niedziela, 27 października 2013

Wizja człowieka i jego droga do świętości w ujęciu św. Anieli Merici

 

bp Andrzej Siemieniewski 


Wizja człowieka i jego droga do świętości w ujęciu św. Anieli Merici

  

    Refleksję na temat wizji człowieka i jego drogi do świętości można rozpocząć od jak najbardziej dosłownego potraktowania zaproponowanego zagadnienia. Opisy życia świętej Anieli wspominają przecież o jej wizjach, których treścią jest właśnie droga: procesja zmierzająca do nieba, do miejsca świętości samego Boga, za pomocą schodów czy drabiny podobnej do Jakubowej. Taka wizja drogi człowieka ma długą tradycję, która zaczyna się od drabiny, którą ujrzał biblijny patriarcha, jak relacjonuje nam to księga Wyjścia. „Kiedy Jakub wędrował do Charanu, trafił na jakieś miejsce i tam się zatrzymał na nocleg. We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół. A oto Pan stał na jej szczycie” (por. Rdz 28, 10-22).  

Rzecz jednak charakterystyczna: w Starym Testamencie niemożliwe jest, by do nieba wchodzili ludzie. Wstęp do rzeczywistości niebiańskich możliwy jest tylko dla duchów anielskich. Inaczej ma się oczywiście sprawa w Nowym Testamencie. Kościół, do którego przystępują uczniowie Chrystusa, to zgromadzenie także „duchów [ludzi] sprawiedliwych, którzy już doszli do celu” (Hbr 12,23); dlatego w mistycznej wizji możliwe jest ujrzeć w niebie „dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, jakie mieli” (Ap 6, 9). Tradycja ta trwa także w Kościele poapostolskim. Święta Perpetua u progu III wieku dzieli się swoim wewnętrznym doświadczeniem duchowego zwycięstwa ujmując je tak: „przydeptałam łeb smokowi i stąpnęłam po nim, jakby to był pierwszy szczebel drabiny”[1].  

Św. Aniela Merici wraz ze swoją wizją lokuje się więc w długiej tradycji, zakorzenionej w Biblii i kontynuowanej przez wielką tradycję Kościoła zarówno w czasach starożytnych, jak i w postaci duchowości średniowiecznej. Ukształtowała ją też szczególna atmosfera czasów historycznie jej współczesnych. 

1. Córka swoich czasów

    Dzieło św. Anieli Merici nie jest zbyt dobrze znane przeciętnemu katolikowi w Polsce. Dla jego zrozumienia ważne jest uświadomienie sobie: w jakim świecie żyła? co pasjonowało ludzi za jej czasów? co uchodziło za najnowsze intelektualne nowinki, a co za ryzykowne tezy podważające porządek chrześcijańskiego świata? jaki wreszcie był jej wkład w kształtowanie nowego obrazu Kościoła i Europy w tak dramatycznych latach jak te na przełomie piętnastego i szesnastego stulecia? Na tym tle zapewne łatwiej będzie nam wniknąć w historyczny i kulturowy kontekst jej religijnego przekazu, w głębokie znaczenie jej duchowego orędzia.  

    Czas i miejsce to czynniki decydująco wpływające na każdego z nas. Warto więc najpierw wspomóc naszą wyobraźnię przypominając, że lata życia św. Anieli Merici (1474-1540) prawie idealnie pokrywają się z pobytem na ziemi kilku wielkich postaci historii Europy. Mikołaj Kopernik (1473-1543) żył praktycznie w tych samych latach, co ona, a ramy biograficzne Marcina Lutra (1483-1546) są przesunięty względem czasu jej życia zaledwie o kilka lat. Natomiast ponad trzydzieści pierwszych lat św. Anieli to także czasy Krzysztofa Kolumba (1451-1506). Te przykłady pomagają nam uzmysłowić sobie, jak przełomowe były to czasy, jak rewolucyjne dla kultury europejskiej, jak decydujące dla przyszłej historii całego świata.  

    Czasy tej wielkiej świętej są więc naznaczony radykalnie nowymi ideami. Rewolucjonizujące podejście do przyrodoznawstwa, nowe odkrycia geograficzne, a przede wszystkim ambicje odnowienia życia chrześcijańskiego przez bezpośrednie odwołanie do Ewangelii – oto intelektualne i duchowe środowisko działania św. Anieli Merici we współczesnej dla niej Europie.  

A miejsce jej życia, renesansowa Italia? Z całą pewnością nie było to środowisko obojętne dla kształtowania postaw serca gorliwej chrześcijanki pragnącej wpływać na gorliwe w swej wierze kobiety. Z życiorysu św. Anieli wynika jasno, że wierzyła w moc chrześcijańskiej edukacji dla dziewcząt; że wiele czasu poświęciła nauczaniu dziewcząt; że pod jej wpływem powstało zgromadzenie życia konsekrowanego poświęcone religijnemu ich wychowaniu. Tu z kolei warto zauważyć, że Italia przodowała od średniowiecza w edukacji otwartej dla kobiet. Tradycja ta trwała zresztą aż do rewolucji francuskiej, która położyła jej kres[2] 

2. Czy wystarczająco oryginalna?

    Problem sformułowany jako Wizja człowieka i jego droga do świętości w ujęciu św. Anieli Merici w uszach człowieka naszych czasów brzmi jak pytanie o oryginalność jej myśli, o niezwykłość zaproponowanego przez nią ujęcia. Dziś cenimy sobie dzieło człowieka dopiero wtedy, kiedy udokumentuje swoje odcięcie się od ewentualnych wzorców, gdy zagwarantuje, że to, co stworzył, niepodobne jest do dzieła nikogo innego. Przypomnijmy sobie jednak ważną myśl słynnego brytyjskiego apologety, C. S. Lewisa z zakończenie jego arcydzieła Chrześcijaństwo po prostu (Mere Christianity): 

 

„Kto troszczy się o oryginalność, nigdy nie będzie oryginalny. Jeśli natomiast starasz się po prostu powiedzieć prawdę (nie troszcząc się za grosz, jak często wypowiadano tę prawdę już wcześniej) to na dziewięćdziesiąt procent staniesz się oryginalny, nawet tego nie zauważając”[3].  

 

    Rzadko kiedy ta zasada staje się tak jasna, jak w przypadku św. Anieli. W swoich pismach ewidentnie chciała ukazać wizję człowieka i jego drogę do świętości. I równie ewidentnie uważała, że nie ma to być jej oryginalna droga, lecz ścieżka wskazana przez Kogoś Innego: przez Boga. To Bóg jest twórcą (Creator) oryginalnego pomysłu na życie człowieka, a naszym zadaniem jest tylko być uważnym czytelnikiem (lector) Bożego dzieła. Stąd nieustannym źródłem autorytetu, do którego odwoływała się św. Aniela, jest Słowo Boga zawarte w Piśmie świętym. I paradoksalnie, ta właśnie pokorna metoda słuchania głosu Pana, okazała się – zgodnie z diagnozą Lewisa!, źródłem prawdziwej oryginalności w etymologicznym tego słowa znaczeniu. Dzieło wtedy jest prawdziwie oryginale, gdy jest zakorzenienie w odwiecznej prawdzie: originalis to wywodzący się z origo, a więc z początkowych źródeł mądrości. 

3. Mieszkanka domu Słowa Bożego

Kontakt z trzema tekstami napisanymi przez św. Anielę dla jej zakonnej rodziny (Reguła, Rady, Testament) ilustruje wyraźnie, że swoją rolę rozumiała jako przekazanie tylko tego, co usłyszała od Boga, contemplata aliis tradere. Ważne są oba elementy tej średniowiecznej jeszcze maksymy. Najpierw contemplata: materią rozważania i medytacji jest Pismo święte. Nie idzie jednak tylko o cytowanie Biblii jako przydatnego zasobu stosownych tekstów mających zilustrować podjęte wcześniej decyzje o kierunkach drogi życia. Źródłem jest słowo Boże właśnie „przekontemplowane”, a więc przyjęte jako światło do własnego życia: nasuwa się tu porównanie z duchowością Maryi tak, jak opisał ją papież Benedykt XVI w swojej adhortacji o Słowie Bożym: 

 

„Pragnę zwrócić uwagę na więź Maryi ze słowem Bożym [...] widać, jak Ona utożsamia się ze słowem, zgłębia je [...]: «Magnificat – który można określić portretem Jej duszy – jest w całości utkany z wątków Pisma świętego, z wątków słowa Bożego. W ten sposób objawia się, że w słowie Bożym czuje się Ona jak u siebie w domu, z naturalnością wychodzi i wchodzi z powrotem.

Ona mówi i myśli według słowa Bożego; słowo Boże staje się Jej słowem, a Jej słowo rodzi się ze słowa Bożego. W ten sposób objawia się również, że Jej myśli pozostają w syntonii z myślami Bożymi, że Jej wola zjednoczona jest z wolą Boga. Ona, będąc głęboko przeniknięta słowem Bożym, może stać się Matką Słowa Wcielonego»”[4]

 

   Te słowa papieża Benedykta mogą stać się niezastąpionym kluczem do zrozumienia wizji życia i drogi do świętości w ujęciu św. Anieli. Lektura jej duchowych tekstów i wskazań pokazuje dowodnie: ona również „w słowie Bożym czuje się jak u siebie w domu”; podobnie jak Najświętsza Maryja Panna „z naturalnością wychodzi i wchodzi z powrotem” ze spisanego w Biblii słowa. Także św. Aniela „mówi i myśli według słowa Bożego”, a w każdym razie takie świadectwo dają nam jej spisane teksty, w których „słowo Boże staje się jej słowem, a jej słowo rodzi się ze słowa Bożego”. W powstałej zakonnej rodzinie urszulańskiej widać też wyraźnie, że „będąc głęboko przeniknięta słowem Bożym, może stać się duchową matką” dla osób pragnących żyć w więzi ze Słowem Wcielonym. Jak się wydaje, szczególnie ważnym punktem odniesienia w Biblii staje się św. Paweł.  

Czyż to nie intrygujące, że te same teksty Apostoła Narodów zainspirowały Marcina Lutra do zainicjowania Reformacji i jednocześnie, praktycznie w tym samym czasie, św. Anielę – do jej „reformacji serc”? Aniela Merici obrała drogę maryjną co do formy: trwanie w Słowie Bożym i duchowe w nim zamieszkanie. W przeciwieństwie jednak do wyborów luterańskich, była to droga analogiczna do historii św. Pawła: przyjmowanie słowa Chrystusa w duchu jedności z apostolskim Kościołem. A realnie istniejący, historyczny Kościół poprzedza każdego słuchacza słowa i służy mu za instrument stosownej korekty: „Udałem się do Jerozolimy na skutek otrzymanego objawienia. I przedstawiłem im Ewangelię, którą głoszę wśród pogan, osobno zaś tym, którzy cieszą się powagą, [by stwierdzili], czy nie biegnę lub nie biegłem na próżno” (por. Ga 2, 1-2).

 Jak więc wygląda wizja człowieka i jego droga do świętości w ujęciu św. Anieli Merici? Przyjrzymy się temu w trzech aspektach: co do początku duchowej drogi, co do jej stopniowej realizacji oraz co do jej zwieńczenia.  

a. Punkt wyjścia

    Jaki jest punkt wyjścia człowieka w jego życiowej przygodzie z Bogiem? Zacznijmy naszą lekturę dzieł św. Anieli od jej Reguły. „Bóg dał wam tę łaskę, że oddzielił was od ciemności tego nędznego świata”[5], pisze. Nam zaś zdaje się w tym momencie, że słyszymy niewiele tylko zmienione zdanie z historycznie rzecz biorąc pierwszego listu św. Pawła: „Wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej” (1 Tes 5,4).  

Pojawia się tu idea grzechu w bardzo głębokim, biblijnym znaczeniu, niespłycona do indywidualistycznej tylko niewierności wobec zestawu obowiązujących kanonów postępowania. Grzech rozumiany kazuistycznie i legalistycznie rodzi kolejną grzechową pokusę, tym razem pychy: skoro nie udało mi się zachować Bożego Prawa, to siłą mojego własnego postanowienia zmienię się, i Prawo w końcu zachowam. Grzech jest jednak egzystencjalną sytuacją człowieka, którą można oddać takimi synonimami jak popadnięcie w moc zła lub nawet bez­silność. Nawrócenie nie polega przecież na pierwszym miejscu na wysiłku człowieka, ale na przyjęciu daru Bożego: to Bóg oddzielił was od ciemności. Taka jest biblijna idea powrotu do Boga. Wzywać do nawrócenia nie oz­nacza tylko wymagać czegoś od ludzi, ale najpierw dać im możność nawrócenia się. Początkowe nawrócenie najpierw jest obwieszczone jako dobra nowina, dopiero potem zaś będzie ogłoszone jako wymaganie. Wasze oddzielenie od ciemności jest łaską; dopiero po otrzymaniu tej łaski człowiek jest gotowy przyjąć wymaganie, by w łasce trwać.  

To pierwszy sygnał, że warto czytać teksty św. Anieli w kluczu biblijnym: wydają się aplikacją listów św. Pawła do realiów XVI wiecznej Italii. Tam gdzie Apostoł Narodów miał na myśli świeżo nawróconych i ochrzczonych uczniów Chrystusa, tam nasza święta odnosi te same teksty do gorliwych chrześcijanek nawróconych od wartości czysto doczesnych czy utylitarnych do miłości Chrystusa oraz przyjmujących zakonne zobowiązania na kształt duchowego chrztu. Owszem, realia historyczno-kościelne są zmienione. W Italii czasów św. Anieli nie ma pogańskiej, nieochrzczonej większości społeczeństwa; nie ma synagog takich Izraelitów, którzy z niecierpliwością oczekują na rychłe objawienie się Mesjasza. Czy ma to znaczyć, że zanurzone w takich właśnie realiach teksty Nowego Testamentu, czy to Dziejów Apostolskich, czy to listów św. Pawła, stają się nieaktualne?  

Zauważmy, że przez podobnym problemem stanął prawie że rówieśnik św. Anieli, Marcin Luter. Znamy jego metodę lektury Pisma św. i jej społeczno-eklezjalne skutki. Problem ten sam, ale metoda konfrontacji z nim inna: u naszej świętej „oddzielenie od ciemności” przybiera konkretną postać powołania związanego ze strukturami Kościoła. O powołaniu zakonnym czytamy przecież w Regule „zostałyście wybrane na prawdziwe i nieskalane oblubienice Syna Bożego”[6]. I znowu, trzeba czytać ten tekst porównując go ze słowami Apostoła: „Poślubiłem was jednemu mężowi, by was przedstawić Chrystusowi jako czystą dziewicę” (2 Kor 11,2), bo przecież „Chrystus umiłował Kościół, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, aby był święty i nieskalany” (por. Ef 5, 25-27).  

Pierwotna gorliwość Kościoła czasów apostolskich staje się tu wzorcem dla gorliwości urszulańskiej wspólnoty piętnaście wieków później. Pomimo upływu stuleci podstawową wartością pozostaje jednak to samo: wewnętrzna więź miłości z Jezusem Chrystusem. Dramatycznie wyraził to kiedyś św. Paweł w pierwszej w historii Kościoła „anatemie”: „Jeśli ktoś nie kocha Pan, niech będzie wyklęty” (1 Kor 16,22). W mniej dramatycznych słowach, ale z niemniejszą siłą przekonania wyrażają to słowa Reguły, Testamentu czy Rad: miarą sensu trwania we wspólnocie, tym razem urszulańskiej, jest miłość. Najpierw mowa o miłości zstępującej od Boga, a więc objawionej w czasie „trzydziestu trzech lat, które Jezus Chrystus z miłości do nas przeżył na tym świecie”, a zwłaszcza w chwili, gdy „Krew Najdroższą wyla[ł] z miłości ku nam”[7]. Ale jej echem ma być miłość wstępująca, zgodnie z równie apostolską maksymą „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” - Rz 5,5). W duchowej wersji św. Anieli brzmi to tak: „Biada mi, bo aż dotąd nie przelałam ani kropli krwi z miłości ku Tobie i do tego jeszcze nie byłam posłuszna Twoim Boskim przykazaniom, a wszystkie przeciwności były mi gorzkie, gdyż za mało Cię kocham”[8].

    Przyjęcie osobistego powołania ma też charakter oświecenia. „Błogosławieni, których serca Bóg napełnił światłem Prawdy”[9], poucza św. Aniela, znów zgodnie z tym, czego nauczał św. Paweł: „Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa” (2 Kor 4,6).  

Apostoł miał na myśli pierwszy moment zauroczenia przez Ewangelię serca człowieka, który uprzednio był poganinem lub wyznawcą judaizmu. W szesnastowiecznym wydaniu środowiska Italii bardziej odnosi się to do odkrycia, że powołujący Pan jest „wczoraj i dziś, ten sam także na wieki” (Hbr 13,8), że jakkolwiek społeczne konwencje mogą wspomagać chrześcijaństwo, to przecież go nie zastąpią. Piękno wiary polega przecież na odpowiedzi miłością na miłość.  

Do tego oświecającego początku trzeba też powracać w praktyce codziennej modlitwy: „Panie mój, rozjaśnij ciemności mego serca […] Daj stałość moim uczuciom i zmysłom, abym […] by mnie nie odwróciły od Twego przejasnego oblicza”.[10] Do takiego zapoczątkowania trzeba też zachęcać tych, co „Ciebie, Panie nie znają: […] aby rozjaśnić ślepotę ich umysłów”[11].  

    Pierwotne spotkanie z Chrystusem ma też swój element „negatywny” w sensie potrzeby oczyszczenia z czegoś. Można to też wyrazić w obrazie śmierci: „nie umarło jeszcze nasze ciało i zmysłowość”[12], co jest bezpośrednią aplikacją słów listu do Kolosan: „Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu” (Kol 3, 3). Do realiów tak pojętej śmierci starego człowieka należy też pierwotne usprawiedliwienie, konieczne także za każdym razem, gdy grzesznik zaczyna na nową swoją drogę z Panem: „Nikt nigdy nie będzie usprawiedliwiony z grzechu, jeśli nie wyzna ustnie kapłanowi swoich win, jak mówi Pismo”[13]. W tym przypadku być może lepszym światłem będzie dla nas tekst innego Apostoła, św. Jana: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości” (1 J 1,8-9).  

    Po etapie „negatywnym” (w sensie oczyszczenia ze zła) przychodzi czas na element „pozytywny” (w sensie pytania o dar wchodzący na miejsce tego, czego człowiek się wyzbył w procesie nawrócenia). W odniesieniu do życia zakonnego jest to zwrócenie uwagi na ślub, który stoi przecież u początku indywidualnej drogi życia konsekrowanego: „Każda niech zachowuje święte dziewictwo nie ze względu na ślub uczyniony z ludzkiej namowy, ale jako ofiarę z własnego serca dobrowolnie złożoną Bogu”[14]. Ślub pojmowany jako ofiara stawia nas w samym centrum rozumienia życia konsekrowanego jako kontynuacji i pogłębienia daru chrztu. Życie każdego ochrzczonego ma być przecież nieustanną ofiarą. Koniecznie trzeba przypomnieć tu słowa Apostoła: „Proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej” (Rz 12,1).  

Jako wielki dar jawi się też życie wspólnotowe, z podkreśleniem jego wielkiej roli ewangelizacyjnej. Św. Aniela pisze więc: „Bóg zechciał, w przedwiecznych swoich zamiarach, wybrać spośród marności tego świata wiele kobiet, zwłaszcza dziewic, to znaczy nasze Towarzystwo, i podobało Mu się też w nieskończonej Jego dobroci uczynić mnie narzędziem tak wielkiego dzieła”[15]. Brzmi to jak echo zachwytu autora listu do Efezjan, który wyraził swoją wdzięczność za powołanie do życia chrześcijańskiej wspólnoty, aby realizowała Boży zamiar wobec świata: Bóg w Chrystusie „wybrał nas przed założeniem świata” (Ef 1,4), „aby przemożne bogactwa Jego łaski wykazać na przykładzie dobroci względem nas” (Ef 2,7).  

b. Droga

    Tak zarysowany początek chrześcijańskiej przygody ma swoją kontynuację w postaci otwierającej się drogi realizacji powołania. Ponownie odkrywamy uderzające podobieństwa między zdaniami pism św. Anieli a tekstami św. Pawła. „Przede wszystkim trzeba słuchać rad i natchnień, które Duch Święty nieustannie wzbudza w sercach naszych”[16], czytamy w Regule, przypominając sobie że „wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi”. I jest to nie tylko jakieś jednorazowe otrzymanie Ducha, które wraz z oddalaniem się daty chrztu mogłoby zostać zapomniane, ale otrzymywanie nieustanne: „Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi” (por. Rz 8, 14-16). Duch Święty „nieustannie wzbudzający swoje natchnienia” to przecież ten sam, o którego obecność chrześcijanin miał zabiegać od czasów apostolskich nieustannie i nieprzerwanie każdego dnia: „napełniajcie się Duchem” (Ef 5,18).  

    W swoich dalszych etapach droga wymaga, podobnie jak jej początek, także „negatywnego” wysiłku, mianowicie strzeżenia się zła: „niech zachowuje swe serce czyste i sumienie wolne od wszelkiej złej myśli”[17], skoro i Apostoł apelował do posługujących w Kościele, by nie przestawali być „utrzymującymi tajemnicę wiary w czystym sumieniu” (1 Tm 3,9).  

    Pomimo świadomości wielkiego powołania i niezwykłego wybrania, nieodłącznym elementem drogi ma być pokora: „będąc przełożonymi, musicie się uznać i uważać za mniejsze od swoich córek”[18]. Jakże nie wspomnieć tu paradoksalnego połączenia tych samych elementów u św. Pawła. Z jednej strony z największym przekonaniem nauczał, że Ewangelii „nie otrzymał od jakiegoś człowieka, lecz objawił mu ją Jezus Chrystus” (por. Ga 1, 12), ale równie łatwo przychodziło mu wyznanie: „Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy” (1 Tm 1,15).  

    Droga urszulańska jawi się nie jako indywidualistyczna metoda osobistego jedynie uświęcenia, ale raczej jako połączenie pragnienia świętości z wezwaniem do skutecznej ewangelizacji. Odkrywamy to w jakże umiejętnym zastosowaniu Pawłowej figury retorycznej w wezwaniu skierowanym do sióstr: „aby były dla wszystkich wonią wszelkich cnót”[19]. A jest to przecież przypomnienie rozbudowanego obrazu z drugiego listu do Koryntian, gdzie cała pierwotna wspólnota kościelna ukazana jest jako nosiciel Dobrej Nowiny: „ Jesteśmy miłą Bogu wonnością Chrystusa zarówno dla tych, którzy dostępują zbawienia, jak i dla tych, którzy idą na zatracenie” (2 Kor 2,14).  

    Ewangelizacja łączy się z dbałością o katolicką tożsamość. Pamiętamy przecież, z jaką płomienną gorliwością Apostoł wzywał swoich uczniów w Galacji: „gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty!” (Ga 1,8). Jakże podobne nastawienie serca skłoniło św. Anielę do napisania: „gdy usłyszycie, że jakiś kaznodzieja lub inna osoba […] głosi nową naukę, odmienną od przyjętej przez Kościół, czy też sprzeczną z tym, co od nas przyjęłyście, powstrzymajcie taktownie wasze córki od słuchania tych osób”[20]. Czasy apostolskie, pełne zmagań o łączenie ewangelizacyjnej przedsiębiorczości z doktrynalną poprawnością, jawią się nam dzisiaj jako nadzwyczaj podobne do szesnastowiecznej atmosfery duchowej. Z jednej strony odkrycia geograficzne i podróże Krzysztofa Kolumba stawiały na nowo pytanie o gotowość całego Kościoła do ewangelizowania nieochrzczonych. Z drugiej zaś strony, są to też czasy Marcina Lutra, a więc jednocześnie lata pytań o właściwy sens Pisma świętego i nauki Tradycji Kościoła.  

    Katolicka tożsamość nie może być jedynie zewnętrzną, doktrynalną zgodnością głoszonych tez z zasadami biblijnymi. Musi być w tym samym czasie zgodnością wewnętrzną, kiedy Dobra Nowina jest zwiastowana także świadectwem życia codziennego dnia, tak „aby córki wasze mogły się w was przeglądać”[21]. Nie jest to przecież jakąś uzurpacją ze strony chrześcijan, jest raczej kontynuacją postawy Apostoła: „bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa” (1 Kor 11,1).  

    Jako ważna cecha jawi się też wiara w ostateczne zwycięstwo, choć oczywiście mierzone Bożą miarą, a nie ziemskim czy doczesnym sukcesem. „Słowa i czyny niech będą wyrazem miłości i wszystko niech znoszą z cierpliwością, gdyż obie te cnoty w szczególny sposób miażdżą głowę szatana”[22]. Ciekawe, że aluzja do fragmentu z księgi Rodzaju (Rdz 3,15), który tradycyjnie odnoszono do Maryi, tutaj wydaje się zastosowana całkiem po prostu do członkiń urszulańskiej wspólnoty. Jeśli tak jednak jest, to odkrywamy tu znowu tę śmiałość w lekturze Pisma świętego, która charakterystyczna była dla pierwszych pokoleń chrześcijańskich. Możemy tu tytułem przykładu wspomnieć św. Perpetuę z początku III w., która tak oto ujęła rychłą perspektywę swojego własnego zwycięskiego przejścia przez męczeńską śmierć do spotkania z Dobrym Pasterzem w rajskim ogrodzie: „Ponieważ było mi już dane rozmawiać z Panem, zaniosłam swoje prośby i oto, co mi się objawiło: przydeptałam łeb smokowi i stąpnęłam po nim, jakby to był pierwszy szczebel drabiny, wspięłam się w górę i ujrzałam ogród, pośrodku którego siedział człowiek w pasterskim ubraniu”[23].  

    Na wzór pierwszych chrześcijańskich pokoleń, które wzorowały się tu na Apostole („Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, a nie tego, co na ziemi” - Kol 3,1-2), trzeba i siostrom urszulankom nieustannie widzieć doczesność w perspektywie wieczności: „Niech w górę wznoszą swoje pragnienia, a nie skłaniają ich ku ziemi”[24].  

c. Punkt dojścia

    Ostatecznym celem drogi duchowego wzrostu jest królowanie z Chrystusem: „jakież to nowe piękno i godność być przełożonymi i matkami oblubienic Króla królów i Pana panujących i stać się niejako świekrami Syna Bożego, a za pośrednictwem córek uzyskać łaskę i miłość Najwyższego”[25]. Czy nie za śmiałe to słowa sugerujące niedwuznacznie, że chrześcijanin staje się członkiem rodziny Bożej, rodziny Jezusa Chrystusa? Śmiałość ta jest biblijnie uzasadniona: przecież bycie katolikiem zaczyna się od włączenia w rodzinę: „Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2,19), powie nam Apostoł Paweł. Wspólnotę wierzących nazywa wprost domem: „[dom Boży], który jest Kościołem Boga żywego” (1 Tm 3,15). Oczywiście, potrzebne nam jest teologiczne oczyszczenie słowo rodzina, kiedy odnosimy je do Kościoła. Musimy sięgnąć po ujęcie realistyczne, chrześcijańskie, solidnie osadzone w Biblii, choćby takie, jakie zaproponował Kościołowi papież Benedykt w swojej pierwszej encyklice Deus caritas est. Po tym papieskim dokumencie trzeba na nowo przemyśleć (a może najpierw na nowo przemodlić), co to znaczy być w Kościele jako rodzinie. 

    Godne podkreślenia jest, że papież Benedykt XVI na określenie Kościoła w swojej encyklice cztery razy użył wprost słowa − „rodzina”: pisał więc o „miłości Ojca”, który chce „uczynić z ludzkości jedną rodzinę w swoim Synu” (DCE, 19); Kościół nazwał „rodziną Bożą w świecie” (DCE, 25); i wreszcie: „Kościół jako rodzina Boża, powinien być dziś, tak jak wczoraj, miejscem wzajemnej pomocy” (DCE, 32).  

Analogia katolickiego pojmowania rodzinności Kościoła i rodziny naturalnej jest niezwykle pomocna, przynajmniej z trzech powodów: Kościół, podobnie jak rodzina naturalna, jest społecznością widzialną, nieodwołalną i jest miejscem pojednania. 

Najpierw więc, tak jak w domu rodzinnym na bazie dotykalnej i widzialnej społeczności rodzinnej buduje się więzy duchowe, podobnie Kościół jest społecznością realnych, znanych i rozpoznawanych osób. W sposób szczególny ta cecha realizuje się we wspólnocie osób życia konsekrowanego.  

    Dalej, członkostwo w ludzie Bożym jest nieodwołalne: „dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne” (Rz 11,29). Dobry członek rodziny może stać się złym członkiem rodziny, ale nie przestaje być członkiem rodziny; podobnie katolik może stać się złym katolikiem, ale nie przestaje być członkiem katolickiej rodziny.  

    Wreszcie rodzina jest stałym miejscem pojednania. Zły członek rodziny (wyrodny syn, niegodny współmałżonek), jednając się z rodziną, odwołuje się do obiektywnych związków z pozostałymi członkami rodziny – i dlatego nie potrzebuje aktu adopcji lub ponownego ślubu; podobnie „wyrodny katolik”, jednając się z Bogiem w rodzinie Kościoła, odwołuje się do obiektywnych związków z Nim i z Bożą, kościelną rodziną (a więc do chrztu, bierzmowania, Pierwszej Komunii). 

    Czyż nie tak uczył św. Paweł? „Gdyby komu przydarzył się jaki upadek, wy, którzy pozostajecie pod działaniem Ducha, w duchu łagodności sprowadźcie takiego na właściwą drogę. Bacz jednak, abyś i ty nie uległ pokusie. Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe” (Ga 6,1-3). 

    Duchowa zgodność z myślą św. Pawła Apostoła, która – jak się wydaje – na sposób instynktowny odzwierciedliła się w pismach naszej Świętej, niech da swój wyraz i w zakończeniu tego rozważania. Przypomnijmy słowo skierowane przez Apostoła Narodów do braci w Koryncie: „upominam was, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni, i by nie było wśród was rozłamów; byście byli jednego ducha i jednej myśli” (1 Kor 1,10). Czyż nie brzmi jak echo tego apelu wezwanie, które do sióstr zaadresowała św. Aniela: „Ostatnim słowem, które do was kieruję i przez które za cenę krwi mojej was błagam, jest wezwanie, abyście były zgodne i wzajemnie zjednoczone, wszystkie jednego serca i jednej woli”[26]

4. Zakończenie

Powróćmy jeszcze na chwilę do apologetycznego dzieła C.S. Lewisa zatytułowanego Chrześcijaństwo po prostu (Mere Christianity). Czy nie można by, idąc tu tropem tego wielkiego brytyjskiego autora, określić cel życia w formie zaproponowanej przez św. Anielę Merici jako dojście do stanu „chrześcijanki po prostu”? Chrześcijanki, która jak Maryja chce żyć w domu Słowa Bożego? Która na wzór św. Pawła chce stać się wszystkim dla wszystkich, aby ocalić przynajmniej niektórych? Jeśli tak, to wizja człowieka i jego drogi do świętości w tym ujęciu ma wartość niezależną od upływu wieków. 



[1] Męczeństwo Perpetuy i Felicyty, IV.

[2] Ukonstytuowana w X wieku Szkoła Medyków w Salerno koło Neapolu miała kobiety zarówno wśród personelu akademickiego jak i wśród studentów. Powstał tam – obok pierwszego podręcznika medycyny kobiecej – także pierwszy odnotowany przypadek kobiety na stanowisku profesorskim w szkole medycznej, Eduardo D’Angelo, Scuola medica salernitana, http://www.treccani.it/enciclopedia/scuola-medica-salernitana_%28Federiciana%29 (17 VIII 2012). Czas XVIII wieku to zapewne szczyt obecności kobiet we włoskim świecie nauk przyrodniczych. Jednocześnie trzy kobiety zatrudnione były na stanowiskach profesorskich w Bolonii: L. Bassi, M. Agnesi i specjalistka anatomii Anna Morandi Manzolini (1716–1774), kilka innych zaś przyjęto do Akademii Instytutu Nauk; por. Paula Findlen, Becoming a Scientist: Gender and Knowledge in Eighteenth-Century Italy, “Science in Context” 16 (1/2) 2003, Cambridge University.

[3] C. S. Lewis, Mere Christianity, San Francisco 2001, s. 226

[4] Benedykt XVI, Verbum Domini, 28.

[5] Reguła, Prolog.

[6] Reguła, Prolog.

[7] Reguła, Rozdz. V – O modlitwie.

[8] Reguła, Rozdz. V – O modlitwie.

[9] Reguła, Prolog.

[10] Reguła, Rozdz. V – O modlitwie.

[11] Reguła, Rozdz. V  O modlitwie.

[12] Reguła, Prolog.

[13] Reguła, Rozdz. VII  O spowiedzi.

[14] Reguła, Rozdz. IX  O dziewictwie.

[15] Testament, Wstęp.

[16] Reguła, Rozdz. VIII  O posłuszeństwie.

[17] Reguła, Rozdz. IX  O dziewictwie.

[18] Rady dla mistrzyń, I.

[19] Rady dla mistrzyń, V.

[20] Rady dla mistrzyń, VII.

[21] Rady dla mistrzyń, VI.

[22] Rady dla mistrzyń, V.

[23] Męczeństwo Perpetuy i Felicyty, IV.

[24] Rady dla mistrzyń, V.

[25] Testament, Legat IV.

[26] Rady dla mistrzyń, IX.


[2013]