ks. Andrzej Siemieniewski
HOMILIA
3 kwietnia 2005 (ROK A)
Niedziela Miłosierdzia Bożego
3 kwietnia 2005 (ROK A)
Niedziela Miłosierdzia Bożego
W dzisiejszą niedzielę zostaliśmy wezwani przez Episkopat Polski, aby modlić się o godzinie dwunastej w łączności z Janem Pawłem II. Godzina dwunasta zastanie nas na Eucharystii, a więc najważniejszej modlitwie Kościoła, i oczywiście zastanie nas w łączności z papieżem.
Pewnie zaproszenie do tej modlitwy zostało podsunięte, jeszcze kiedy Jan Paweł II był pośród nas na ziemi, ale przecież w tej chwili jest tym ważniejsze i tym mocniejsze. Ci, którzy żyją w Jezusie Chrystusie na ziemi, żyją w Nim także i po śmierci. Jezus mówi: „Ja żyję i wy żyć będziecie” (J 14,19).
Dodatkowo na koniec Eucharystii odśpiewamy jeszcze modlitwę południową, aby w ten sposób łączyć się z całym Kościołem Bożym w Polsce.
Dzisiejsza okazja, przeżywanie śmierci Jana Pawła II, przeżywanie pożegnania z Papieżem tutaj na ziemi, jest bardzo szczególną okazją do przeżycia tego, czym jest Niedziela Bożego Miłosierdzia. To też jest ważny znak. Boże miłosierdzie, które było tak głęboko w sercu Karola Wojtyły jeszcze jako biskupa krakowskiego, Boże miłosierdzie, które odczytywał przypominane w Dzienniczku św. Siostry Faustyny, Boże miłosierdzie, które rozgłaszał na nowo w encyklice Dives in misericordia („Bogaty w miłosierdzie”) – to przecież wszystko tylko echa, echa objawienia Bożego miłosierdzia, które przyszło do nas w Jezusie Chrystusie. To ważny znak, że Papież odszedł od nas w wigilię, modlitewną wigilię czuwania przed Niedzielą Miłosierdzia Bożego.
Otóż ta niedziela, która ze strony Boga jest Niedzielą Miłosierdzia, gdyż ukazuje oblicze, z jakim Bóg zwraca się do nas, może też być słusznie nazwana Niedzielą Wiary. To jest to oblicze, z jakim my zwracamy się do Boga. Z Jego strony miłosierdzie ku nam – z naszej strony wiara w Niego. Dlatego ta niedziela może też być słusznie nazwana Niedzielą Wiary. „To wszystko zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego” (J 20,31). Abyście mieli życie wieczne zaczęte tu, ale kończące się tam. A mówiąc słowami Apostoła Piotra: „Wy przecież w Niego wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały” (1 P 1,8). Dzisiaj obchodzimy Niedzielę Wiary.
Jeżeli chcemy razem z Kościołem przyjąć Boży dar na tę właśnie niedzielę, to warto go przyjąć w osobie Jana Pawła II jako świadka – świadka wiary. Z jednej strony wiara ma treść zapisaną w Ewangeliach, zapisaną w Piśmie Świętym, ale z drugiej strony przecież wiara zapala się w sercu, umacnia, rozwija, rozkwita przez świadectwo. Potrzeba nam świadków. Bywamy nawzajem dla siebie świadkami i trudno ukryć, że szczególnym świadkiem wiary był – a nawet trzeba by powiedzieć JEST – Jan Paweł II.
Wczoraj przeczytałem wiadomość, że właśnie we wczorajszym dniu umierający Papież polecił napisać na kartce słowa: „Jestem zadowolony. Wy też bądźcie zadowoleni. Módlmy się razem z radością”. Co to może znaczyć, kiedy umierający człowiek mówi: „Jestem zadowolony”? Co to znaczy, kiedy umierający człowiek mówi tym, którzy zgromadzili się na modlitwie wokół łoża konającego: „Módlmy się razem z radością”? To nic innego jak świadectwo, świadectwo wiary. Jest to z całą pewnością echo tych słów, które dwadzieścia wieków temu wypowiadał św. Piotr. Rolą papieża jest być Piotrem w naszych czasach. Rolą papieża jest powtarzać jak echo słowa Jezusa Chrystusa i Jego apostołów. Kto więc umierając, patrząc wstecz na swoje życie, patrząc na umykające godziny i już tylko minuty, kto mówi jako Piotr w naszym XXI wieku: „Jestem zadowolony. Wy też bądźcie zadowoleni i módlmy się razem z radością” – kto tak mówi, jest echem pierwszego Piotra, który niewiele lat po tym, jak nauczył się wiary od Jezusa Chrystusa, zapisał w swoim liście: „Bracia, jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia” (1 P 1,5).
Ta wiara jest mocą. Wiara, która nas strzeże. Pewnie, że często powierzamy najróżniejsze drobne sprawy życia przez wiarę. Czasem są to sprawy błahe. Czasem są to sprawy ważne. Czasem są to sprawy dramatyczne. Poświęcamy je Panu Bogu przez wiarę, ale czujemy, że zupełnie inną wartość ma poświęcenie Panu Bogu wszystkiego w godzinie śmierci: „Jestem zadowolony. Patrzę na całe swoje życie. Patrzę na to wszystko, co Bóg mi dał, i jestem zadowolony – i wy też bądźcie zadowoleni. Módlmy się razem z radością”. To jest świadectwo, że można przeżyć życie i być przez wiarę strzeżonym mocą Bożą dla zbawienia gotowego objawić się w czasie ostatecznym. Jest też czas ostateczny. Kiedy przychodzą już ostatnie godziny i minuty i następnych na ziemi już się spodziewać nie można, wtedy właśnie objawia się bogactwo serca. Albo ktoś przyjmuje ostatnie godziny i umykające minuty z rozpaczą, jako bezsens: „Co za pech! Jak to się mogło zdarzyć! Nigdy nie brałem tego pod uwagę!”, albo ktoś przyjmuje godziny i ostatnie minuty jako czas ostateczny, zbawienie Boże, które się właśnie wtedy objawia. I wypowiadając słowa: „czas ostateczny”, pierwszy Piotr, święty Piotr, apostoł Jezusa Chrystusa, mówi: „Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń” (1 P 1,6).
Niektórzy z nas doznają smutków błahych i nieistotnych, które wystarczy zbyć wzruszeniem ramion. Niektórzy z nas doświadczają smutków naprawdę bolesnych, a czasem wystawiających wiarę na próbę. Są i takie smutki, które wystawiają na próbę, i na pewno także wśród zgromadzonych dzisiaj są również tacy, którzy taką próbę przeżywają. Niech więc zabrzmią w naszych uszach słowa św. Piotra: „Wartość waszej wiary okazuje się cenniejsza od złota, które przecież próbuje się w ogniu”. Tak oczyszcza się złoto, kiedy się je wydobywa z ziemi pomieszane ze skałami, z piaskiem, z ziemią. Wrzuca się do tygla, aby w żarze oddzieliło się to, co jest niepotrzebnym żużlem, śmieciem, co się wyrzuci, od tego, co zostanie jako czyste złoto. Tak działają próby w życiu chrześcijanina: „Wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu” (1 P 1,7).
Dobrze, że środki przekazu: i telewizja, i Internet, przekazywały aż do ostatniej chwili przesłanie świadka, który najpierw dynamizmem i słowami, a później już tylko postawą, kiedy już nawet słów nie mógł wypowiedzieć, o tym zaświadczył, że tak rzeczywiście jest. Kiedy rozpala się żar pod tyglem, jest okazja, żeby oddzielić złoto wiary od żużlu, od tego, co niepotrzebne, od tego, co ma się odrzucić, bo złoto próbuje się w ogniu „na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa” (1 P 1,7).
Tak trzeba zrozumieć dziwne słowa, które dotarły do nas w dniu śmierci Papieża, słowa o radości: „Módlmy się razem z radością”. Jak te słowa pasują do sytuacji, która jest smutna, a nawet dramatyczna? Jak słowo „radość” pasuje do czarnego koloru ogłoszeń o śmierci Papieża? Pasuje tak, jak pasowało to słowo apostołom. To jest radość głęboka, która jest pociechą w tym, co trudne i bolesne. To jest radość głęboka, która jest zapowiedzią, że w tyglu oczyszcza się złoto. „Skoro wierzycie, to ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary”. Mogliśmy przyglądać się, towarzyszyć najróżniejszym etapom życia Jana Pawła II i cieszyć się nimi. Dzisiaj wspominam, że 26 lat temu, w czasie Mszy świętej pontyfikalnej – to ta pierwsza Msza, którą odprawia nowy papież – byłem jako pielgrzym na placu Świętego Piotra z ks. Orzechowskim i z całą gromadą jego podopiecznych z duszpasterstwa akademickiego. Byliśmy na tej pierwszej Mszy papieskiej, pamiętam, dotarliśmy tam. Jeszcze wtedy byłem studentem Politechniki. Dawno temu. Także później całe seminarium duchowne i cała moja posługa kapłańska upływała pod znakiem nauczania, obecności i świadectwa Jana Pawła II. To świadectwo bardzo zmieniało się w czasie. Kiedyś zachwycano się młodzieńczą werwą i energią Papieża, jego zdolnościami komunikowania się, nawet talentem aktorskim, który przyniósł ze swoich młodzieńczych lat, a w tych dniach wypada nam się zachwycać świadectwem innym: kogoś, kto chciał przemówić, a nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa, ale zaświadczył do samego końca, co jest celem naszej wiary. Pismo Święte mówi: „Osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz”. Wszystkie cele cząstkowe też są ważne i też warto modlić się o najróżniejsze cele, które w życiu osiągamy i którym Pan Bóg błogosławi, ale jest też cel ostateczny – zbawienie dusz. I albo droga do tego celu prowadzi, albo drogę trzeba zmienić tak, żeby do celu naszej wiary prowadziła.
Pewnie warto przypomnieć też sobie słowa starca Symeona. Akurat te słowa przypomnieli luterańscy biskupi w Polsce, którzy przesłali Episkopatowi katolickiemu wyrazy współczucia[1]. Nie jakieś żałośliwe słowa, ale wyrazy współczucia, współ-odczuwania, współ-modlitwy. Właśnie biskupi luterańscy w słowach współ-modlitwy, które przesłali biskupom katolickim w dniu śmierci Papieża, napisali, że przeżywając śmierć Jana Pawła II, przypomnieli sobie słowa starca Symeona z Ewangelii Łukasza: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” (Łk 2,29-32).
Słowa starca Symeona, który tak żegnał się z życiem: Boże, już domykasz drzwi i jestem zadowolony, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, ujrzały, że przygotowałeś je wobec wszystkich narodów, ujrzały, że rozpaliłeś światło na oświecenie pogan i na chwałę ludu Twego, Izraela. To wszystko moje oczy ujrzały i dlatego pozwól odejść słudze twemu w pokoju.
To znalazłem w liście biskupów luterańskich, który wydał mi się bardzo głęboki. Natomiast na stronie internetowej Cerkwi znalazłem też takie słowa wierzącego prawosławnego, który dziś o ósmej rano napisał: „Myślę, że i w cerkwiach zapłonie dzisiaj niejedna świeczka”[2]. To pewnie znaczą słowa: „Bądźcie zadowoleni”, „Módlcie się z radością”, „Chociaż musicie doznać smutku, to jednak radujcie się z tego daru, jakim był przez tyle lat Jan Paweł II dla Kościoła”. Z niezwykłą mocą spełniło się w nim powołanie papieża. Każdy człowiek ma powołanie. Każdy ma swoje powołanie. Rodzice mają swoje. Pracownicy mają swoje. Księża mają swoje. Papież też ma swoje powołanie, a powołanie to brzmi: „Szymonie, prosiłem za Tobą, żeby nie ustała Twoja wiara. Ty ze swojej strony utwierdzaj swoich braci” (Łk 22,32). Można w jakiś sposób zmierzyć wypełnienie tego powołania tym, jak bardzo wielu ludzi uważa się za współbraci Papieża, który odszedł, ilu ludzi się uważa za przejętych tą śmiercią jego współbraci i współsiostry. Na pewno bardzo wielu katolików, którzy zapełniali kościoły (wczoraj miałem okazję zajrzeć o godzinie 24.00 do katedry, która była pełna ludzi), ale rzecz ciekawa, że to poczucie braterstwa promieniuje także dalej. To też znalazłem w orędziu Synodu polskiego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce, protestantów, którzy napisali tak: „Łączymy się z siostrami i braćmi z Kościoła rzymskokatolickiego w modlitwie o łaskę dla naszego Brata w Chrystusie, Jana Pawła II”[3]. Znalazłem też słowa żydów z Izraela, zarówno polityków, jak i rabinów, którzy przypominali, że Jan Paweł II za Janem XXIII mówił o nich: „starsi bracia w wierze”. Teraz właśnie to sobie przypomnieli, co ciekawe, bo to jest miara spełnienia powołania: kiedy odchodzi taki człowiek, jak wielu, jakie miliony, dziesiątki milionów, setki milionów czasem nieoczekiwanych ludzi przypomina sobie: Tak właśnie doświadczyliśmy braterstwa. Na różne sposoby, w różnym stopniu, a jednak upominają się o braterstwo ze zmarłym Papieżem. Myślę, że jest w tym dowód spełnienia z niezwykłą mocą powołania: „Szymonie, prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara, a ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci”.
Niedziela Miłosierdzia Bożego, niedziela modlitw za zmarłego Papieża – to pewnie znaczy przede wszystkim: niedziela dziękczynienia, dziękczynienia za dar, który się właśnie skończył. Pewnie będą nowe dary, ale ten dar się skończył. Wznosimy modlitwę dziękczynienia, która jest modlitwą z żalem, bo się skończyło, ale z żalem przeżywanym bardzo specyficznie: „Radujcie się, choć musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń, bo przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa”.
Przypisy
[1] Bp Janusz Jagucki, Biskup Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP, Kondolencje po śmierci papieża , http://www.luteranie.pl/www/info/0503/listkond.htm (2 IV 2005).
[2] Prawosławny Serwis Internetowy, komentarz do artykułu Papież Jan Paweł II nie żyje, http://www.cerkiew.pl/news.php?id=2799 (3 IV 2005).
[3] Oświadczenie Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP, http://www.reformowani.pl/ (2 IV 2005).
[2005]
Pewnie zaproszenie do tej modlitwy zostało podsunięte, jeszcze kiedy Jan Paweł II był pośród nas na ziemi, ale przecież w tej chwili jest tym ważniejsze i tym mocniejsze. Ci, którzy żyją w Jezusie Chrystusie na ziemi, żyją w Nim także i po śmierci. Jezus mówi: „Ja żyję i wy żyć będziecie” (J 14,19).
Dodatkowo na koniec Eucharystii odśpiewamy jeszcze modlitwę południową, aby w ten sposób łączyć się z całym Kościołem Bożym w Polsce.
Dzisiejsza okazja, przeżywanie śmierci Jana Pawła II, przeżywanie pożegnania z Papieżem tutaj na ziemi, jest bardzo szczególną okazją do przeżycia tego, czym jest Niedziela Bożego Miłosierdzia. To też jest ważny znak. Boże miłosierdzie, które było tak głęboko w sercu Karola Wojtyły jeszcze jako biskupa krakowskiego, Boże miłosierdzie, które odczytywał przypominane w Dzienniczku św. Siostry Faustyny, Boże miłosierdzie, które rozgłaszał na nowo w encyklice Dives in misericordia („Bogaty w miłosierdzie”) – to przecież wszystko tylko echa, echa objawienia Bożego miłosierdzia, które przyszło do nas w Jezusie Chrystusie. To ważny znak, że Papież odszedł od nas w wigilię, modlitewną wigilię czuwania przed Niedzielą Miłosierdzia Bożego.
Otóż ta niedziela, która ze strony Boga jest Niedzielą Miłosierdzia, gdyż ukazuje oblicze, z jakim Bóg zwraca się do nas, może też być słusznie nazwana Niedzielą Wiary. To jest to oblicze, z jakim my zwracamy się do Boga. Z Jego strony miłosierdzie ku nam – z naszej strony wiara w Niego. Dlatego ta niedziela może też być słusznie nazwana Niedzielą Wiary. „To wszystko zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego” (J 20,31). Abyście mieli życie wieczne zaczęte tu, ale kończące się tam. A mówiąc słowami Apostoła Piotra: „Wy przecież w Niego wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały” (1 P 1,8). Dzisiaj obchodzimy Niedzielę Wiary.
Jeżeli chcemy razem z Kościołem przyjąć Boży dar na tę właśnie niedzielę, to warto go przyjąć w osobie Jana Pawła II jako świadka – świadka wiary. Z jednej strony wiara ma treść zapisaną w Ewangeliach, zapisaną w Piśmie Świętym, ale z drugiej strony przecież wiara zapala się w sercu, umacnia, rozwija, rozkwita przez świadectwo. Potrzeba nam świadków. Bywamy nawzajem dla siebie świadkami i trudno ukryć, że szczególnym świadkiem wiary był – a nawet trzeba by powiedzieć JEST – Jan Paweł II.
Wczoraj przeczytałem wiadomość, że właśnie we wczorajszym dniu umierający Papież polecił napisać na kartce słowa: „Jestem zadowolony. Wy też bądźcie zadowoleni. Módlmy się razem z radością”. Co to może znaczyć, kiedy umierający człowiek mówi: „Jestem zadowolony”? Co to znaczy, kiedy umierający człowiek mówi tym, którzy zgromadzili się na modlitwie wokół łoża konającego: „Módlmy się razem z radością”? To nic innego jak świadectwo, świadectwo wiary. Jest to z całą pewnością echo tych słów, które dwadzieścia wieków temu wypowiadał św. Piotr. Rolą papieża jest być Piotrem w naszych czasach. Rolą papieża jest powtarzać jak echo słowa Jezusa Chrystusa i Jego apostołów. Kto więc umierając, patrząc wstecz na swoje życie, patrząc na umykające godziny i już tylko minuty, kto mówi jako Piotr w naszym XXI wieku: „Jestem zadowolony. Wy też bądźcie zadowoleni i módlmy się razem z radością” – kto tak mówi, jest echem pierwszego Piotra, który niewiele lat po tym, jak nauczył się wiary od Jezusa Chrystusa, zapisał w swoim liście: „Bracia, jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia” (1 P 1,5).
Ta wiara jest mocą. Wiara, która nas strzeże. Pewnie, że często powierzamy najróżniejsze drobne sprawy życia przez wiarę. Czasem są to sprawy błahe. Czasem są to sprawy ważne. Czasem są to sprawy dramatyczne. Poświęcamy je Panu Bogu przez wiarę, ale czujemy, że zupełnie inną wartość ma poświęcenie Panu Bogu wszystkiego w godzinie śmierci: „Jestem zadowolony. Patrzę na całe swoje życie. Patrzę na to wszystko, co Bóg mi dał, i jestem zadowolony – i wy też bądźcie zadowoleni. Módlmy się razem z radością”. To jest świadectwo, że można przeżyć życie i być przez wiarę strzeżonym mocą Bożą dla zbawienia gotowego objawić się w czasie ostatecznym. Jest też czas ostateczny. Kiedy przychodzą już ostatnie godziny i minuty i następnych na ziemi już się spodziewać nie można, wtedy właśnie objawia się bogactwo serca. Albo ktoś przyjmuje ostatnie godziny i umykające minuty z rozpaczą, jako bezsens: „Co za pech! Jak to się mogło zdarzyć! Nigdy nie brałem tego pod uwagę!”, albo ktoś przyjmuje godziny i ostatnie minuty jako czas ostateczny, zbawienie Boże, które się właśnie wtedy objawia. I wypowiadając słowa: „czas ostateczny”, pierwszy Piotr, święty Piotr, apostoł Jezusa Chrystusa, mówi: „Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń” (1 P 1,6).
Niektórzy z nas doznają smutków błahych i nieistotnych, które wystarczy zbyć wzruszeniem ramion. Niektórzy z nas doświadczają smutków naprawdę bolesnych, a czasem wystawiających wiarę na próbę. Są i takie smutki, które wystawiają na próbę, i na pewno także wśród zgromadzonych dzisiaj są również tacy, którzy taką próbę przeżywają. Niech więc zabrzmią w naszych uszach słowa św. Piotra: „Wartość waszej wiary okazuje się cenniejsza od złota, które przecież próbuje się w ogniu”. Tak oczyszcza się złoto, kiedy się je wydobywa z ziemi pomieszane ze skałami, z piaskiem, z ziemią. Wrzuca się do tygla, aby w żarze oddzieliło się to, co jest niepotrzebnym żużlem, śmieciem, co się wyrzuci, od tego, co zostanie jako czyste złoto. Tak działają próby w życiu chrześcijanina: „Wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu” (1 P 1,7).
Dobrze, że środki przekazu: i telewizja, i Internet, przekazywały aż do ostatniej chwili przesłanie świadka, który najpierw dynamizmem i słowami, a później już tylko postawą, kiedy już nawet słów nie mógł wypowiedzieć, o tym zaświadczył, że tak rzeczywiście jest. Kiedy rozpala się żar pod tyglem, jest okazja, żeby oddzielić złoto wiary od żużlu, od tego, co niepotrzebne, od tego, co ma się odrzucić, bo złoto próbuje się w ogniu „na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa” (1 P 1,7).
Tak trzeba zrozumieć dziwne słowa, które dotarły do nas w dniu śmierci Papieża, słowa o radości: „Módlmy się razem z radością”. Jak te słowa pasują do sytuacji, która jest smutna, a nawet dramatyczna? Jak słowo „radość” pasuje do czarnego koloru ogłoszeń o śmierci Papieża? Pasuje tak, jak pasowało to słowo apostołom. To jest radość głęboka, która jest pociechą w tym, co trudne i bolesne. To jest radość głęboka, która jest zapowiedzią, że w tyglu oczyszcza się złoto. „Skoro wierzycie, to ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary”. Mogliśmy przyglądać się, towarzyszyć najróżniejszym etapom życia Jana Pawła II i cieszyć się nimi. Dzisiaj wspominam, że 26 lat temu, w czasie Mszy świętej pontyfikalnej – to ta pierwsza Msza, którą odprawia nowy papież – byłem jako pielgrzym na placu Świętego Piotra z ks. Orzechowskim i z całą gromadą jego podopiecznych z duszpasterstwa akademickiego. Byliśmy na tej pierwszej Mszy papieskiej, pamiętam, dotarliśmy tam. Jeszcze wtedy byłem studentem Politechniki. Dawno temu. Także później całe seminarium duchowne i cała moja posługa kapłańska upływała pod znakiem nauczania, obecności i świadectwa Jana Pawła II. To świadectwo bardzo zmieniało się w czasie. Kiedyś zachwycano się młodzieńczą werwą i energią Papieża, jego zdolnościami komunikowania się, nawet talentem aktorskim, który przyniósł ze swoich młodzieńczych lat, a w tych dniach wypada nam się zachwycać świadectwem innym: kogoś, kto chciał przemówić, a nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa, ale zaświadczył do samego końca, co jest celem naszej wiary. Pismo Święte mówi: „Osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz”. Wszystkie cele cząstkowe też są ważne i też warto modlić się o najróżniejsze cele, które w życiu osiągamy i którym Pan Bóg błogosławi, ale jest też cel ostateczny – zbawienie dusz. I albo droga do tego celu prowadzi, albo drogę trzeba zmienić tak, żeby do celu naszej wiary prowadziła.
Pewnie warto przypomnieć też sobie słowa starca Symeona. Akurat te słowa przypomnieli luterańscy biskupi w Polsce, którzy przesłali Episkopatowi katolickiemu wyrazy współczucia[1]. Nie jakieś żałośliwe słowa, ale wyrazy współczucia, współ-odczuwania, współ-modlitwy. Właśnie biskupi luterańscy w słowach współ-modlitwy, które przesłali biskupom katolickim w dniu śmierci Papieża, napisali, że przeżywając śmierć Jana Pawła II, przypomnieli sobie słowa starca Symeona z Ewangelii Łukasza: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” (Łk 2,29-32).
Słowa starca Symeona, który tak żegnał się z życiem: Boże, już domykasz drzwi i jestem zadowolony, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, ujrzały, że przygotowałeś je wobec wszystkich narodów, ujrzały, że rozpaliłeś światło na oświecenie pogan i na chwałę ludu Twego, Izraela. To wszystko moje oczy ujrzały i dlatego pozwól odejść słudze twemu w pokoju.
To znalazłem w liście biskupów luterańskich, który wydał mi się bardzo głęboki. Natomiast na stronie internetowej Cerkwi znalazłem też takie słowa wierzącego prawosławnego, który dziś o ósmej rano napisał: „Myślę, że i w cerkwiach zapłonie dzisiaj niejedna świeczka”[2]. To pewnie znaczą słowa: „Bądźcie zadowoleni”, „Módlcie się z radością”, „Chociaż musicie doznać smutku, to jednak radujcie się z tego daru, jakim był przez tyle lat Jan Paweł II dla Kościoła”. Z niezwykłą mocą spełniło się w nim powołanie papieża. Każdy człowiek ma powołanie. Każdy ma swoje powołanie. Rodzice mają swoje. Pracownicy mają swoje. Księża mają swoje. Papież też ma swoje powołanie, a powołanie to brzmi: „Szymonie, prosiłem za Tobą, żeby nie ustała Twoja wiara. Ty ze swojej strony utwierdzaj swoich braci” (Łk 22,32). Można w jakiś sposób zmierzyć wypełnienie tego powołania tym, jak bardzo wielu ludzi uważa się za współbraci Papieża, który odszedł, ilu ludzi się uważa za przejętych tą śmiercią jego współbraci i współsiostry. Na pewno bardzo wielu katolików, którzy zapełniali kościoły (wczoraj miałem okazję zajrzeć o godzinie 24.00 do katedry, która była pełna ludzi), ale rzecz ciekawa, że to poczucie braterstwa promieniuje także dalej. To też znalazłem w orędziu Synodu polskiego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce, protestantów, którzy napisali tak: „Łączymy się z siostrami i braćmi z Kościoła rzymskokatolickiego w modlitwie o łaskę dla naszego Brata w Chrystusie, Jana Pawła II”[3]. Znalazłem też słowa żydów z Izraela, zarówno polityków, jak i rabinów, którzy przypominali, że Jan Paweł II za Janem XXIII mówił o nich: „starsi bracia w wierze”. Teraz właśnie to sobie przypomnieli, co ciekawe, bo to jest miara spełnienia powołania: kiedy odchodzi taki człowiek, jak wielu, jakie miliony, dziesiątki milionów, setki milionów czasem nieoczekiwanych ludzi przypomina sobie: Tak właśnie doświadczyliśmy braterstwa. Na różne sposoby, w różnym stopniu, a jednak upominają się o braterstwo ze zmarłym Papieżem. Myślę, że jest w tym dowód spełnienia z niezwykłą mocą powołania: „Szymonie, prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara, a ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci”.
Niedziela Miłosierdzia Bożego, niedziela modlitw za zmarłego Papieża – to pewnie znaczy przede wszystkim: niedziela dziękczynienia, dziękczynienia za dar, który się właśnie skończył. Pewnie będą nowe dary, ale ten dar się skończył. Wznosimy modlitwę dziękczynienia, która jest modlitwą z żalem, bo się skończyło, ale z żalem przeżywanym bardzo specyficznie: „Radujcie się, choć musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń, bo przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa”.
Przypisy
[1] Bp Janusz Jagucki, Biskup Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP, Kondolencje po śmierci papieża , http://www.luteranie.pl/www/info/0503/listkond.htm (2 IV 2005).
[2] Prawosławny Serwis Internetowy, komentarz do artykułu Papież Jan Paweł II nie żyje, http://www.cerkiew.pl/news.php?id=2799 (3 IV 2005).
[3] Oświadczenie Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP, http://www.reformowani.pl/ (2 IV 2005).
[2005]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.