czwartek, 26 listopada 2015

Uczynki miłosierdzia według Biblii


bp Andrzej Siemieniewski

 

Uczynki miłosierdzia według Biblii

 

         Jubileuszowy Rok Miłosierdzia przed nami! Zacznie się z dniem 8 grudnia 2015, a skończy… Pewnie ostatecznym jego celem jest, by właśnie nie mieć kresu, by trwać w swoich skutkach jak najdłużej. Jakie są oczekiwane owoce tego jubileuszowego roku? Posłuchajmy samego papieża Franciszka: 

 

"Jest moim gorącym życzeniem, aby chrześcijanie przemyśleli podczas Jubileuszu uczynki miłosierdzia względem ciała i względem ducha. …

Przepowiadanie Jezusa przedstawia te uczynki miłosierdzia, abyśmy mogli poznać, czy żyjemy jak Jego uczniowie, czy też nie" (Misericordiae vultus, 15).

  

         1. Uczynki miłosierdzia względem ciała

         Prawdę mówiąc, nie musielibyśmy odkrywać uczynków miłosierdzia względem ciała, gdyby nasza znajomość Pisma świętego była odpowiednio głęboka. Przecież w Nowym Testamencie czytamy słowa Pana Jezusa: 

 

"byłem głodny,              a daliście Mi jeść; 

byłem spragniony,          a daliście Mi pić; 

byłem przybyszem,        a przyjęliście Mnie; 

byłem nagi,               a przyodzialiście Mnie; 

byłem chory,              a odwiedziliście Mnie; 

byłem w więzieniu,     a przyszliście do Mnie" (por. Mt 25, 34-46). 

 

         Tu właśnie znajdujemy biblijną podstawę pod tradycyjną 'wyliczankę’, którą przypominamy sobie z lekcji katechezy: 

 

1. głodnych nakarmić,                    [Mt 25, 35]

2. spragnionych napoić,                  [Mt 25, 35]

3. nagich przyodziać,                      [Mt 25, 36]

 

4. przybyszów w dom przyjąć,         [Mt 25, 35]

5. więźniów pocieszać,                    [Mt 25, 36]

6. chorych nawiedzać,                     [Mt 25, 36]

 

7. umarłych pogrzebać                    [Tb 1,17-18]

 

         Z Nowego Testamentu znamy też motywację, którą Chrystus dołączył jako fundament spełniania tych uczynków:

 

"Wówczas zapytają sprawiedliwi: 'Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?' 

A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili'." (Mt 25,37-43)

 

         Co do niektórych z wyliczonych uczynków miłosierdzia znajdujemy też biblijny dowód, że były nie tylko postulowanym zadaniem dla chrześcijańskich wspólnot, ale że były również gorliwie praktykowane. Oto jak przedstawia chrześcijańską codzienność List do Hebrajczyków: 

 

"Niech trwa braterska miłość. Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę. 

Pamiętajcie o uwięzionych, jakbyście byli sami uwięzieni, i o tych, co cierpią, bo i sami jesteście w ciele" (Hbr 13, 2-3). 

 

Tego samego dowiadujemy się też od Apostoła Pawła, który z wdzięcznością wspominał gościnność jego słuchaczy i pomoc okazaną mu w chorobie: 

 

„Wiecie przecież, jak pierwszy raz głosiłem wam Ewangelię zatrzymany chorobą i jak mimo próby, na jaką moje niedomaganie cielesne was wystawiło, nie wzgardziliście mną ani nie odtrąciliście, ale mnie przyjęliście jak anioła Bożego, jak samego Chrystusa Jezusa” (Ga 4, 13). 

 

         Sto pięćdziesiąt lat później Tertulian, wielki chrześcijański apologeta zapisał słynne zdanie wypowiadane przez sąsiadów chrześcijan z Kartaginy. Kiedy kartagińscy poganie patrzyli na wyznawców Ewangelii, ich reakcją było: „Patrzcie, jak oni się miłują” (Tertulian, Apologeticum 39). Na co właściwie trzeba było wtedy 'patrzeć', aby 'zobaczyć - 'jak oni się miłują'? Jak wyglądała wtedy realizacja zasady: „po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali»” (J 13,35)? 

 

         Dowiadujemy się z dzieła Tertuliana, że wtedy - około roku 200 w Kartaginie - istniała organizacja charytatywna w niczym nie ustępująca dzisiejszej Caritas. Był zwyczaj regularnych zbiórek na cele charytatywne (deposita pietatis). Powstała w ten sposób kasa finansowała pomoc dla ubogich, dla osieroconych dzieci, dla zwolnionych ze służby starych niewolników, dla rozbitków morskich, dla więźniów – a część funduszy szła także na pogrzeby osób, o które nikt nie chciał się zatroszczyć. To o tak doskonale zorganizowanej pomocy sąsiedzi chrześcijan mówili: 'patrzcie'. To na widok takiego znaku roztropnej i zorganizowanej pomocy mówili: 'jak oni się miłują'.

 

         Przy okazji zacytowania Tertuliana i jego Apologetyku przypomnieliśmy sobie o ostatnim z siedmiu uczynków miłosiernych co do ciała: umarłych pogrzebać. O takiej ofiarnej posłudze charytatywnej wobec zmarłych wspomina biblijna Księga Tobiasza:

 

"…dawałem często jałmużnę braciom z mojego narodu. Dawałem mój chleb głodnym i ubranie nagim. A jeśli widziałem zwłoki któregoś z moich rodaków wyrzucone poza mury Niniwy, grzebałem je" (Tb 1,17-18). 

 

         Współczesna nam południowokoreańska chrześcijańska wspólnota charyzmatyczna Apostolstwa Świeckich obok szpitali, szkół i hospicjów założyła cmentarz dla tych, którymi po ich śmierci nie interesują się rodziny.

         Siedem uczynków miłosierdzia względem ciała: gdyby tylko z ciała składał się człowiek, moglibyśmy na tym skończyć. Ale oprócz ciała jest i dusza w człowieku. O nią trzeba dbać niemniej niż o ciało. Dlatego kolejnych siedem uczynków miłosiernych jest równie ważnych, co te pierwsze.

 

         2 …I nie zapominajmy o uczynkach miłosierdzia względem ducha

         Zanim zaczniemy wyliczać siedem uczynków miłosiernych co do duszy, już na wstępnie można spróbować dać im wspólne miano: możemy je nazwać siedmioma twarzami ewangelizacji.

          

         1. wątpiącym dobrze radzić                [dubitantibus consilia dare]

         Pierwszy z tych uczynków odnosi się do sytuacji zwątpienia w cel i sens życia i w wartość wiary, Człowiek osuwa się w bezsens i wewnętrzny chaos. Św. Paweł radził kiedyś, jak postąpić w takim wypadku:

"Raczej wypada teraz wybaczyć i podtrzymać na duchu, aby nie popadł ów człowiek w rozpaczliwy smutek" (2 Kor 2, 7). 

 

         2. nieumiejętnych pouczać                   [ignorantes instruere]

         Na pierwszym miejscu nie chodzi tu o nieumiejętność w zakresie jakichś praktycznych zdolności, ale o najbardziej fundamentalną nieumiejętność życia. W szczególności zaś – o niepewność, jak żyć zgodnie z wiarą chrześcijańską. Zobaczmy jak Dzieje Apostolskie opisują nam wprowadzenie w życie tego uczynku miłosierdzia co do duszy:

"Apollos, rodem z Aleksandrii, człowiek uczony i znający świetnie Pisma przybył do Efezu. Znał on już drogę Pańską, przemawiał z wielkim zapałem i nauczał dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa, znając tylko chrzest Janowy. Zaczął on odważnie przemawiać w synagodze. Gdy go Pryscylla i Akwila usłyszeli, zabrali go z sobą i wyłożyli mu dokładnie drogę Bożą" (Dz 18, 24-26).

 

Od tej chwili Apollos mógł pełnić swoją misję z pełnią umiejętności.  

 

         3. grzeszących upominać                  [peccatores monere]               

         Nie chodzi tu o to, byśmy byli zgryźliwymi sędziami braci i sióstr, ale by jasno i z mocą przypominać: nie wszystkie uczynki są dobre, niektóre są złe i grzeszne i trzeba się z nich nawrócić. Przykład takiej postawy dał nam św. Paweł, który pisał Koryntianom:

"Nie łudźcie się! 'Wskutek złych rozmów psują się dobre obyczaje'. Ocknijcie się naprawdę i przestańcie grzeszyć! Są bowiem wśród was tacy, co nie uznają Boga. Ku waszemu zawstydzeniu to mówię" (1 Kor 15, 33-34).

 

         4. strapionych pocieszać                        [afflictos solari]                      

         Jako ludzie wierzący często doznajemy duchowej radości i podmuchu odświeżającej nadziei. Te dary są niezmiernie ważne, ale są nie tylko dla nas: trzeba się nimi dzielić: 

" … Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga" (2 Kor 1, 3-4).

 

         5. krzywdy cierpliwie znosić                   [offensas remittere]

         Powinno to być oczywiste dla nas, którzy codziennie mówimy "Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…" Powinno być, ale nie jest. Często trzeba się z trudem przełamywać w tym celu za wzorem Apostoła:

"Komu zaś cokolwiek wybaczyliście, ja też [mu wybaczam]. Co bowiem wybaczyłem, o ile coś wybaczyłem, uczyniłem to dla was wobec Chrystusa, ażeby nie uwiódł nas szatan, którego knowania dobrze są nam znane" (2 Kor 2, 10).

 

         6. urazy chętnie darować                [molestos patienter sustinere]

Wielki manifest życia chrześcijańskiego z Listu do Efezjan jest właśnie o tym:

 

"Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia. Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważanie - wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie" (Ef 4, 30-32). 

 

         Zrealizowany w 2014 roku film L'Apôtre (Apostoł) opowiada historię młodego muzułmanina, który poznaje Ewangelię, przyjmuje Jezusa Chrystusa i przez chrzest wchodzi do Kościoła. A katalizatorem jego nawrócenia stało się świadectwo przebaczenia, które zaobserwował u sąsiada - chrześcijanina. 

 

         7. modlić się za żywych i umarłych         [pro vivis et defunctis Deum orare]

Modlimy się za innych, gdyż

"modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone. Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego" (Jk 5,15-16).

 

O modlitwie za zmarłych zaś wspomina nam już Stary Testament:

"[Juda] uczyniwszy składkę pomiędzy ludźmi, posłał do Jerozolimy…, aby złożono ofiarę za grzech. Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu. […] uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda: była to myśl święta i pobożna" (2 Mch 12, 44-45).

 

          3. Dwa skrzydła chrześcijańskiej dobroci

- "Jeśli brat albo siostra nie mają się w co przyodziać i brakuje im powszedniego chleba, a ktoś z was powiedziałby im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i nasyćcie, a nie dalibyście im tego, czego ciało potrzebuje, cóż to pomoże?" (Jk 2,14-16), to prawda.

- Gdybyśmy zaniedbali i zapomnieli o godności jego duszy?

 

Dobry jest Bóg i miłosierny, a wy "bądźcie miłosierni jak Ojciec was jest miłosierny" (Łk 6,36).

 

[2015]

 



O zamykaniu furtek przeszłości: Na temat uzdrowień międypokoleniowych na wzór św. Jana Pawła II i kard. Stefana Wyszyńskiego oraz tzw. spowiedzi furtkowej


bp Andrzej Siemieniewski 

 

O zamykaniu furtek przeszłości: Na temat uzdrowień międzypokoleniowych na wzór św. Jana Pawła II i kard. Stefana Wyszyńskiego oraz tzw. spowiedzi furtkowej 

z bp. Andrzejem Siemieniewskim rozmawia Jolanta Marszałek 


- Ostatnio wiele się mówi o tzw. spowiedzi furtkowej, zakazanej przez Episkopat. Miała ona prowadzić m. in. do uwolnienia z win bezpośrednio przez nas niepopełnionych. Czy jest możliwe, aby grzechy przodków przechodziły na nas?

 

BP ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI: - Doprecyzujmy, czy mamy na myśli grzechy przodków czy konsekwencje grzechów przodków, bo czasami ludzie mylą jedno z drugim. W Piśmie Świętym spotkamy takie sformułowanie: „Przodkowie nasi zgrzeszyli - ich nie ma, a my dźwigamy ich grzechy” (Lm 5,7). To zdanie brzmi tak, jakbyśmy dźwigali grzechy przodków, ale kiedy popatrzymy na kontekst tych słów, to okaże się, że zawierająca je Księga Lamentacji to opłakiwanie zburzonej Jerozolimy. Nie ma tu więc mowy o dziedziczeniu grzechów przodków, ale raczej o społecznych konsekwencjach ich grzechów. Jeżeli kilka pokoleń wcześniej Izraelici odstępowali od Pana Boga i oddawali się bałwochwalstwu, doprowadziło to do wojny, upadku państwa, zburzenia Jerozolimy i niewoli babilońskiej.

Grzechy w postaci konsekwencji społecznych ewidentnie przechodzą z przodków na synów. Jeśli przodkowie zaniedbali troskę o państwo, to ono upada. Jeśli ojciec rodziny przepił majątek, to jego synowie i wnukowie nie będą mieli zabezpieczenia finansowego. W tym sensie następne pokolenia ponoszą społeczne, środowiskowe i rodzinne konsekwencje grzechów swoich przodków.

 

- Rodziny mają tendencję do zapadania na określone choroby, jak rak czy choroby serca. Dziedziczy się także cechy charakterologiczne, np. wybuchowość czy nieustępliwość. Czy jest możliwe dziedziczenie pewnej skłonności do grzechu?

 

- Nie tylko w naszych czasach, gdy mamy rozbudowaną genetykę, ale i w dawnych wiekach ludzie wiedzieli, że takie cechy fizyczne, jak kolor skóry, kolor włosów czy oczu, wzrost dziedziczy się po rodzicach. Ale również często dziedziczy się cechy charakteru. Teraz z pomocą genetyki wiemy, że można dziedziczyć również na przykład skłonność do uzależniania się od alkoholu. Niektórzy ludzie organicznie szybko się uzależniają od alkoholu, a niektórzy nie.

Można więc dziedziczyć pewne cechy fizyczne i charakterologiczne po swoich przodkach. Ale nauka Kościoła zawsze mówiła tak: to co odziedziczyłem, to jest tylko warsztat, na którym pracuję. To jest tylko odziedziczone wyposażenie. Co zrobię z tym dziedzictwem, to zależy już ode mnie.

Na przykład: odziedziczyłem wysoki wzrost, energiczny charakter, zdecydowane odnoszenie się do ludzi, mogę z tego zrobić dobry użytek i zostać apostołem, jak św. Paweł. Z takiego samego dziedzictwa mogę zrobić zły użytek i zostać przywódcą destruktywnej partii politycznej albo nawet szefem przestępczej bandy. Zauważmy: i tu i tam dojdą do głosu te same cechy charakteru, to samo dziedzictwo, to samo dane mi wyposażenie mojej osoby, ale ode mnie zależy, jak je wykorzystam. Czytamy w Ewangelii: talenty można wykorzystać dobrze, można je też zmarnować i wykorzystać źle.

Jeśli chodzi o takie dziedziczne cechy jak łatwość uzależniania się od alkoholu, to osoba, która takie skłonności u siebie odkrywa, ma moralny obowiązek być abstynentem. Żeby nie popaść w grzechy, trzeba odrzucić to, co prowadzi do grzechu. O tym jasno mówi Pan Jezus: „Jeśli twoja ręka jest powodem do grzechu, odetnij ją” (Mt 18,8). To jest prawdziwe, biblijne zamykanie furtek grzechu: mocne (i bardzo praktyczne!) postanowienia i zerwanie z okazjami do zła zamyka furtki grzechu.

 

- Czy jest możliwe, że ktoś niszczy swoje życie wskutek grzechu, np. nadużywając alkoholu, bo taką skłonność odziedziczył po przodkach lub rzucono na niego klątwę?

 

 - Na ten temat wypowiadał się już św. Augustyn. Pisał on, że spotyka chrześcijan, którzy ciągle popadają w grzechy i usprawiedliwiają się: „żyjemy w grzechu, gdyż urodziliśmy się pod taką albo inną gwiazdą”. Jeden mówił, że urodził się pod znakiem planety Wenus, dlatego teraz popełnia grzech cudzołóstwa. Inny twierdził, że skoro urodził się pod wpływem planety Mars, to z tego powodu teraz ciągle wywołuje kłótnie i bójki. Urodzony pod wpływem Merkurego ma usprawiedliwienie: „dlatego jestem złodziejem”. Św. Augustyn odpowiadał na to wprost: to są zabobony. Na takie rozumowanie w chrześcijaństwie nie ma miejsca. Za to, że ktoś kradnie, pije, cudzołoży odpowiedzialny jest tylko ten, który to robi. Nie są za to odpowiedzialne ani gwiazdy, ani przodkowie. A jeśli ktoś wyczuwa w sobie jakąś szczególną skłonność do grzechu, być może skłonność dziedziczną, to tym bardziej musi się wystrzegać okazji do tego właśnie grzechu. Lepiej trzymać się nauczania wielkiego doktora Kościoła św. Augustyna niż udowadniać, że ktoś popełnia zło, bo wynika to z historii grzechu w jego rodzinie.

 

- Zdarzają się przypadki takie, jak samobójstwo czy nagła śmierć osoby niebędącej w stanie łaski uświęcającej. Rodzina zostaje z poczuciem winy, które niekiedy zaczyna ich prześladować. Co powinni zrobić: zamówić Mszę św. czy lepiej uciec się do egzorcyzmów?

 

- Najtrudniejszy do przeżycia w rodzinie jest przypadek samobójstwa lub inna nagła śmierć osoby, o której wiemy, że nie żyła w przyjaźni z Bogiem. W takim wypadku z całą pewnością potrzebna jest pomoc duchowa. Z dwóch przedstawionych propozycji – ofiara Mszy św. lub egzorcyzm – jedna wydała mi się trafna, druga nie. Wyjaśniam dlaczego.

Egzorcyzmy to rodzaj modlitwy praktykowanej wobec osoby, co do której przypuszczamy, że jest pod wpływem dręczenia czy opętania przez złego ducha. Wtedy Kościół odwołuje się do posługi egzorcystów i do praktyki egzorcyzmów. Ale pogrążona w smutku i bólu rodzina nie jest przypadkiem opętania przez demona. Jest raczej wspólnotą potrzebującą słowa nadziei i wskazania na dostępną dla nich skuteczną moc duchową. Dlatego o wiele trafniejsze są zachęty do ofiarowania za tragicznie zmarłych ofiary Mszy św., czy inne formy gorliwej modlitwy za zmarłych.

Modlimy się przecież za wszystkich zmarłych: nie tylko za tych, o których wiemy, że odeszli z tego świata w stanie łaski uświęcającej, ale także za tych, których życie nie było przykładne. Za nich modlimy się nawet tym bardziej gorliwie. Dla każdego zmarłego jest nadzieja. Człowiek może nawrócić się w chwili śmierci, może żałować, kiedy odchodzi z tego świata, nawet w ostatnich pięciu sekundach. Odbiera sobie życie, ale w ostatniej chwili może żałować, że popełnia grzech – tego nie wiemy. Samobójstwo może być spowodowane przez psychiczne zaburzenie. Wtedy człowiek jest ograniczony w swoich decyzjach i nie bardzo wie, co robi. Dlatego Kościół nigdy nie odmawiał modlitwy za jakąkolwiek osobę.

W wypadku takich trudnych dramatycznych sytuacji w rodzinie modlimy się więc za zmarłych: to może być Msza św. gregoriańska, może to być jedna Msza św., mogą być wypominki lub indywidualna modlitwa. Taka modlitwa za zmarłych jest z nami w Kościele od wieków i trzeba ciągle wracać do tej starej, dobrej tradycji. 

 

- W niektórych przypadkach zranienia są starsze od osób, które doświadczają tego cierpienia. Coś złego zdarzyło się w naszej rodzinie, nie uświadamiamy sobie co, ale nas to prześladuje. Jak można temu zaradzić?

 

- Myślę, że możemy wypowiedzieć to o wiele ostrzej: takie zranienia nie są udziałem tylko niektórych osób. To jest powszechne doświadczenie ludzkości, doświadczenie dotykające każdego z nas. Św. Piotr powiedział wprost, że to dotyczy nas wszystkich: „Bóg wykupił nas z odziedziczonego po przodkach złego postępowania” (1 P 1,8). To, że w rodzinie kilka lub kilkanaście pokoleń temu miały miejsce złe rzeczy, to jest powszechnym udziałem ludzkości. Zdarzają się zabójstwa, wojny, aborcje, bałwochwalstwo… i Bóg nas z tego wszystkiego wykupił.

Mamy się troszczyć o wyjście z naszych grzechów, a nie lękać się o to, czy nasi przodkowie nie byli grzeszni. Na pewno byli, ale lęki o słabą kondycję minionych pokoleń naszych przodków świadczą o naszej słabej wierze chrześcijańskiej, o tym, że nie przyjęliśmy Dobrej Nowiny. Trzeba nam przyjąć Dobrą Nowinę o zbawieniu, jaką głosili Apostołowie św. Piotr i św. Paweł: „Wszyscy zgrzeszyli i są pozbawieni łaski Bożej” (Rz 3,23). A zbawieni jesteśmy nie mocą naszych zasług, lecz przez wiarę i mocą krwi Chrystusa (por. Rz 3,24-25).

 

- Jak możemy odseparować się od głęboko zakorzenionych wzorców nieznanego pochodzenia, w których czujemy się tak jak w pułapce?

 

- Dzisiaj odwiedziłem salkę grupy Anonimowych Alkoholików (AA) w jednej z wrocławskich parafii. Na cotygodniowe spotkania przychodzą tam ludzie, którzy właśnie mają ten problem - jak się odseparować od prześladującego ich zła. Gdybyśmy ich zapytali o historię nałogu w ich rodzinie, połowa z nich powiedziałaby: w naszym domu panowały pod tym względem złe doświadczenia i tradycje. W tym sensie wielu z nich niesie złe dziedzictwo pokoleniowe.

I co z tym wszystkim zrobili członkowie grupy AA? Zaczęli żyć według tak zwanych 12 kroków: dokonali obrachunku ze swoją przeszłością, uznali, że to są ich własne winy, ich błędy. Uznali, że tylko Siła Wyższa (Pan Bóg) może z tego wyzwolić. Przeprosili swoich najbliższych, wynagrodzili za krzywdy i razem ze wspólnotą idą teraz naprzód. To wydaje mi się 100-procentowo chrześcijańską odpowiedzią na pytanie o to, jak reagować na złe dziedzictwo w swojej rodzinie. Takie grupy są w wielu parafiach i czekają na ludzi, którzy po chrześcijańsku chcą zareagować na problem usidlenia przez nałogi i uporczywe grzechy.

 

- Podam taki przykład: W pewnej rodzinie rozpadają się wszystkie małżeństwa. Od jednego z braci niemal po ślubie odchodzi żona. Siostry mąż po dwóch latach małżeństwa umiera, osierocając dwoje dzieci. Jej drugi mąż – kilka lat od niej młodszy – umiera po pół roku wspólnego życia. Drugi brat przeżywa nagłą śmierć żony. Czy ta rodzina nie powinna szukać uzdrowienia? Czy ktoś nie rzucił na nich przekleństwa?

 

- Odpowiem też przykładem. Chłopak, który dopiero zdał maturę i zaczął studia, ma teraz 21 lat. Dopiero co zmarł jego ojciec, jeszcze wcześniej nagle zmarł jego starszy brat. Była jeszcze starsza siostra i też przedwcześnie zmarła, tuż po narodzeniu. A kiedy ten chłopak miał 9 lat, zmarła jego matka, dowiedział się o tym wracając ze szkoły... Wszyscy jego najbliżsi poumierali w szybkim tempie. Zanim ten chłopak zdążył skończyć naukę, miał za sobą serię gwałtownych śmierci w swojej rodzinie.

Idźmy dalej: nie mógł nawet po tym wszystkim kontynuować swoich studiów: jego uniwersytet zamknięto, a on sam musiał wskutek tego pójść do fizycznej pracy. Czy ten chłopak jest przeklęty? Czy ktoś rzucił na niego klątwę?

To są fakty z historii życia Karola Wojtyły. Człowieka, który stał się błogosławieństwem dla milionów ludzi na świecie. Ten przykład pokazuje poważne luki w rozumowaniu, jakoby nieszczęścia, choroby czy śmierć miały być motywem do wnioskowania o przekleństwie. Karol Wojtyła z taką przeszłością dzieciństwa i wczesnej młodości stał się źródłem błogosławieństwa dla niezliczonych rzesz wiernych. Uczmy siebie samych i innych, jak radzić sobie z dziedzictwem zła choroby, cierpienia i śmierci w najbliższej rodzinie, jak w ten sposób zamknąć furtki złej przeszłości i jak stać się błogosławieństwem dla innych. 

Moja osobista historia i historia mojej rodziny to też jedna z części wyposażenia na całe życie, to jeden z ważnych składników mojego dziedzictwa. Karol Wojtyła to trudne i bolesne dziedzictwo ofiarował Matce Bożej: „Totus Tuus”. A w zamian otrzymał dar: „Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi” (por. Rdz 12,3). Na przykładzie życia świętego papieża widzimy, na czym polega chrześcijańskie podejście do doświadczeń chorób i śmierci w najbliższej rodzinie.

      Dlaczego więc mielibyśmy bać się, że ktoś rzuci na nas urok? Bać się czarów? Z dzieciństwa zapamiętałem pytanie z rachunku sumienia: „Czy nie wierzyłem w zabobony…”.

 

- Czy jest coś takiego jak uzdrowienie międzypokoleniowe?

 

- Tak często spotykane dziś pojęcie i praktyka uzdrowienia międzypokoleniowego to rzeczy zupełnie nowe w chrześcijaństwie. Nikt tego nie praktykował jeszcze 50 lat temu. Nie praktykowali tego ani św. Piotr, ani św. Paweł, ani św. Franciszek, ani nawet św. Jan Paweł II.

Jeśli w Kościele pojawiają się nowe nurty duchowe, to wypada podjąć ich rozeznanie oraz debatę. To, że coś jest nowe, nie oznacza od razu, że jest to negatywne, ale na pewno trzeba rozeznawać i badać: „Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie!” (1 Tes 5,21) – mówi Apostoł Paweł. Modlitwę o uzdrowienie międzypokoleniową też trzeba badać i zachować z niej to, co dobre.

Po pierwsze, dobrze jest, że z wdzięcznością myślimy o minionych pokoleniach, o naszych przodkach. Trzeba o nich myśleć i za nich się modlić. Czynimy to w wypominkach, w Mszach św. - jest to wyraz naszej troski o tych, którzy odeszli.

Po drugie, czasem widzimy, że w naszych rodzinach, a może w całym narodzie są jakieś zakorzenione wady. O tym też trzeba myśleć i trzeba nad tym pracować. Tak jak staramy się o poprawę swojego osobistego charakteru, tak samo mamy pracować nad poprawą swojego rodzinnego i społecznego środowiska, aby wyrugować pewne niechlubne wady. Taką drogę obrał kard. Stefan Wyszyński, kiedy ogłosił Jasnogórskie Śluby Narodu. To przecież była walka z wadami narodowymi. Wymieniliśmy mocne punkty modlitwy o uzdrowienie międzypokoleniowe: na wzór św. Jana Pawła II i kard. Stefana Wyszyńskiego zamykamy furtki do powracających grzechów przez rozeznanie wad narodowych, przez uświadomienie sobie naszych środowiskowych obciążeń i systematyczną walkę z tymi zagrożeniami przez pracę nad swoim charakterem.

Ale są też słabe punkty popularnej dziś teorii o uzdrowieniu międzypokoleniowym. Jakie? Kiedy ktoś próbuje doszukać się w grzechach przodków furtek, przez które demon miałby zamieszkać w jego rodzinie i w tej rodzinie przenosić się z pokolenia na pokolenie. Kiedy ktoś jest przekonany, że demon miałby buszować czy grasować po życiu kolejnych pokoleń, dopóki takiej furtki nie zamknie się w tzw. spowiedzi furtkowej. To jest nowość i do tego niezgodna jest z tradycją Kościoła, z dotychczasową historią lektury Pisma Świętego w Kościele. Owszem, prorok Ezechiel mówi, że za jego czasów powtarza się w Izraelu przysłowie: „Ojcowie jedli cierpkie jagody, a synom zęby ścierpły” (Ez 18,2). A na to Pan Bóg odpowiada: „Nie będziecie więcej powtarzali tej przypowieści w Izraelu” (Ez 18,3).

Podsumowując: modlitwa o uzdrowienie międzypokoleniowe w sensie walki z wadami narodowymi zgodnie z wezwaniem kard. Wyszyńskiego jest czymś jak najbardziej pożytecznym. Gdyby jednak miała się zmienić, jak stało się to ostatnio, w badanie rodzinnej przeszłości, aby robić rachunek sumienia naszym przodkom, wtedy byłaby taką nowością, której lepiej się wystrzegać.

Zauważmy dodatkowo: badanie grzechów naszych przodków, które miałyby powodować moje dzisiejsze kłopoty duchowe, zawsze będzie nieskuteczne. Dlaczego? Gdyż możemy zrobić swój własny rachunek sumienia, ale jak możemy zrobić rachunek sumienia prapradziadkowi? Nie znamy przecież prapradziadka, nie wiemy, czy kogoś skrzywdził, czy nie doprowadził do utraty dziecka nienarodzonego. Nie tylko, że tego nie wiemy, ale w dodatku nigdy nie będziemy tego wiedzieć. Ta metoda jest więc w punkcie wyjścia całkowicie nieskuteczna, gdyż jest niemożliwa do praktycznego wprowadzenia w życie.

 

- Wiele osób praktykowało tzw. spowiedź furtkową. Gdy Episkopat zakazał takich praktyk, są zdezorientowani. Niektórzy pytają: co teraz – ekskomunika?

 

- Spowiedź furtkowa jest nowością, którą wprowadzono w ostatnich latach w wielu środowiskach. Dla tych, którzy ją praktykowali, zarówno penitentów, jak i spowiedników, nie ma mowy w komunikacie Episkopatu o żadnych karach. Biskupi zwrócili po prostu uwagę, że praktyka, którą wprowadzono, nie jest dobra i należy jej zaprzestać. Nie ma w tym nic dramatycznego ani zaskakującego. Jest to zwykła korekta duszpasterska, jakich wiele już było i wiele jeszcze będzie w przyszłości. Często w historii Kościoła proponowano rozmaite nowości, które potem wymagały sprostowania i oczyszczenia. Tak działa Kościół od czasów Apostołów: „Wszystko badajcie”, ale tylko niektóre rzeczy zachowujcie!” (por. 1 Tes 5,21). 


[2015]