sobota, 1 października 2011

Równi wobec Boga: biblijne źródła demokracji?


bp Andrzej Siemieniewski 

 

Równi wobec Boga: biblijne źródła demokracji?

Konferencja naukowa: Chrześcijaństwo – demokracja – rynek 

 

Życie dopisało niezwykle aktualny wstęp do naszego spotkania na temat chrześcijaństwa, demokracji i rynku. W tych właśnie dniach, jesienią 2011 w Grecji, w kolebce europejskiej demokracji, społeczeństwo stanęło przed decyzjami mającymi określić przyszłość kraju na długie dziesięciolecia. Postanowiono zapytać ludzi o zdanie rozpisując referendum: każdy obywatel miał być równy w decydowaniu o losach swojej ojczyzny, każdy miał mieć jeden głos. Jak został oceniony taki rzadki dziś akt demokracji bezpośredniej?

„Pomysłem referendum rozpętano burzę”, donosił dziennik z dzisiejszej stolicy demokracji europejskiej, z Brukseli. Pomysłodawca odwołania się do opinii ludu „stracił zaufanie nie tylko przywódców” innych krajów, ale „też poparcie społeczeństwa”, a „projekt referendum wywołał konsternację i irytację”, donosiła prasa; zaraz po ogłoszeniu, że do referendum jednak nie dojdzie, informowano z ulgą: „sytuacja się wyjaśniła”. Kompetentne władze wydały wreszcie komunikat, podkreślający, że „historyczne zdobycze kraju” i „osiągnięcia ludu” całkiem zwyczajnie „nie mogą zależeć od jakiegoś referendum”[1]. Lud okazał się niewystarczająco odpowiedzialny, aby to od niego miały zależeć zdobycze ludu. Demokracja to, jak widać, bardzo aktualny temat, rozpalający emocje i elektryzujący świat. Niech poprowadzi nas dalej w tej tematyce Adam Mickiewicz, autor, który fundamentalną równość ludzi stojącą przecież u podstaw demokracji wywodzi z tradycji biblijnej:

 

„Podczaszyc zapowiedział, że nas reformować,

Cywilizować będzie i konstytuować;

Ogłosił nam, że jacyś Francuzi wymowni

Zrobili wynalazek: iż ludzie są rowni.

Choć o tem dawno w Pańskim pisano zakonie                    

I każdy ksiądz toż samo gada na ambonie.                         

Nauka dawną była, szło o jej pełnienie!                               

Lecz wtenczas panowało takie oślepienie,                           

Że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie,

Jeśli ich nie czytano w francuskiej gazecie”[2].

 

1. Równi i równiejsi

Słowa poematu Pan Tadeusz: „ludzie są równi” to konieczny postulat demokracji. Nasz narodowy poeta wywiódł ideę równości ludzi z biblijnej wiary: „Pański zakon”, w którym wyczytał, że „ludzie są równi”, to przecież nic innego, jak Pismo Święte. W ten sposób od razu stanęliśmy wobec problemu: skąd bierze się wiara w to, że w jakimś sensie (w jakim? to dopiero do ustalenia…) ludzie „są równi”.

Pierwsze wrażenie obserwatora rodzaju ludzkiego jest przecież zupełnie odmienne: ludzie w oczywisty sposób wydają się nie być równi, poczynając od najbardziej trywialnego znaczenia: nie są równi w sensie fizycznym, skoro tak bardzo odmienni są co do wzrostu, urody, sił i zdrowia.

Ale dotyczy to także bardziej nietrywialnych sensów słowa „równość”: ludzie mają różne zdolności umysłowe i organizacyjne; są w nierównym stopniu pożyteczni dla swoich zakładów pracy. Zwolennik tezy, iż „ludzie są równi”, zwykle nie będzie zadowolony, jeśli mu zaproponujemy, aby jego stanowisko na uniwersytecie zajął przypadkowy człowiek z ulicy, przecież równy jemu. Ludzie nie są równi co do pożytku, jaki przynoszą społeczeństwu: jeden opracowuje metodę walki z nowotworami, inny — metodę włamania do domu sąsiada. Zdanie „ludzie są równi” ma więc zapewne znaczyć: „chociaż ludzie ewidentnie nie są równi w tak wielu dziedzinach, to jednak będziemy ich traktować w niektórych aspektach życia tak, jak gdyby byli równi”.

Powstaje pytanie, dlaczego? Może w jakimś obiektywnym sensie jednak są równi? Może jednak za postulatem równości, na przykład równości wobec prawa, kryje się coś więcej niż tylko pożyteczna fikcja prawna? Mickiewicz podpowiada nam: „o tem dawno w Pańskim pisano zakonie”. Ma to znaczyć: traktujemy ludzi jako równych sobie, ponieważ są równi w oczach Bożych.

Bez odpowiedzi na pytanie o powód takiego przekonania, jakże łatwo o stopniową zmianę mentalności sygnalizowaną przed laty przez G. Orwella: „Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są bardziej równe niż inne” (All animals are equal, but some animals are more equal than others)[3]. Czyż nie to wydaje się najbardziej zdroworozsądkowym wnioskiem płynącym z obserwacji faktycznego stanu ludzkiej społeczności? Z przeglądu wydarzeń ostatnich dni odnosimy raczej wrażenie, że tylko nieliczni wiedzą, co jest dobre dla przyszłości kraju, a jeśli pozwolimy wypowiadać się wszystkim, to tylko napytamy sobie biedy…

Potrzeba więc zapewne jakiejś solidnej bazy, aby głosić równość wszystkich ludzi; wydaje się też przy tym, że baza ta winna pochodzić spoza danych obserwacyjnych, że musi mieć charakter transcendentny. Albo, mówiąc słowami litewskiego szlachcica sprzed dwustu lat, pochodzić musi „z Pańskiego zakonu”.

 

2. Zakon Pański o równości ludzi

2.1. Nie czyńcie różnic między sobą

Zaglądamy więc do Biblii, aby odnaleźć coś na temat równości ludzi. Takie poszukiwanie oczywiście wymaga znajomości charakteru literatury biblijnej. Dwa czy trzy tysiące lat temu lud Izraela inaczej wyrażał myśli niż współczesny Europejczyk. Interesujące nas elementy można znaleźć, choć oczywiście będą wyrażone w języku właściwym kulturom starożytnym, a nie w terminologii prawa państwowego naszych czasów.

Na początek nieco dłuższy fragment listu św. Jakuba, jednego z mniej znanych tekstów Nowego Testamentu:

 

„Niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: «Usiądź na zaszczytnym miejscu!», do ubogiego zaś powiecie: «Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!», to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi?

 Posłuchajcie, bracia moi umiłowani! Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują? Wy zaś odmówiliście ubogiemu poszanowania. Czy to nie bogaci uciskają was bezwzględnie i nie oni ciągną was do sądów? Czy nie oni bluźnią zaszczytnemu Imieniu, które wypowiedziano nad wami?

Jeśli przeto zgodnie z Pismem wypełniacie królewskie Prawo: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego, dobrze czynicie. Jeżeli zaś kierujecie się względem na osobę, popełniacie grzech, i Prawo potępi was jako przestępców” (Jk 2,1-9).

 

Zasada równości jest tu sformułowana nie w postaci abstrakcyjnej, do jakiej przyzwyczajony jest współczesny czytelnik, ale przez odwołanie się do konkretu wspólnego zebrania i kryteriów przyznawania honorowych miejsc. „Królewskie Prawo” nakazuje, by wszyscy byli traktowani jak królowie. Zgodnie ze staropolską terminologią Prawo to właśnie Zakon, który naruszenie podstawowej równości ludzi potraktuje jak przestępstwo.

Znajdujemy tu podwójną argumentację: najpierw pozytywną, powołującą się na ewangeliczną zasadę: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12,30). Równość wszystkich ludzi wynika więc z tego, że każdy jest równy mnie samemu. Następnie zaś pada argument negatywny: „Jeżeli zaś kierujecie się względem na osobę, Prawo potępi was jako przestępców” (Jk 2,9). Prawo to oczywiście wyraz woli Boga, a więc Bóg jest źródłem zasady równości ludzi: to dla Niego ludzie są równi.

W bardziej archaicznej formie to samo jest wyrażone w pierwszej biblijnej deklaracji praw człowieka. Znajdziemy ją w księdze Rodzaju i — paradoksalnie — dotyczy prawa do życia przestępcy, chodzi o prawo do życia Kaina. Po popełnionej zbrodni, zabójstwie Abla,

 

„Kain rzekł do Pana: «skoro mam być zbiegiem na ziemi, każdy, kto mnie spotka, będzie mógł mnie zabić!». Ale Pan mu powiedział: «O, nie! Ktokolwiek by zabił Kaina siedmiokrotną pomstę poniesie». Dał też Pan znamię Kainowi, aby go nie zabił, ktokolwiek go spotka” (Rdz 4,15).

 

Jakkolwiek różne mogą być interpretacje tego pierwotnego tekstu, to jedno jest pewne: człowiek ma niezbywalne prawo do życia. Niezbywalność polega tu na tym, że nawet w przypadku popełnienia zbrodni ludzie są równi w odniesieniu do tego prawa.

W obrazowej i przemawiającej do serca formie widzimy tę samą zasadę w Ewangelii. Bardziej niż litera prawnego przepisu przemawia tu postawa Jezusa Chrystusa wobec trędowatych, celników, grzeszników: „nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają” (Łk 5,31). A w jeszcze innej formie, u św. Pawła: „Już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich [jest] Chrystus” (Kol 3,11).

 

2.2. Katechizm równości

Po wiekach Kościół sformułuje to w swoim katechizmie następująco: „Dzięki wspólnemu początkowi rodzaj ludzki stanowi jedność” (KKK 360). Tym wspólnym początkiem jest pochodzenie od Boga-Stwórcy. A konsekwencje tego są dalekosiężne i dotyczą także równości wobec podstawowych praw ludzkich. Rodzaj ludzki obejmuje podstawowa jedność:

 

„- miejsca jego zamieszkania - ziemi

- oraz dóbr, z których wszyscy ludzie na podstawie prawa naturalnego mogą korzystać, by podtrzymywać i rozwijać swoje życie;

- celu nadprzyrodzonego, którym jest sam Bóg, do którego wszyscy mają dążyć” (KKK 360).

           

Język dokumentu Kościoła, idąc tu za Biblią, nie odwołuje się do terminologii dokumentu operującego pojęciami normy prawnej; jest to raczej język rodzinny, dający podstawę pod przyszłe prawne sformułowania wszystkich możliwych kultur i cywilizacji: „Prawo ludzkiej solidarności i miłości, nie wykluczając bogatej różnorodności osób, kultur i ludów, zapewnia nas, że wszyscy ludzie są rzeczywiście braćmi” (KKK 361).

Z jednej strony deklaruje się tu tezę o prawie do życia, wolności i dążenia do szczęścia (wspomniane są też inne prawa, choć nie wymienia się ich z nazwy). A z drugiej strony podaje się motywację tej tezy: jeśli ludzie „są równi”, to dlatego, że „są stworzeni równi” (are created equal); jeśli są obdarzeni niezbywalnymi prawami, to dlatego, że owymi prawami są obdarzeni przez Boga (endowed by their Creator).

Nie jest jasne, co stałoby się z tą tezą, gdyby opuścić jej fundament, a mianowicie przekonanie o istnieniu Boga-Stwórcy. Trzy prawa (do życia, do wolności i dążenie do szczęścia) są oczywiste, ale dlatego, że znane jest ich źródło: Bóg Stworzyciel. Warto przy tym zauważyć trzeźwą roztropność ojców-założycieli amerykańskiej republiki. Nie mówią o „prawie do szczęścia”, jak chciałoby to rozumieć wielu dzisiejszych czytelników, ale o prawie do dążenia do niego: czy to dążenie zostanie uwieńczone sukcesem, pozostaje poza deklarowanym prawem człowieka, w prawie do dążenia do tego wszyscy pozostają jednakże równi.

 

            3.2. Liberté, égalité, fraternité

Wolność, równość, braterstwo to jedno z haseł Rewolucji Francuskiej, w późniejszych czasach zmienione w jej rozpoznawalną ikonę. Deklaracja praw człowieka i obywatela, późniejsza od amerykańskiej Deklaracji niepodległości Deklaracja praw człowieka i obywatela, umieszczona na początku tekstu Konstytucji francuskiej z roku 1791, jest bardziej powściągliwa w materii określenia źródła praw człowieka: uczy wprawdzie w swoim pierwszym artykule, że „Ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi w swych prawach” (les hommes naissent et demeurent libres et égaux en droits)[5], ale nie jest jasne źródło pewności autorów deklaracji, że właśnie tak jest. Owszem, celem społeczności politycznej jest „zachowanie naturalnych praw człowieka” (la conservation des droits naturels et imprescriptibles de l'homme)[6]; prawa te są nawet wymienione: „wolność, własność, bezpieczeństwo i opór wobec ucisku” (la liberté, la propriété, la sûreté et la résistance à l'oppression); ale czy jest jasne, dlaczego mamy myśleć, że prawa te są w jakiś sposób naturalne, a nie tylko zadekretowane przez wolę ludzkiego prawodawcy. Tym bardziej, że u Francuzów w odróżnieniu od tekstu amerykańskiego miejsce Boga zajmuje teraz prawo: to w oczach prawa obywatele są równi (tous les Citoyens étant égaux à ses yeux), prawo zaś to „wyraz powszechnej woli” (l'expression de la volonté générale)[7].

Z biegiem lat łatwiej bywało o negatywne uzasadnienie źródeł praw człowieka, czyli głoszenie, skąd nie bierze się zasadnicza równość ludzi, niż o znalezienie fundamentu pozytywnego. Dobitnie wyraził to tekst „Międzynarodówki”:

 

Nie nam wyglądać zmiłowania,

Z wyroków bożych, z pańskich praw

Z własnego prawa bierz nadania

I z własnej woli sam się zbaw!

 

„Pański Zakon” został tu już wyraźnie odrzucony jako podstawa przyszłej równości, wraz z „Bożymi wyrokami” i „Pańskimi prawami”: ни бог, ни царь и не герой, jak śpiewano w Rosji; czy w wersji francuskiej: ni Dieu, ni César, ni tribun[8].

Trudności tej unika preambuła Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka ONZ, gdy odwołuje się najzwyczajniej w świecie do argumentacji utylitarnej: uznanie równości praw człowieka daje pozytywne skutki. Bardziej teoretyczna logika motywacyjna wydaje się po uproszczeniu taka: prawa człowieka wynikają z wiary w prawa człowieka[9].

 

„Zważywszy, że uznanie przyrodzonej godności oraz równych i niezbywalnych praw wszystkich członków wspólnoty ludzkiej jest podstawą wolności, sprawiedliwości i pokoju świata,

Zważywszy, że nieposzanowanie i nieprzestrzeganie praw człowieka doprowadziło do aktów barbarzyństwa, które wstrząsnęły sumieniem ludzkości, […]

Zważywszy, że Narody Zjednoczone przywróciły swą wiarę w podstawowe prawa człowieka, godność i wartość jednostki oraz w równouprawnienie mężczyzn i kobiet,

Art. 1

Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw”.

 

4. Papieskie pytania

Tym ważniejsze wydają się więc apele o jasne uświadomienie sobie fundamentu przekonania o równości ludzi, zwłaszcza zaś te z ostatnich lat, wypowiedziane najpierw przez Jana Pawła II, a niedawno także przez papieża Benedykta XVI. Są to fundamentalne pytania o podstawy demokracji.

 

4.1. Jan Paweł II w Sejmie Rzeczypospolitej

Podczas swojej historycznej wizyty w Sejmie Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 11 VI 1999 roku Jan Paweł II przypominał, że z nastaniem demokracji nie zakończyła się historia zmagań o wolność i o godne życie społeczności ludzkiej:

 

„Po upadku w wielu krajach ideologii […] które wiązały politykę z totalitarną wizją świata — przede wszystkim marksizmu — pojawia się dzisiaj nie mniej poważna groźba zanegowania podstawowych praw osoby ludzkiej i ponownego wchłonięcia przez politykę nawet potrzeb religijnych, zakorzenionych w sercu każdej ludzkiej istoty: jest to groźba sprzymierzenia się demokracji z relatywizmem etycznym, który pozbawia życie społeczności cywilnej trwałego moralnego punktu odniesienia, odbierając mu, w sposób radykalny, zdolność rozpoznawania prawdy.

Jeśli bowiem nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”[10].

 

Jakie konkretnie wydarzenia historyczne miał na myśli polski papież? Możemy się tego dowiedzieć z jego książki Pamięć i tożsamość:

 

„Przecież to parlament legalnie wybrany pozwolił na powołanie do władzy Hitlera w Niemczech w latach trzydziestych, a z kolei ten sam Reichstag […] otworzył drogę do politycznej inwazji na Europę”[11].

 

To ważny akcent: jeśli nie istnieje żadna instancja transcendentna wobec demokratycznej woli ludu, to właściwie w imię czego można by oceniać takie wybory, jakich dokonali niemieccy wyborcy 5 marca 1933 roku lub wyborcy austriaccy 10 kwietnia 1938 roku? Jest to możliwe tylko wtedy, gdy ma się perspektywę sięgającą wyżej niż wola większości. Jak wyraził to austriacki męczennik, a dziś już błogosławiony Kościoła katolickiego, Franz Jägerstätter:

 

„To co stało się u nas wiosną 1938 r. niewiele się różniło od tego, co stało się w Wielki Czwartek tysiąc dziewięćset lat temu, kiedy tłum miał wolny wybór między niewinnym Zbawicielem i zbrodniarzem Barabaszem”[12].

 

Jeśli jeden człowiek może dokonać wyboru moralnie nagannego, to czy wybór dokonany przez milion ludzi też może być moralnie odrażający? Zapewne, ale gdzie są kryteria pozwalające przykładać moralną miarę do woli ludu?

Dziedzictwo ateńskiego antyku to z jednej strony idea demokracji, a więc władzy ludu. Z drugiej jednak strony to także dramat Antygony, która będąc zmuszona wybierać między prawem boskim i prawem ludzkim, ogłasza względność stanowionego prawa ludzkiego. To także dziedzictwo historii Sokratesa, skazanego przecież w majestacie prawa, zgodnie z regułami demokracji, której podlegało sądownictwo w Atenach. Antygona i Sokrates przypominają, że prawa ludzkie podlegają moralnej ocenie, nawet jeśli są prawami uznawanymi przez demokratyczną większość ludzi; że jeśli demokracja zakłada transcendentne, pozaempiryczne uzasadnienie równości wszystkich ludzi, to wynika z tego także transcendentne  uzasadnienie prawa naturalnego.

Leszek Kołakowski odwołując się do argumentacji bardziej filozoficznej niż teologicznej wyraził to słowami: „Prawo naturalne ustanawia bariery, które ograniczają prawo pozytywne: […] powinno więc prawo naturalne siedzieć jak nieustępliwy demon na karku wszystkim prawodawcom świata”[13].

 

4.2. „Św. Paweł w Bundestagu”

Ten sam problem poruszył całkiem niedawno papież Benedykt XVI, kiedy dnia 22 września 2011 roku podczas swojego przemówienia do posłów Bundestagu w Berlinie odpowiadał na pytania o historyczne źródło idei praw człowieka:

 

„Idea praw człowieka, idea równości wszystkich ludzi wobec prawa, przekonanie o nienaruszalnej godności człowieka w każdym człowieku i wiedza o odpowiedzialności człowieka za jego postępowanie rozwinęły się z przekonania o istnieniu Boga-Stworzyciela”[14].

 

W odniesieniu do tych papieskich odwiedzin w parlamencie Niemiec użyto nawet określenia „święty Paweł w Bundestagu”, przywołując nieodparte skojarzenia z wcześniejszą o prawie dwa tysiące lat wizytą Apostoła na ateńskim Areopagu (i z jakże podobnymi reakcjami, z którymi spotkał się tam św. Paweł). A ostateczna diagnoza papieska wygłoszona wobec niemieckich parlamentarzystów brzmiała tak:

 

„Kultura Europy powstała ze spotkania Jerozolimy, Aten i Rzymu, ze spotkania między wiarą w Boga Izraela, filozoficznym rozumem Greków oraz prawniczym myśleniem Rzymu. To trojakie spotkanie buduje wewnętrzną tożsamość Europy”[15].

 

Demokracja, tak ściśle związana z najnowszą historią Europy, ma więc swoje źródła także w biblijnej wizji człowieka. Władza ludu jest możliwa, gdy równość ludzi wobec prawa zakorzeniona jest w bardziej pierwotnej równości ludzi wobec Stwórcy i gdy demokratycznie podjęte wybory tych ludzi będą podlegać moralnej ocenie.


[1] „Greece’s position within the euro area is a historic conquest of the country that cannot be put in doubt. This acquis by the Greek people cannot depend on a referendum”, Evangelos Venizelos, minister finansów Grecji, oświadczenie z dnia 3 XI 2011, http://www.bbc.co.uk/news/mobile/world-europe-15574796 (04.11.2011).

[2] A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, ks. I.

[3] G. Orwell, Animal Farm — a Fairy Story, London 1945.

[4] US Declaration of Independence of the Thirteen United States of America, Adopted by Congress on July 4, 1776, http://www.earlyamerica.com/earlyamerica/freedom/doi/text.html (24.09.2011).

[5] Déclaration des droits de l'homme et du Citoyen du 26 août 1789, art. 1, http://www.cosmovisions.com/ChronoRevolutionDeclarationDroits.htm (24.09.2011).

[6] Déclaration des droits de l'homme et du Citoyen du 26 août 1789, art. 2.

[7] Déclaration des droits de l'homme et du Citoyen du 26 août 1789, art. 6.

[8] Jak zawodne bywają zapewnienia państwowych dokumentów w kwestii praw człowieka łatwo się przekonać, kiedy porówna się skromniejsze zapewnienie naszej polskiej konstytucji z 1997 roku (obywatele „są równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego — Polski”) z idącym o wiele dalej zapewnieniem oferowanym przez konstytucję komunistycznej Korei Północnej, która stwierdza w artykule 65: „Citizens shall have equal rights in all spheres of the state and social life”: deklaruje się równość obywateli po prostu we wszystkim.

[9] ONZ Powszechna Deklaracja Praw Człowieka (1948), Preambuła, http://www.unic.un.org.pl/dokumenty/deklaracja.php?&print=1 (24.09.2011).

[10] Jan Paweł II, przemówienie w parlamencie, Warszawa 11 czerwca 1999, http://www.pielgrzymka.opoka.org.pl/warszawa10_12/index.html (08.11.2011).

[11] Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość, Kraków 2005, s. 139.

[12] Franz Jaegerstaetter, http://www.justpeace.org/franz.htm (08.11.2011).

[13] L. Kołakowski, Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania, Kraków 2009, s. 222-223.

[14] Benedykt XVI, Apostolische Reise nach Deutschland 22.-25. September 2011 Besuch des deutschen Bundestags Ansprache von Papst Benedikt XVI. Berliner Reichstagsgebäude Donnerstag, 22. September 2011, http://www.vatican.va/holy_father/benedict_xvi/travels/2011/index_germania_ge.htm (23.09.2011).

[15] Tamże.


[2011]



czwartek, 11 sierpnia 2011

Ruchy religijne — dar czy kłopot?

 

bp Andrzej Siemieniewski 

 

Wykład w ramach XLI Wrocławskich Dni Duszpasterskich: Kościół naszym domem? 

Ruchy religijne — dar czy kłopot?

 

Tytuł refleksji Kościół naszym domem? — opatrzono znakiem zapytania, w ten sposób zostaliśmy zaproszeni do szukania odpowiedzi. Odpowiedź fundamentalną i ponadczasową znamy już od dwudziestu wieków:

 

„Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga: wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha” (Ef 2,21-22).

 

„Domownicy Boga”, a więc wraz z Nim mieszkający w jednym domu — w Kościele. To w eklezjalnej wspólnocie zaczyna się spełniać proroctwo Apokalipsy: „Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi” (Ap 21,3). Ale program czterdziestych pierwszych Wrocławskich Dni Duszpasterskich podpowiada nam konieczność wcielenia tej biblijnej prawdy w nasze życie. Ma nam w tym pomóc hasło „ruchy religijne” czy „ruchy odnowy Kościoła”. Ale znowu, nie tylko ze znakiem zapytania, lecz nawet z postawieniem nas na rozstajnych drogach: ruchy eklezjalne są darem czy może raczej kłopotem dla Kościoła? Kościoła, który w wizji Pana Jezusa z całą pewnością ma być domem: „mój dom będzie zwany domem modlitwy dla wszystkich narodów” (Iz 56,7; por. Mt 21,13; Mk 11,17; Łk 19,46).

1. Eklezjalni marzyciele

„Kościół naszym domem” — brzmi to ładnie, ale czy nie jest to mrzonka? Ein Traum von Kirche[1] Marzenie o Kościele — tak brzmiał tytuł książki wydanej kilkanaście lat temu w Niemczech. O Kościele można oczywiście marzyć: wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie idealną wspólnotę ludzi pełnych wszelkich zalet i cnót. Zapraszam jednak do innej postawy: do otwarcia oczu i zajrzenia do innej książki o Kościele, i to najstarszej ze wszystkich na ten temat. Co to za dzieło? Tak, nie mylimy się: pierwsza i najbardziej podstawowa książka na ten temat to Nowy Testament. Czy w Biblii znajdziemy nierealistyczne marzenia na temat Kościoła? Owszem, jak najbardziej!

Marzycielem okazuje się na przykład Piotr: „Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć” (Łk 22,33); „choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię” (Mt 26,33). Marzycielami okazują się jego apostolscy towarzysze: „choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie” (Mk 14,31). Wśród uczniów Pana Jezusa marzycieli nie brakowało.

Tylko On jeden okazał się realistą: „Powiadam ci, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że mnie znasz” (Łk 22,34). Jeden, który wiedział, że na duchową ucztę Kościoła przyjdą najróżniejsi: „wyjdźcie na opłotki i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie” (Mt 22,9). Głównym atutem Kościoła okazują się nie tyle idealni biesiadnicy, co raczej Gospodarz uczty. A biesiadnicy? Ci święci, owszem, są pociągającym przykładem: podczas XXVI Światowych Dni Młodzieży w Madrycie w sierpniu 2011 rozmawiałem z duszpasterzem z jednego z arabskich krajów, gdzie dominują muzułmanie. Powiedział mi: jeśli wyznawców islamu coś interesuje w Kościele, to święci bohaterowie wiary; fascynuje ich styl bycia, niezwykła odmienność w stosunku do tego, co spotyka się zwykle w życiu.

Ale co z większością biesiadników uczty Pana Jezusa: mniej świętych, albo całkiem nieświętych, takich jak my?

2. Dar bywa kłopotliwy

W niedzielę 21 sierpnia 2011 po południu, po zakończeniu uroczystości Dni Młodzieży w Madrycie, papież opuścił już stolicę Hiszpanii. Zajrzałem wtedy do katedry de la Almudena i wracałem powoli do siedziby biskupów, do akademika uniwersytetu Francisco de Vitoria na przedmieściach. Byłem pewny, że wybrałem właściwy autobus, ale musiałem coś pomylić: w połowie drogi okazało się, że trzeba wysiąść i czekać pół godziny na właściwy kurs. Co dziwne, ten sam błąd popełniła grupa uczniów, licealistów z Meksyku. I gdy tylko znaleźliśmy się na przystanku, zaczęli rozmowę: o Polsce, o Kościele, o papieżu Benedykcie, o Światowych Dniach Młodzieży. Aż nagle jedna z uczennic zapytała: „My jesteśmy z ruchu Regnum Christi. Czy słyszał ksiądz o nas?”.

Niestety słyszałem: na kilka lat przed śmiercią założyciela tego ruchu (w 2008 roku) wybuchł skandal. Mający dawać przykład duszpasterz okazał się obyczajowym skandalistą i finansowym malwersantem. Papież Benedykt odsunął go od wszelkiej aktywności kapłańskiej i wysłał na przymusowy pobyt milczenia. I oto meksykańska licealistka na przystanku autobusowym w Madrycie pyta mnie wobec grona swoich koleżanek ze szkoły: „Co mamy zrobić z tym faktem? Czego oczekuje od nas Pan Jezus?”.

Przyszła mi tylko jedna odpowiedź do głowy: czytajcie Nowy Testament! Tam jest o zdradzie Judasza i o zaparciu się Piotra. Każdy, kto zostawał chrześcijaninem w pierwszym wieku edukował się na takich przykładach. Po co? Aby wiedzieć, na kogo można liczyć w Kościele na sto procent: na Jezusa Chrystusa, „który przyszedł zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy” — to z kolei doświadczenie duchowe byłego Szawła (1 Tm 1,15).

Ta scena z życia pokazuje nam: dar ruchów odnowy Kościoła bywa kłopotliwy i nieidealny. Tak samo jak kłopotliwi i nieidealni byli apostołowie. Ale czy ruchy są tylko kłopotem? 

3. Kłopot bywa obdarowaniem 

Nieoczekiwaną odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć na ukraińskiej katolickiej stronie internetowej Credo — Католицький часопис. Pod koniec lipca pojawił się tam wpis: „дуже добре, що поляки мають відкриті серця і приїжджають до нас[2] („bardzo dobrze, że Polacy mają otwarte serca i przyjeżdżają do nas”). Był to komentarz internauty do wydarzenia opisanego nieco wcześniej w ukraińskim tygodniku ukazującym się w Koziatyniu, miasteczku w obwodzie winnickim niedaleko Berdyczowa: „Козятин відвідала вроцлавска спільнота Халлілу Ях[3] („Koziatyń odwiedziła wrocławska wspólnota Hallelu Jah”). W dalekim Koziatyniu ktoś jak najbardziej pozytywnie rozstrzygnął dylemat „dar czy kłopot” na podstawie swojego osobistego doświadczenia. Kilkanaście osób zaangażowanych we wspólnotę jednego z wrocławskich ruchów odnowy Kościoła przez tydzień zasiewało ziarno przyjaźni między gośćmi z Polski i mieszkańcami środkowej Ukrainy, aby ułatwić wzajemne dzielenie się wiarą w codziennej Eucharystii, w zajęciach chrześcijańskiej świetlicy dla dzieci z bloków sąsiadujących z kościołem, w wieczornych nabożeństwach modlitewnych i ewangelizacyjnych wieczornych wypadach na miasto. I ewidentnie zostało to odebrane jako dar przez miejscowych Ukraińców. 

Tydzień później znalazłem się w Raciborzu. W rozmowie z osobą zaangażowaną w codzienne życie parafii usłyszałem o wielu problemach, jakie wynikły wokół miejscowej wspólnoty, która wyrosła wprawdzie przy katolickiej parafii, ale później obrała drogę prowadzącą ją do konfliktu z duszpasterzami. Więcej niż o darze, usłyszałem wtedy o kłopocie. 

Jak się okazuje, by dotrzeć do fundamentu, odpowiedź na pytanie o miejsce wspólnot w Kościele wymaga głębszej refleksji. Niech pomogą nam słowa bł. Jana Pawła II, który przed prawie dwudziestu laty uczył w orędziu skierowanym do polskiej Rady Ruchów w 1994 roku: 

 

„Niezwykły rozkwit ruchów i stowarzyszeń katolików świeckich w Kościele jest jednym z wielkich znaków czasu, który trzeba ciągle na nowo odczytywać. […]. Jest to dar Ducha Świętego dla Kościoła w naszych czasach, którego nie wolno zmarnować. Dzisiaj odnowa Kościoła przebiega w znacznej mierze tą właśnie drogą […]. Otwarło się dla Kościoła bardzo ważne i nowe poniekąd pole działania. Trzeba w tej dziedzinie nadrabiać wiele zaległości, trzeba się wiele uczyć i zdobywać nowe doświadczenia, a dotyczy to nie tylko świeckich, ale także duszpasterzy”[4].

                

Szczególnie godne podkreślenia wydają się w tych słowach zwłaszcza dwa sformułowania: po pierwsze, „rozkwit ruchów to znak czasu, który trzeba wciąż na nowo odczytywać”; po drugie zaś „w tej dziedzinie trzeba się wiele uczyć”. Nasze dzisiejsze spotkanie w ramach Wrocławskich Dni Duszpasterskich to dowód, że tę naukę pragniemy podjąć.

            4. Więcej niż liczby

Wprawdzie liczby nie są najważniejsze, ale bywają pomocne. Jak donosiła Katolicka Agencja Informacyjna, dwieście tysięcy osób wzięło udział 22 sierpnia 2011 wieczorem w spotkaniu powołaniowym Drogi Neokatechumenalnej w Madrycie, bezpośrednio po zakończeniu tam pobytu papieża Benedykta XVI[5]. Oznacza to, że kilkanaście procent wszystkich uczestników tegorocznego Dnia Młodzieży przyjechało w ramach tego jednego ruchu. Czy przybyliby bez jego organizacyjnej pomocy? Można wątpić. Uczestników innych ruchów aż tak dokładnie nie liczono w Madrycie, ale łatwo było zauważyć, że i ich nie brakuje. W sumie cykliczne spotkania młodzieży z Ojcem Świętym okazują się w znacznej mierze spotkaniami z ruchami odnowy Kościoła.

Nie samymi liczbami się jednak fascynujemy. W piątek 19 sierpnia 2011 przed południem poszedłem do wspaniałego madryckiego parku Parque del Buen Ritiro. Na jednym z trawników pośród sosen zaczęła się akurat katecheza dla neokatechumenalnej grupy pochodzącej z Brazylii, ale katechezę głoszono (na szczęście dla mnie) po hiszpańsku. Oto co zapisałem sobie pod madrycką sosną:

- „Bóg nie posłał nas do Madrytu, abyśmy sobie pośpiewali, ale byśmy ewangelizowali!”

- „Droga Kościoła to droga papieża!”

W wielu krajach rzadko przypomina się o tak fundamentalnych zadaniach młodych świeckich katolików i o tym, gdzie wspólnota katolicka ma szukać ośrodka swojej tożsamości.

Duża część tej katechezy poświęcona była roli demona. W naszych czasach jedni katolicy w ogóle zapomnieli o jego istnieniu, inni mówią wiele o jego działalności, ale kulminację jego zakusów widzą w gabinetach akupunktury lub w księgarniach sprzedających siedem tomów sagi o Harrym Potterze, co nie sprawia zbyt poważnego wrażenia. Temu, co usłyszeli w swojej katechezie brazylijscy neokatechumeni, powagi nie zabrakło. Zarysowany przez katechistę demoniczny plan destrukcji Europy to zmiana definicji rodziny przez prawną sankcję dla małżeństw homoseksualnych, ale także prezentacja ludzkiego cierpienia jako czegoś bezsensownego, co prowadzi tylko do rozpaczy.

Ruchy eklezjalne mają odwagę przypominać prawdy Ewangelii niekiedy zapominane w chrześcijańskiej codzienności: konieczność Kościoła do zbawienia, niezbędność wiary do bycia w Kościele, konieczność głoszenia słowa dla wzbudzenia wiary i dostosowania życia do wyznawanej wiary i to w takiej formie, jak pragnie tego ten Kościół, którego ojcem duchownym jest papież Benedykt XVI. Taki jest sens najpopularniejszego okrzyku madryckich Dni 2011: Esta es la juventud del Papa… — To jest młodzież papieża!

            Czy jest to możliwe tylko zagranicą? Niekoniecznie. Oto kilka przykładów, których byłem świadkiem w tym roku w Polsce:

 

- Pierwszy tydzień lipca 2011, w Rewalu na Pomorzu Szczecińskim wspólnota Hallelu Jah organizuje letnie rekolekcje dla 300 osób. Po odpowiednim przygotowaniu parafian pewnego wieczoru w kościele parafialnym zaczyna się animowana przez wspólnotę noc Słowa Bożego: od wtorkowej Mszy wieczornej do środowej Mszy porannej kilkunastominutowe lektury fragmentów Nowego Testamentu przeplatane adoracją i śpiewem.

 

- Drugi tydzień lipca: w Tylmanowej koło Krościenka pięćdziesięciu dolnośląskich uczniów, uczestników oazy Ruchu Światło-Życie formuje się w podstawach życia wiary.

 

- Niedługo potem półtora tysiąca członków Ruchu Rodzin Nazaretańskich w podhalańskim Ludźmierzu przeżywa swój dzień wspólnoty. To zapewne modelowy przykład balansowania między „darem” i „kłopotem”. Pamiętamy list kard. K. Nycza z 2009 roku, w którym zalecił całościową reformę tej wspólnoty dla rozwiązania kryzysu doktrynalnego i duszpasterskiego, jaki się tam pojawił. Ale dzisiejsza sytuacja napawa optymizmem i wiele osób może zaświadczyć o ocaleniu ich duchowego życia właśnie w Ruchu.

 

- Następnie, wspomniana już ukraińska wyprawa wspólnoty Halelu Jah, z której teraz wymienię kolejne szczegóły. Kiedy wracałem z Koziatynia przez kolejne parafie i klasztory, zatrzymałem się przy tablicy z ogłoszeniami duszpasterskimi w Żytomierzu. Czego dowiedziałem się z ogłoszeń? W otoczeniu ludności prawosławnej, a częściej religijnie obojętnej, niewielka mniejszość rzymsko-katolicka zbiera się w swoich świątyniach, do których zaprasza się także na spotkania Ruchu Rodzin Nazaretańskich, rekolekcji Domowego Kościoła czy katechez wspólnot neokatechumenalnych.

 

- Koniec lipca: w podkrakowskich Liszkach spotykają się przedstawiciele międzynarodowej sieci wspólnot charyzmatycznych Miecz Ducha (z Irlandii, USA, Niemiec, Austrii) wraz z kilkuset polskimi członkami wspólnoty Miasto na górze. To kolejne oblicze ruchów odnowy jako daru: umożliwiają przeżywanie katolickości Kościoła w częstym kontakcie z wierzącymi z innych krajów czy nawet kontynentów. Ten aspekt wiary siłą rzeczy rzadko dochodzi do głosu w tradycyjnym duszpasterstwie parafialnym.

 

- Początek sierpnia to rekolekcje organizowane w Karkonoszach przez wrocławską wspólnotę charyzmatyczną Benedictus. Wspólnota animuje czas letniego wypoczynku nie tylko dla „swoich”, ale całkiem zwyczajnie dla parafian zaproszonych po prostu przez niedzielne ogłoszenia duszpasterskie.

 

- Połowa sierpnia to XXVI Światowy Dzień Młodzieży – Madryt. Tu nie trzeba wielu wyjaśnień, gdyż przez transmisje czy reportaże wielu z nas uczestniczyło na bieżąco w tej potężnej manifestacji nadziei dla Europy.

 

- Koniec sierpnia to już Wrocław: kościół św. Augustyna i konferencja dla bardzo licznych w tej parafii wspólnot. Liderzy, animatorzy, zelatorki debatowali na temat Soborowej wizji parafii jako wspólnoty wspólnot.

 

            Tych wydarzeń byłem osobiście świadkiem podczas tegorocznych wakacji. Życiowe fakty są zapewne bardziej przekonującą odpowiedzią na pytanie „dar czy kłopot?” niż teoretyczne dywagacje. Tak, zapewne kłopot: ale jest to kłopot wynikający z wartkiego życia, tak jak dobra i liczna rodzina ma wiele kłopotów właśnie dlatego, że jej codzienność jest pełna dynamizmu, aktywności i pomysłów.

           5. Parafia w adhortacji Verbum Domini

Odrywając zaś wzrok od bieżącego doświadczenia życia, zauważymy zachętę do refleksji nad eklezjalnymi ruchami ze strony dokumentów Kościoła. W adhortacji Verbum Domini papieża Benedykta XVI (2010 r.) znajdziemy kilkakrotne wspomnienie o roli parafii w tym właśnie kontekście. Jest tam więc i zachęta do wspólnotowego sprawowania sakramentu chorych w parafiach (VD, 61), i podobne zalecenie odnoszące się do Liturgii Godzin (VD, 62). Jakże przejmująco brzmi apel „o zweryfikowanie, czy zwyczajna działalność naszych wspólnot chrześcijańskich, w parafiach, w stowarzyszeniach i ruchach rzeczywiście ma na celu osobiste spotkanie z Chrystusem, objawiającym się nam w swoim słowie” i podpowiedź, że można to najlepiej zrealizować przez „powstawanie licznych małych wspólnot «składających się z rodzin, zakorzenionych w parafiach albo związanych z różnymi ruchami kościelnymi i nowymi wspólnotami», które szerzyłyby formację, modlitwę i poznawanie Biblii według wiary Kościoła” (VD, 73).

W swoim wywiadzie-komentarzu do papieskiej adhortacji[6] Kiko Argüello, hiszpański założyciel Drogi Neokatechumenalnej, zwrócił uwagę w kwietniu 2011 roku na ten oto istotny punkt dokumentu Verbum Domini: „misja głoszenia słowa Bożego jest zadaniem wszystkich uczniów Jezusa Chrystusa wynikającym z ich chrztu. […] Trzeba rozbudzić tę świadomość w każdej rodzinie, parafii, wspólnocie, stowarzyszeniu i ruchu kościelnym” (VD, 94).

To bardzo pouczający wywiad. Kiko przypomniał w nim, że Kościół jest posłany do świata, a nas ma to doprowadzić do pytania, czy każdy z nas osobiście już przyjął to zadanie. Nie jest to jakiś dodatek do tożsamości chrześcijanina, który można by potraktować jako hobby dla szczególnie gorliwych, ale raczej coś, co wchodzi w samą istotę chrześcijańskiej wizji osoby. Założyciel neokatechumenatu podkreślił, że greckie korzenie słowa „osoba” pochodzą z tradycji starożytnego dramatu greckiego: persona to pierwotnie określenie roli, jaką aktor miał do odegrania w teatralnej sztuce. Było to zadanie przeznaczone tylko dla niego i nadającego sens jego pojawieniu się na scenie: będzie grał króla albo bohaterską siostrę, albo poetę. A kiedy człowiek oddzieli się od Boga, traci swoją osobę: nie wie już, jaką ma rolę w życiu, po co został stworzony; jednym słowem — jaka jest jego misja, jego życiowa persona.

Wizja parafii jako żywego Kościoła, jako jednej wspólnoty łączącej wiele pomniejszych wspólnot okazuje się więc niezbędna dla pojmowania człowieka jako osoby, jako podmiotu historii z życiową misją. Dodajmy tu skojarzenie: nieprzypadkowo jeden z protestanckich ruchów ewangelizacyjnych przełomu XX i XXI wieku nosił nazwę Youth with a MissionMłodzież z misją.

Jak budować taką parafialną wspólnotę rozmaitych ruchów? W odpowiedzi na to pytanie Kiko Argüello stwierdza: potrzebujemy cudu. A „prawdziwy cud to Kościół, wspólnota miłości” (il vero miracolo e’ la Chiesa, una unione dell’amore). Chodzi tu nie o ideę Kościoła, ani nie tylko o przykłady świętości z minionych wieków lub odległych kontynentów. Albo parafia katolicka staje się tym cudem, albo nie ma siły przyciągania do Chrystusa i skutecznego głoszenia Dobrej Nowiny. Stanie się wtedy tylko środkiem obsługi religijnych potrzeb ludności, w takiej sytuacji zresztą, potrzeb stopniowo zanikających.

6. Promienie Słowa Bożego

Każdy święty jest jakby promieniem światła wychodzącym ze słowa Bożego” (VD, 48), napisał papież Benedykt w adhortacji Verbum Domini. Przez analogię możemy to odnieść także do ruchów i wspólnot w parafii: każda jest jednym z promieni blasku, który wyszedł z bogactwa słowa.

Izaak Newton prowadził niegdyś badania nad rozszczepieniem słonecznego światła na wiele kolorów i nad ponownym ich łączeniem w pierwotny promień. Parafia jest podobnym laboratorium, tyle że duchowym: jedyne światło Bożego Objawienia rozszczepia się tu na bogatą paletę duchowych barw i modlitewnych kolorów.

Istnieje oczywiście pewne niebezpieczeństwo: tak silne zafascynowanie moją grupą, moją duchowością, moją drogą, że zacznę uważać, że wyczerpuje ona już całe bogactwo Kościoła. Nie nowe to niebezpieczeństwo. Czyż św. Paweł nie musiał napominać: „Każdy z was mówi: ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja Kefasa, a ja Chrystusa: czyż Chrystus jest podzielony?” (1 Kor 1,12-13).

Niech przykładem integrowania poszczególnych charyzmatów wspólnot i ruchów będzie niedawne zgromadzenie przedstawicieli światowej młodzieży katolickiej w Madrycie. Choć z tak wielu nurtów duchowych pochodzili, to przecież w papieskiej Eucharystii na plan pierwszy wysunęła się jedność. Wobec ołtarza umilkły różnice i odmienności dróg prowadzących do ofiary Pańskiej, a zabrzmiała jedność: „Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest” (Ef 4,5). To, co przeżywał Kościół powszechny w sierpniowych dniach 2011 roku w Hiszpanii, niech wcieli się w lokalny Kościół naszych parafii i naszej diecezji:

 

„Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga: wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha” (Ef 2,21-22).



[1] Ludger Hohn-Morisch, Ein Traum von Kirche, Freiburg 1998.

[2] http://www.credo-ua.org/2011/07/48330 (3 VIII 2011).

[3] http://www.kazatin.com, 28 VII 2011, s. 8.

[4] Jan Paweł II, Orędzie Ojca Świętego Jana Pawła II do uczestników I Kongresu Ruchów Katolickich, Warszawa, czerwiec 1994 (Watykan, 31 V 1994), http://www.kongresruchow.pl/modules/artykuly/article.php?articleid=100 (13 XI 2010).

[5] 25 tysięcy kapłanów do ewangelizacji Chin, http://ekai.pl/wspolnoty/droga-neokatechumenalna/x45130/tysiecy-kaplanow-do-ewangelizacji-chin (29 VIII 2011).

[6] Kiko Arguello, Wywiad dla włoskiego Radio Maria z dnia 18 kwietnia 2011, http://www.webalice.it/gregorio.rizzo (5 VIII 2011). 

 

[2011]