bp Andrzej Siemieniewski
Miłosierdzie: pobożny relatywizm czy dar mocy?
Dnia 8 grudnia 2016 roku rozpoczyna się w Kościele katolickim Rok Święty związany z Nadzwyczajnym Jubileuszem Miłosierdzia. Ogłoszony przez papieża Franciszka w jego bulli Misericodiae vultus (MV) zgodnie ze swoją nazwą ten rok ma podkreślać prymat miłosierdzia zarówno w praktycznym życiu chrześcijan jak i w kerygmatycznym głoszeniu Kościoła.
Z jeden strony odczuwamy w tym ciągłość katolickiego nauczania ostatnich czasów, zwłaszcza od jednej z początkowych encyklik św. papieża Jana Pawła II Dives in misericordia (1980) oraz od tak podkreślanego przez niego kultu Bożego Miłosierdzia propagowanego przez św. siostrę Faustynę.
Z drugiej strony pojawiają się głosy pytające, czy tak jednostronne podkreślanie miłosierdzia Bożego może doprowadzić niektórych poprzez zbyt uproszczone rozumowanie do wizji jakiegoś 'pobożnego relatywizmu', czyli teologii relatywizującej śmiertelną powagę grzechu i podważającej dramatyzm apelu o nawrócenie wymagające radykalnych wyrzeczeń. Pojawia się wtedy pytanie drugie: czy nie potrzeba nam raczej Bożej mocy ku radykalizmowi nawrócenia niż pseudo-miłosiernego usprawiedliwiania wszelkich ludzkich wyborów i słabości? Stąd właśnie tytuł obecnego rozważania: Miłosierdzie: pobożny relatywizm czy dar mocy?
Im więcej w Kościele mowy o miłosierdziu, tym lepiej – wiemy przecież jak pełne orędzia miłosierdzia jest Pismo Święte: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36). Tym ważniejsze więc, aby to słowo brzmiało orędziem autentycznie chrześcijańskim, aby nie zostało podmienione na treści zaczerpnięte z zasobów dominującej dziś kultury tego świata – kultury tak daleko posuniętej relatywizacji wartości moralnych, że zasługującej niekiedy na określenie „dyktatura relatywizmu”.
1. „Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy” (2 Tm 3, 5).
1.1 Miłosierdzie jako religijna wersja relatywizmu?
Porównując różne konteksty, w których występuje dziś termin „miłosierdzie”, łatwo dostrzeżemy, że bywa ono często rozumiane zdecydowanie jednostronnie jako nieosądzanie ludzkich postaw i praktycznie pozostawanie przy tym negatywnym jego aspekcie jako ostatecznej reakcji na zachowania przeciwne Bożemu prawu. Przykazanie „nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni" (Łk 6, 37) jest wtedy nie tylko początkiem miłosierdzia ale zarazem staje się jego kresem. Po akcie obojętnego „nieosądzenia” nie pozostaje już nic więcej, gdyż wszystko wyczerpało się we wszechogarniającej tolerancji. Live and let live: niech każdy robi, co mu się podoba i jak mu się podoba, byle nie ograniczał niczyjej osobistej wolności. Łatwo zauważyć, że podstawą takiego wysoce ograniczonego pojęcia miłosierdzia jest ostatecznie obojętność wobec dobra i zła.
1.2. Miłosierdzie jako buonismo?
Włoskie określenie buonismo (od słowa buono – dobry) można by przetłumaczyć jako ‘dobrotliwość’ w znaczeniu bezsilnego sentymentalizmu. Polega to na pragnieniu zapewnienia każdemu dobrego samopoczucia, niezależnie od moralnych postaw i wyborów. Kryje się w tym pewna chęć pomocy, ale bez śladu nadziei na to, że pomoc może przyjść ‘z góry’. Nie niesie nadziei na zmianę negatywnej postawy moralnej, a jedynie na jej akceptację. Nie prowadzi do uwolnienia od winy, a tylko do wolności od wyrzutów sumienia (choć te bywają przecież nader często zasłużone). A przecież:
„Wznoszę swe oczy ku górom: Skądże nadejdzie mi pomoc?
Pomoc mi przyjdzie od Pana, co stworzył niebo i ziemię” (Ps 121, 1-2).
Chrześcijaństwo bez wiary w faktyczną moc Ducha Świętego, który może zstąpić i zmienić serce grzesznika, staje się po prostu kolejną wersją faryzeizmu (co – jak się wydaje – niestety wielokrotnie miewało miejsce w historii Kościoła). Zostało to zresztą zapowiedziane wyraźnie w ostrzegawczym proroctwie ze Słowa Bożego: „będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy” (2 Tm 3, 5).
Można to zilustrować przykładem: bywa, że jesienią dobrzy ludzie znoszą do ogrodu zoologicznego bociany, które z powodu chorób czy kontuzji nie mogą odlecieć do Afryki. Godna pochwały chęć pomocy musi skonfrontować się z oczywistą konstatacją: nie możemy pomoc ułomnym ptakom przez uzdrowienie ich sytuacji; możemy jedynie zapewnić im łatwiejsze trwanie w niezawinionej słabości.
Bywa, że w podobnym stylu każdy ludzki grzech i każdą dewiację traktuje się najpierw jako niezawinioną słabość, a potem po prostu jako obojętną moralnie cechę. Chrześcijaństwo przestaje wtedy być źródłem siły, a staje się raczej pozbawionym mocy komentarzem do rzeczywistości. Komentarzem, dodajmy, coraz bardziej wtedy banalnym, denerwującym i ostatecznie zbędnym. Niezrozumiałe stają się słowa Apostoła:
„Nie wstydzę się Ewangelii, jest bowiem ona mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego wierzącego, najpierw dla Żyda, potem dla Greka” (Rz 1, 16).
Jeśli jednak żadnej „mocy z góry” nie należy się spodziewać, to cóż nam pozostało, poza aprobującym komentowaniem aktualnego stanu życia społecznego? Stąd bierze się rezygnacja wobec „ducha tego świata”, stąd pochodzi pogoń za ciągle uciekającymi najnowszymi modami ideologicznych salonów. Złudna to nadzieja, że w ten sposób idzie się za prowadzeniem Ducha Świętego. Nic bardziej mylnego:
„Dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna. A ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą. Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka” (Rz 8, 7-9).
2. „Dał im moc, aby się stali dziećmi Bożymi” (por. J 1, 12)
Zacytowane powyżej fragmenty Pisma św. pochodzą z listów św. Pawła. Brzmią surowo, zdecydowanie i radykalnie. A przecież w tekstach tego samego Apostoła wyjątkowo liczne są także wzmianki o doznanym przez niego Bożym miłosierdziu. Jaki więc klucz miał w ręku św. Paweł, który pozwalał mu właściwie zrozumieć bezmiar Bożego miłosierdzia?
Prześledzimy w głównych zarysach sposób użycie słowa „miłosierdzie” przez św. Pawła. W jego ustach i na kartach jego listów okazuje się ono dokładnym przeciwieństwem pseudo-miłosiernej rezygnacji wobec ducha tego świata albo bezsilnego życzenia bezkonfliktowego życia za wszelką cenę czy też wreszcie bezproduktywnego komentowania rzeczywistości, na którą i tak nie mielibyśmy specjalnego wpływu. Apostoł miał dostęp do źródła energii duchowej zwanej miłosierdziem, zgodnie ze słowem Ewangelii: „Wszystkim tym jednak, którzy przyjęli [Słowo], dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego” (J 1, 12).
2.1 „pierwszy spośród grzeszników” (por. 1 Tm 1, 15)
Cóż do za dostęp do mocy i jaki jest do niego klucz? Wstępem do wyjaśnienia tej tajemnicy jest wyznanie starszego już i doświadczonego Apostoła, który tak oto podsumował swoje życie pisząc do młodszego ucznia:
„Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą dla życia wiecznego” (1 Tm 1, 15-16).
Akt udzielenia przez Boga miłosierdzia nie jest bynajmniej równoznaczny z jakimś dobrotliwy zaakceptowaniem negatywnego stanu grzesznika, ani z brakiem oceny moralnej. Dawny Szaweł został osądzony – ale nie sądem potępienia, tylko sądem wyzwalającego i przemieniającego życie miłosierdzia: „miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (Jk 2, 13). Dlatego obdarzenie miłosierdziem Bożym jest aktem udzielenia mocy:
„Dzięki składam Temu, który mnie przyoblekł mocą, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę. Dostąpiłem jednak miłosierdzia” (1 Tm 1, 12-13)
Miłosierdzie polega nie na zobojętniałej akceptacji aktualnego (i mizernego) stanu grzesznika, ale na wydobyciu go z grzechu (co oczywiście wiąże się też z obdarzeniem go przebaczeniem). Skoro jest to dar w najwyższym stopniu niezasłużony, to Apostoł czuje się wobec niego jak „płód poroniony” (por. 1 Kor 15, 8). Św. Paweł jako osoba doświadczająca łaski przejęty jest do głębi serca tym, że na miłosierdzie nie zasługuje. W znanych słowach Listu do Efezjan przemawia z głębi własnych, osobistych wspomnień, głosząc że doświadczenie miłosierdzia to spotkanie łaski na dnie ludzkiej słabości:
„Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Ef 2, 8-9).
Początkiem miłosierdzia było to, że Pan sam wyszedł mu naprzeciw: nie do świętego Pawła, ale do nieświętego Szawła (por. Dz 9, 1n). Drugim stopniem miłosierdzia było uwolnienie z postrzegania świata przez pryzmat oczu faryzeusza („Szaweł podniósł się z ziemi, a kiedy otworzył oczy, nic nie widział” – Dz 9, 8-9). Stopniem trzecim było zaś odzyskanie na nowo wzroku – tym razem już przez darowane mu „nowe oczy”: „[Niech Bóg da] wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły” (Ef 1, 18-19). Widzimy wyraźnie, że współczesne rozumienie miłosierdzia jako rodzaj słabości i bezradności wobec ludzkiego grzechu jest sprzeczne z fundamentalnym doświadczeniem Nowego Testamentu. Chrystus nie tylko coś zabiera Szawłowi (mianowicie jego destruktywne życie), ale i daje mu coś - misję: „Wybrałem sobie tego człowieka za narzędzie. On zaniesie imię moje do pogan i królów, i do synów Izraela” (Dz 9, 15).
3. „Jego miłosierdzie na pokolenia i pokolenia” (Łk 1, 50)
Jaka jest więc biblijna dynamika miłosierdzia? Ten Boży dar kieruje się do każdego, niezależnie od tego, czy jest złym, czy dobrym człowiekiem, czy jego życie zasługuje na pochwałę czy naganę. W tym sensie jest dokładnym przeciwieństwem oczekiwań faryzeuszy, których stać jedynie na zawistne narzekanie: „Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą” (Łk 7, 39). Ale jednocześnie musimy pamiętać, że ten Boży dar udzielany jest w bardzo konkretnym celu, mianowicie przemiany życia:
„Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. A takimi byli niektórzy z was. Lecz zostaliście obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni” (1 Kor 6, 9-11).
Dar chrześcijańskiej świętości jest więc nie tylko dla tych, którzy już dziś są ‘czyści’, oddzieleni od grzeszników (hebrajskie słowo pharushim, 'oddzieleni' to źródło nazwy 'faryzeusz'). Ten dar jest dla każdego: każdy ma szansę! I otrzymywany jest nie dzięki naszym ludzkim siłom, ale dzięki łasce: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał? ” (1 Kor 4, 7).
3.1 „Z urodzenia zasługujący na gniew Boży”
Spotykamy się dziś czasem z tezą o konieczności akceptowania dowolnych zachowań, na przykład seksualnych, gdyż – choć są obiektywnie nieuporządkowane – to mogą wynikać z wrodzonych skłonności. A skoro tak, argumentuje się wtedy, to jako niezależne od woli człowieka powinny być po prostu zaakceptowane. Wydaje się jednak, że takie rozumowanie wynika z niezrozumienia podstawowych intuicji Nowego Testamentu. Zwłaszcza św. Paweł z naciskiem podkreślał, że wszyscy urodziliśmy się z jakimiś skłonnościami przeciwnymi planowi Bożemu:
„Wszyscy niegdyś postępowaliśmy według żądz naszego ciała, spełniając zachcianki ciała i myśli zdrożnych. I byliśmy potomstwem z natury zasługującym na gniew, jak i wszyscy inni. A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni” (Rz 2, 3-5),
I to właśnie jest najwyższym wyrazem miłosierdzia Bożego: „z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym” (Tt 3, 4-5).
Powróćmy do naszego przykładu odwołującego się do życia bocianów. Kiedy co roku pokonują wielką przestrzeń lecąc z Afryki do Europy, wiele z nich zatrzymuje się po drodze w Galilei. Można je tam zobaczyć w marcu i kwietniu: zamiast z wysiłkiem machać swoimi niezgrabnymi skrzydłami spokojnie szybują wtedy krążąc nad rozgrzaną słońcem ziemią. Gorące powietrze tworzy tam o tej porze roku komin termiczny i wraz z powietrzem wędrują do góry – bez wysiłku – te wielkie ptaki. Powietrze samo je wznosi, najpierw sto metrów w górę, potem dwieście… Krążą coraz wyżej, a kiedy nabiorą odpowiedniej wysokości odlatują na północ. Nie machając skrzydłami – szybują i lecą: na skrzydłach wiatru. Czyż nie tak czytamy w psalmie?
„Za rydwan masz obłoki, przechadzasz się na skrzydłach wiatru.
Jako swych posłów używasz wichry” (por. Ps 104, 3-4).
Czyż człowiek potrzebujący miłosierdzia nie jest podobny do tych bocianów? Czasem niezgrabny, niezdarnie podskakuje na łące życia, a jeśli uda mu się wznieść w górę, to za cenę ogromnego wysiłku i strasznego zmęczenia? Czyż nie mówi po krótkim czasie, że czuje się 'wypalony'? A innym razem jakby szybował, z satysfakcją wypełniając swoje powołanie i z radością służąc Bogu oraz braciom i siostrom? Skąd ta różnica? Posłuchajmy papieża Franciszka z adhortacji Evangelii gaudium:
„Odnowione głoszenie daje wierzącym […] nową radość wiary […]. Przecież […] istota jest zawsze ta sama: Bóg, który objawił swoją ogromną miłość w Chrystusie umarłym i zmartwychwstałym. On czyni swoich wiernych zawsze nowymi: […] «odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły» (Iz 40, 31)” (EG, 11).
Co to za skrzydła? Papież Franciszek razem z Benedyktem XVI wskazali na to w encyklice Lumen fidei: „Duch Święty oświeca drogę przyszłości i sprawia, że rosną w nas skrzydła nadziei, byśmy przemierzali tę drogę z radością” (LF, 7).
3.2 papieski paradygmat: miserando atque eligendo
Skoro odwołaliśmy się już do nauczania papieża Franciszka, to przypomnijmy jego papieskie motto: miserando atque eligendo. To łacińskie wyrażenie opisuje, co przydarzyło się niegdyś celnikowi Lewiemu, którego Jezus „ujrzał siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» ” (Mt 9, 9-13). To spotkanie obejmuje aż dwa aspekty miłosierdzia. Aspekt pierwszy to fakt niezrażenie się wykonywaniem przez celnika tak pogardzanego podówczas zawodu, jakim była funkcja poborcy podatków. Aspekt drugi to dar, który idzie zaraz za tym pierwszym: jest to powołanie. Miłosierdzie, które pozostawiłoby celnika w jego celnej komorze byłoby okazaniem dobrotliwej bezsiły, byłoby pseudo-miłosierdziem o czysto ludzkich wymiarach. Miłosierdzie Jezusa to o wiele więcej: udziela mocy do zmiany życia i zaprasza do stania się apostołem Bożego miłosierdzia.
[2016]



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.