niedziela, 25 września 2005

Demokracja: boska czy nie-boska? - homilia


ks. Andrzej Siemieniewski


Homilia na 26 Niedzielę Zwykłą (Rok A)
25 września 2005


Demokracja: boska czy nie-boska?


Bardzo wielu Polaków zaprząta dziś temat wyborów. Przyjrzyjmy się więc, jak my, chrześcijanie, mamy w świetle Ewangelii rozumieć nasze życie w społeczności, która dzisiaj jest społecznością demokratyczną, co oznacza, że zaprasza także nas do jakiegoś, przynajmniej okresowego, udziału we współrządzeniu państwem.

Udział życia człowieka w życiu społecznym jest ważnym tematem biblijnym. Wydaje się jednak, że silniej zaakcentowany jest w Starym niż w Nowym Testamencie. Dość typowe w Starym Testamencie jest to, że Pan Bóg zwraca się do całej społeczności: „Słuchaj, Izraelu” (Pwt 4,1; 5,1; 6,3.4; 9,1; 20,3; 27,9; Iz 44,1; 48,12; Mk 12,29), „Słuchaj jednakże, domu Izraela” (Ez 18,25), „domu Judy” (2 Krl 19,30; Iz 37,31; Mi 1,5), „Efraimie” (Oz 5,3; 6,4; 11,8).

a. Fałszywy dylemat naszych czasów

Absolutyzacja demokracji

Jedna strona dylematu naszych czasów polega na tym, że się demokrację gloryfikuje i wówczas demokratycznie podjęte decyzje uważa się za nie podlegające ocenie: jeśli o czymś postanowiła większość ludzi, to uważa się, że to nie podlega ocenie, bo ocenianie demokratycznych decyzji byłoby niedemokratyczne. Stąd w świecie często budzi zdziwienie, jeżeli chrześcijanin protestuje przeciwko aborcji. Mówią: „Jak to?! Popatrzcie, w takim i w takim, i w takim kraju było referendum i większość ludzi jest za tym, więc jak to można krytykować?!”. To samo dotyczy takich problemów, jak eutanazja, legalizacja małżeństw homoseksualnych, czy wojen. Często sprowadza się to do problemu: ile procent ludzi jest za tym — jeśli mniej niż połowa, to na pewno jest to złe, a jeśli więcej niż połowa, to jest to dobre.

Jedno spojrzenie na demokrację jest właśnie takie: ceni się ją do tego stopnia, że decyzje podjęte demokratycznie nie podlegają ocenie, a kto by próbował je oceniać, to jest to niedemokratyczne. Często zdarza się, że nastanie w jakimś kraju demokracji postrzega się jako kres historii: cała historia zmierzała do demokracji, a skoro demokracja już nastała, to wszystko się już wydarzyło i już nie ma czego oczekiwać. Pozostaje jedynie doskonalenie demokracji, dopracowywanie metod udziału ludu.

W takiej wizji demokracja niemalże jest utożsamiana z jakimś rajskim ustrojem, z rodzajem świeckiego zbawienia. Łatwo zauważyć, że w ten sposób demokratyczny ustrój zajął miejsce Boga. Teraz mechanizmy demokratyczne będą decydować o tym, co jest dobre, a co złe, czyli zajmują miejsce absolutne, nie podlegające ocenie. To jest absolutyzacja demokracji i postawienie jej na miejsce Boga — nie ma już nic większego, w świetle czego można by demokrację oceniać.

Negacja demokracji

A oto i druga strona dylematu: czasem ktoś się rozczarowuje do skutków demokracji. Demokracja polega na tym, że rządzi lud, a lud to jest „dużo ludzi”. A przecież dużo ludzi ma podobne zalety, ale i podobne wady, jak pojedynczy człowiek: gdy się zbierze dużo ludzi, to ich wady nie znikną. Ktoś to zauważa i mówi sobie: „Trzeba odrzucić demokrację. Skoro ona nie zaprowadza rządów Boga, to trzeba rządy Boga zaprowadzić jakąś inną metodą — metodą silnej ręki — wbrew ludowi, ale dla dobra ludu. Skoro demokracja nie prowadzi do rządów Boga, to trzeba ją zlikwidować”.

Wydaje się, że obserwujemy w świecie takie dwa spojrzenia na demokrację. Jedno, tzw. liberalne, które stawia Pana Boga na marginesie, bierze Go w nawias, a drugie tzw. totalitarne. A ponieważ jesteśmy zaproszeni do demokratycznego współudziału we współrządzeniu państwem, to warto się przyjrzeć, jak chrześcijanin powinien na to wszystko spojrzeć. Czy chrześcijanin ma absolutyzować demokrację, stawiać ją niemalże w miejscu Boga i mówić, że to, co demokratyczne, już nie podlega ocenie, bo niczego większego nie ma, czy też ma powiedzieć: „Skoro to prowadzi do mizernych skutków, to trzeba silną ręką zmusić ludzi, żeby byli dobrzy”?

b. Podejście chrześcijańskie

Jan Paweł II kilkanaście lat temu napisał sporo słów na temat chrześcijańskiego spojrzenia na demokrację. Mówiąc najogólniej punkt wyjścia brzmi następująco: demokracja jest czymś pozytywnym. A dlaczego? Bo skoro rządzi się ludźmi, to godność człowieka wymaga, żeby każdy człowiek miał w tym jakiś współudział. Rzeczami można rządzić bez ich współudziału — nikt z nas nie pytał krzeseł, jak mają być ustawione. Roślinami można rządzić bez ich współudziału. Przy zwierzętach niektórzy właściciele swoich ulubionych stworzeń mogliby już nabrać wątpliwości, a cóż dopiero jeżeli chodzi o ludzi! Ludzie to nie są sprzęty, którymi można by zarządzać! Godność człowieka wymaga, aby został zaproszony do współrządzenia, jeśli to jego dotyczy.

Do punktu wyjścia należy także i to: jeśli rządzi lud, czyli dużo ludzi, to takie rządy będą miały wady typowo ludzkie, bo ludzie mają wady. Dlatego, chociaż godność człowieka bardziej odpowiada rządom demokratycznym niż jakimś innym, to demokracja podlega ocenie przez chrześcijanina — tak samo, jak wszystko inne na świecie. Demokratyczne mechanizmy i demokratyczne decyzje nie są bynajmniej wyjęte spod moralnej, czy duchowej, chrześcijańskiej oceny. Nie są jakimś absolutem, jakimś bogiem, który jest ponad nami. Nie! To jest coś do oceny; coś, o czym chrześcijanin nie tylko może, ale powinien się wypowiadać. 


· ocena pozytywna

„Kościół docenia demokrację jako system, który zapewnia udział obywateli w decyzjach politycznych i rządzonym gwarantuje możliwość wyboru oraz kontrolowania własnych rządów, a także — kiedy należy to uczynić — zastępowania ich w sposób pokojowy innymi” (Jan Paweł II, Centesimus annus, 46).

Kościół docenia demokrację jako system, który:

  • zapewnia udział obywateli w decyzjach politycznych

Nawet w ostatnich latach pytano nas, odbywały się referenda: czy ludzie chcą tego, czy tamtego.

  • rządzonym gwarantuje możliwość wyboru oraz kontrolowania własnych rządów

Jeśli człowiek ma możliwość wyboru, to powinien wybierać. Nie branie udziału w wyborach jest rodzajem zaniedbania. Gdyby się już bardzo jakieś rządy nie spodobały, to można je również odwoływać.

  • a także — kiedy należy to uczynić — zastępowania ich [nie chcianych rządów] w sposób pokojowy innymi

To jest wartość, którą należy cenić, bo historia pokazuje, że często zmiana nie chcianych rządów prowadziła do rewolucji, wojen, śmierci i opłakiwania najbliższych, a system demokratyczny umożliwia to w sposób pokojowy. Jest to wielka wartość, którą należy doceniać.

Kościół docenia demokrację z tych właśnie powodów. Łatwo zauważyć, że tonacja tej oceny jest dość spokojna. Ona nie jest rozentuzjazmowana. To jest docenienie, ale to nie jest popadanie w egzaltację z powodu demokracji. To jest docenienie ważnego, istotnego dobra, ale to nie jest egzaltowanie się, tak jakby nastał raj na ziemi, jakby historia się skończyła, bo wydarzyło się już wszystko, czego można było chcieć i co można było sobie wymarzyć.

To jest docenienie, pozytywna ocena, ale bez egzaltacji. Kolejnym krokiem jest wskazanie pewnych momentów krytycznych.


· ocena krytyczna

„Nie może zaś demokracja sprzyjać powstawaniu wąskich grup kierowniczych, które dla własnych partykularnych korzyści albo dla celów ideologicznych przywłaszczają sobie władzę w Państwie.

Autentyczna demokracja możliwa jest tylko w Państwie prawnym i w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej. […] w sytuacji, w której nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm.

[…] metodą Kościoła jest poszanowanie wolności przy niezmiennym uznawaniu transcendentnej godności osoby ludzkiej.

Wolność jednak w pełni jest dowartościowana jedynie poprzez przyjęcie prawdy: w świecie bez prawdy wolność traci swoją treść, a człowiek zostaje wystawiony na pastwę namiętności i uwarunkowań jawnych lub ukrytych” (Jan Paweł II, Centesimus annus, 46).

  • demokracja nie może sprzyjać powstawaniu wąskich grup kierowniczych, które […] przywłaszczają sobie władzę w Państwie

Wydaje się, że Papież odwołuje się tu do historii XX wieku. W Europie każdy może wskazać palcem takie przykłady, kiedy lud w demokratycznych wyborach wybrał źle. Adolf Hitler doszedł do władzy metodą demokratyczną, ale później sprawował władzę w sposób niedemokratyczny. Po II wojnie światowej jednym z etapów dochodzenia do władzy komunistów w Czechosłowacji były demokratyczne wybory. Stąd to zastrzeżenie, uwaga, że demokracja nie może sprzyjać powstawaniu wąskich grup, które dla własnych korzyści przywłaszczą sobie władzę w Państwie.

  • autentyczna demokracja możliwa jest tylko w Państwie prawnym i w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej

Papież dodał też bardzo ważną myśl, że jeśli nie istnieje ostateczna prawda, która jest większa od nas wszystkich, większa od partii, od ich programów, od kandydatów, od prezydentów, to „demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”, to znaczy: rzeczywiście wybrany i przegłosowany taki styl życia staje się stylem życia przemocy lub pozbawiania życia, na przykład nienarodzonych albo ludzi chorych, znajdujących się u kresu wskutek choroby. Jest bardzo możliwe, że większość ludzi w jakiejś społeczności życzy sobie, żeby tak postępować. Jednak chrześcijanin w tym momencie mówi: „To jest zły użytek z demokracji!”

  • metodą Kościoła jest poszanowanie wolności przy niezmiennym uznawaniu transcendentnej godności osoby ludzkiej

„Transcendentny” to znaczy przekraczający wszystkie inne wartości. Choćby nawet większość ludzi mniemała i odpowiednio zagłosowała, że można pozbawiać życia nienarodzonych, choćby nawet ktoś wysuwał dużo argumentów — materialne, społeczne (wygodę, możliwości zrealizowania się w życiu), to jest coś, co jest od tych wszystkich argumentów większe, czyli je transcenduje, przekracza je. Gdyby nie wiadomo ile argumentów nagromadzić i wszystkie je rzucić do dyskusji, to jest transcendentna godność osoby ludzkiej, to znaczy godność, która to wszystko przekracza, która jest od nich większa i która jest barierą w ocenie demokratycznie podejmowanych decyzji w państwie.

  • wolność jednak w pełni jest dowartościowana jedynie poprzez przyjęcie prawdy: w świecie bez prawdy wolność traci swoją treść, a człowiek zostaje wystawiony na pastwę namiętności i uwarunkowań jawnych lub ukrytych

Można demokratycznie podjąć decyzję o pozbawianiu ludzi życia. Można demokratycznie podjąć decyzję o wojnie niesprawiedliwej. Jest bardzo możliwe, że obywatele jakiegoś państwa życzą sobie wojny przeciwko innemu państwu, chociaż jest to niesprawiedliwe. Życzą sobie tego, bo im to przynosi korzyść. Takie rzeczy się zdarzają. To jest właśnie wydanie człowieka na pastwę jego namiętności, że dla swojej korzyści potrafi indywidualnie lub wspólnie z milionami innych podjąć decyzje ewidentnie złe.

3. Kryteria oceny

Chrześcijanin — jak widać — lokuje się pośrodku tego dylematu: ani nie popada w egzaltację słysząc słowo „demokracja”, tak jakby demokratyczne rządy oznaczały raj na ziemi (skończyła się historia! niebo wstąpiło pośród nas! − bo lud może podejmować decyzje), ani też nie demonizuje demokracji i nie mówi: „Skoro często ludzie decydują źle, to trzeba z tym skończyć”. Chrześcijanin postępuje wąską ścieżką środkową i mówi tonem spokojnym, tonem wdzięcznym za takie dobro, jakim jest demokracja: Dziękujemy Panu Bogu za ten dar, za to, że możemy współdecydować o tym, co dzieje się na świecie, w Europie, w państwie, w województwie, w mieście, w dzielnicy. Dziękujemy i uważamy za swój obowiązek, żeby to faktycznie robić, żeby podjąć wysiłek poznania kandydatów, programów, problemów, decyzji i wziąć w tym udział. Z wdzięcznością taki dar przyjmujemy, jednak nie czujemy się zwolnieni z oceny tak podejmowanych decyzji i nie czujemy jakoby decyzje nawet demokratycznie podjęte przez parlamenty, gremia i inne instytucje, zwalniały nas z odpowiedzialności sumienia. Tak nie jest! Dlaczego? Bo chrześcijanin wierzy, że są rzeczy większe niż decyzje człowieka, także i wtedy, jeśli ludzi jest dużo, bo Bóg zawsze jest większy. I transcendentna godność osoby ludzkiej, przekraczająca wszystko, wszystkie inne ziemskie wartości, też jest większa.

Dlatego chrześcijanin, żeby odpowiedzialnie wziąć udział w demokratycznych procedurach musi się trochę natrudzić. Jak widać, jest to sprawa nie tylko na dziesięć minut: „Pójdę i wrzucę kartkę”. Chrześcijanin z Ewangelią w ręce i z modlitwą, musi się zapoznać z tym, jaki faktycznie wybór przed nim stoi: co będzie, jeśli zadecydujemy tak, a co będzie, jeśli zadecydujemy inaczej. Czy współdziałam w kształtowaniu państwa w sposób dobry, zgodny z Ewangelią, tam gdzie się chroni życie nienarodzonych, życie umierających, tam gdzie nie dochodzą do głosu szowinizmy narodowe, czy inne, tam gdzie się dba o dobro rodziny? Czy do tego przyłożyłem rękę, czy też przyłożyłem rękę właśnie do tych innych opcji? Jestem za to odpowiedzialny i aby tę odpowiedzialność podjąć, muszę się natrudzić, muszę to poznać.

Dyspensowanie się z udziału w demokracji jest dyspensowaniem się z wysiłku. Wielu Polaków się dyspensuje, bo myśleli, że demokracja jest ingerencją łaski Bożej, która zmieni wszystko w raj, a okazało się, że nie jest — jest czymś ludzkim i czymś należącym do porządku tego świata. Jest czymś podlegającym ocenie i jest czymś wzywającym nas do chrześcijańskiego obowiązku. To jeden z tych obowiązków, o których mówi nam słowo Boże: „Miejcie na oku nie tylko swoje sprawy, ale także sprawy innych”. To jeden z tych obowiązków, gdzie mamy na oku także sprawy większej społeczności. Amen.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.