sobota, 31 grudnia 1994

Propagowane przez prasę laicką postawy względem Boga i religii a duchowość chrześcijańska


ks. Andrzej Siemieniewski 


Propagowane przez prasę laicką postawy względem Boga i religii 
a duchowość chrześcijańska

 
1. Geneza opracowania

Na posiedzeniu Sekcji Duchowości Teologów Polskich w dniu 11 listopada 1992 r. podjęto inicjatywę dokonania przeglądu publikacji wybranych organów prasowych III Rzeczypospolitej z punktu widzenia prezentowania w nich tematów związanych z problematyką religijną i kościelną. Uwagę miały skupić tytuły organów prasowych scharakteryzowanych szeroko pojętym określeniem: „prasa laicka”. Chodziło więc o te periodyki, które — nie deklarując wprawdzie często swej orientacji światopoglądowej — odbierane są w społecznym odczuciu jako dystansujące się od środowisk ludzi wierzących. Niektóre z nich w dziedzinie religijnej przejawiały po prostu obojętność, niektóre zdecydowany krytycyzm, a były i takie, których wrogości wobec wiary chrześcijańskiej trudno było nie zauważyć.

Niniejsza prezentacja pomyślana jest jako refleksja osnuta wokół wyników prac analitycznych teologów polskich[1], którzy poświęcili część swych tegorocznych wysiłków na rzecz uchwycenia głównych tendencji w przedstawianiu Boga, religii, Kościoła i koncepcji człowieka w wybranych tytułach laickiej prasy polskiej pierwszych lat nowej rzeczywistości. Chodziło więc o uchwycenie specyfiki okresu następującego po przełomie politycznym, który doprowadził do kresu panowania ustroju realnego socjalizmu.

2. Wobec polemik ugrupowań laickich ze środowiskami katolickimi

Dla pełnego zrozumienia kontekstu wyłonienia się problematyki „propagowanych postaw względem Boga, Kościoła i człowieka przez wybrane organy prasowe III Rzeczypospolitej pożyteczny będzie rzut oka na historię publicznych polemik w interesujących nas dziedzinach. Dotyczyły one w kolejnych okresach minionych czterech lat bardzo różnych, aktualnych problemów polityki społecznej i prawodawstwa państwowego. Skupiały się jednak głównie wokół następujących zagadnień: sposobu powrotu nauczania religii do szkół, ustawy o ochronie życia poczętego, sprawy obecności Kościoła hierarchicznego w okresie przygotowawczym przed kolejnymi wyborami politycznymi, wartości chrześcijańskich jako inspiracji życia społecznego.

Na marginesie warto zauważyć, że niejednokrotnie katolicy, uczestnicy owych publicznych dysput, nie zdobyli się na wyzwolenie z kategorii myślowych narzuconych im przez oponentów. Środowiska ludzi inspirowanych myślą chrześcijańską — jakkolwiek merytorycznie stawały oczywiście w obronie pozycji wiary w życiu publicznym — to jednak często pozostawały uwięzione wewnątrz siatki pojęć i schematów myślowych adwersarza. Jednym z takich narzuconych schematów było na przykład klasyfikowanie postaw wobec wymienionych wyżej zagadnień społeczno-politycznych jako przyspieszających lub opóźniających tzw. „powrót do Europy”. Ci, którzy tego mylącego hasła nadużywali zdawali się nie zauważać, że w swej instytucjonalnej i prawnej tradycji realnie istniejąca Europa jest — wbrew powszechnemu mniemaniu — znacznie bardziej chrześcijańska niż zakładał to świat polemik prasowych ostatnich lat.

Jako charakterystyczny przykład warto podać kierunek, w którym poszła dyskusja na temat powrotu nauczania religii do szkół. Również i katoliccy uczestnicy życia społecznego dali się niejednokrotnie wtłoczyć w koleiny wytyczone przez niechętne nam środowiska. To one przecież sprowadzały strony uczestniczące w kolejnych polemikach publicznych do roli zwolenników lub przeciwników „powrotu do Europy”. Ze smutkiem trzeba stwierdzić, że i ze strony środowisk katolickich zdarzało się — nieświadome zapewne — podążanie torem wyznaczonym przez oponenta. Zamiast spokojnej analizy faktycznej sytuacji prawnej i administracyjnej w Europie na tym polu zdarzały się i takie wnioski: „do takiej Europy (domyślnie: laickiej, bezbożnej, niechrześcijańskiej, w której lekcji religii w szkole nie ma) wracać nie chcemy”.

A przecież wystarczyło przyjrzeć się prawnemu uregulowaniu wzajemnego usytuowania nauczania religii i szkoły w Europie, by zorientować się, że sytuacja ta wprawdzie jest zróżnicowana, ale bynajmniej nie jest „europejska” w demagogicznym tego słowa znaczeniu. Są wprawdzie państwa europejskie stawiające problem katechezy całkowicie poza obrębem szkoły, jak na przykład Białoruś. Ale w innych krajach sytuacja przebiega bardzo szerokie spektrum możliwości: od pozostawienia jednego dnia w tygodniu wolnego od zajęć lekcyjnych (by umożliwić katechezę), poprzez fakultatywne zajęcia z religii na terenie szkoły, aż po kategoryczny obowiązek uczestniczenia w takich zajęciach dla wszystkich (oczywiście z możliwością zwolnienia ucznia przez rodziców w wypadku konfliktu wyznaniowego).

„Europa” w tym kontekście okazała się więc nie tyle konkretnym regionem geograficznym lub określonym zespołem państw, co raczej tworem mitycznym, gdzie nie ma miejsca w prawnym uregulowaniu programów szkolnych dla nauczania religii. Jednak w rzeczywistości taka Europa po prostu nie istnieje. Orędownicy „powrotu do Europy” pragnący całkowitego oddzielenia nauczania religii od szkoły, jak się okazało, zmierzali nie w stronę rozwiązań na przykład szwajcarskich lub włoskich, ale raczej białoruskich.

Związane z dyskusją wokół obecności nauki religii w szkole tytuły prasowe, jak na przykład: Kto zatrzyma bieg ku średniowieczu[2] odzwierciedlały jedynie emocjonalny stan zaangażowanych w sprawę autorów, a nie konfrontację ze stanem w realnie istniejącej Europie. Natomiast uregulowanie prawne proponowane przez Kościół zbliżało się do aktualnej przeciętnej, faktycznej prawnej normy europejskiej. Szkoda, że i w tej materii niejednokrotnie nawet katoliccy publicyści byli uwięzieni w fałszywych schematach mitycznej, a nie realnie istniejącej (wraz z różnorodnym porządkiem prawnym), Europy. Zbyt często pozostawali więźniami pojęciowej siatki narzuconej im przez adwersarza.

3. Moment historyczny początku lat ‘90

Za nami pozostały zarówno doświadczenia euforii wywołanej zgodną współpracą wszystkich przeciwników państwa totalitarnego (końca lat ‘80), jak i doświadczenia narastających w szybkim tempie nieporozumień wewnątrz obozu zwycięzców (początku lat ‘90). Po okresie, w którym powszechnie dostrzegano Kościół jako moralny i duchowy fundament działań na rzecz demokracji, niestety stało się tak, że Kościół zaczął być postrzegany jako strona w konflikcie społecznym. Co więcej — bywał utożsamiany wręcz z pewną grupą partii politycznych i z ich dążeniami w kierunku zdobycia i sprawowania władzy w państwie. Stając wobec tematu: Propagowane przez prasę laicką postawy względem Kościoła a duchowość chrześcijańska można więc ulec pokusie nadmiernego ukłonu wobec nacisku historycznych okoliczności. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo potraktowania tematu na sposób włączenia się w bezpośrednie polityczne dyskusje doby obecnej.

Inną pokusą byłaby próba oceny stylu podejmowania tematyki religijnej w laickiej prasie początku lat ‘90 przy użyciu — jako punktu odniesienia — tylko i wyłącznie katolickiej ortodoksji. Polegałoby to na szeregowaniu ujęć problematyki religijnej w różnych organach prasowych tylko według kryterium ich oddalenia od poglądów środowisk katolickich (czy szerzej: ludzi wierzących).

Wydaje się jednak, że stosowniejsze będzie przed dokonaniem takiego szeregowania (lub stopniowania) podjęcie próby znalezienia odpowiedzi na pytanie: jakie pojęcie Boga kryje się za pojawianiem się Jego obecności w szeroko pojętej „prasie laickiej” ostatnich lat? Niech taka właśnie próba opisu sytuacji wyprzedzi diagnozę.

4. Bóg i religia w prasie laickiej lat 1989-1992

a) Pojęcie Boga

„Bóg”, który pojawia się na łamach prasy tego okresu nie jest już tym samym, który w latach ‘50 był przeciwstawieniem naukowego myślenia o świecie, w latach ‘60 był wrogiem cywilizacyjnego rozwoju i postępu, i wreszcie w latach ‘70 tolerowany był z pewną pobłażliwością jako przejaw słabości intelektualnej czy emocjonalnej pewnego typu ludzi. W latach ‘90 inaczej już mówi się o Bogu. Bóg jest obecny w świecie i w historii człowieka, a Jego istnienie nie stoi w sprzeczności z nauką[3].

„Bóg” prasy laickiej pierwszych lat III Rzeczypospolitej to Istota Najwyższa, której istnienie raczej nie bywa kwestionowane[4]. To do Niej kierują się różne religie świata i wszystkie wyznania chrześcijańskie. Wierzenia różnych wyznań chrześcijańskich, w tym także oczywiście katolików, są w tym względzie traktowane jako pewna kulturowo ukształtowana mutacja ogólnoludzkiego dążenia do odkrycia Istoty Najwyższej. Jako rzecz samą przez się zrozumiałą traktuje się pogląd, że Istota Najwyższa przejawia się głównie poprzez tęsknoty ludzkiego serca i odczucia wewnętrzne.

Treści religijne zdobyły sobie prawo obywatelstwa wśród innych ważnych problemów ludzkich: „Dostrzega się tendencje wplecenia treści religijnych w zakres zainteresowań czytelników”[5]. Natomiast doktrynalne ujęcia religijnej postawy Kościoła katolickiego stawiane są w jednym rzędzie z innymi koncepcjami religijnymi. Wspólnie z nimi traktowane są jako historycznie i kulturowo ukształtowany wyraz ogólnoludzkiej wiedzy o świecie transcendencji. Z oczywistych jednak względów odwoływanie się do doktryny wiary i do postaw ludzi wierzących Kościoła katolickiego dominuje w publikacjach prasowych omawianego okresu.

Konkretne religie w tej perspektywie to społecznie uwarunkowane formy wyrazu religijnej potrzeby ogólnoludzkiej; formy, których nie da się wartościować pod względem zbliżania się do prawdy. W takim ujęciu wszystkie religie są „równie dobre”, a ich instytucjonalny wymiar, z Kościołem katolickim włącznie, rozpatrywany jest z czysto naturalistycznego punktu widzenia, głównie w aspekcie politycznego znaczenia.

Symptomatyczna wydaje się w tym względzie opinia wyrażona na łamach „Gazety Wyborczej” przez posłankę Barbarę Labudę:

„Ja nie wiem, czy Bóg jest, czy Go nie ma, dlatego stworzyłam własny system etyczny, ale nigdy nie atakuję religii. Natomiast krytykuję biskupów, ich aktywność polityczną, dążenie do władzy, domaganie się materialnych przywilejów kosztem społeczeństwa”[6].

Naturalizm w ocenie instytucji Kościoła zawarty w tej wypowiedzi wydaje się reprezentatywny dla omawianych tytułów pracy laickiej ostatnich lat. Natomiast agnostycyzm w niej wyrażony odbiega już od dominującego w nich tonu. Jak zauważył jeden z teologów: „ogólny zamysł redakcyjny «Gazety Wyborczej» zakłada istnienie wątku religijnego i istnienia Boga”[7].

„Absolutny horyzont zwany Bogiem” — to z kolei formuła zaczerpnięta z wywiadu z Vaclavem Havlem[8], zamieszczonego również w „Gazecie Wyborczej”. W wyraźny sposób pokazuje tendencje do spotkania ze światem przekraczającym ludzką naturę nie tyle na bazie prawd Objawienia, co na podstawie doświadczenia wewnętrznego. W wywiadzie tym V. Havel zresztą wprost tak właśnie określa swoje stanowisko:

„Użyłem terminu «absolutny horyzont», bo to pojęcie wydawało mi się w danej sytuacji najodpowiedniejsze. Nie mówiłem o Bogu — i wyjaśniłem, dlaczego o Nim nie mówię […] starałem się nazwać tę rzeczywistość, tak jak jej doświadczyłem”[9].

Doświadczenie wewnętrzne staje się w takim ujęciu głównym źródłem wiedzy o Bogu i przyznany mu zostaje autorytet nadrzędny wobec Objawienia obiektywnego. Prawdziwie godna człowieka religia to taka, w której jedynie „człowiek stara się nazwać tę rzeczywistość, której doświadcza”. Havel dodaje zresztą zaraz potem: „mam takie poczucie, które pokrywa się nie tylko z chrześcijańskim pojęciem Boga, ale i mniej więcej z pojęciem boskiej instancji w innych religiach”[10].

Z tej samej postawy płynęło także i zainteresowanie możliwą alternatywą w stosunku do katolickiej formy wiary w Boga. Nowe formy religijności ukierunkowane na drogę gnozy lub szeroko pojętego ruchu New Age stawały się w ten sposób obiektem wnikliwych zainteresowań prasy. Jerzy Prokopiuk stwierdzał w „Gazecie Wyborczej”, w wywiadzie zatytułowanym Wybrałem herezję:

„Gnoza odwołuje się tylko do bezpośredniego doświadczenia, przypominającego doświadczenie mistyczne; od mistyki różni ją jedynie to, że gnostycy nie oczekują inicjatywy od Bóstwa, lecz sami z nią występują; my — gnostycy — nie opieramy się na wierze”[11].

Warto zauważyć na marginesie, że również część prasy autodefiniującej się jako „katolicka” prezentowała niekiedy podobne poglądy. Skoro więc niektórzy ludzie Kościoła nie są pewni wyjątkowości chrześcijańskiej drogi do Boga, skoro nawet im zdarza się umieszczać ją pośród innych dróg, jako jedną z historycznych wersji realizacji religijnych pragnień ludzkości, trudno dziwić się dominacji tego poglądu wśród autorów prasy laickiej.

b) Pojęcie religii

Przy dominującym w prasie tego okresu agnostycyzmie w kwestii dróg poznania natury Boga, całkiem naturalnym staje się fakt traktowania religii przede wszystkim jako elementu kultury[12]. Agnostycyzm ten jest jednak zabarwiony pewnymi preferencjami: generalną zasadą staje się przedstawianie różnych form religii jako tym bardziej interesujących, pociągających i racjonalnych, im dalej stoją od chrześcijaństwa w katolickiej jego formie[13]. Z reguły więc na przykład buddyzm zaś będzie prezentowany jako bardziej zgodny z doświadczeniem współczesnego człowieka i z jego duchowymi dążeniami.

Pewnym wyjątkiem od tej zasady wyższego oceniania religijnej wartości tego, co dalekie i egzotyczne, było generalne potępienie dla ograniczenia wolności wypowiedzi w totalitarnych wydaniach islamu państwowego. Szczególnie dało się to zauważyć na najbardziej znanym przykładzie wyroku wydanego na Salmona Rushdiego. Zdarzało się jednak na kanwie tego wydarzenia wywoływanie atmosfery zagrożenia rzekomo grożącym „polskim Iranem”.

5. Przykład: Gazeta Wyborcza

Niezmiernie interesującym przykładem organu prasowego, który nie będąc pismem wyznaniowym zamieszcza jednak obszerne materiały na tematy ściśle teologiczne, jest Gazeta Wyborcza. Tym bardziej pouczającym jest spojrzenie na kilka wybranych przykładów takich artykułów, dla zapoznania się z wizją Boga i religii, która stoi u ich podstaw.

a) Syndrom niespełnionych oczekiwań

W latach ‘80 miał miejsce fenomen masowego wstępowania w obręb kościelnego oddziaływania ludzi stojących przedtem od wiary daleko. Pociągnęło to za sobą dwa zjawiska. Po pierwsze bardzo daleko idące i często wygórowane oczekiwania wobec nowo odkrytej wspólnoty wiary. Od ludzi wierzących, od ludzi szeroko pojętego Kościoła, oczekiwano cech zdecydowanie różniących ich od przeciętnych wad znanych uprzednio środowisk.

Gdy oczekiwania te zderzały się z rzeczywistością — z konieczności nie dorastającą do wygórowanego ideału — następował często gwałtowny zwrot, a spojrzenie na religię stawało się nadmiernie krytyczne. Przyglądano się polskiej religijności i ukształtowanemu przez nie pojęciu Boga, często po to, by ujawnić niedostatki i potrzeby korekt. Tradycyjnie polskie cechy katolicyzmu zaczęto postrzegać już nie tylko jako odnaleziony dom narodowej duchowości, ale i jako zagrożenie zawężające tak upragniony uniwersalizm.

Pisał jeden z autorów „Gazety Wyborczej”:

„Bóg statystycznego polskiego katolika byłby więc […] nie Bogiem zbawiającym ludzkość ani nie Bogiem, który pozwolił nam do siebie mówić Abba, czyli dał nam wolność i odpowiedzialność. Byłby raczej Bogiem wspólnoty (rodziny, narodu) dającej człowiekowi poczucie bezpieczeństwa, a nie Bogiem jednostki samodzielnie odpowiadającej za swe życie. Próżno tu szukać dramatu wiary jako indywidualnej odpowiedzi człowieka-osoby na wolność daną i zadaną mu przez Stwórcę”[14].

Nastąpiło odkrycie niedoskonałości kryjących się w tradycyjnych formach wiary, wyrażone na przykład w radykalnym sformułowaniu, że „chrześcijanin to nie ten, kto został ochrzczony, ale ten kto jest naśladowcą Chrystusa”[15]. Dla atmosfery rozczarowania społecznym kształtem religijności powszechnego katolicyzmu charakterystyczne jest, że powyższe zdanie wypowiada uczestnik Tygodnia Ewangelizacyjnego organizowanego przez chrześcijan protestantów.

Oczekiwanie radykalnej inności środowisk katolickich (oczekiwanie wygórowane i nieco idealistyczne, które nie zostało spełnione) wyraża się i w takim oto cytacie zaczerpniętym z „Gazety Wyborczej”:

„Nie kłóćcie się z ateizmem, nie poniżajcie ateizmu, nie wywyższajcie siebie, nie reklamujcie swego straganu; tylko sami przeżywajcie i rozdawajcie darmo owoce; jeśli będą słodkie i soczyste, zdrowe i orzeźwiające, będą szli do waszego sadu, szli, rwali, pożywiali się”[16].

Jest coś szczególnie charakterystycznego i coś szczególnie polskiego w powyższym cytacie. Oto gazeta uważana niejednokrotnie za niemal przykładowy fenomen polskiego antyklerykalizmu, oczekuje od Kościoła niezmiernie dużo, oczekuje po prostu za dużo. Czy mamy więc w tym przypadku do czynienia ze wzgardą dla propozycji chrześcijańskiej, czy raczej z przejawem dystansu ze strony kogoś, kto żywi aż tak wygórowane, że nie do spełnienia wobec tej propozycji, oczekiwania?

b) Syndrom poszukiwania duchowego

Życie duchowe w sensie chrześcijańskim można rozpatrywać jako wzajemne uzupełnianie się postawy poszukiwania i postawy przeżywania tego, co już znalezione. „Znaleźliśmy Mesjasza” oraz: „Panie, objaw nam Ojca”, to dwa niezbędne aspekty życia prawdziwie chrześcijańskiego.

Wśród postaw wobec Boga i religii lansowanych w wytypowanych organach prasowych III Rzeczypospolitej omawianego okresu na plan pierwszy wysuwa się zdecydowanie postawa poszukiwania. Chodzi tu zarówno o traktowanie życia religijnego jako aktywności poszukiwawczej samego człowieka, kierującego się kryterium „doświadczenia wewnętrznego”, jak i opieranie się na pewnym typie wzoru duchowości i postawy religijnej. Charakterystycznym elementem ułatwiającym zrozumienie tego poszukiwania jest pewien szczególny rodzaj duchowego mistrza, lansowanego jako odpowiedź na poszukiwania czasów dzisiejszych.

Niekiedy jest to postać spoza kręgu kultury chrześcijańskiej. Tak stało się z postacią przywódcy buddystów tybetańskich, Dalaj Lamy, szczególnie z okazji jego wizyty w Polsce. Także w tym kontekście przeżycie duchowe prezentowane było jako wartość najwyższa, niezależnie od tego z jaką tradycją religijną się wiąże. Oto, jak czytamy w „Gazecie Wyborczej”, jeden z uczniów uczestniczących w spotkaniu z tybetańskim przywódcą powiedział:

„Wie pani, kiedyśmy tak czekali na niego siedząc na słońcu, w żarze, to pomyślałem, że dwa tysiące lat temu inni ludzie podobnie jak my czekali na Jezusa. Też wierzyli, że przyjdzie”[17].

Zdarza się jednak i przedstawianie jako przykładów poszukiwanych autorytetów religijnych wybitnych przedstawicieli świata chrześcijańskiego. W niezwykle pozytywny sposób przedstawiony został założyciel wspólnot pomocy upośledzonym („Arki”) — kanadyjczyk Jean Vanier[18]. Ten „mistrz duchowy naszej epoki” (jak nazwała go „Gazeta Wyborcza”) został umieszczony obok Matki Teresy z Kalkuty i brata Rogera z Taize.

Wszystkie trzy wymienione postacie prezentują pewien szczególny typ zaangażowania chrześcijańskiego, skoncentrowanego na konkretnej posłudze pomocy upośledzonym lub żyjącym w skrajnej nędzy, bądź też — jak w wypadku brata Rogera — posłudze jednoczenia rozdzielonego chrześcijaństwa. Taka konkretna służba, wychodząca naprzeciw najbardziej palącym potrzebom współczesnego świata, wydaje się być dostrzegana jako najpewniejsza droga do odkrycia Boga:

„Vanier nie tylko rozumie nasze i swoje słabości. Pozwala nam być. Przypomina, że Bóg przyszedł na świat nie po to, by nas osądzać i potępiać, ale żeby nas uzdrawiać. Żeby naprawić w nas to pęknięcie, brak zaufania, które nosimy”[19].

Wnioski

Tematy dwóch następnych referatów na pewno wprowadzą nas w nieco bardziej polemiczną atmosferę. Propagowane przez prasę laicką postawy względem Kościoła dotykają już przecież bezpośrednio wielu ważkich zagadnień społecznych i politycznych, a okres ustrojowej transformacji zaowocował wielu napięciami na tym polu. Lansowane postawy przyjmowały więc niejednokrotnie charakter wręcz przeciwny do tych, jakie właściwe są ludziom wierzącym. Również i lansowane wzorce człowieka, wraz z całą gamą związanych z tym zagadnień moralnych i ich prawnego uregulowania, musiały prowadzić do zderzenia z obroną wartości chrześcijańskich prowadzoną przez Kościół.

Inaczej ma się jednak rzecz ze sprawą postaw wobec Boga i religii w oderwaniu od owego społecznego kontekstu. Ponieważ programowy ateizm zdecydowanie słabiej był w tym okresie obecny na łamach prasy, dlatego też i niniejsza próba analizy propagowanych postaw wobec Boga i religii z natury rzeczy wykazała możliwość doszukania się wielu elementów pozytywnych we wziętych pod uwagę publikacjach prasowych. Jest to zgodne z tym, co sygnalizowali teologowie zaangażowani w badania będące przedmiotem dzisiejszego sympozjum.

Można oczywiście takiemu ujęciu zarzucić nadmierny optymizm i niedostrzeganie manipulacji społecznych na wielką skalę, które przecież też miały miejsce, a dokonywane były również i przy pomocy środków masowego przekazu.

Stało się tak jednak zgodnie z głównym nurtem konstytucji soborowej Gaudium et Spes:

„Powodowani pragnieniem dialogu, ożywionego jedynie umiłowaniem prawdy, z zachowaniem oczywiście stosownej roztropności, nie wykluczamy z niego nikogo, ani tych, którzy rozwijając wspaniale przymioty umysłu ludzkiego, nie uznają jeszcze jego Twórcy, ani tych, którzy przeciwstawiają się Kościołowi i prześladują go w różny sposób. Ponieważ Bóg Ojciec jest początkiem i celem wszystkich ludzi, wszyscy jesteśmy powołani, by być braćmi” (GS 92).

Wydaje się więc, że płynie stąd usprawiedliwienie dla następujących wniosków:

- wśród tendencyjnej działalności prasowej zniekształcającej obraz Boga i religii, jest obecnych również wiele elementów dających się zinterpretować jako wołanie o ukazanie drogi do Boga, jakkolwiek różnie byłby On rozumiany;

- wołanie to kieruje się bardziej w stronę praktycznych świadków wiary, a mniej w stronę jej teoretycznych nauczycieli; postawa konkretnego czynu odpowiadającego na potrzebę człowieka odczytywana jest jako główna droga pozwalająca „zobaczyć” obecność Boga;

- istnieją też i zjawiska po stronie środowisk katolickich, częściowo przynajmniej prowokujące fakt, że wiele ze współczesnych duchowych poszukiwań kieruje się drogą odmienną od najbardziej naturalnej — zdawałoby się — w naszych warunkach kulturowych, mianowicie od propozycji katolickiej. 

[1994]


Przypisy

[1] Ks. Andrzej Skiba (Przemyśl), W krzywym zwierciadle (na podst. „Trybuny Ludu”); ks. Marek Pieńkowski, Trybuna (na podst. „Trybuny Ludu”); o. Tadeusz Koczwara SJ (na podst. „Polityki”); [?], Problematyka „Kościół — państwo” na łamach „Polityki” w latach 1989-1993; o. H.J. Lipiński OFM i o. L.A. Nowicki OFM, Koncepcja człowieka lansowana w tygodniku „Wprost” w latach 1990-1992; o. Placyd Ogórek OCD, Idee wiodące „Sztandaru Młodych”; ks. Z. Klawikowski SDB, Propagowane postawy względem Boga w „Gazecie Wyborczej”.
[2] Por. A. Skiba, W krzywym zwierciadle, o.c., s. 7.
[3] Por. Z. Klawikowski, Propagowane postawy…, o.c., s. 4.
[4] Por. M. Pieńkowski, Trybuna, o.c., s. 1.
[5] Z. Klawikowski, Propagowane postawy…, o.c., s. 1.
[6] Co ja zrobię, że jest mi świetnie, wywiad J. Żakowskiego z B. Labudą, GW 3-4.04.1993, s. 9.
[7] Z. Klawikowski, Propagowane postawy…, o.c., s. 1.
[8] Absolutny horyzont zwany Bogiem, wywiad z V. Havlem, GW 27-28.03.1993, s. 19.
[9] Tamże.
[10] Tamże.
[11] Wybrałem herezję, wywiad z J. Prokopiukiem, GW 1.03.1992, s. 17.
[12] Por. M. Pieńkowski, Trybuna, o.c., s. 2.
[13] Por. A. Skiba, W krzywym zwierciadle, o.c., s. 1.
[14] R. Graczyk, Jakiego Kościoła polska demokracja potrzebuje?, GW 20-21.03.1993, s. 14.
[15] G. Polak, Gdy Jezus pojawi się w Dziegielowie, GW 16.07.1992.
[16] K.L. Koniński, GW 6-7.06.1992, s. 16.
[17] GW 5-6.06.1993, s. 19.
[18] Por. G. Łubińska, Jezus idzie szybko, GW 84, 9.04.1993, s. 10-11.
[19] Tamże, s. 11.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.