środa, 24 października 2012

Zrzeszenia chrześcijańskie (ruchy, stowarzyszenia, grupy i wspólnoty) środowiskiem nowej ewangelizacji

 

bp Andrzej Siemieniewski 

 

Zrzeszenia chrześcijańskie (ruchy, stowarzyszenia, grupy i wspólnoty) środowiskiem nowej ewangelizacji

 

1. Maryja w domu Słowa Bożego

Zwróćmy teraz swe oczy na Maryję Pannę, która na Kalwarii została nam powierzona jako Matka, i błagajmy Ją, aby wspierała nas swą pełną miłości opieką na drodze życia, szczególnie wtedy, gdy przemierzamy noc bólu, abyśmy - tak jak Ona - umacniali się u stóp krzyża - como Ella firmes al pie de la cruz”. Tymi słowami 19 sierpnia 2011 roku papież Benedykt XVI zamknął swoje rozważanie na placu Cibeles w Madrycie na zakończenie nabożeństwa Drogi Krzyżowej podczas Światowych Dni Młodzieży. Wezwanie „nie mające w sobie nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości” (por. 1 Kor 2,4), ale wymagające i trudne. A jednak w chwili, gdy umilkł głos papieża, natychmiast rozległ się głos entuzjastycznych wiwatów ze strony setek tysięcy obecnych tam młodych Europejczyków: Esta es la juventud del papa! – Tu jest młodzież papieża! Znaczyło to: tu jest młodzież pragnąca takiej Ewangelii, jaką głosił Jezus z Nazaretu, jaką ponieśli w świat Apostołowie Piotr i Paweł. A jest to Ewangelia wiernie trzymająca się słów Biblii i przeżywana tak, jak przeżywali ją biblijni bohaterowie wiary, na pierwszym miejscu Maryja.

W swojej adhortacji Verbum Domini papież Benedykt XVI odnosząc się do ewangelicznego hymnu Magnificat napisał:

 

Magnificat – który można określić portretem Jej duszy – jest w całości utkany z wątków Pisma świętego, z wątków słowa Bożego. W ten sposób objawia się, że w słowie Bożym czuje się Ona jak u siebie w domu, z naturalnością wychodzi i wchodzi z powrotem.

Ona mówi i myśli według słowa Bożego; słowo Boże staje się Jej słowem, a Jej słowo rodzi się ze słowa Bożego». […]

Również nasza działalność apostolska i duszpasterska nie będzie mogła nigdy być skuteczna, jeśli nie nauczymy się od Maryi godzić się na to, by kształtowało nas dzieło Boga” (VD, 28).

 

         Gdzie i jak to papieskie słowo wciela się w życie? Dnia 26 lipca 2011 r. podróżując przez sam środek Ukrainy stanąłem przed tablicą ogłoszeń w katolickiej parafii w Żytomierzu. Czytałem kolejne zaproszenia na spotkania przyparafialnych grup. Zapraszała domaszna cerkwa, czyli kościół domowy Ruchu Światło-Życie: a wiemy przecież, jak centralne miejsce ma w oazie postać Niepokalanej, Matki Kościoła. Zachęcał do udziału Ruch Nazaretskich Rodin: sama nazwa wskazuje na wybitnie maryjny charakter ruchu. Nie zabrakło ogłoszenia neokatechumenatu, a akcent maryjny wskazywany jest przez nieodłączną dla tych wspólnot ikonę Matki Bożej Patronki Drogi Neokatechumenalnej.

To wszystko znaki, że faktem staje się wprowadzenie w życie papieskiej zasady: „nasza działalność apostolska i duszpasterska nie będzie mogła nigdy być skuteczna, jeśli nie nauczymy się od Maryi godzić się na to, by kształtowało nas dzieło Boga. A także potwierdzenie innego postulatu z adhortacji Verbum Domini:

 

„W żadnym wypadku Kościół nie może się ograniczyć do duszpasterstwa «zachowawczego», przeznaczonego dla tych, którzy już znają Ewangelię Chrystusa. Misyjny zapał jest wyraźną oznaką dojrzałości wspólnoty kościelnej” (VD, 95).

  

         2. Zrzeszenia kościelne: ramy nowej ewangelizacji

Wyjaśnijmy teraz czworakie określenie „ruchy, stowarzyszenia, grupy i wspólnoty”. Te cztery pojęcia są zaczerpnięte wprost z innej adhortacji papieskiej, tym razem autorstwa bł. Jana Pawła II, Christifideles laici. W rozdziale zatytułowanym „Formy uczestnictwa zrzeszonego” (CL, 29) papież najpierw stwierdza fakt „niezwykłego ożywienie w tej dziedzinie w czasach najnowszych”, po czym wymienia „zróżnicowane formy zrzeszeń: stowarzyszenia, grupy, wspólnoty, ruchy”, aby wreszcie dokonać oceny nowego zjawiska: „wielkie jest bogactwo i wielorakie zasoby, którymi Duch Święty ożywia Kościół” (CL, 29). Wymienione rodzaje struktur to wyraźnie odmienne sposoby zrzeszonego uczestniczenia świeckich w życiu Kościoła.

         Stowarzyszenie powstaje w oparciu o statut opisujący jego strukturę, podział funkcji, opis celów i działań. Kilka dni temu przewodniczyłem Eucharystii w dniu uroczystej inauguracji Fundacji dla Ratowania Klasztoru św. Jadwigi Śląskiej „By służyć”. Najpierw powstały formalne i prawne ramy statutowe dla działalności fundacji, aby potem kilkadziesiąt zainteresowanych osób mogło podjąć to dzieło. To klasyczny przykład katolickiego stowarzyszenia wiernych.

Grupy powstają inaczej: charakterystyczna jest spontaniczność ich początków, a często i kolejnych lat działania. Bywa, że latami nie odczuwają potrzeby sformalizowania swojej obecności w diecezji i wystarcza im w zupełności na przykład luźna akceptacja ze strony proboszcza. Ważniejsza od spisanego statutu jest przywódcza osobowość lidera grupy. Takie oblicze mają często wspólnoty modlitewne Ruchu Odnowy Charyzmatycznej.

     Wspólnoty są możliwym dalszym etapem rozwoju niektórych grup, jeśli liczebnie rosną, podejmują nowe zadania i tworzą trwałe diakonie. Niektóre wspólnoty Odnowy Charyzmatycznej przybierają takie oblicze po kilku lub kilkunastu latach działania.

     Ruch to suma grup i wspólnot, pod warunkiem połączenia ich przez tę samą duchowość. Ruch może być silnie sformalizowany, ze statutem przyjętym po ustabilizowaniu się (jak w przypadku Drogi Neokatechumenalnej), albo sformalizowany znacznie słabiej, jak federacja wspólnoty Odnowy Charyzmatycznej w Polsce.

          Odmienności tych czterech sposobów zaangażowanie świeckich w Kościele nie należy rozumieć automatycznie jako wartościowania, tak jakby z natury rzeczy któraś z tych form miała być lepsza od innych. Nie, raczej rozmaitość ludzkich temperamentów i charakterów, chrześcijańskich powołań i misji sprawia, że jeden odnajduje się w spontanicznie powstałej charyzmatycznej grupie modlitewnej, a drugi w fundacji ściśle opisanej statutami i regulowanej przez zapisy prawa kanonicznego i państwowego.          

          3. Ramy wypełnione życiem – chwila realizmu

         Jan Paweł II uświadamia: w dzisiejszych czasach często się zdarza, że chrześcijański „wpływ kulturowy może zaistnieć tylko dzięki działaniu grupy, wspólnoty, zrzeszenia bądź ruchu”, które to formy „stanowią wyjątkowo cenną pomoc w prowadzeniu chrześcijańskiego życia” oraz są „znakiem wspólnoty i jedności Kościoła w Chrystusie” (por. CL, 29).

        W naszym myśleniu o ruchach odnowy Kościoła ważny jest realizm. Ein Traum von Kirche[1] - Marzenie o Kościele - tak brzmiał tytuł książki wydanej kilkanaście lat temu w Niemczech. O Kościele można oczywiście marzyć: wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie idealną wspólnotę pełną wszelkich zalet i cnót. Lepiej jednak będzie dać się zaprosić do innej postawy: do otwarcia oczu i zajrzenia do innej książki o Kościele, i to najstarszej ze wszystkich na ten temat. Co to za dzieło? Tak, nie mylimy się: pierwsza i najbardziej podstawowa książka na ten temat to Nowy Testament. Czy w Biblii znajdziemy nierealistyczne marzenia na temat Kościoła? Prawdę mówiąc, choć może to niektórych zaskoczyć, niestety tak.

Marzycielem okazuje się na przykład Piotr: „Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć” (Łk 22,33); „choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię” (Mt 26,33); marzycielami okazują się jego apostolscy towarzysze: „choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie” (Mk 14,31). Marzycieli nie brakowało.

Tylko Jeden, Jezus Chrystus, okazał się realistą: „Powiadam ci, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że mnie znasz” (Łk 22,34). Jeden, który wiedział, że na duchową ucztę Kościoła przyjdą najróżniejsi: „wyjdźcie na opłotki i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie” (Mt 22, 9). Głównym atutem Kościoła okazuje się gospodarz uczty. A biesiadnicy? Ci święci, owszem, są przyciągającym przykładem: podczas XXVI Światowych Dni Młodzieży w Madrycie w sierpniu 2011 rozmawiałem z duszpasterzem z jednego z arabskich krajów, gdzie dominują muzułmanie. Powiedział mi: jeśli wyznawców islamu coś interesuje w Kościele, to święci bohaterowie wiary; fascynuje ich styl bycia, ich niezwykła odmienność w stosunku do tego, co spotyka się zwykle w życiu. Ale co z większością biesiadników uczty Pana Jezusa: mniej świętych, albo całkiem nieświętych, takich jak my? 

4. Dar bywa kłopotliwy

W niedzielę 21 sierpnia 2011 po południu, po zakończeniu uroczystości Dni Młodzieży w Madrycie, papież opuścił już stolicę Hiszpanii. Zajrzałem wtedy do katedry de la Almudena i wracałem powoli do siedziby biskupów, do akademika uniwersytetu Francisco de Vitoria na przedmieściach. Byłem pewny, że wybrałem właściwy autobus, ale musiałem coś pomylić: w połowie drogi okazało się, że trzeba wysiąść i czekać pół godziny na właściwy autobus. Co dziwne, ten sam błąd popełniła grupa uczniów, licealistów z Meksyku. I jak tylko znaleźliśmy się na przystanku, zaczęli rozmowę: o Polsce, o Kościele, o papieżu Benedykcie, o Światowych Dniach Młodzieży. Aż nagle jedna z uczennic zapytała: my jesteśmy z ruchu Regnum Christi. Czy słyszał ksiądz o nas?

Niestety słyszałem: na kilka lat przed śmiercią założyciela tego ruchu w 2008 roku wybuchł skandal. Mający dawać przykład duszpasterz okazał się obyczajowym skandalistą i finansowym malwersantem. Papież Benedykt odsunął go od wszelkiej aktywności kapłańskiej i wysłał na przymusowy pobyt milczenia. I oto meksykańska licealistka na przystanku autobusowym w Madrycie pyta mnie wobec grona swoich koleżanek ze szkoły: co mamy zrobić z tym faktem? Czego oczekuje od nas Pan Jezus? Jak dalej być młodym katolikiem w Kościele?

Przyszła mi tylko jedna odpowiedź do głowy: czytajcie Nowy Testament! Tam jest o zdradzie Judasza i o zaparciu się Piotra. Każdy, kto zostawał chrześcijaninem w pierwszym wieku, edukował się na takich przykładach. Po co? Aby wiedzieć, na kogo można liczyć w Kościele na sto procent: na Jezusa Chrystusa, „który przyszedł zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy” – to z kolei doświadczenie duchowe byłego Szawła (1 Tm 1,15).

Ta scena z życia pokazuje nam: dar ruchów odnowy Kościoła bywa kłopotliwy i nieidealny. Tak samo jak kłopotliwi i nieidealni byli apostołowie. Ale czy ruchy są tylko kłopotem? 

5. Kłopot bywa obdarowaniem

Nieoczekiwaną odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć na ukraińskiej katolickiej stronie internetowej Credo - Католицький часопис. Pod koniec lipca pojawił się tam wpis: „дуже добре, що поляки мають відкриті серця і приїжджають до нас”[2] (bardzo dobrze, że Polacy mają otwarte serca i przyjeżdżają do nas). Był to komentarz internauty do wydarzenia opisanego nieco wcześniej w ukraińskim tygodniku ukazującym się w Koziatyniu, miasteczku w obwodzie winnickim niedaleko Berdyczowa: „Козятин відвідала вроцлавска спільнота Халлілу Ях”[3] (Koziatyń odwiedziła wrocławska wspólnota Hallelu-Jah). W dalekim Koziatyniu ktoś rozstrzygnął dylemat „dar czy kłopot” na podstawie swojego osobistego doświadczenia.

Kilkanaście osób zaangażowanych we wspólnotę jednego z wrocławskich ruchów odnowy Kościoła przez tydzień zasiewało ziarno przyjaźni między przybyszami z Polski i mieszkańcami środkowej Ukrainy, aby ułatwić wzajemne dzielenie się wiarą w codziennej Eucharystii, w zajęciach chrześcijańskiej świetlicy dla dzieci z bloków sąsiadujących z kościołem, w wieczornych nabożeństwach modlitewnych i ewangelizacyjnych wieczornych wypadach na miasto. I ewidentnie zostało to odebrane jako dar przez miejscowych Ukraińców.

Tydzień później znalazłem się w Raciborzu. W rozmowie z osobą zaangażowaną w codzienne życie parafii usłyszałem o wielu problemach, jakie wynikły wokół miejscowej wspólnoty, która wyrosła wprawdzie przy katolickiej parafii, ale później obrała drogę prowadzącą ją do konfliktu z duszpasterzami. Więcej niż o darze, usłyszałem wtedy o kłopocie.

Jak się okazuje, by dotrzeć do fundamentu, odpowiedź na pytanie o miejsce wspólnot w Kościele wymaga głębszej refleksji. Niech pomogą nam słowa bł. Jana Pawła II, który przed prawie dwudziestu laty uczył w orędziu skierowanym do polskiej Rady Ruchów w 1994 roku:

 

„Niezwykły rozkwit ruchów i stowarzyszeń katolików świeckich w Kościele jest jednym z wielkich znaków czasu, który trzeba ciągle na nowo odczytywać. […] Dzisiaj odnowa Kościoła przebiega w znacznej mierze tą właśnie drogą […].Trzeba w tej dziedzinie nadrabiać wiele zaległości, trzeba się wiele uczyć i zdobywać nowe doświadczenia, a dotyczy to nie tylko świeckich, ale także duszpasterzy”[4].

 

Szczególnie godne podkreślenia wydają się w tych słowach zwłaszcza dwa sformułowania: po pierwsze, „rozkwit ruchów to znak czasu, który trzeba wciąż na nowo odczytywać”; po drugie zaś „w tej dziedzinie trzeba się wiele uczyć”. Nasze dzisiejsze spotkanie to dowód, że tę naukę pragniemy podjąć.         

6. Więcej niż liczby

Wprawdzie liczby nie są najważniejsze, ale bywają pomocne. Jak donosiła Katolicka Agencja Informacyjna, dwieście tysięcy osób wzięło udział 22 sierpnia 2011 wieczorem w spotkaniu powołaniowym Drogi Neokatechumenalnej w Madrycie, bezpośrednio po zakończeniu tam pobytu przez papieża Benedykta XVI[5]. Oznacza to, że aż kilkanaście procent wszystkich uczestników tegorocznego Dnia Młodzieży przyjechało w ramach tego jednego ruchu. Czy wszyscy przybyliby bez jego organizacyjnej pomocy? Można wątpić. Uczestników innych ruchów aż tak dokładnie nie liczono w Madrycie, ale łatwo było zauważyć, że i ich nie brakuje. W sumie te cykliczne spotkania młodzieży z Ojcem Świętym okazują się w znacznej mierze spotkaniami z ruchami odnowy Kościoła.

Ruchy eklezjalne mają odwagę przypominać prawdy Ewangelii niekiedy zapominane w chrześcijańskiej codzienności: konieczność Kościoła do zbawienia, niezbędność wiary do bycia w Kościele, konieczność głoszenia słowa dla wzbudzenia wiary i dostosowania życia do wyznawanej wiary i to w takiej formie, jak pragnie tego ten Kościół, którego ojcem duchownym jest papież Benedykt XVI. Taki jest sens wspomnianego, najpopularniejszego okrzyku madryckich Dni 2011: Esta es la juventud del Papa… - To jest młodzież papieża!

         Czy jest to możliwe tylko zagranicą? Niekoniecznie. Oto kilka przykładów, których byłem świadkiem w tym roku i chętnie podzielę się tym doświadczeniem jako źródłem wewnętrznej radości:

 

- pierwszy tydzień lipca 2011, w Rewalu na Pomorzu Szczecińskim wrocławska wspólnota Hallelujah organizuje letnie rekolekcje dla 300 osób. Po odpowiednim przygotowaniu parafian pewnego wieczoru w kościele parafialnym zaczyna się animowana przez wspólnotę noc Słowa Bożego: od wtorkowej Mszy wieczornej do środowej Mszy porannej kilkunastominutowe lektury fragmentów Nowego Testamentu przeplatane adoracją i śpiewem;

 

- drugi tydzień lipca: w Tylmanowej koło Krościenka 50 dolnośląskich uczniów, uczestników oazy Ruchu Światło-Życie formuje się w podstawach życia wiary;

 

- niedługo potem półtora tysiąca członków Ruchu Rodzin Nazaretańskich w podhalańskim Ludźmierzu przeżywa swój dzień wspólnoty. To zapewne modelowy przykład balansowania między „darem” i „kłopotem”. Pamiętamy list kard. K. Nycza z 2009 roku, w którym zalecił całościową reformę tej wspólnoty dla rozwiązania kryzysu doktrynalnego i duszpasterskiego, jaki się tam pojawił. Ale dzisiejsza sytuacja napawa optymizmem i wiele osób może zaświadczyć o ocaleniu ich duchowego życia właśnie w Ruchu;

 

- koniec lipca: w podkrakowskich Liszkach spotykają się przedstawiciele międzynarodowej sieci wspólnot charyzmatycznych Miecz Ducha (z Irlandii, USA, Niemiec, Austrii) wraz z kilkuset polskimi członkami wspólnoty Miasto na górze. To kolejne oblicze ruchów odnowy jako daru: umożliwiają przeżywanie katolickości Kościoła w częstym kontakcie z wierzącymi z innych krajów czy nawet kontynentów. Ten aspekt wiary siłą rzeczy rzadko dochodzi do głosu w tradycyjnym duszpasterstwie parafialnym;

 

- początek sierpnia to rekolekcje organizowane w Karkonoszach przez wrocławską wspólnotę charyzmatyczną „Benedictus”. Wspólnota animuje czas letniego wypoczynku nie tylko dla „swoich”, ale całkiem dla parafian zaproszonych po prostu przez niedzielne ogłoszenia duszpasterskie;

 

- połowa sierpnia to XXVI Światowy Dzień Młodzieży – Madryt; tu nie trzeba wielu wyjaśnień, gdyż przez transmisje czy reportaże wielu z nas uczestniczyło na bieżąco w tej potężnej manifestacji nadziei dla Europy;

 

         Tych wydarzeń byłem osobiście świadkiem podczas tegorocznych wakacji. Te fakty życia są zapewne odpowiedzią na pytanie o ruchy jako miejsce nowej ewangelizacji.  

7. Promienie Słowa Bożego

Każdy święty jest jakby promieniem światła wychodzącym ze słowa Bożego” (VD, 48), napisał papież Benedykt w adhortacji Verbum Domini. Przez analogię możemy to odnieść także do ruchów i wspólnot w parafii: każda z nich jest jednym z promieni blasku, który wyszedł z bogactwa Słowa.

Izaak Newton prowadził niegdyś badania nad rozszczepieniem słonecznego światła na wiele kolorów i nad ponownym ich łączeniem w pierwotny promień. Parafia jest podobnym laboratorium, tyle że duchowym: jedyne światło Bożego Objawienia rozszczepia się tu na tak bogatą paletę duchowych barw i modlitewnych kolorów.

Istnieje oczywiście pewne niebezpieczeństwo: tak silne zafascynowanie moją grupą, moją duchowością, moją drogą i moim ruchem, że zacznę uważać, że tu wyczerpuje się całe bogactwo Kościoła. Nie nowe to niebezpieczeństwo. Czyż św. Paweł nie musiał napominać: „Każdy z was mówi: ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja Kefasa, a ja Chrystusa: czyż Chrystus jest podzielony?” (1 Kor 1, 12-13).

Niech przykładem integrowania poszczególnych charyzmatów wspólnot i ruchów będzie nam niedawne zgromadzenie przedstawicieli światowej młodzieży katolickiej w Madrycie. Choć z tak wielu nurtów duchowych pochodzili, to przecież w papieskiej Eucharystii na plan pierwszy wysunęła się jedność. Wobec ołtarza umilkły różnice i odmienności dróg prowadzących do ofiary Pańskiej, a zabrzmiała jedność: „Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest” (Ef 4,5). To, co przeżywał Kościół powszechny w sierpniowych dniach 2011 roku w Hiszpanii, niech wcieli się w lokalny Kościół naszych parafii:

 

„Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga: wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha” (por. Ef 2, 21-22).



[1] Ludger Hohn-Morisch, Ein Traum von Kirche, Freiburg 1998.

[3] WWW.Kazatin.com, 28 VII 2011, s. 8.

[4] Jan Paweł II, Orędzie Ojca Świętego Jana Pawła II do uczestników I Kongresu Ruchów Katolickich, Warszawa czerwiec 1994 (Watykan, 31 V 1994), http://www.kongresruchow.pl/modules/artykuly/article.php?articleid=100 (13 XI 2010).

[5] 25 tysięcy kapłanów do ewangelizacji Chin, http://ekai.pl/wspolnoty/droga-neokatechumenalna/x45130/tysiecy-kaplanow-do-ewangelizacji-chin (29 VIII 2011).

 

[2012]




niedziela, 21 października 2012

Krzyż Chrystusa – życie chrześcijanina


bp Andrzej Siemieniewski

 

Krzyż Chrystusa – życie chrześcijanina

 

„Syn Człowieczy musi wiele cierpieć” (Mk 8,31). Św. Paweł Apostoł, który tak mało mówi w swoich listach o wydarzeniach z życia ziemskiego Pana Jezusa – wspomina tylko trzy z nich. Oprócz narodzenia Chrystusa i ustanowieniu przez Niego Eucharystii – wspomina jeszcze śmierć Zbawiciela na krzyżu. I tylko wzmiankę o Wieczerzy Pańskiej i o ofierze Pana Jezusa na krzyżu poprzedza formułą: „Bracia, przekazuję wam to, co sam otrzymałem” (1 Kor 11,23) – ewidentnie są to najważniejsze wydarzenia z życia Chrystusa.

Chrześcijanin słyszy echo tych słów za każdym razem, gdy uczestniczy we Mszy Świętej. Kiedy św. Paweł pisze o przekazywaniu otrzymanej od Pana Dobrej Nowiny o Eucharystii, oznajmia: „Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie” (1 Kor 11,26). Apostoł używa tutaj dokładnie tego samego wyrażenia, do którego się odwołał, kiedy mówił o tym, że sam głosił Dobrą Nowinę. Dlatego zgromadzeni na Mszy św. zawsze głosimy śmierć, którą poniósł Pan Jezus dla naszego zbawienia. Głosimy wcale nie mniej niż kapłan, który wypowiada słowa liturgii. Są przecież dwa różne sposoby głoszenia śmierci Pańskiej: opowiadanie o niej słowami oraz spożywanie z eucharystycznego Chleba i picie z kielicha Nowego Przymierza: „Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie”.

Eucharystia z natury rzeczy jest więc kerygmatem. Przypomina najważniejsze punkty wiary chrześcijańskiej – to, co jest najbardziej zasadnicze: Ucztę ofiarną Pana i Ofiarę Krzyża. To są ziarna, które rzuca się w glebę ludzkich serc podczas liturgii. One potem się rozrosną, ale od nich się zaczyna: Syn Boży narodził się pośród nas, ustanowił pamiątkę nowego i wiecznego Przymierza, umarł dla naszego zbawienia, zmartwychwstał. To wszystko, o czym słyszymy w Ewangelii: o powołaniu Apostołów, o kazaniu wygłoszonym z łodzi na jeziorze, uzdrowieniu chromego i niewidomego – to wszystko rozrośnie się w długie doświadczenie Kościoła i w opasłe tomy spisujące doświadczenia ludzi wierzących. Ale zaczyna się od kerygmatycznego centrum: Chrystus oddał za nas swoje życie na Krzyżu i zostawił nam swój Kościół z darem Eucharystii.

„Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy”. To jest szczyt, najwyższy punkt tego, co Jezus uczynił. Dlatego jeśli myślimy o jakimś symbolu, znaku chrześcijaństwa, to tym symbolem jest krzyż. To nie jest symbol jednej z wielu mów Chrystusa ani któregoś z Jego cudów. Znak krzyża to znak jedynej śmierci za nasze grzechy. Stało się to zgodnie z Pismem, jak podkreśla Apostoł. Ma oczywiście na myśli Stary Testament. To się stało zgodnie z zapowiedziami, proroctwami Starego Testamentu, szczególnie z Księgą Izajasza.

Dalej: „Chrystus został pogrzebany”. To nie była śmierć pozorna, udawana, śmierć tylko na pokaz. To była śmierć na tyle prawdziwa, że zakończyła się pogrzebem, tak jak to zwykle śmierć ludzka się kończy. Najprawdziwsza i najbardziej realna śmierć. 

I jeszcze: „zmartwychwstał trzeciego dnia” – dlatego jesteśmy wyznawcami krzyża, ale jest to wyznawanie krzyża zwycięskiego. Jesteśmy wyznawcami zwycięstwa, a nie klęski. W dawniejszych wiekach, aż do wieku XIII-XIV, kiedy malowano albo rzeźbiono krzyż, Chrystus na tym krzyżu był w koronie, był Królem, był chwalebny i pełen mocy. Królował z krzyża. Kerygmat ten powtarzamy w każdej liturgii Mszy św., kiedy padają takie lub podobne słowa: „Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci”.

W wielu starych miastach zachowały się jeszcze zabytkowe mosty zwodzone. Most taki złożony jest zawsze z dwóch części i aby przejść na drugą stronę, nie wystarczy opuszczenie jednej z nich: potrzebne jest równoczesne użycie obu. W podobny sposób otwiera się człowiekowi brama do Królestwa Bożego. Prowadzący tam most też składa się z dwóch części: z odkupienia dokonanego przez Chrystusa na Krzyżu – i z decyzji człowieka, aby z przygotowanego zbawienia skorzystać. Obie części „mostu” muszą się spotkać. Naszą odpowiedzią na Bożą inicjatywę jest wiara.

Ukrzyżowany obok Jezusa złoczyńca zrozumiał, że do Królestwa Bożego nie prowadzi droga zbudowana przez człowieka tylko o własnych siłach, gdyż w ten sposób każdy grzech i popełnione zło musiałyby odebrać człowiekowi wszelką nadzieję. Ewangeliczny złoczyńca mógł nie znać uczonych terminów teologicznych ani zawiłych traktatów o łasce, ale w sposób niezrównany wyraził to, co najważniejsze w biblijnej nauce o Bogu pełnym łaski. „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” – to zdanie zawiera skrót całego chrześcijaństwa i najbardziej zwięzłe wyznanie wiary pełnej nadziei. Nie dziwi więc, że odpowiedzią Chrystusa na to było udzielenie obietnicy zbawienia: „zaprawdę powiadam ci: dziś ze Mną będziesz w raju”. Wystarczyła wiara złoczyńcy w moc Krzyża: „Gdybyście mieli wiarę, jak ziarnko gorczycy…” 

Krzyż i śmierć Pana, grób i kamień zatoczony przed wejście - to nie znaki ostatecznej klęski, ale jutrzenka zbliżającego się triumfu. Droga krzyżowa Jezusa to najdokładniej opisany w Ewangeliach czas jego działalności. Może między innymi dlatego, byśmy lepiej umieli rozróżniać między trudami, tragediami życia a ostateczną klęską, kiedy wpatrujemy się w Tego, który w taki właśnie sposób - jak śpiewamy - „zwyciężył śmierć, zwyciężył i grzech”.


[2012] 



sobota, 20 października 2012

„Czyste i stałe źródło życia duchowego”: Biblia w karmelitańskim sercu


bp Andrzej Siemieniewski

 

„Czyste i stałe źródło życia duchowego”: Biblia w karmelitańskim sercu

 

WSTĘP

Już na długo przed zapowiedzianym na jesień 2012 roku w Watykanie XIII Zwyczajnym Zgromadzeniem Ogólnym Synodu Biskupów rozeszła się wieść, że tematem Synodu będzie Nova evangelizatio ad christianam fidem tradendam (Nowa ewangelizacja dla przekazywania wiary chrześcijańskiej). Jak to jest w zwyczaju, przygotowano wstępny dokument zapowiadający tematy obrad Synodu, a więc tradycyjne Lineamenta. Można było w nich znaleźć komentarz do ewangelicznego tekstu opisującego uczniów idących do Emaus (por. Łk 24,13-35). Uczniowie ci, jak pamiętamy z lektury Pisma Świętego, spotkali Jezusa Zmartwychwstałego, ale zanim zdali sobie sprawę z tego, że Jezus żyje, już głosili słowo na Jego temat. Jak jednak zauważono w tekście przygotowującym Synod:


„Słowa uczniów z Emaus […] ukazują możliwość takiego głoszenia Chrystusa, które skazane jest na niepowodzenie, ponieważ nie jest w stanie przekazywać życia. Dwaj uczniowie z Emaus głoszą umarłego (por. Łk 24,21-24), opowiadają o swej frustracji i utracie nadziei. Pokazują, że w Kościele zawsze istnieje niebezpieczeństwo takiego głoszenia, które nie przekazuje życia, lecz zamyka w śmierci zarówno głoszonego Chrystusa, jak i głosicieli oraz adresatów orędzia”[1].

           

    W oficjalnym dokumencie Kościoła przypomniano nam o tym niebezpieczeństwie oczywiście tylko po to, abyśmy zdali sobie sprawę, że taka sytuacja wcale nie jest nieunikniona. Przecież tak wielu z nas było wielokrotnie osobistymi świadkami życiodajnego głoszenia mocy i chwały Zmartwychwstałego Pana. Pożądane jest takie doświadczenie obecności Chrystusa w Kościele, by głoszenie słowa było równocześnie przekazywaniem duchowego życia, czyli życia wiecznego. „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17,3). Aby stało się to możliwe, musimy odkrywać biblijne podstawy duchowości.

Benedykt XVI wzywał do tego wyraźnie w wydanej jesienią 2010 roku Posynodalnej adhortacji apostolskiej Verbum Domini. Papież przypomniał tam główne biblijne prawdy dotyczące chrześcijańskiego życia duchowego na przykładzie wielkich świadków katolickiej duchowości. Wielkie postacie tradycji karmelitańskiej uczą tej właśnie biblijnej postawy: „św. Teresa od Jezusa, karmelitanka, w swoich pismach nieustannie nawiązuje do obrazów biblijnych; by objaśnić swoje doświadczenie mistyczne, wspomina, że sam Jezus jej objawia, iż «całe zło świata bierze się z braku jasnego poznania prawdy Pisma Świętego»”. Natomiast „św. Teresa od Dzieciątka Jezus odkrywa w Miłości swoje osobiste powołanie podczas rozważania Pism, w szczególności rozdziałów 12 i 13 Pierwszego Listu do Koryntian. Ta święta karmelitanka opisuje zafascynowanie Pismem Świętym: «Zaledwie skieruję spojrzenie na Ewangelię świętą, natychmiast oddycham wonią życia Jezusa i wiem, w którą biec stronę»”. Ostatecznie więc „każdy święty jest jakby promieniem światła wychodzącym ze słowa Bożego” (VD 48). Wynika z tego bardzo ważna zasada interpretacji Biblii. Nie została ona dana do prywatnego tylko rozważania w oderwaniu od wspólnoty Kościoła. Sięgnijmy więc właśnie po świadectwa wielkich filarów Tradycji katolickiej, tym razem – z kręgu duchowości karmelitańskiej.  

1. Św. Jan od Krzyża – oczyszczenie świątyni Ducha Świętego

Duchowa, alegoryczna lektura Pisma Świętego to metoda, która nie ogranicza się tylko do autorów starożytnych. Odwoływał się do niej często tak niekwestionowany autorytet w dziedzinie duchowości katolickiej jak wielki doktor Kościoła św. Jan od Krzyża (1542-1591). Zapoznamy się tu z dwoma przykładami pochodzącymi z jego najbardziej znanego dzieła – z Drogi na Górę Karmel. Przykład pierwszy, nieco prostszy, odnosi się do bitewnej sceny z czasów jednego z tzw. sędziów Izraela – Gedeona. Drugi przykład, bardziej rozbudowany, odwołuje się do Ezechielowej wizji świątyni jerozolimskiej.  

a. Przykład pierwszy: pochodnie w glinianych dzbanach

Na początku przypomnijmy sobie stosowny fragment Księgi Sędziów, który został wykorzystany przez karmelitańskiego mistyka w XVI wieku:

 

„Gedeon podzielił trzystu mężów na trzy hufce, dał każdemu z nich do ręki rogi i puste dzbany, a w nich pochodnie. […] Zatrąbiły w rogi owe trzy hufce i potłukły dzbany. Wziąwszy zaś w lewą rękę pochodnie, a w prawą rogi, aby na nich trąbić, wołali: «Za Pana i za Gedeona!». I przystanęli, każdy na swoim miejscu, dokoła obozu. Powstali wtedy wszyscy w obozie, poczęli krzyczeć i uciekać. Podczas gdy owych trzystu mężów trąbiło na rogach, Pan sprawił, że w całym obozie jeden przeciw drugiemu skierował miecz” (por. Sdz 7,16-22).

 

A oto alegoryczny wykład tego fragmentu autorstwa św. Jana od Krzyża:

 

„Wojsko Gedeona: powiedziano o nim, że wszyscy wojownicy mieli światła w ręku, ale niewidoczne, gdyż były one ukryte w dzbanach, po rozbiciu których ukazało się światło. Dzbany te to obraz wiary, kryjącej w sobie światło Boże. Gdy wiara ustanie z końcem życia doczesnego, wówczas ukaże się chwała i światłość Boskości, którą kryła w sobie wiara […].

Po rozbiciu dzbanów życia doczesnego, które jedyne przeszkadzało światłu wiary, ujrzy dusza Boga twarzą w twarz w chwale wiekuistej”[2].

 

            Musimy się zastanowić, czy taka alegoryczna aplikacji tekstu Pisma nie wychodzi poza biblijnego ducha, czy nie jest nieuzasadnionym snuciem skojarzeń, do którego tekst biblijnej księgi stałby się tylko pretekstem. Sięgnijmy dla porównania do jednego z miejsc Nowego Testamentu (2 Kor 4,6-18). Św. Paweł Apostoł łączy tu kilka wątków:

– życie chrześcijanina jest walką duchową: „Znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. […] Ciągle bowiem my, którzy żyjemy, jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele” (2 Kor 4, 9.11);

– wiara jest światłem: „Bóg, Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa” (2 Kor 4,6);

– cielesność człowieka ujęta jest w obrazie glinianego dzbana: „przechowujemy skarb w naczyniach glinianych” (2 Kor 4,7);

– wiara jest kroczeniem w niewidzialnej tajemnicy: „Wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie” (2 Kor 4,18).

Wydaje się więc, że św. Jan od Krzyża, aplikując opis bitwy pod wodzą Gedeona do duchowych zmagań chrześcijanina, posiłkował się skojarzeniami, na które w pełni pozwala lektura tekstów św. Pawła. W tym sensie jego interpretacja alegoryczna, chociaż jest nowością w stosunku do samego biblijnego tekstu, to nie jest czymś niebiblijnym, lecz wierną i twórczą kontynuacją spojrzenia na Stary Testament oczami Apostołów. Jest to więc trzymanie się biblijnej tradycji interpretacji nowotestamentowej tekstu Starego Przymierza.  

b. Przykład drugi: znieważona świątynia

Przykład drugi jest bardziej rozbudowany, a jego biblijnym fundamentem jest ten oto fragment z Księgi proroka Ezechiela:

 

„Rzekł [Pan] do mnie: «Synu człowieczy, czy widzisz, co oni czynią? – Okropne obrzydliwości, którym się tu oddają pokolenia izraelskie, aby Mnie zmusić do oddalenia się z mojej świątyni. […] Wszedłem i patrzyłem, a oto były tam wszelkiego rodzaju postacie tego, co pełza po ziemi, i bydląt, ohydnych istot, i wszystkie bożki domu Izraela, wyrysowane wszędzie na ścianie dokoła. […] I rzekł do mnie: «Czy widzisz, synu człowieczy, czemu się oddaje w ukryciu każdy ze starszyzny domu Izraela w tajemnej komnacie?». Następnie zaprowadził mnie do przedsionka bramy świątyni Pańskiej, mieszczącej się po stronie północnej, a oto siedziały tam kobiety i opłakiwały [bożka] Tammuza. I rzekł do mnie: «Czy widzisz, synu człowieczy? Zobaczysz jeszcze większe obrzydliwości od tych». Zaprowadził mnie także do na wewnętrzny dziedziniec świątyni Pańskiej i oto u wejścia do świątyni Pańskiej, pomiędzy przedsionkiem a ołtarzem, znajdowało się około dwudziestu pięciu mężów, obróconych tyłem do świątyni Pańskiej, z twarzami skierowanymi ku wschodowi. Zwróceni na wschód oddawali pokłon słońcu. I rzekł do mnie: «Czy widzisz to, synu człowieczy?»” (Ez 8,6.10-12.16-17).

 

            Jaki użytek uczynił św. Jan od Krzyża z tego fragmentu Księgi Ezechiela w swojej Drodze na Górę Karmel? Doktor Kościoła zachęca, aby czytając ten tekst Biblii, dostrzec w nim alegorię własnej duszy. Rozum, wola i pamięć człowieka stanowią elementy wewnętrznej świątyni ludzkiego ducha, a kto grzeszy, ten dopuszcza do zbezczeszczenia świętego miejsca w swoim sercu.

            Jak pisze św. Jan od Krzyża, wizerunki „tego, co pełza po ziemi, bydląt, ohydnych istot to obraz myśli i pojęć, które rozum zwraca ku niskim rzeczom ziemskim […]; odbijają się w świątyni duszy, gdy ona nimi zajmuje swój rozum, będący jakby pierwszą komorą duszy”.

Z kolei „kobiety w głębi świątyni, płaczące w drugiej komorze nad Adonisem – są obrazem pożądań drugiej władzy duszy, tj. woli; pożądania te płaczą niejako, pożądając tego, do czego skłania się uczuciowo wola, to jest do owych płazów odmalowanych w rozumie”.

            Natomiast „mężowie, którzy byli w trzeciej komorze świątyni, to wyobrażenia i kształty stworzeń; przechowuje je i strzeże trzecia władza duszy, pamięć”. Nawet szczegóły są tu ważne: „Kształty te są zwrócone plecami do świątyni, ponieważ można powiedzieć, że gdy dusza swymi trzema władzami zwraca się całkowicie do jakiegoś stworzenia, jest odwrócona plecami do świątyni Boga, to jest do zdrowego rozumu duszy”[3].

            Jeśli chcemy zweryfikować zasadność biblijnej inspiracji wielkiego karmelitańskiego doktora Kościoła, powinniśmy przypomnieć sobie te miejsca Nowego Testamentu, gdzie serce chrześcijanina porównywane jest z budynkiem świątyni. Oto przykład:

 

„Jesteście Bożą budowlą […] Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście” (1 Kor 3,9.16-17).

 

Co ważne, ten Pawłowy tekst wiąże duszę ze świątynią nie tylko w sposób pozytywny („jesteście świątynią Boga”), ale zawiera też poszukiwaną przez nas przestrogę: brak dbałości o świętość duszy jest równoważny bluźnierczemu znieważeniu świątyni. Widać więc wyraźnie, że skojarzenia św. Jana od Krzyża nie są dowolne, lecz idą ściśle tym tropem, który wyznaczył biblijny tekst Apostoła Pawła.  

2. Mistyka hiszpańska – pieśń o zaślubinach duchowych

Chociaż znaleźliśmy się przy tekstach XVI wieku, to jednak dla pełni obrazu na chwilę powrócimy do dawniejszych czasów starożytności chrześcijańskiej. Dlaczego? Oto mamy rozważyć tekst św. Teresy z Ávila (1515-1582) dotyczący biblijnej Pieśni nad Pieśniami, a wydaje się, że skorzystamy na pokazaniu kontynuacji Tradycji katolickiej w tej materii.  

            a. Starożytne tło

       Najpierw więc podamy kilka pomocnych informacji o roli, jaką według wczesnej chrześcijańskiej Tradycji winna pełnić Pieśń nad Pieśniami w duchowości chrześcijańskiej. Orygenes ujmował przynależność do wspólnoty zbawionych, czyli wspólnoty Kościoła, jako okazję do nieustannego wzrastania duchowego. Dobrze ilustruje to jego wyliczenie siedmiu pieśni Starego Testamentu:

– pierwsza pieśń: Pieśń Mojżesza (Wj 15,1-19), symbolizuje chrzest: „wyszedłszy z egipskiej ziemi, musisz przebyć Morze Czerwone, abyś mógł zaśpiewać pierwszą pieśń”;

– dalsza droga formacji chrześcijanina obejmuje czerpanie mądrości Bożej, stąd śpiewanie drugiej pieśni, o źródle mądrości: Tryskaj, źródło (Lb 21,17-18);

– mądrości nabywa się poprzez karmienie się słowem Bożym: „Niech ziemia słucha słów płynących z ust moich”, mówi o tym trzecia pieśń (Pwt 32,1-42);

– życie chrześcijanina pełne jest walki duchowej, trzeba więc śpiewać też wojenną Pieśń Debory; jest to czwarta pieśń (Sdz 5,2-31);

– obiecane wierzącym zwycięstwo opiewają teksty pieśni piątej, którą jest hymn Dawida Panie, ostojo moja (2 Sm 22,1-51), i pieśni szóstej, Pieśni o winnicy (Iz 5,1-6);

– zwieńczeniem drogi duchowego wzrostu jest pieśń siódma.

Wynika ona z dobrego przeżycia poprzednich pieśni, dlatego właśnie zwana jest Pieśnią nad Pieśniami, a obejmuje w całości księgę Starego Testamentu pod tym właśnie tytułem. Pieśń ta opiewa zjednoczenie z Bogiem, przeżywane zarówno indywidualnie, jak i we wspólnocie Kościoła-Oblubienicy: „A gdy już wszystko przejdziesz, wznieś się jeszcze wyżej i mając przystrojoną duszę, śpiewaj wraz z Oblubienicą «pieśń nad pieśniami»”[4].  

b. Zaślubiny z Chrystusem

Powróćmy teraz do złotego okresu mistyki hiszpańskiej, aby przekonać się, jak kontynuowano w Kościele tradycję opisywania relacji duszy chrześcijańskiej z Chrystusem w kategoriach miłości małżeńskiej. Św. Teresa z Ávila pisze w Twierdzy wewnętrznej:

 

„Dusza staje się jedno z Bogiem […]; taki nieogarniony Majestat tak się raczy złączyć ze stworzeniem swoim, że na podobieństwo małżonka, nierozerwalnym węzłem związanego, nigdy nie opuści duszy, którą sobie poślubił”[5].

 

            Zobaczmy teraz, jak św. Jan od Krzyża wykorzystał tekst Pieśni nad Pieśniami w swojej Pieśni duchowej dla oddania realiów związku chrześcijańskiego serca z Chrystusem. Doktor Kościoła najpierw układa strofy własnej poezji wzorowanej na tekście biblijnym:

 

„Pasterze, którzy podążacie poprzez ustronia na szczyt wzgórza wyniosłego,

Jeżeli kędyś napotkacie mego nad wszystko Umiłowanego,

Powiedzcie, że schnę, mdleję, umieram dla Niego!”[6].

 

Następnie zaś alegorycznie wyjaśnia poszczególne elementy swojego utworu. Łatwo jednak zorientować się, że są to, praktycznie rzecz biorąc, wyjaśnienia odpowiednich elementów prawzoru, czyli Pieśni nad Pieśniami:

 

„[Dusza] swoje pragnienia, afekty i jęki nazywa pasterzami, bo one nasycają duszę dobrami duchowymi […]. Ustroniami nazywa hierarchie i chóry aniołów, przez które wznoszą się nasze wzdychania i modlitwy coraz wyżej, aż do Boga. Stwórcę przedstawia tu jako wzgórze, bo On jest najwyższym szczytem. […] Pasterzami można też nazwać samych aniołów”[7].

 

WNIOSKI

Rozpoczęliśmy naszą refleksję od zachęty papieża Benedykta XVI, by naszą osobistą lekturę biblii wzbogacać świadectwem duchowego bogactwa wielkich świętych Kościoła, skoro „każdy święty jest jakby promieniem światła wychodzącym ze słowa Bożego” (VD 48). Jest to intuicja sięgająca zresztą do tekstu samej Biblii: „To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśniania” (2 P 1,20). Papież Benedykt zaprasza nas zachęca do wyciągnięcia z tej biblijnej zasady następujących wniosków końcowych:

 

„W pewien sposób świętość związana ze słowem Bożym wpisuje się zatem w tradycję prorocką, w której słowo Boże posługuje się życiem proroka. W tym sensie świętość w Kościele jest hermeneutyką Pisma, od której nikt nie może abstrahować. Ten sam Duch Święty, który natchnął świętych autorów, pobudza świętych, by oddali życie dla Ewangelii. Uczenie się od nich jest niezawodną drogą do żywej i skutecznej hermeneutyki słowa Bożego” (VD 49).

 

            Dlatego dzisiaj zechcieliśmy skorzystać w pełni z duchowego skarbca, jakim jest Pismo Święte, odwołując się do tradycji wielkich świętych, a zwłaszcza tych, których życie i modlitwa stały się początkiem tradycji karmelitańskiej szkoły duchowości. Przecież „dawne i nowe formy specjalnej konsekracji mają być prawdziwymi szkołami życia duchowego, w których czyta się Pismo według Ducha Świętego w Kościele, tak by cały lud Boży mógł z tego odnieść korzyść” (VD 83).



[1] XIII Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów (2012), Lineamenta, 2.

[2] Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, II, 9, 3-4.

[3] Droga na Górę Karmel, I, 9, 6.

[4] Orygenes, Homilie do Pieśni nad Pieśniami, 1.

[5] Teresa z Ávila, Twierdza wewnętrzna, VII, 2, 3.

[6] Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, II, 1.

[7] Pieśń duchowa, II, 1-3.


[2012]