ks. Andrzej Siemieniewski
Homilia
24. Niedziela Zwykła (Rok A)
11 września 2005
Ile razy mam przebaczyć?
11 września 2005
Ile razy mam przebaczyć?
„Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał:
«Panie, ile razy mam przebaczać,
jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie?
Czy aż siedem razy?»
Jezus mu odrzekł:
«Nie mówię ci, że aż siedem razy,
lecz aż siedemdziesiąt siedem razy»”
(Mt 18,21n)
«Panie, ile razy mam przebaczać,
jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie?
Czy aż siedem razy?»
Jezus mu odrzekł:
«Nie mówię ci, że aż siedem razy,
lecz aż siedemdziesiąt siedem razy»”
(Mt 18,21n)
Czy Dobra Nowina rzeczywiście jest… dobra?
Każdej niedzieli podczas Mszy pada wyrażenie, że będziemy czytać „słowa Ewangelii”. „Ewangelia” znaczy „dobra nowina”, ale czy rzeczywiście to, co usłyszeliśmy dzisiaj, jest dobrą nowiną? Czy to nie wygląda raczej na jakieś trudne i skomplikowane wymaganie, a wcale nie na dobrą nowinę?! Może nawet wygląda to na groźbę: „Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu” (Mt 18,35)!
Uczyni podobnie… czyli jak? Wyda katom! Czytamy bowiem: „I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski…” (Mt 18,34n). Czy to na pierwszy rzut oka wygląda na dobrą nowinę? Czy raczej wygląda na coś trudnego, na jakieś trudne wymaganie, a nawet na groźbę? Można by zwrócić się z pretensjami do Pana Jezusa — owszem, obiecuje przebaczenie, ale to przebaczenie związane jest z trudnymi warunkami! Kilka razy w Ewangeliach jest napisane, że Pan Jezus mówi, że aby uzyskać przebaczenie od Boga, trzeba przebaczyć ludziom (por. Mt 6,12-15; 18,21n.35; Mk 11,25; Łk 11,4; 17,3n; Ef 4,32).
Przebaczyć… aż siedem razy???!
To jest coś trudnego! Każdy, kto ma coś do przebaczenia — a pewnie każdy ma co przebaczać — to wie, że to jest trudne. Spróbujmy sobie przypomnieć różne momenty, kiedy ktoś nas skrzywdził, obraził, źle potraktował, nie zrozumiał, powiedział coś niemądrego. To nie jest łatwe — wybaczyć. Dlatego Piotr i tak bardzo daleko poszedł, kiedy zapytał, czy ma przebaczyć siedem razy. Zauważmy, że my mamy kłopot z przebaczeniem nie siedem razy — my mamy kłopot z przebaczeniem raz. Drugi raz to już byśmy się bardzo zastanowili. A za trzecim razem byśmy powiedzieli: „Gość jest niepoprawny!”. Wyobraźmy sobie tę trudną sytuację, która właśnie przed chwilą wypłynęła nam w pamięci i wyobraźmy sobie, że ona się powtórzyła raz, drugi, trzeci, piąty, a wczoraj powtórzyła się po raz siódmy!
Czyżby Ewangelia była niemożliwa do wypełnienia?
Można by się zwrócić z pretensjami do Pana Jezusa, że daje warunki nie do spełnienia, że takich warunków człowiek spełnić absolutnie nie może, że tego się nie da zrobić. Na ten temat w XIV wieku, ok. 1390 roku, toczyła się w Ankarze dyskusja. W dyskusji tej po jednej stronie występował bizantyjski cesarz, Manuel II Paleolog, chrześcijanin, a po drugiej stronie — perski uczony, muzułmanin.
Perski uczony, muzułmanin
I ten muzułmanin to właśnie zauważył. Zachęcał więc do zastanowienia się nad — jego zdaniem — niemożliwymi do wypełnienia naukami Jezusa:
„A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,39-45).
Muzułmanin wyliczał to wszystko, co jest dziwne, co jest nie do zniesienia albo nie do spełnienia. Mówił: Popatrzcie, to wszystko jest w waszej Ewangelii — czy to nie jest zachęta, żeby człowiek w ciele, taki jak my, naśladował życie aniołów? A to jest niemożliwe! Tego się nie da zrobić! to są jakieś poetyckie uniesienia! To są jakieś wzloty duchowe, ale dla aniołów — ludzie tak nie żyją.
Wniosek perskiego uczonego, muzułmanina, był taki: nauki Starego Testamentu były dobre, ale niewystarczające, były trochę za niskich lotów. Nauki Nowego Testamentu są przesadzone, niepraktyczne, poetyckie — dla aniołów, ale nie dla ludzi. Trzeba zatem szukać złotego środka — i takim właśnie złotym środkiem jest Koran. To jest właśnie droga rozsądku, droga umiaru — tym da się żyć.
Manuel II Paleolog, chrześcijanin
Manuel II Paleolog (1350-1425), cesarz bizantyjski, odpowiedział:
„Masz rację: jeśli z chrześcijaństwa przyjmiemy tylko pouczenia moralne, to chrześcijaństwo nie jest specjalnie dobrą nauką. Tego rzeczywiście nie da się wprowadzić w życie. Ale chrześcijaństwo to nie tylko pouczenie. To najpierw wyzwolenie, potem udzielenie mocy, a w końcu dopiero — pouczenie”.
Gdyby tak było, że Pan Jezus jest tylko wielkim nauczycielem moralności, to rzeczywiście chrześcijaństwo nie jest specjalnie dobrą nauką. To nie jest specjalnie dobra nauka, jeśli miałaby się kończyć tylko na pouczeniu: „Rób to, i to, i to, i jeszcze tego się od ciebie oczekuje, i tego się wymaga, i jeszcze takie ciężary, i takie, i takie”, bo wtedy robi się z tego ciężar nie do uniesienia. Ale — mówił cesarz chrześcijański — nauka Jezusa Chrystusa to nie tylko pouczenie. To najpierw wyzwolenie, potem obdarzenie mocą, a dopiero potem — pouczenie. Pouczenie przychodzi w chwili, kiedy człowiek już ma moc.
Zauważmy, że tak kończy się Ewangelia Mateuszowa. To właśnie jest tam napisane. To jest ostatnie zdanie z Ewangelii Mateusza:
„Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,19n).
W jaki sposób mają nauczać wszystkie narody? Czy mówiąc, co mają robić? To byłoby za mało! To właśnie byłoby okrojenie Ewangelii tylko do pouczeń. Czyńcie uczniami wszystkie narody w taki sposób: najpierw udzielając im chrztu w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego i — taka jest kolejność w Ewangelii Mateuszowej — ucząc zachowywać wszystko, co wam przykazałem; z takim podtekstem: jak będą mogli zachować, jeśli nie będą mieli mocy? jak będą mogli to wszystko robić, nie mając Ducha Świętego? jak będą mogli w ogóle pomyśleć o zachowywaniu tych trudnych przykazań o własnych siłach? Wzruszą tylko ramionami, tak jak wzruszył ramionami perski muzułmanin w 1390 roku: „To jest niepraktyczne”.
Wróćmy do cesarza Manuela II Paleologa, który mówił tak:
„weźmy pod uwagę wsparcie i moc tego, który daje te pouczenia: ręka Boga współdziała z ludźmi dla wykonania tych poleceń”.
Koniecznie więc w debacie o Ewangelii trzeba wziąć pod uwagę wsparcie, którego udziela Jezus, moc. Trzeba wziąć pod uwagę moc Tego, który daje pouczenia. I tak to obrazowo wyraził Paleolog, że ręka Boga współdziała z tymi, którzy wykonują te polecenia. Gdy przychodzi polecenie: „Przebacz siedemdziesiąt siedem razy”, to przychodzi razem z mocą, przychodzi razem z ręką Boga, która „współdziała z ludźmi dla wykonania tych poleceń”. Gdy przychodzi polecenie: „Módl się za swoich nieprzyjaciół”, to ono przychodzi razem z mocą Bożej prawicy. Ręka Boga współdziała z tymi, którzy przyjmują to słowo. Na Wschodzie była tradycja mówienia, że Syn Boży i Duch Święty przypominają ręce Boga, tak jakby Bóg działał przez takie swoje ręce na świecie: przez Syna Bożego i Ducha Świętego. To w tym sensie ręka Boga współdziała z tymi, którzy chcą żyć Ewangelią.
„Proście, a będzie wam dane”
W tej samej Ewangelii Mateusza jest napisane:
„Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą” (Mt 7,7-11).
Co to jest „to, co dobre”? Różne rzeczy są dobre, ale co z darów Bożych jest najlepsze? Najlepsze z darów Bożych to moc do życia Ewangelią. To przede wszystkim jest dobre, bo gdy jest moc do życia Ewangelią, to wtedy inne dary − i dobre śniadanie, i dobry urlop, i zasobny portfel — to wszystko staje się naprawdę dobre. A gdy nie ma mocy do życia Ewangelią, to wtedy i dobre śniadanie, i dobry pozornie urlop, i nawet pękaty portfel stają się tylko źródłem nieszczęść. One same w sobie nie będą dobre, jeśli nie ma mocy do życia Ewangelią. Zatem to, co dobre, to przede wszystkim moc do życia Ewangelią.
W Ewangelii Łukasza jest już kropka nad „i” postawiona. W Ewangelii Łukasza już nie tylko jest napisane, że Ojciec da to, co dobre, tym, którzy Go o to proszą, ale że „Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” (Łk 11,13); z podtekstem: przede wszystkim da Ducha Świętego po to, żeby ludzie mieli moc żyć tym, co Jezus polecił. To się tak krótko nazywa, szczególnie u św. Pawła: „nowe życie”. Nowe życie jest darem. Nowe życie ma jakiś kształt. To są właśnie te polecenia, wymagania. Ale nowe życie ma też moc do tego, żeby ten kształt wprowadzić w życie.
Wezwanie do modlitwy
Dlatego dzisiejsze czytanie z Ewangelii tylko pozornie jest proste: „Trzeba przebaczać? Dobrze, więc jak mnie ktoś zdenerwuje, to przebaczę”. Prawdę mówiąc, dzisiejsze czytanie jest bardziej wezwaniem do modlitwy. To jest wezwanie, żeby się modlić o Ducha Świętego — dlatego że On jest mocą do wprowadzenia tego w życie. Dopiero na drugim miejscu jest to wezwanie do przebaczania, do pójścia dwa tysiące kroków, do modlitwy za nieprzyjaciół.
Nauka Jezusa i dar Ducha Świętego to jedność — to razem nazywa się nowym życiem. Nie można tego rozdzielać. To właśnie dlatego prawdziwa, wprowadzająca w życie chrześcijańskie, nauka Kościoła jest dla tych, którzy wiedzą i doświadczają, że są ochrzczeni, że mają coś dodatkowego, mają moc. „Chrzcijcie ucząc o wszystkim, co wam przykazałem” to znaczy: niech mają moc, a będą mogli wprowadzić to w życie.
Kiedy te dwie strony nowego życia, dwie strony życia chrześcijańskiego mamy w pamięci, to może łatwiej zrozumiemy, skąd biorą się nasze nieustające upadki — wczoraj, przedwczoraj, tydzień temu, miesiąc temu. Gdy nas ktoś zdenerwuje po raz drugi, albo trzeci, to wcale nie przebaczamy z anielskim uśmiechem, tylko wybuchamy. Wtedy przypomnijmy sobie, czy dzień wcześniej modliliśmy się o dar i moc Ducha Świętego, żeby mieć siłę do życia Ewangelią. Pewnie wcale nie. Pewnie uznaliśmy, że skoro jesteśmy wierzący, jesteśmy chrześcijanami, to już nie jesteśmy tacy, jak inni. Niezupełnie! Moc nie pochodzi z nas, aby się nikt nie chlubił (por. 1 Kor 1,27-31; 2 Kor 12,9n; Ef 2,8n). Moc pochodzi z zewnątrz, od Boga. I trzeba o nią prosić. Trzeba się nieustannie napełniać Duchem Świętym. A pierwszym celem napełniania się Duchem Świętym jest to, żeby w ogóle móc żyć Ewangelią.
„Cudownie jest być chrześcijaninem”
Benedykt XVI w wywiadzie, który w sierpniu udzielił dla Radia Watykańskiego, powiedział tak:
„Cudownie jest być chrześcijaninem ze świadomością, że otwiera to przed nami szeroką perspektywę i wielką wspólnotę. Jako chrześcijanie nigdy nie jesteśmy sami. Bóg zawsze jest z nami, a my zawsze jesteśmy razem w wielkiej wspólnocie, wspólnocie drogi; mamy plan na przyszłość i prawdziwy Byt, godny, by Weń wierzyć. To jest radość bycia chrześcijaninem i piękno wiary”[1].
Nowym życiem jest Boża rodzina. „Jako chrześcijanie nigdy nie jesteśmy sami. Bóg zawsze jest z nami” — Ewangelia to nie jest zmaganie o własnych siłach z czymś, co mnie przerasta. Wtedy trzeba by przyznać rację muzułmaninowi, że Koran jest lepszy, praktyczniejszy — to się da zrobić o własnych siłach, a Ewangelii się raczej nie da. To dlatego — przypomina Benedykt XVI — nigdy nie jesteśmy sami, Bóg zawsze jest z nami, a my zawsze jesteśmy razem w wielkiej wspólnocie. A wielka wspólnota nazywa się Kościół, rodzina tych, którzy zostali obdarzeni Duchem Świętym. Powiedział też Benedykt XVI: „jesteśmy w wielkiej wspólnocie — wspólnocie drogi”, bo nauka Ewangelii to jest coś, co się realizuje: godzina po godzinie, dzień po dniu idę — to jest wspólnota drogi. Mamy plan na przyszłość i prawdziwego Boga, godnego, by Weń wierzyć: „To jest radość bycia chrześcijaninem i to jest piękno wiary”.
Widzimy, że to nie jest jakaś radość płytka, płynąca ze wzruszeń tylko, lecz jest to radość płynąca z realizacji rzeczy trudnych. A można robić rzeczy trudne tylko wtedy, gdy nie jesteśmy sami, bo samemu się nie uda tego zrobić, nie wyjdzie.
Przy innej okazji — w Kolonii — mówił Benedykt XVI tak:
„…nie tworzymy sobie prywatnego Boga, prywatnego Jezusa, lecz wierzymy i oddajemy pokłon temu Jezusowi, którego ukazuje nam Pismo Święte i który w wielkiej wspólnocie wiernych, zwanej Kościołem, okazuje się żywy”[2].
***
Warto sięgać i do tego, co działo się w Kolonii, i do tego, co dla Radia Watykańskiego mówił Benedykt XVI, i także do tego, co wielcy i mądrzy chrześcijanie mówili przed wiekami. Wiele mądrych rzeczy w tradycji Kościoła jest, nawet w takiej mało nam znanej tradycji bizantyjskiej, jak w tym, co mówił w pewnej debacie z 1390 roku cesarz Bizancjum, Manuel II Paleolog. Amen.
Przypisy
[1] Benedykt XVI, ks. Eberhard von Gemmingen, Cudownie być chrześcijaninem — Wywiad z papieżem Benedyktem XVI, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/inne/wywiad_10082005.html (11.09.2005).
[2] Benedykt XVI, Nie jest to daleka opowieść — Przemówienie Benedykta XVI do młodzieży zgromadzonej na czuwaniu modlitewnym 20 sierpnia 2005 r. wieczorem na kolońskich błoniach Marienfeld, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/przemowienia/kolonia-marien_pk_20082005.html (11.09.2005).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.