poniedziałek, 31 maja 2010

Ks. bp Andrzej Siemieniewski: Ekumenizm - zagrożenia i wyzwania




ks. bp Andrzej Siemieniewski


18 maja 2007
Warsztaty tematyczne nt.
„Ekumenizm — wyzwanie i zagrożenia dla Odnowy”


Temat zadany nam dziś przez organizatorów warsztatów to ekumenizm jako wyzwanie oraz wynikające z tego zagrożenia dla Odnowy. Ponieważ nasze czasy są królowaniem niejasnych pojęć, dlatego zaczniemy od opisania, czym jest ekumenizm. A najpierw może nawet od zwrócenia uwagi na to, czym ekumenizm nie jest, czyli z czym ekumenizm bywa mylony.


1. Na początek: definicja


a. Czy to jest ekumenizm?
Po pierwsze więc, ekumenizm bywa mylony z dialogiem międzyreligijnym. Oto przykład: Kardynał Meisner a spotkania ekumeniczne w szkołach — czytam tytuł artykułu zamieszczonego na łamach „Magazynu Internetowego Forum. Żydzi — chrześcijanie — muzułmanie”, a z artykułu dowiaduję się, że chodziło o spotkania katolików z muzułmanami. Słowo „ekumenizm” zostało tu błędnie zastosowane do dialogu katolików z wyznawcami innych religii. Skorygujmy ten pierwszy błąd słowami dokumentu Kościoła katolickiego:


„W tym ruchu ku jedności, który zwie się ruchem ekumenicznym, uczestniczą ci, którzy wzywają Boga w Trójcy Jedynego, a Jezusa wyznają Zbawcą i Panem” (Unitatis redintegratio, 1; słowa powtórzone w encyklice Jana Pawła II Ut inum sint, 7).

Co z tych słów wynika? Jasno zostało tu powiedziane, że ekumenizm w sensie katolickim i kościelnym, w języku wszystkich bez wyjątku dokumentów Kościoła dotyczy tylko i wyłącznie chrześcijan. Jest to problem wewnątrzchrześcijański. Nawet jednak przy właściwym zastosowaniu pojęcia ekumenizmu jako ruchu, który odnosi się tylko do chrześcijan, możliwe jest jednak nieporozumienie drugie. Jakie? Otóż ekumenizm bywa mylony z nieekumenicznymi formami spotkań katolików z członkami innych, niekatolickich wyznań chrześcijańskich. Ekumenizm nie jest, jak błędnie rozumieją niektórzy, dowolnym spotykaniem się chrześcijan różnych wyznań. Określenie to przysługuje tylko takim spotkaniom, które owocują wzrostem jedności.


Wynika to z samej definicji ekumenizmu: „przez «Ruch ekumeniczny» rozumie się działalność oraz przedsięwzięcia zmierzające do jedności chrześcijan” (Unitatis redintegratio, 4). Wynika to też ze sformułowania ostatecznego celu ekumenizmu: „aby chrześcijanie skupili się w jednym sprawowaniu Eucharystii w jedności jednego i prawdziwego Kościoła, której Chrystus od początku użyczył swemu Kościołowi” (Unitatis redintegratio, 4; słowa te powtórzył Jan Paweł II na spotkaniu z innymi wyznaniami chrześcijańskimi, 8 VI 1989 roku w Warszawie).


Gdyby więc doszło gdzieś do spotkania chrześcijan, po którym cel ekumenizmu w żaden sposób by się nie przybliżył, to spotkanie takie nie zasługiwałoby na miano ekumenicznego: nie byłoby to spotkanie ekumeniczne, ale jakieś inne. Gdyby zaś doszło do oddalenia tego celu, to spotkanie takie nosiłoby miano antyekumenicznego. Na przykład, gdyby wskutek spotkania z chrześcijanami innego wyznania doszło do tego, że katolicy, którzy uprzednio już byli w jedności Kościoła katolickiego i w katolickiej jedności sprawowali Eucharystię, a po takim spotkaniu przestali być w takiej jedności, wtedy — choć spotkali się katolicy z przedstawicielami innych wyznań, nie byłby to:


– ekumenizm (czyli ruch zmierzający do przywrócenia widzialnej jedności chrześcijan),
– ale antyekumenizm (czyli ruch zmierzający do pogłębienia widzialnych rozłamów między chrześcijanami).


Tyle wyjaśnienia pojęcia ekumenizmu. Podsumujmy: po pierwsze, ekumenizm dotyczy chrześcijan (i tylko chrześcijan); po drugie, miano ekumenicznych przysługuje tylko przedsięwzięciom przywracającym jakiś aspekt jedności chrześcijan.


b. Specyficzne dla Odnowy wyzwania i zagrożenia związane z ekumenizmem
Drugi człon tytułu naszego spotkania tworzy słowo „wyzwanie”. Słowo to oznacza tyle, co trudne zadanie. Nie nazwiemy wyzwaniem leżenia na plaży, ale raczej wspinaczkę na Rysy, ponieważ wyzwanie wiąże się zawsze z osiągnięciem wielkiego i pięknego celu, ale związane jest też z trudem, a także z ryzykiem niepowodzenia. Temat zadany nam na te warsztaty sygnalizuje więc, że cel ekumenizmu jest wielki i piękny: jest to jedność chrześcijan. Podpowiada jednak równocześnie, że droga ekumeniczna jest trudna oraz że sukces na tej drodze wcale nie jest zagwarantowany. Od razu można dodać, że możliwość klęski ekumenicznych przedsięwzięć jest zagrożeniem specyficznym dla środowiska Odnowy charyzmatycznej. Stąd trzeci człon naszego dzisiejszego tematu: „zagrożenia”.


Trzeba wyraźnie odróżnić zagrożenia płynące z niewłaściwego podejścia do ekumenizmu środowisk poza Odnową oraz zagrożenia w samej Odnowie. Poza Odnową głównym zagrożeniem jest pomylenie ekumenizmu z dialogiem międzyreligijnym. Wtedy taki typ jedności wiary, jakiego oczekujemy wśród chrześcijan, przypisuje się ludziom odmiennych religii, obok Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu wymienia się jednym tchem Koran, a judaizm czy chrześcijaństwo okazują się … wraz na przykład z islamem lub bahaizmem filarami, na których ma się wspierać religijny świat wyznający wiarę w jednego Boga. Ten pierwszy błąd dotyczy jednak głównie innych środowisk, a nie Odnowy.


Częstszym zagrożeniem dla środowisk charyzmatycznych jest inny błąd: kultywowanie antyekumenicznych relacji z wyznawcami różnych denominacji chrześcijańskich w złudzeniu, że są to relacje ekumeniczne. Chodzi tu o podejmowanie spotkań z grupami innych wyznań chrześcijańskich, nawet jeśli regularnie prowadzi to do osłabiania i rozbijania uprzednio już istniejącej jedności Kościoła.


2. Jedność Kościoła — „tak jak było na początku”


a. Przywrócenie biblijnego oblicza jedności Kościoła
Wiemy więc, że ekumenizm to piękne, szczytne i trudne zadanie. A polega ono przede wszystkim na przywróceniu biblijnego stanu jedności pierwotnego Kościoła. Dlatego w naszych rozważaniach o ekumenizmie sięgniemy teraz do lektury Pisma św. Ale nie tej dogłębnej, wymagającej specjalistycznej znajomości teologii biblijnej i zasad egzegezy. Zacznijmy od lektury bardzo prostej, a dotyczącej tylko początkowych wersetów kilku listów św. Pawła Apostoła:


– „Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła Bożego w Koryncie” (1 Kor 1,1);
– „Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa, i Tymoteusz, brat, do Kościoła Bożego, który jest w Koryncie” (2 Kor 1,1).


Czy coś nas nie zastanawia w tych słowach? Czy czegoś nam tu nie brakuje? Czy Apostoł Paweł czegoś nie zapomniał? Ależ tak, zapomniał! Zapomniał napisać, do którego Kościoła w Koryncie kieruje swoje listy!


– Czy do Kościoła Hosanna Chrześcijan w Koryncie?
– Czy do Kościoła Syjon Korynckich Chrześcijan Wiary Apostolskiej?
– A może do jakiegoś jeszcze innego Kościoła?


W związku z tym nieodparcie nasuwa się pytanie: Jak list Apostoła trafił do adresata? Jak mógł trafić pod odpowiedni adres? Pomyślmy, co by było, gdyby ktoś z nas napisał list i zaadresował go: „Do szkoły w Częstochowie”. Listonosz od razu stanąłby przed nieprzezwyciężalnym problemem: do której z wielu szkół?


Chyba że… chyba że w Częstochowie byłaby tylko JEDNA szkoła. Wtedy sprecyzowanie, o jaką szkołę chodzi, byłoby niepotrzebne. Chyba że… w Koryncie byłby tylko JEDEN Kościół. Wtedy zrozumiałe stałoby się, dlaczego nie było potrzeby dodawać, o który Kościół chodzi.


Na tym jednak nie koniec. W Liście do Kolosan ten sam Apostoł pisze:


„Skoro list zostanie u was odczytany, postarajcie się, by odczytano go też w Kościele w Laodycei” (Kol 4,16).

Znowu ten sam problem: czyżby Apostoł zapomniał napisać w którym Kościele w Laodycei jego list ma być odczytany?


– Czy w Kościele Ścieżka Pana Laodycejskich Uczniów Jezusa?
– Czy w Kościele Nowoproroczym w Laodycei?
– A może w jakimś jeszcze innym?


Te „problemy” Apostoła z precyzją adresowania listów powtarzały się!


„Paweł, Sylwan i Tymoteusz do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie” (1 Tes 1,1).

Ciekawe: nawet Sylwan i Tymoteusz nie wpadli na pomysł, aby przypomnieć Pawłowi, że trzeba napisać, o który Kościół w Tesalonice chodzi! Ale czy na pewno jest to problem z brakiem precyzji adresowania listów?


Oczywiście, poza wyjaśnieniem w postaci roztargnienia Apostołów, jest możliwe jeszcze inne wytłumaczenie: żadnemu z autorów Nowego Testamentu nie przyszło do głowy, że w jednym mieście może być więcej Kościołów niż jeden.


To by wyjaśniało również inną zagadkę: dlaczego w Biblii żaden Kościół nie ma nigdy jakiejś specyficznej nazwy, jak Ścieżka Pana czy Hosanna. Dlaczego żaden nie ma też takich określników, jak Kościół Chrześcijan Zdecydowanych albo Kościół Uczniów Paschalnych. Nie ma takich dopowiedzeń — bo nie były potrzebne, gdyż Kościół zawsze był tylko jeden. Specyficznych nazw i wyróżniających określników nie potrzebowano więc.


Liczba mnoga — „Kościoły” — pojawia się w Biblii tylko wtedy, gdy jest mowa o wielu miastach albo o rozległym terytorium: „Kościoły w Azji” (1 Kor 16,19); „Kościoły w Judei” (Ga 1,22). Tak wygląda biblijna jedność Kościoła w czasach apostolskich. I celem ekumenizmu jest przywrócenie takiego właśnie, biblijnego oblicza jedności Kościoła: jedna, widzialna wspólnota mająca wspólnych pasterzy, wspólne nauczanie, wspólne sakramenty.


b. Lata lecą, a Kościół ciągle jeden…
Kiedy Apostołowie odeszli z tego świata i ich uczniowie zaczęli zbliżać się do starości, na samym początku II wieku św. Ignacy z Antiochii pisze listy:


– „Kościołowi, który znajduje się w Efezie”…;
– „Do Kościoła w Magnezji nad Meandrem”…;
– „Do Kościoła w Tralleis”…;
– „Do Kościoła w Rzymie”.


Minęło sześćdziesiąt lat, od kiedy Apostołowie założyli pierwszy Kościół w Rzymie, jest już rok ok. 107 — a Kościół w Rzymie ciągle jest tylko jeden? Ciągle nie potrzeba żadnych dodatkowych nazw dla określenia, o który Kościół w Rzymie chodzi? Tak, tak właśnie było!


Mija dalszych sto lat i jest rok ok. 200. I w dalszym ciągu chrześcijanie wyobrażają sobie jedność Kościoła i pluralizm Kościołów w taki sposób: Kościół w Efezie czy w Rzymie jest jednym i jedynym Kościołem w mieście. Jeśli powstaje jakiś nowy Kościół — to tylko w nowym mieście, gdzie jeszcze do tej pory chrześcijaństwa nie było. Oto świadectwo Tertuliana:


„Apostołowie w każdej miejscowości założyli Kościoły, z których inne brały początek, biorąc od nich korzeń wiary i ziarna nauki […]. W ten sposób są i one apostolskie, albowiem są pędami Kościołów apostolskich. […] Dlatego wszystkie te Kościoły, tak liczne i znaczne, są jednym i tym samym Kościołem apostolskim, ponieważ wszystkie z niego biorą początek […].

To, co głosili Apostołowie, a co im zostało objawione przez Chrystusa, nie inaczej należy wykazywać, jak tylko zwracając się do Kościołów założonych przez Apostołów, które oni nauczali osobiście, później zaś za pośrednictwem posyłanych im listów” (Tertulian, Odrzucenie heretyckich roszczeń, ok. 200).

c. Rysy na jedności chrześcijan
Dochodzimy do Cypriana z Kartaginy: w 258 roku skazany na śmierć przez ścięcie mieczem za odmowę złożenia ofiar rzymskim bogom. Napisał dzieło De Ecclesiae catholicae unitatae. Zawiera przejmującą analizę dramatu naruszonej jedności. Cyprian jest świadkiem pluralizmu Kościołów, ale nie ma wątpliwości, kto jest ostatecznym autorem podziałów:


„Oto światło rozlało się między narodami, a blask zbawienia zajaśniał nad ludźmi wezwanymi do chwały:

– głusi mogą usłyszeć głoszenie łaski duchowej;
– ślepi otwierają oczy na Boga;
– chorzy zdobywają zbawienie wieczne;
– chromi biegną do Kościoła;
– niemowy modlą się głosem czystym.

Cóż więc wymyślił nieprzyjaciel? […] Wynalazł herezje i schizmy, by przez nie podważyć wiarę, zniszczyć prawdę, złamać jedność. Zwodzi tych, których nie może już utrzymać w ciemnościach starej drogi, wyrywając ich z samego Kościoła przez błąd nowej drogi” (Cyprian, De Ecclesiae…, 3).

Surowy osąd Cypriana podzielali wszyscy chrześcijanie pierwszych wieków. Najwyraźniejsze jednak świadectwo mamy od św. Ireneusza, spisane ok. 180 roku:


„Od takich, co wywołują schizmy, nie może wyjść poprawa stojąca w jakiejkolwiek proporcji do szkód wyrządzonych przez ich rozłamy” (Ireneusz, Przeciw herezjom, IV, 33,7).

3. Praktyczny wymiar wyzwań i zagrożeń ekumenizmu w polskich realiach
A teraz od historii Kościoła biblijnego i Kościoła kilku pierwszych pokoleń chrześcijańskich przejdziemy do naszych czasów, do naszego kraju i do naszej charyzmatycznej Odnowy.


a. Kilka danych liczbowych
Rozważania praktyczne warto zacząć od przypomnienia kilku cyfr. Liczebność grup modlitewnych Odnowy Charyzmatycznej w polskim Kościele katolickim to około 20 tysięcy osób (chociaż — co zdumiewające — doroczne spotkania Odnowy na Jasnej Górze gromadzą wielokrotnie więcej uczestników).


Podawana w roku 2001 liczba członków protestanckich, tak zwanych wolnych kościołów (ewangelikalnych) w Polsce wynosiła 42 tys. wiernych[1]. Dodatkowo trzeba doliczyć kilka tysięcy osób ze zborów niezrzeszonych, co razem daje ok. 50 tysięcy osób.


Czy jest jakiś związek między tymi ewangelikalnymi wspólnotami a katolicką Odnową w Duchu Świętym? Aby uniknąć posądzenia o katolicką stronniczość, po odpowiedź sięgnijmy do autorów protestanckich:


„Liczne zarejestrowane obecnie wspólnoty protestanckie to byłe wspólnoty ruchu Odnowy w Duchu Świętym. […] Choć biograficzne korzenie wielu liderów ewangelikalnych zborów tkwią w katolickiej Odnowie charyzmatycznej, to nie tylko ona jest «źródłem» dla nowych ewangelikalnych wspólnot. Wiele z nich działało aktywnie także w Ruchu Światło-Życie”[2].

Odchodzenie uczestników Odnowy charyzmatycznej od Kościoła katolickiego i włączanie się w istniejące wcześniej zbory ewangelikalne albo tworzenie nowych zborów z byłych katolickich wspólnot ma jedno ze swoich źródeł w systematycznym przejmowaniu protestanckiej teologii ewangelikalnej:


„Zaangażowani [w Ruch Światło-Życie i w Ruch Odnowy w Duchu Świętym] katolicy często czytają ewangelikalną literaturę pobożnościową, przejmują często najnowsze nowinki religijne, o czym świadczy tło wielu z przytaczanych podziałów, jak i fakt, że odłączone wspólnoty katolickie znajdujemy wśród najnowszych przebudzeń ewangelikalnego świata (np. Toronto, czy Ruch Wiary)”[3].

„Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym” sygnalizowały zresztą już to zjawisko:


„Przykładem takiego postępowania mogą być byłe grupy Odnowy, znane dziś jako wolne Kościoły, do których należą m.in. Kościół Chrześcijański «Nowe Przymierze», wspólnota «Wieczernik», Apostolski Kościół Wolnych Chrześcijan «Kanaan», Kościół Chrześcijański «Miecz Ducha» w Kaliszu, Wspólnota Chrześcijańska «Pojednanie» czy Chrześcijański Kościół «Dobra Nowina»”[4].

Tę listę miast dotkniętych odejściami katolickich charyzmatyków od jedności Kościoła katolickiego można by oczywiście wydłużać (dodając Warszawę, Pabianice, Kraków, Nowy Sącz, Gliwice i wiele, wiele innych…), przykłady wspólnot można by mnożyć do kilkudziesięciu. Pozostaje ważne pytanie: jak liczni są ci, którzy odeszli od jedności Kościoła katolickiego? Największa ze wspólnot, które odeszły, liczyła 500 osób, kilka liczyło po 200-300 osób, sporo miało po kilkudziesięciu uczestników. W sumie: tysiące ludzi, najczęściej młodych, dziś, po latach, często tworzących już rodziny z dziećmi.


Oprócz samych cyfr ważne jest jeszcze jedno: właśnie ów przedział wiekowy. Obserwacja liczby ludzi młodych zaangażowanych w katolicką Odnowę 20 lat temu oraz dziś i zestawienie tych danych z liczebnością byłych katolików w grupach ewangelikalnych prowadzi do istotnego wniosku:


Katolicka Odnowa w Polsce w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat wychowała więcej ludzi młodych do udziału w niekatolickich lub wprost antykatolickich wspólnotach wiary niż do udziału w strukturach katolickiej Odnowy charyzmatycznej.


b. Kto wie: dlaczego?
Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie często udziela się pewnej odpowiedzi, moim zdaniem, odpowiedzi nietrafnej i nieadekwatnej. Sięgnijmy po przykład. Oto rozmowa z ks. Emilienem Tardifem oraz z José H. Prado Floresem poruszająca ten problem. Pada prośba o komentarz: „W Polsce zdarza się, że członkowie ruchu charyzmatycznego zostawiają swój Kościół i idą gdzie indziej, przeważnie do protestantów”. Na co pada odpowiedź:


„Jeszcze częściej dzieje się to w Ameryce Łacińskiej. Być może dlatego, że u nas nie znajdują słowa Bożego. Znajdują tylko posąg jakiegoś świętego, znajdują prawo, moralność, obowiązek robienia czegoś, a zakaz czego innego, pusty rytuał, ale nie znajdują tego, co znajdują gdzie indziej. Musimy postawić sobie pytanie: Co znajdują tam, a czego nam brakuje? Idą tam, bo znajdują tam coś, czego my nie posiadamy. Taka jest rzeczywistość. Nie możemy ich krytykować, mówić: «Ci odeszli z Kościoła». Nie, absolutnie!”[5].

Przyjrzyjmy się tej charakterystycznej i znamiennej odpowiedzi. Pytanie dotyczyło najgorliwszych spośród katolików: zaangażowanych członków wspólnot modlitewnych, którzy ewidentnie znaleźli już w Kościele katolickim żywą obecność Chrystusa, moc słowa Bożego i dary Ducha. A odpowiedź dotyczy katolików nominalnych, którzy znaleźli jedynie „posąg, prawo, zakaz, rytuał”: ewidentnie nie są to członkowie charyzmatycznej grupy modlitewnej.


Oto drugi przykład. Teolog i duszpasterz, komentując odejście od Kościoła katolickiego dużej katolickiej grupy modlitewnej i utworzenie przez nią niekatolickiej wspólnoty ewangelikalnej, mówi:


„To nasza wspólna chrześcijańska radość, że ktoś, przeważnie po trudnych przejściach życiowych, osobistych czy rodzinnych, spotyka Boga, znajduje sens życia, uznaje Jezusa za swego Zbawcę. Spotyka Go osobiście po latach obojętności religijnej czy religijności sformalizowanej, czy wręcz martwej”.

I znowu: odpowiedź dotyczy katolików nominalnych, którzy odchodzą po latach obojętności religijnej, choć pytanie odnosiło się do katolików najgorliwszych, którzy odchodzą po latach wyjątkowej aktywności religijnej.


Co jest charakterystyczne w tych teologicznych komentarzach, to podsuwana sugestia, że ci, co odeszli, byli złymi katolikami, a teraz są dobrymi zielonoświątkowcami (lub baptystami itd.). Ale nie są to komentarze adekwatne do sytuacji: typowy przypadek byłego katolika w ewangelikalnym kościele protestanckim w Polsce to casus byłego członka wspólnoty charyzmatycznej, która z definicji grupuje gorliwych i żarliwych katolików. Nowe niekatolickie wspólnoty ewangelikalne w przeważającej części wcale nie są zasilane przez osoby, które wcześniej żyły bez Chrystusa. Typowy ich przedstawiciel to były aktywny członek grupy katolickiej, który będąc katolikiem, ożywił swoją wiarę przez „przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela”, będąc w Kościele katolickim przyjął modlitwę o „chrzest w Duchu Świętym”, jako katolik poznał moc słowa Bożego, odszedł zaś dopiero potem, z powodu przedstawiania mu doktryny katolickiej jako niezgodnej z Biblią. Mówiąc krótko: niekatolikami, a często i antykatolikami stali się nie byli „źli katolicy”, ale właśnie katolicy dobrzy.


Rzadko spotykam próby formułowania odpowiedzi na pytanie „dlaczego?” dostosowane do tej sytuacji i do polskich realiów charyzmatycznych. Ten kierunek myślenia pozostaje więc dla nas, polskich członków Odnowy, zadaniem na teraz i na najbliższą przyszłość. Niech stanie się tematem naszych warsztatów.



Przypisy

[1] Por. W. Gajewski, Dynamika ewangelikalizmu polskiego. Krytyczne spojrzenie z uwzględnieniem perspektywy pentekostalnej, [w:] Ewangelikalny protestantyzm we współczesnej Polsce u progu XXI stulecia, red. T.J. Zieliński, Warszawa-Katowice 2004, s. 88. W tej liczbie mieszczą się zielonoświątkowcy — 20 tys., baptyści — 4,5 tys., a takie wspólnoty jak Zbory Chrystusowe, Kościół Chrystusowy, Kościół Ewangelicznych Chrześcijan, Kościół Wolnych Chrześcijan, Kościół Boży w Chrystusie, Chrześcijańska Wspólnota Zielonoświątkowa oraz Ewangeliczna Wspólnota Zielonoświątkowa to razem dodatkowo około 18 tys.

[2] Z. Pasek, Wspólnoty ewangelikalne we współczesnej Polsce, [w:] Ewangelikalny protestantyzm…, dz. cyt., s. 29.

[3] Tamże, s. 38.

[4] M. Gajewski, Wspólnota na manowcach, „Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym” 70 (2004) nr 1, s. 42-50.

[5] Z ks. Emilienem Tardifem i José H. Prado Floresem rozmawia Aneta Kania, Odnowa w Duchu Świętym — Wszyscy jesteśmy Kościołem, dwumiesięcznik katolicki „Salwator” nr 1.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.