działalność duszpasterską zredukować do obsługi ich potrzeb religijnych na takim poziomie, jaki aktualnie reprezentują".
Wielką pomocą przy korekcie tej drugiej postawy służy nam ojciec duchowy Tymoteusza, czyli św. Paweł. W swoim czasie stwierdził poważne braki w dogmatycznej wierze Koryntian („dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania?”; 1 Kor 15, 12), w ich moralnych zwyczajach („słyszy się powszechnie o rozpuście między wami”; 1 Kor 5, 1) czy w karygodnym łamaniu jedności Kościoła („jest między wami zawiść i niezgoda”; 1 Kor 3, 3). Ale duszpasterskim wnioskiem nie było bynajmniej: „trzeba więc dostosować się do tego poziomu i obsługiwać religijne potrzeby reprezentowane przez Koryntian”. Właśnie odwrotnie, cały wysiłek Apostoła został skierowany na głoszenie tych aspektów wiary i moralności, w których zauważył największe braki u słuchaczy. A więc prawidłowa postawa to: nie dostosowanie duszpasterstwa do „religijnych potrzeb miejscowej ludności”, ale zwrócenie uwagi zwłaszcza na to, co w wierze czy w moralności Koryntian szwankowało.
Innym przykładem może tu służyć św. Cezary z Arles (VI wiek). Zauważył kiedyś (i nawet podzielił się tą wiedzą z parafianami w swoim kazaniu):
"Wielu, zanim pojmie żonę, bierze sobie konkubinę. Z powodu wielkiej liczby takich przypadków biskup nie jest w stanie ich wszystkich ekskomunikować […]. Zło to stało się tak codzienne, że nie uważa się go za grzech. […] To cudzołóstwo jest tym gorsze, że choć na to nie zezwala żadna racja, to jest popełniane publicznie, bez żadnego wstydu, jakby było do tego prawo. Mówią: 'Jesteśmy młodymi ludźmi i nie potrafi - my się opanować'”[2].
Wnioskiem duszpasterskim nie było, by wobec masowości tego zjawiska zaakceptować go, aby nie zrazić sobie parafian, ale tym gorliwsze głoszenie Dobrej Nowiny o ewangelicznym małżeństwie. Widzimy ponownie, że kapłan zwrócił szczególną uwagę na to, co szwankowało w wierze czy moralności jego słuchaczy.
Po tych – koniecznych w naszych czasach – uwagach, możemy przejść do sedna pytając: Jaka jest treść kerygmatu, który mamy głosić jako Dobrą Nowinę? Przykład możemy znaleźć w jednym z listów pasterskich św. Pawła, z treści którego można nawet wyodrębnić cztery punkty kerygmatu:
(1) człowiek jest grzeszny;
(2) grzeszność człowieka spotyka się z miłością Boga;
(3) by skorzystać z daru Bożej miłości, trzeba przyjąć go przez wiarę i chrzest;
(4) otwiera się wtedy możliwość życia zgodnie ze wspaniałym planem Boga.
W tym miejscu zacytujemy sam kerygmatyczny fragment listu do Tytusa:
[1] „Niegdyś [...] byliśmy nierozumni, oporni, błądzący, służyliśmy różnym żądzom i rozkoszom, żyjąc w złości i zawiści, godni obrzydzenia, pełni nienawiści jedni ku drugim.
[2] Gdy zaś ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi,
[3] nie ze względu na sprawiedliwe uczynki, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym, którego wylał na nas obficie przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego,
[4] abyśmy, usprawiedliwieni Jego łaską, stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego” (Tt 3, 4-7).
Przy ustalaniu treści kerygmatu najbardziej przydatny okazuje się także tekst Dziejów Apostolskich: nic bardziej pożytecznego w tej kwestii, jak przegląd wszystkich miejsc, w których Apostołowie wygłaszają pierwsze, a więc kerygmatyczne orędzia do kolejnych grup słuchaczy.
Takich tekstów w Dziejach jest kilkanaście. Jest więc kerygmat głoszony przez Piotra najpierw w Jerozolimie po zesłaniu Ducha Świętego (Dz 2, 14-39), a potem w Salomonowym krużganku świątyni (Dz 3, 12-26). Jest też kerygmat głoszony przez Pawła w synagodze do Izraelitów i do prozelitów (Dz 13, 16-41) oraz do pielgrzymów w świątyni (Dz 22, 3-21).
Mamy także przykłady głoszenia kerygmatu wobec środowisk ewidentnie nieprzyjaznych: tak uczynił sam Piotr (Dz 4, 11-12), potem Piotr i Apostołowie wobec Sanhedrynu (Dz 5, 29-32) czy – również wobec Sanhedrynu – Szczepan (Dz 7, 2-53).
Odnajdujemy także dwa przykłady kerygmatu głoszonego w wąskim gronie: osobiste dzielenie się wiarą, jak uczynił to Filip wobec Etiopczyka wyznającego judaizm (Dz 8, 30-38) oraz Paweł wobec króla Agryppy (Dz 26, 2-23).
Jeszcze innego rodzaju jest charakter głoszenia „ad gentes”, do ludzi wszelkich narodów, religii i kultur. Tak przemówił Piotr do Korneliusza (Dz 10, 34-47), Paweł do pogan pod wodzą kapłana Zeusa (Dz 14, 15-17) i – znowu – Paweł do pogan na Areopagu (Dz 17, 22-31).
Analiza tych biblijnych perykop pozwala nam dość dokładnie stwierdzić, jaka była treść apostolskiego kerygmatu i jak modyfikował się on wraz ze zmiennością środowiska, do którego był kierowany. Pytanie o treść kerygmatu jest jak najbardziej słuszne, ale przecież potrzebna jest nam nie tylko świadomość tego, co głosić jako kerygmat Dobrej Nowiny, ale także tego, jak go głosić. Zadajmy zatem pytanie: W jaki sposób ewangelizowano Szawła? Było to na tyle skuteczne, że pod koniec życia wyznawał:
"Nauka to zasługująca na wiarę i godna całkowitego uznania, że Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą dla życia wiecznego" (1 Tm 1, 15-16).
1.2. Jak zewangelizowano Szawła?
Święty Hilary z Poitiers († 367)
"Zdarza się często, że przyjmujemy pozę wzywania innych do poprawy bez własnego przykładu osobistego nawrócenia, że szczycimy się leczeniem ślepoty innych, a sami pozostajemy zanurzeni w ciemnościach"[3].
a. Ewangelizacja świadectwem
Oczywiście, każdy czytelnik Biblii przypomni sobie słowa Apostoła: „Głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus” (Ga 1, 11-12). Owszem, to prawda, ale przecież Szaweł na samym początku owego objawienia otrzymał też polecenie natychmiastowego udania się do Kościoła: „Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić” (Dz 9, 6). Jakie były słowa, które usłyszał w Kościele od pierwszego napotkanego wierzącego ten, który zaledwie kilka dni wcześniej „siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich” (Dz 9)? Moglibyśmy spodziewać się gorzkich wyrzutów i pretensji za wyrządzone szkody i krzywdy. Zapewne tego oczekiwał też sam niedawny prześladowca Kościoła. Zamiast zarzutów i oskarżeń usłyszał jednak: „Szawle, bracie” (Dz 9, 17). Jak zauważyli biskupi polscy w liście skierowanym do kapłanów na Wielki Czwartek 2012 r.:
"Niedawny prześladowca przejrzał, słysząc głos swej niedoszłej ofiary – wtedy mianowicie, kiedy Ananiasz, zapewne nie bez lęku, wszak dobrze wiedział, do kogo idzie (zob. Dz 9, 13-14), nazwał go 'bratem' ('Szawle, bracie!'). Bez tego słowa, być może, nie dokonałaby się w ogóle ewangelizacja Pawła".
Pierwsza odpowiedź na pytanie o sposób ewangelizowania brzmi więc: ewangelizujemy będąc świadkiem tej postawy i „tych samych dążeń, które były w Chrystusie Jezusie” (Flp 2, 5). Jedyną bronią mającą moc zwyciężyć bramę serca przeciwnika Kościoła jest świadectwo przebaczenia.
Sięgnijmy po przykład z historii. U progu XX wieku Kościół wydawał się skutecznie odsunięty na margines i zastąpiony przez siły laickie. To właśnie wtedy o. Kolbe oceniał stan Kościoła jako dramatyczny i to nawet w samym Rzymie:
"Masoneria w Rzymie coraz śmielej występowała – wywiesiła swój sztandar przed oknami Watykanu, na sztandarze czarnym giordano-brunistów umieściła św. Michała Archanioła pod nogami Lucyfera i w ulotkach głośno występowała przeciwko Ojcu św.”[4].
To właśnie wtedy o. Kolbe rozpoczął kampanię nie walki przeciw masonom, ale modlitwy o ich nawrócenie, aby stali się jednymi z nas. Zachęcał, aby odmawiać codziennie jak najczęściej akt strzelisty „O Maryjo, bez grzechu pierworodnego poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za masonami i poleconymi Tobie”. Modlitwa ta tchnie ewangelizacyjnym duchem Dziejów Apostolskich. To dzięki takiej postawie Kościoła prześladowca Szaweł stał się Apostołem Pawłem.
b. Ewangelizacja eklezjalna
Wspomnieliśmy już wcześniej o zastanawiającym zjawisku. W opisie spotkania Szawła z Chrystusem pod Damaszkiem odkrywamy nie tylko to, co Chrystus osobiście przekazał Pawłowi, ale też to, czego mu nie przekazał. Chrystus, który przedstawia się: „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” (Dz 9, 5), zamiast sam o wszystkim poinformować kandydata na Apostoła, mówi mu: „Wejdź do miasta, taminni ci powiedzą, co masz czynić” (por. Dz 9, 6). Odsyłając go do Kościoła, Pan Jezus daje mu tym samym dostęp do źródła prawdy na całe życie.
Ewangelizacja ma więc zawsze wymiar eklezjalny. Każdy, kto się nawraca, ma usłyszeć: „idź do Kościoła – tam są uczniowie tacy jak Ananiasz, oni ci powiedzą resztę”.
c. Ewangelizacja sakramentalna
Ewangelizacja, z którą spotkał się Szaweł, ma nie tylko aspekt przeżyciowy, ale prowadzi wprost do życia sakramentalnego: „Szawle, bracie, Pan Jezus przysłał mnie, abyś został napełniony Duchem Świętym” – dlatego Szaweł „został ochrzczony” (Dz 9, 17-18). Chrzest okazał się sposobem napełnienia Duchem Świętym, który jest Duchem świętości: Szawłowi otworzył drogę do świętości według otrzymanego powołania. Także i dla nas fundamentem duchowości ma być spotkanie z Chrystusem w Jego Kościele i w Jego sakramentach: otwiera nam światłe oczy serca i prowadzi do napełnienia Duchem Świętym. To właśnie mamy na myśli, kiedy mówimy, że „[Chrystus] obecny jest swoją mocą w sakramentach tak, że gdy ktoś chrzci, sam Chrystus chrzci” (KL 7).
1.3. Jak ewangelizował Paweł?
a. Spotkać słuchacza tam, gdzie on jest (a nie tam, gdzie ja jestem…)
Apostoł Paweł nie oczekiwał, że jego słuchacze w punkcie wyjścia będą podzielać jego zrozumienie wiary. Wręcz przeciwnie, zdawał sobie sprawę, że zdobycie ich zainteresowania, a jeszcze więcej – zdobycie ich serc, to dopiero trudne zadanie do wykonania. Jeśli wyobrazić sobie Apostoła stojącego na szczycie (gdyż otrzymał już pełnię daru wiary w chrześcijańskie objawienie), to nie wołał do słuchaczy stojąc na górze, ale schodził na dół po zboczu, do tego punktu, w którym znajdował się słuchacz. Nie zaczynał od antagonizowania słuchaczy (co nam w XXI wieku niestety zdarza się nader często…), ale starał się tak sformułować kerygmat, by stało się jasne, że Jezus jest odpowiedzią na najgłębsze pragnienia serca słuchacza, każdego słuchacza, niezależnie od tego, na jakim etapie życia religijnego czy moralnego się znajduje.
– Do uczniów Jana Chrzciciela zszedł, aby spotkać ich w tym miejscu, w którym faktycznie była ich wiara, a więc do doświadczenia przedchrześcijańskiego chrztu: „«Jan udzielał chrztu nawrócenia, przemawiając do ludu, aby uwierzyli w Tego, który za nim idzie, to jest Jezusa» – powiedział Paweł. Gdy to usłyszeli, przyjęli chrzest w imię Pana Jezusa. A kiedy Paweł włożył na nich ręce, Duch Święty zstąpił na nich” (Dz 19, 4-6).
– W sięganiu do serca słuchacza schodził też do pozostałych wyznawców judaizmu. Po nabożeństwie w sobotę w synagodze Paweł przemówił: „My właśnie głosimy wam Dobrą Nowinę o obietnicy danej ojcom: że Bóg spełnił ją wobec nas jako ich dzieci, wskrzesiwszy Jezusa” (Dz 13, 32). Spotkało się to z tak dobrym przyjęciem, że „proszono, aby w następny szabat mówili do nich o tym samym” (Dz 13, 42).
– Najbardziej konfrontacyjnie wypadło przemówienie do pogańskich wyznawców Zeusa. Do nich też „zszedł”, aby spotkać ich naturalną religijność, choć od razu korygując konkretne wyobrażenia pogaństwa: „Ludzie, dlaczego to robicie! My także jesteśmy ludźmi, podobnie jak wy podlegamy cierpieniom. Nauczamy was, abyście odwrócili się od tych marności do Boga żywego, który stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich się znajduje. Pozwolił On w dawnych czasach, aby każdy naród chodził własnymi drogami, ale nie przestawał dawać o sobie świadectwa, czyniąc dobrze. Zsyłał wam deszcz z nieba i urodzajne lata, karmił was i radością napełniał wasze serca” (Dz 14, 15-17).
– Podobnie wyglądało wyjście do innych Greków, tym razem usposobionych filozoficznie, aby spotkać ich w typowym dla nich pragnieniu poszukiwania Prawdy: „Przechodząc bowiem i oglądając wasze świętości jedną po drugiej, znalazłem też ołtarz z napisem: «Nieznanemu Bogu». Ja wam głoszę to, co czcicie, nie znając” (Dz 17, 23).
Należy w tym miejscu nadmienić, że metoda stosowana przez jednego z najskuteczniejszych ewangelizatorów XX wieku, o. Maksymiliana Kolbego, była bardzo zbliżona:
"Dziwnymi drogami łaska Boża przywiodła pewnego nowicjusza. Jeszcze nie ma roku, jak przyszedłszy zwiedzić Niepokalanów pełen był przesądów nie tylko pogańskich, ale także nabytych z książek o treści socjalistycznej, ateistycznej i tym podobnych. Na zapytanie, czy Pan Bóg istnieje, odpowiedział wyraźnie: nie.
Po pierwszej jednak rozmowie już światło zaświtało w tej czystej duszy. Potem często przychodził na dysputy. Tak nadszedł dzień Bożego Narodzenia, w którym otrzymał chrzest i imię Paweł. Imię to celowo mu zaproponowałem. Przedtem bowiem, stojąc na czele stowarzyszenia młodzieży, nienawidził chrześcijaństwa i był wrogiem katolików. Powiedziałem mu wtedy, że jak przedtem prześladował katolicyzm z Szawłem, tak teraz powinien go rozpowszechniać z nawróconym
Pawłem"[5].
b. Głosić możliwość radykalnej zmiany życia
Apostoł Paweł głosił możliwość przemiany życia – łącznie z nawróceniem i chrztem – dla tych, którzy chrześcijanami nie są. Dialog z wyznawcami innych religii oraz agnostykami i ateistami jest bardzo potrzebny, a i dziś jeszcze bardziej konieczny niż kiedykolwiek. Ale nie może zastąpić kerygmatycznego głoszenia Ewangelii po to, aby ci ludzie mogli zostać chrześcijanami. Tam, gdzie nie brak misyjnej postawy, nie brakuje też owoców. Paweł głosił tak, że jego słuchacz powiedział w końcu: „Niewiele brakuje, a przekonałbyś mnie i zrobił ze mnie chrześcijanina” (Dz 26, 28).
Nie możemy zapomnieć, że duszpasterstwo to nie tylko zachowanie tego daru wiary, który już mamy, oraz jego przekaz w rodzinach. W skali Kościoła powszechnego kilkanaście procent katolickich chrztów udziela się nawracającym się osobom dorosłym. A konferencja episkopatu Korei Południowej podała w swoich statystykach, iż w ubiegłym roku chrzest przyjęło tam 134 tysięcy osób. Zdecydowaną większość (ponad 100 tys.) stanowiły osoby dorosłe, a więc konwertyci"[6]. Południowokoreański Kościół rośnie w tempie 3% rocznie i w wielu parafiach kilkaset chrztów dorosłych w ciągu roku jest na porządku dziennym. Trwa program pastoralny Evangelization Twenty Twenty, którego celem jest doprowadzenie do wiary i Kościoła 20% Koreańczyków do roku 2020. Tamtejszy Kościół nie zadowala się tym, że katolicy stanowią ponad 10% społeczeństwa, i wie, że Bóg ma większe pragnienia.
W podobnym duchu napisał w liście do Benedykta XVI były dziennikarz i parlamentarzysta Magdi Cristiano Allam, jeden z byłych muzułmanów nawróconych we Włoszech na chrześcijaństwo: „Drogi Ojcze Święty, przyjmij w Watykanie nawróconych do Jezusa muzułmanów. Chcemy, by Kościół katolicki przestał się bać przekonywać muzułmanów do prawdy o Chrystusie”[7]. Apel do Benedykta XVI przedrukował jeden z największych włoskich dzienników „Il Giornale” dokładnie w czasie, gdy w Rzymie trwał Synod Biskupów poświęcony nowej ewangelizacji.
Z kolei Ruch Najświętszej Maryi Panny z Kabylii (północna prowincja Algierii) zachęcał do modlitwy w intencji nawrócenia muzułmanów: odmówienia jednej dziesiątki różańca podczas Ramadanu 2012 r.[8]. Z drugiej strony, komentarzem do tego niech będzie słowo odzwierciedlające stan umysłu być może dominujący w naszej epoce:
"Niektórzy ulegają pokusie powstrzymywania się od głoszenia Chrystusa, ponieważ uważają, że w ten sposób okazują głębszy szacunek wartościom ludzkim i duchowym, obecnym już w kulturach i religiach świata, podczas gdy okazywanie szacunku dla jakiejś wartości oznacza pozwolenie na jej ostateczne wypełnienie – a to właśnie dokonuje się w obliczu Ewangelii"[9].
1.4. Śladami Pawła: nawiązywanie do Tradycji Kościoła
Jak naśladować dziś tę metodę wychodzenia po słuchacza, by spotkać go w miejscu jego życia wiary, by nie antagonizować go faryzejską postawą typu: „ja wiem, jak ewangelizować, a ten tłum, który nie zna Biblii, jest przeklęty” (por. J 7, 49)?
a. Kerygmat Stolicy Apostolskiej
Najpierw więc trzeba odkryć wiele kerygmatycznych elementów w nauczaniu Stolicy Apostolskiej.
Czyż nie jest pięknym sformułowaniem kerygmatu ta seria chrześcijańskich prawd, które znajdujemy w liście Jana Pawła II Tertio millennio adveniente 7–8 (1994):
"W Jezusie Chrystusie Bóg nie tylko mówi do człowieka – [...]. Bóg szuka człowieka z potrzeby swego ojcowskiego serca. Dlaczego szuka? Dlatego, że człowiek oddalił się od Boga, dał się sprowadzić na manowce przez nieprzyjaciela Boga.
Jeżeli Bóg szuka człowieka przez swojego Syna, to dlatego, ażeby wytłumaczyć człowiekowi, że znajduje się na błędnych drogach, ale to znaczy także przezwyciężyć zło, które rozpanoszyło się w dziejach człowieka. Właśnie to przezwyciężenie zła nazywa się Odkupieniem. Dokonuje się ono za cenę Ofiary Chrystusa, dzięki której człowiek dostępuje darowania długu zaciągniętego przez grzech i łaski pojednania z Bogiem.
Religia, która ma początek w tajemnicy odkupieńczego Wcielenia, jest religią „trwania we wnętrzu Boga”, uczestniczenia w Jego własnym życiu. Mówi o tym św. Paweł w tekście przytoczonym na samym początku: „Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!” (Ga 4, 6).
Na tym właśnie polega owa religia „trwania w wewnętrznym życiu Boga”, któremu początek daje Wcielenie Syna Bożego. Duch Święty, który przenika głębokości Boże (por. 1 Kor 2, 10), wprowadza nas, ludzi, w te głębokości za sprawą Ofiary Chrystusa" (TMA 7–8).
Czyż nie jest kolejnym wspaniałym wprowadzeniem w kerygmatyczne głoszenie to, które znajdziemy w encyklice papieża Benedykta XVI:
"U początku bycia chrześcijaninem stoi nie decyzja etyczna czy jakaś wielka idea, ale spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, które nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie. Święty Jan przedstawił w swojej Ewangelii to wydarzenie w następujących słowach: 'Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy [...] miał życie wieczne' (J 3, 16)" (DCE 1).
Albo czy znajdziemy piękniejszy tekst przyjęcia Jezusa do swego życia niż ten, który w 2003 r. zaproponowano uczestnikom spotkania w Lednicy:
"Nadszedł czas! Niech zamilkną śpiewy! Niech nas ogarnie gwałtowny szum i łagodny powiew Bożego Ducha! Niech wzbudzi w nas moc wiary Piotra i Apostołów i uczyni nas zdolnymi do przyjęcia i wyznania prawdy, że Panem świata i Panem naszego życia jest Jezus Chrystus, zmartwychwstały i chwalebny władca czasów i dziejów. […]
Ja, ..., wspominając swój własny chrzest, wierzę i wyznaję, że Jezus Chrystus jest Synem Boga żywego, i Jego jest chwała, majestat, moc i władza przed wszystkimi wiekami i teraz, i na wszystkie wieki. On jest Panem dziejów […].
Panie Jezu Chryste! Poddaję siebie, moje życie obecne i przyszłe pod Twoje panowanie. Tobie całkowicie się oddaję i przyrzekam każdego dnia odczytywać Twoją wolę, i współpracując z Twoją łaską wypełniać ją w miłości Boga i bliźniego. Przyrzekam dokładać wszelkich starań, aby moja rodzina, środowisko i Ojczyzna coraz doskonalej stawały się Twoim królestwem, aż wypełni się ono w dniu Twego przyjścia na końcu czasów. Dzisiaj we wspólnocie z braćmi i siostrami za apostołem Piotrem powtarzam:
Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego, a myśmy poznali i uwierzyli, że Ty jesteś Chrystus Boga Syn – Zbawiciel!"[10].
b. Kerygmat wielkich świętych
Czyż zawołanie siostry Faustyny: „Jezu, ufam Tobie”, nie zawiera w sobie podkreślenia potrzeby egzystencjalnego zawierzenia, a więc „przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela”? Ufam przecież nie tylko „w to, co mówią o Jezusie”, ani nawet nie tylko „w to, co mówi Jezus”, ale pokładam moje życiowe zaufanie w całej Jego osobie, w słowach i czynach.
c. Ufność zamiast defetyzmu
Łączy się z tym charakterystyczna dla świętych ufność w zwycięstwo Bożej sprawy. Potrzebny nam jest w tej kwestii rachunek sumienia: czy na zewnątrz nie promieniujemy czasem bardziej świadectwem defetyzmu niż ufności w moc ewangelizacji? Jeśli oglądać świat tylko oczami najbardziej popularnych mediów, to Kościół w Polsce winien zająć się raczej organizacyjną pomocą tym, którzy opuszczająwspólnotę eklezjalną, niż takim głoszeniem Ewangelii, które pomaga ludziom we wstępowaniu do niej. Może nawet nasze własne katolickie gremia chętniej i częściej debatują o problemach duszpasterskich wystąpienia z Kościoła, chociaż w Polsce więcej ludzi dorosłych przyjmuje chrzest w Kościele katolickim, niż dokonuje apostazji[11]. Nawet jeśli zauważa się przyjęcie chrztu przez osobę dorosłą, to stan „nieochrzczenia” pojawia się czasem w języku dokumentów Kościoła w kategoriach anomalii prawnej, którą należy usunąć poprzez uzupełnienie brakujących elementów rutyny. A jest przecież na pierwszym miejscu duchowym zwycięstwem osiągniętym mocą Ducha Świętego wskutek kerygmatycznego głoszenia wiary.
Kilka lat temu w jednym z zakładów karnych udzieliłem sakramentu chrztu kilku mężczyznom odbywającym tam karę. W więzieniu po raz pierwszy spotkali wspólnotę wierzących. Weszli do żywego Kościoła najpierw przez wiarę, a potem – przez moc sakramentu. Na naszych oczach ożyły słowa Dziejów Apostolskich:
„'Cóż mamy czynić, bracia?' – zapytali Piotra i pozostałych Apostołów. 'Nawróćcie się – powiedział do nich Piotr – i niech każdy z was przyjmie chrzest w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie w darze Ducha Świętego'. […] i napominał: 'Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia!'. Ci więc, którzy przyjęli jego naukę, zostali ochrzczeni" (Dz 2, 37-41).
Co dziś może skłonić do takiego kroku dorosłego człowieka, do tego żyjącego w więzieniu, a więc w środowisku wyjątkowo niesprzyjającym dla wiary, a już szczególnie wrogo nastawionym wobec manifestowanego nawrócenia? Cóż takiego usłyszeli – od więziennego kapelana, od cierpliwie ewangelizującej tam przez wiele lat wspólnoty, od nawróconych współwięźniów – że w końcu zapytali: „Cóż mamy czynić, bracia?” Przyjęli zaoferowane im kerygmatyczne lekarstwo duchowe: „niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych”…
1.5. Przekroczyć bramę wiary
Kościół XXI wieku wzywający dziś do nowej ewangelizacji okazuje się więc nie jakąś nową wspólnotą wiary, oddzieloną nieciągłością od minionych wieków historii. Okazuje się raczej Kościołem tym samym (semper idem) od dwudziestu już wieków. Podobnie jak „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam [idem] także na wieki” (Hbr 13, 8), tak w tym, co dotyczy ewangelizacyjnego zapału, niech nasz Kościół będzie zawsze ten sam (semper idem).
Odnoszący się do nowej ewangelizacji tytuł listu papieża Benedykta XVI Porta fidei zaczerpnięty jest z Dziejów Apostolskich 14. Stosowny fragment brzmi tak:
"[Paweł i Barnaba] odpłynęli do Antiochii, gdzie za łaską Bożą zostali przeznaczeni do dzieła, które wykonali. Kiedy przybyli i zebrali [miejscowy] Kościół, opowiedzieli, jak wiele Bóg przez nich zdziałał i jak otworzył poganom podwoje wiary [porta fidei]" (Dz 14, 26-27).
To właśnie do lektury tego fragmentu Biblii zapraszał papież, gdy zaczynał swój list słowami: „«Podwoje wiary» (por. Dz 14, 27) są dla nas zawsze otwarte” (PF 1). Ale zostaliśmy zachęceni do czytania nie tylko tych dwóch krótkich zdań. Są one przecież tylko zakończeniem czegoś o wiele dłuższego: opisu wielkiej ewangelizacyjnej przygody wiary zwanej pierwszą misyjną podróżą św. Pawła. Opis ten zajmuje dokładnie dwa rozdziały Dziejów (13 i 14). A skoro Papież do tego nas wezwał, to skorzystajmy z zaproszenia. Może uda nam się odkryć, jak Kościół pierwszych chrześcijan opisany w Piśmie Świętym przechodził od wyznawania i celebracji wiary do jej misyjnego głoszenia, by móc ją potem na nowo wyznawać i celebrować.
1. Wielka ewangelizacyjna przygoda Kościoła zaczyna się od obrazu solidnej i ugruntowanej wspólnoty kościelnej w wielkim mieście Antiochii:
"W Antiochii, w tamtejszym Kościele, byli prorokami i nauczycielami: Barnaba i Szymon zwany Niger, Lucjusz Cyrenejczyk i Manaen, który wychowywał się razem z Herodem tetrarchą, i Szaweł" (Dz 13, 1).
Otrzymujemy obraz Kościoła, który ma się dobrze. Są tam przedstawiciele dziedzictwa Izraela, na co wskazują imiona Szymon i Manaen. Są przedstawiciele elity społecznej, skoro Manaen wychował się razem z wysoko postawionym politykiem. Są słynni apostołowie, Paweł i Barnaba. Są struktury kościelne (nazwane według ówczesnego zwyczaju: prorocy i nauczyciele). Jednym słowem, ustabilizowane życie wiary powinno toczyć się systematycznie, a przede wszystkim spokojnie. I toczyło się, jak najbardziej przykładnie.
Członkowie tego lokalnego Kościoła wspominali dawniejsze triumfy ewangelizacyjne. Zarówno czasy prześladowań, kiedy tak wielu chrześcijan zasłynęło wyznaniem wiary, jak i gorliwością męczenników sprzed lat:
"Ci, których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu Szczepana, dotarli aż do Fenicji, na Cypr i do Antiochii, głosząc słowo samym tylko Żydom. […] Oni to po przybyciu do Antiochii przemawiali też do Greków i głosili Dobrą Nowinę o Panu Jezusie. A ręka Pańska była z nimi, bo wielka liczba uwierzyła i nawróciła się do Pana" (Dz 11, 19-21).
Wspominali ukonstytuowanie wspólnoty wierzących przez dzieło pracowitych duszpasterzy:
"Wysłano do Antiochii Barnabę. Gdy on przybył i zobaczył działanie łaski Bożej, ucieszył się i zachęcał wszystkich, aby całym sercem wytrwali przy Panu; był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary. Pozyskano wtedy wielką liczbę [wiernych] dla Pana. Udał się też do Tarsu, aby odszukać Szawła. A kiedy [go] znalazł, przyprowadził do Antiochii i przez cały rok pracowali razem w Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi" (Dz 11, 22).
Tak, była to solidna wspólnota, z dobrymi strukturami duszpasterskimi i ze świetnymi tradycjami. Nic dziwnego, że to właśnie „w Antiochii po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami” (Dz 11, 26). Wspólnota, która ma się dobrze. Jak wiele naszych wspólnot: ukonstytuowanych, zorganizowanych, dobrze działających według planów, które układamy na lata z góry. Ale czy po to Bóg wprowadza przez bramę wiary, abyśmy po zbudowaniu struktur i napisaniu planów całą energię poświęcili na sprawne funkcjonowanie systemu?
2. Właśnie w tej sytuacji kościelnej stabilizacji następuje niespodziewana interwencja Ducha Świętego. „W Antiochii, gdy odprawili publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty…” (Dz 13, 2). Boży Duch wtargnął w ustabilizowane i schematyczne życie wspólnoty i Apostołowie zostają posłani „do dzieła, do którego ich powołałem”, jak „rzekł Duch Święty” (por. Dz 13, 2).
„Odprawiali publiczne nabożeństwo” – to sformułowanie z naszego tłumaczenia Biblii Tysiąclecia pewnie dość dobrze oddaje atmosferę rutyny, stabilizacji i przewidywalności. Czy jest coś ekscytującego w „odprawianiu publicznego nabożeństwa”? Jest to w każdym razie dość dobre świadectwo naszego współczesnego, częstego wyobrażenia o idealnym Kościele.
Rzecz ciekawa, tekst grecki nieco inaczej to oddaje: „λειτουρ-γούντων δὲ αὐτῶν τῷ κυρίῳ”, a więc: „kiedy oni modlitewnie posługiwali Panu” lub „kiedy oni byli na liturgii dla Pana”. Odkrywamy więc, że polskie tłumaczenie nie zauważyło najważniejszego: „Pana”! Pan, „κύριος” – to Zmartwychwstały Jezus. „Jezus jest Panem” to nie tylko wielkanocne hasło, ale i opis codziennych realiów Kościoła apostolskiego. A jeśli jest Panem, to nigdy nie wiadomo, co uczyni. Jeśli jest Panem, to liturgia, modlitwa, adoracja jest wystawieniem się na „ryzyko”, że coś się wydarzy. Co? Tego właśnie nie wiadomo. To On jest Panem, a nie my.
"Gdy odprawili publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty 'Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem'” (Dz 13, 2).
Aż chciałoby się powiedzieć: Panie Jezu, czyżbyś nie zauważył, że udało nam się dopiero co zbudować nasze struktury, nasze plany i nasze pobożne życie – a tu nagle jakieś nowe dzieło? A co z duszpasterskim planem rozpisanym na wiele lat z góry? A co z funkcjami, jakie przewidzieliśmy dla Barnaby i dla dobrze zapowiadającego się, choć niedoświadczonego jeszcze Pawła?
3. Jeśli chcemy, by nasz Kościół był apostolski w pełnym tego słowa znaczeniu, o tym mamy pamiętać: Duch powołuje, ale chce, aby to Kościół wyznaczył. Wtargnięcie mocy Bożej w stabilność kościelnej rutyny nie oznacza anarchii. Choć Boży Duch powołuje sam, to jednak nie chce, aby działo się do bez udziału Kościoła. Po namyśle musimy uznać, że to jedno z bardziej zadziwiających zdań Dziejów Apostolskich i jedno z tych najmocniej objawiających naturę Kościoła katolickiego: „Rzekł Duch Święty: «Wyznaczcie Mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem»” (Dz 13, 2). Posłanie przez Kościół i posłanie przez Ducha Świętego są tak ściśle złączone, że stają się praktycznie synonimami: „[…] położywszy na nich ręce, wyprawili ich. A oni wysłani przez Ducha Świętego zeszli do Seleucji” (Dz 13, 3-4).
Wysłanie przez Ducha Świętego udokumentowane jest nałożeniem rąk przez odpowiedzialnych Kościoła. Pierwotne jest powołanie przez Ducha Świętego, ale Pismo Święte poświadcza, że ma to być potwierdzone kanoniczną misją Kościoła. Splatają się charyzmat i misja; powołanie i nałożenie rąk. Jednym słowem: Duch Święty wysyła przez misję Kościoła.
Duch Święty rzekł: „Ja powołałem”, a „wy wyznaczcie”. Jest to Kościół Ducha Świętego i Duch, który pragnie posługiwać się Kościołem. Kto wysyła: Duch czy Kościół? Takie pytanie dla pierwotnej wspólnoty byłoby zapewne zupełnie niezrozumiałe: wyznacza Duch Święty, a potwierdzeniem tego jest zdanie Kościoła i misja kanoniczna Kościoła. A misji udziela Kościół dlatego, że wcześniej już Duch powołał. Kościół nie tworzy rzeczywistości duchowych, ale je rozeznaje.
"Wtedy odprawiwszy post i modlitwę oraz położywszy na nich ręce, wyprawili ich. A oni wysłani przez Ducha Świętego zeszli do Seleucji, a stamtąd odpłynęli na Cypr" (Dz 13, 3-4).
Raz jeszcze widzimy: Kościół „wyprawia” z misją kanoniczną i dlatego misjonarze zostali „wysłani przez Ducha Świętego”.
4. Początkowo misja odbywa się w kontekście „swoich”: „Gdy przybyli do Salaminy, głosili słowo Boże w synagogach żydowskich” (Dz 13, 5-6), a gdy „dotarli do Antiochii Pizdyjskiej, weszli w dzień szabatu do synagogi i usiedli” (Dz 13, 14). Skutkiem tego było, że „po zakończeniu zebrania, wielu Żydów i pobożnych prozelitów towarzyszyło Pawłowi i Barnabie, którzy w rozmowie starali się zachęcić ich do wytrwania w łasce Boga” (Dz 13, 43). Wiemy, że Paweł należał do znanego i szanowanego stronnictwa faryzeuszy (Dz 23, 6), a Barnaba to lewita rodem z Cypru (Dz 4, 36). Paweł i Barnaba głoszą więc słowo w środowisku ludzi podobnych do nich samych. Jest to pewna analogia do sytuacji, w której i my często się znajdujemy, głosząc Ewangelię w parafialnym kościele, wśród tych, którzy nas cenią, lubią i szanują, dlatego też przyjmują nasze nauczanie z prostotą i wdzięcznością.
Ale w misji Pawła i Barnaby sprawy nie zawsze przybierały taki obrót. Zdarzyło się i tak podczas tej pierwszej apostolskiej podróży, że słuchaczy „ogarnęła [...] zazdrość i bluźniąc sprzeciwiali się temu, co mówił Paweł” (Dz 13, 45). Innym zaś razem przeciwnicy „wzniecili prześladowanie Pawła i Barnaby i wyrzucili ich ze swoich granic” (Dz 13, 50). W skrajnym przypadku, w Ikonium, okazało się, że „poganie i Żydzi wraz ze swymi władzami zamierzają ich znieważyć i ukamienować” (Dz 14, 5). Niecne zamiary przeciwników spełniły się: „Podburzyli tłum, ukamienowali Pawła i wywlekli go za miasto, sądząc, że nie żyje” (Dz 14, 19). Na tym tle spotykane przez nas dziś przykrości i nieprzyjemności doznawane od rodzimych przeciwników Kościoła nie wydają się specjalnie dramatyczne.
5. Jaka jest nasza reakcja na odrzucenie ewangelizacyjnej propozycji? Czy nie bywa nią zniechęcenie, opuszczenie rąk, załamanie, wycofanie się w zgorzknieniu na bok i refleksja o tym, że „z tymi ludźmi nie da się nic zrobić”? Że to ociężałe środowisko i kiepska parafia? Porównajmy więc: co uczynili Paweł i Barnaba, gdy spotkali się z odrzuceniem? Rzekli: „zwracamy się do pogan. Tak bowiem nakazał nam Pan: «Ustanowiłem Cię światłością dla pogan, abyś był zbawieniem aż po krańce ziemi»”. Skutkiem tego „poganie radowali się i wielbili słowo Pańskie, a wszyscy, przeznaczeni do życia wiecznego, uwierzyli” (Dz 13, 46-48). To postawa, którą można by streścić współczesnym hasłem: jeśli wyrzucą cię drzwiami, to wróć oknem. Ostatecznie zaś sedno zaproszenia do wejścia przez bramę wiary brzmi:
Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie. Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów” (Ap 3, 20-22).
Wejście do wnętrza Kościoła nie jest sprawą błahą, która zmieniałaby tylko niewiele w życiu. Jest przemieszczeniem się w zupełnie inną sferę, jak najsłuszniej nazwaną nowym życiem i nowym stworzeniem. Na innym miejscu słowo Boże przypomina, że kiedy zostaliśmy chrześcijanami, to zdarzyło się coś dramatycznie nowego:
"Nie przystąpiliście do dotykalnego i płonącego ognia […]. Przystąpiliście natomiast do góry Syjon, do miasta Boga żywego – Jeruzalem niebieskiego, […] do Pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla" (Hbr 12, 18-25).
Wiarę celebruje się jednak nie po to, aby celebrować „swoją wiarę”. Cel jest zupełnie inny: celebrowanie wiary jako daru dość szybko doprowadzi do pytania, dlaczego wobec tego ja mam, a inni nie mają? Czy nie czas na ewangelizację, na dzielenie się? „Odpłynęli na Cypr, a gdy przybyli do Salaminy, głosili słowo Boże w synagogach żydowskich” (Dz 13, 5). Rozpoczęła się wielka przygoda celebracji wiary tym razem już nie w swoim, czyli bezpiecznym gronie, ale na forum publicznym.
6. Podróże apostolskie św. Pawła obejmują nie tylko „tereny misyjne” w sensie geograficznym, zaznaczone przez nas na mapie; to także „tereny misyjne” w sensie kulturowym:
Ewangelizacja pogan
"Paweł i Barnaba powiedzieli odważnie: 'Należało głosić słowo Boże najpierw wam [Żydom]. Skoro jednak odrzucacie je i sami uznajecie się za niegodnych życia wiecznego, zwracamy się do pogan'” (Dz 13, 46).
Ewangelizacja Akademii
"Czekając na nich w Atenach, Paweł burzył się wewnętrznie na widok miasta pełnego bożków. Rozprawiał też w synagodze z Żydami i z 'bojącymi się Boga' i codziennie na agorze z tymi, których tam spotykał. Niektórzy z filozofów epikurejskich i stoickich rozmawiali z nim: 'Cóż chce powiedzieć ten nowinkarz' – mówili jedni, a drudzy: 'Zdaje się, że jest zwiastunem nowych bogów' – bo głosił Jezusa i zmartwychwstanie. Zabrali go i zaprowadzili na Areopag" (Dz 17, 16-19).
Dla porównania fragment encykliki Jana Pawła II Tertio millenio adveniente:
"Powtarza się dziś w świecie sytuacja z ateńskiego Areopagu, na którym przemawiał św. Paweł. Tych 'areopagów' jest dziś wiele i są bardzo różne. Są to wielkie tereny współczesnej cywilizacji i kultury, polityki i ekonomii. Im bardziej Zachód odrywa się od swych chrześcijańskich korzeni; tym bardziej staje się terenem misyjnym, w znaczeniu wielorakich 'areopagów'” (TMA 57).
Ewangelizacja świata polityki
"[Paweł zapytał:] 'Czy wierzysz, królu Agryppo, Prorokom? Wiem, że wierzysz'. Na to Agryppa do Pawła: 'Niewiele brakuje, a przekonałbyś mnie i zrobił ze mnie chrześcijanina'. A Paweł: 'Dałby Bóg, aby prędzej lub później nie tylko ty, ale też wszyscy, którzy mnie dzisiaj słuchają, stali się takimi, jakim ja jestem, z wyjątkiem tych więzów'. Na to wstał król i namiestnik, i Berenike, i ci, którzy z nimi wzięli udział w posiedzeniu" (Dz 26, 27-30).
Zauważmy, że Paweł nie zostaje politykiem. Paweł głosi kerygmat politykom. To zupełnie inna misja!
Katechizm Kościoła Katolickiego 851
"Od najdawniejszych czasów Kościół czerpie zobowiązanie i zapał misyjny z miłości Boga do wszystkich ludzi: „Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas...” (2 Kor 5, 14). Istotnie, Bóg „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2, 4). Bóg pragnie, zbawienia wszystkich przez poznanie prawdy.
Zbawienie znajduje się w prawdzie. Ci, którzy są posłuszni natchnieniom Ducha Prawdy, znajdują się już na drodze zbawienia; Kościół jednak, któremu ta prawda została powierzona, musi wychodzić naprzeciw ich pragnieniu, aby im ją zanieść. Właśnie dlatego, że Kościół wierzy w powszechny zamysł zbawienia, musi on być misyjny".

Przypisy
[1] Św. Hilary z Poitiers, Komentarz do Ewangelii św. Mateusza, 21, 4.
[2] Cezary z Arles, Kazanie 43, 1.
[3] Św. Hilary z Poitiers, Komentarz do Ewangelii św. Mateusza, 5, 15.
[4] Św. Maksymilian M. Kolbe, O Początkach Mugenzai No Sono, przed 17 października 1935 r.
[5] Opis metody dostępny na stronie internetowej (dostęp 2.11.2011 r.): www.niepokalanow.pl/pisma,tom-7,1073-japonski-niepokalanow-rozrasta-sie,1197.
[6] S. Sękowski, Wybuch wiary w Korei Płd; dostępne na stronie internetowej: gosc.pl/doc/1147410.Wybuch-wiary-w-Korei-Pld.
[7] J. Bątkiewicz-Brożek, Co roku 6 mln wyznawców islamu prosi o chrzest; dostępne na stronie internetowej (dostęp 20.01.2013): gosc.pl/doc/1359291.Co-roku-6-mln-wyznawcow-islamu-prosi-o-chrzest.
[8] Dostępne na stronie internetowej (dostęp 20.01.2013): www.notredamedekabylie.net.
[9] Bp D. Rey, Definicja nowej ewangelizacji i wyzwania stojące na jej drodze, w: Nowa ewangelizacja – kerygmatyczny impuls w Kościele, red. P. Sowa, K. Kaproń OFM, Gubin 2013, s. 46.
[10] Tekst Aktu wyboru Chrystusa złożony na ręce legata papieskiego abp. Józefa Kowalczyka 7 czerwca 2003 r.; przygotował go Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej.
[11] „W 2011 r. zarejestrowano 459 aktów apostazji na terenie Polski. W tym samym roku do chrztu przystąpiło ponad 500 dorosłych. Nowe statystyki Kościoła: tylko 40 proc. wiernych chodzi na msze – to najmniej w historii; dostępne na stronie internetowej (dostęp 28.06.2012): wyborcza.pl/1,75248,12028944,Nowe_statystyki_Kosciola__tylko_40_proc__wiernych.html.


Charyzmat Tymoteusza - Część III. Kapłan w rodzinie Kościoła


bp Andrzej Siemieniewski

CHARYZMAT TYMOTEUSZA


Część III. KAPŁAN W RODZINIE KOŚCIOŁA
1. Kapłan w Bożej rodzinie: ojciec, brat, przyjaciel
„Nakłaniaj prośbą jak ojca, jak braci, jak matki, jak siostry…”
(por. 1 Tm 5, 1)
Klemens Aleksandryjski († 212)
"Ten jest faktycznie starszym w Kościele i prawdziwym sługą woli Bożej, jeśli sam pełni i wykłada Boże przykazania. I nie dlatego uważany jest za sprawiedliwego [...], że jest on starszy, lecz dlatego zaliczony jest do rady starszych, że jest sprawiedliwy"[1].
Naszym głównym źródłem stanie się teraz zachęta Apostoła Pawła, aby Tymoteusz w swoim duszpasterstwie kierował się następującą postawą: „starszego wiekiem […] nakłaniaj prośbą jak ojca, młodszych – jak braci, starsze kobiety – jak matki; młodsze – jak siostry, z całą czystością” (1 Tm 5, 1-2). Obraz wspólnoty, jaki wyłania się z tych słów, jest jasny: wspólnota wierzących przypomina rodzinę, a jej pasterz jest szczególnym członkiem tej rodziny, mającym raz oblicze ojca, to znowu najstarszego syna lub brata.
1.1. „Starszy” wspólnoty: ojciec
Jak zauważyliśmy, ważnym wezwaniem do duchowości radykalnego upodobnienia się do Chrystusa oraz równocześnie równie radykalnego nonkonformizmu wobec postępującego upadku wartości są słowa św. Pawła: „Nie bierzcie wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu” (Rz 12, 2). Dlatego jednym z istotnych duchowych zadań kapłana jest odnowienie prawdy o ojcostwie: „zginam kolana przed Ojcem, od którego bierze swe imię wszelkie ojcostwo na niebie i na ziemi” (Ef 3, 14).
Sam Apostoł Paweł ewidentnie tak właśnie przeżywał swoją posługę, a najlepszym tego świadectwem są słowa, jakimi opisywał swą relację do Tymoteusza. Są to słowa odwołujące się do więzi rodzinnych. Tak więc Tymoteusz „został wypróbowany: bo jak dziecko ojcu, tak on wraz ze mną służył Ewangelii” (Flp 2, 22). Tak samo określił go w liście skierowanym wprost do niego: „Tymoteuszu, dziecko [moje]” (1 Tm 1, 18), lub w adresie innego listu: „Paweł do Tymoteusza, swego umiłowanego dziecka” (2 Tm 1, 2). Amerykański teolog, S. Hahn, wyciąga z tego następujący wniosek:
"Apostolstwo Pawła jest posługą duchowego ojcostwa: przez głoszenie słowa i udzielanie sakramentów wzbudza innych do nadprzyrodzonego życia Bożego, co czyni ich jego dziećmi. Tymoteusz jest duchowym synem, który otrzymał kapłaństwo przez Pawła (2 Tm 1, 6), a jako następca Apostoła ma przekazywać dar tego posługiwania także innym (1 Tm 5, 22 i 2 Tm 2, 1-2)"[2].
Nie należy tego wiązać tylko ze szczególną relacją przyjaźni albo z długoletnią współpracą apostolską. Święty Paweł zasygnalizował te same więzi duchowego ojcostwa wobec Koryntian, z którymi miał wyraźne kłopoty duszpasterskie:
"Piszę, aby was napomnieć – jako moje najdroższe dzieci. Choćbyście mieli bowiem dziesiątki tysięcy wychowawców w Chrystusie, nie macie wielu ojców; ja to właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie. Proszę was przeto, bądźcie naśladowcami moimi!" (por. 1 Kor 4, 14-16).
Raz jeszcze sięgniemy tu do komentarza S. Hahna:
"Relacja Pawła do Koryntian jest ojcowska, skoro doprowadził ich do nowego życia przez Ewangelię (2 Kor 12, 14). Jego ojcostwo duchowe rozciąga się także na innych, jak na Tytusa (Tt 1, 4), Onezymusa (Flm 10) i Tymoteusza (1 Kor 4, 17; Flp 2, 22; 1 Tm 1, 2)"[3].
W naszych czasach ojcowską duchowość kapłańską przypomniał II Sobór Watykański: „Wierni niech będą świadomi zobowiązań względem swoich prezbiterów i dlatego niech się odnoszą do nich, pasterzy swych i ojców [pastores suos et patres], z synowską miłością” (DK 9).
Według ojców Kościoła znajdujemy tu pewną analogię z historią starego Izraela: „Abyśmy wiedzieli, że tradycje apostolskie są wzięte ze Starego Testamentu – czym w świątyni byli Aaron i synowie jego oraz lewici, do tego w Kościele mają prawo biskupi, prezbiterzy i diakoni”[4]. Synowie Aarona i Lewiego pochodzili od nich jako naturalna rodzina, w Nowym Testamencie – pasterz Tymoteusz jest duchowym synem Apostoła. Świątynia natomiast nie jest już budowlą z kamienia, ale duchową świątynią wznoszoną z żywych kamieni serc ludzi wierzących (por. 1 P 2, 5).
1.2. Duchowe ojcostwo a duch tego świata: Apostoł Paweł
Didaskalia Apostolskie (ok. 250 r.)
"Uznaj, człowiecze, tego, który po Bogu jest twoim ojcem i twoją matką [...]. Uznaj tych, którzy odrodzili cię przez wodę, którzy napełnili cię Duchem Świętym, karmili cię Słowem jak mlekiem, wzmacniali cię nauczaniem, poprawiali cię napomnieniem i uzdolnili cię do przyjęcia Eucharystii i którzy uczynili cię dziedzicami obietnicy Bożej"[5].
a. Ojcostwo duchowe Nowego Przymierza
Pośród elementów duchowości kapłańskiej wymagających radykalnej odnowy koniecznie trzeba wyróżnić duchowe ojcostwo katolickiego księdza. Ten aspekt duchowości kapłańskiej możemy odczytać w słowach Jana Pawła II z adhortacji Pastores dabo vobis:
"Kapłan jest wezwany, by sprawować władzę i posługę Jezusa Chrystusa, Głowy i Pasterza Kościoła, ożywiając wspólnotę kościelną i kierując nią, czyli gromadząc 'rodzinę Bożą ożywioną braterską jednością'" (PDV 26).
„Rodzina Boża ożywiona braterską jednością” – to cytat z dokumentu II Soboru Watykańskiego. Jeszcze wyraźniej brzmi to w wersji łacińskiej: „[ducensfamiliam Dei ut fraternitatem in unum”, a więc kapłan prowadzi rodzinę Bożą ku jedności jako wspólnotę braci. Kościół nie tylko jest „ożywiany braterską jednością, ale po prostu jest „braterstwem”, czyli rodzinną wspólnotą. Kluczowe słowa papieskiego dokumentu następują zaraz potem:
"Ta posługa wymaga od kapłana intensywnego życia duchowego, bogatego w przymioty i cnoty potrzebne osobie, która 'przewodzi' i 'kieruje' wspólnotą, 'starszemu' w najbardziej szlachetnym i pełnym sensie tego słowa" (PDV 26).
Tu znowu trzeba nam się odnieść do łaciny, tym razem do łacińskiego tekstu Pastores dabo vobis. Pojawia się tam dobitne wyjaśnienie: „«senioris» seu «presbyteri»”. W polskiej wersji zabrakło dopowiedzenia „prezbiterzy” – a więc greckiego odpowiednika łacińskiego „senior” czy polskiego „starszy”.
„Prezbiter” („presbyteros”) to biblijne określenie kapłana chrześcijańskiej wspólnoty. Jest to określenie wywołujące mnóstwo skojarzeń zaczerpniętych z przebogatej tradycji Pisma Świętego. Tym określeniem nazwany jest np. „starszy syn” spośród dwóch braci w opowieści o synu marnotrawnym – „ho hios ho presbyteros” (Łk 15, 25). Tym samym też mianem obdarzano osoby sprawujące urząd pasterski we wspólnocie. Kiedy Paweł i Barnaba przybyli do Jerozolimy, zostali tam przyjęci „przez Kościół, Apostołów i starszych [a więc właśnie presbyteroi]” (Dz 15, 4; por. Dz 15, 2. 6. 22. 23). Aby zrozumieć pełnię znaczenia słowa „prezbiter” w odniesieniu do duchowości kapłańskiej, zatrzymamy się najpierw nad definicją Kościoła jako rodziny, a potem nad światłem rzucanym na to zagadnienie przez Biblię.
W pierwszej encyklice papieża Benedykta XVI, Deus Caritas est, pojęcie Kościoła jako rodziny pojawia się cztery razy. Papież pisał tam o „miłości Ojca”, który chce „uczynić z ludzkości jedną rodzinę w swoim Synu” (DCE 19), albo nazwał Kościół „rodziną Bożą w świecie” (DCE 25). W takiej właśnie kościelnej rodzinie kapłan jest określony mianem „senior”, „prebyteros” (PDV 26), co biblijnie oznacza kogoś starszego w rodzinie – starszego syna lub brata.
Wynikają z tego ważne konsekwencje duchowe. Kapłan to nie tylko przejściowa funkcja, której można by się zrzec wskutek zmęczenia („wypalenia”) lub zmiany planów życiowych, albo która ustawałaby po wypełnieniu obowiązków służbowych i przejściu na emeryturę. Kapłaństwo to nieodwołalne miejsce w rodzinie Kościoła, które trwa już na zawsze. Podobnie jak nie można przestać być starszym synem lub bratem, jeśli już się nim jest, tak samo ma się sprawa z kapłaństwem otrzymanym na mocy święceń. Tego miejsca w duchowej rodzinie Kościoła nie neguje nawet zdrada! Judasz, jakkolwiek zdradził Jezusa, a nawet popełnił samobójstwo, to jednak pozostawił po sobie apostolskie miejsce („stolicę”) do zajęcia. Nowo wybrany Apostoł Mateusz nie zaczyna zupełnie od nowa, ale przejmuje biskupstwo (episkopat, ἐπισκοπή) Judasza, a więc właśnie jego urząd; ktoś musi zająć opuszczone przez poprzednika miejsce (por. Dz 1, 20). Jest to trwałe miejsce w rodzinie Kościoła, które kapłan i duszpasterz ma wypełniać przez całe życie.
Jest tak dlatego, że kapłaństwo zostało przyjęte jako sakrament święceń, który, ustanawiając nową relację z Chrystusem, buduje też nowe relacje rodzinne w Kościele Bożym. Nowe relacje, a nie tylko nowe zadania do wypełnienia. Jest tu pewna analogia z małżeństwem zawartym między obcymi sobie niegdyś osobami, które sakramentalnie wiążą się przez przymierze. Wynika przecież z niego nie jakaś liczba usług czy transakcji, ale fundamentalna zmiana życiowej sytuacji i związek ludzi „w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia”. Analogicznie sakrament święceń jako przymierze Boga z Jego ludem ustanawia kapłana starszym synem w rodzinie Bożej albo ojcem w tej rodzinie. Podobnie jak przez przysięgę małżeńską powstaje nowa więź rodzinna, tak przez przysięgę Boga (łac. „sacramentum” pierwotnie oznaczało wojskową przysięgę) tworzy się nowe, duchowe pokrewieństwo między kapłanem a wspólnotą wierzących, które trwa „w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia”.
Już w Starym Testamencie kapłan jawi się jako ojciec. „Pewien młody człowiek w Betlejem judzkim był lewitą. «Zostań u mnie – rzekł do niego Mika – i bądź mi ojcem i kapłanem” (por. Sdz 17, 7-12). Jest to przykład prawdy o szerszym, zastosowaniu:
"W starożytności na Bliskim Wschodzie (Izrael, Asyria, Babilonia) istniało ścisłe powiązanie ojcostwa i kapłaństwa. W czasach patriarchów ojcowie i pierworodni synowie sprawowali posługę kultu budując ołtarze i składając ofiary za swoje rodziny (Rdz 12, 8; 22, 9-13; 31, 54; 46, 1; Hi 1, 5). Za czasów Mojżesza Bóg wyniósł Aarona i jego lewickich synów (Wj 40, 12-15), aby byli ojcami i kapłanami plemiennej rodziny Izraela (Sdz 17, 10; 18, 19). Ta sama zasada przenosi się w sensie duchowym na czas Nowego Przymierza, gdzie Chrystus, nasz wielki arcykapłan, ustanawia mężczyzn do posługi duchowego ojcostwa dla 'pełnienia służby kapłańskiej [dosł. służby liturga – λειτουργός] dla Bożej Ewangelii' (Rz 15, 16 BP)"[6].
Tym bardziej jest tak w Nowym Przymierzu. O tym mówił także św. Paweł: „nie macie wielu ojców: ja to właśnie zrodziłem was w Chrystusie” (1 Kor 4, 14-17). Jest to ojcostwo Nowego Przymierza w porządku nadprzyrodzonym. I tak jak naturalny ojciec przekazuje dzieciom swoje naturalne podobieństwo, tak ojciec duchowy przekazuje moc duchowego upodabniania się do Chrystusa w chrzcie i bierzmowaniu, a zwłaszcza w Eucharystii[7].
W świetle tego, że Kościół jest rodziną, trzeba na nowo przemyśleć, co to znaczy być księdzem w Kościele. Każda gromadząca się grupa kościelna − podczas Eucharystii, katechezy, pielgrzymki, czy odpoczynku − potrzebuje duchowego ojca. Dlatego właśnie mówimy na papieża „Ojciec Święty”, a wyrażenie „ojcze duchowny” − jest kierowane nie tylko do zakonników. Tak wierni zwracają się niekiedy do każdego księdza. To wielki zaszczyt, ale jeszcze bardziej wielkie zobowiązanie, do którego trzeba dorastać przez całe kapłańskie życie.
b. Kapłaństwo mężczyzn, kapłaństwo kobiet?
Powiązanie chrześcijańskiego prezbiteratu, czyli kapłaństwa służebnego Nowego Testamentu z ojcostwem wiąże się też z zadawanym dziś często pytaniem: Dlaczego prezbiterami nie bywają kobiety? Zdarza się, że jako uzasadnienie sakramentalnego kapłaństwa zarezerwowanego tylko dla mężczyzn, podaje się motywy społeczne, często powiązane jeszcze z dawno minionymi czasami. Przy okazji dezawuuje się autorytet Pisma Świętego w tej materii, używając takich sformułowań, jak: „dwuwiersz [na ten temat] winien być interpretowany w duchu ówczesnej epoki” (1 Kor 14, 34, przypis w Biblii Tynieckiej [dalej skrót BT], s. 1303). Czytelnik mógłby odnieść wrażenie, że wobec tego dziś nie musimy się tym aż tak bardzo przejmować. Tymczasem na pewno każdy tekst winien być interpretowany w duchu epoki, w której został napisany, ale poprzestanie na takim ogólniku jest nieco kłopotliwe dla duszpasterza pragnącego wzorować swoje życie na Piśmie Świętym.
Innym razem zaś odsyłano kobiety do roli milczącego tłumu w Kościele, argumentując, że „tak uczy Pismo”. Ważne jest więc, aby najpierw zrozumieć integralne nauczanie św. Pawła na ten temat, a dopiero potem wyciągać wnioski. Zauważmy najpierw, że na pierwszy rzut oka rzeczywiście wydaje się, że kobiety nigdy nie mogą głosić nauczania w Kościele w żadnej formie. Apostoł pisze przecież:
"Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz [chcę, by] trwała wcichości" (1 Tm 2, 12).
"Tak jak to jest we wszystkich zgromadzeniach świętych, kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje. A jeśli pragną się czego nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężów. Nie wypada bowiem kobiecieprzemawiać na zgromadzeniu" (1 Kor 14, 33-35).
Jest to jednak na razie dopiero połowa prawdy. Druga połowa zawarta jest w innych fragmentach tekstów Pisma Świętego, gdzie najwyraźniej uczy się jednak o kobietach głoszących w Kościele. Zacznijmy od zesłania Ducha Świętego w dzień Pięćdziesiątnicy:
"[... ] spełnia się przepowiednia proroka Joela: W ostatnich dniach – mówi Bóg – wyleję Ducha mojego na wszelkie ciało, i będą prorokowali synowie wasi i córki wasze [οἱ υἱοὶ ὑμῶν καὶαἱ θυγατέρες ὑμῶν]" (Dz 2, 16-17).
Rzeczywiście takie proroctwo można znaleźć w Starym Testamencie:
"I wyleję potem Ducha mego na wszelkie ciało, a synowie wasi i córki wasze prorokować będą, starcy wasi będą mieć sny, a młodzieńcy wasi będą mieć widzenia. Nawet na sługi i służebnice wyleję Ducha mego w owych dniach" (Jl 3, 1-2).
Zarówno u proroka Joela, jak i w tekście powtórzonym za Joelem w Dziejach Apostolskich dwukrotnie podkreśla się udział zarówno mężczyzn, jak i kobiet w prorokowaniu jako jeden ze znaków ostatecznego wylania Ducha Świętego: „synowie wasi i córki wasze prorokować będą”; „na sługi i służebnicewyleję Ducha mego”. A prorokowanie to na pewno publiczne przemawianie, głoszenie słowa w obecności innych. Wygląda na to, że sprawa udziału kobiet w przepowiadaniu Dobrej Nowiny jest bardziej skomplikowana, niż pierwotnie się to wydawało.
Prorokowanie zarówno kobiet, jak i mężczyzn, a więc publiczne przemawianie, odnotowane jest też w opisach życia pierwotnego Kościoła. Czasem nawet odnosi się do ustalonej posługi głoszenia słowa w formie prorokowania:
"Weszliśmy do domu Filipa ewangelisty, który był jednym z Siedmiu, i zamieszkaliśmy u niego. Miał on cztery córki, dziewice – prorokinie. Kiedyśmy tam przez dłuższy czas mieszkali, przyszedł z Judei pewien prorok, imieniem Agabos" (Dz 21, 8-9).
Podobne uwagi można odnieść do posługi przekazywania wiary innym ludziom, a więc jakiejś formy ewangelizacji i katechizacji. Czynili to zarówno mężczyźni, jak i kobiety, a w tym wypadku Pryscylla:
"Pewien Żyd, imieniem Apollos, rodem z Aleksandrii, człowiek uczony i znający świetnie Pisma przybył do Efezu. Znał on już drogę Pańską, przemawiał z wielkim zapałem i nauczał dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa, znając tylko chrzest Janowy. Zaczął on odważnie przemawiać w synagodze. Gdy go Pryscylla i Akwila usłyszeli, zabrali go z sobą i wyłożyli mu dokładnie drogę Bożą" (Dz 18, 24-26).
Taki sam wniosek wyciągniemy, czytając jeden z opisów apostolskiej ewangelizacji:
"W szabat wyszliśmy za bramę nad rzekę, gdzie – jak sądziliśmy – było miejsce modlitwy. I usiadłszy, rozmawialiśmy z kobietami, które się zeszły. Przysłuchiwała się nam też pewna „bojąca się Boga” kobieta z miasta Tiatyry imieniem Lidia, która sprzedawała purpurę. Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła. [...] została ochrzczona razem ze swym domem" (Dz 16, 13-15).
Lidia po wysłuchaniu Dobrej Nowiny sprawiła, że cała jej rodzina nawróciła się, zatem musiała im tę wiarę przekazać.
Mamy więc pewną liczbę wersetów św. Pawła, które wydają się bardzo rygorystycznie stawiać sprawę: „kobieta w Kościele niech milczy”, i mamy też inne wersety, które wydają się opisywać powszechną praktykę udziału kobiet w głoszeniu słowa, również w misjach prowadzonych przez św. Pawła. Jak to wyjaśnić?
Może po prostu sam Apostoł Paweł stał się z biegiem lat bardziej rygorystyczny, niż było to w Kościele na początku, w dzień Pięćdziesiątnicy? Chyba jednak nie. W tym samym liście do Koryntian (1 Kor), skąd pochodzi fragment: „Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu”, św. Paweł komentował pewne szczegóły dotyczące zachowania się na wspólnej modlitwie z udziałem kobiet.
Najpierw pisał, jak ma się zachować:
– „Każdy mężczyzna, modląc się lub prorokując”,
a zaraz w następnym zdaniu, jakie zachowanie przystoi kobiecie:
– „Każda zaś kobieta, modląca się lub prorokująca” (1 Kor 11, 4-5).
Wygląda na to, iż uważał za tak oczywiste publiczne prorokowanie zarówno mężczyzn, jak i kobiet, że ich role omawiał paralelnie. Jak wyjaśnić tę pozorną sprzeczność? Jeśli Paweł rzeczywiście miał na myśli w 1 Kor 14 i w 1 Tm 2, że kobieta w Kościele ma po prostu nie odzywać się, to całość przekazu Nowego Testamentu w tej kwestii sprawia wrażenie chaotyczne: jeden z mesjańskich znaków – „synowie wasi i córki wasze prorokować będą” (Dz 2) – zostałby już po kilku latach wprost zakazany. Wydaje się to niemożliwe. Odpowiedzi trzeba więc szukać w pytaniu: Czy dokładna lektura tekstu nie podpowie nam, co naprawdę miał na myśli Apostoł?
Najwidoczniej kobiety mają głosić słowo, ale na sposób „prorokowania”. Co to oznacza? „Ten, kto prorokuje, mówi ku zbudowaniu ludzi, ku ich pokrzepieniu i pociesze” (1 Kor 14, 3). Jest tu więc miejsce dla katechezy, dla duchowej konferencji, rekolekcyjnej nauki i wielu innych form publicznego dzielenia się wiarą w Kościele. To mogą robić kobiety na równi z mężczyznami, jak wskazują teksty Nowego Testamentu i praktyka dzisiejszego Kościoła – z katechetkami czy animatorkami wspólnot w wielu ruchach odnowy eklezjalnej.
Czymś innym jest natomiast oficjalne głoszenie słowa w imieniu Kościoła, a zwłaszcza podczas liturgii: myślimy tu o homilii prezbitera (lub diakona) albo o encyklice papieża. Takie nauczanie w imieniu Kościoła związane jest z oficjalnym kościelnym „przewodzeniem” wspólnocie (1 Tm 2, 12-15) i „roztrząsaniem” dogmatycznych i dyscyplinarnych problemów (czyli autorytatywnym rozstrzyganiem, por. 1 Kor 14, 33-35). Takie właśnie nauczanie czy mówienie w Kościele miał na myśli Apostoł:
"'Nauczać kobiecie nie pozwalam' nie jest absolutnym zakazem, który odnosiłby się do wszystkich okoliczności, ale do wyłączenia kobiet z posługi takiego nauczania, które wykonywane jest przez wyświęconych duchownych (1 Kor 14, 34-35). Paweł nie zaprzecza równej godności mężczyzn i kobiet w Chrystusie (Ga 2, 28) albo zdolności kobiet do modlitwy i prorokowania w kontekście nabożeństw. Kobiety spełniają nieocenioną posługę, kiedy nauczają wiary w innych kontekstach przez słowo i chrześcijański przykład (Tt 2, 3-4). [Dlatego też] zgodnie z nauczaniem Kościoła Paweł zabrania kobietom sprawowania oficjalnej funkcji nauczania w [liturgicznym] zgromadzeniu chrześcijańskim"[8].
Taki jest sens wypowiedzi Apostoła w 1 Tm 2 oraz w 1 Kor 14. Nie chodzi tu po prostu o jakiekolwiek „mówienie” w Kościele, ale o takie, które wiąże się z „przewodzeniem”. A przewodzenie liturgii powiązane z autorytatywnym nauczaniem to rola prezbitera. Taki jest sens wypowiedzi Apostoła: kobieta nie jest prezbiterem, nie przewodzi jako prezbiter w Kościele i nie przemawia jako prezbiter; nie jest następcą Piotra (papieżem), nie jest następcą Apostołów (biskupem), nie jest prezbiterem. Jeśli kobieta głosi w Kościele, to nie jest to „nauczanie” (διδάσκειν), ale coś innego – właśnie „prorokowanie” (προφητεία). Pomocne też będą takie współczesne określenia, jak „świadectwo”, „zachęta”, „katecheza”.
Jeszcze wyraźniej widać to w innym tekście Apostoła, tym z Pierwszego Listu do Koryntian:
"Prorocy niech przemawiają po dwóch albo po trzech, a inni niech to roztrząsają! Gdy zaś komuś innemu z siedzących dane będzie objawienie, pierwszy niech zamilknie. Możecie bowiem w ten sposób prorokować wszyscy, jeden po drugim, aby wszyscy byli pouczeni i podniesieni na duchu. A dary duchowe proroków niechaj zależą od proroków! Bóg bowiem nie jest Bogiem zamieszania, lecz pokoju. Tak jak to jest we wszystkich zgromadzeniach świętych, kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje. A jeśli pragną się czego nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężów! Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu" (1 Kor 14, 29-35).
W związku z tą wypowiedzią pojawia się pytanie o to, kto ma pełnić w Kościele rolę prezbitera, a więc m.in. o autorytet rozstrzygania o tym, co należy głosić na spotkaniu modlitewnym, a czego głosić nie potrzeba. Nie chodzi tu o każde „mówienie” w Kościele, bo trzy rozdziały wcześniej Apostoł wyraźnie uznał za oczywiste, że prorokowanie (czyli zabieranie głosu dla zbudowania, dla pokrzepienia i pociechy) nie jest zależne od płci. Jest natomiast od niej zależne miejsce w prezbiteracie: to prezbiterzy czuwają nad kościelnym porządkiem zgromadzonego Kościoła.
Takiej interpretacji trzymano się zawsze w Tradycji Kościoła. Kobiety przemawiając publicznie w Kościele często zmieniały historię. Zacznijmy od przykładów ze średniowiecza: św. Joanna d’Arc zachęciła lud do zwycięskiego boju, św. Katarzyna ze Sieny przekonała papieża do powrotu do Rzymu. Podobnie przełomową rolę odegrała za naszych czasów św. s. Faustyna, kiedy radykalnie zmieniła myślenie Kościoła o miłosierdziu Bożym. Ale za życia św. Joanny, św. Katarzyny czy św. Faustyny papieżami, biskupami i prezbiterami byli – zgodnie z nauką Nowego Testamentu – mężczyźni jako ojcowie w kościelnej rodzinie. Nie znaczy to, że byli ważniejsi – przecież zwykle nazwiska proboszczów parafii albo biskupów diecezji tych świętych kobiet znane są tylko badaczom nauk historycznych, a imiona św. Katarzyny czy św. Faustyny znają wszyscy. Oznacza to, że Boże powołanie jest dla nich inne.
Podobnie i dziś kobiety bywają ogłaszane doktorami Kościoła (św. Teresa z Lisieux), są katechetkami w szkołach i teologami. Mogą też głosić na spotkaniach modlitewnych „proroctwa”, czyli słowa zbudowania, pokrzepienia, pociechy, świadectwa, zachęty i katechezy. Natomiast biblijnie rzecz biorąc, lepiej byłoby zachować termin „nauczanie” (διδάσκειν) dla liturgicznej homilii prezbitera lub dla oficjalnego dokumentu Kościoła.
Katechizm Kościoła Katolickiego 1577
„'Święcenia ważnie przyjmuje tylko mężczyzna (vir) ochrzczony'. Pan Jezus wybrał mężczyzn, by utworzyć kolegium Dwunastu Apostołów, i tak samo czynili Apostołowie, gdy wybierali swoich współpracowników, którzy mieli przejąć ich misję. Kolegium Biskupów, z którym prezbiterzy są zjednoczeni w kapłaństwie, uobecnia i aktualizuje aż do powrotu Chrystusa kolegium Dwunastu. Kościół czuje się związany tym wyborem dokonanym przez samego Pana. Z tego powodu nie są możliwe święcenia kobiet".
c. Rodzinne realia nowotestamentowego Kościoła
Ewangelizacyjne i sakramentalne czynności kapłańskie wykazują wiele podobieństw do życia naturalnej rodziny[9]. Dlatego prezbiter wspólnoty chrześcijańskiej winien zdać sobie sprawę, że jego posługa nie jest podobna do pracy w wojsku lub w firmie, ale w rodzinnym domu: „[piszę], byś wiedział, jak należy postępować w domu Bożym [ἐν οἴκῳ θεοῦ], który jest Kościołem Boga żywego, filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3, 15). Stąd też duszpasterstwo to zarządzanie domostwem Bożym, służenie „planowi Bożemu [οἰκονομία] zgodnie z wiarą” (1 Tm 1, 4). A „οἰκονομία” odwołuje się do źródła „οἶκος” – dom. To właśnie dlatego, „jeśli ktoś nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży?” (1 Tm 3, 5). Zakłada się więc, że pasterze będą duchowymi ojcami. Dlatego niezdolność do nadzorowania spraw własnej rodziny i domostwa każe przypuszczać o braku wymaganych cnót, aby być pasterzem Bożego domostwa, którym jest Kościół[10]. Podobnie w Liście do Galatów chrześcijańscy współwyznawcy nazwani są „domostwem” (οἰκεῖος – Ga 6, 10), mieszkańcami tego samego domu.
Po pierwsze więc – kapłan jest obecny przy chrzcie, który jest nowym narodzeniem chrześcijanina do rodziny Bożej. Chrzest jest nowym narodzeniem, a chrześcijanin nie rodzi się jako bezdomny i sierota, ale członek rodziny: „Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2, 19). W najgłębszym sensie ojcem tej nowej rodziny jest Bóg: „Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!” (Ga 4, 6). Wskutek tego Kościół podobny jest do matki nowo narodzonych synów Bożych, którzy są nazwani potomstwem Niewiasty: „I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa” (Ap 12, 17). Dlatego też chrześcijanin ma rodzeństwo, tych: „którzy pełnią wolę Ojca mego, ci są moimi braćmi, siostrami i matką” (Mk 3, 34). Najbliższymi duchowymi krewnymi chrześcijanina są współwierzący tu, na ziemi, ale potem także duchowi członkowie kościelnej rodziny w pełni Królestwa Bożego, od Maryi poczynając, poprzez wszystkich naszych świętych patronów. „W życiu świętych nie należy brać pod uwagę jedynie ich ziemskiej biografii, ale także ich życie i dzieło w Bogu, po śmierci. Jeśli chodzi o świętych jest jasne: kto zmierza ku Bogu, nie oddala się od ludzi, ale staje się im prawdziwie bliski” (DCE 42) – pisze papież Benedykt XVI. Ten sam apel o ducha rodzinnego w Kościele zauważymy w pouczeniach Apostoła skierowanych do jego ucznia Tymoteusza: „Starszego wiekiem nie strofuj, lecz nakłaniaj prośbą jak ojca, młodszych – jak braci, starsze kobiety – jak matki; młodsze – jak siostry, z całą czystością!” (1 Tm 5, 1).
W rodzinie Bożej kapłan jest prezbiterem, to znaczy „starszym” – starszym bratem pełniącym funkcje kapłańskie. Pamiętamy słowa Jana Pawła II: „kapłan «przewodzi» i «kieruje» wspólnotą” jako „«starszy» w najbardziej szlachetnym i pełnym sensie tego słowa” (por. PDV 26). Podobnie jak w rodzinie wszyscy noszą to samo nazwisko, tak w Kościele wszyscy nosimy to samo duchowe miano: „w Antiochii po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami” (Dz 11, 26), a przecież imię chrześcijanina (christianos) wszyscy wierzący zaczerpnęli od imienia samego Chrystusa − Christos. On jest założycielem tej nowej, kościelnej rodziny, jest „pierworodnym między wielu braćmi” (Rz 8, 29). Przypomina to papież Benedykt XVI, pisząc, że od początku publicznej misji Jezusa Maryja wiedziała: „Syn musi teraz założyć nową rodzinę” (DCE 41).
Kapłan dokonuje sakramentalnego pojednania w rodzinie Bożej, którym jest spowiedź. Sam Ojciec Niebieski chce, abyśmy wyznając Mu grzechy, czynili to we wspólnocie Kościoła. Najlepszą ilustracją tej prawdy jest przypowieść z synu marnotrawnym (Łk 15, 11-32). Ojciec pragnie przebaczyć grzechy młodszemu synowi, ale chce, by pojednanie dokonało się także pomiędzy braćmi. Podczas spowiedzi prezbiter („ho hios ho presbyteros”) posługujący łaską rozgrzeszenia, słyszy od Boga Ojca: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” (Łk 15, 31-32). Ojciec chce, aby ten, który do tej pory „napełniał swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie”, od teraz zaczął przechadzać się w domu Bożym „odziany w najlepszą szatę, z pierścieniem na ręku i w sandałach na nogach” (por. Łk 15, 16 i 22). Wspólnotowo-rodzinny wymiar pojednania dochodzi do głosu także podczas liturgii Mszy św.: „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry”, mówimy zachęceni tekstem Biblii: „Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy” (Jk 5, 16), a wtedy: „jeśli wyznajemy nasze grzechy, Bóg jako sprawiedliwy nam je odpuści” (1 J 1, 9).
Jak w rodzinie naturalnej obchodzimy imieniny lub urodziny, tak w kościelnej rodzinie świętujemy „urodziny dla nieba” (data męczeństwa), wspominając świętych z długiej historii Kościoła. Pismo Święte na wielu miejscach podkreśla rodzinną więź świętych ze wspólnotą Kościoła na ziemi. Tak właśnie Apostoł Paweł mówi o wierzących, że są „potomstwem, które ma wiarę Abrahama: on to jest ojcem nas wszystkich” (por. Rz 4, 16). Apostoł Piotr uświadamia wierzącym niewiastom: „Sara była posłuszna Abrahamowi: stałyście się jej dziećmi” (1 P 3, 6). Maryjna figura Kościoła z rozdziału 12 Księgi Apokalipsy staje się okazją do przypomnienia, że być chrześcijaninem oznacza należeć do dzieci Maryi: „I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa” (Ap 12, 17). W końcu zaś sam Apostoł mówił Koryntianom, że czuje się duchowym ich ojcem: „Choćbyście mieli dziesiątki tysięcy wychowawców w Chrystusie, nie macie wielu ojców: ja to właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie” (1 Kor 4, 15). W późniejszych czasach do tych przykładów protoplastów rodziny chrześcijańskiej dołączyła cała litania do wszystkich świętych.
Szczytem przeżywania rodzinności Kościoła jest ofiarna uczta w rodzinie Bożej, czyli Eucharystia. W samym centrum zgromadzenia chrześcijańskiego stoi coś, co zaskakuje rodzinnością: ofiarny ołtarz, który jest jednocześnie stołem, i to stołem zastawionym. Biały obrus, naczynia, chleb i wino – to wszystko są znaki uczty, w której Jezus daje nam siebie w ofierze, dlatego dzieje się to na ołtarzu. Daje nam siebie w ofiarnej uczcie − dlatego potrzebny jest stół. Przypominamy sobie jakże trafne słowa św. Jana Vianneya o liturgicznej posłudze kapłanów: „kto dba, aby tego Chleba nie zabrakło, kto nakrywa do stołu i podaje Go gościom?”[11].
O tym aspekcie duchowości eklezjalnej mówił papież Benedykt XVI:
"Kościół jest niczym rodzina ludzka, ale jest też jednocześnie wielką rodziną Boga, przez którą tworzy On przestrzeń wspólnoty i jedności, ogarniającą wszystkie kontynenty, kultury i narody. Dlatego radujemy się z przynależności do tej wielkiej rodziny; cieszymy się, że mamy braci i przyjaciół na całym świecie. […] Doświadczamy właśnie tutaj, w Kolonii, jak pięknie należeć do rodziny rozległej jak świat, obejmującej niebo i ziemię, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość wszystkich części ziemi"[12].
Ostatecznie więc:
"Chrystus potrzebuje kapłanów, którzy będą dojrzali, męscy, zdolni do praktykowania duchowego ojcostwa. Aby to nastąpiło, trzeba rzetelności wobec siebie, otwartości wobec kierownika duchowego i ufności w miłosierdzie Boże"[13].
Kapłan zawsze jest duchowym ojcem, czy tego chce, czy nie chce: chce – jeśli może zauważyć po latach błogosławiony owoc swojego nauczania i przykładu swojego życia; nie chce – jeśli skutek jego słów, a zwłaszcza przykładu, okazuje się bynajmniej nie błogosławiony, a raczej przeklęty...
1.3. „Młodszy starszy” we wspólnocie: kapłan jako brat
Kapłan, czyli „starszy” to – jak widzieliśmy – nie tylko figura ojca, ale także starszego brata. Oznacza to również, że kapłańskie radości związane są ściśle z doznawaniem błogosławieństwa w skutecznej ewangelizacji. Bywa to trudne, a pokusa duchowej wyższości z tytułu bycia osobą duchowną jest stałym zagrożeniem dla świadectwa duchowości kapłańskiej. Zostało to wpisane bardzo precyzyjne w drugą część przypowieści o miłosiernym ojcu (Łk 15, 11-32).
Ostatecznym celem duszpasterstwa, naszych kazań, katechez, rekolekcji, konfesjonału, jest doprowadzenie ludzi do szczęśliwej sytuacji powrotu, do wyznania: „Ojcze, zgrzeszyłem względem ciebie” (Łk 15, 21). Nawrócenie, o które staramy się w duszpasterstwie, to powód do radości:
"Ojciec rzekł do swoich sług: 'Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! [...] będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się'" (Łk 15, 22-23).
Kiedy Papież Jan Paweł II w liście do kapłanów komentował ikonę biblijną o Zacheuszu, powiedział, że każda spowiedź, każdy sakrament pokuty, powinien zakończyć się „tym samym wybuchem radości, jaki spowodowały słowa Chrystusa w Zacheuszu, który «zszedł […] z pośpiechem i przyjął Go rozradowany» (Łk 19, 6)”. Spowiedź powinna zakończyć się taką radością, jak u Zacheusza. „Kiedy spotyka się Jezusa jako dar, wówczas najbardziej wymagające prawa nabierają tej lekkości, jaka płynie z łaski: «Jeśli pozwolicie się prowadzić Duchowi, nie znajdziecie się w niewoli Prawa» (Ga 5, 18)”[14].
W ewangelicznej przypowieści szybko jednak pojawiła się pokusa nieustannie czyhająca na prezbitera jako „brata starszego” („ho hios ho presbyteros”) (Łk 15, 25). Na wieść o tym, że powrót grzesznika stał się powodem do większej radości niż jego własna wieloletnia i wierna służba: „rozgniewał się i nie chciał wejść” (Łk 15, 28). Skutkiem tego sam wyłączył się ze wspólnoty Bożego domostwa i sam z kolei musiał stać się przedmiotem ewangelizacji: „ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu...” (Łk 15, 28). Godna podziwu wierność połączyła się niestety z poczuciem wyższości, a skutkiem tego pojawiła się zazdrość o to, jak łatwo grzesznikowi o łaskę powrotu do domu. Nowa ewangelizacja takiego „starszego” (prezbitera) polega nie na uwolnieniu od ciężkich grzechów zewnętrznych, ale na uwolnieniu radości serca płynącej z tego, że jest się zaproszonym do zwyciężania z Chrystusem w Duchu Świętym: „trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” (Łk 15, 32). Nawrócenie grzesznika staje się radością domową: „gdy znajdzie zagubioną owcę, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: «Cieszcie się ze mną»” (por. Łk 15, 5-6). Dlatego też „uczniowie wrócili pełni radości, mówiąc: «Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają»” (Łk 10, 17).
Starszeństwo „brata starszego” ma charakter duchowy, a nie biologiczny, nie mierzy się go liczbą lat w kalendarzu. Dlatego św. Paweł pisał do Tymoteusza: „Niechaj nikt nie lekceważy twego młodego wieku, lecz wzorem bądź dla wiernych w mowie, w obejściu, w miłości, w wierze, w czystości!” (1 Tm 4, 12).
1.4. Współgrzesznik
Kiedyś była to lustracja duchownych, potem rozgłaśniane moralne nadużycia w tym środowisku, jutro zapewne będzie to znowu coś innego. „Boimy się − zdarzyło mi się słyszeć przy takich okazjach − czy nie będzie fali odejść z Kościoła”. Trzeba sobie przypomnieć: pierwsze księgi lustracji Kościoła to cztery Ewangelie, Dzieje Apostolskie i listy świętego Pawła. I tam znajdziemy pierwsze opisy grzechów pośród duchowieństwa.
To właśnie na kartach Nowego Testamentu po raz pierwszy ujawniono tych, którzy współpracowali z wrogami Kościoła. Czyż nie czytaliśmy w Piśmie, że gdy pojmano św. Szczepana, wszyscy wrogowie Kościoła „podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem; wyrzucili go poza miasto i kamienowali, a świadkowie złożyli swe szaty u stóp młodzieńca, zwanego Szawłem” (Dz 7, 57-58). Kiedy zaś Szczepan skonał, „Szaweł zgadzał się na zabicie go” (Dz 8, 1). W natchnionej księdze Biblii nie skrywano i tego, że Szaweł „niszczył Kościół, wchodząc do domów porywał mężczyzn i kobiety, i wtrącał do więzienia”. W ujawnionych aktach biblijnych, a były to akta apostolskie, przeczytać możemy: „Szaweł ciągle jeszcze siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich. Udał się do arcykapłana i poprosił go o listy […], aby mógł uwięzić i przyprowadzić do Jerozolimy mężczyzn i kobiety, zwolenników [chrześcijańskiej] drogi” (Dz 9, 1-2). Ujawniano wszystko. I nie było fali odejść. Wręcz przeciwnie: była fala przyjść do Kościoła:
"Zapytali Piotra: 'Cóż mamy czynić, bracia?' – 'Nawróćcie się – powiedział do nich Piotr – i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego'. [...] napominał ich też: „Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia!» […] I przyłączyło się owego dnia około trzech tysięcy dusz" (Dz 2, 37-41).
Nawróciły się tysiące. A ten, kto napominał: „Ratujcie się spośród przewrotnego pokolenia”, dobrze wiedział, o czym mówi. Bo i on sam potrzebował ratunku ze swoich grzechów. Była taka noc, kiedy Piotr wołał: „Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć”. Była to ta sama noc, kiedy Piotr usłyszał od Jezusa: „Powiadam ci, Piotrze, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że Mnie znasz”. Wszystko to możemy przeczytać w kolejnej księdze lustrującej słabości ludzi Kościoła. Pierwszy tom tych akt nazywa się Ewangelią Mateusza: „Powiedział Piotr: «Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię». Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie” (por. Mt 26, 33-34). Nie musieli długo czekać na sprawdzian swoich słów. A Piotr „Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał” (Mt 26, 75). Drugi tom nosi nazwę Ewangelii Marka: „[Piotr] zapewniał: «Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie». I wszyscy tak samo mówili” (Mk 14, 31). Ale kiedy przyszło wymienić tych, którzy pozostali pod krzyżem, Ewangelista wspomina zupełnie inne osoby: „Były tam niewiasty, które przypatrywały się z daleka” (Mk 15, 40). Trzeci tom to Łukaszowa historia Jezusa. Znajdziemy tam bardzo podobne buńczuczne zapewnienia Apostołów. Ale kiedy Jezus ich potrzebował i „przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących” (Łk 22, 45). Kolejnym tomem są akta spisane przez umiłowanego ucznia Jezusa. I tam przeczytamy to samo: „Czy jesteś jednym z uczniów tego człowieka? Nie jestem!”; „Czy nie jesteś jednym z jego uczniów? Nie jestem!”; „Czy nie ciebie widziałam razem z nim? Nie znam tego człowieka!” (por. J 18, 17-27).
Kiedy trwała pierwotna ewangelizacja w czasach apostolskich, to wszystko ogłaszano kandydatom do chrześcijaństwa, kiedy przychodzili po chrzest do Kościoła. Od razu mówiono im o słabościach ludzi Kościoła i o mocy Boga, który jest Panem Kościoła. „Aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4, 7), wyjaśnia Apostoł. Dlatego właśnie doda w liście do ucznia, który otrzymał charyzmat Tymoteusza:
"Dzięki składam Temu, który mnie przyoblekł mocą, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę […]. Nauka to zasługująca na wiarę i godna całkowitego uznania, że Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy" (1 Tm 1, 12-14).
Tu leży druga część tajemnicy Kościoła niegdyś grzesznych pasterzy, którzy pociągali tysiące innych do nawrócenia. Część pierwsza to:
"Unikamy postępowania ukrywającego sprawy hańbiące, nie uciekamy się do żadnych podstępów ani nie fałszujemy słowa Bożego, lecz okazywaniem prawdy przedstawiamy siebie samych w obliczu Boga osądowi sumienia każdego człowieka [...]. Nie głosimy bowiem siebie samych, lecz Chrystusa Jezusa jako Pana" (2 Kor 4, 2. 5).
Ale uzupełnieniem jest świadectwo nawrócenia na dowód działającej mocy Bożej:
"Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas" (2 Kor 4, 7).
2. Wzory świętych kapłanów
„Pamiętajcie o swych przełożonych,
którzy głosili wam słowo Boże” (Hbr 13)
Pismo Święte zaleca kościelnej wspólnocie pamięć o pasterzach, którzy prowadzili ją na drogach chrześcijańskiego życia: „Pamiętajcie o swych przełożonych, którzy głosili wam słowo Boże, i rozpamiętując koniec ich życia naśladujcie ich wiarę” (Hbr 13, 7). Zarówno Stary, jak i Nowy Testament obfitują we wzory pasterzy w służbie Bogu i Ludowi Bożemu, do których często już się odwoływaliśmy. Gdyby jednak tylko na Piśmie Świętym poprzestać, mogłoby powstać wrażenie, że dar ofiarnych i skutecznych pasterzy jest tylko dawnym wspomnieniem z odległych, biblijnych czasów. Wypada więc powołać się na kolejne przykłady, tym razem z następnych wieków historii Kościoła, aby uświadomić sobie: Pan zawsze jest wierny swojej obietnicy „pasterzy dam wam [pastores dabo vobis]” (Jr 3, 16).
To właśnie uczynimy, zwracając teraz szczególną uwagę na trzech duszpasterzy w historii Kościoła. Pierwszym z nich będzie św. Augustyn (354–430). Dlaczego? Otóż w tekstach Jana Pawła II odnoszących się do duchowości kapłańskiej znajdziemy wyjątkowo dużo cytatów z dzieł tego wielkiego pasterza i jednocześnie doktora Kościoła. Przejrzymy je, aby zrozumieć, dlaczego ten starożytny duszpasterz bywa stawiany także dziś jako wzorzec kapłańskiej duchowości.
Drugim będzie św. Jan Vianney (1786–1859). Powodem jest fakt, że za naszych czasów papież Benedykt XVI właśnie jego na nowo postawił jako niezwykle aktualny wzór kapłaństwa. Potrzebna jest, przypomniał papież:
"[...] odnowiona i radosna świadomość wielkości Bożego daru, skonkretyzowanego we wspaniałych postaciach wielkodusznych duszpasterzy, zakonników żarliwych miłością Boga i dusz, światłych i cierpliwych kierowników duchowych. [A właśnie] pod tym względem nauczanie i przykład św. Jana Marii Vianneya mogą być dla wszystkich istotnym punktem odniesienia”[15].
Zakończymy przykładem niemieckiego księdza Gerharda Hirschfeldera (1907–1942). Jest to wprawdzie ksiądz o wiele mniej znany w świecie, niż dwóch poprzednich pasterzy, ale dla Kościoła na Dolnym Śląsku jest bardzo bliskim przykładem wierności kapłaństwu aż po cenę męczeństwa.
2.1. „Vobis sum episcopus…” – św. Augustyn
Zacznijmy od słów, które Jan Paweł II zamieścił w książce-wywiadzie Przekroczyć próg nadziei:
"Radziłbym lekturę św. Augustyna. Ileż razy zwykł on powtarzać: 'Vobis sum episcopus, vobiscum christianus!', zastanawiając się dobrze, o ileż więcej znaczy to 'christianus' niż 'episcopus' – nawet gdyby chodziło o Biskupa Rzymu"[16].
Widzimy na tym przykładzie, jak przed wiekami św. Augustyn wyraźnie rozróżniał przeżywanie daru zbawienia, czyli po prostu chrześcijaństwa, od osobistego doświadczenia daru pasterskiego posługiwania. Te same słowa św. Augustyna powrócą znowu w adhortacji Pastores dabo vobis:
"Sobór głosi przede wszystkim 'powszechne' powołanie do świętości. Ma ono swoje korzenie w chrzcie, poprzez który kapłan staje się 'chrześcijaninem' ('Christifidelis'), 'bratem pośród braci', związanym i zjednoczonym z Ludem Bożym w radości płynącej ze współudziału w darach zbawienia (por. Ef 4, 4–6) i we wspólnym wysiłku postępowania 'według Ducha' i naśladowania jedynego Mistrza i Pana. Przypomnijmy znane powiedzenie św. Augustyna: 'Dla was jestem biskupem, a z wami chrześcijaninem. Tamto jest nazwą przyjętego urzędu, to zaś łaski; tamto jest imieniem niebezpieczeństwa, to zaś zbawienia'” (PDV 20).
Aby dobrze rozpoznać biblijne fundamenty duchowości kapłańskiej, prześledzimy teraz cały tok myślowy św. Augustyna w kazaniu, z którego Jan Paweł II zaczerpnął cytowany tekst. Ten wielki ojciec Kościoła, komentując słowa św. Pawła: „Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe” (Ga 6, 2), widzi w nich wyraźne wskazanie na potrzebę wzajemnej pomocy we wspólnocie wierzących. Z jednej strony – kapłan jako duszpasterz pomaga powierzonej sobie owczarni. Z drugiej jednak strony – sam potrzebuje pomocy i otrzymuje ją przede wszystkim w postaci współprzynależności do grona zbawionych obejmującego wszystkich chrześcijan. Wskazując na pomoc otrzymaną przez wspólnotę od siebie samego, mówi: „Jesteśmy waszymi pasterzami (pascimus vobis)”. O drugiej pomocy, tej otrzymywanej ze strony Kościoła, mówi zaś: „z wami jesteśmy karmieni (pascimur vobiscum)” (por. PDV 25). Gra słów, „pascimus vobis – pascimur vobiscum”, dobitnie podkreśla tę wzajemność pomocy, o której mówił Apostoł: „Jeden drugiego brzemiona noście”.
Aspekt pierwszy – domagający się pełnienia odpowiedzialnej posługi duszpasterza – jest dla kapłana trudnym obciążeniem. Augustyn mówi nawet o lęku z tego powodu. Ale nie pozostaje na tym poziomie i wyznaje, że źródłem pociechy jest dla niego bycie takim samym chrześcijaninem, jak wszyscy inni ochrzczeni: „gdzie mnie przeraża, czym jestem dla was, tam mnie pociesza, czym jestem z wami [ubi me terret quod vobis sum, ibi me consolatur quod vobiscum sum]”[17]. Tę samą myśl, choć całkiem innymi słowami, powtórzył polskim kapłanom papież Benedykt:
"Wierzcie w moc waszego kapłaństwa! Na mocy przyjętego sakramentu otrzymaliście wszystko to, czym jesteście. Gdy wypowiadacie słowo 'ja' czy 'moje' ('Ja ci odpuszczam… To jest bowiem ciało moje…'), czynicie to nie w swoim imieniu, ale w imieniu Chrystusa ('in persona Christi'), który zapragnął posłużyć się waszymi ustami i rękami, waszą ofiarnością i talentem. Poprzez liturgiczny znak nałożenia rąk w obrzędzie święceń Chrystus wziął was w swoją szczególną opiekę"[18].
Dlatego duchowość kapłańską można budować tylko zaczynając od pogłębienia duchowości wspólnej wszystkim chrześcijanom, dodając do niej to, co jest specyficzne dla duchowego życia pasterza w Kościele Bożym. Wynika to jasno z nauki św. Augustyna i z jego interpretacji odpowiednich słów Pisma Świętego. Obficie cytując tego wielkiego starożytnego doktora Kościoła, św. Jan Paweł II prowadzi nas w tę stronę. Zobaczmy zresztą, w jak wielu miejscach swojej adhortacji Pastores dabo vobis powracał do jego myśli:
"Jeżeli więc dla mnie przyczyną większej radości jest to, że jestem odkupiony razem z wami, aniżeli to, że jestem ustanowiony dla was jako głowa – idąc za nakazem Pana oddam się z największą gorliwością służbie dla was, by nie okazać się niewdzięcznym wobec Tego, kto mnie wykupił za taką cenę, która uczyniła mnie waszym współsługą" (św. Augustyn, Sermo 340, 1 – PDV 20).
"Kto jest głową ludu, musi przede wszystkim zdać sobie sprawę z tego, że jest on sługą wielu. I niech nie gardzi rolą sługi, powtarzam, niech nie gardzi rolą sługi wielu, ponieważ nie wzgardził staniem się naszym sługą Pan nad panami" (św. Augustyn, Sermo 32, 1 – PDV 21).
"Jesteśmy waszymi pasterzami (pascimus vobis), z wami jesteśmy karmieni (pascimur vobiscum). Bóg daje nam moc, by was kochać aż do tego stopnia, by móc za was umrzeć, albo w rzeczywistości, albo sercem (aut effectu aut affectu)" (św. Augustyn, Sermo in. Nat. Dom. – PDV 25).
"Konieczną przeto jest rzeczą, by wszyscy duchowni, zwłaszcza kapłani Chrystusowi, i inni, którzy, jak diakoni i katechiści, zajmują się prawowicie posługą słowa, dzięki wytrwałej lekturze i starannemu studium przylgnęli do Pisma Świętego, aby żaden z nich nie stał się „próżnym głosicielem słowa Bożego na zewnątrz, nie będąc wewnątrz jego słuchaczem” (św. Augustyn, Sermo, 179, 1 – PDV 47).
2.2. „On y adorera la Bête...” – św. Jan Vianney
Zgłębiając biblijne fundamenty duchowości kapłańskiej w naszych czasach, nie możemy pominąć bardzo wyraźnego znaku, jakim stało się ogłoszenie przez papieża Benedykta XVI Roku Kapłańskiego trwającego od 11 czerwca 2009 r. do 19 czerwca 2010 r. Patronem tego okresu o wielkim znaczeniu dla współczesnych kapłanów stał się św. Jan Vianney, patron proboszczów. Wybranie właśnie tej postaci na oficjalny i aktualny wzór duchowości kapłańskiej skłania nas do odkrycia w św. Proboszczu z Ars tych cech, na które wskazywał nam Benedykt XVI począwszy od listu inaugurującego Rok Kapłański[19].
Benedykt XVI wyraźnie zapowiedział, że Rok Kapłański „pragnie przyczynić się do krzewienia zapału wewnętrznej odnowy wszystkich kapłanów na rzecz silniejszego i bardziej wyrazistego świadectwa ewangelicznego we współczesnym świecie”, a więc jego celem jest głównie pogłębienie duchowości kapłańskiej. Jakie jej cechy podkreślił papież?
Po pierwsze – nawiązał do znanej nam już z Księgi Samuela i z Księgi Proroka Jeremiasza frazy: „iuxta cor meum” (czyli: „według serca mego”), która – pamiętamy – stała się natchnieniem dla dokumentu Jana Pawła II Pastores dabo vobis. W swoim liście papież cytuje św. Jana Vianneya: „Dobry pasterz, pasterz według Bożego serca, jest największym skarbem, jaki dobry Bóg może dać parafii, i jednym z najcenniejszych darów Bożego miłosierdzia”.
Po drugie – wpisując się w tradycję św. Augustyna, podkreśla za św. Janem Vianneyem wielkość daru, który kapłan przynosi ludowi: „Jakże kapłan jest wielki!... Gdyby pojął siebie, umarłby... Bóg jest mu posłuszny: wypowiada dwa słowa, a na jego głos Nasz Pan zstępuje z nieba i zawiera się w małej hostii...”. Jak dziewiętnastowieczne echo słów Augustyna: „vobis sum episcopus”, brzmią proste słowa Proboszcza z Ars przytaczane dalej przez Benedykta XVI: „ksiądz nie jest kapłanem dla siebie, jest nim dla was”, rozwinięte też w nieco szerszą postać:
"Gdyby zniesiono sakrament święceń, nie mielibyśmy Pana. Któż złożył Go tam, w tabernakulum? Kapłan. Kto przyjął waszą duszę, gdy po raz pierwszy wkroczyła w życie? Kapłan. Kto ją karmi, by dać siłę na wypełnienie jej pielgrzymki? Kapłan. Któż ją przygotuje, by pojawiła się przed Bogiem, obmywając ją po raz ostatni we Krwi Jezusa Chrystusa? Kapłan, zawsze kapłan. A jeśli ta dusza umiera [ze względu na grzech], kto ją wskrzesi, kto da jej ciszę i pokój? Znów kapłan... Po Bogu kapłan jest wszystkim!... On sam pojmie się w pełni dopiero w niebie"[20].
Papież nie zapomina też o drugim aspekcie Augustynowej postawy wobec kapłaństwa, mianowicie o pokornej świadomości własnej niegodności:
"Przez sakramenty i słowo swego Jezusa Jan Maria Vianney potrafi ł budować swój lud, pomimo że często drżał, przekonany o swojej osobistej niewystarczalności tak bardzo, że wiele razy chciał zrezygnować z kierowania parafią, bo czuł się niegodny"[21].
O rodzinnym aspekcie posługi kapłana wśród braci i sióstr w Kościele mówią zaś kolejne cytowane słowa św. Jana Vianneya, pełne przykładów domowego i rodzinnego języka, jakim św. Proboszcz z Ars opisywał rolę kapłana we wspólnocie Kościoła:
"Na co zdałby się dom pełen złota, gdyby w nim nie było nikogo, kto otworzyłby nam doń drzwi? Ksiądz ma klucze do skarbów niebieskich: to on otwiera bramę: on jest ekonomem dobrego Boga; zarządcą Jego dobór"[22].
Warto zwrócić szczególną uwagę na również cytowane przez Benedykta XVI słowa: „Zostawicie parafię na dwadzieścia lat bez księdza, zagnieżdżą się w niej bestie [Laissez une paroisse vingt ans sans prêtre: on y adorera les bêtes]”. Ta ostatnia fraza znana jest w dwóch wersjach. Pierwsza z nich brzmi: „on y adorera les bêtes”. Wtedy znaczyłaby po prostu, że z braku duszpasterskiej posługi ludziom grozi bałwochwalstwo; w tym sensie „zaczną czcić zwierzęta”. Istnieje jednak druga wersja tej samej wypowiedzi św. Proboszcza z Ars: „on y adorera la Bête”. W tej postaci jej wymowa byłaby o wiele silniejsza, gdyż byłaby nawiązaniem do Księgi Wyjścia (Wj 32, 4) w miejscu, gdzie opisano kult złotego cielca. Ponieważ wzmiankowana tam sytuacja wiąże się z pozostawieniem przez Mojżesza wspólnoty Bożego ludu, jest bardzo możliwe, że Jan Vianney miał na myśli bezpośrednie odniesienie do biblijnej sceny:
"Gdy lud widział, że Mojżesz opóźniał swój powrót z góry, zebrał się przed Aaronem i powiedział do niego: 'Uczyń nam boga, który by szedł przed nami, bo nie wiemy, co się stało z Mojżeszem, tym mężem, który nas wyprowadził z ziemi egipskiej'. […] Aaron nakazał uczynić posąg cielca ulany z metalu. I powiedzieli: 'Izraelu, oto bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej'” (Wj 32, 1. 4).
Lud pozbawiony pasterza (wtedy Mojżesza, dziś – kapłana) zaczyna oddawać cześć stworzeniu, zamiast Jedynemu Bogu. Byłoby to też odniesieniem do Księgi Apokalipsy, przestrzegając przed kultem apokaliptycznej Bestii: „nie mają spoczynku we dnie i w nocy czciciele Bestii [fr. «qui adorerent la Bête»] i jej obrazu, i ten, kto bierze znamię jej imienia” (Ap 14, 11).
Druga część papieskiego listu z roku 2009 na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego sygnalizuje całą paletę aspektów duchowości kapłańskiej, wywodzącej się już bezpośrednio z Ewangelii. Po pierwsze więc – skutkiem specyficznie nowotestamentowej duchowości kapłańskiej jest: na wzór Jezusa Chrystusa „powinniśmy się nauczyć całkowitego utożsamienia się ze swą posługą”, gdyż „w Jezusie osoba i misja dążą do zbieżności: całe Jego działanie zbawcze było i jest wyrazem Jego «synowskiego Ja», które od wszystkich wieków stoi przed Ojcem w postawie miłosnego poddania się Jego woli”.
Po drugie, szczytem i źródłem kapłańskiego ducha jest zawsze Eucharystia: „Przyczyną rozprzężenia kapłana jest to, że nie zwraca uwagi na Mszę św.! O mój Boże, jakże trzeba żałować księdza, który odprawia tak, jakby czynił coś zwyczajnego!”. Kiedy czytamy słowa Jana Vianneya przypominane przez Benedykta XVI: „Jak dobrze czyni ksiądz, dając siebie Bogu w ofierze każdego ranka!”, od razu uświadamiamy sobie sens apelu Jana Pawła II z 2005 r.: „Słowa ustanowienia powinny zatem być dla nas nie tylko formułą konsekracyjną, ale «formułą życia»”[23].
Dalej, współczesny kapłan wzorem św. Jana Vianneya jest też człowiekiem niestrudzonej aktywności:
"Święty Proboszcz potrafił także aktywnie 'zamieszkiwać' na całym terytorium swojej parafii: systematycznie odwiedzał chorych i rodziny: organizował misje ludowe i święta patronalne; zbierał i rozporządzał pieniędzmi na swe dzieła charytatywne i misyjne; upiększał swój kościół i obdarzał go wyposażeniem sakralnym; zajmował się sierotami z założonego przez siebie instytutu 'Providence' oraz ich wychowawczyniami; interesował się wykształceniem dzieci; tworzył konfraternie i wzywał świeckich do współpracy"[24].
Tak bogata aktywność duszpasterska była zawsze wynikiem dzielenia się duchem modlitwy: „z jego przykładu wierni uczyli się modlitwy, chętnie pozostając przed tabernakulum, by odwiedzić Jezusa Eucharystycznego”.
Po czwarte – jak echo postawy biblijnego Eliasza, który właśnie dlatego rozpalał się gorliwością, że Izraelici „odstąpili od Pańskiego przymierza”, brzmią zachęty z Listu na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego dotyczące służby w konfesjonale:
"[...] kapłani nie powinni poddawać się rezygnacji, gdy widzą, że nikt nie przychodzi do konfesjonału, czy też ograniczać się do stwierdzenia, że wierni nie są zainteresowani tym sakramentem; we Francji w czasach Świętego Proboszcza spowiedź nie była ani łatwiejsza, ani też częstsza niż dzisiaj, biorąc pod uwagę, że rewolucyjna zawierucha na długo przytłumiła praktykę religijną"[25].
Po piąte zaś – wbrew wszelkim stereotypowym wyobrażeniom na temat „przedsoborowego Kościoła” papież Benedykt XVI stawia św. Jana Vianneya jako wzór współpracy kapłana ze świeckimi:
"Jego ubóstwo było takie, jakiego wymaga się od księdza: pomimo zarządzania znacznymi sumami pieniędzy (pamiętajmy, że bardziej majętni pielgrzymi interesowali się jego dziełami charytatywnymi), wiedział, że wszystko ofiarowano jego kościołowi, ubogim, sierotom, dziewczętom z jego 'Providence' i rodzinom najuboższym"[26].
A posłuszeństwo św. Jana Marii Vianeya wyrażało się całkowicie „w pełnym przylgnięciu do codziennych wymogów swej posługi”.
2.3. „Wer der Jugend den Glauben aus dem Herzen reißt…” – bł. Gerhard Hirschfelder
Dla dolnośląskiego środowiska ważna jest postać błogosławionego kapłana męczennika pochodzącego z diecezji świdnickiej, ks. Gerharda Hirschfeldera (1907–1942). Ten niemiecki duszpasterz pochodził z Kłodzka. W 1932 r. został księdzem i zaraz potem sytuacja Kościoła w Niemczech nagle dramatycznie się pogorszyła. W roku 1933 do władzy w Niemczech doszedł Adolf Hitler. Ksiądz Hirschfelder był wtedy wikariuszem w parafii Kudowa–Czermna (wówczas: Grenzeck), później zaś w Bystrzycy Kłodzkiej (Habelschwerd) i był odpowiedzialny za duszpasterstwo młodzieży. Wśród młodych zyskał wielką popularność, organizował pielgrzymki do sanktuarium Matki Bożej Śnieżnej (Maria Schnee).
Jego obowiązki wystawiały go na coraz większe niebezpieczeństwo ze strony policji Trzeciej Rzeszy, której władze stopniowo dążyły do ograniczenia, a potem wyrugowania wpływu Kościoła na wychowanie młodzieży. Pierwszy znany przykład usunięcia krzyża ze szkoły za czasów rządów Hitlera w Niemczech zdarzył się przy początku nowego roku szkolnego w 1936 r. w Regensburgu. Początkowo takie incydenty były sporadyczne: ktoś z nauczycieli ogłaszał, że krzyż mu osobiście przeszkadza, i zdejmował go ze ściany. Stopniowo pojawiły się w tej kwestii akty urzędowe. Pierwsze zarządzenie ministra władz hitlerowskich o możliwości usuwania krzyża ze szkół opublikowano jesienią 1936 r. Rok później wydano zarządzenia miejscowych władz szkolnych, o możliwości zastępowania krzyża portretem Hitlera. Na tym tle w Niemczech końca lat 30. XX wieku organizowano szkolne strajki, uliczne obrony krzyża, a jako reakcja zdarzały się aresztowania i zwolnienia z pracy. W końcu w formułę prawną ujął to hitlerowski urzędnik, bawarski Gauleiter Adolf Wagner: „w szkole nie ma miejsca na krucyfiksy, dlatego należy je usunąć”.
Narastająca atmosfera wrogości wobec krzyża dała się też odczuć w Ziemi Kłodzkiej[27]. Latem 1941 r. coraz częściej dochodziło do aktów wandalizmu i profanacji miejsc kultu religijnego, a sprawcami bywała młodzież z bojówek hitlerowskich. W lipcu w okolicach Kłodzka grupa młodzieży pod wpływem propagandy hitlerowskiej zniszczyła przydrożną kaplicę. W niedzielę po tym akcie wandalizmu ks. G. Hirschfelder wygłosił kazanie, w którym wypowiedział następujące słowa: „Kto młodzieży wyrywa z serc wiarę w Chrystusa jest zbrodniarzem! [Wer der Jugend den Glauben an Christus aus dem Herzen reißt, ist ein Verbrecher!]”. Tuż potem długa historia konfliktów ks. Hirschfeldera z Gestapo znalazła swój tragiczny finał. Został aresztowany, przewieziony do Kłodzka i osadzony w więzieniu. Po czterech miesiącach trafił do obozu koncentracyjnego Dachau, a po roku już nie żył.
Kiedy w 1941 r. ks. Hirschfelder był już w więzieniu i zbliżała się śmierć, ułożył modlitwę ze słowami: „Panie, jestem wojownikiem Boga i kapłanem Boga”. Słyszymy w tej modlitwie echo słów św. Pawła:
"Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko" (Ef 6, 12-13).
19 września 2010 r. w niemieckim Münster odbyła się jego uroczysta beatyfikacja. Dolnośląski Kościół wspominając bł. ks. Gerharda Hirschfeldera może lepiej zrozumieć, w jaki sposób słowa Apostoła: „Dzięki składam temu, który mnie przyoblekł mocą” (1 Tm 1, 12) mają w zamyśle Bożym odnosić się do kapłanów i o co się modlą, kiedy powtarzają w modlitwie Liturgii godzin: „Boże, odnów we mnie moc ducha” (Ps 51). Bóg bowiem „nie dał nam ducha bojaźni, lecz mocy, miłości i trzeźwego myślenia” (2 Tm 1, 7).
3. Maryjny rys duchowości kapłańskiej
„Oto Matka twoja” ( J 19, 27)
Papież Benedykt XVI od początku swojej posługi podkreślał, że dla naszych czasów najbardziej przemawiającym obrazem Kościoła jest rodzina. Kościół jest „świadkiem miłości Ojca, który chce uczynić z ludzkości jedną rodzinę w swoim Synu” (DCE 19). To właśnie „Kościół jest rodziną Bożą w świecie”, co sprawdza się wtedy, gdy „w Kościele jako rodzinie żaden z jej członków nie cierpi, gdy jest w potrzebie” (por. DCE 25). Kiedy w swojej encyklice przeszedł do postaci Maryi, pokazał jej postawę jako Matki, która – w analogii do tylu innych matek świata – „wie, że Syn musi teraz założyć nową rodzinę” (DCE 41), czyli rodzinę Kościoła. Ale przecież Ona do tej rodziny już należy, a nawet należy najmocniej ze wszystkich:
"Zdanie wypowiedziane przez Ukrzyżowanego do ucznia – do Jana, a przez niego do wszystkich uczniów Jezusa: 'Oto Matka twoja' (J 19, 27) – w każdym kolejnym pokoleniu staje się wciąż na nowo prawdziwe. Maryja faktycznie stała się Matką wszystkich wierzących.
Do Jej matczynej dobroci, do Jej czystości i dziewiczego piękna odwołują się ludzie wszystkich czasów i ze wszystkich stron świata ze swymi potrzebami i nadziejami, ze swymi radościami i cierpieniami, w ich samotności, jak również w doświadczeniach życia wspólnotowego. Zawsze doświadczają Jej dobroci, Jej niewyczerpanej miłości, która wypływa z głębi Jej Serca. Świadectwa wdzięczności płynące ze wszystkich kontynentów i ze strony wszelkich kultur są uznaniem dla tej czystej miłości, która nie szuka siebie samej, ale po prostu chce dobra.
Równocześnie cześć ze strony wiernych jest wyrazem nieomylnej intuicji, w jaki sposób taka miłość jest możliwa: rodzi się dzięki najbardziej intymnej jedności z Bogiem, przez którą stajemy się Nim przeniknięci – to warunek, który pozwala tym, co zaczerpnęli ze źródła miłości Bożej, by oni sami stali się 'źródłami wody żywej' (por. J 7, 38).
Maryja, Dziewica, Matka, ukazuje nam, czym jest miłość i skąd pochodzi, skąd czerpie swoją odnawianą wciąż na nowo siłę" (DCE 42).
To właśnie z tego powodu św. Jan Paweł II w swojej adhortacji Pastores dabo vobis wspomina kilka razy o roli Najświętszej Maryi Panny w duchowym życiu kapłańskim. Po raz pierwszy, gdy stawia postać Maryi jako najdoskonalszy wzór odpowiedzi człowieka na Boże powołanie:
"Maryja, Dziewica-Matka żyjąca w najściślejszym zjednoczeniu z Chrystusem, bardziej niż wszystkie inne stworzenia doświadczyła pełnej prawdy powołania, gdyż nikt inny nie odpowiedział z tak wielką miłością na nieogarnioną miłość Boga jak Ona" (PDV 36).
Po raz drugi motywem wspomnienia Maryi jest już nie tylko spojrzenie skierowane w przeszłość, na opisany w Ewangelii przykład Jej posłuszeństwa wobec powołującego Boga, ale także Jej aktualne wstawiennictwo modlitewne:
"Dziś jednak modlitewne oczekiwanie na nowe powołania winno stawać się trwałym zwyczajem, szeroko rozpowszechnionym w całej wspólnocie chrześcijańskiej i w każdym środowisku kościelnym. W ten sposób będzie można przeżywać na nowo doświadczenie Apostołów, zebranych w Wieczerniku razem z Maryją na modlitwie w oczekiwaniu na zesłanie Ducha Świętego (por. Dz 1, 14); On sprawi, że powstaną znowu wśród Ludu Bożego kapłani, 'którzy będą godnie pełnili służbę przy ołtarzu oraz mężnie i pokornie głosili Ewangelię'" (PDV 38).
Zaczniemy od tego drugiego aspektu, czyli od przyzywania modlitewnego wstawiennictwa Maryi. Przecież, jak wyznał święty Papież: „Ileż łask otrzymałem w tych latach od Najświętszej Dziewicy poprzez różaniec. Magnificat anima mea Dominum! Pragnę wznosić dziękczynienie Panu słowami Jego Najświętszej Matki, pod której opiekę złożyłem moją posługę Piotrową: Totus tuus!” (RVM 2).
3.1. Modlitwa z Maryją: jak w Wieczerniku
Jak uczył Jan Paweł II:
"Szkoła Maryi okazuje się tym skuteczniejsza, jeśli pomyśleć, że prowadzi ją Ta, która uzyskuje dla nas w obfi tości dary Ducha Świętego, a zarazem daje nam przykład owej pielgrzymki wiary, w której jest niezrównaną Mistrzynią. Wobec każdej tajemnicy swego Syna zachęca nas Ona, jak to było przy zwiastowaniu, do zadawania z pokorą pytań, które otwierają na światło, by na koniec okazać zawsze posłuszeństwo wiary: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego (Łk 1, 38)" (RVM 14).
Biblijnym pierwowzorem modlitwy z Maryją jest nowenna z Dziejów Apostolskich. Co znaczy słowo nowenna? To określenie wywodzi się z języka łacińskiego i oznacza modlitwę trwającą dziewięć dni albo modlitwę w dziewięciu etapach. Pierwsza w historii nowenna dała początek samemu Kościołowi. Czytamy przecież w Piśmie Świętym, że Pan Jezus po swoim zmartwychwstaniu „ukazywał się [uczniom] przez czterdzieści dni. A podczas wspólnego posiłku przykazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca” (Dz 1, 3-4). Powiedział im: „Ześlę na was obietnicę mojego Ojca; pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka” (Łk 24, 49). Po wniebowstąpieniu Chrystusa Apostołowie gorliwie przyjęli ten nakaz: „wrócili do Jeruzalem, gdzie stale przebywali w świątyni” (Łk 24, 52-53) oraz „w sali na górze”, gdzie „wszyscy trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, z Maryją, Matką Jezusa, i z braćmi Jego” (Dz 1, 13-14). Modlitwa ta trwała pełnych dziewięć dni, ponieważ „kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu” (Dz 2, 1). Od wniebowstąpienia, a więc od dnia czterdziestego, do zesłania Ducha Świętego, a więc do dnia pięćdziesiątego, trwała w sumie dziewięciodniowa modlitewna nowenna pierwszych uczniów Chrystusa.
Katolik przystępujący później do każdej innej nowenny idzie więc śladami Apostołów i wspólnoty pierwotnego Kościoła. Najlepszy wzór i przykład nowenny dali nam pierwsi uczniowie Chrystusa, trwając na dziewięciodniowej modlitwie po Jego wniebowstąpieniu. Równie ważne jest i to, że doczekali się skutku swojej modlitwy: „dał się słyszeć z nieba szum, który napełnił cały dom, ukazały się im jakby języki ognia i wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami” (por. Dz 2, 2-4). Modląc się z Maryją, chcemy wejść w taką biblijną i kościelną tradycję modlitewną. Nowenna, czy to dosłownie pojmowana, czy też w postaci każdej innej maryjnej modlitwy, wymaga wysiłku. Ale przecież: „Każdy, kto staje do zapasów, wszystkiego sobie odmawia; oni, aby zdobyć przemijającą nagrodę, my zaś – nieprzemijającą” (1 Kor 9, 25). Czyż nie dlatego właśnie w modlitewnym wysiłku przypominamy sobie, że winniśmy „wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach” (por. Hbr 12, 1)? Czyż nie jest aktualne słowo: „starajcie się o uświęcenie, bez którego nikt nie zobaczy Pana” (por. Hbr 12, 14)? Czyż nie wysiłek miał na myśli Apostoł, wzywając Tymoteusza: „Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobywaj życie wieczne” (1 Tm 6, 12). Święty Paweł apelował o wysiłek, pomysłowość i dynamizm, a nie o gnuśne oczekiwanie, że jakoś to będzie i wszystko zrobi się samo.
To ważne, a nawet najważniejsze pytania dla kapłana, dzisiejszego Tymoteusza: Ile czasu jestem w stanie zainwestować w zdobycie drogocennej perły? Ile w spotkanie z Tym, który pierwszy mnie umiłował? Jak dużo, by otrzymać zadatek nowego życia – dar Ducha Świętego? Czym zaryzykuję, aby otworzyć się na dary Ducha Świętego, które „czynią człowieka uległym, by iść za poruszeniami Ducha Świętego”, oraz „czynią wiernych uległymi do ochotnego posłuszeństwa wobec natchnień Bożych” (KKK 1830–1831)?
Fani sportu bywają tak pełni niepohamowanego zapału w spełnianiu swoich marzeń, że poświęcają tej sprawie całe lata swojej młodości. Pomagają nam stawiać sobie pytanie: Czy ja wiem, czego chcę od życia? „Biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala” (Hbr 12, 2).
3.2. Modlitwa z Maryją, Matką Bożej rodziny
Kiedy Papież cytuje obszerny fragment soborowego dekretu Optatam totius, wymieniając podstawowe elementy formacji duchowej, które mają wejść w skład programu przygotowującego do kapłaństwa, zadbał o to, by nie zabrakło w nim słów o Maryi:
"Formacja duchowa [...] powinna być tak prowadzona, aby alumni nauczyli się żyć w zażyłej i nieustannej łączności z Ojcem przez Syna Jego Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym. Mając przez święcenia upodobnić się do Chrystusa-Kapłana, niech także trybem całego życia przyzwyczajają się przylgnąć do Niego najserdeczniej jako przyjaciele. Paschalną Jego tajemnicę niech tak przeżywają, aby umieli wtajemniczać w nią lud, który ma być im powierzony. Niech nauczą się szukać Chrystusa w wiernym rozważaniu słowa Bożego, w czynnym uczestnictwie w świętych tajemnicach Kościoła, a przede wszystkim w Eucharystii i w modlitwie brewiarzowej; niech Go szukają w biskupie, który ich posyła, i w ludziach, do których są posyłani, szczególnie w biednych, maluczkich, chorych, w grzesznikach i niewierzących. Najświętszą Maryję Pannę, która przez Jezusa Chrystusa umierającego na krzyżu dana została uczniowi za Matkę, niechaj z dziecięcą ufnością miłują i czczą" (PDV 45, por. DFK).
Ostatecznie więc, „każdy aspekt formacji kapłańskiej można związać z Maryją, jako osobą, która pełniej niż ktokolwiek inny odpowiedziała na Boże powołanie, stała się służebnicą i uczennicą słowa”, dlatego „my, kapłani, jesteśmy powołani, aby rozwijać w sobie głęboką i pełną miłości pobożność do Maryi Dziewicy, naśladować Jej cnoty i często się modlić” (PDV 82).
Sięgnijmy też do listu Rosarium Virginis Mariae:
"W centrum drogi chwały Syna i Matki różaniec stawia w trzeciej tajemnicy chwalebnej Pięćdziesiątnicę, która ukazuje oblicze Kościoła jako rodziny zebranej wraz z Maryją, ożywionej potężnym wylaniem Ducha Świętego, gotowej do misji ewangelizacyjnej. Kontemplowanie tej, jak i innych tajemnic chwalebnych, winno prowadzić wierzących do coraz żywszego uświadamiania sobie swego nowego życia w Chrystusie, wewnątrz rzeczywistości Kościoła – życia, dla którego scena Pięćdziesiątnicy stanowi wielką 'ikonę'" (RVM 23).
Gdzie jest źródło tak ważnej roli Maryi w duchowym życiu kapłana? W historii zbawienia Bóg kierował do bardzo wielu osób swoje zbawcze słowa. Jednak absolutna historyczna wyjątkowość orędzia, zaczynającego się sformułowaniem: „Zdrowaś Maryjo”, nie budzi wątpliwości żadnego wierzącego chrześcijanina. Wielki teolog XX wieku, Hans Urs von Balthasar, stwierdza kategorycznie tożsamość dobrze pojętej „pobożności maryjnej” z „pobożnością eklezjalną”, czyli po prostu duchowością chrześcijańską:
"Pobożność maryjna jest tożsama z pobożnością eklezjalną jako 'duchowość duchowości' […] Ubóstwo – dziewictwo – posłuszeństwo Maryi są sposobami wyrażenia miłości. Wyrażają powszechnego ducha, kościelno-maryjnego, ducha miłości. Duchowość posługiwania winna żywić się – i to jak najgłębiej jest to możliwe – tym samym maryjnym duchem bezinteresownej dyspozycyjności do służby"[28].
Dialogiczna postawa Maryi wobec Boga ujęta jest w teologicznej perspektywie Balthasara nie na kształt modnej dziś autonomii wobec Boga, ale właśnie przybiera formę przez Boga daną i przez Niego oczekiwaną. Jest to forma nazywająca się w Balthasarowej myśli teologicznej trójmianem „ubóstwo – dziewictwo – posłuszeństwo”. Dla symbolicznego opisania tej teologicznej sytuacji jak najbardziej odpowiednie jest tu słowo „ikona”, a więc „odzwierciedlenie”. Oczywiste jest przecież, że ta sama triada obejmuje wewnętrzną postawę Syna Bożego w łonie Trójcy. Ta sama postawa odzwierciedla się też, w jawny dla wszystkich sposób, w ziemskim życiu Jezusa z Nazaretu. Postawy tej oczekuje wreszcie Bóg od każdego, którego uczynił przez działanie swojej łaski chrześcijaninem. Maryja okazuje się typem „Niewiasty”, a „Niewiasta ta jest Kościołem; mówi Ona «tak», a każdy w Kościele ma udział w owym «tak». Każdy człowiek, także ksiądz, jest pod tym względem kimś «żeńskim», a więc maryjnym”[29].
Refleksje nad postacią Maryi jako ikoną dialogu z Ojcem prowadzą do praktycznych wniosków pobożnościowych. Zapewne pierwszym z nich może być spostrzeżenie, jak ważne jest, by główną rolę w pobożności maryjnej spełniała lektura Pisma Świętego, malującego przed naszymi oczami Jej wizerunek zgodnie z wolą samego Boga, jako że „wszelkie Pismo od Boga jest natchnione i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości” (2 Tm 3, 16).
Ikona dialogu z Ojcem, jaką jest Maryja, pobudzić ma wszystkich chrześcijan do naśladownictwa, do życia w dialogu z Ojcem. Tak rozumieć należy słowa skierowane przez Jana Pawła II do całego Kościoła w Liście apostolskim Tertio millennio adveniente przygotowującym wierzących do trzeciego tysiąclecia, wskazującym duchowe zadania do realizacji w Roku Ojca, czyli w roku 1999: „Macierzyńska misja podjęta w Nazarecie i przeżyta w pełni w Jerozolimie u stóp krzyża staje się w tym roku serdecznym przynagleniem skierowanym do wszystkich dzieci Bożych, aby wróciły do domu Ojca” (TMA 54).
W ten sposób chrześcijanin zostaje też uczniem „szkoły Maryi”:
"Nie chodzi jedynie o nauczenie się tego, co [Jezus] głosił, ale o 'nauczenie się Jego samego'. Jakaż nauczycielka byłaby w tym bieglejsza niż Maryja? Jeśli ze strony Boga to Duch Święty jest wewnętrznym Nauczycielem, który prowadzi nas do pełnej prawdy o Chrystusie (por. J 14, 26; 15, 26; 16, 13), wśród istot stworzonych nikt lepiej od Niej nie zna Chrystusa; nikt nie może, tak jak Matka, wprowadzić nas w głęboką znajomość Jego misterium" (RVM 14).

Przypisy
[1] Klemens Aleksandryjski, Kobierce, VI, XIII, 2.
[2] ICSB, s. 387.
[3] ICSB, s. 290.
[4] Hieronim ze Strydonu, Listy, t. V: 131–156, Kraków 2013, s. 83.
[5] Didaskalia Apostolskie, II, 33, 2.
[6] ICSB, s. 290.
[7] Por. S. Hahn, A Biblical Theology of the Covenant Priesthood, audiokaseta, wyd. Saint Joseph Communications 2006.
[8] ICSB, s. 389.
[9] Wiele myśli zostało tu zaczerpniętych z: S. Hahn, Growth by Oath: The Seven Sacraments, audiokaseta, wyd. Saint Joseph Communications 1993.
[10] ICSB, s. 389.
[11] Św. Jan Vianney, kazanie O kapłanach, w: Kazania proboszcza z Ars, Warszawa 2009.
[12] Benedykt XVI, Przemówienie na czuwaniu modlitewnym podczas XX Światowych Dni Młodzieży, Kolonia 2005.
[13] Benedykt XVI, Przemówienie podczas spotkania z duchowieństwem w archikatedrze św. Jana, Warszawa 25 maja 2006 r., art. cyt.
[14] Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2002 r., w: Jan Paweł II, Listy do kapłanów na Wielki Czwartek 1979–2005, Kraków 2005.
[15] Benedykt XVI, List na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego z okazji 150. rocznicy dies natalis świętego proboszcza z Ars, 16 czerwca 2009 r., art. cyt.
[16] Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1995, s. 32.
[17] W zrozumieniu tej zasady pomoże nam pełny tekst łaciński wraz z wyjaśniającym go kontekstem: „Sed et vos sustinete me, ut secundum praeceptum apostolicum, invicem onera nostra portemus et sic adimpleamus legem Christi (Ga 6, 2) [...]. Ubi me terret quod vobis sum, ibi me consolatur quod vobiscum sum. Vobis enim sum episcopus, vobiscum sum christianus. Illud est nomen officii, hoc gratiae; illud periculi est, hoc salutis”; św. Augustyn, Sermo 340, 1.
[18] Benedykt XVI, Przemówienie podczas spotkania z duchowieństwem w archikatedrze św. Jana, Warszawa, 25 maja 2006 r., art. cyt.
[19] Benedykt XVI, List na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego z okazji 150. rocznicy dies natalis świętego proboszcza z Ars, 16 czerwca 2009 r., art. cyt.
[20] Benedykt XVI, List na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego z okazji 150. rocznicy dies natalis świętego proboszcza z Ars, 16 czerwca 2009 r., art. cyt.
[21] Tamże.
[22] Tamże.
[23] Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2005, w: Jan Paweł II, Listy do kapłanów na Wielki Czwartek 1979–2005, dz. cyt.
[24] Benedykt XVI, List na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego z okazji 150. rocznicy dies natalis świętego proboszcza z Ars, 16 czerwca 2009 r., art. cyt.
[25] Benedykt XVI, List na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego z okazji 150. rocznicy dies natalis świętego proboszcza z Ars, 16 czerwca 2009 r., art. cyt.
[26] Tamże.
[27] Dostępne na stronie internetowej (dostęp grudzień 2011):kirchensite.de/aktuelles/dokumentiert2010/bischofswort-hirschfelder.
[28] H.U. von Balthasar, Spiritus Creator, Brescia 1972, s. 249.
[29] H.U. von Balthasar, Piccola guida per i cristiani, Milano 1986, s. 91.