czwartek, 25 listopada 2010

Benedykt XVI: List do seminarzystów, 18 października 2010




Benedykt XVI


List do seminarzystów


Drodzy Seminarzyści,
W grudniu 1944 roku, kiedy zostałem powołany do służby wojskowej, dowódca kompanii pytał każdego z nas jaki zawód chciałby mieć w przyszłości. Odpowiedziałem, że chciałbym zostać kapłanem katolickim. Podporucznik odparł: A więc musi Pan poszukać sobie czegoś innego. W nowych Niemczech już nie potrzeba księży. Wiedziałem, że te „nowe Niemcy” były u schyłku i że wobec niezmiernych zniszczeń, jakie to szaleństwo spowodowało w kraju, bardziej niż kiedykolwiek potrzeba było kapłanów. Dziś sytuacja jest całkowicie odmienna. Jednakże na różne sposoby również dziś wielu myśli, że kapłaństwo katolickie nie jest „zawodem” na przyszłość, lecz raczej należy do przeszłości. Wy, drodzy Przyjaciele, wbrew tym zastrzeżeniom i opiniom, zdecydowaliście się wstąpić do seminarium, to znaczy weszliście na drogę ku posłudze kapłańskiej w Kościele katolickim. I dobrze zrobiliście. Ludzie bowiem zawsze będą potrzebowali Boga, również w epoce dominacji techniki w świecie i globalizacji: Boga, który objawił się nam w Jezusie Chrystusie i gromadzi nas w Kościele powszechnym, abyśmy z Nim i przez Niego uczyli się prawdziwego życia, byśmy mieli na uwadze i stosowali kryteria prawdziwego człowieczeństwa. Tam, gdzie człowiek nie dostrzega już Boga, życie staje się puste; wszystko jest niewystarczające. Człowiek szuka ucieczki w pijaństwie albo w przemocy, która coraz bardziej zagraża młodzieży. Bóg żyje. Stworzył każdego z nas, więc zna wszystkich. Jest tak wielki, że znajduje czas dla naszych małych rzeczy: „U was nawet włosy na głowie wszystkie są policzone” (Mt 10,30). Bóg żyje i potrzebuje ludzi, którzy istnieją dla Niego i którzy zaniosą Go innym. Tak, zostać kapłanem ma sens: świat potrzebuje kapłanów, pasterzy, dziś, jutro i zawsze dopóki istnieje.


Seminarium jest wspólnotą w drodze ku posłudze kapłańskiej. Już przez samo to powiedziałem coś bardzo ważnego: nie można stawać się kapłanem w pojedynkę. Potrzeba „wspólnoty uczniów”, jedności tych, którzy pragną służyć wspólnemu Kościołowi. W tym liście chciałbym podkreślić – także spoglądając wstecz na moje czasy seminaryjne – niektóre elementy ważne dla tych lat waszego bycia w drodze.


1. Kto chce zostać kapłanem, przede wszystkim musi być „Bożym człowiekiem”, jak go określa św. Paweł (1 Tm 6, 11). Dla nas Bóg nie jest odległą hipotezą, nie jest nieznanym, który wycofał się po Wielkim Wybuchu. Bóg objawił się w Jezusie Chrystusie. W Jego obliczu widzimy oblicze Boga. W Jego słowach słyszymy samego Boga, który do nas mówi. Dlatego najważniejszą rzeczą w drodze do kapłaństwa i w całym życiu kapłańskim jest osobista relacja z Bogiem w Jezusie Chrystusie. Kapłan nie jest administratorem jakiegoś stowarzyszenia, usiłującym utrzymać i zwiększyć liczbę jego członków. Jest heroldem Boga pomiędzy ludźmi. Pragnie prowadzić do Boga, a w ten sposób budować również prawdziwą komunię pomiędzy ludźmi. Dlatego, drodzy Przyjaciele, tak bardzo ważne jest, abyście nauczyli się żyć w stałym kontakcie z Bogiem. Kiedy Pan mówi: „Módlcie się nieustannie”, naturalnie nie prosi nas, by wymawiać bez ustanku słowa modlitwy, ale by nigdy nie tracić wewnętrznego kontaktu z Bogiem. Ćwiczenie się w podtrzymywaniu tego kontaktu jest sensem naszej modlitwy. Dlatego ważne jest, aby dzień rozpoczynał się i kończył modlitwą; abyśmy słuchali Boga czytając Pismo św.; abyśmy mówili Mu o naszych pragnieniach i nadziejach, o naszych radościach i cierpieniach, o naszych błędach i o wdzięczności za wszystko, co piękne i dobre, a w ten sposób byśmy Go mieli zawsze przed oczami jako punkt odniesienia dla całego naszego życia. Tak stajemy się uważni na nasze błędy i nauczymy się pracować nad naszą poprawą; stajemy się jednak wrażliwi również na całe piękno i dobro, jakie otrzymujemy każdego dnia jako coś oczywistego, a w ten sposób rośnie wdzięczność. Z wdzięcznością rośnie radość z faktu, że Bóg jest blisko nas i że możemy Mu służyć.


2. Bóg nie jest jedynie słowem dla nas. On daje się nam osobiście w sakramentach, poprzez rzeczy materialne. Centrum naszego odniesienia do Boga i ukształtowania naszego życia jest Eucharystia. Sprawowanie jej z wewnętrznym zaangażowaniem, a przez to osobiste spotkanie z Chrystusem, powinno stanowić centrum naszego dnia. Św. Cyprian komentował ewangelijną prośbę: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”, mówiąc między innymi, że „nasz” chleb, który możemy otrzymać jako chrześcijanie w Kościele, to sam Pan eucharystyczny. W prośbie z Ojcze nasz modlimy się więc, aby On dawał nam każdego dnia „nasz” chleb; aby On był zawsze pokarmem naszego życia. Oby zmartwychwstały Chrystus, który daje nam siebie w Eucharystii, kształtował całe nasze życie blaskiem swojej Bożej miłości. Aby celebracja eucharystyczna była właściwa, konieczne jest także, byśmy uczyli się znać, rozumieć i kochać liturgię Kościoła w jej konkretnej formie. W liturgii modlimy się wraz z wiernymi wszystkich wieków – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość łączą się w jeden wielki chór modlitwy. Jak mogę stwierdzić na podstawie mojej osobistej drogi, jest rzeczą zachwycającą uczenie się krok po kroku rozumienia jak to wszystko rozwijało się, jak wielkie doświadczenie wiary zawarte jest w strukturze liturgii mszalnej, ile pokoleń tworzyło ją modląc się.


3. Również sakrament Pokuty jest ważny. Uczy mnie patrzeć na siebie z Bożego punktu widzenia, zmusza mnie do uczciwości w odniesieniu do samego siebie. Prowadzi mnie do pokory. Proboszcz z Ars powiedział kiedyś: Myślicie, że nie ma sensu otrzymanie dziś rozgrzeszenia, skoro jutro znów popełnicie te same grzechy. Jednak – tak mówi – sam Bóg zapomina w tym momencie o naszych jutrzejszych grzechach, aby dać wam łaskę dziś. Chociaż musimy nieustannie walczyć z tymi samymi błędami, ważne jest, aby przeciwstawiać się zeszpeceniu duszy, obojętności, która każe nam poddać się faktowi, że właśnie tacy jesteśmy. To ważne, by pozostawać w drodze, bez niepotrzebnych skrupułów, z wdzięczną świadomością, że Bóg wciąż na nowo mi przebacza. Jednakże również bez obojętności, która odciąga od walki o świętość i o poprawę. A pozwalając, aby mi zostało wybaczone, uczę się także przebaczać innym. Uznając moją biedę, staję się bardziej tolerancyjny i wyrozumiały dla słabości bliźniego.


4. Podtrzymujcie też w sobie wrażliwość na pobożność ludową, która jest różna we wszystkich kulturach, ale równocześnie jest zawsze podobna, bo ostatecznie to samo jest ludzkie serce. Oczywiście pobożność ludowa kieruje się ku irracjonalności, czasem może nawet ku powierzchowności. Jednak wykluczanie jej jest całkowicie błędne. Przez nią wiara zagościła w sercach ludzi, stała się częścią ich uczuć, ich zwyczajów, ich wspólnego odczuwania i życia. Dlatego pobożność ludowa jest wielkim skarbcem Kościoła. Wiara stała się ciałem i krwią. Oczywiście pobożność ludowa musi zawsze być oczyszczana, ukierunkowana ku centrum, ale zasługuje na naszą miłość, bo sprawia, że my sami stajemy się w sposób całkowicie rzeczywisty „Ludem Bożym”.


5. Czas seminarium jest też przede wszystkim czasem studium. Wiara chrześcijańska posiada wymiar racjonalny i intelektualny, który należy do jej istoty. Bez niego wiara nie byłaby sobą. Św. Paweł mówi o pewnej „formie nauczania”, której zostaliśmy oddani w Chrzcie (por. Rz 6, 17). Wszyscy znacie słowo św. Piotra, uważane przez średniowiecznych teologów za uzasadnienie dla teologii racjonalnej i opracowanej naukowo: „zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1P 3, 15). Nauczyć się zdolności dawania takich odpowiedzi to jedno z podstawowych zadań w latach seminarium. Mogę jedynie usilnie Was prosić: studiujcie z zapałem! Wykorzystajcie lata studiów! Nie będziecie żałowali. Pewnie, często przedmioty studiów wydają się bardzo dalekie od praktyki chrześcijańskiego życia i posługi duszpasterskiej. Jednakże zupełnym błędem jest stawianie zawsze od razu kwestii pragmatycznej: Czy to mi posłuży w przyszłości? Będzie użyteczne praktycznie, w duszpasterstwie? Nie chodzi bowiem tylko o uczenie się rzeczy ewidentnie użytecznych, ale o poznanie i zrozumienie wewnętrznej struktury wiary w jej całości, tak aby stała się odpowiedzią na pytania ludzi, którzy z punktu widzenia zewnętrznego zmieniają się z pokolenia na pokolenie, a jednak w głębi pozostają tacy sami. Dlatego to ważne, aby wyrastać ponad zmienne pytania chwili, aby zrozumieć pytania prawdziwe i pojąć również odpowiedzi jako odpowiedzi prawdziwe. Jest ważne, by dogłębnie znać całe Pismo Święte, w jego jedności Starego i Nowego Testamentu: kształtowanie się tekstów, ich rodzaj literacki, ich stopniową kompozycję aż do utworzenia kanonu ksiąg świętych, ich wewnętrzną, dynamiczną jedność, która nie jest powierzchowna, i która nadaje poszczególnym tekstom ich pełne znaczenie. Ważne jest, by znać Ojców kościoła i wielkie Sobory, podczas których Kościół przyjął, rozważając i wierząc, istotne stwierdzenia Pisma. Mógłbym tak dalej kontynuować: to, co nazywamy dogmatyką, jest rozumieniem poszczególnych treści wiary w ich jedności, więcej, w ich ostatecznej prostocie: każdy pojedynczy szczegół w gruncie rzeczy jest tylko elementem wiary w jedynego Boga, który nam się objawił i objawia. Nie ma potrzeby, abym mówił wprost o tym, jak ważne jest, by znać istotne kwestie teologii moralnej i katolickiej nauki społecznej. To oczywiste, jak ważna jest dziś teologia ekumeniczna, poznawanie różnych wspólnot chrześcijańskich; podobnie konieczność podstawowej znajomości wielkich religii, a także filozofii: zrozumienie dla ludzkich poszukiwań i stawiania pytań, na które wiara chce dawać odpowiedź. Uczcie się także rozumieć i – ośmielam się powiedzieć – kochać prawo kanoniczne, biorąc pod uwagę jego istotną konieczność i formy praktycznego zastosowania: społeczeństwo bez prawa, byłoby społecznością pozbawioną praw. Prawo jest warunkiem miłości. Nie chcę już dalej wymieniać, ale pragnę raz jeszcze powiedzieć: kochajcie studium teologii i idźcie za nim z uważną wrażliwością, aby zakotwiczyć teologię w żywej wspólnocie Kościoła, która, wraz z jej autorytetem, nie jest ludem przeciwnym nauce teologicznej, ale jej założeniem. Bez Kościoła, który wierzy, teologia przestaje być sobą i staje się zbiorem różnych dyscyplin bez wewnętrznej jedności.


6. Seminaryjne lata muszą być także czasem dojrzewania ludzkiego. Dla kapłana, który będzie musiał towarzyszyć innym podczas długiej drogi życia, aż do bram śmierci, ważne jest, aby on sam zachował słuszną równowagę serca i intelektu, rozumowania i uczuć, ciała i duszy, i aby był po ludzku „zintegrowany”. Dlatego tradycja chrześcijańska łączyła zawsze z „cnotami teologalnymi” także „cnoty kardynalne”, wynikające z ludzkiego doświadczenia i z filozofii, a generalnie zdrową tradycję etyczną ludzkości. Św. Paweł mówi to do Filipian w sposób bardzo jasny: „W końcu, bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeżeli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym – to miejcie na myśli!” (4,8). W ten kontekst wpisuje się również integralność seksualności w całej osobowości. Seksualność jest darem Stwórcy, ale także zadaniem odnoszącym się do rozwoju własnego, ludzkiego istnienia. Gdy seksualność nie jest zintegrowana w osobie, staje się banalna i równocześnie niszcząca. Dziś widzimy to na wielu przykładach w naszym społeczeństwie. Ostatnio musieliśmy stwierdzić z wielką przykrością, że kapłani wypaczyli ich posługę przez nadużycia seksualne wobec dzieci i młodzieży. Zamiast prowadzić osoby do dojrzałego człowieczeństwa i być tego przykładem, przez swe nadużycia sprowokowali zniszczenia, wobec których odczuwamy dogłębny ból i żal. Z tego powodu u wielu, może również w Was, może budzić się pytanie, czy to dobrze zostać księdzem; czy droga celibatu jest sensowna jako droga ludzkiego życia. Nadużycie jednak, które należy głęboko potępić, nie może zdyskredytować misji kapłańskiej, która pozostaje wielka i czysta. Dzięki Bogu, wszyscy znamy kapłanów przekonujących, utwierdzonych w wierze, którzy świadczą, że w tym stanie, właśnie żyjąc w celibacie, można osiągnąć autentyczne człowieczeństwo, czyste i dojrzałe. To, co się wydarzyło, musi jednak obudzić w nas czujność i uwagę, byśmy w drodze do kapłaństwa rzetelnie, wobec Boga, badali siebie, aby rozeznać, czy to jest Jego wolą dla mnie. Zadaniem spowiedników i Waszych przełożonych jest towarzyszyć Wam i dopomagać w tym procesie rozeznawania. Istotnym elementem Waszej drogi jest praktyka podstawowych cnót ludzkich, z wejrzeniem zwróconym ku Bogu objawionym w Chrystusie, poddawanie się wciąż na nowo Jego oczyszczeniu.


7. Dziś początki powołania kapłańskiego są bardziej różnorodne niż w minionych latach. Często decyzja o kapłaństwie kształtuje się dziś w doświadczeniach związanych z wykonywaniem już zdobytego zawodu świeckiego. Wyrasta często we wspólnotach, szczególnie w ruchach, które sprzyjają wspólnotowemu spotkaniu z Chrystusem i Jego Kościołem oraz duchowemu doświadczeniu i radości w służbie wiary. Decyzja dojrzewa również w całkowicie osobistych spotkaniach z wielkością i słabością ludzkiego istnienia. Tak więc kandydaci do kapłaństwa żyją często na duchowych kontynentach zupełnie różnych. Może być trudne rozpoznanie wspólnych elementów przyszłego posłania i związanej z nim drogi duchowej. Dlatego właśnie ważne jest seminarium jako wspólnota w drodze, wychodząca ponad różne formy duchowości. Ruchy są rzeczą wspaniałą. Wiecie jak bardzo je cenię i kocham jako dar Ducha Świętego dla Kościoła. Jednak trzeba je oceniać według tego, na ile są otwarte na wspólną rzeczywistość katolicką, na życie jedynego i wspólnego Kościoła Chrystusa, który przy całej swej różnorodności jest zawsze jeden. Seminarium to okres, w którym uczycie się jeden z drugim i jeden od drugiego. We współżyciu, czasem może trudnym, musicie uczyć się szczodrości i tolerancji, nie tylko wzajemnie się znosząc, ale ubogacając jeden drugiego, tak aby każdy mógł wnieść swoje osobiste talenty do wspólnego skarbca, bo wszyscy służą temu samemu Kościołowi, temu samemu Chrystusowi. Ta szkoła tolerancji, więcej, akceptacji i zrozumienia w jedności Ciała Chrystusa, jest istotnym elementem lat seminaryjnych.


Drodzy Seminarzyści! W tych zdaniach chciałem ukazać wam, jak bardzo myślę o was właśnie w tych trudnych czasach i jak bardzo jestem blisko was w modlitwie. Módlcie się również za mnie, abym mógł spełniać dobrze moją posługę, dokąd zechce Pan. Zawierzam waszą drogę przygotowania do kapłaństwa matczynej opiece Najświętszej Maryi, której dom był szkołą dobra i łaski. Niech was wszystkich błogosławi Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty.


Watykan, 18 października 2010, w święto św. Łukasza Ewangelisty.
Oddany w Panu
Benedykt XVI P.P.


Źródło: www.wmsd.waw.pl



niedziela, 14 listopada 2010

ks. bp Andrzej Siemieniewski: Panorama historyczna duchowości chrześcijańskiej – moc Słowa Bożego w historii




ks. bp Andrzej Siemieniewski


Panorama historyczna duchowości chrześcijańskiej – moc Słowa Bożego w historii


„Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków.
Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić.
Zaprawdę bowiem powiadam wam:
Dopóki niebo i ziemia nie przeminą,
ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie,
aż się wszystko spełni”
(Mt 5, 17-18)


„Pismo Święte należy czytać w komunii
z Kościołem wszystkich miejsc i czasów,
z wielkimi świadkami Słowa, poczynając od pierwszych Ojców,
a skończywszy na współczesnych świętych i dzisiejszym Magisterium”
(Synod Biskupów, Słowo Boże w życiu i misji Kościoła, 2008, 22-d)


1. STAROŻYTNOŚĆ


1.1. Chrześcijanin czyta Księgę Kapłańską: List Barnaby i Kobierce Klemensa


Zacznijmy od pewnego casusu. Niech będzie on możliwie zwarty i syntetyczny, aby ułatwić nam uchwycenie istoty problemu.


Oto jeden z tekstów Starego Testamentu, tych najtrudniejszych dla dzisiejszego czytelnika. Fragment zawiera prawno-religijne przepisy Izraela sprzed tysięcy lat, które wydają nam się dziś nie tylko nie aktualne, ale nawet mało zrozumiałe:


„Następnie Pan powiedział do Mojżesza i Aarona: «Tak mówcie do Izraelitów: Oto zwierzęta, które będziecie jeść spośród wszystkich zwierząt, które są na ziemi: Będziecie jedli każde zwierzę czworonożne, które ma rozdzielone kopyta, to jest racice, i które przeżuwa.

Ale [następujących zwierząt], mających rozdzielone kopyto i przeżuwających nie będziecie jedli: wielbłąd, ponieważ przeżuwa, ale nie ma rozdzielonego kopyta - będzie dla was nieczysty; świstak, ponieważ przeżuwa, ale nie ma rozdzielonego kopyta - będzie dla was nieczysty; zając, ponieważ przeżuwa, ale nie ma rozdzielonego kopyta - będzie dla was nieczysty; wieprz, ponieważ ma rozdzielone kopyto, ale nie przeżuwa - będzie dla was nieczysty.

Nie będziecie jedli ich mięsa ani dotykali ich padliny - są one dla was nieczyste” (Kpł 11,1-8).


Czytelnik Biblii w dwudziestym pierwszym wieku pyta: czy takich fragmentów też dotyczy zapowiedź Pana Jezusa: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków; dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie” (por. Mt 5, 17-18)? Czy kiedy Pan Jezus zapowiadał: „Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza” (Łk 24,44), miał naprawdę na myśli wszystko? Także przepisy o koszernych daniach, o czystych i nieczystych zwierzętach?


Tradycja Kościoła na tak postawione pytanie odpowiada z całą mocą: tak! Jak to możliwe? W jaki sposób znajdowano natchnienie duchowe w tego typu słowach? Zajrzyjmy do bardzo wczesnego tekstu starochrześcijańskiego, Listu Barnaby. Powstał za życia ludzi, którzy śmiało mogli jeszcze pamiętać z dzieciństwa osobiste spotkania a Apostołami. Jeszcze w III wieku wielu uważało List za przynależący do kanonu Pisma Świętego:


„Mojżesz powiedział:

«Jedzcie wszystkie zwierzęta, które mają rozdzielone kopyto i przeżuwają» (Kpł 11,3). […] Co chciał powiedzieć? Wiążcie się z tymi, którzy boją się Pana, którzy rozważają w swoim sercu sens przekazanego im słowa, którzy nauczają przykazań Pańskich i sami ich przestrzegają, którzy wiedząc, że rozważanie jest źródłem radości, przeżuwają słowo Pana.

Ale co oznacza rozdzielone kopyto? To, że sprawiedliwy chodzi wprawdzie po tym świecie, lecz oczekuje wieku świętego.

Popatrzcie, jak dobre prawa ustanowił Mojżesz!”
(List Barnaby, X, 11; ok. 130 r.)


Taka interpretacja jest dla nas dość zaskakująca. Prawo Mojżeszowe okazuje się aktualne i dobre, ale nie w sensie dosłownym. Przydatne dla chrześcijanina orędzie tego tekstu mieści się w jego sensie alegorycznym, duchowym.


Podobnie stosuje ten tekst św. Klemens Aleksandryjski [ok. 150-212] roku. Dostrzega oczywiście problem: prawo rytualne Starego Testamentu nie jest zrozumiałe dla człowiek Nowego Testamentu w sposób bezproblemowy. Pisze więc: „rzucę odrobinę światła na Prawo ofiarnicze” Starego Przymierza. Alegorycznie interpretując przepisy ofiarne Starego Testamentu, widzi w nich zapowiedź wytrwałego rozważania tekstów biblijnych przez chrześcijan:


„Pismo Święte poucza, że ofiary ze zwierząt o rozszczepionych kopytach i przeżuwających są czyste i miłe Bogu (por. Kpł 11,3).

To oznacza, że sprawiedliwi torują sobie drogę do Ojca i do Syna przez wiarę (symbolem tego jest stałość zwierząt o rozszczepionych kopytach) i przez słowa Boże, które w swym sercu dniem i nocą rozważają, na nowo ciągle przeżuwając w schowku duszy, przeznaczonym do przechowywania wiadomości.

Te ćwiczenia umysłowe Prawo symbolizuje przez funkcję przeżuwania czystego zwierzęcia” (Kobierce, 7,18; t. 2, s 308).


Dzięki takiej interpretacji Pisma starożytny chrześcijanin osiągał niewątpliwe korzyści: cały Stary Testament stawał się pokarmem dla duszy, a nie tylko wybrane jego fragmenty.


Dla nas oczywista jest także trudność kryjąca się w takiej metodzie:


Po pierwsze, czy jest ona uprawniona? Czy coś w samej Biblii pozwala na jej stosowanie?


Po drugie zaś, gdzie są granice tej metody? Czy można snuć dowolne skojarzenia i przedstawiać je jako naukę Pisma św.?


1.2. „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo”: alegoryczna metoda w Nowym Testamencie


Ostatnie zgromadzenie synod biskupów (XII Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów obradujące w październiku 2008 r.) podjęło temat „Słowo Boże w życiu i misji Kościoła”[1]. Zwrócono wtedy uwagę na to, że potrzebna nam jest duchowa lektura Biblii, która dokonuje się w łączności ze wspólnotą Kościoła wszystkich czasów. Łączność tę zapewnia Ducha Święty: Ten, który natchnął kiedyś proces spisywania Pisma św., może też nieustannie udzielać swojego tchnienia na wspólnotę Kościoła czytającą Biblię:


„Pismo Święte należy czytać w komunii z Kościołem wszystkich miejsc i czasów, z wielkimi świadkami Słowa, poczynając od pierwszych Ojców, a skończywszy na współczesnych świętych i dzisiejszym Magisterium” (SYNOD 2008, 22-d).


Korzystając ze współczesnych osiągnięć lingwistów, kulturoznawców i komentatorów, nie należy jednak zapominać o Tradycji Kościoła, która pomaga nam zrozumieć historię oddziaływania Biblii na umysły i serca chrześcijan w ciągu wieków, na to, jak stawała się „czystym i stałym źródłem życia duchowego” (Dei Verbum, 21):


„W czasach Ojców Pismo znajduje się w centrum niczym źródło, z którego czerpie teologia, duchowość i duszpasterstwo.

Ojcowie są niezrównanymi mistrzami duchowej lektury Pisma, która jest autentyczna, nie zapomina o literze, czyli o konkretnym sensie historycznym, lecz jest umiejętnością czytania litery w Duchu.

W średniowieczu, Święta Stronica stanowi podstawę refleksji teologicznej; aby dobrze do niej dotrzeć wypracowana zostaje doktryna czterech sensów: dosłownego, alegorycznego, moralnego, anagogicznego” (SYNOD 2008, 28).


Synod przypomniał więc potrzebę rozumienia Pisma św. na różnych płaszczyznach. Jak najbardziej potrzebne i konieczne rozumienie sensu dosłownego winno być uzupełnione rozumieniem duchowym, na które składają się trzy kolejne sensy: alegoryczny, moralny i anagogiczny.


Ten sposób rozumienia Pisma istniał od samego początku chrześcijaństwa, jak zobaczymy – obecny jest już nawet w Nowym Testamencie. Stosowali go najwcześniejsi pisarze chrześcijańscy i wielcy ojcowie Kościoła, by w średniowieczu systematycznie uczyć już tego jako schematu podejścia do świętego tekstu.


Oto średniowieczna reguła czterech sensów Pisma sformułowana w XIII wieku przez dominikanina Augustyna z Dacji:


Littera – gesta docet, quid credas – allegoria,

Moralis – quid agas, quo tendas – anagogia


Litera – historii uczy; w co wierzyć – alegoria,

Moralny sens – co czynić; gdzie zmierzasz – anagogia


Na początku musimy stanąć przed ważnym problemem: czy stosowanie reguły czterech sensów do interpretacji Biblii nie jest jakimś arbitralnym zabiegiem narzuconym na Biblię z zewnątrz? Nie, jest to dobrze udokumentowana wewnątrzbiblijna metoda interpretacji tekstu. Oto kilka stosownych przykładów biblijnych:


1. Przykład pierwszy: „Abraham miał dwóch synów” (Ga 4,21-5,5)


Ten przykład jest najbardziej oczywisty, gdyż korzystamy tu z faktu nazwania wprost w Piśmie św. jednego z możliwych znaczeń biblijnego tekstu „sensem alegorycznym”:


a. Sens literalny (dosłowny)


Literalny sens fragmentu listu do Galatów jest wprost zdefiniowany przez Apostoła:


„Abraham miał dwóch synów, jednego z niewolnicy, a drugiego z wolnej” (Ga 4,21; por. Rdz 16,1-16).

Ci dwaj synowie to Izmael , narodzony z egipskiej niewolnicy Hagar (Rdz 16,1-6), oraz Izaak – syn Sary (Rdz 21,2-5). Abraham miał jeszcze inne dzieci z Keturą, ale nie wchodzą one w zakres tej alegorii.


b. Sens alegoryczny


„Wydarzenia te mają jeszcze sens alegoryczny [gr. allegoroumena]: niewiasty te wyobrażają dwa przymierza; jedno, zawarte pod górą Synaj, rodzi ku niewoli, a wyobraża je Hagar: Synaj jest to góra w Arabii, a odpowiednikiem jej jest obecne Jeruzalem. Ono bowiem wraz ze swoimi dziećmi trwa w niewoli. Natomiast górne Jeruzalem cieszy się wolnością i ono jest naszą matką” (Ga 4,24-26).


Słowo alegoria (gr. allegorein) pochodzi etymologicznie od allos – inny oraz agoreuein - przemawiać na agorze, czyli publicznie. Oznacza więc, że oprócz znaczenia literalnego, tekst ma jeszcze jakieś inne znaczenie, zamierzone przez mówcę (lub pisarza). W tym wypadku chodzi nie tyle o ludzkiego autora księgi Rodzaju, co o autora Bożego: to Duch Święty zamierzył, aby najpierw w historycznych wydarzeniach z życia Abrahama, a potem w literackim opisie tych wydarzeń, kryło się znaczenie odnoszące się do przyszłych wydarzeń, które będą miały miejsce dopiero po wiekach.


Dwie żony Abrahama przedstawiają więc dwa etapy przymierza Narodu Wybranego z Bogiem.


Nie tylko wydarzenia historyczne okazują się pełne alegorycznego sensu, ale nawet miejsca geograficzne: miasto Jeruzalem alegorycznie reprezentuje inne miasto zwane „górnym Jeruzalem” (albo „Jeruzalem niebiańskim”, por. Hbr 12,22-24), a więc siedzibę Boga, aniołów i zbawionych ludzi.


Uwaga: ten ukryty sens alegoryczny nie znosi sensu historycznego, wręcz przeciwnie, zakłada jego autentyczność! W ten sposób okazuje się, że Bóg jest Panem historii i potrafi prorokować o przyszłości za pomocą minionych wydarzeń. Oto, jak dwieście lat później ujął to w słowa Orygenes [ok. 185-254], choć posłużył się przykładem innych motywów Starego Testamentu, a mianowicie niewoli Izraela w Egipcie i późniejszej niewoli babilońskiej:


„Gdy usłyszysz o niewoli ludu [izraelskiego w Egipcie], bądź przekonany, że wydarzyła się ona naprawdę zgodnie z przekazem historycznym, lecz również była uprzednim znakiem zupełnie innej rzeczywistości i symbolizowała tajemnicę, która miała nadejść […]

Albowiem i ty, który nazywasz siebie wiernym, mieszkasz w Jerozolimie. Jeśli zaś zgrzeszysz, pozbawiony będziesz Bożej obecności, zostaniesz oddany w niewolę Nabuchodonozorowi i poprowadzony do Babilonu”[2].

c. Sens moralny


Lektura starożytnego tekstu księgi Rodzaju odnoszącego się do Abrahama nabiera też sensu moralnego, a więc zobowiązującego do konkretnych postaw życiowych tu i teraz. Jest to wezwanie do wewnętrznej wolności, wyrażone nie wprost, ale niesione przez duchowy sens opisanej historii:


„Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli!” (Ga 5,1).


d. sens anagogiczny (dosł. gr. „podnoszący”, „prowadzący w górę” a więc - eschatologiczny)


„My zaś z pomocą Ducha, na zasadzie wiary wyczekujemy spodziewanej sprawiedliwości” (Ga 5,5).

Wezwanie moralne nie wyczerpuje formacyjnej zawartości tekstu, gdyż wzywa on także do postawy nadziei ostatecznej, eschatologicznej, wykraczającej poza doczesność. „Spodziewana sprawiedliwość” to sąd Boży; chrześcijanie to ludzie, który „będą sądzeni na podstawie Prawa wolności […] miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (por. Jk 2, 12-13).


2. Przykład drugi: „opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją” (Ef 5, 21-31)


Ten przykład jest już mniej oczywisty, choćby przez brak określenia przez autora biblijnego zastosowanej tu metody mianem alegorycznej. Ale logika interpretacyjna jest bez wątpienia ta sama. Po nieco dokładniejszej analizie czterech sensów pierwszego tekstu, który odnosił się do Abrahama, tu wystarczy nam już bardziej skrótowy przegląd kolejnych znaczeń.


a. „Opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem” (Ef 5, 31 - por. Rdz 2,24)


To tekst relacjonujący fragment historii Starego Testamentu, w sensie dosłownym odnoszący się do dawno minionych wydarzeń z początków dziejów ludzkości. Bóg ustanawia małżeństwo jako trwały związek jednego mężczyzny i jednej kobiety.


b. „Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (Ef 5, 32)


Prawdziwe i głębsze znaczenie historycznego fragmentu Pisma ujawniło się dopiero teraz, po objawieniu się Ewangelii. Dopiero teraz jest jasne całe orędzie zawarte w księdze Rodzaju: zarówno to literalne i historyczne, które przekazuje prawdę o związku małżeńskim, jak i to przenośne i alegoryczne, odnoszące się do związku Chrystusa (Oblubieńca) z Kościołem (Oblubienicą).


c. „W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!” (Ef 5, 33)


Kto zna historyczne i alegoryczne znaczenie tekstu Rdz 2,24 powinien wyciągnąć z niego także wnioski moralne odnoszące się do prawdziwie ewangelicznych relacji w swojej chrześcijańskiej rodzinie.


d. „Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany” (Ef 5,25-27)


Tu znajdujemy sens anagogiczny, a więc ostateczny cel, do którego wędrujemy w pielgrzymce wiary: u kresu czasów Kościół stanie się chwalebną Oblubienicą w eschatologicznej pełni: „Miasto Święte - Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża” (Ap 21,2). Czytelnik listu ma wzmocnić w sobie tę właśnie nadzieję.


3. Przykład trzeci: „ojcowie byli ochrzczeni w imię Mojżesza” (1 Kor 10, 1-2)


Trzeci przykład jest bardziej rozbudowany, gdyż Apostoł odnosi się tu do całego łańcucha wydarzeń towarzyszących Izraelitom podczas wyjścia z Egiptu: przejście przez Morze Czerwone, cud wody wypływającej ze skały, słup obłoku prowadzący lud Boży przez pustynię, kult złotego cielca pod górą Synaj. Podczas przypominania tych historycznych zdarzeń Apostoł od razu podsuwa chrześcijańskiemu czytelnikowi ich alegoryczną interpretację:


„Nie chciałbym, bracia, żebyście nie wiedzieli, że nasi ojcowie wszyscy, co prawda zostawali pod obłokiem, wszyscy przeszli przez morze i wszyscy byli ochrzczeni w [imię] Mojżesza, w obłoku i w morzu; wszyscy też spożywali ten sam pokarm duchowy i pili ten sam duchowy napój. Pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a ta skała - to był Chrystus. Lecz w większości z nich nie upodobał sobie Bóg; polegli bowiem na pustyni” (1 Kor 10, 1-5).

Skała okazuje się alegorią Chrystusa, przejście przez wodę Morza i wędrowanie pod obłokiem – zapowiedzią nowego narodzenia z wody i z Ducha (J 3, 5), czyli sakramentu chrztu.


Tekst okazuje się typologiczny, a więc rozmaite jego elementy są typem, czyli alegoryczną zapowiedzią rzeczywistości duchowych Nowego Testamentu. Wynika z tego niemniej ważny sens moralny:


„Stało się zaś to wszystko, by mogło posłużyć za przykład [gr. typoi, od typos]
dla nas, abyśmy nie pożądali złego, tak jak oni pożądali.

Nie bądźcie też bałwochwalcami jak niektórzy z nich, według tego, co jest napisane: Zasiadł lud, by jeść i pić, i powstali, by się oddawać rozkoszom.

Nie oddawajmy się też rozpuście, jak to czynili niektórzy spośród nich, i padło ich jednego dnia dwadzieścia trzy tysiące.

I nie wystawiajmy Pana na próbę, jak wystawiali Go niektórzy z nich i poginęli od wężów.

Nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali wytraceni przez dokonującego zagłady.

A wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź [gr. typikos] rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów” (1 Kor 10, 6-10).


To niezmiernie ważne: chociaż rytualne przepisy prawa Starego Testamentu zostały uchylone a spisane tam historie Izraela są już dawno minione, to jednak stało się to wszystko, by nam służyć jako źródło biblijnej typologii. Spisane zostało „dla nas”, gdyż chociaż wielu nakazów Starego Przymierza wcale nie wprowadzamy dosłownie w życie, to jednak korzystamy z ich biblijnego zapisu. Jest więc jakaś inna lektura świętych tekstów, niż tylko lektura dosłowna, i polega właśnie na poszukiwanie w nich sensu duchowego. Chrześcijanin stara się znaleźć w Starym Testamencie to, co może objawić tylko Duch Święty posłany przez Jezusa Chrystusa. „Czyż serce nie pałało w nas, gdy Pisma nam wyjaśniał?” (por. Łk 24,32). Stary Testament przemienia się w Nowy, tak jak woda, która w Kanie przemieniła się w wino[3].


W ostatnich słowach omawianego fragmentu pierwszego listu do Koryntian znajdujemy oczywisty przykład sensu anagogicznego, a więc odsyłającego nas do rzeczywistości ostatecznej i eschatologicznej:


„A wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów” (1 Kor 10, 11).

Mowa tu o „kresie czasów”, gdyż chrześcijanin żyje w bezpośredniej biskości powtórnego przyjścia Chrystusa.


Bardzo wyraźnie widać tu, że podstawą alegorii jest najpierw samo wydarzenie („przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych”), a potem także opis tego wydarzenia („spisane zostało ku pouczeniu nas”). Bóg przez swoją Opatrzność czuwa nad historią, a przez natchnienie Ducha Świętego czuwa też nad powstawaniem tekstu biblijnego. Na oba sposoby, jako Pan historii, zapowiada przyszłe wydarzenia. Ale ich zapowiedź nie jest wyrażona wprost; aby ją pojąć, potrzebny jest duchowy zmysł przy lekturze Pisma. W ten właśnie sposób powstała alegoryczna interpretacja dawnych wydarzeń.



Przypisy

[1] Synod Biskupów, XII Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne, Słowo Boże w życiu i misji Kościoła - Instrumentum Laboris, Watykan 2008, dalej: SYNOD 2008.

[2] Orygenes, Homilie o księgach Izajasza i Ezechiela, Kraków 2000, Homilia 1, 3, s. 78-79.

[3] H. Crouzel, Orygenes, Bydgoszcz 1996, s. 119.