czwartek, 11 sierpnia 2011

Ruchy religijne — dar czy kłopot?

 

bp Andrzej Siemieniewski 

 

Wykład w ramach XLI Wrocławskich Dni Duszpasterskich: Kościół naszym domem? 

Ruchy religijne — dar czy kłopot?

 

Tytuł refleksji Kościół naszym domem? — opatrzono znakiem zapytania, w ten sposób zostaliśmy zaproszeni do szukania odpowiedzi. Odpowiedź fundamentalną i ponadczasową znamy już od dwudziestu wieków:

 

„Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga: wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha” (Ef 2,21-22).

 

„Domownicy Boga”, a więc wraz z Nim mieszkający w jednym domu — w Kościele. To w eklezjalnej wspólnocie zaczyna się spełniać proroctwo Apokalipsy: „Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi” (Ap 21,3). Ale program czterdziestych pierwszych Wrocławskich Dni Duszpasterskich podpowiada nam konieczność wcielenia tej biblijnej prawdy w nasze życie. Ma nam w tym pomóc hasło „ruchy religijne” czy „ruchy odnowy Kościoła”. Ale znowu, nie tylko ze znakiem zapytania, lecz nawet z postawieniem nas na rozstajnych drogach: ruchy eklezjalne są darem czy może raczej kłopotem dla Kościoła? Kościoła, który w wizji Pana Jezusa z całą pewnością ma być domem: „mój dom będzie zwany domem modlitwy dla wszystkich narodów” (Iz 56,7; por. Mt 21,13; Mk 11,17; Łk 19,46).

1. Eklezjalni marzyciele

„Kościół naszym domem” — brzmi to ładnie, ale czy nie jest to mrzonka? Ein Traum von Kirche[1] Marzenie o Kościele — tak brzmiał tytuł książki wydanej kilkanaście lat temu w Niemczech. O Kościele można oczywiście marzyć: wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie idealną wspólnotę ludzi pełnych wszelkich zalet i cnót. Zapraszam jednak do innej postawy: do otwarcia oczu i zajrzenia do innej książki o Kościele, i to najstarszej ze wszystkich na ten temat. Co to za dzieło? Tak, nie mylimy się: pierwsza i najbardziej podstawowa książka na ten temat to Nowy Testament. Czy w Biblii znajdziemy nierealistyczne marzenia na temat Kościoła? Owszem, jak najbardziej!

Marzycielem okazuje się na przykład Piotr: „Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć” (Łk 22,33); „choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię” (Mt 26,33). Marzycielami okazują się jego apostolscy towarzysze: „choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie” (Mk 14,31). Wśród uczniów Pana Jezusa marzycieli nie brakowało.

Tylko On jeden okazał się realistą: „Powiadam ci, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że mnie znasz” (Łk 22,34). Jeden, który wiedział, że na duchową ucztę Kościoła przyjdą najróżniejsi: „wyjdźcie na opłotki i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie” (Mt 22,9). Głównym atutem Kościoła okazują się nie tyle idealni biesiadnicy, co raczej Gospodarz uczty. A biesiadnicy? Ci święci, owszem, są pociągającym przykładem: podczas XXVI Światowych Dni Młodzieży w Madrycie w sierpniu 2011 rozmawiałem z duszpasterzem z jednego z arabskich krajów, gdzie dominują muzułmanie. Powiedział mi: jeśli wyznawców islamu coś interesuje w Kościele, to święci bohaterowie wiary; fascynuje ich styl bycia, niezwykła odmienność w stosunku do tego, co spotyka się zwykle w życiu.

Ale co z większością biesiadników uczty Pana Jezusa: mniej świętych, albo całkiem nieświętych, takich jak my?

2. Dar bywa kłopotliwy

W niedzielę 21 sierpnia 2011 po południu, po zakończeniu uroczystości Dni Młodzieży w Madrycie, papież opuścił już stolicę Hiszpanii. Zajrzałem wtedy do katedry de la Almudena i wracałem powoli do siedziby biskupów, do akademika uniwersytetu Francisco de Vitoria na przedmieściach. Byłem pewny, że wybrałem właściwy autobus, ale musiałem coś pomylić: w połowie drogi okazało się, że trzeba wysiąść i czekać pół godziny na właściwy kurs. Co dziwne, ten sam błąd popełniła grupa uczniów, licealistów z Meksyku. I gdy tylko znaleźliśmy się na przystanku, zaczęli rozmowę: o Polsce, o Kościele, o papieżu Benedykcie, o Światowych Dniach Młodzieży. Aż nagle jedna z uczennic zapytała: „My jesteśmy z ruchu Regnum Christi. Czy słyszał ksiądz o nas?”.

Niestety słyszałem: na kilka lat przed śmiercią założyciela tego ruchu (w 2008 roku) wybuchł skandal. Mający dawać przykład duszpasterz okazał się obyczajowym skandalistą i finansowym malwersantem. Papież Benedykt odsunął go od wszelkiej aktywności kapłańskiej i wysłał na przymusowy pobyt milczenia. I oto meksykańska licealistka na przystanku autobusowym w Madrycie pyta mnie wobec grona swoich koleżanek ze szkoły: „Co mamy zrobić z tym faktem? Czego oczekuje od nas Pan Jezus?”.

Przyszła mi tylko jedna odpowiedź do głowy: czytajcie Nowy Testament! Tam jest o zdradzie Judasza i o zaparciu się Piotra. Każdy, kto zostawał chrześcijaninem w pierwszym wieku edukował się na takich przykładach. Po co? Aby wiedzieć, na kogo można liczyć w Kościele na sto procent: na Jezusa Chrystusa, „który przyszedł zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy” — to z kolei doświadczenie duchowe byłego Szawła (1 Tm 1,15).

Ta scena z życia pokazuje nam: dar ruchów odnowy Kościoła bywa kłopotliwy i nieidealny. Tak samo jak kłopotliwi i nieidealni byli apostołowie. Ale czy ruchy są tylko kłopotem? 

3. Kłopot bywa obdarowaniem 

Nieoczekiwaną odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć na ukraińskiej katolickiej stronie internetowej Credo — Католицький часопис. Pod koniec lipca pojawił się tam wpis: „дуже добре, що поляки мають відкриті серця і приїжджають до нас[2] („bardzo dobrze, że Polacy mają otwarte serca i przyjeżdżają do nas”). Był to komentarz internauty do wydarzenia opisanego nieco wcześniej w ukraińskim tygodniku ukazującym się w Koziatyniu, miasteczku w obwodzie winnickim niedaleko Berdyczowa: „Козятин відвідала вроцлавска спільнота Халлілу Ях[3] („Koziatyń odwiedziła wrocławska wspólnota Hallelu Jah”). W dalekim Koziatyniu ktoś jak najbardziej pozytywnie rozstrzygnął dylemat „dar czy kłopot” na podstawie swojego osobistego doświadczenia. Kilkanaście osób zaangażowanych we wspólnotę jednego z wrocławskich ruchów odnowy Kościoła przez tydzień zasiewało ziarno przyjaźni między gośćmi z Polski i mieszkańcami środkowej Ukrainy, aby ułatwić wzajemne dzielenie się wiarą w codziennej Eucharystii, w zajęciach chrześcijańskiej świetlicy dla dzieci z bloków sąsiadujących z kościołem, w wieczornych nabożeństwach modlitewnych i ewangelizacyjnych wieczornych wypadach na miasto. I ewidentnie zostało to odebrane jako dar przez miejscowych Ukraińców. 

Tydzień później znalazłem się w Raciborzu. W rozmowie z osobą zaangażowaną w codzienne życie parafii usłyszałem o wielu problemach, jakie wynikły wokół miejscowej wspólnoty, która wyrosła wprawdzie przy katolickiej parafii, ale później obrała drogę prowadzącą ją do konfliktu z duszpasterzami. Więcej niż o darze, usłyszałem wtedy o kłopocie. 

Jak się okazuje, by dotrzeć do fundamentu, odpowiedź na pytanie o miejsce wspólnot w Kościele wymaga głębszej refleksji. Niech pomogą nam słowa bł. Jana Pawła II, który przed prawie dwudziestu laty uczył w orędziu skierowanym do polskiej Rady Ruchów w 1994 roku: 

 

„Niezwykły rozkwit ruchów i stowarzyszeń katolików świeckich w Kościele jest jednym z wielkich znaków czasu, który trzeba ciągle na nowo odczytywać. […]. Jest to dar Ducha Świętego dla Kościoła w naszych czasach, którego nie wolno zmarnować. Dzisiaj odnowa Kościoła przebiega w znacznej mierze tą właśnie drogą […]. Otwarło się dla Kościoła bardzo ważne i nowe poniekąd pole działania. Trzeba w tej dziedzinie nadrabiać wiele zaległości, trzeba się wiele uczyć i zdobywać nowe doświadczenia, a dotyczy to nie tylko świeckich, ale także duszpasterzy”[4].

                

Szczególnie godne podkreślenia wydają się w tych słowach zwłaszcza dwa sformułowania: po pierwsze, „rozkwit ruchów to znak czasu, który trzeba wciąż na nowo odczytywać”; po drugie zaś „w tej dziedzinie trzeba się wiele uczyć”. Nasze dzisiejsze spotkanie w ramach Wrocławskich Dni Duszpasterskich to dowód, że tę naukę pragniemy podjąć.

            4. Więcej niż liczby

Wprawdzie liczby nie są najważniejsze, ale bywają pomocne. Jak donosiła Katolicka Agencja Informacyjna, dwieście tysięcy osób wzięło udział 22 sierpnia 2011 wieczorem w spotkaniu powołaniowym Drogi Neokatechumenalnej w Madrycie, bezpośrednio po zakończeniu tam pobytu papieża Benedykta XVI[5]. Oznacza to, że kilkanaście procent wszystkich uczestników tegorocznego Dnia Młodzieży przyjechało w ramach tego jednego ruchu. Czy przybyliby bez jego organizacyjnej pomocy? Można wątpić. Uczestników innych ruchów aż tak dokładnie nie liczono w Madrycie, ale łatwo było zauważyć, że i ich nie brakuje. W sumie cykliczne spotkania młodzieży z Ojcem Świętym okazują się w znacznej mierze spotkaniami z ruchami odnowy Kościoła.

Nie samymi liczbami się jednak fascynujemy. W piątek 19 sierpnia 2011 przed południem poszedłem do wspaniałego madryckiego parku Parque del Buen Ritiro. Na jednym z trawników pośród sosen zaczęła się akurat katecheza dla neokatechumenalnej grupy pochodzącej z Brazylii, ale katechezę głoszono (na szczęście dla mnie) po hiszpańsku. Oto co zapisałem sobie pod madrycką sosną:

- „Bóg nie posłał nas do Madrytu, abyśmy sobie pośpiewali, ale byśmy ewangelizowali!”

- „Droga Kościoła to droga papieża!”

W wielu krajach rzadko przypomina się o tak fundamentalnych zadaniach młodych świeckich katolików i o tym, gdzie wspólnota katolicka ma szukać ośrodka swojej tożsamości.

Duża część tej katechezy poświęcona była roli demona. W naszych czasach jedni katolicy w ogóle zapomnieli o jego istnieniu, inni mówią wiele o jego działalności, ale kulminację jego zakusów widzą w gabinetach akupunktury lub w księgarniach sprzedających siedem tomów sagi o Harrym Potterze, co nie sprawia zbyt poważnego wrażenia. Temu, co usłyszeli w swojej katechezie brazylijscy neokatechumeni, powagi nie zabrakło. Zarysowany przez katechistę demoniczny plan destrukcji Europy to zmiana definicji rodziny przez prawną sankcję dla małżeństw homoseksualnych, ale także prezentacja ludzkiego cierpienia jako czegoś bezsensownego, co prowadzi tylko do rozpaczy.

Ruchy eklezjalne mają odwagę przypominać prawdy Ewangelii niekiedy zapominane w chrześcijańskiej codzienności: konieczność Kościoła do zbawienia, niezbędność wiary do bycia w Kościele, konieczność głoszenia słowa dla wzbudzenia wiary i dostosowania życia do wyznawanej wiary i to w takiej formie, jak pragnie tego ten Kościół, którego ojcem duchownym jest papież Benedykt XVI. Taki jest sens najpopularniejszego okrzyku madryckich Dni 2011: Esta es la juventud del Papa… — To jest młodzież papieża!

            Czy jest to możliwe tylko zagranicą? Niekoniecznie. Oto kilka przykładów, których byłem świadkiem w tym roku w Polsce:

 

- Pierwszy tydzień lipca 2011, w Rewalu na Pomorzu Szczecińskim wspólnota Hallelu Jah organizuje letnie rekolekcje dla 300 osób. Po odpowiednim przygotowaniu parafian pewnego wieczoru w kościele parafialnym zaczyna się animowana przez wspólnotę noc Słowa Bożego: od wtorkowej Mszy wieczornej do środowej Mszy porannej kilkunastominutowe lektury fragmentów Nowego Testamentu przeplatane adoracją i śpiewem.

 

- Drugi tydzień lipca: w Tylmanowej koło Krościenka pięćdziesięciu dolnośląskich uczniów, uczestników oazy Ruchu Światło-Życie formuje się w podstawach życia wiary.

 

- Niedługo potem półtora tysiąca członków Ruchu Rodzin Nazaretańskich w podhalańskim Ludźmierzu przeżywa swój dzień wspólnoty. To zapewne modelowy przykład balansowania między „darem” i „kłopotem”. Pamiętamy list kard. K. Nycza z 2009 roku, w którym zalecił całościową reformę tej wspólnoty dla rozwiązania kryzysu doktrynalnego i duszpasterskiego, jaki się tam pojawił. Ale dzisiejsza sytuacja napawa optymizmem i wiele osób może zaświadczyć o ocaleniu ich duchowego życia właśnie w Ruchu.

 

- Następnie, wspomniana już ukraińska wyprawa wspólnoty Halelu Jah, z której teraz wymienię kolejne szczegóły. Kiedy wracałem z Koziatynia przez kolejne parafie i klasztory, zatrzymałem się przy tablicy z ogłoszeniami duszpasterskimi w Żytomierzu. Czego dowiedziałem się z ogłoszeń? W otoczeniu ludności prawosławnej, a częściej religijnie obojętnej, niewielka mniejszość rzymsko-katolicka zbiera się w swoich świątyniach, do których zaprasza się także na spotkania Ruchu Rodzin Nazaretańskich, rekolekcji Domowego Kościoła czy katechez wspólnot neokatechumenalnych.

 

- Koniec lipca: w podkrakowskich Liszkach spotykają się przedstawiciele międzynarodowej sieci wspólnot charyzmatycznych Miecz Ducha (z Irlandii, USA, Niemiec, Austrii) wraz z kilkuset polskimi członkami wspólnoty Miasto na górze. To kolejne oblicze ruchów odnowy jako daru: umożliwiają przeżywanie katolickości Kościoła w częstym kontakcie z wierzącymi z innych krajów czy nawet kontynentów. Ten aspekt wiary siłą rzeczy rzadko dochodzi do głosu w tradycyjnym duszpasterstwie parafialnym.

 

- Początek sierpnia to rekolekcje organizowane w Karkonoszach przez wrocławską wspólnotę charyzmatyczną Benedictus. Wspólnota animuje czas letniego wypoczynku nie tylko dla „swoich”, ale całkiem zwyczajnie dla parafian zaproszonych po prostu przez niedzielne ogłoszenia duszpasterskie.

 

- Połowa sierpnia to XXVI Światowy Dzień Młodzieży – Madryt. Tu nie trzeba wielu wyjaśnień, gdyż przez transmisje czy reportaże wielu z nas uczestniczyło na bieżąco w tej potężnej manifestacji nadziei dla Europy.

 

- Koniec sierpnia to już Wrocław: kościół św. Augustyna i konferencja dla bardzo licznych w tej parafii wspólnot. Liderzy, animatorzy, zelatorki debatowali na temat Soborowej wizji parafii jako wspólnoty wspólnot.

 

            Tych wydarzeń byłem osobiście świadkiem podczas tegorocznych wakacji. Życiowe fakty są zapewne bardziej przekonującą odpowiedzią na pytanie „dar czy kłopot?” niż teoretyczne dywagacje. Tak, zapewne kłopot: ale jest to kłopot wynikający z wartkiego życia, tak jak dobra i liczna rodzina ma wiele kłopotów właśnie dlatego, że jej codzienność jest pełna dynamizmu, aktywności i pomysłów.

           5. Parafia w adhortacji Verbum Domini

Odrywając zaś wzrok od bieżącego doświadczenia życia, zauważymy zachętę do refleksji nad eklezjalnymi ruchami ze strony dokumentów Kościoła. W adhortacji Verbum Domini papieża Benedykta XVI (2010 r.) znajdziemy kilkakrotne wspomnienie o roli parafii w tym właśnie kontekście. Jest tam więc i zachęta do wspólnotowego sprawowania sakramentu chorych w parafiach (VD, 61), i podobne zalecenie odnoszące się do Liturgii Godzin (VD, 62). Jakże przejmująco brzmi apel „o zweryfikowanie, czy zwyczajna działalność naszych wspólnot chrześcijańskich, w parafiach, w stowarzyszeniach i ruchach rzeczywiście ma na celu osobiste spotkanie z Chrystusem, objawiającym się nam w swoim słowie” i podpowiedź, że można to najlepiej zrealizować przez „powstawanie licznych małych wspólnot «składających się z rodzin, zakorzenionych w parafiach albo związanych z różnymi ruchami kościelnymi i nowymi wspólnotami», które szerzyłyby formację, modlitwę i poznawanie Biblii według wiary Kościoła” (VD, 73).

W swoim wywiadzie-komentarzu do papieskiej adhortacji[6] Kiko Argüello, hiszpański założyciel Drogi Neokatechumenalnej, zwrócił uwagę w kwietniu 2011 roku na ten oto istotny punkt dokumentu Verbum Domini: „misja głoszenia słowa Bożego jest zadaniem wszystkich uczniów Jezusa Chrystusa wynikającym z ich chrztu. […] Trzeba rozbudzić tę świadomość w każdej rodzinie, parafii, wspólnocie, stowarzyszeniu i ruchu kościelnym” (VD, 94).

To bardzo pouczający wywiad. Kiko przypomniał w nim, że Kościół jest posłany do świata, a nas ma to doprowadzić do pytania, czy każdy z nas osobiście już przyjął to zadanie. Nie jest to jakiś dodatek do tożsamości chrześcijanina, który można by potraktować jako hobby dla szczególnie gorliwych, ale raczej coś, co wchodzi w samą istotę chrześcijańskiej wizji osoby. Założyciel neokatechumenatu podkreślił, że greckie korzenie słowa „osoba” pochodzą z tradycji starożytnego dramatu greckiego: persona to pierwotnie określenie roli, jaką aktor miał do odegrania w teatralnej sztuce. Było to zadanie przeznaczone tylko dla niego i nadającego sens jego pojawieniu się na scenie: będzie grał króla albo bohaterską siostrę, albo poetę. A kiedy człowiek oddzieli się od Boga, traci swoją osobę: nie wie już, jaką ma rolę w życiu, po co został stworzony; jednym słowem — jaka jest jego misja, jego życiowa persona.

Wizja parafii jako żywego Kościoła, jako jednej wspólnoty łączącej wiele pomniejszych wspólnot okazuje się więc niezbędna dla pojmowania człowieka jako osoby, jako podmiotu historii z życiową misją. Dodajmy tu skojarzenie: nieprzypadkowo jeden z protestanckich ruchów ewangelizacyjnych przełomu XX i XXI wieku nosił nazwę Youth with a MissionMłodzież z misją.

Jak budować taką parafialną wspólnotę rozmaitych ruchów? W odpowiedzi na to pytanie Kiko Argüello stwierdza: potrzebujemy cudu. A „prawdziwy cud to Kościół, wspólnota miłości” (il vero miracolo e’ la Chiesa, una unione dell’amore). Chodzi tu nie o ideę Kościoła, ani nie tylko o przykłady świętości z minionych wieków lub odległych kontynentów. Albo parafia katolicka staje się tym cudem, albo nie ma siły przyciągania do Chrystusa i skutecznego głoszenia Dobrej Nowiny. Stanie się wtedy tylko środkiem obsługi religijnych potrzeb ludności, w takiej sytuacji zresztą, potrzeb stopniowo zanikających.

6. Promienie Słowa Bożego

Każdy święty jest jakby promieniem światła wychodzącym ze słowa Bożego” (VD, 48), napisał papież Benedykt w adhortacji Verbum Domini. Przez analogię możemy to odnieść także do ruchów i wspólnot w parafii: każda jest jednym z promieni blasku, który wyszedł z bogactwa słowa.

Izaak Newton prowadził niegdyś badania nad rozszczepieniem słonecznego światła na wiele kolorów i nad ponownym ich łączeniem w pierwotny promień. Parafia jest podobnym laboratorium, tyle że duchowym: jedyne światło Bożego Objawienia rozszczepia się tu na bogatą paletę duchowych barw i modlitewnych kolorów.

Istnieje oczywiście pewne niebezpieczeństwo: tak silne zafascynowanie moją grupą, moją duchowością, moją drogą, że zacznę uważać, że wyczerpuje ona już całe bogactwo Kościoła. Nie nowe to niebezpieczeństwo. Czyż św. Paweł nie musiał napominać: „Każdy z was mówi: ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja Kefasa, a ja Chrystusa: czyż Chrystus jest podzielony?” (1 Kor 1,12-13).

Niech przykładem integrowania poszczególnych charyzmatów wspólnot i ruchów będzie niedawne zgromadzenie przedstawicieli światowej młodzieży katolickiej w Madrycie. Choć z tak wielu nurtów duchowych pochodzili, to przecież w papieskiej Eucharystii na plan pierwszy wysunęła się jedność. Wobec ołtarza umilkły różnice i odmienności dróg prowadzących do ofiary Pańskiej, a zabrzmiała jedność: „Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest” (Ef 4,5). To, co przeżywał Kościół powszechny w sierpniowych dniach 2011 roku w Hiszpanii, niech wcieli się w lokalny Kościół naszych parafii i naszej diecezji:

 

„Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga: wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha” (Ef 2,21-22).



[1] Ludger Hohn-Morisch, Ein Traum von Kirche, Freiburg 1998.

[2] http://www.credo-ua.org/2011/07/48330 (3 VIII 2011).

[3] http://www.kazatin.com, 28 VII 2011, s. 8.

[4] Jan Paweł II, Orędzie Ojca Świętego Jana Pawła II do uczestników I Kongresu Ruchów Katolickich, Warszawa, czerwiec 1994 (Watykan, 31 V 1994), http://www.kongresruchow.pl/modules/artykuly/article.php?articleid=100 (13 XI 2010).

[5] 25 tysięcy kapłanów do ewangelizacji Chin, http://ekai.pl/wspolnoty/droga-neokatechumenalna/x45130/tysiecy-kaplanow-do-ewangelizacji-chin (29 VIII 2011).

[6] Kiko Arguello, Wywiad dla włoskiego Radio Maria z dnia 18 kwietnia 2011, http://www.webalice.it/gregorio.rizzo (5 VIII 2011). 

 

[2011]  

 

 

 

niedziela, 7 sierpnia 2011

Ruchy odnowy Kościoła a parafia w dokumentach Kościoła

bp Andrzej Siemieniewski 

 

Ruchy odnowy Kościoła a parafia w dokumentach Kościoła

 

Prezentacja wizji parafii i miejsca w niej ruchów w dokumentach Kościoła to zadanie nadzwyczaj wymagające. Wiemy oczywiście, gdzie skończyć przegląd takich tekstów: na dokumentach najnowszych, a więc zapewne na adhortacji Verbum Domini papieża Benedykta XVI. Trudniej powiedzieć, od którego dokumentu zacząć. Od papieża Jana Pawła II? Od Soboru Watykańskiego II? Od Soboru Trydenckiego? Niech więc ten początek stanowi Pismo św. i niech ono wraz z papieską adhortacją będzie inspiracją dla naszego spotkania.

  

         1. Nowotestamentowa parafia

W najgłębszym tego słowa znaczeniu pierwotnymi dokumentami Kościoła są przecież księgi Nowego Testamentu. Powstały one z doświadczenia żywego Kościoła, są zapisem wiary pierwszych chrześcijan i jednocześnie od samego początku były pomyślane jako zobowiązujący materiał formacyjny dla następnych pokoleń. Pomyślane, dodajmy, nie tylko przez ich ludzkich autorów, ale na pierwszym miejscu przez samego Boga, przez Ducha Świętego. Natchnienie Ducha to specjalne Boże działanie towarzyszące zarówno procesowi powstawania świętych ksiąg, jak też i historii ich odczytywania w Kościele (nazywamy to Tradycją Kościoła).

         Jaka więc wizja parafii wyłania się z Biblii? Słowo „parafia” wywodzi się etymologicznie od greckiego wyrazu paroikia   i na nasze szczęście znajdziemy to słowo z Nowym Testamencie: „Bóg tego ludu izraelskiego wybrał ojców naszych i wywyższył lud na obczyźnie (παροικία) w ziemi egipskiej i wyprowadził go z niej mocnym ramieniem” (Dz 13,17). Występująca tu po polsku „obczyzna” to właśnie paroikia, miejsce zamieszkania ludu Bożego pośród obcego narodu. Podobne znaczenie ma to słowa w liście Piotra: „w bojaźni spędzajcie czas swojego pobytu (τῆς παροικίας) na obczyźnie” (1 P 1,17).

         Przystosowując te teksty do naszych czasów możemy doszukać się najgłębszych treści tej wspólnoty, którą nazywamy po polsku parafią: jest duchowym miejsce zamieszkania dla ludzi wierzących w Chrystusa; jest miejscem pozwalającym być uczniem Chrystusa nawet w kulturowym otoczeniu myślącym zupełnie inaczej, które wtedy staje się ową biblijną „obczyzną” i „ziemią egipską”.

W warunkach wrocławskich może nam umknąć z pola widzenia ten aspekt parafii jako przystani duchowej, jako arki Noego ratującej od kompletnego zatopienia się w bezmiarze niechrześcijańskiej kultury. Wszak w naszym mieście za parafian uważa się prawie wszystkich mieszkańców domów przy ulicach najbliższych świątyni. Być może lepiej dostrzeżemy to w zupełnie odmiennych warunkach duszpasterskich: w lipcu 2011 przebywałem w pewnym ukraińskim mieście liczącym sobie ponad 20 tys. mieszkańców, leżącym niedaleko Berdyczowa. Grupa katolików liczy tam 150 osób i dla nich pojęcie parafii znaczy coś zupełnie innego niż dla wrocławianina: to prawdziwa przystań dla „małej trzódki” (por. Łk 12,32) wśród większości ludzi religijnie obojętnych i oddalonych od jakichkolwiek praktyk religijnych.

         Ale czy to na Ukrainie czy w Polsce, czy pomiędzy ludnością przeważająco katolicką czy też w diasporze, najgłębszy, biblijny sens istnienia parafii pozostaje ten sam.  Bóg chce dać port, do którego może przybić okręt z poszukiwaczami prawdy życia. Chce im dać duchowy dom, wszak „nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2,19). Parafia ma też być miejscem duchowego wzrostu, ukoronowanego taką dojrzałością, aby chrześcijanin poczuł się gotowy do dzielenia się swoją wiarą z innymi, do ewangelizacji. 

 

         2. Parafia w adhortacji Verbum Domini

Nasze spojrzenie skierujemy teraz na drugi biegun czasowy powstawiania dokumentów Kościoła, na nasze dni. W adhortacji Verbum Domini papieża Benedykta XVI znajdziemy kilkakrotne wspomnienie o roli parafii. Jest tam więc i zachęta do wspólnotowego sprawowania sakramentu chorych w parafiach (VD, 61) i podobna zalecenie odnoszące się do Liturgii Godzin (VD, 62). Jakże przejmująco brzmi apel:

 

o zweryfikowanie, czy zwyczajna działalność naszych wspólnot chrześcijańskich, w parafiach, w stowarzyszeniach i ruchach rzeczywiście ma na celu osobiste spotkanie z Chrystusem, objawiającym się nam w swoim słowie

 

i podpowiedź, że można to najlepiej zrealizować przez

 

powstawanie licznych małych wspólnot «składających się z rodzin, zakorzenionych w parafiach albo związanych z różnymi ruchami kościelnymi i nowymi wspólnotami», które szerzyłyby formację, modlitwę i poznawanie Biblii według wiary Kościoła” (VD, 73).

 

Wizja parafii jako żywego Kościoła, jako jednej wspólnoty łączącej wiele pomniejszych wspólnot okazuje się niezbędne dla pojmowania człowieka jako osoby, jako podmiotu historii z życiową misją. Nieprzypadkowo jeden z (protestanckich) ruchów ewangelizacyjnych przełomu XX i XXI wieku nosił nazwę Youth with a MissionMłodzież z misją.

Jak budować taką parafialną wspólnotę? W swoim wywiadzie-komentarzu do papieskiej adhortacji[1] Kiko Arguello, hiszpański założyciel Drogi Neokatechumenalnej, przyznaje, że według relacji Nowego Testamentu u początków powstania wspólnoty chrześcijańskiej muszą stać cuda: płomienie Ducha Świętego i dar przemawiania językami obcych ludów; uzdrowienie chromego; wypędzenie demona – to warunki wiarygodności pierwotnej zachęty do wiary. Dlatego i dziś potrzebujemy cudu: „prawdziwy cud to Kościół, wspólnota miłości” (il vero miracolo e’ la Chiesa, una unione dell’amore). A chodzi tu nie o ideę Kościoła, ani nie tylko o przykłady świętości z minionych wieków lub odległych kontynentów; nie, albo tym cudem staje się parafia katolicka, albo nie ma siły przyciągania do Chrystusa, skutecznego głoszenia Dobrej Nowiny. Stanie się wtedy tylko środkiem obsługi religijnych potrzeb ludności, w takiej sytuacji zresztą, potrzeb stopniowo zanikających.

 

3. Promienie Słowa Bożego

Każdy święty jest jakby promieniem światła wychodzącym ze słowa Bożego” (VD, 48), napisał papież Benedykt w adhortacji Verbum Domini. Przez analogię możemy to odnieść także do ruchów i wspólnot w parafii: każda jest jednym z promieni blasku, który wyszedł z bogactwa Słowa.

Izaak Newton prowadził niegdyś badania nad rozszczepieniem słonecznego światła na wiele kolorów i nad ponownym ich łączeniem w pierwotny promień. Parafia jest podobnym laboratorium, tyle że duchowym: jedyne światło Bożego objawiania rozszczepia się tu na tak bogatą paletę duchowych barw i modlitewnych kolorów.

Istnieje oczywiście pewne niebezpieczeństwo: tak silne zafascynowanie moją grupą, moją duchowością, moją drogą, że zacznę uważać, że wyczerpuje ona już całe bogactwo Kościoła. Nie nowe to niebezpieczeństwo. Czyż św. Paweł nie musiał napominać: „Każdy z was mówi: ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja Kefasa, a ja Chrystusa: czyż Chrystus jest podzielony” (1 Kor 1, 12-13).

Niech przykładem integrowania poszczególnych charyzmatów wspólnot i ruchów będzie nam niedawne zgromadzenie przedstawicieli światowej młodzieży katolickiej w Madrycie. Choć z tak wielu nurtów duchowych pochodzili, to przecież w papieskiej Eucharystii na plan pierwszy wysunęła się jedność. Wobec ołtarza umilkły różnice i odmienności dróg prowadzących w ofiary Pańskiej, a zabrzmiała jedność: „Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest” (Ef 4,5). To co przeżywał Kościół powszechny w sierpniowych dniach 2011 roku w Hiszpanii, niech wcieli się w lokalny kościół naszych parafii i naszej wrocławskiej diecezji.


[1]  Kiko Arguello, wywiad dla włoskiego Radio Maria z dnia 18 kwietnia 2011, http://www.webalice.it/gregorio.rizzo/ (5 VIII 2011). 


[2011]



sobota, 6 sierpnia 2011

Jak zostać Apostołką, czyli feministyczna lektura Biblii w dawnych wiekach Kościoła

bp Andrzej Siemieniewski

 

Jak zostać Apostołką, czyli feministyczna lektura Biblii w dawnych wiekach Kościoła

 

„Obyś nie gardziła swoją płcią

i by mężczyźni nie pysznili się ze swojej!”[1].

 

Zacznijmy od pewnego fragmentu ostatniej adhortacji papieża Benedykta XVI. Jest ona poświęcona głównie słowu Bożemu spisanemu jako Pismo Święte, a w miejscu, które nas teraz szczególnie interesuje, zwraca uwagę na wyjątkową rolę kobiet w związku z tym tematem:

 

„Pragnę przedstawić to, co Synod przypomniał na temat zadania kobiet w odniesieniu do słowa Bożego. Wkład «kobiecego geniuszu» — jak nazwał go papież Jan Paweł II — w poznanie Pisma Świętego i w całe życie Kościoła jest dzisiaj większy niż w przeszłości i dotyczy również samych studiów biblijnych” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 85).

 

Dajmy się pociągnąć temu papieskiemu słowu, odkrywając przy okazji, że w tej samej adhortacji Benedykt XVI podaje nawet konkretny historyczny przykład studium Biblii wśród chrześcijańskich kobiet oraz wpływu Pisma Świętego na ich codzienne życie:

 

„św. Hieronim dawał rzymskiej matronie Lecie następujące rady co do wychowania córki: «Upewnij się, że codziennie uczy się jakiegoś fragmentu Pisma Świętego. Po modlitwie niech oddaje się czytaniu, a po czytaniu modlitwie. Niech zamiast klejnotów i szat jedwabnych umiłuje Boże Księgi»” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 72).

 

* * * * * * *

                       

a. Apostoł nauczany przez niewiastę

Św. Hieronim (345-420) nie ma najlepszej prasy wśród zwolenników równouprawnienia płci. Ten słynny biblista i ojciec Kościoła bywa przytaczany jako przykład negatywnego nastawienia Kościoła wobec kobiet. Może więc wydawać się dziwne, że to właśnie jego słowa przytacza papieski dokument. Jest jednak możliwe, że tej opinii o słynnym ojcu Kościoła z końca starożytności nie potwierdzają fakty. Może jest zwykłym stereotypem, jakich wiele?

Zacznijmy od listu Hieronima z roku 397, napisanego do Pryncypii[2]. Pierwsze, co nas zaskoczy, to rozmiar tego pisma: ma dwadzieścia pięć stron dzisiejszego druku i zawiera bardzo rzeczową odpowiedź na jej uprzedni list. Wydaje się, że jak na osobę odnoszącą się z niechęcią do kobiet jest to zaskakująco dużo. Taki list pisze się przecież pół dnia. Drugie zaskoczenie to treść tej korespondencji: w całości jest poświęcona skomplikowanym naukowym problemom egzegezy biblijnej, na przykład takim zagadnieniom jak to, który łaciński przypadek najlepiej pasuje w tłumaczeniu pewnego hebrajskiego słowa w świetle jego greckich odpowiedników[3]. Taki list pisze się przecież do osób żywo zainteresowanych specjalistyczną wiedzą naukową. A trzecie zaskoczenie to zdanie rozpoczynające list: „Wielu gani mnie za to, że czasami piszę do niewiast i w ten sposób daję pierwszeństwo płci słabszej przed mężczyznami (fragiliorem sexum maribus praeferam)”. Hieronim dodał następującą ostrą odpowiedź owym krytykom: „Gdyby mężczyźni zapytywali mnie w sprawach Pisma Świętego, to nie mówiłbym do kobiet”[4]. Jak widać, trudniej mu było doszukać się wśród mężczyzn takiego zainteresowania intelektualną stroną wiary.

Potem zaś, jak przystało na ojca Kościoła, a do tego słynnego egzegetę Pisma Świętego, zaprezentował swojej korespondentce próbkę prawdziwie feministycznej lektury Biblii. W jakim znaczeniu tego słowa? Oczywiście nie można tu mówić o współczesnym znaczeniu tego terminu, skoro dziś feminizm oznacza sprecyzowaną postawę ideologiczną, o której ani w starożytności, ani w średniowieczu nie mogło być mowy. Chodzi tu po prostu o taką lekturę Pisma Świętego, gdzie zwraca się uwagę na teksty związane z kobietami (po łacinie femina). Dokonując lektury feministycznej w tym znaczeniu, św. Hieronim odnalazł w natchnionym tekście powtarzający się schemat: tam gdzie zawiedli mężczyźni, tam Bóg powoływał do wielkich dzieł kobiety. Oto pierwsze fragmenty tekstu Hieronima:

 

„Gdyby Barak chciał iść do bitwy, Debora nie mogłaby odnieść triumfu (Sdz 4-5)”;

„Jeremiasza zamykają w więzieniu (Jr 37,15-16), […] a otrzymała natchnienie prorockie niewiasta Chulda (2 Krl 22,14-20)”;

„Kapłani i faryzeusze krzyżują Syna Bożego, a Maria Magdalena płacze pod krzyżem, przygotowuje wonności, szuka Go w grobie, […] spieszy do Apostołów, zwiastuje im Znalezionego: oni wątpią, ona ufa (Mt 27 i J 20)”[5].

 

Do czego prowadzi tak prowadzona lektura Biblii? Do uświadomienia paradoksu: kobiety, dopiero co nazwane przecież w liście sexus fragilior (słabsza płeć), tylekroć okazują się w historii zbawienia płcią mocniejszą! Debora triumfuje, Chulda zostaje prorokinią, a Maria Magdalena staje się opoką niewzruszonej wiary i wyraźnie przeciwstawiona jest mężczyznom: „oni wątpią, ona ufa (illi dubitant, ista confidit)”.

Następnie Hieronim pokazuje, że nawet patriarcha Abraham, wielki ojciec wiary, został poddany swojej żonie Sarze jako prorokini: przypomina dalej, że niektóre księgi Bożego Objawienia noszą imię kobiet:

 

„Sara przekwitła […] i dlatego Abraham został jej poddany (Abraham ei subjicitur) i usłyszał słowa: «We wszystkim, cokolwiek ci rzecze Sara, słuchaj jej głosu (audi vocem ejus)» (Rdz 21,12)”;

„Rut, Estera i Judyta tak wielką mają chwałę, że księgi święte są nazwane ich imionami”;

„Niewiasta z Tekoa zadaje królowi Dawidowi pytanie, poucza go (por. 2 Sm 14,1n)”[6].

 

Ukoronowaniem tej feministycznej wędrówki po kartach Biblii jest oczywiście seria coraz mocniejszych w swojej wymowie scen z Nowego Testamentu: kobieta prorokuje, jest Bożą świątynią, jest upragnioną rozmówczynią Jezusa:

 

„Elżbieta prorokuje żywotem i słowami” (Łk 1,41);

„Anna w świątyni sama staje się świątynią Bożą” (Łk 2,36);

„Zbawiciel rozmawia z Samarytanką i nasycony rozmową wierzącej (saturatis conversione credentis) zapomina o zakupionych pokarmach” (J 4,7)[7].

 

Hieronim pamięta też o tym, że z faktu posiadania urzędu nauczycielskiego przez Apostołów nie wynika bynajmniej, iż we wszystkich przypadkach tylko oni nauczają o wierze. Do nich należy urząd autorytatywnego przekazywania nauki Kościoła, ale przecież nie każde nauczanie w Kościele ma taki charakter. Jest wiele sytuacji życiowych, kiedy nauczanie ewangelizacyjne i katechetyczne jak najbardziej należy do kobiet i jest to poświadczone w Biblii, kontynuuje Hieronim:

 

„Akwila i Pryscylla uczą Apolla, męża apostolskiego, i pouczają go o drodze Pańskiej: nie było hańbą dla Apostoła być pouczanym przez niewiastę (doceri a femina non fuit turpe Apostolo)”[8].

 

Jako biblijny portret intelektualistki najbardziej odpowiednia wydała się św. Hieronimowi królowa Saby. W liście do Pryncypii padają o niej słowa, które wydają nam się dziś wyjątkowo śmiałe: królowa Saby stała się godniejszą od wszystkich — jak z naciskiem podkreśla Hieronim — właśnie mężczyzn Izraela.

 

„Cóż powiemy o królowej Saby, która mogła potępić wszystkich mężczyzn (omnes viros) izraelskich świadectwem Pana? (1 Krl 10,1-13)”[9].

 

Na zakończenie swojej korespondencji Hieronim przypomina Pryncypii, że powinna śmiało konfrontować się z najtrudniejszymi nawet problemami naukowej i duchowej interpretacji Biblii, nie zważając na społeczne przesądy: „Sprawy te omówiłem, czcigodna córko, byś nie gardziła swoją płcią i by mężczyźni nie pysznili się ze swojej”. W oczach Bożych nie to przecież się liczy, przekonuje, powracając znowu do swojej metody przeciwstawiania biblijnych przykładów błogosławieństw dla kobiet i kar dla mężczyzn. „Mężczyzn przecież Pismo Święte potępia, chwaląc życie niewiast”, skoro „wielu jest starców i sędziów, których król babiloński smaży w kotle swoim”, natomiast „liczne są Zuzanny, które splatają wieńce Oblubieńcowi!”[10]. Intelektualne zainteresowania Pryncypii są ważną wskazówką, na jakiej ona sama znajduje się drodze. Nie ma w tej kwestii wątpliwości sam Hieronim: „Kiedy ty, córko Pryncypio, razem z chórem świętych wśród dziewic będziesz prowadzona do Króla, […] wtedy przypomnij sobie o mnie”[11].

 

b. Historia pełna cnót niewieścich

Ponad sześćdziesięcioletni Hieronim pisze później list do Algazji. I znowu zaskakuje nas zarówno naukowy charakter tego listu, jak i jego rozmiar. Dziś zajmuje on pięćdziesiąt stronic druku, a przecież tak obszerne pismo wymagało całych dni pracy. Hieronim postanowił z zapałem zaspokoić intelektualną ciekawość korespondentki, która zechciała przesłać mu jedenaście pytań dotyczących egzegezy biblijnej. Ojciec Kościoła także tu nie stroni od tak specjalistycznych i technicznych zagadnień jak to, czy Ewangelia św. Mateusza cytuje Stary Testament z tekstu hebrajskiego, czy raczej z jego greckiej wersji — Septuaginty[12]. To właśnie w przedmowie do tego pisma czytamy: „Ja wprawdzie nie jestem Salomonem, ale ty winnaś się nazywać królową Saby”[13].

Kiedy Hieronim spisywał swój komentarz do Księgi proroka Sofoniasza[14], znowu stanął wobec zarzutów z powodu swojej częstej wymiany intelektualnej z kobietami w listach o charakterze naukowym. Do swoich korespondentek, Pauli i Eustochium, pisze: „należy odpowiedzieć tym, którzy wyśmiewają mnie, że pominąwszy mężczyzn, najwięcej piszę do was (omissis viris, ad vos scribam potissimum)”[15].

Ojciec Kościoła tę postawę krytyków przypisuje ich nieznajomości Biblii. Jak twierdzi, samo Pismo Święte często przeciwstawia słabość mężczyzn duchowej sile kobiet, podkreślając w ten sposób, że skoro zabrakło siły mężom opatrznościowym, to Bóg będzie powoływał opatrznościowe niewiasty:

 

„Gdyby wiedzieli, że skoro milczeli mężczyźni (viris tacentibus), to prorokowała Chulda; że podobnie skoro lęk ogarnął Baraka (Barac timente), to Debora jako sędzia i prorokini pokonała wroga Izraela; że Judyta i Estera, jako figury Kościoła, zabiły przeciwników oraz uwolniły Izraela skazanego na zagładę — wtedy nigdy nie naigrawaliby się ze mnie za moimi plecami”[16].

 

W końcu zaś bez wątpienia Maryja przewyższa w Biblii wszystkie inne kobiece przykłady wiary i siły ducha: „nie wspominając już o Annie i Elżbiecie i innych świętych kobietach, których jasne ogniki przyćmiewa jasny blask Maryi (clarum Mariae lumen)”[17].

Ciekawe, że tak zapalony biblista i miłośnik słowa Bożego jak św. Hieronim powołuje się również na szacownych filozofów niechrześcijańskich. Znalazł w ich świecie sporo przykładów, że trzeba doceniać bardziej walory intelektualne i duchowe niż cielesne różnice płci (animorum differentias quaeri solere, non corporum). „Zarówno grecka, jak i łacińska historia pełna jest cnót niewieścich (plena est historia virtutibus feminarum)”, zauważa ów ojciec Kościoła ze Strydonu, wyliczając przykłady: Aspazja ucząca Platona, Safona korespondująca z Pindarem, filozofująca Temista, podziwiana przez cały Rzym Kornelia Grakchus[18].

Ale oczywiście przykłady ze świata przedchrześcijańskiego były tylko pomocnicze i miały na celu podkreślenie ogólnej prawidłowości, jaką jest pełne prawo kobiet do udziału w intelektualnym życiu społeczeństwa. Ostateczny argument św. Hieronima musiał być biblijny i rzeczywiście pochodzi z narracji Pisma Świętego:

 

„Niech wystarczy na koniec powiedzieć, że zmartwychwstały Pan ukazał się najpierw kobietom, które stały się apostołkami Apostołów (apostolorum illas fuisse apostolas), aby zawstydzić mężczyzn (ut erubescerent viri), którzy nie szukali Tego, którego słabsza płeć (fragilior sexus) już znalazła”[19].

           

c. Apostołki Apostołów

Skoro już odkryliśmy ten niezwykły tekst św. Hieronima, w którym nazywa kobiety apostołkami Apostołów, to jest dobra okazja, aby zatrzymać się na chwilę nad karierą, jaką zrobiło to określenie w teologii katolickiej. Zwykle występowało w liczbie pojedynczej: apostołka Apostołów (apostola Apostolorum) — i odnosiło się do Marii Magdaleny. Powodem była oczywiście scena z Ewangelii św. Jana, kiedy to po swoim zmartwychwstaniu Jezus mówi do niej:

 

„Udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego, do Boga mego i Boga waszego». Poszła Maria Magdalena, oznajmiając uczniom: «Widziałam Pana i to mi powiedział»” (J 20,17-18).

 

Wzruszające chwile spotkania Marii Magdaleny ze Zmartwychwstałym i jej misja apostolska wobec Apostołów Jezusa wzbudzały w ciągu następnych wieków chrześcijaństwa bogate refleksje. Wymieńmy kilka przykładów.

 

Hraban Maur (776-856), benedyktyński mnich, a potem arcybiskup Moguncji, napisał nawet całe dzieło zatytułowane Życie błogosławionej Marii Magdaleny (De vita beatae Mariae Magdalenae)[20]. Jak się tam wyraził, Jezus swoimi słowami „ustanowił ją apostołką Apostołów (eam ad apostolos instituit apostolam)”. Tę samą myśl wyraził też bardziej poetycko:

 

„Niegdyś zatrutym naczyniem Ewa męża w raju upoiła,

Teraz zaś kielichem życia wiecznego Magdalena Apostołów napoiła”[21].

 

Tę samą ideę znajdziemy u Hrabana Maura w formie zdecydowanie bardziej komunikatywnej dla naszego współczesnego ucha: „Maria ewangelizowała swoich współapostołów (Maria suis coapostolis evangelizavit)”.

Kilkaset lat później, w XII wieku, tytuł apostołki w odniesieniu do Marii Magdaleny stał się bardzo popularny[22]. Stosowali go wtedy liczni pasterze i nauczyciele Kościoła, jak opat Hugo z Semour (zm. 1109 r.), słynny filozof Piotr Abelard (zm. 1142), mnich i kardynał Goeffrey z Vandome (zm. 1132 r.) i inni. Ale z całą pewnością najsłynniejszym z nich był św. Bernard z Clairvaux (zm. 1153 r.), który znowu powrócił do formuły w liczbie mnogiej (apostolae apostolorum), aby nazwać apostołkami Apostołów „trzy Marie”, czyli trzy niewiasty, które udały się do grobu, aby namaścić ciało Jezusa (por. Mk 16,1)[23]. On też z nich wszystkich zapewne włożył najwięcej literackiego kunsztu w opiewanie apostolskiej misji kobiet:

 

„Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę! (Rz 10,15). Wysłane przez anioła — pełnią posługę ewangelistek (opus faciunt evangelistae), a uczynione apostołkami Apostołów (apostolae apostolorum) spieszą, by rankiem ogłaszać miłosierdzie Pańskie”[24].

 

Jak widać, Bernard z Clairvaux, doktor Kościoła i święty mistyk, do pięknego określenia owych niewiast jako apostołek dodał jeszcze miano ewangelistek.

Wśród autorów przypisujących kobiecie misję apostolską nie mogło zabraknąć i najsłynniejszego średniowiecznego autorytetu, mianowicie św. Tomasza z Akwinu. Ten wzniósł się na szczyty pochwał ewangelicznej Marii Magdaleny w słowach, które dziś mogą się nam wydać przesadne, ale w każdym razie wyraźnie przeczą wszelkim stereotypom średniowiecznego patrzenia na kobiecą naturę:

 

„Godny zauważenia jest potrójny przywilej udzielony Magdalenie.

Po pierwsze, przywilej prorocki, ponieważ zasłużyła na widzenie aniołów: prorok jest bowiem kimś pomiędzy aniołami a ludem (propheta est medius inter Angelos et populum).

Po drugie, stanowisko równe aniołom (Angelorum fastigium), ponieważ widziała Chrystusa, na którego pragną wejrzeć aniołowie.

Po trzecie, misja apostolska (officium apostolicum), gdyż rzeczywiście stała się apostołką Apostołów (facta est apostolorum apostola), jako że jej zostało zlecone, aby zwiastować uczniom zmartwychwstanie Pańskie. A jak [niegdyś] kobieta pierwsza zwiastowała mężczyźnie słowa śmierci (verba mortis), tak teraz kobieta pierwsza zwiastowała słowa życia (mulier primo nuntiaret verba vitae)”[25].

 

Trzeba przyznać, że jak na rzekomo niechętne kobiecej naturze średniowiecze są to wyjątkowo zdecydowane słowa. Tak zdecydowane, że i dziś budzą lekkie zdziwienie. A wypowiedziane zostały przez doktora Kościoła i jednego z największych świętych intelektualistów chrześcijaństwa.

 

d. Średniowiecze idzie śladami Hieronima

            Pamięć o tej feministycznej lekturze Biblii i o postawie Hieronima wobec kobiet trwała w Kościele przez wieki. Robert d’Arbrissel (1047-1117), pustelnik i mnich francuski, to nie tylko wędrowny kaznodzieja i założyciel nowych opactw, nazywa się go ponadto prekursorem feminizmu. Jest także autorem listów, w których z satysfakcją odkryjemy tę samą metodę lektury biblijnej, jaką poznaliśmy u św. Hieronima. Pisząc w roku 1109 do Ermengardy z Anjou, hrabianki Brytanii, poleca jej:

 

„Wspomnij na Esterę, świętą kobietę (memento Hester sanctae mulieris), która związana była z niewierzącym Aswerusem, a tak wiele zrobiła dla ludu Bożego (profuit multum populo Dei)”[26].

 

Słynny mnich i wielki doktor Kościoła, Piotr Damiani (1007-1072), pełen pokory pisał w 1063 roku do cesarzowej Agnieszki: „Królowa Saby przybyła do Jerozolimy, aby słuchać mądrości Salomona. Cesarzowa Agnieszka przybyła zaś do Rzymu słuchać głupoty rybaka — prawdziwie jesteś królową Saby (tu ergo veraciter es regina Saba)”[27].

Tych, którzy chcieliby nie dostrzegać w kobiecie możliwości spełniania samodzielnych funkcji społecznych, i to pośród tych najważniejszych, pouczał sam św. Bernard of Clairvaux, pisząc do Melisendy, królowej Jerozolimy (1143-1144)[28]. Nawiasem mówiąc, ciekawe to były czasy: władzę królewską w Mieście Świętym sprawowała kobieta i trzeba było nadejścia chrześcijaństwa, aby stało się to możliwe. Ale wróćmy do św. Bernarda. Odnosząc się do popularnego skojarzenia, że królowa (regina) może być tylko pomocą dla prawdziwego króla (rex), św. Bernard wyjaśnia:

 

„Tak roztropnie i umiarkowanie masz rządzić wszystkim, aby wszyscy, którzy to zobaczą, na podstawie tych czynów widzieli w tobie raczej króla niż królową (regem potius quam reginam), aby czasem nie mówił ktoś: «Gdzie jest król jerozolimski (ubi est rex Ierosolymorum)»?”[29].

 

W tym sensie dodał słowa, które łatwo dziś opacznie zrozumieć:

 

„[Skoro] na ciebie spada cały ciężar królowania (in te solam universa regni moles), to musisz pokazać męża w niewieście (opus est ut in muliere exhibeas virum)”[30].

 

Tak samo trzeba zrozumieć apel św. Piotra Damianiego do Adelajdy z Turynu (1064 r.)[31]. Kiedy wzywa do tego, aby męski duch nią rządził (cum virile robur femineo regnet in pectore), należy to rozumieć w sensie mężnego ducha. Po czym następuje dowód na podstawie znanej nam już feministycznej lektury Biblii. Skoro Adelajda (1034-1091), rządząc Sabaudią, sprawowała funkcje państwowe, podaje jej za wzór poczet podobnych do niej niewiast opisanych na kartach Biblii:

           

„Kiedy pragnę, byś była sojusznikiem w walce przeciw zakusom diabła, przychodzi mi na myśl ta walka, którą stoczyła prorokini Debora (Debborra prophetes), żona Lappidota: wraz z Barakiem, synem Abinoama, powiodła wojska przeciw Siserze. Napisano o niej przecież: «Sprawowała sądy nad Izraelem, a synowie Izraela przybywali do niej, aby rozsądzała ich sprawy» (Sdz 4,4-5). Za jej przykładem i ty rządź krajem bez pomocy mężczyzny (sine virili regis auxilio) i niech do ciebie przybywają ci, którzy domagają się sądowych decyzji w swych sprawach”[32].

 

Co szczególnie ciekawe, ów apel wielkiego świętego doktora Kościoła odnosił się do potrzeby interwencji rządzącej kobiety w sprawy Kościoła. Piotr Damiani posłużył się dalszymi porównaniami biblijnymi. „Jak wtedy mężczyzna i kobieta, czyli Barak i Debora, podjęli walkę przeciw Siserze, wspierając się wzajemnie pomocą, i zwyciężyły ich wojska i dziewięćset rydwanów, tak i wy — to jest ty oraz biskup Turynu (vos, tu scilicet et Taurinensis episcopus) — podnieście broń przeciw Siserze”. Przydała się przy tym tak powszechna podówczas alegoryczna interpretacja Starego Testamentu. Dalsze losy Sisery, wyjątkowo marne, to przecież jego śmierć z ręki Jaeli, żony Chebera, która palikiem przebiła jego skroń (Sdz 4,17-22). Dlatego Piotr Damiani przekonywał dalej: „jak Jael skroń Sisery — tak ty znakiem krzyża przebij głowę diabła (signo crucis diaboli verticem transfode), zmiażdż tego kusiciela do grzechu”[33].

Na tym nie koniec, gdyż św. Piotr Damiani, jako słynny w XI wieku znawca Biblii, sporządził prawdziwą litanię wszystkich świętych kobiet Starego Testamentu. Jak podkreślił, Bóg lubi odnosić zwycięstwo przez niewiasty: „To zwycięstwo jest przyczyną Bożej radości, kiedy czasem szczególnie chwalebnie triumfuje przez kobiety (per feminas gloriosiori laude triumphat)”. I padają konkretne przykłady, których sednem za każdym razem jest to, że kobieta okazuje się zwyciężczynią w Bożej misji, podczas gdy mężczyzna, który służył złej sprawie, słusznie przegrywa:

– Judyta, która Holofernesowi „dzielnie odcięła pijaną głowę (caput ebrium) ciosem sztyletu” (Jdt 13,6-8)[34];

– Estera, która „mężnie wystawiła się na niebezpieczeństwo śmierci (morti se viriliter obicit)”, aby zwyciężyć Hamana;

– mądra niewiasta z miasta Abel, która odwróciła od miasta niebezpieczeństwo, polecając ukarać Szebę (2 Sm 20,14-22);

– inna niewiasta, tym razem z miasta Tebes (Sdz 9,53-54), przez którą pokarany został niegodziwy Abimelek;

– Abigail odwróciła niebezpieczeństwo od swego domu, które ściągnął bezmyślny Nabal (1 Sm 25)[35].

 

* * * * * *

 

Zakończeniem niech będzie zachęta do takiej lektury Pisma Świętego, jakiej uczą nas wielcy święci Kościoła. Jak widać, można odkryć w ich dziełach więcej, niż się spodziewamy. Niekiedy zaś prześcigną nas w swojej wnikliwości w studium Biblii. Czyż nie słusznie więc przekonywał nas papież Benedykt XVI w swojej adhortacji o słowie Bożym?

 

„Interpretacja Pisma Świętego nie byłaby pełna, gdybyśmy nie wysłuchali również tych, którzy naprawdę żyli słowem Bożym, czyli świętych. Istotnie, viva lectio est vita bonorum. Najgłębsza interpretacja Pisma pochodzi bowiem od tych, którzy pozwolili się kształtować słowu Bożemu przez słuchanie go, czytanie i wytrwałe rozważanie” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 48).

 

 


[1] św. Hieronim, List LXV do Pryncypii, [w:] Listy, t. 2, Warszawa 1953, s. 58.

[2] Tamże, s. 56n; por. tekst łac.: http://patrologia.narod.ru/patrolog/hieronym/epist/epist03.htm (VI 2011).

[3] Ojciec Kościoła rozważa tu na przykład możliwość przetłumaczenia słowa Elohim za pomocą formy rzeczownika greckiego Θεέ lub łacińskiego Dee; por. tamże, LXV, 12.

[4] Tamże, LXV, 1.

[5] Tamże.

[6] Tamże.

[7] Tamże.

[8] Tamże.

[9] Tamże.

[10] Tamże, s. 58.

[11] Tamże, s. 81.

[12] Św. Hieronim, List CXXI do Algazji , 2, [w:] Listy, t. 3, Warszawa 1954, s. 159.

[13] Tamże.

[14] Św. Hieronim, Commentariorum in Sophoniam_Prophetam, I, Prolog; PL 25, 671-672 i 673-674; http://www.documentacatholicaomnia.eu/02m/0347-0420,_Hieronymus,_Commentariorum_In_Sophoniam_Prophetam_Liber_Unus,_MLT.pdf (VI 2011).

[15] Tamże, 671-672.

[16] Tamże.

[17] Tamże.

[18] Tamże, 673-674.

[19] Tamże.

[21]Tunc toxico potorio Eva virum in paradiso debriavit; nunc aeternae vitae calicem apostolis Magdalena propinavit”, tamże.

[23] Sancti Bernardi Abbatis Clarae-Vallensis Sermones in Cantica Canticorum, LXIX-LXXXVI, Sermo LXXV, 8; PL 183, 1148 B; http://www.binetti.ru/bernardus/86_5.shtml (VI 2011).

[24] Tamże.

[25] Św. Tomasz z Akwinu, Komentarz do Ewangelii św. Jana, XX, w. III, VI, Kęty 2002, s. 1150; por. S. Thomae de Aquino, Opera omnia, Super Evangelium S. Ioannis; http://www.corpusthomisticum.org/cih20.html (VI 2011).

[26] Robert d’Arbrissel, List do Ermengardy z Anjou, hrabianki Brytanii (1109 r.); http://epistolae.ccnmtl.columbia.edu/letter/241.html (VI 2011); por. J. de Petigny, Lettre inédite de Robert d’Arbrissel a la comtesse Ermengarde, „The Bibliothèque de l'École des Chartes” 15(1853-1854), s. 209-235.

[27] Piotr Damiani, List do Agnieszki z Poitier; http://epistolae.ccnmtl.columbia.edu/letter/130.html (VI 2011).

[28] Bernard z Clairvaux, List do Melisendy, królowej Jerozolimy, http://epistolae.ccnmtl.columbia.edu/letter/246.html (2011); por. Sancti Bernardi, Opera, Rome 1979, t. 8, list 354.

[29] Tamże.

[30] Tamże.

[31] Piotr Damiani, List do Adelajdy z Turynu i Suzy, http://epistolae.ccnmtl.columbia.edu/letter/1038.html (VI 2011); por. MGH, Die Briefe der Deutschen Kaiserzeit, IV, Die Briefe des Petrus Damiani, red. Kurt Reindel, München, 1988, list 114, s. 295-306.

[32] Tamże.

[33] Tamże.

[34] Tamże.

[35] Tamże.


[2011]