niedziela, 2 grudnia 2018

Bp Andrzej Siemieniewski o pentekostalizacji: Spotkanie ze wspólnotą charyzmatyczną było jednym z najszczęśliwszych wydarzeń w mojej służbie


bp Andrzej Siemieniewski 

 

Bp Andrzej Siemieniewski o pentekostalizacji:

Spotkanie ze wspólnotą charyzmatyczną było jednym z najszczęśliwszych wydarzeń w mojej służbie

Rozmawia Małgorzata Rybak

 

Małgorzata Rybak: Wiele się ostatnio mówi o pentekostalizacji Kościoła katolickiego. Czy mógłby Ksiądz Biskup wyjaśnić ten termin? Czy jego znaczenie jest pejoratywne?

 

 

Bp Andrzej Siemieniewski: Słowo „pentekostalizacja” zostało utworzone od greckiego pentēkostḗ, co znaczy „pięćdziesiątnica”. Dosłownie więc – to liczebnik porządkowy rodzaju żeńskiego: „pięćdziesiąta”, z wyrażenia „pięćdziesiąty dzień”, ponieważ po grecku dzień jest rodzaju żeńskiego. Pentēkostḗ czyli „Pięćdziesiątnica”.

 

Pentekostalizacja – czysto teoretycznie i źródłowo – oznaczałaby Kościół, w którym dzień Pięćdziesiątnicy i pewnie wszystkie jego reperkusje odgrywają coraz większą rolę. W tym sensie należałoby się jeszcze powstrzymać przed oceną – pozytywną czy negatywną – tego zjawiska; lepiej byłoby najpierw się temu przyjrzeć, a ocenić na końcu. 

 

Ewidentnie jesteśmy świadkami myślenia o Kościele w kategoriach, strukturach i obrazach Dziejów Apostolskich i jest to jeden z naczelnych procesów we współczesnym chrześcijaństwie. Nie tylko w Kościele katolickim, ale w całym współczesnym chrześcijaństwie. I zachęciłbym, aby rozumieć pentekostalizację właśnie w ten sposób.

 

Dzieje Apostolskie zaczynają się dniem Pięćdziesiątnicy i potem mamy kolejne rozdziały, w sumie dwadzieścia osiem, które mówią o tym, jak Kościół, mocą wylania Ducha Świętego, działał prowadzony przez Apostołów i ich uczniów.

 

W dziejach chrześcijaństwa mieliśmy całe okresy, kiedy o Dziejach Apostolskich myślano raczej w kategoriach przeszłości. Że „kiedyś” tak Kościół wyglądał, „kiedyś” taką Kościół miał dynamikę, jak to tam opisano. Często uważano, że historyczna narracja dziejów jest oczywiście bardzo budująca i pouczająca, ale nie jest aktualna. Nie nadaje się do wcielania w życie dziś.

 

Proces pentekostalizacji polegałby więc najpierw – wstrzymując się od oceny – na tym, że zaczynamy odkrywać, przeżywać i doświadczać, że Dzieje Apostolskie są nie tylko opisem przeszłości, ale też przepisem na Kościół dziś. Są modelem dla Kościoła dziś. Takie myślenie o Kościele, coraz częściej zestawianym czy modelowanym na Kościele w Dziejach Apostolskich – to jest rzeczywiście novum ostatnich kilkudziesięciu lat, rzeczywiście narasta w całym chrześcijaństwie i rzeczywiście ten proces się nasila.

 

Tak należałoby rozumieć pentekostalizację w sensie etymologicznym. Stąd można by ten termin przetłumaczyć na język polski jako uzielonoświątkowienie, ale z jednym zastrzeżeniem, że pamiętamy o polskiej nazwie „Zielone Świątki” – starej ludowej nazwie uroczystości Zesłania Ducha Świętego. „Świątki” to dawna nazwa na „święta”, „zielone” – bo kiedyś liśćmi czy gałązkami drzew obrazowano nowość życia wniesioną z darem Ducha Świętego.

 

Jeżeli przez pentekostalizację rozumiemy odkrywanie aktualności Dziejów Apostolskich w Kościele dziś, to słyszymy wiele zachęt do tak rozumianej pentekostalizacji u papieży ostatnich czasów. Jan Paweł II na przykład zachęcał, żeby chrześcijanie wchodzili na areopagi tego świata – ewidentne odniesienie do Dziejów Apostolskich, do pobytu św. Pawła na areopagu.

 

Papież Benedykt XVI zauważał, że sytuacja Kościoła w zlaicyzowanym świecie coraz bardziej przypomina sytuację Kościoła opisaną w Dziejach Apostolskich, czyli nie – krajów wyznaniowych, ale chrześcijan poruszających się w niechrześcijańskim środowisku, w niechrześcijańskim społeczeństwie. Jak widać, te zachęty papieży pokazują w pierwszym rzędzie na możliwość pozytywnego i budującego rozumienia słowa „pentekostalizacja” i w tym sensie należałoby sobie takiej pentekostalizacji życzyć.

 

Sięgamy po inny przykład: Jan XXIII, który wyraźnie mówił, że mamy modlić się o nową Pięćdziesiątnicę w Kościele. Pewnie wiele innych środowisk i wiele innych wieków w Kościele było świadkami pragnienia odnawianego działania Ducha Świętego, ale ostatni papieże ewidentnie je wyrażali. Zacząłbym od pozytywnego rozumienia tego słowa, odniesienia go do Kościoła przepełnionego duchowością Pięćdziesiątnicy, a można by nawet zaryzykować powiedzenie: Kościół przepełniony duchowością Dziejów Apostolskich.

 

 

Na czym polega ta duchowość Dziejów Apostolskich?

 

 

Po pierwsze na tym, że Kościół liczy się interwencjami Ducha Świętego (jak w pierwszym rozdziale Dziejów). Tu mamy książkę papieża Benedykta, Nuove irruzioni dello Spirito, o całej historii Kościoła przedstawionej w kontekście interwencji Ducha Świętego. Dalej, mamy rozdział drugi – Kościół, który w modlitwie doświadcza przychodzącej mocy Ducha Świętego i to mocy, która napełnia go pragnieniem i możliwością ewangelizacji.

 

Jest to Kościół, który pojmuje ewangelizację nie w sensie metaforycznym czy wtórnym, nie w sensie przepajania społeczeństwa elementami kultury katolickiej, tylko w sensie faktycznego głoszenia kerygmatu niewierzącym po to, by stali się wierzącymi, przyjęli Chrzest i jako ochrzczeni wstąpili do Kościoła. Jednym słowem – ewangelizacja w sensie mocnym, pierwotnym.


Kolejną rzeczą jest praktyczne liczenie się z tym, że Pan Bóg może odpowiedzieć na modlitwę o uzdrowienie. Pewnie, że modlitwa o uzdrowienie zawsze była obecna w Kościele katolickim, ale raczej wiązano ją z miejscami – w szczególności z sanktuariami. To element odnowiony w duchowości Dziejów Apostolskich, gdzie mamy poczucie, że oprócz sanktuariów możemy też modlić się o uzdrowienie całkiem po prostu w tym sanktuarium, jakim jest wspólnota Kościoła.

 

Dalej, mamy wyobrażenie Kościoła, który może wzrastać, który może przybywać ludzi. Zobaczmy, jak to jest kontrkulturowe –  tak powszechne mamy w Kościele wyobrażenie, że Kościół jeszcze zachowuje struktury, ale już niedługo trzeba będzie wszystko redukować, bo będzie topnieć. Przekonanie to nawet zagościło w wyobraźni wielu hierarchów w niektórych krajach i wprost o tym mówią. W Dziejach czytamy, że „ręka Pańska była z nimi i Pan przymnażał codziennie uczniów” – więc tu mamy wiarę, że Kościół może liczebnie wzrastać.

 

Do tej duchowości na pewno też należy większa wrażliwość na realną możliwość działania złego ducha: zły duch istnieje, może realnie działać i należałoby mu się przeciwstawiać. Dalej mamy ruchy kościelne, które nam wydają się nowością naszych czasów, a są w Dziejach opisane w rozdziale ósmym, kiedy chrześcijanie wygnani z Jerozolimy spontanicznie tworzą ruch ewangelizacyjny pod wodzą diakona Filipa. Albo ruch w Antiochii, kiedy chrześcijanie – też ci wygnani z Jerozolimy, tylko na innym terenie, spontanicznie głoszą słowo Boże, przymnażając wierzących.

 

Takiej pentekostalizacji, czyli wyobrażenia Kościoła i działania Kościoła na wzór tego opisanego w Dziejach Apostolskich na pewno należałoby sobie życzyć. Choć podejrzewam, że po tym pokazaniu pozytywów może pojawić się pytanie, co tymi pozytywami nie jest.

 

 

Tak. Dlaczego w takim razie tyle mówi się o zagrożeniach, o psychomanipulacji, o niezdrowym zainteresowaniu zjawiskami ponadnaturalnymi w ruchach pentekostalnych?

 

 

Mówi się o tym dlatego, że to wszystko występuje. Czyli mówi się słusznie.

 

Oczywiście, że może zdarzyć się takie pojęcie pentekostalizacji, gdzie zapomni się o tym, że Dzieje Apostolskie to tylko część Nowego Testamentu. I to nie jest najważniejsza część Nowego Testamentu. Najważniejszą częścią są cztery Ewangelie. Dzieje Apostolskie są wnioskiem z czterech Ewangelii, a nie odwrotnie.

 

Jeśli więc ktoś zapomni, że jest wcielenie Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, „Kazanie na górze”, przykazania Pana Jezusa i Boże, że są sakramenty – to może dokonać jednostronnej lektury Dziejów Apostolskich, tak, jakby były jakimś wyodrębnionym, samodzielnym tekstem, a tak nie jest. Podobnie, może zdarzyć się i w drugą stronę – ktoś może zapomnieć, że istnieją teksty doktrynalne apostołów: List do Rzymian, Galatów, Efezjan, Koryntian…

 

To są listy z bardzo potężną nauką teologiczną o Bogu, Kościele, sakramentach, zbawieniu; z potężną nauką moralną o grzechach, o nawracaniu się. Taka jednostronność może zostać jeszcze pogłębiona, gdyby ktoś nawet w Dziejach Apostolskich zaczął zwracać uwagę tylko i wyłącznie na to, co jest niecodzienne, niezwykłe, pełne cudów uzdrowień, uwolnień z demonów i tylko na tym się skoncentrował.

 

Wtedy są możliwe te wszystkie przejaskrawienia i wypaczenia, o których słusznie się mówi – bo trzeba mówić o wszystkim. Ważne tylko, by mówić w stosownych proporcjach, czyli krytykując to, co nie mieści się w normie chrześcijańskiej w różnych ruchach charyzmatycznych, jednocześnie mówić o tym, co się w niej mieści. Wtedy będziemy zgodni z nauką św. Pawła, który powiedział „Ducha nie lekceważcie”. Ewidentnie miał na myśli bieżące działanie Ducha, a nie tylko minione. Ale dodał: „duchy badajcie”.

 

Czyli nie lekceważcie możliwości działania Ducha Świętego w Kościele, ale badajcie, czy to, co wydaje się działaniem Ducha Świętego, nim jest. To co się wydaje działaniem Ducha – może być działaniem Ducha. Może też jednak być działaniem ducha ludzkiego.

 

 

Często w rozmowach o pentekostalizacji podnosi się kwestię tzw. „Toronto blessing” i towarzyszących temu zjawisk.

 

 

Aha. Więc w ten sposób, z ogólnej perspektywy widzenia fascynacji Dziejami Apostolskimi, w ciągu ostatnich stu lat historii chrześcijaństwa przechodzimy do jakiegoś jednego zjawiska. Jakiegoś jednego fenomenu, który – wydaje się, że zawiera wyjątkowo obfitą liczbę przejaskrawień czy zniekształceń, czy fascynacji jednostronnych.

 

Na pewno należałoby dokonać najpierw szczegółowego rozeznania, co w konkretnej fali wywodzącej się z „Toronto blessing” ma miejsce pośród i dopiero potem podejmować decyzję, czy aplikować płynące stamtąd nauczania.

 

Zasada św. Pawła jest uniwersalna w każdym wydaniu odnowy charyzmatycznej czy pentekostalizacji, w każdym ruchu, wspólnocie czy nowym fenomenie – „Ducha nie lekceważcie”, bo to może być od Ducha Świętego. Ale „duchy badajcie”, bo może nie być. Może być od ducha ludzkiego, może być też od ducha złego, w tym drugim przypadku w dwóch formach: albo w takiej bardziej ogólnej – zamieszania, wprowadzenia ducha tego świata, albo wręcz w postaci mocnej jakichś bezpośrednich wpływów demonicznych.

 

„Co dobre zachowujcie”, pisze św. Paweł. Czyli to rozeznanie ewidentnie może mieć dwa wyniki. Co do „Toronto blessing”, skoro ta nazwa padła, mamy jasną wskazówkę w Liście Św. Pawła do Tesaloniczan.


A czy uprawnione jest mówienie, z czym się też spotykamy, że ruchy pentekostalne banalizują wiarę albo są przykładem antyintelektualizmu – że tam, gdzie wiara staje się osobista, w naturalny sposób musi dojść do jakiegoś odejścia od rozumu?

 

 

Myślę, że antyintelektualizm i odchodzenie od rozumu mogą się zdarzyć w każdym wydaniu wiary. Może zacznę od przykładów spoza odnowy charyzmatycznej. Papież Benedykt XVI, pisząc swoją książkę Jezus z Nazaretu, wskazał na możliwość irracjonalizmu – odchodzenia od zupełnie elementarnych zasad logiki – w pewnym typie naukowej egzegezy. W książce podawał przykłady jawnie irracjonalne, siłą rzeczy ze środowiska niemieckiego, które jest mu najbliższe, egzegezy biblijnej, profesorskiej, akademickiej (w tym sensie naukowej).

 

Więc jest to możliwe w każdym środowisku. Również możliwe w przypadku pobożności ludowej, w przypadku zaangażowania społecznego i oczywiście także w przypadku wspólnot charyzmatycznych.

Zdarzają się w grupach charyzmatycznych takie fenomeny, z drugiej strony chciałbym też zauważyć, że są przykłady, jak szeroko pojęta odnowa charyzmatyczna generuje też bardzo dobrą teologię katolicką. Na przykład franciszkański Uniwersytet w Steubenville albo seminarium w Detroit, na bardzo dobrym poziomie, ewidentnie animowane duchowością odnowy charyzmatycznej.

 

Mówimy o całej serii książek, czasopism teologicznych, komentarzy biblijnych, które w tej konwencji charyzmatycznej wyrosły. Natomiast oczywiście są też możliwe różne formy irracjonalizmu.

 

 

Na czym by polegały?

 

 

Głównie na tym, że na plan pierwszy wysuwa się osobiste albo wspólnotowe doświadczenie, które staje się kryterium numer jeden w rozeznawaniu, co oczywiście nie mieści się w normach chrześcijańskich. Doświadczenie osobiste i wspólnotowe jest ważne, ale jest wtórnym elementem rozeznawania. Ważne, istotne i piękne, ale wtórne.

 

Najpierw musi być chrześcijańska prawda, a dopiero z tej prawdy może wynikać doświadczenie – osobiste albo wspólnoty. Jeśli się to przestawi, wówczas mniemanie ludzi, że „Duch mi powiedział”, albo że „Pan mnie posłał”, stawia się ponad Pismem Świętym, tradycją Kościoła, współczesnym Magisterium czy ponad zdaniem duszpasterzy – i wtedy dochodzi do irracjonalizmu.

 

 

Dwadzieścia pięć lat temu Ksiądz Biskup został poproszony o to, by zaopiekować się wspólnotą charyzmatyczną „Hallelu Jah” i został ksiądz jej asystentem kościelnym.

 

 

Tak.

 

 

Dlaczego tak się stało?

 

 

Stało się to wskutek kryzysu, który wspólnota przeżywała. Był to kryzys nauczania, samego istnienia wspólnoty i jej tożsamości katolickiej. W odpowiedzi na ten kryzys wspólnota zwróciła się z prośbą do księdza kardynała Gulbinowicza o to, żeby przydzielił duszpasterza. Moja obecność była odpowiedzią na prośbę wspólnoty.

 

Zjawiłem się i myślę dzisiaj, że było to jedno z najszczęśliwszych wydarzeń w całej mojej służbie kapłańskiej. Od tego spotkania wspólnoty z przysłanym duszpasterzem, który nie znał jej ani jej historii i jej problemów, minęło lat dwadzieścia pięć i z mojej strony ten czas jest źródłem pięknych wspomnień, miejscem ciężkiej pracy i trudu, ale bardzo satysfakcjonującego.

 

Ten kontakt ze wspólnotą „Hallelu Jah” do dzisiaj zawsze mi się kojarzy z sytuacjami rodzinnymi. To tak, jak rodzina, która jest trudem i wyzwaniem, ale po dwudziestu pięciu latach ktoś patrząc na historię swojego małżeństwa czy dzieci, które się pojawiły, myśli o tym okresie z wdzięcznością i satysfakcją. Tak ja patrzę na historię tych wszystkich ludzi. Niektórzy już odeszli do Pana, pojawili się nowi, niektórzy służą w innych miejscach w Kościele poza tą wspólnotą – jak to w rodzinie.

 

Na czym polega praca Księdza Biskupa w ramach posługi tej wspólnocie?

 

 

Od kontaktu z jedną wspólnotą ta posługa rozszerzyła się na kontakt z wieloma innymi wspólnotami odnowy charyzmatycznej w naszej diecezji, potem także z innymi w Polsce i poza granicami kraju. Można więc mówić o moim duchowym zakorzenieniu we wspólnocie „Hallelu Jah”, ale o posługiwaniu w odnowie charyzmatycznej w szerszym zasięgu.

 

Dwa lata temu usłyszałem piękne porównanie. Byłem wtedy w Ziemi Świętej na dużym spotkaniu Drogi Neokatechumenalnej i ktoś przypomniał ciekawą posługę duszpasterską z IV wieku. Sieć parafii i diecezji katolickich Cesarstwa Rzymskiego rozciągała się do Ziemi Świętej, której nie było już na terenach arabskich. Tam, na pograniczu, wyznaczano biskupa namiotów. Nie miał on siedziby, ale miał ludzi, którzy jak nomadzi wędrowali z namiotami.

 

Myślę że ten aspekt posługi biskupiej – obok posługiwania w archidiecezji wrocławskiej – związku ze wspólnotami – ma też w sobie coś z tego: biskup namiotów. Biskup ludzi, którzy we wspólnotach, są mobilni, ruchliwi, którzy się przemieszczają z ewangelizacją, którzy działają w różnych ruchach, diecezjach i różnych krajach i są bardzo dynamiczni w swoich przedsięwzięciach. I łączą się w sieci wspólnot.

 

 

Wspólnota „Hallelu Jah” jest fraternią. Co to znaczy?

 

 

Wspólnota od kilku lat należy do Fraterni Katolickich Charyzmatycznych Wspólnot Przymierza. Jest to stowarzyszenie międzynarodowe, ustanowione przez Stolicę Apostolską. Nie jest to oddolne zrzeszenie się tych wspólnot, ale do której zaprosiła Stolica Apostolska za Jana Pawła II wspólnoty charyzmatyczne, ukonstytuowane, które mają zatwierdzenie diecezjalne. Za czasów papieża Benedykta zgłosiła się Wspólnota „Hallelu Jah”.

 

 

Powiedział Ksiądz Biskup, że zejście się dróg księdza i wspólnoty było bardzo szczęśliwą okolicznością. Co szczególnie ceni ksiądz biskup w ruchu charyzmatycznym?

 

 

We wspólnocie „Hallelu Jah” cenię przede wszystkim właśnie wspólnotę. To znaczy ludzi, którzy gromadzą się na coniedzielnej mszy świętej, sprawowanej i przeżywanej w ich gronie od wielu lat w kościele św. Apostołów Piotra i Pawła. Ludzi, którzy oprócz tego gromadzą się na cotygodniowym spotkaniu modlitewnym: długim, dwugodzinnym. Okazja do wspólnej dwugodzinnej modlitwy – to jest wielki, piękny, wspaniały dar. Nie wszędzie jest on dostępny.

 

Dalej, w takiej wspólnocie są podgrupy, które służą – diakonie, które pomagają realizować misje parafialne, służą śpiewem i uwielbieniem, służą charytatywnie, zbierają fundusze i pomagają, jak diakonia miłosierdzia, wychodząca szczególnie do uzależnionych i bezdomnych. Jest diakonia techniczna, a nawet i internetowa, która w ten sposób chce być dostępna w świecie. To jeszcze jedno oblicze wspólnoty: modlitwa generuje aktywności. Nie jest to nadaktywność, ponieważ modlitwa jest glebą, z której jak kwiaty wyrastają aktywności i służby.

 

Jest to dla mnie największy dar: mieć kontakt i móc korzystać z życia modlitewnego wspólnoty, która tak właśnie wygląda. Wnosi piękne świadectwo życia rodzinnego. Przez tyle lat przecież pojawiło się tyle małżeństw, tylu rodziców wychowujących dzieci. Bogactwem jest ich świadectwo, a dla mnie przez kontakt z nimi możliwość obserwowania, jak pracując i wychowując dzieci, jednocześnie angażują się w życie Kościoła od jak najpiękniejszej strony.

 

Kolejne świadectwo – to wyczulenie słuchu na współczesne nauczanie Kościoła. Od bardzo wielu lat rytm życia wspólnoty kształtują dokumenty kościelne, szczególnie tematy roczne wyznaczane od wielu lat przez papieży, jak Rok Wiary, Rok św. Pawła, Rok Miłosierdzia – wspólnota z największym zapałem podchwytywała te tematy.

 

 

A co w ocenie Księdza Biskupa jest potrzebne, by takie wspólnoty wspierać i zarazem je chronić przed zniekształceniami i zagrożeniami?

 

 

Są potrzebni duszpasterze. Duszpasterze, którzy do wspólnot pójdą i którzy będą wykonywać dzieło św. Pawła: „Ducha nie gaście”, „duchy badajcie”, „co dobre, zachowujcie” – z domysłem, że co złe, tego nie zachowujcie. Duszpasterze, którzy z jednej strony chcą być prowadzeni przez Ducha Świętego, ale z drugiej, którzy są też świadomi, jako wykształceni teologowie, nauczania Pisma Świętego, historii Kościoła, nauczania papieży ostatnich czasów i umieją się tym dzielić z ludźmi ze wspólnot, którzy najczęściej bardzo po prostu na to czekają.


[2018]

 

 

 

sobota, 1 grudnia 2018

O spoczynkach w Duchu Świętym i charyzmatach


bp Andrzej Siemieniewski


O spoczynkach w Duchu Świętym i charyzmatach

Rozmawiała Iwona Żurek, PAP

 

O nauczaniu Kościoła katolickiego na temat modlitw o uzdrowienie i uwolnienie, spoczynku w Duchu Świętym i darze języków, a także o tym, czy Kościołowi katolickiemu w Polsce zagraża pentekostalizacja, rozmawiał z PAP biskup Andrzej Siemieniewski.

 

PAP: W ostatnich latach w wielu polskich parafiach organizowane są modlitwy charyzmatyczne, tzw. modlitwy o uzdrowienie i uwolnienie. Czy katolicy mogą uczestniczyć w tego typu modlitwach?

 

Bp Andrzej Siemieniewski: Jeśli spojrzymy na historię Kościoła, modlitwa o uzdrowienie i uwolnienie była w nim praktykowana od zawsze, nie jest to w Kościele żadna nowość. Pan Jezus uzdrawiał i uwalniał od złych duchów w Ewangeliach, wierni pielgrzymowali w intencji uzdrowienia do sanktuariów, opisy modlitw o uzdrowienie mamy też np. u św. Augustyna.

 

Jednak modlitwy charyzmatyczne mają często specyficzny przebieg. W ich trakcie uczestnicy modlą się w językach, doświadczają tzw. spoczynków w Duchu Świętym, czyli spontanicznego upadku na podłogę w czasie modlitwy, przeważnie w wyniku nałożenia rąk przez księdza. Jak należy na to patrzeć? Czy są to opisane w Dziejach Apostolskich charyzmaty, czy może jakieś nowe, tajemnicze praktyki, które przeniknęły do Kościoła katolickiego z Kościołów protestanckich?

 

- Jeżeli mamy rozeznawać autentyczność charyzmatów, to koniecznie musimy sięgnąć do Pisma Świętego. Cudowne uzdrowienia, podobnie jak dar języków, są wprost wymieniane w Nowym Testamencie jako charyzmaty. Inaczej jest ze wspomnianymi spoczynkami w Duchu Świętym, które wymagałyby głębszego rozeznania, ponieważ Nowy Testament o nich nie wspomina. Spoczynki są więc rzeczywiście czymś nowym.

 

Czy Kościół wypowiedział się na ten temat w jakimś oficjalnym dokumencie?

 

- Tak. W latach 70. powstał sześciotomowy zbiór dokumentów zwanych "Dokumentami z Malines", napisany przez teologów pod przewodnictwem belgijskiego kardynała Leona Suenensa, mianowanego opiekunem Odnowy w Duchu Świętym przez papieża Pawła VI. Jeden z nich traktuje konkretnie o spoczynku w Duchu Świętym. Dokument zaleca ostrożność w posługiwaniu się tą nazwą i ostrożność w rozeznawaniu. Myślę, że byłoby dobrze, gdyby członkowie wspólnot Odnowy w Duchu Świętym, a zwłaszcza odpowiedzialni za nie kapłani, częściej wracali do tych dokumentów, bo mam wrażenie, że zostały one zapomniane.

 

Jak w praktyce ma wyglądać to rozeznawanie? I kto ma rozeznawać - biskupi i księża czy wierni świeccy, którzy spotykają się z taką czy inną praktyką np. w swojej parafii?

 

- Takie rozeznanie zdecydowanie należy do kapłana. Biskup jest odpowiedzialny za to, co dzieje się na terenie jego diecezji, a proboszcz za to, co dzieje się w jego parafii. Jedną z jego funkcji jest sprawdzenie, komu pozwala głosić rekolekcje czy prowadzić modlitwę w swoim kościele i czy to, co ta osoba mówi, jest zgodne z nauką Kościoła.

 

Co może sprawić, że proboszczowi zapali się czerwone światło, jeśli chodzi o jakąś wspólnotę charyzmatyczną?

 

- Zasada ewangeliczna jest jasna: patrzymy, czy ruch, czy wspólnota wydają dobre owoce. I w moim przekonaniu, najczęściej spotykamy się z dobrymi owocami ruchów charyzmatycznych - odradza się żywa wiara, rodzą się nowe powołania, ludzie się nawracają. Zdecydowanie częściej, jeśli już idziemy tym tropem, we wspólnotach charyzmatycznych spotykamy zielone światełka. Są oczywiście też światełka żółte, kiedy pojawiają się jakieś rzeczy odwodzące od istoty Ewangelii i przeakcentowujące marginalne czy sensacyjne zjawiska. I oczywiście światła czerwone, kiedy mamy do czynienia z zaprzeczeniem tradycji i dokumentów Kościoła czy Pisma Świętego.

 

Krytycy duchowości charyzmatycznej twierdzą, że uczestnicy wspólnot charyzmatycznych często przedkładają np. modlitwę o uzdrowienie nad sakramenty takie jak msza św. czy spowiedź. Czy widzi ksiądz biskup takie niebezpieczeństwo?

 

- Na przełomie lipca i sierpnia uczestniczyłem w spotkaniu Charyzmatycznych Wspólnot Przymierza w Stanach Zjednoczonych. Tam było kilkaset osób, najbardziej charyzmatycznych, jakie można sobie wyobrazić. I w centrum każdego dnia tego spotkania znajdowały się msza św., spowiedź i adoracja Najświętszego Sakramentu. Tak więc myślę, iż w wielu wspólnotach sakramenty i charyzmaty współistnieją harmonijnie. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że takie niebezpieczeństwo istnieje i zdarza się, że ktoś pod wpływem niewłaściwej formacji odrzuca to, co tradycyjne i co należy do istoty Kościoła. Myślę, że w dyskusji o charyzmatach należy sobie przypomnieć regułę św. Pawła, który mówił: "Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie, wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie".

 

W wielu miastach w Polsce odbywają się rekolekcje głoszone przez charyzmatycznych księży, często spoza Europy, np. przez o. Johna Bashoborę z Ugandy, o. Jamesa Manjackala z Indii, czy ojców Antonello Cadeddu i Enrique Porcu z Brazylii. Co ksiądz biskup sądzi o udziale w tego typu rekolekcjach?

 

Akurat ze wszystkimi czterema rekolekcjonistami rozmawiałem w tym roku, znam ich osobiście i absolutnie nie mam tym księżom nic do zarzucenia. Sam fakt, że mamy głosicieli rekolekcji pochodzących z innego kontynentu, powinien nas cieszyć, ponieważ daje nam odczuć powszechność naszego Kościoła. A to, że wierni chętnie przychodzą na spotkania z księżmi innego koloru skóry, świadczy o ich otwartości i pokazuje prawdziwie katolickiego ducha. W Kościele katolickim nie ma znaczenia, czy ktoś pochodzi z Europy czy z Azji.

Jeśli chodzi o udział w rekolekcjach głoszonych przez kaznodzieję, który budzi jakieś kontrowersje wśród części katolików, to zawsze zalecam ostrożność i rozeznanie, czy w głoszonych przez niego treściach nie ma czegoś niezgodnego z nauką Kościoła. I to - jeszcze raz podkreślam - należy do proboszcza, który takiego księdza do swojej parafii zaprasza.

 

Ostatnio dużo mówi się o tzw. pentekostalizacji Kościoła katolickiego. Co to słowo oznacza?

 

- To słowo zrobiło ostatnio zawrotną karierę. Sama nazwa pochodzi od greckiego słowa "pentekoste" i oznacza Pięćdziesiątnicę, czyli dzień Zesłania Ducha Świętego. Pentekostalizacja jest to więc nurt wspólnot i ruchów, odkrywających aktualność Dziejów Apostolskich i Zesłania Ducha Świętego. Do tego nurtu należy cały ruch odnowy charyzmatycznej. W tym kontekście pentekostalizacja to nic groźnego, bo przecież wszystkie części Pisma Świętego są wciąż aktualne. Jednak - podobnie jak w poprzednich przypadkach - można przesadzić. Można tak się zafascynować Dziejami Apostolskimi, aż się zapomni, że przed Dziejami Apostolskimi są Ewangelie, które opisują cierpienie Pana Jezusa i drogę krzyżową, że są też Listy św. Pawła z naukami doktrynalnymi itp. Jest też możliwe, że ktoś pod wpływem fascynacji jakimś ruchem zaczyna praktykować jakieś dziwactwa i nazywa działaniem Ducha Świętego coś, co nim na pewno nie jest.

 

O jakich dziwactwach ksiądz biskup mówi?

 

Zdarzały się na spotkaniach niektórych wspólnot sceny zbiorowej euforii, histerycznego śmiechu, krzyków czy nawet tarzania się po ziemi. Takich scen nie znajdziemy w Piśmie Świętym czy w historii chrześcijaństwa w ogóle. To coś nowego, dziwnego i niepokojącego. Zdecydowanie przestrzegam przed udziałem w spotkaniach, na których zachęca się do takiego zachowania.

 

[2018]