środa, 29 sierpnia 2012

Nowa Ewangelizacja i ożywienie wiary: Owoce wiary


bp Andrzej Siemieniewski

 

Wrocławskie Dni Duszpasterskie 29 VIII 2012

Nowa Ewangelizacja i ożywienie wiary: Owoce wiary

 

Wstęp

To już trzeci dzień czterdziestych drugich Wrocławskich Dni Duszpasterskich. Do tej pory były już wykłady z teologicznej teorii nowej ewangelizacji, z jej biblijnych i liturgicznych podstaw; były postulaty, jak ewangelizacja powinna przebiegać oraz diagnoza słabości: dlaczego nie zawsze przebiega tak, jak powinna. Do tych tematów raczej nie dodam niczego specjalnie nowego. Dlatego po dwóch dnia skoncentrowanych myśli teologicznych czas na inny rodzaj literacki, który nazwałbym dość swobodnie: notatki z terenu. Będą to myśli nie tyle o tym, jak być powinno, ale raczej „jak jest”. Jak jest: źle czy dobrze? Zależy od naszych duchowych oczu:

 

„[Niech Bóg da] wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, […] czym jest przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących - na podstawie działania Jego potęgi i siły” (por. Ef 1,18-19).

 

Jest więc i takie spojrzenie, które potrafi ujrzeć przejawy działania potęgi Boga i Jego siły nie tylko jako upragnione postulaty przyszłości, ale jako już realnie dziejące się w realnym życiu Kościoła.

    Na początku lipca tego roku spoglądałem z okna samolotu na tysiące kilometrów przestrzeni Kanady i USA. Z góry cały kraj wydawał się spokojny, jednolity, wygaszony… Aż nagle nad stanem Wyoming spostrzegłem ogień. Nawet z wysokości 10 km było widać płomienie: cała góra stała w ogniu. Choć ogień obejmował niewielki obszar w porównaniu z ogromem Ameryki, od razu rzucał się w oczy.

Zapraszam do podobnego spojrzenia na Kościół. Nie tyle do wyważonej i proporcjonalnej oceny stanu rzeczy, co raczej do zwrócenia uwagi na to, „gdzie się pali”: gdzie płonie ten ogień, o którym mówił Jezus Chrystus:

 

„Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął” (Łk 12, 49).

 

Ten ogień również nie był tylko upragnionym postulatem przyszłości, ale kiedyś stał się rzeczywistym doświadczeniem Kościoła:

 

„Dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym” (Dz 2,3-4).

Ożywienie wiary

    Jeśli spoglądamy z wysokości wiary na nasz Kościół, to nie sposób nie zauważyć płomienia. Jest to płomień nowej ewangelizacji: my nie tylko o niej debatujemy; my nową ewangelizację praktykujemy. O ewangelizacji nie tylko się mówi jako o projekcie na jutro. Ewangelizację wprowadza się w życie już dziś.

    W dniach 28-31 lipca 2012 roku w Kostrzynie nad Odrą odbył się pierwszy Kongres Nowej Ewangelizacji w Polsce, zorganizowany przez Zespół ds. Nowej Ewangelizacji Konferencji Episkopatu Polski oraz Wspólnotę św. Tymoteusza od trzynastu lat prowadzącą Ogólnopolską Inicjatywę Ewangelizacyjną „Przystanek Jezus”. W Kongresie wzięło udział przeszło 1200 osób. W wydanym po Kongresie Orędziu czytamy: „Przekonani o ważności tego wydarzenia, nie możemy nie podzielić się jego owocami”.

    Pragnąłbym zwrócić uwagę szczególnie na ten fragment orędzia:

 

„Jako różnorodne owoce działania Ducha Świętego przyjmujemy

- doświadczenie braterskiej wspólnoty

- radość przeżywanej wiary

- refleksję teologiczno-pastoralną i warsztaty ewangelizacyjne

- umocnienie zaangażowania w dzieło nowej ewangelizacji

- doświadczenie żywego i młodego Kościoła

- modlitwę uwielbienia

- piękno liturgii.

- doświadczenie narodzenia na nowo”.

 

To są wspomniane przez Kongres Ewangelizacji owoce wiary. Czy są tylko teorią, czy też dzieje się to naprawdę? Odpowiedzią na to pytanie niech będzie kilka moich wakacyjnych refleksji. I choć pochodzą głównie z czasu urlopu, to nie dotyczą ani pięknych plaż, ani tatrzańskich szczytów.

a. USA: doświadczenie braterskiej wspólnoty

Zacznijmy od pierwszego z owoców wiary wymienionych w orędziu Ewangelizacyjnego Kongresu: doświadczenie wspólnoty. W lipcu 2012 byłem w amerykańskim mieście Seattle w stanie Washington na spotkaniu Ruchu Rodzin Nazaretańskich. Spotkałem tam wyświęconego kilkanaście lat temu amerykańskiego księdza. Father Bob został kapłanem dopiero mając 60 lat, kiedy został wdowcem. Wcześniej był żonaty i ma nawet czterech synów. Ks. Bob przyznał, że kiedy przyszła pora na opuszczenie seminarium i udanie się na parafię, było dla niego oczywiste, że musi należeć do jakiejś wspólnoty modlitewnej i duszpasterskiej. Nie wyobrażał sobie życia księdza jako duchowego samotnika i duszpasterskiego harcownika. Nie zależało mu na tym, aby była to koniecznie wspólnota jakiegoś konkretnego, wymarzonego przez niego ruchu. Nie; chciał, by po prostu była grupą zaangażowanych i rozmodlonych ludzi. Akurat trafił na Ruch Rodzin Nazaretańskich. Po ludzku – przez przypadek. Uznał to jednak za znak Boga, za odpowiedź na jego oczekiwanie. I tak znalazł się w Nazaretańskim Ruchu.

    Zapewne wielu z nas na wieść o tym, że ktoś kapłanem został w wieku 60 lat, zareaguje zdaniem: szkoda, że tak późno… Czy Father Bob został księdzem za późno? Wystarczająco wcześnie, by znaleźć się w samym centrum takiego Kościoła, o jakim czytamy w Dziejach Apostolskich. Kiedy w lipcu rozmawiałem z członkami animowanej przez niego grupy ciągle słyszałem: I am a convert, I am a convert… „jestem nawróconym”: byli tam nawróceni z niewiary, pochodzący z liberalnego, rozmytego protestantyzmu i z judaizmu. Lepiej zostać księdzem mając lat 60 i widzieć, jak ludzie niewierzący w Chrystusa zostają katolikami, niż mając lat 25 zostać księdzem, by wyznać po latach: „nigdy w życiu nie widziałem, aby ktoś się nawrócił” (kiedyś takie wyznanie duszpasterza słyszałem…).

    Ks. prof. Dyk w swojej konferencji uświadomił nam obrazowo, że jeśli w przewodzie elektrycznym jest prąd, to porazi każdego, kto przewodu dotknie. Będzie tak niezależnie od tego, czy przewód będzie zielony, niebieski czy w cętki. Podobnie gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20), niezależnie od tego, czy jest to Ruch Rodzin Nazaretańskich, Droga Neokatechumenalna, czy Oaza Nowego Życia lub parafialna grupa biblijna.

    Przy okazji: kiedy ks. Bob usłyszał w mojej katechezie o papieskiej zachęcie do „nowej ewangelizacji” – w pierwszej chwili zaniepokoił się! Dlaczego „nowa”? Czy to znaczy że stara była zła?, pytał. A co z katechezą z minionych dziesięcioleci i wieków? Czy stara to znaczy przestarzała?

 Ja z moim polskim doświadczeniem nie bardzo mogłem zrozumieć jego niepokój, więc musiał mi wyjaśnić amerykańskie realia. W ostatnich dziesięcioleciach, mówił, ciągle słyszało się w USA o „nowości”:

- nowe miały być zasady moralne, więc zachęcano do akceptacji rozwiązłości lub homoseksualizmu, nawet wśród wielu katolików;

- nowa miała być lektura Biblii, więc kwestionowano historyczność Ewangelii i ciągle mówiono o jakichś nieautentycznych wersetach Biblii;

- nowa miały być struktury Kościoła, dlatego autorytet pasterzy odrzucano, a na to miejsce wchodzili radykalni dziennikarze, nieortodoksyjni teologowie, radykalni działacze społeczni…

Stąd niepokój księdza Boba: czy o to chodzi w nowości nowej ewangelizacji? Ks. Bob został księdzem mając blisko 60 lat nie po to, aby być świadkiem dekonstrukcji Kościoła. Jego postawa przypomniała mi, jak ważne jest, by pamiętać, co w nowej ewangelizacji powinno się zmieniać, a co należy do kategorii semper idem: „Jezus Chrystus ten sam wczoraj i dziś, ten sam także na wieki” (Hbr 13,8).

b. Kotlina Kłodzka: radość przeżywanej wiary

Drugi z owoców wiary wymienionych w orędziu Ewangelizacyjnego Kongresu z Kostrzynia z lipca 2012 to radość przeżywania Ewangelii. W niedzielę po południu dnia 26 VIII 2012 spoglądałem na rynek w Bolesławowie k. Stronia Śląskiego w diecezji świdnickiej. Na stolikach przy sklepie – pełno klientów sączących swoje napoje. W końcu wolne popołudnie powinno być swobodnym i radosnym relaksem. A jeszcze bardziej pełno było na środku rynku, przy figurze św. Jana Sarkandra. Uczestnicy Oazy Nowego Życia pierwszego stopnia śpiewali tam, klaskali, radośnie wielbili Boga. Wyglądało to na zawody: gdzie jest weselej? Jak w pigułce można było dostrzec dylemat współczesnego świata: gdzie jest pełnia życia? Czy jest w Bogu, czy też raczej w życiu tak, jakby Boga nie było? Etsi Deus non daretur? Czy to prawda, że „rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać” (Jn 16, 22)? Świat chce wiedzieć, czy są tacy, którzy nie tylko to powtarzają słowami, ale także doświadczają tego w sercu.  

c. Ukraina: refleksja teologiczno-pastoralną i warsztaty ewangelizacyjne

Trzeci owoc wiary z orędzia Kongresu Ewangelizacyjnego to refleksja teologiczna i pastoralna oraz warsztaty ewangelizacyjne. Czy ten owoc to tylko postulat na przyszłość i marzenie Kościoła jutra? Czy może także już doświadczenie naszego dziś?

Koziatyń to miasteczko na środkowej Ukrainie, wsławione skądinąd pobytem tu w 1920 roku Józefa Piłsudskiego. Ale nie o historii wojen dziś mowa. Kilka tygodni temu wspólnota Hallelujah z Wrocławia zorganizowała drogę krzyżową ulicami tego miasta. Dwugodzinna ewangelizacja w środowisku nominalnie prawosławnym, realnie zaś agnostycznym i religijnie obojętnym okazała się nad wyraz skuteczna: przechodnie zatrzymywali się, czynili znak krzyża. Wielu zapewne nigdy nie chodziło do kościoła, a oto kościół przyszedł do nich na ich ulicę.

    Ewangelizacja na Ukrainie okazała się nie tylko dawaniem, ale i otrzymywaniem. Rok wcześniej podczas animowanej przez wrocławian liturgii przez pewien czas popadliśmy w zarozumiałość: poczuliśmy się jak mądrzy nauczyciele z katolickiej Polski wobec niewiele wiedzących uczniów ze zlaicyzowanej Ukrainy. Ale obecny tam biskup Leon Dubrawski z Kamieńca Podolskiego, zarządził nagle: jeśli jedną modlitwę podczas liturgii wypowiadają przyjezdni Polacy, drugą niech mówią obecni tam mieszkańcy Koziatynia. W ten sposób sam Bóg nas pouczył: ewangelizacja to wzajemne wzbogacanie się przeżyciem wiary. Czyż nie tego doświadczył kiedyś św. Paweł? Pisał przecież do Rzymian na podstawie własnego doświadczenia: „Gorąco pragnę was zobaczyć, aby wam użyczyć nieco daru duchowego dla waszego umocnienia, to jest abyśmy się u was nawzajem pokrzepili wspólną wiarą - waszą i moją” (Rz 1, 11-12).

    „Co jest dobrego w dobrej nowinie?” – to zupełnie inne zagadnienie, kiedy rozważa się je podczas uczonego konwersatorium Wrocławskich Dni Duszpasterskich, a całkiem inne, kiedy dobrą nowinę trzeba opowiedzieć w grupie kobiet mających w pamięci liczne aborcje, rozpad swoich rodzin, materialny niedostatek i uzależnienia od alkoholu i narkotyków. Albo przedstawić ją dzieciom z zaniedbanych jedenastopiętrowych bloków pochodzących z rodzin o nad wyraz mglistej religijności. Takie głoszenie z mocą, że Jezus żyje i wyzwala zdarzyło się na Ukrainie w tym roku.

Kostrzyńskie opowiadanie, że mają miejsce ewangelizacyjne warsztaty i skuteczna refleksja teologiczno-pastoralna to nie teoria, to praktyka. Byle tylko mieć „światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących - na podstawie działania Jego potęgi i siły” (por. Ef 1, 18-19). 

d. Góra św. Anny: umocnienie naszego zaangażowania w dzieło nowej ewangelizacji

Kolejny wymieniony owoc z orędzia Kongresu to umocnienie naszego powołania i zaangażowania w dzieło nowej ewangelizacji. Ten rodzaj płomienia Bożego w naszym Kościele też koniecznie trzeba dostrzec. Za trzy tygodnie, w sobotę 22 IX 2012 na górze św. Anny odbędzie się pierwszy kongres Katolickiego Bractwa Charyzmatycznych Stowarzyszeń i Wspólnot Przymierza (Catholic Fraternity of Charismatic Covenant Communities and Fellowships). Kongres zgromadzi te grupy bractwa, które należą do regionu Europy wschodniej i środkowej. Będą tam wspólnoty: Hallelu Jah (Wrocław); Regina Pacis (Węgry, Słowacja); Comunidade Aliança de Misericórdia (Szczecin); Wspólnota Życia w Maryi – Magnificat (Żory); Emmanuel (Kraków, Gliwice).

To jest prawdziwa globalizacji Ewangelii i realizowanie ideału chrześcijańskich korzeni Europy. „Palę Paryż” – głosił prawie sto lat temu Bruno Jasieński. Dziś niektórzy głoszą „palę Brukselę” jako symbol niechrześcijańskich tendencji w Unii Europejskiej. Jednak zgodnie ze znaną maksymą nie idzie o to, by palić partyjne komitety, ale o to, by zakładać własne. Lepiej nie tyle narzekać na laickie oblicze Europy, co raczej tworzyć oblicze nowe, chrześcijańskie. Bractwa wspólnot przymierza łączą ludzi modlitwy i ewangelizacji z całej Europy i z całego świata. Łączą nie w teoretycznym zamyśle, ale w praktyce życia. Wystarczy pojechać na Górę św. Anny, by się o tym przekonać.  

e. Niemcy: doświadczenie żywego i młodego Kościoła

Nowe oblicze Europy chrześcijańskich narodów to nie tylko projekt na przyszłość. Kolejnym owocem wiary wspomnianym w kostrzyńskim orędziu jest doświadczenie żywego i młodego Kościoła. W początkach sierpnia 2012 w Marienthal i w Bautzen w regionie Oberlausitz w Niemczech spotkali się młodzi Niemcy, Czesi, Słowacy i Polacy.

Była to kontynuacja niegdysiejszych spotkań tak zwanych ziomkostw. Kiedyś gromadziły osoby naznaczone duchem narzekania na historię: dlaczego musieli opuścić Sudety i Śląsk? Dziś to samo środowisko w zupełnie innym duchu gromadzi młodzież z trzech pogranicznych krajów w radykalnie innym celu: aby modlić się razem, aby wspólnie myśleć o chrześcijaństwie w Europie. Zamiast niegdysiejszego melancholijnego wpatrywania się w minioną przeszłość, mogłem być świadkiem pełnego werwy i nadziei spoglądania w przyszłość. A zamiast tradycyjnego kazania – niespodzianka: trzech biskupów z trzech różnych krajów po Ewangelii Mszy św. dostało zadanie publicznego podzielenie się świadectwem poprzez odpowiedź na pytanie: dlaczego jestem chrześcijaninem? Kolejno udzielali odpowiedzi zgromadzonej młodzieży czesko-słowacko-polsko-niemieckiej: biskup z Erfurtu, z Pragi i z Wrocławia.  

f. Asyż: modlitwę uwielbienia

Kolejne wspomnienie z tegorocznych wyjazdów ilustrujące owoce wiary wymienione w orędziu Kongresu Ewangelizacyjnego z Kostrzynia dotyczy kwietniowego Asyżu. Właśnie w tym włoskim mieście miało miejsce czwarte Międzynarodowe Spotkanie Biskupów zainteresowanych wspólnotami Odnowy Charyzmatycznej pod hasłem „Ekumenizm i nowa ewangelizacja”. Z jednej strony znane katolickie nazwiska: meksykański ewangelizator José Prado Flores czy kaznodzieja domu papieskiego na Watykanie o. Raniero Cantalamassa OFM. Z drugiej strony – duszpasterze prawosławni, pastorzy protestanckich wspólnot, chrześcijanie z Ameryki, z Chin, z Afryki, Europy – z całego świata. Tym, co łączyło wszystkich, na pewno były konferencje i katechezy, które symultanicznie tłumaczono na włoski, angielski, hiszpański i francuski. Ale językiem nie wymagającym tłumaczenia była modlitwa. Zgodnie z obyczajem wspólnot charyzmatycznych była to modlitwa uwielbienia: śpiewana, długa, głośna i gorąca; jeśli zaś „w językach” – to tych modlitewnych. Inne hasło, które wieńczyło drugą część zgromadzenie najlepiej oddaje atmosferę spotkania z Asyżu: „Zjednoczeni w Chrystusie dla nowej ewangelizacji”.

Stałem obok pewnego adwokata, który z największą energią śpiewał: „chwieją się słabnąc młodzieńcy, lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia” (Iz 40,32). Adwokat ten ma 75 lat a śpiewał z werwą 20-letniego młodzieńca…  

g. USA: piękno liturgii

Następny z owoców wiary wymienionych w orędziu Ewangelizacyjnego Kongresu z Kostrzynia z lipca 2012 to piękno liturgii. To hasło każe mi powrócić w myślach raz jeszcze do pobytu w amerykańskim mieście Seattle. Podczas spotkania Ruchu Rodzin Nazaretańskich miała tam miejsce rozmowa z pewnym małżeństwem. On – nawrócony w wieku dorosłym; dopiero wtedy też zaczął przygotowywać się do chrztu. Przez przyjaciół trafił na – rzadką przecież w USA – liturgię w obrządku wschodnim, grekokatolicką. Zachwyt pięknem tej liturgii sprawił, że do dziś, kiedy tylko mogą, uczestniczą całą rodziną w tym właśnie rycie, chociaż taka liturgia niedzielna jest zdecydowanie dłuższa niż w rycie zachodnim. Nawet ich dzieci (a mają ich jedenaścioro) są czasem zdziwione, że w rycie łacińskim wszystko bywa w niektórych parafiach jakieś takie krótkie i pospieszne…

A w niedzielę moje osobiste doświadczenie Mszy św. w katedrze w Seattle: kiedy przyszedł czas na liturgię słowa, rozpoczęła sie uroczystą procesją ze świecami. Lektor przeczytał, nie – uroczyście i z namaszczeniem proklamował, ogłosił Słowo Starego Testamentu! Po czym cofnął się o krok i w ciszy odczekał minutę, zanim zrobił miejsce dla kantorki Psalmu. Ona też po śpiewie odczekała minutę, zanim do ambony czytań przyszedł drugi lektor. Wrażenie z takiej liturgii słowa: majestat, chwała, tajemnica Słowa Boga żywego… Chwila świętej zazdrości – oby w jak największej liczbie naszych kościołów w tym właśnie naśladować Amerykanów!  

h. Syberia: wielu z nas doświadczyło narodzenia na nowo.

Ostatni owoc wiary wymieniony w orędziu Kongresu Ewangelizacyjnego brzmi najbardziej tajemniczo: „wielu z nas doświadczyło narodzenia na nowo”. Czy takie doświadczenie jest możliwe? Jak je stwierdzić? Jak mogłoby to wyglądać w praktyce?

W czerwcu tego roku byłem w Rosji, na Syberii, w Krasnojarsku, gdzie konsekrowany był nowy kościół. Na zakończenie uroczystości odbył się jeszcze koncert w kościele. Grał zespół miejscowej rosyjskiej młodzieży ze szkoły muzycznej. Z ławki, w której siedziałem, mogłem dostrzec pewną starszą panią. Zadziwił mnie wyraz niebiańskiego wprost zachwytu na jej obliczu. Stopień tego zachwytu tak dalece przekraczał zwykłe w takich wypadkach zadowolenie ze słuchanej muzyki, że podszedłem po koncercie, aby zapytać o powody. Czy zna kogoś z muzykującej grupy? Czy tak podobały się jej te melodie? I usłyszałem niezwykłą historię jej życia.

Kiedy była małą dziewczynką, została wywieziona z Polski wraz z matką na Syberię, do obozu pracy przymusowej. Żyły tam w głodzie i nędzy, wśród rosyjsko mówiących ludzi owładniętych ideologią komunizmu. A po kilku latach – cud! W roku 1956 mogły wrócić do Polski! Z biegiem lat wyemigrowały do Kanady.

Jakich reakcji można po ludzku oczekiwać w takiej sytuacji od byłych polskich niewolników wobec ludzi mówiących po rosyjsku? Pewnie chęć zapomnienia o wszystkim i „oby nigdy więcej nie widzieć ani tych stron, ani tych ludzi”! I w ten sposób przezwyciężyć przeszłość, zapominając o wszystkim.

A jednak: kiedy tylko załamał się komunizm, starsza już wtedy pani natychmiast nawiązała kontakty z Rosjanami na Syberii. Po to, aby Rosjanom pomagać. „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!” (Rz 12,21). Przezwyciężyła przeszłość, ale ewangelicznie, a nie tylko po ludzku…

Dopiero wtedy zrozumiałem, co wywołało ten uśmiech niebiańskiego szczęścia na jej twarzy: widok młodych Rosjan, którzy umysły i serca mieli już pełne nie poprzedniej nienawistnej ideologii, ale muzyki, którą dzielili się z innymi w katolickim kościele podczas chrześcijańskiego święta. Zło zostało zwyciężone. W sercu „to co dawne minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17). To właśnie nazywamy nowym narodzeniem, nowym stworzeniem: łaska, która odmienia postępowanie, myślenie, odczuwanie.

 

* * * * *

 

Owoce wiary wymienione przez organizatorów Kongresu Ewangelizacyjnego w Kostrzynia z lipca 2012 roku to nie tylko mrzonki marzycieli. To konkret życia chrześcijańskiego. Dziś chciałem zaprosić, aby takie płomyki dostrzegać. Aby wprawiać się w apostolskim wzroku, jak św. Paweł: „byście wiedzieli, czym jest przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących - na podstawie działania Jego potęgi i siły” (por. Ef 1,18-19).

Jak z samolotu lecącego na wysokości 10 km można spostrzec na ziemi płomienie, tak my dostrzegajmy ten płomień, który Jezus przyszedł rzucić na ziemię:

 

„Nie przystąpiliście do dotykalnego i płonącego ognia […] Przystąpiliście natomiast do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, […] do Pośrednika Nowego Testamentu - Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla” (por. Hbr 12, 18-25).

 

Pożar zaczyna się od małych płomyków. Ogień Ducha Świętego zaczyna się jak w Wieczerniku: od płomieni, które rozdzieliły się i na każdym z nich spoczął jeden.

 

[2012]