piątek, 27 lutego 2009

Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego - homilia


ks. Andrzej Siemieniewski


HOMILIA
27 marca 2005
(NIEDZIELA ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO – ROK A) 


Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego


„Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno…” (J 20,1). W języku polskim dzisiejsze święto ma nazwę bardzo szczególną. Bierze swą nazwę nie od dnia, ale od nocy: Wielkanoc, święta wielkanocne. Narracja dzisiejszej Ewangelii według św. Jana zaczyna się od słów: „Gdy jeszcze było ciemno”. Dlatego właściwe świętowanie dzisiejszej uroczystości zawsze zaczyna się w nocy, która poprzedza poranek Zmartwychwstania.


Wczoraj o godzinie 1.30 – to właściwie dzisiaj – jechałem z parafii św. Franciszka po Wigilii Paschalnej. Spotykałem w różnych miejscach na ulicach ludzi, którzy ze świecami wracali z modlitwy. Kiedy przyjechałem na plac Katedralny, akurat ostatni ludzie wychodzili z katedry, z liturgii paschalnej.


Wielka Noc świętowania bierze swój początek od tamtej nocy, pierwszej, kiedy to – jak czytamy w Księdze Wyjścia – wyprowadził Bóg Jahwe zastępy Izraela z Egiptu. Całą noc wiał wiatr wschodni i odsunął wody morza, i przeprowadził Bóg zastępy Izraela suchą nogą po morskim dnie. Tej nocy – czytamy w Prawie Pańskim – czuwał Jahwe nad wyjściem synów Izraela, dlatego ta noc będzie nocą czuwania po wszystkie czasy.


Dlatego Wigilia Paschalna zaczyna się na dworze, poza kościołem, kiedy ksiądz proboszcz w ciemności rozpalał ognisko, kiedy święcił ten ogień na wspomnienie niezniszczalnej mocy życia, która potrafi zajaśnieć pośród mroku: „Ja jestem światłością świata” (J 8,12). „Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1,5). Muszę powiedzieć, że zawsze bardzo przejmujący dla mnie jest też ten drugi element liturgii Wigilii Paschalnej, kiedy odpala się paschał od ogniska, wnosi się do kościoła, woła się: „Światło Chrystusa” – i ludzie zaczynają odpalać od paschału swoją świecę, a od tej świecy jeszcze następne, i od tej jeszcze następne. To jest obrazem tego, o czym czytaliśmy dzisiaj: Maria Magdalena zobaczyła kamień odsunięty od grobu, światło Chrystusa zapaliło w niej płomień wiary. Następnie pobiegła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia. Od zaczątków jej wiary zaczęli odpalać swoje świece apostołowie. A co się działo dalej? Tak jak w kościele płomienie się rozchodzą i po minucie cały kościół jest zalany światłem świec, tak i do nas dotarła ta właśnie wiara: „Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i drugiego ucznia”. Oni przybyli do Dwunastu, a Dwunastu rozeszło się aż po krańce ziemi. Pośród tych, w których sercach zapaliła się wiara, że Jezus żyje, jesteśmy także i my.


Bardzo szczególny skutek sprawia zaczątkowy płomień wiary, który mieści się w słowach Apostoła: „Jeśliście razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze […]. Umarliście bowiem i wasze życie ukryte jest z Chrystusem w Bogu”. Jak chrześcijanin umiera? „Przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6,4). To wielka tajemnica, którą jako pierwsi przeżyli Szymon Piotr i Jan. Najpierw weszli do wnętrza grobu. Taki jest pierwszy krok odpowiedzi na zaczątkowy płomień wiary: wejść do wnętrza grobu, umrzeć, czego obrazem jest chrzest, który jest śmiercią razem z Chrystusem. Razem z Nim umarliście. Razem z Nim zostaliście przybici do krzyża. Razem z Nim pogrzebani. Kto wchodzi do wnętrza grobu, tak jak Szymon Piotr i ów drugi uczeń, tam dojrzy: „wszedł, ujrzał i uwierzył, i zrozumiał słowa Pisma”.


Dlatego czas wielkanocny, szczególnie Wigilia Paschalna, z której czerpiemy także dzisiaj, jest czasem odnawiania przymierza chrzcielnego. Wczoraj w kościele wszyscy recytowali formułę odnowienia przymierza chrzcielnego. Wszyscy pokropieni wodą przypominali sobie, że zostaliśmy „obmyci na ciele wodą czystą” (Hbr 10,22); „oczyszczeni obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo” (Ef 5,26), które sprawia, że staliśmy się święci nieskalani przed Jego obliczem.


Odnawiamy nasze przymierze z Bogiem. I wiemy, że jeśli Jezus żyje, to przymierze nigdy nie jest jednostronne. Jeżeli my dokonamy naszego małego kroku odnawiania przymierza z Bogiem, Bóg jest w stanie dokonać kroku nieskończenie większego i odnowić swoje przymierze. Dlatego według dynamiki Wigilii Paschalnej – którą wczoraj miałem okazję przeżywać – później, jako odpowiedź Boga na odnawianie przymierza z naszej strony przychodzą słowa: „To jest kielich nowego i wiecznego przymierza, Krwi przymierza, która za was będzie wylana”. Jest to też święty czas odnawiania przymierza z Bogiem, przymierza, które zostało zawarte na krzyżu i w które wchodzimy, ile razy pijemy z tego kielicha, kto bowiem pije z tego kielicha, śmierć Pańską głosi, aż przyjdzie (por. 1 Kor 11,26), bo głosząc śmierć, głosi też siłę niezniszczalnego życia. Śmierć zwarła się w boju z życiem i Chrystus wychodzi prawdziwie żywy z tego śmiertelnego zwarcia. Światłość w ciemności świeci i ciemności jej nie ogarnęły.


I wreszcie – to był ostatni etap liturgii – wędrówka wokół kościoła przy bijących dzwonach pośrodku nocy, na osiedlu, które już było uśpione w środku świątecznej nocy, rezurekcyjna procesja wśród bicia dzwonów i śpiewów: „Jezus żyje!”.


To, co w Wigilii Paschalnej przeżywa Kościół, to jest właściwie wszystko, co mamy. W wielkim skrócie można powiedzieć tak: nic więcej nie mamy, bo nic więcej się nie zmieści, skoro tam jest już wszystko. Natomiast przez cały rok przeżywamy błogosławione owoce tego poranka, przeżywamy echo Paschalnej Wigilii. Także i my z najróżniejszych ciemności i mroku przychodzimy po szabacie, wczesnym rankiem. Także i my zostajemy zaskoczeni tym, że Jezus żyje. Zostajemy zaskoczeni, bo spodziewaliśmy się modlić się w zmniejszonym składzie, bo przecież tylu z nas wyjechało na święta. Pan Jezus nas zaskakuje i mówi: Spotkacie się w zwiększonym składzie, w zwiększonym o Mnie, bo oto Ja jestem pośród was: „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). Pan Jezus zaskakuje nas, zapraszając do wchodzenia do grobu chrztu, bo kto ma odwagę wchodzić do grobu swoich grzechów, swoich win, swoich ciemności, ten bardzo szybko stamtąd wyjdzie, wyjdzie stamtąd z pośpiechem, jak Maria Magdalena, jak Piotr, jak ów drugi uczeń, bo nagle zrozumie Pisma, które mówiły, że On ma powstać z martwych. Wyjdzie z pośpiechem, pragnąc odnawiać to, co z mojej strony jest do odnowienia w przymierzu z Panem Bogiem, wiedząc, że Bóg zawsze odpowie z nieskończenie większą mocą, oferując mu Kielich Krwi nowego i wiecznego przymierza.


Dzisiejszego poranka przeżywamy pierwsze echo bogactwa tej świętej Nocy, Wielkiej Nocy – będziemy przeżywać je też i jutro, i za tydzień, przez cały rok i przez całe nasze życie. Aż w końcu u kresu naszych dni okaże się, że to wszystko, co tu przeżywaliśmy, i tak było podobne do wchodzenia do grobu, gdzie leżą i płótna, i chusta, ale Jego naszymi oczami fizycznymi zobaczyć nie mogliśmy. U kresu naszych dni okaże się, że z grobu doczesności, z grobu życia, które mamy tutaj, potrafi wyprowadzić nas na wolność prawdziwą – tam, gdzie Jezus Chrystus króluje na wieki.


Chrystus został ofiarowany jako nasza Pascha, odprawiajmy więc dzisiaj nasze święto w Panu (por. 1 Kor 5,7). Amen.


[2005]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.