bp Andrzej Siemieniewski
„Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” — Lectio divina w rozwoju duchowym kapłana
Nasz temat — Lectio divina drogą rozwoju duchowego kapłana — zilustrowany jest biblijnym wersetem: „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19). To zdanie Ewangelii Łukaszowej odnosi się wprawdzie wprost tylko do wydarzeń związanych ze Zwiastowaniem i Narodzeniem Chrystusa, jednak można je rozszerzyć na cały czas ziemskiego życia Zbawiciela. Co więcej, można je odnieść również do kontaktu współczesnego chrześcijanina z całym historycznym zapisem Ewangelii, a więc z życiem Chrystusa. A czyż nie to jest właśnie sednem modlitwy zwanej lectio divina? Czyż nie ma doprowadzić do spotkania? Czyż „u początku bycia chrześcijaninem stoi nie decyzja etyczna czy jakaś wielka idea, ale spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujący kierunek” (Benedykt XVI, Deus caritas est, 1)?
Oba aspekty, zarówno ten wskazujący na Maryję sprzed dwudziestu wieków, jak i ten odnoszący się do nas dziś, zostały zasygnalizowane przez papieża Jana Pawła II w liście o różańcu. Po pierwsze więc,
„Maryja żyje z oczyma zwróconymi na Chrystusa i skarbi sobie każde Jego słowo: Zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu (Łk 2,19; por. 2,51). Wspomnienia o Jezusie, wyryte w Jej duszy, towarzyszyły Jej w każdej okoliczności, sprawiając, że powracała myślą do różnych chwil swego życia obok Syna. To te wspomnienia stanowiły niejako ‘różaniec’, który Ona sama nieustannie odmawiała w dniach swego ziemskiego życia” (Jan Paweł II, Rosarium Virginis Mariae, 10).
Po drugie zaś:
„Aby dać [różańcowej] medytacji podstawy biblijne i większą głębię, dobrze jest odczytać odnośny tekst biblijny. Inne słowa nie są bowiem nigdy tak skuteczne, jak Słowo natchnione. Należy go słuchać, mając pewność, że jest to Słowo Boga, wypowiedziane na dzisiaj i dla mnie” (Jan Paweł II, Rosarium Virginis Mariae, 30).
Ten sam ewangeliczny werset (Łk 2,19) znalazł swoje miejsce także w nowej adhortacji Benedykta XVI — Verbum Domini. I to właśnie w tej części papieskiego listu, gdzie omówiona została modlitwa lectio divina:
„Lectio divina nie kończy się, dopóki nie doprowadzi do działania (actio). [Matka Boża] «zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu» (Łk 2,19; por. 2,51), umiała dostrzec «w wielkim planie Bożym głęboką myśl łączącą wydarzenia, czyny i rzeczy, pozornie ze sobą niepowiązane»” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 87).
1. Historia magistra vitae (spiritualis)
Podejmiemy teraz dwa wątki kryjące się w tytułowym, ewangelicznym zdaniu: „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19).
Pierwszy wątek dotyczy wyrażenia „sprawy”. Ważne jest przecież, że przedmiotem rozważań Maryi nie były ogólno-teologiczne idee, ale faktyczne wydarzenia rozświetlone spojrzeniem wiary oraz przeniknięte duchowym zrozumieniem pełni planu Bożego. Rozwój duchowy poprzez lectio divina dokonuje się dlatego, że możliwe jest spotkanie tu i teraz z Jezusem Chrystusem, a nie tylko z twórczością literacką przekazującą wzniosłe idee teologiczne.
Drugi wątek to „rozważanie w sercu” — a więc medytacja. Gdy do tego dojdziemy, zatrzymamy się na chwilę nad obrazem medytacji chrześcijańskiej w adhortacji Verbum Domini.
a. Przez Biblię poznać Jezusa
Historia jest nauczycielką życia — głosiło starożytne hasło. Możemy je odnieść do lectio divina: historia Jezusa z Nazaretu jest nauczycielką życia duchowego. W jakim sensie?
„Słowo Boże jest dla synów Kościoła pokarmem duszy oraz źródłem czystym i stałym życia duchowego” (Dei Verbum, 21) — tak brzmi podsumowanie nauczania Soboru Watykańskiego II na temat biblijnych podstaw duchowości chrześcijańskiej.
Duchowość chrześcijańską określamy jako przeżywanie relacji z Bogiem: dokonuje się to przez spotkanie Jezusa Chrystusa. Fundamentalne pytanie brzmi wobec tego: czy my, chrześcijanie, znamy Jezusa z Nazaretu? Trzydzieści lat temu Hans Urs von Balthasar pytał: Czy znamy Jezusa? (Kennt uns Jesus — kennen wir Ihn?)[1]. Jeśli znamy, to jest możliwa duchowość chrześcijańska. Jeśli nie — to duchowości chrześcijańskiej nie ma, gdyż nie można poznać „jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłał, Jezusa”.
Tymczasem luterański biblista Rudolf Bultmann (†1976) przedstawiał związek wiary chrześcijan z Jezusem historii jako zgoła niepotrzebny, a do tego niemożliwy do zrealizowania:
„Prawie niczego nie można dowiedzieć się o życiu i osobie Jezusa, ponieważ wczesne źródła chrześcijańskie nie wykazują zainteresowania ani jednym, ani drugim. Co więcej, są fragmentaryczne i często legendarne, a innych źródeł na temat Jezusa nie ma”[2].
Tę postawę Bultmanna przejęła też pewna liczba współczesnych katolików. Z jednej strony są gorliwymi czytelnikami Pisma Świętego, mogą nawet rozważać je na kręgach biblijnych i grupach dzielenia, ale równocześnie wyrażają swoje przekonanie, że znakomita większość wydarzeń opisanych w Nowym Testamencie nigdy się nie wydarzyła, a przeważająca większość słów zapisanych w Ewangelii — nigdy nie została wypowiedziana.
Wielki szwajcarski kardynał, Hans Urs von Balthasar przejmująco opisuje sytuację wytworzoną przez opisane wyżej poglądy na temat Biblii:
„Stawia nas to przed stosem ruin, czyli przed zniszczoną Postacią przekazaną nam przez Nowy Testament. Jest nie do pojęcia, że katoliccy teologowie mogą sami podtrzymywać w sobie i doradzać swoim uczniom tę schizofreniczną postawę: z jednej strony zachowują całą kościelną wiarę (a przecież zakłada ona właśnie prawdziwość owej Postaci!), a z drugiej strony — oddają się na pastwę tej «nauki» niszczącej treść wiary”[3].
Lectio divina, duchowe czytanie Ewangelii, angażujące trzeźwy rozum i pełne wiary serce stałoby się wtedy niemożliwe.
b. Prawdziwy Jezus z Nazaretu
Wobec takiej sytuacji z radością należy przyjąć pojawienie się w 2007 roku pierwszego tomu książki papieża Benedykta XVI Jezus z Nazaretu, a w obecnym roku 2011 tomu drugiego. Benedykt XVI potwierdza jako oczywistość odwieczne przekonanie Kościoła:
„Zgodność faktu i słowa […] jest konstytutywna dla wiary chrześcijańskiej. Bez niej niezrozumiały jest rozwój Kościoła; jego orędzie całą swoją wiarygodność i historyczną wartość zawdzięczało i nadal zawdzięcza temu właśnie splataniu się sensu i historii. Gdzie odrzuca się to powiązanie, tam rozpada się podstawowa struktura wiary chrześcijańskiej”[4].
Gdyby ktoś zapomniał o historycznej wartości przedmiotu swojej medytacji, czyli lectio divina, to Benedykt XVI przypomni mu retorycznym pytaniem:
„Co mogłaby znaczyć wiara w Jezusa Chrystusa, w Jezusa Syna Boga żywego, jeżeli Człowiek Jezus miałby zupełnie różnić się od Tego, którego ukazują ewangeliści i którego na podstawie Ewangelii głosi Kościół?”[5].
Z niepokojem zaznacza papież: „wrażenie, że o Jezusie mamy niewiele pewnych wiadomości i że Jego obraz dopiero później ukształtowała wiara w Jego boskość; […] wrażenie to przeniknęło w znacznym stopniu do świadomości chrześcijan”. Benedykt XVI komentuje to następująco:
„Sytuacja ta jest dramatyczna dla wiary, ponieważ niepewny się staje właściwy punkt jej odniesienia: zachodzi obawa, że wewnętrzna przyjaźń z Jezusem, do której przecież wszystko się sprowadza, trafi w próżnię”[6].
Jednym słowem: do powszechnej mentalności przeniknęło przekonanie, iż czytając Nowy Testament, mamy kontakt z poglądami wyznawców Jezusa z drugiej połowy I wieku naszej ery, ale nie mamy kontaktu z faktami życia Jezusa. Tego typu przekonanie charakteryzuje nie tylko krytyków Kościoła, ale także pewną liczbę ludzi wierzących, którzy przyjęli to jako rzekomy pewnik naukowy. Tu jest źródło zdecydowanych interwencji papieża Benedykta: „Wiara biblijna opowiada historię nie jako symbole prawd ponadhistorycznych, lecz jest osadzona w historii, która wydarzyła się na powierzchni tej ziemi”[7].
Owszem, nie brak takich, gorliwych nawet czytelników Nowego Testamentu, którzy nie odczuwają żadnej potrzeby historycznej wiarygodności tekstów Ewangelii. Papież wskazuje jednak na wewnętrzną sprzeczność takiej postaci chrześcijaństwa, co jest — jak wiadomo — podstawowym logicznym uchybieniem:
„Jaką wiarę [Ewangelia] «poświadcza», jeśli pominęła historię? Jak umacnia wiarę, jeśli staje przed nami — mocno ten moment podkreślając — jako świadectwo historyczne, a relacją historyczną jednak nie jest? Mamy tu do czynienia z fałszywym pojęciem historyczności, jak również z fałszywym pojęciem wiary”[8].
Papieski argument można ująć w schemat logiczny: tekst Ewangelii, na przykład Janowej, wielokrotnie sygnalizuje pragnienie oddania historycznych realiów wydarzeń z życia Jezusa, jak choćby w słowach: „Ten właśnie uczeń daje świadectwo o tych sprawach, i on je opisał; a wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe” (J 21,24). Jeśli ktoś jednak twierdzi, że nie jest to wcale relacja historyczna, lecz tylko literacka kompozycja, to nie może równocześnie twierdzić, że jest to świadectwo wiary. Trzeba wybrać: albo-albo. Albo jest to świadectwo wiary w zbawczą moc wydarzeń, które są opisane w Ewangelii, albo Ewangelia nie opisuje faktycznych wydarzeń, ale wtedy jest świadectwem nie tyle wiary, co raczej wyobraźni. A lectio divina ma sens tylko wtedy, gdy prowadzi do spotkania z autentyczną postacią Jezusa z Nazaretu.
c. Islamizacja chrześcijaństwa
Jeśli jedyną wartość ewangelicznych opowieści miałoby stanowić ich teologiczne orędzie, a nie odniesienie do tego, co się faktycznie wydarzyło, to ich wartość byłaby podobna do innych dydaktycznych historii (czy historyjek), które też nie muszą mieć odniesienia do rzeczywistości. Jeżeli święty tekst Biblii byłby dowolnym wytworem wspólnoty kościelnej, bez większego związku z faktami z życia Jezusa z Nazaretu, to kulminacją zbawczego działania Boga w historię świata nie byłoby już narodzenie Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, ale zesłanie Bożej Księgi. I tak niepostrzeżenie przejęlibyśmy muzułmańskie rozumienie chrześcijaństwa. To wyznawcy Koranu określają chrześcijan mianem „ludu księgi”; sami chrześcijanie jednak tak siebie nie nazywają; wystarczy wspomnieć na zdanie papieża Benedykta: „wiara chrześcijańska nie jest «religią Księgi», ale «Słowa Wcielonego i żywego»” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 7).
Stąd bierze się istotny wątek nauczania papieskiego, przewijający się regularnie przez jego nauczanie od początku papieskiego pontyfikatu:
„Fakt historyczny jest konstytutywnym wymiarem wiary chrześcijańskiej. Historia zbawienia nie jest mitologią, ale prawdziwą historią” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 32).
Tylko dzięki temu możliwe jest osiągnięcie ostatecznego celu tej modlitwy chrześcijańskiej, jaką jest lectio divina:
„Obcujemy tutaj z osobą samego Jezusa. Jego jedyna i szczególna historia jest ostatecznym słowem, jakie Bóg kieruje do ludzkości” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 11).
Lectio divina to kontakt nie tylko z literackim opisem, ale i z realiami historycznymi stojącymi u podstaw opisu. To oczywiście nieprzerwana tradycja Kościoła, przypominana także przez bł. Jana Pawła II:
„Kontemplacja oblicza Chrystusa winna czerpać inspirację z tego, co mówi o Nim Pismo Święte […]. Za pośrednictwem Apostołów dotarła do nas ich wizja wiary potwierdzona przez konkretne świadectwo historyczne: świadectwo prawdziwe, które Ewangelie — choć poddane zostały złożonemu procesowi redakcyjnemu i choć miały służyć przede wszystkim katechezie — przekazują nam w sposób w pełni wiarygodny” (Jan Paweł II, Novo millennio ineunte,17).
2. Beatus vir qui in lege domini meditatur
a. Lectio – meditatio – oratio – contemplatio – actio
Przejdźmy teraz do drugiego wątku — „rozważania w sercu” czyli medytacji: „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19). Ten fragment Biblii znalazł swoje miejsce w adhortacji papieża Benedykta XVI Verbum Domini i to w bardzo znaczącej części dokumentu. Oto po omówieniu istotnych części składających się na modlitwę słowem Bożym zwaną lectio divina papież napisał:
„Wydoskonaloną formą syntezy i zbiorem tych elementów jest postać Matki Bożej, będąca dla każdego wiernego wzorem uległego przyjęcia słowa Bożego. Ona «zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu» (Łk 2,19; por. 2,51)” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 87).
Cóż to za elementy? Benedykt XVI przypomina dobrze zapewne znane w naszym środowisku sprawy:
„Lectio divina rozpoczyna się czytaniem (lectio) tekstu, które rodzi pragnienie autentycznego poznania jego treści: co mówi tekst biblijny sam w sobie?
Następuje później rozważanie (meditatio), w którym stawiamy sobie pytanie: co mówi tekst biblijny nam?
Dochodzi się następnie do etapu modlitwy (oratio), która zakłada pytanie: co my mówimy Panu w odpowiedzi na Jego Słowo?
Wreszcie lectio divina kończy się kontemplacją (contemplatio), podczas której przyjmujemy Jego spojrzenie przy ocenie rzeczywistości i zapytujemy się: jakiego nawrócenia umysłu, serca i życia domaga się od nas Pan?
Lectio divina w swojej dynamice nie kończy się, dopóki nie doprowadzi do działania (actio)” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 87).
Chciałbym zwrócić uwagę szczególnie na drugi z wymienionych elementów: co mówi tekst biblijny nam? Jak dodał papież w swej adhortacji:
„Tutaj każdy osobiście, ale także wspólnota powinna otworzyć się na nie i z nim skonfrontować, ponieważ nie chodzi o rozważanie słów wypowiedzianych w przeszłości, ale wypowiadanych w chwili obecnej” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 87).
b. Czytanie Biblii we wspólnocie świętych Kościoła
„Wspólnota powinna otworzyć się na słowo”: to ponadindywidualne otwieranie się na biblijny tekst ma obejmować jak najszersze gremium Kościoła, ze szczególnym podkreśleniem roli świętych w interpretowaniu Pisma Świętego.
Dlaczego akurat świętych? Czy do interpretacji Pisma Świętego nie wystarczą nam eksperci? Przede wszystkim specjaliści filologii języków starożytnych, znawcy środowiska powstawania tekstów biblijnych oraz środowiska ich pierwotnych odbiorców — czyż nie moglibyśmy na nich poprzestać w naszym pragnieniu dobrego poznania orędzia Pisma? A jednak Papież pisze wyraźnie:
„Interpretacja Pisma świętego nie byłaby pełna, gdybyśmy nie wysłuchali również tych, którzy naprawdę żyli słowem Bożym, czyli świętych” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 48).
Z jakiego powodu? Przecież ekspertami biblistyki byli tylko nieliczni spośród kanonizowanych i beatyfikowanych, niektórzy byli ludźmi mało uczonymi, a zdarzali się zgoła analfabeci… Jak więc wyjaśnić tę papieską myśl? Niech pomoże nam fragment Ewangelii cytowany przez Benedykta XVI na zakończenie rozdziału Święci i interpretacja Pisma adhortacji Verbum Domini:
„Prośmy Pana, aby przez wstawiennictwo tych świętych, kanonizowanych właśnie w dniach zgromadzenia synodalnego poświęconego słowu Bożemu, nasze życie stało się tą «ziemią żyzną», na której Boski Siewca może siać słowo, by wydało w nas owoc świętości «trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny» (Mk 4,20)” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 49).
„Ziarnem jest Słowo Boże” (Łk 8,11) — a najlepszy sposób poznania mocy i wartości ziarna, to zasianie i czekanie — aby przekonać się, co z niego wyrośnie.
„Świętość w Kościele jest hermeneutyką Pisma, od której nikt nie może abstrahować. Ten sam Duch Święty, który natchnął świętych autorów, pobudza świętych, by oddali życie dla Ewangelii. Uczenie się od nich jest niezawodną drogą do żywej i skutecznej hermeneutyki słowa Bożego” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 49).
Sięgnijmy po przykład: do zrozumienia zdania z Listu do Rzymian: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12) na pewno niezmiernie pożyteczna jest znajomość greckiego brzmienia tego tekstu, sytuacji chrześcijańskiej gminy rzymskiej w połowie I wieku oraz stosunku św. Pawła do rzymskiego prawa. Czy jednak te wiadomości wyczerpują możliwości zgłębiania tekstu?
Jeśli „najgłębsza interpretacja Pisma pochodzi od tych, którzy pozwolili się kształtować słowu Bożemu przez słuchanie go, czytanie i wytrwałe rozważanie” (VD, 48), to czyż ostatecznym pogłębieniem hermeneutyki biblijnej nie będzie odwołanie się do postaci błogosławionego, który ten werset biblijny uczynił sztandarem swojego życia duchowego? Księdza Jerzego Popiełuszki z jego działalnością duszpasterską i nauczaniem opartym na przesłaniu: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”? Czy ktoś jest w stanie dostarczyć nam głębszej hermeneutyki tego tekstu niż warszawski duszpasterz?
Idąc tą samą drogą można pytać, czy ktoś lepiej wyjaśni nam zdanie „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych braci moich, mnie uczyniliście” (Mt 25,40) niż Matka Teresa z Kalkuty? Albo zdanie „dobry pasterz oddaje życie swoje za owce” (J 10,11) — gdzie znajdzie się lepsze wyjaśnienie niż w losach duszpasterza, ks. Jana Vianneya?
To w tym sensie „każdy święty jest jakby promieniem światła wychodzącym ze słowa Bożego” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 48). Sam Apostoł, kiedy pisał o „liście Chrystusowym”, który „znają i czytają wszyscy ludzie” (por. 2 Kor 3,2-3) miał przecież na myśli nie zapisane kartki, ale ludzi, których serce zapisał Dobrą Nowiną Duch Święty: „wiadomo, że jesteście listem Chrystusowym dzięki naszemu posługiwaniu, listem napisanym nie atramentem, lecz Duchem Boga żywego; nie na kamiennych tablicach, lecz na żywych tablicach serc” (2 Kor 3,3).
Jeśli „temat natchnienia ma decydujące znaczenie dla właściwego podejścia do Pism oraz dla ich poprawnej hermeneutyki, która z kolei powinna odzwierciedlać ducha, w którym została napisana” (Benedykt XVI, Verbum Domini, 19), to wiara w Boże autorstwo Pisma każe nam też pytać o tego adresata Biblii, którym jest jej odbiorca w II czy w XII wieku chrześcijaństwa, a ostatecznie i w wieku XXI. Natchnienie to dzieło Ducha Świętego, Jego dziełem jest też poprawne odczytanie biblijnego tekstu w prawdziwie chrześcijańskiej modlitwie lectio divina.
* * * * * *
W podsumowaniu przypomnijmy słowa człowieka, kto nie tylko, że nie był chrześcijaninem, ale nawet Bóg, w którego wierzył, nie był osobowym Bogiem znanym nam z kart Pisma Świętego. Ale człowiek ten był czytelnikiem Nowego Testamentu i może stać się naszym pomocnikiem w lectio divina. To Albert Einstein, który w 1929 roku w odpowiedzi na zalew pism kwestionujących historyczne znaczenie Nowego Testamentu rzekł:
„Jezus Chrystus to postać zbyt ogromna jak na twórczość gryzipiórków, nawet zręcznych. […] Nie można przecież przeczytać Ewangelii, nie czując przy tym obecności Jezusa. Jego osobowość pulsuje w każdym słowie. Żaden mit nie ma w sobie takiego życia”[9].
[1] H. Urs von Balthasar, Kennt uns Jesus – kennen wir Ihn?, Freiburg-Basel-Wien 1980; tłum wł.: Gesù ci conosce? Noi conosciamo Gesù?, Brescia 1982.
[2] R. Bultmann, Jesus and the Word, 1934, http://www.religion-online.org/showbook.asp?title=426 (2007).
[3] H. Urs von Balthasar, Gesù ci conosce? Noi conosciamo Gesù?, Brescia 1982, s. 65-66.
[4] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, t. II, s. 218.
[5] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, t. I, Kraków 2007, s. 5.
[6] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, t. I, Kraków 2007, s. 6.
[7] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu t. II, Kielce 2011, s. 115.
[8] Tamże.
[9] M. Jammer, Einstein and Religion, Princeton University Press 1999, s. 22, http://books.google.com/books?id=TnCc1f1C25IC&pg=PP1&dq=Einstein+and+Religion#v=onepage&q=&f=false (2009).
[2011]