niedziela, 17 października 2004

Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi - homilia


ks. Andrzej Siemieniewski


HOMILIA
17 października 2004
(29 niedziela zwykła – Rok C)


Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi?


„Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (por. Łk 18,8). Ciekawe, po co takie pytanie znalazło się w Ewangelii. Na pewno nie po to, żeby zasiać w nas niepokój: znajdzie tę wiarę, czy nie znajdzie? Może nic z misji Syna Bożego na ziemię nie wyjdzie… Nie − jeśli takie zdanie się znalazło: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”, to ma na pewno jeden cel: mobilizacja! Abyśmy troszczyli się o to, by Syn Człowieczy wiarę znalazł, gdy przyjdzie – żeby znalazł wiarę w nas i żeby znalazł wiarę w tych, którzy ją od nas przejmą. Najpierw: wiarę w nas. Dzisiaj proponuję uważne wsłuchanie się we fragment Listu świętego Pawła Apostoła do Tymoteusza. Zobaczymy, jakie bogactwa z tego źródła wypłyną.


Pisał Apostoł do Tymoteusza tak: „trwaj w tym, czego się nauczyłeś, […] bo wiesz, od kogo się nauczyłeś” (2 Tm 3,14). Co to jest owa wiara, którą Syn Człowieczy ma znaleźć, kiedy przyjdzie? Wiara to najpierw jakaś treść nauki o Bogu: „wiesz, czego się nauczyłeś”. Wiara jest zawsze wiarą w coś: „Wierzący musi wierzyć – w co? – że Bóg jest i że wynagradza tych, którzy do Niego się zbliżają” (por. Hbr 11,6). Wierzyć trzeba w coś. Nie ma wiary nie wiadomo w co. Wiara Bogu, zakłada najpierw wiarę w Boga, który najpierw musi istnieć, żebym mógł Mu zawierzyć i Mu zaufać. Jest to też wiara w Jego plan zbawienia − „wynagradza tych, którzy się do Niego zbliżają” i wiara w Chrystusa.


Ale ta wiara, którą Jezus ma znaleźć, kiedy przyjdzie, to jest też przejęcie wiary od kogoś. Nie tylko przyjęcie wiary w coś, ale przejęcie wiary od kogoś. Dlatego wierzyć można tylko w Kościele: „Wiesz, od kogo się nauczyłeś”.


Gdzie istnieje wiara? Jedyne miejsce, gdzie wiara istnieje, to jest serce człowieka. To tu jest miejsce dla wiary. Dlatego, jeżeli ktoś chce wierzyć, to musi wiedzieć, od kogo się nauczył: „trwaj w tym, czego się nauczyłeś, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś”.


Wierzyć można tylko w Kościele z bardzo prostego powodu. Jeśli wiara jest w sercach – to musi być w ludziach. Ludzie idący za Jezusem Chrystusem tworzą Kościół. Dlatego Kościół jest ogniskiem wiary. Kto się zbliża do światła, do ciepła, do wiary w Boga, to siłą rzeczy zbliża się do Kościoła, bo wiara tam właśnie jest. I odwrotnie, kto się zbliża do Kościoła, to siłą rzeczy zostanie oświetlony przez promieniujące światło i ciepło. „Wiesz, czego i wiesz od kogo”. Wiesz w co wierzysz jako chrześcijanin – i wiesz od kogo się nauczyłeś, ponieważ wiara jest przekazywana z serca do serca przez pokolenia i my wszyscy jesteśmy tego świadkami.


Ale kiedy Pan Jezus pyta, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie, to oczywiście ma na myśli nie tylko tę wiarę, która już w nas jest. Chodzi też o tę wiarę, którą inni przejmą od nas, ponieważ Kościół jest też wspólnotą promieniującą wiarą, czyli ewangelizującą.


Jest piękne miejsce w Liście do Tymoteusza: „głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz” (2 Tm 4,2). W języku polskim ten tekst się spłaszczył, ale gdy spojrzymy na grecki język, to się staje naprawdę pasjonujące! To bardzo potrzebna instrukcja dla każdego, który dzisiaj się tutaj znajduje. Co właściwie Apostoł polecił czynić – najpierw Tymoteuszowi, ale pewnie w dalszym znaczeniu nam wszystkim?


Najpierw tak: „głoś naukę”. Właściwie to jest napisane: „ogłoś”, „obwieszczaj” − to co nazywamy kerygmatem. Jest taki czasownik kerisso „głosić, obwieszczać”. Obwieszczaj Dobrą Nowinę na sposób kerygmatyczny.


To pierwszy krok. I co dalej? Czego się spodziewamy, głosząc naukę? Co się ma stać w tym człowieku, któremu się głosi kerygmat? Ewangelicznie rzecz biorąc – spodziewamy się, że stanie się uczniem. Co robi uczeń? Uczy się. Być uczniem to nie znaczy być kimś stale takim samym. Być uczniem to znaczy być jutro kimś innym niż dzisiaj. Uczniowie, którzy chodzą do szkół na różnych poziomach, dobrze wiedzą, że w trzeciej klasie nie może być tak jak w drugiej, a w drugiej tak jak w pierwszej. To jest podstawowa cecha ucznia: jest co roku inny; cały czas się uczy. To właściwie jest – precyzyjnie mówiąc – celem kerygmatycznej ewangelizacji: żeby człowiek stał się uczniem.


A jeżeli się uczy – i tu używa św. Paweł innego słowa – to już nie głosi mu się kerygmatu, tu już nie pasuje słowo kerisso − „obwieszczam”. I rzeczywiście jest używane zupełnie inne słowo: didache, albo didaskalia „pouczenie”. Czym to się jedno od drugiego różni?


To są rzeczy nam bardzo potrzebne w praktyce. Wspólnota Hallelu Jah ma na sztandarze wypisane, że jest wspólnotą nie tylko charyzmatyczną, ale także wspólnotą ewangelizacyjną. Co to znaczy? Jeżeli ktoś głosi kerygmat, ten pierwszy krok, to głosi, co Bóg daje człowiekowi: mówi o Bożych prezentach. Bóg daje zbawienie, daje nowe życie, daje odpuszczenie grzechów. Natomiast, kiedy ktoś stanie się uczniem, to czego się uczy? Czy się do końca życia tylko tego uczy, co Bóg daje człowiekowi? Nie, uczy się jeszcze dodatkowo, czego Bóg ode mnie oczekuje. To jest główna część tej drugiej części nauki − didache: uczyć się, czego Bóg ode mnie oczekuje.


Jest bardzo pożyteczny fragment na końcu Ewangelii Mateusza (Mt 28,19-20). Pan Jezus mówi do Apostołów: „Idźcie”. Idźcie – po co? Żeby głosić, żeby obwieszczać. „I ze wszystkich narodów czyńcie uczniów”. Po co „czyńcie uczniów”? Żeby się uczyli – to jest cel bycia uczniem. „Idźcie z kerygmatem”. „Czyńcie z pogan uczniów”. Najpierw udzielając im chrztu w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego, a potem „uczcie ich”: tutaj jest to słowo greckie, od którego pochodzi didache i didaskalia. Już nie „obwieszczacie”, ale „uczycie”. Czego? „Uczcie zachowywać wszystko, co wam przykazałem”.


Co to znaczy uczyć wszystko, co przykazał Jezus w Ewangeliach? To znaczy uczyć rzeczy trudnych. Kiedy uczymy kerygmatu to uczymy o prezentach, a kiedy uczymy didache, to uczymy rzeczy trudnych. Myślę, że nie trzeba długo się zastanawiać, żeby zgadnąć, czego chętniej ludzie słuchają. Czy chętniej słuchają, że dostaną prezent, czy chętniej słuchają tego, że ktoś od nich czegoś wymaga? Ci co mają dzieci, wiedzą, kiedy się pojawi rozpromieniony uśmiech na ustach dzieci. Czy kiedy usłyszą: „dziś mam dla ciebie prezent”, czy kiedy usłyszą: „dziś czeka cię trudne zadanie domowe do odrobienia”? Może się zdarzyć w takiej wspólnocie ewangelizacyjnej, jak właśnie wspólnota Hallelu Jah, że reagujemy jak małe dzieci. Że chętnie, a może nawet ciągle, a może nawet stale, chcemy mówić o prezentach: obwieszczamy co Bóg daje człowiekowi. Kiedy zaś słyszymy o trudnym zadaniu do odrobienia, to promienny uśmiech przemienia się w znużoną i zniechęconą minę: „posłuchamy cię innym razem”. Możemy zmienić się w ludzi, o których mówi św. Paweł w tym samym liście, tuż wcześniej, że są tacy, którzy „zawsze się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy”. Czemu nie doszli do poznania prawdy? Ponieważ tak naprawdę nie chcą słuchać didache, nauki o tym, czego Bóg oczekuje od człowieka.


Jezus uczy rzeczy trudnych – to mało powiedziane – Jezus uczy rzeczy niemożliwych bez łaski. Jeśli ktoś zapomina o tym, że ma stały dostęp do łaski, nieustanny, otwarty przystęp do Ojca, to na jego twarzy, kiedy słyszy o wymaganiach, pojawia się znużenie: zapomniał, że dynamika życia chrześcijanina jest taka: uczeń otrzymuje łaskę, a łaskę otrzymał po to, żeby wypełnić to, czego oczekuje od niego Bóg.


Kiedy Jezus mówi: „cieszcie się i radujcie, gdy wam urągają, prześladują i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was” – to nie jest prezent. To jest bardzo trudne wymaganie. A dlaczego nam się to rzadko udaje wypełnić? Bo się za mało modlimy. Mamy za mały „śmiały przystęp do Ojca”, za małe źródło łaski.


Albo, gdy mówi Pan Jezus tak: „kiedy wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim”. Czasem to wypełnimy, ale rzadko. Dlaczego? Bo zapominamy, że to jest rzecz, która przekracza ludzkie siły i że to się czyni mocą łaski. Żeby wypełnić wymagania Chrystusa, czyli Ewangelię Bożą (didache), trzeba mieć dostęp do łaski.


Albo mówi Pan Jezus: „każdy kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa”. A my i tak patrzymy. Dlaczego? Bo za mały dostęp do łaski.


Albo mówi Pan Jezus: „Nie stawiajcie oporu złemu. Daj temu kto cię prosi i nie odwracaj się od tego, kto chce od ciebie pożyczyć”. „Niech weźmie swój krzyż, niech mnie naśladuje”.


Bóg nazywa się w Ewangelii przede wszystkim Ojcem. Kiedy rodzice mogą wymagać od dzieci? Najpierw muszą im dać życie. Muszą im dać wychowanie. Najpierw dają życie, wychowanie, a potem wymagają. Bóg najpierw daje nowe życie, daje łaskę, daje wychowanie przez Ewangelię, a potem wymaga.


Po co rodzice wymagają? Żeby dręczyć? Nie: chcą, żeby dzieci rozkwitły. Wiedzą, na co ich dzieci stać. Wiedzą, jakie w nich możliwości drzemią. Żeby dorosły do takiej miary, jaka jest możliwa. Więc jeżeli Jezus czyni z nas uczniów, to właśnie po to: wie na co nas stać i do jakiej miary możemy dorosnąć.


Jeżeli ktoś zatrzymuje się na kerygmacie, to ciągle się uczy, a nigdy nauczyć się nie może. To jest ćwierć-chrześcijanin i jego świadectwo jest mizerniutkie. Wyuczył się kerygmatu i go powtarza, ale czy w nim widać spełnienie tego, o czym Jezus mówi jako wymaganiach? Czy widać, żeby on nie stawiał oporu złemu? Aby choć troszkę zbliżył się do doskonałości: „Bądźcie doskonali jak Ojciec wasz doskonały jest niebieski”? Aby się cieszył, jak ktoś mu urąga? Aby poszedł i pojednał się ze swoim bratem? Bierze prezenty, a zapomniał, że Ojciec daje nowe życie po to, żebyśmy wzrastali.


Didache nie jest czymś lekkim, łatwym i przyjemnym. Jest czymś wielkim i wspaniałym, ale trudnym. Dlatego mówi Apostoł, że Pismo Boże jest pożyteczne „do przekonywania”. Dosłownie po grecku mówi Apostoł do Tymoteusza: „zawstydź”. Nie tylko „wykaż błąd”, ale „zawstydź”. A potem zachęć, podnieś na duchu. Że jeżeli bardzo mało zrobiliśmy na drodze Ewangelii to dlatego, że się za mało modlimy. To jest możliwe tylko dzięki łasce. Idźcie z tym kerygmatem, czyńcie uczniów, udzielając im chrztu, czyli otwierając dostęp do łaski. A jak będą mieli dostęp do łaski, to uczcie, dawajcie to didache, uczcie zachowywać wszystko, co wam przykazałem. Są też przykazania Jezusa i one bywają trudne.


Łaska jest konieczna, aby spełnić nauczanie Ewangelii, a o łaskę trzeba się modlić. „Czy Ojciec nie ujmie się za tymi, którzy się do Niego modlą”. Kiedy modlitwa jest skuteczna? Jak wygląda wyobrażenie światowe skutecznej modlitwy? „To mi się marzy, tamto bym chciał, tego bym pragnął… jak tu się modlić, żebym to miał? Żeby Pan Bóg mi dał prezencik? Jak to zrobić?”.


Czy to jest tajemnica skutecznej modlitwy chrześcijańskiej? „Jak to zrobić, żeby przekonać Pana Boga, żeby spełnił moją wolę”? Czy też czasem tajemnica chrześcijańskiej skutecznej modlitwy wygląda inaczej? Kiedy wydoskonalony na Ewangelii chrześcijanin może powiedzieć „znam tajemnicę skutecznej modlitwy”? Czy wtedy kiedy mówi: „Już wiem jak to się robi, żeby przekonać Pana Boga do mojej woli”? Czy jest raczej odwrotnie: mówi „Już wiem jak to się robi, żeby Pan Bóg mnie do swojej woli przekonywał”? Czy to czasem nie jest tajemnica skutecznej modlitwy? Czy czasem nie tak się ujmuje Bóg za wdową, która woła do sędziego? „Panie Boże, bądź wola Twoja”.


Po tym mogę poznać, jeśli jutro uda mi się spełnić jedno z trudnych wymagań Ewangelii. Wtedy się dowiem, po co dostałem prezent, po co się dowiedziałem, że Bóg mnie kocha i ma dla mojego życia wspaniały plan, że Jezus jest jedyną drogą. To są wszystko sposoby rozdawania łaski, a Bóg rozdaje laskę po coś, bo wie na co mnie stać. Pan Bóg wspólnocie Hallelu Jah też rozdaje łaski. Cały strumień łask płynie, płynie – po to, abyśmy się uczyli tajemnicy skutecznej modlitwy. A skuteczna to znaczy taka, że choć troszkę zbliżamy się do tego: „Bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”, aby echo z kazania na Górze zagościło w naszym życiu.


To właśnie znaczą słowa Pana Jezusa, które się znalazły w Ewangelii Mateusza, a potem trafiły także do apostoła Pawła:


„Idźcie z Dobrą Nowiną, czyńcie uczniów, niech dostają łaskę, a wiec udzielajcie im chrztu, a jak będą mieli dostęp do łaski i śmiały przystęp do Ojca, to wtedy uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem”.


Uczniem człowiek się staje i tutaj nigdy nie przestaje być uczniem. To znaczy iść za Jezusem, iść jako uczeń i uczyć się zachowywać wszystko, co Jezus w Ewangelii, a szczególnie w Kazaniu na Górze przykazał. Amen.


[2004]



niedziela, 3 października 2004

Boże charyzmaty - homilia


ks. Andrzej Siemieniewski


HOMILIA
3 października 2004


Boże charyzmaty


Dzieci na pytanie: „Kim chcesz być, jak dorośniesz?” odpowiadają często na przykład tak: „Chcę być strażakiem” (bo widzieli może wóz strażacki na sygnale, który jechał ulicą). Albo odpowiadają: „Chcę być lotnikiem” (bo widzieli, jak samolot szybował w górze). Dzieci, patrząc w przyszłość, miewają marzenia: mieć udział w czymś wielkim, takim jak na przykład jazda wozem strażackim; albo w czymś górnolotnym, porywającym, właśnie czymś takim, jak lot odrzutowcem.


To bardzo dobrze mieć takie pragnienia i wcale nie byłoby pożyteczne, gdyby one z czasem zanikały. Powinny raczej z wiekiem dojrzewać. To właśnie przychodzi na myśl, kiedy czytamy ten fragment z Ewangelii, który na dzisiejszą niedzielę jest przeznaczony: „Wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17,10). Człowiek, który jest zadowolony, jest po prostu szczęśliwy, że może przyłożyć rękę do dzieła Bożego na świecie. Z tego powodu jest właśnie szczęśliwy.


Jan Budziaszek powiedział kiedyś, że największy zaszczyt, największe wyniesienie, które nas może spotkać w naszym życiu, to kiedy ktoś nas poprosi o modlitwę. To jest udział w czymś wielkim, w czymś górnolotnym, w czymś większym nawet niż jazda wozem strażackim, i czymś bardziej nawet górnolotnym niż lot odrzutowcem: kiedy ktoś cię poprosi o modlitwę.


Dzisiaj oprócz wezwania do przyłożenia ręki do pługa, do wykonywania dzieł Bożych, słyszymy też o tym, że dzieła Boże trzeba wykonywać Bożą mocą. Nie ma innego sposobu. Skoro Pan Bóg daje dzieła do wykonania, to siłą rzeczy musi też być jakaś Boża moc do ich spełnienia. Słyszeliśmy dziś w liście św. Pawła bardzo specjalne słowo, które jest biblijną nazwą mocy udzielanej przez Boga ludziom po to, żeby mogli wykonać to, co do nich należy. Co to za słowo? To słowo brzmi „charyzmat”. Co to słowo biblijnie w pełni znaczy? To ważne, w szczególności dlatego, że jesteśmy w gronie wspólnoty Hallelu Jah, która ma wypisane na swoich sztandarach, że jest wspólnotą „charyzmatyczną”.


Kiedy przeglądamy Nowy Testament, to słowo „charyzmat” w najbardziej widoczny sposób, najbardziej spektakularny, kojarzy się z sytuacją, kiedy ludzie się zeszli na modlitwie. Tak czytamy na przykład w Pierwszym Liście do Koryntian, w rozdziale 14. Czytamy tam: „Kiedy się razem zbieracie, ma każdy z was już to dar śpiewania hymnów, już to łaskę nauczania albo objawiania rzeczy skrytych, lub dar języków, albo wyjaśniania” (1 Kor 14,26).


Z jaką sytuacją z naszego życia nam się to kojarzy? To nam się kojarzy ze spotkaniem modlitewnym. To jest właśnie ta sytuacja: „Kiedy się razem zbieracie” – zbieracie się po co? Na spotkanie modlitewne. To spotkanie modlitewne nie jest przeprowadzane o własnych siłach, tylko o siłach Bożych. Oczekujemy, że kiedy się razem zbierzemy, to „ktoś z was”, ktoś z tych, co się zeszli, ma dar śpiewania hymnów, ktoś ma łaskę nauczania, ktoś ma dar języków, albo wyjaśniania. Dodał jeszcze św. Paweł na końcu: „Wszystko niech służy zbudowaniu” (1 Kor 14,26).


Co to właściwie ma znaczyć, na przykład, że ktoś ma dar śpiewania hymnów. Czy to znaczy, że koniecznie jest po średniej szkole muzycznej? Czy to o to tylko chodzi? Czy to jest cała treść tego słowa? Po czym poznamy, że śpiewa ktoś, kto ma dar, charyzmat śpiewania hymnów? Po czym odróżnimy go od człowieka, który po prostu bardzo dobrze śpiewa, ale nie ma charyzmatu? Po czym będzie widać? Jak to się różni? To się różni skutkiem. Jeśli ktoś ma charyzmat śpiewania hymnów, kiedy się razem gromadzimy, to na końcu mówimy: „Dzisiaj Pan Bóg we mnie działał − nawróciłem się”, albo: „Czułem skruchę”, albo: „Czułem wzniosłość obecności Bożej”, albo: „Przypomniałem sobie dużo rzeczy, za które mam Bogu dziękować”. Jeśli jest taki skutek − najróżniejsze sposoby modlitwy pokutnej, dziękczynnej, uwielbieniowej się we mnie obudziły − to z całą pewnością jest to charyzmat. „Ma każdy z was już to dar śpiewania hymnów, już to łaskę nauczania”. Po czym poznać, że ktoś ma łaskę nauczania? Czy koniecznie po tym, że ma tytuł naukowy z teologii? Czy tylko to właśnie się nazywa łaską nauczania? Łaska nauczania polega na tym, że na końcu mówimy: „Rzeczywiście, Pan Bóg tego ode mnie oczekuje. Rzeczywiście, powinienem to wiedzieć, a do tej pory nie wiedziałem”. Jest to łaska nauczania, czy objawiania rzeczy skrytych, lub dar języków, który też pewnie warto na spotkaniach modlitewnych budzić. „Niech wszystko służy zbudowaniu”. Miejsc, gdzie jest mowa o tego typu charyzmatach, jest więcej. Nawet zaraz obok, w Liście do Koryntian 12 jest napisane tak: „Wszystkim […] objawia się Duch dla wspólnego dobra. Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania […], innemu jeszcze dar wiary […], innemu łaska uzdrawiania […], innemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków” (1 Kor 12,7-10). Jak widać niektóre wymienione w 1 Kor 12 charyzmaty są te same, co w 1 Kor 14, a niektóre trochę inne.


Są to z całą pewnością charyzmaty. Kiedy one się ujawnią? „Kiedy się razem zbieracie”. Czyli to są charyzmaty, które mają okazję się ujawnić – do tego przeznaczone, żeby się ujawnić − na wspólnotowym spotkaniu modlitewnym. Są więc bardzo ważne, bardzo widoczne – przez dwadzieścia minut, godzinę, czy półtorej godziny w tygodniu – kiedy się wspólnie modlimy. Ale powstaje ważne pytanie: czy możemy na tym skończyć omawianie charyzmatów? Jeszcze raz zauważmy: „Kiedy się razem zbieracie” ma każdy z was taki to albo inny charyzmat. Ale jak często my się zbieramy na tego typu zgromadzenie modlitewne? Raz w tygodniu. Z tego by wynikało, że tego typu charyzmaty praktycznie mają okazję się przejawić najwyżej ze dwie godziny w tygodniu. To bardzo dobrze i bardzo pożytecznie, tylko od razu nam to sugeruje pytanie: czy ja, chrześcijanin, mam być człowiekiem charyzmatycznym przez dwie godziny w tygodniu? To już byłoby bardzo dobrze, ale to jeszcze trochę mało. Dlatego Nowy Testament mówi nam o jeszcze innych charyzmatach. Jest jeszcze inna grupa charyzmatów, jakby z zupełnie innej półki. To jest w Liście do Rzymian. Posłuchajmy, mówi nam św. Paweł tak: „Mamy zaś według udzielonej nam łaski różne dary” (Rz 12,6). Nazywają się one tam charismata po grecku. Paweł zaczyna je wymieniać: dar proroctwa „zgodnie z wiarą”, albo urząd diakona „dla wykonywania czynności diakońskich”, „bądź urząd nauczyciela – dla wypełniania czynności nauczycielskich, bądź dar upominania – dla karcenia. Kto zajmuje się rozdawaniem, niech to czyni ze szczodrobliwością; kto jest przełożonym, niech działa z gorliwością; kto pełni uczynki miłosierdzia, niech to czyni ochoczo” (Rz 12,6-8).


To też się nazywa charyzmaty, chociaż są to jakieś inne charyzmaty. Nawet nie o to chodzi, że jest ich jeszcze kilka więcej, tylko to jest zupełnie inny rodzaj. Otóż, te charyzmaty mają okazję ujawnić się kiedyś indziej. Nie tylko na spotkaniu modlitewnym, a może nawet niektóre w ogóle nie na spotkaniu modlitewnym. Gdzie mają okazję ujawnić się te właśnie charyzmaty: pełni uczynki miłosierdzia, jest przełożonym, zajmuje się rozdawaniem? Wtedy, kiedy służymy pracując, kiedy działamy, kiedy pracujemy: służba pracą. Uczynki miłosierdzia, działanie z gorliwością, bycie przełożonym, rozdawanie, czynności nauczycielskie, diakońskie – ujawnią się wtedy, kiedy pracujemy poza spotkaniem modlitewnym, kiedy służymy swoją pracą, swoim działaniem innym.


Uwaga: te charyzmaty są mniej spektakularne, dlatego rzadziej się o nich mówi, bo je mniej widać. Dlaczego? Bo te, które się spiętrzyły na spotkaniu modlitewnym, łatwo zaobserwować: łatwo zauważyć, że ktoś śpiewa tak, że nas wciąga do modlitwy, albo że ktoś się modli w językach. To od razu widać. Natomiast mniej spektakularne jest to, że ktoś osiem godzin pracując służy, na przykład jako nauczyciel. Albo zajmuje się uczynkami miłosierdzia: dziś, jutro, pojutrze, za dwa dni, za trzy, za cztery: robi to zawsze. To jest mniej widoczne i z tego powodu rzadziej się o tym mówi, ale czy są to charyzmaty mniej ważne? Z całą pewnością nie. Chyba nie jest w ogóle możliwe, żeby Pan Bóg udzielał nieważnych darów. Wszystkie muszą być ważne, skoro ich udziela. Są to charyzmaty służby. W tym gronie warto do nich częściej wracać, ponieważ rzadko się o nich mówi. Nawet w kościele się o nich rzadko mówi. I w odnowie charyzmatycznej też się rzadko mówi o nich − co dziwne.


Charyzmaty służby – niezmiernie ważne. Św. Paweł użył słowa „charyzmat” właśnie mówiąc o tego typu działaniach: uczynki miłosierdzia, ktoś jest przełożonym, zajmuje się rozdawaniem. To oczywiście tylko przykłady, bo takich prac, kiedy ktoś ofiarnie służy bliźniemu, można wymieniać dziesiątki i setki, a mówi św. Paweł: to są właśnie charyzmaty, które mamy udzielone według przydzielonej nam łaski.


Postawmy jeszcze raz takie pytanie: Jak długo – w ciągu doby na przykład – tego typu charyzmaty mają okazję się ujawnić? Dużo dłużej niż te pierwsze: pięć godzin, osiem, może dwanaście. Ujawniają się tak długo, jak długo służymy pracując. O ile te pierwsze charyzmaty mówiły nam, jak Pan Bóg chce nam pomóc, kiedy się modlimy, o tyle ta druga grupa charyzmatów mówi o tym, jak działa moc Boża, kiedy działam: jak wtedy moc Boża się objawi. To bardzo ważna grupa charyzmatów, bardzo istotna, ale zapytajmy, czy to już koniec, czy charyzmaty się wyczerpują w tych dwóch grupach? Grupa pierwsza: modlę się z mocą Bożą. Grupa druga: działam z mocą Bożą. Pierwsza grupa ma się okazję ujawnić dwie godziny w tygodniu, może kilka godzin. Druga grupa ma się okazję ujawnić kilka, może wiele godzin w ciągu doby. Ale czy to już wszystko? Czy Pan Bóg ma jeszcze jakieś inne charyzmaty?


Otóż, tak. Jest jeszcze bardzo ważna grupa charyzmatów, które określają nie to, co się dzieje, kiedy się modlę i nawet nie to, co się dzieje, kiedy coś robię. Ta trzecia grupa charyzmatów, określa to, kim jestem: nawet kiedy akurat się nie modlę i nawet kiedy akurat nie działam. Jeszcze trzecia grupa charyzmatów, która nazywa się w Nowym Testamencie właśnie tak: charismata. O tym mówi św. Paweł też w Pierwszym Liście do Koryntian. „Pragnąłbym, bracia, aby wszyscy byli jak i ja, lecz każdy otrzymuje własny charisma, własny dar od Boga: jeden taki, drugi taki” (por. 1 Kor 7,7). I wyjaśnia, co to za dar. Mówi: „Bracia, niech każdy trwa w Bogu w takim stanie, w jakim został powołany” (por. 1 Kor 7,20.24) − dokładnie o tym, co my nazywamy stanem cywilnym. Chociaż św. Paweł powiedziałby: to nie jest stan cywilny, to jest stan Chrystusowy, bo to Chrystus przydziela stany życia człowiekowi. Pierwszy List do Koryntian 7,38: Kto poślubia swoja dziewicę, żyje w małżeństwie, czyni dobrze. To jest stan życia Chrystusowy. Pan Bóg go przydzielił. Kto nie poślubia, jeszcze lepiej czyni. Też stan życia Chrystusowy: małżeństwo i bezżeństwo ze względu na Królestwo.


Zauważmy, że mężem lub żoną jest się nie tylko wtedy, kiedy się ludzie modlą i nie tylko wtedy, kiedy coś robią. Mężem i żoną są zawsze, stale. To nie jest coś, co określa ich czynności. To jest coś, co określa, kim oni . Podobnie bezżeństwo dla Królestwa. Ktoś żyje w celibacie. Ktoś żyje w zgromadzeniu zakonnym. Ktoś żyje w bezżeństwie na jakiś inny sposób, bo tych sposobów jest dużo. Bezżeństwo dla Królestwa to jest charyzmat i on się objawia nie tylko wtedy, kiedy ktoś coś robi. Objawia kim ten człowiek po prostu jest.


Albo – o tym właśnie słyszeliśmy dzisiaj w Liście do Tymoteusza – pisał Paweł Tymoteuszowi tak: „Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu, który został ci dany za sprawą proroctwa i przez nałożenie rąk kolegium prezbiterów” (1 Tm 4,14). Co to za charyzmat? W wielu miejscach św. Paweł to nazwał: „Uważaj na siebie, na naukę, zbawisz samego siebie i tych, którzy cię słuchają” (por. 1 Tm 4,16). Tymoteusz jest pasterzem powierzonej mu wspólnoty. Biblijne nazwy tego charyzmatu to: presbyteros albo episcopos, prezbiter albo biskup. Tymoteusz taki charyzmat otrzymał przez włożenie rąk kolegium prezbiterów: charyzmat Boży – mówi św. Paweł – „który jest w tobie przez włożenie moich rąk”.


To jest jeszcze inna grupa charyzmatów. Czy biskup jest biskupem tylko wtedy, kiedy się modli? Nie tylko. Albo czy jest biskupem tylko wtedy, kiedy coś robi? Nie. To określa nie jego czynności, to określa jego stan, kim on jest. Czy prezbiter, ksiądz, jest księdzem tylko wtedy, kiedy coś wykonuje? Nie. On po prostu już taki jest. Są to charyzmaty, które mówią o stanach życia.


Dlatego, jeżeli wypisaliśmy na sztandarach wspólnoty Hallelu Jah: „wspólnota charyzmatyczna”, to wypada, żebyśmy nieustannie odnawiali wszystkie trzy grupy charyzmatów. Wypada więc, żeby nasze spotkania modlitewne środowe były coraz bardziej charyzmatyczne. Ci, którzy tam śpiewają, niech się modlą, żeby to było śpiewanie charyzmatyczne, żeby wciągało wszystkich do takiej modlitwy, jakiej Pan Bóg chce: dziękczynienia, pokutowania, uwielbienie. To jest charyzmatyczne śpiewanie. Ci, którzy nauczają, niech się modlą: mam nauczać za tydzień i modlę się, żeby to było nauczanie charyzmatyczne, to znaczy takie, że trafi do tych, do których Pan Bóg ma słowo. Objawianie rzeczy skrytych: trzeba się o to modlić. O dar języków też trzeba się modlić. Charyzmaty są dane w tej wspólnocie, która się modli i to z niej, jak ze źródła, Pan Bóg chce wszystkie charyzmaty przebudzić i wskrzesić. Więc z całą pewnością charyzmatyczna wspólnota to znaczy taka, która się modli charyzmatycznie, na przykład w środę o 19.10.


Jeżeli jest charyzmatyczna, to ma też służbę charyzmatyczną – zajmuje się uczynkami miłosierdzia, rozdawaniem, są też dary przełożeństwa, są też dary upominania, urząd nauczyciela. Dlatego, kto jest długo w tej wspólnocie, a już szczególnie czuje się rzeczywiście członkiem tej wspólnoty, to niech się modli, żeby jego praca była charyzmatyczna. Praca charyzmatyczna to nie znaczy, że ja w czasie pracy modlę się w językach. Praca charyzmatyczna to nie znaczy, że ja będąc nauczycielem, będę mówił w czasie lekcji proroctwa. Praca charyzmatyczna to znaczy taka, która służy bliźniemu tak jak Jezus Chrystus służył ludziom. To jest praca charyzmatyczna. Idę do pracy i modlę się, żeby ona była charyzmatyczna, czyli żeby był z niej pożytek Bogu i ludziom.


I wreszcie we wspólnocie charyzmatycznej wypada, żebyśmy się modlili o coś, co jest najmniej widoczne: o charyzmaty określające kim jestem, czyli stany życia, a stany życia są nazwane w Ewangelii i u Apostołów. Stan życia małżeński: św. Paweł nazywa to charyzmatem. Stan życia w bezżeństwie. Stan życia pasterza: biskup, prezbiter. Potrzebna jest modlitwa o to, żeby Pan Bóg odnowił we mnie to, kim jestem. Jeżeli na takie trzy sposoby będziemy coraz bardziej charyzmatyczni to wtedy trzeba będzie wziąć sztandar wspólnotowy i słowo „wspólnota charyzmatyczna” pogrubić czarnym flamastrem! (ale dopiero w miarę naszego wzrastania we wszystkich trzech dziedzinach charyzmatycznego życia).


Takich trojakich mocy Pan Bóg udziela, trojakich mocy, o których dzisiaj słyszeliśmy: „Przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk”, mocy, które są potrzebne do roboty, do Bożego dzieła, do Bożego życia. Gdy już tą robotę wykonamy, mamy być szczęśliwi, że wykonaliśmy to, co wykonać powinniśmy: szczęście, że zostało nam dane przyłożyć rękę do wielkiego dzieła Bożego. Amen.


[2004]