niedziela, 6 listopada 2005

Nowe Jeruzalem - homilia


ks. Andrzej Siemieniewski


Homilia na 32 Niedzielę Zwykłą (Rok A)
6 listopada 2005


Nowe Jeruzalem


„I Miasto Święte — Jeruzalem Nowe
ujrzałem zstępujące z nieba od Boga”
(Ap 21,2)


„…abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei

„Nie chcemy, bracia, waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei” (1 Tes 4,13).

Paweł Apostoł widział, że ludzie smucą się, bo nie mają nadziei; widział, że także w chrześcijanach taki smutek czasem jest obecny. Zdaje się mówić: „Ten smutek płynie z niewiedzy, więc nie chciałbym, żebyście trwali w niewiedzy co do tych, którzy umierają, żebyście się nie smucili jak ci, którzy nie mają nadziei”. Dosłownie św. Paweł napisał nie o umierających, ale o zasypiających: „Nie chciałbym waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy zasypiają”. Jest to metafora, inne określenie śmierci: „ci, którzy zasypiają”, bo przecież zapadnięcie w sen kojarzy się także i z nadzieją przebudzenia.

„…również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim”

Na czym opiera się ta nadzieja? Z czego ona wynika? Wynika z wiary w to, co zdarzyło się z Jezusem Chrystusem. Można powiedzieć, że w chrześcijaństwie wszystko wynika z tego jednego okrzyku: „Jezus żyje!” Ten okrzyk jest bardzo krótki, ale też bardzo treściwy. Z tego wynika wiara w moc Pisma Świętego, które jest przecież słowem Jezusa żyjącego. Z tego wynika wiara w moc sakramentów, które są przecież czynami Jezusa żyjącego. Z tego wynika wiara w świętość Kościoła, bo przecież jesteśmy ludem Pana, który żyje. I z tego także wynika nasza wiara dotycząca losów człowieka po śmierci. To wszystko wynika z tego jednego okrzyku: „Jezus żyje!”. Tak to wyjaśnia nam św. Paweł:

„Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim” (1 Tes 4,14).

Najpierw wierzymy, że rzeczywiście umarł. Stąd krzyż, który towarzyszy wszystkim kościołom, wszystkim miejscom modlitwy. Stąd krzyż, który rozpoczyna naszą liturgię — znaczymy się przecież znakiem krzyża. To jest zawsze przypomnienie, że Jezus istotnie umarł. Ale wierzymy także, że istotnie zmartwychwstał. A jeżeli tak, to tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim.

Dlatego, chociaż śmierć jest bolesna i trudna dla wszystkich, którzy jej doświadczają — także dla rodziny, przyjaciół, którzy muszą żegnać swoich drogich i ukochanych zmarłych — to modlimy się zawsze, żeby ta śmierć była w Jezusie. Co to znaczy? To znaczy, że kto jest złączony za życia z Jezusem, to w śmierci też jest z Nim złączony i podobnie jak Jezus — umiera. A jeżeli tak, to tego, kto umarł w Jezusie, Bóg także wyprowadzi wraz z Jezusem. W greckim tekście tego listu jest nawet napisane, że tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg poprowadzi — poprowadzi wraz z Nim. Dokąd poprowadzi? Wszędzie tam, gdzie poszedł Jezus.

„Sein zum Tode Christi”

Cały XX wiek i rozpoczynający się wiek XXI, szczególnie w Europie, może być nazwany wiekiem cywilizacji śmierci. Wielcy myśliciele nie odwołujący się do Boga, mówili nawet, że życie człowieka to po prostu byt ku śmierci. Wielki filozof niemiecki powiedział: „Sein zum Tode” (Heidegger) — „byt ku śmierci”. Życie ma jakiś kierunek, jest jakąś rzeką, która płynie do wodospadu wpadającego w otchłań — jest to życie ku śmierci.

Inny myśliciel, również niemieckojęzyczny, ale człowiek wierzący, wielki teolog, powiedział, że owszem, to jest byt ku śmierci, ale ku śmierci Chrystusa: „Sein zum Tode Christi” (Balthasar) — „byt ku śmierci Chrystusa”. A jeśli tak, to wraz z wejściem w śmierć Chrystusa czeka nas także to, co Jezusa spotkało później. Jezus ma swoją historię do grobu, to prawda (byt ku śmierci), ale ma także swoją historię poza grobem — zmartwychwstanie, wniebowstąpienie, przebywanie w niebie. I ci, którzy żyli z Chrystusem, mają taką samą historię — ku śmierci, to prawda, ale nie jest to rzeka wpadająca w otchłań; jest jakiś dramatyczny wodospad, to prawda, coś się urywa, coś się nagle zmienia, ale nie wpada w otchłań, tylko wpada w objęcia dobrego Ojca. Ci, którzy żyli z Chrystusem, mają taka samą, jak Chrystus, historię.

Apostołowie dużo o tym mówili w różnych obrazach. Piękny obraz jest na przykład u św. Pawła w Liście do Galatów. Apostoł mówi o tym, że istnieje coś takiego, jak „górne Jeruzalem”. Św. Paweł był Żydem, więc na pewno bardzo miłował święte miasto Jeruzalem tu, na ziemi i mówił, że oprócz tej Jerozolimy na dole, jest jeszcze Jerozolima na górze. Nazwał ją górnym Jeruzalem:

„Natomiast górne Jeruzalem cieszy się wolnością i ono jest naszą matką” (Ga 4,26).

Co z tego wynika, że tam na górze jest górne Jeruzalem? Na przykład to, że kiedy kierujemy nasz wzrok duchowy ku górze, to musimy stanąć w obliczu tłumów ludzi zbawionych. To jest skojarzenie ze słowem „miasto”. Miasto to nie jest jakiś domek, wioska czy osiedle. Miasto kojarzy się z niezmierzonymi tłumami. Zatem kiedy myślimy o tym, co tam jest, to niech nam się to kojarzy z ogromną rzeszą zbawionych.

„Ujrzałem Miasto Święte — Jeruzalem Nowe”

To trzeba rozszerzać na wszystkie aspekty naszej wiary. Mówimy na przykład o oczekiwaniu na przyjście Jezusa: „Oczekujemy Twego przyjścia w chwale”. Tak mówimy zawsze w niedzielę w liturgii Mszy świętej, ale oczekiwanie na przyjście Jezusa to nie jest oczekiwanie na przyjście tylko jednej osoby — to jest oczekiwanie na tłumną inwazję, która razem z Jezusem przyjdzie: „Kiedy Syn Człowieczy przyjdzie i wszyscy aniołowie wraz z Nim”. To jest tłum mieszkańców „górnego Jeruzalem”. Dlatego, kiedy Jan Apostoł miał wizję, jak to będzie przy końcu czasów, to nie myślał tylko o samym Baranku, który powróci jako Król królów i Pan panujących. Mówił tak:

„I Miasto Święte — Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni jego ludem, a On będzie Bogiem z nimi” (Ap 21,2n).

Miasto, które widział Jan, to miasto zamieszkałe. To jest Jeruzalem Nowe, które zstępuje „z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża”. Powrót Jezusa to także wyjście na nasze spotkanie wszystkich mieszkańców miasta świętego — aniołów, świętych, a także tych ludzi, którzy dotarli tam przed nami. Tak będzie wyglądać to spotkanie: Jezus powraca do swojej oblubienicy na ziemi, ale wraca z tą częścią oblubienicy, która już jest w niebie. To nie jest tylko tak, że Jezus przychodzi po swoją oblubienicę. To też, ale: „Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące” — przychodzące razem z Nim, od Boga, zstępujące z góry, bo to jest górne Jeruzalem. I ono przychodzi tu „przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża” — pewnie po to, żeby wszyscy ci, którzy są na ziemi, też się tak przystroili i stali się jednym przybytkiem: „Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni jego ludem, a On będzie BOGIEM Z NIMI”.

Święto znajomych, którzy mieszkają piętro wyżej

To są rzeczy bardzo ważne, które mają nadać nadzieję całemu naszemu chrześcijaństwu. Ciągle jeszcze słyszymy, jak czasem komuś wyrwie się określenie dotyczące pierwszych listopadowych dni: „święto zmarłych”. Nie ma święta zmarłych i być nie może! Nigdy wśród chrześcijan nie było święta zmarłych. Bywały natomiast — i to często — święta żyjących, którzy, owszem, umarli, ale żyją. Dlaczego? Bo umarli w Jezusie i Bóg przeprowadził ich wraz z Nim. Dokąd ich przeprowadził? Wróćmy jeszcze do prefacji, która była na Wszystkich Świętych. Liturgia jest krystalicznie czystą postacią wiary Kościoła — tak jak w krysztale wszystkie blaski się odbijają, tak wszystkimi barwami mieni się wiara Kościoła w liturgii i w prefacji na Wszystkich Świętych. To była radosna prefacja — wołaliśmy w niej tak:

„Panie, Ojcze święty, wszechmogący, wieczny Boże. Dzisiaj pozwalasz nam czcić Twoje święte miasto, niebieskie Jeruzalem, które jest naszą Matką. W nim zgromadzeni nasi bracia i siostry wysławiają Ciebie na wieki. Do niego spieszymy pielgrzymując drogą wiary i radując się z chwały wybranych członków Kościoła, których wstawiennictwo i przykład nas umacnia. Dlatego z niezliczoną rzeszą Świętych i Aniołów wysławiamy Ciebie, jednym głosem wołając” (Prefacja o Wszystkich Świętych).

Autor prefacji jedną ręką zaczerpnął z Apokalipsy św. Jana, a drugą ręką — z Listu do Galatów i zrobił z tego jeden radosny hymn. Pan Bóg nam pozwala cieszyć się tym, że tam, na górze, jest tłum — Święte Miasto Jeruzalem. Pan Bóg pozwala nam czcić święte miasto Boże, „niebieskie Jeruzalem, które jest naszą Matką” i w nim, tam na górze, „zgromadzeni nasi bracia i siostry wysławiają Ciebie [Boże] na wieki”. Tak jest w prefacji na Wszystkich Świętych i to jest motyw nadziei, którą kilka dni temu przeżywaliśmy.

To jest byt ku śmierci, która jest bramą do świętego miasta Jeruzalem. Do tego miasta „spieszymy pielgrzymując drogą wiary i radując się z chwały wybranych członków Kościoła, których wstawiennictwo i przykład nas umacnia”.

Szczególnie Msza św. musi być koniecznie taką chwilą, kiedy przypominamy sobie, że nie tylko dzięki widzeniu postępujemy. Bo co my widzimy w kościele? Siebie samych widzimy. Ale nie tylko dzięki widzeniu postępujemy — postępujemy także dzięki wierze. A wiara mówi nam, że każda liturgia jest dwupiętrowa, dwupoziomowa. Jest jeden poziom, który widać i jest drugi poziom, którego nie widać. Tam wyżej jeszcze ktoś mieszka. Ci, którzy są mieszkańcami budynków wielopiętrowych, wiedzą, że często z góry dochodzi jakiś tupot albo głos — ktoś jest na górze. Nie widać go, ale słychać: rozmawiają, przesuwają meble, tupią, ktoś chodzi po podłodze albo krzesłem stuknął. Nie widzimy, ale wiemy, że oni tam są.

Do tego jest podobne nasze chrześcijaństwo. Dziś w naszej liturgii też uczestniczą mieszkańcy „drugiego piętra”, mieszkańcy górnego Jeruzalem, świętego miasta. To właśnie dlatego będziemy śpiewać: „Święty, Święty, Święty”. To się zawsze śpiewa razem „z” — nie tylko z obecnymi tu, na dole, ale także z tymi, którzy są na górze. Opisał to Apostoł w Liście do Hebrajczyków. Jest taki piękny opis tego, co się dzieje, kiedy przystępujemy do Boga, na przykład na Eucharystii. Jest to piękny przykład przystępowania do Boga:

„Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego [do tego górnego Jeruzalem], do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu — Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla” (Hbr 12,22-24).

Kto przystępuje do Boga, ten przystępuje do miasta, a w mieście jest tłoczno, rojno. Miasto to nie jest pole za miastem, gdzie tylko czasem można spotkać samotnego wędrowca. Miasto jest tłoczne. Koło Pana Jezusa i Boga Ojca jest także dziś, także teraz, tłok. Kto tam jest? Przystąpiliście — pisze Apostoł — do Boga, do Jezusa, do pokropienia Jego „krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla”. Ale oni nie są sami. Bóg nie jest samotnikiem. Bóg zbudował sobie miasto i je zaludnił, zameldował tam całe mnóstwo istot: „Przystąpiliście […] do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie, […] do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu”. Co to za duchy? To ci, którzy przeżyli już swoją pielgrzymkę i ją zakończyli. My ich zwykle nazywamy świętymi. Umarli, ale w Jezusie. A skoro w Jezusie, to Bóg przeprowadził ich — tak jak przeprowadził kiedyś Jezusa — do celu. A celem jest miasto święte, Jeruzalem niebieskie. Jeszcze nie było zmartwychwstania, więc na razie przebywają tam jako dusze. Jeszcze wraz z nami czekają na zmartwychwstanie.

I aniołowie, i sprawiedliwi też uczestniczą w naszej liturgii. Są tam wyżej, na drugim piętrze i wiara polega także na tym, żeby czasem usłyszeć, jak tam przesuwają meble, stukają krzesłami, tupią w podłogę na najróżniejsze sposoby. Na tym też polega wiara, żeby mieć tę świadomość: nie jesteśmy sami wobec Boga z prostego powodu — bo Bóg nie jest sam. Bóg miłuje towarzystwo. Lubi przebywać w dobrej, i to licznej, kompanii.

„…będziemy porwani w powietrze…”

To wszystko w oczekiwaniu na zmartwychwstanie. Kiedyś nie chciał Paweł, żeby Tesaloniczanie pozostawali w niewiedzy i wskutek tego się smucili. My też nie powinniśmy pozostawać w niewiedzy i się smucić. Powinniśmy pozostawać w wiedzy — w głębokiej, biblijnej, liturgicznej, chrześcijańskiej, kościelnej wiedzy. Jaka jest obietnica dla wszystkich, którzy zmarli w Chrystusie? Jest właśnie taka: w oczekiwaniu na czas, kiedy górne Jeruzalem spotka się z dolnym Jeruzalem, kiedy spotkają się obie części Kościoła. Św. Paweł mówi o tym tak:

„To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana [to my, w tym dolnym Jeruzalem, na ziemi], nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami!” (1 Tes 4,15-18).

Do melancholii, która zawsze łączy się z mówieniem o śmierci, do różnych ciemnych i cienistych smutków — apeluje w swoim ostatnim słowie Apostoł: „Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami”. Trwajmy w wiedzy, w Bożej wiedzy o śmierci i zmartwychwstaniu. Niech budzi w nas nadzieję i wzajemnie, także dzisiaj, pocieszajmy się tymi słowami. Amen.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.