ks. bp Andrzej Siemieniewski
Pochwała ludzkiego rozumu: od Jana Pawła II do Benedykta XVI
„Nie dziwi, że dzisiaj Kościół wydaje się być ostatnim prawdziwym obrońcą rozumu, właśnie dlatego, że nie postrzega go jako wroga wiary” — pisał rok temu w katolickim czasopiśmie „Avvenire” Giuseppe Betori, przewodniczący konferencji włoskiego episkopatu[1]. Wydaje się, że wysiłek docenienia zdolności rozumu ludzkiego (a także realistycznej oceny granic jego możliwości) szczególnie wyraźnie widać w działalności papieża Jana Pawła II oraz jego następcy, Benedykta XVI. Wystarczy przypomnieć jego pierwszą encyklikę, Deus caritas est z zawartymi w niej słowami: „Rozpoznanie Boga żyjącego jest drogą wiodącą do miłości, a «tak» naszej woli na Jego wolę łączy rozum, wolę i uczucie w ogarniający wszystko akt miłości”[2]. Warto więc poświęcić nieco uwagi niektórym istotnym wypowiedziom papieskiego magisterium, aby ugruntować naszą wdzięczność za dar rozumu.
a. Fides et ratio Jana Pawła II: naukowe badanie natury drogą do Boga
Kiedy pada pytanie o drogę wiodącą do spotkania Boga, zwykle jak najsłuszniej w odpowiedzi podaje się wiarę. To ona jest przecież pierwszym sposobem wejścia w „żywą i osobistą relację z Bogiem żywym i prawdziwym” (KKK 2558). A jednak swoje podsumowanie dwudziestowiekowej Tradycji Kościoła dotyczącej wznoszenia się ku Bożej prawdzie Jan Paweł II zaczął od obrazu dwóch skrzydeł, a nie tylko jednego. Obok wiary jest też skrzydło rozumu pozwalające człowiekowi wzlecieć w stronę Bożej prawdy.
„Wiara i rozum (fides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Sam Bóg zaszczepił w ludzkim sercu pragnienie poznania prawdy, którego ostatecznym celem jest poznanie Jego samego, aby człowiek — poznając Go i miłując — mógł dotrzeć także do pełnej prawdy o sobie”[3].
Celem niniejszej refleksji jest przypomnienie nurtu obecnego w całej historii Kościoła a odnoszących się do rozumu traktowanego jako droga wznoszenia się duszy do Boga. Rozum (ratio) to pojęcie bardzo szerokie i w kontekście wiary chrześcijańskiej częściej odnoszono je do filozoficznych dociekań dotyczących natury Boga albo istoty człowieczeństwa. Tutaj chcemy jednak potraktować pojęcie rozumu zdecydowanie wąsko: interesować nas będzie tylko i wyłącznie ten aspekt jego działalności, który dziś nazywamy obszarem nauk ścisłych albo przyrodniczych (wraz z matematyką), a dawniej często określano mianem filozofii naturalnej (philosophia naturalis).
Zachętę do takiego postępowania można znaleźć w samej encyklice Fides et ratio Jana Pawła II. Przytoczmy tu nieco dłuższy jej fragment odnoszący się do Księgi Mądrości ze Starego Testamentu, gdyż wyznaczy on główny kierunek całego dalszego wywodu.
„Autor święty mówi o Bogu, który pozwala się poznać także poprzez przyrodę. W rozumieniu starożytnych badania przyrodnicze miały wiele wspólnego z wiedzą filozoficzną. Stwierdziwszy najpierw, że dzięki rozumowi człowiek jest w stanie «poznać budowę świata i siły żywiołów, […] obroty roczne i układy gwiazd, naturę zwierząt i popędy bestii» (7, 17. 19-20) — jednym słowem jest zdolny do myślenia filozoficznego — tekst biblijny stawia bardzo ważny krok naprzód. Przypominając tezę filozofii greckiej, do której zdaje się nawiązywać w tym kontekście, autor stwierdza, iż właśnie przez rozumowe poznawanie przyrody można dotrzeć do Stwórcy: «Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę» (Mdr 13, 5). Zostaje tutaj dostrzeżony pierwszy stopień Bożego Objawienia, czyli właśnie wspaniała «księga natury»: odczytując ją przy pomocy narzędzi właściwych ludzkiemu rozumowi, można dojść do poznania Stwórcy. Jeżeli człowiek mimo swej inteligencji nie potrafi rozpoznać Boga jako Stwórcy wszystkiego, to przyczyną jest nie tyle brak właściwych środków, co raczej przeszkody wzniesione przez jego wolną wolę i grzech” (FR, 19).
W papieskim tekście znajdujemy cztery elementy niezmiernie istotne dla naszej prezentacji.
Po pierwsze, jest tu mowa o badaniach przyrody rozumianych jako wiedza filozoficzna. Jakkolwiek dziś zwykle rozdziela się na poziomie akademickim te dwie dziedziny, filozofię i przyrodoznawstwo, to w dawniejszych wiekach nazwa philosophia naturalis obejmowała to, co dziś nazywamy astronomią czy fizyką wraz z nieodzowną w tych naukach matematyką.
Po drugie, wskazana zostaje szczególna cecha ściśle rozumowego przyrodoznawstwa, a mianowicie jego zdolność otwierania na obecność Boga. Nie chodzi tu jednak w żadnej mierze o pospieszne uciekanie się do Boga dla wyjaśnienia niezrozumiałych na razie procesów przyrodniczych. Sens tej uwagi jest radykalnie odmienny: właśnie czysto rozumowe zastosowanie intelektu na przykład do astronomii lub do innych dziedzin badań wznosi umysł do odkrycia rzeczywistości niedostępnej zmysłom (na przykład zasad logiki i matematyki), a potem — do poszukiwania źródła zarówno rzeczywistości materialnej jak i rządzącego nią porządku praw natury.
Po trzecie, ważne jest traktowanie natury jako księgi, a więc jako rzeczywistości możliwej do odczytania, jeśli tylko człowiek nauczy się odpowiedniego języka. Stopniowo, z biegiem wieków, odkrywano, że językiem natury jest matematyka.
Pierwszym polem, na którym dokonano tego odkrycia była astronomia, gdyż w ruchu ciał kosmicznych najłatwiej zaobserwować matematyczne regularności nawet bez posługiwania się żadną pomocniczą aparaturą.
Po czwarte zaś, istotne jest odczytanie treści tej księgi, jaką jest przyroda. Nawet książki pisane przez ludzi, przez utalentowanych pisarzy, miewają wiele warstw znaczeniowych: od faktografii poczynając, poprzez naświetlenie ludzkich motywacji aż po symboliczną prezentację sensu ludzkiego losu. Cóż dopiero księga przyrody napisana przez samego Stwórcę, która też ma warstwę faktograficzną ujmowaną w odkrywane stopniowo prawa przyrody przez kolejne pokolenia naukowców, od starożytnych astronomów i matematyków greckich poczynając, a na dzisiejszych astrofizykach kończąc. Ma też warstwę wyższego rzędu, kiedy człowiek zastanawia się nad wnioskami co do natury całości świata wynikającymi z tego, że rządzą nim prawa możliwe do odkrycia i do ujęcia w matematyczne formuły. Z księgi natury jest jednak możliwe również wyczytanie wniosków najgłębszych: czego można dowiedzieć się o prawdziwym Autorze tej księgi, którym jest Bóg sam. Im bardziej zbliżamy się jednak do tego znaczenia tekstów, tym bardziej angażuje się duchowy aspekt „czytelnika księgi natury”, czyli przyrodoznawcy.
W związku z tym czwartym elementem można zasadnie postawić pytanie o rolę matematyki i ścisłych nauk przyrodniczych w duchowości chrześcijanina. Można by pokusić się nawet o poszukiwanie mistyki nauk ścisłych: skoro w teologii wyróżnia się także mistykę „skoncentrowaną na udziale człowieka w działaniu Boga w świecie historycznym”[4], to czyż nie jest możliwy taki sposób wnikania w prawa przyrody, aby przeżywać to jako udział ludzkiego rozumu w działaniu rozumu Bożego?
Powróćmy jednak do tekstu papieskiej encykliki Fides et ratio i przytoczmy znów nieco dłuższy jej fragment, tym razem dotyczący biblijnego fragmentu z Nowego Testamentu, mianowicie Listu do Rzymian św. Pawła Apostoła:
„Apostoł przeprowadza filozoficzny wywód, w którym wyraża głęboką prawdę: obserwacja «oczyma umysłu» rzeczywistości stworzonej może doprowadzić do poznania Boga. Poprzez stworzenia daje On bowiem rozumowi wyobrażenie o swojej «potędze» i «Boskości» (por. Rz 1, 20).
Wyraża się w tym uznanie, że rozum ludzki posiada zdolność, która zdaje się nieledwie przekraczać jego własne naturalne ograniczenia: nie tylko nie jest zamknięta w sferze poznania zmysłowego, potrafi bowiem poddać je krytycznej refleksji, ale analizując dane zmysłowe może też dotrzeć do przyczyny, z której bierze początek wszelka postrzegalna rzeczywistość” (FR, 22).
Wszystkie cztery wymienione wyżej elementy zaznaczające się w Księdze Mądrości są obecne i tutaj. Chrześcijaństwo podejmuje więc ten wątek tradycji Izraela, który odnosi się do traktowania natury jako Bożej księgi i do odczytywania coraz głębszych warstw jej treści. I znowu silnie zaznaczony jest element dotyczący duchowości. O ile świętość nadaje przyrodoznawstwu moc bezpośredniego otwierania drogi do Boga, o tyle grzech tę moc odbiera:
„Na mocy pierwotnego zamysłu stwórczego rozum miał być wyposażony w zdolność swobodnego przekraczania granic doświadczenia zmysłowego i docierania do najgłębszego źródła wszystkiego: do Stwórcy.
W następstwie nieposłuszeństwa, przez które człowiek postanowił nadać sobie całkowitą i absolutną autonomię w stosunku do Tego, który go stworzył, utracił tę zdolność sięgania rozumem do Boga Stwórcy” (FR, 22).
Z jednej strony solidne podstawy racjonalne są konieczne dla mocnych podstaw duchowości chrześcijańskiej: „złudne jest mniemanie, że wiara może silniej oddziaływać na słaby rozum; przeciwnie, jest wówczas narażona na poważne niebezpieczeństwo, może bowiem zostać sprowadzona do poziomu mitu lub przesądu” (FR, 48). Z drugiej zaś strony papież cytuje słowa Soboru Watykańskiego I:
„Nigdy nie może zaistnieć prawdziwa rozbieżność między wiarą a rozumem: ten sam Bóg, który objawia tajemnice i udziela wiary, rozniecił też w ludzkim umyśle światło rozumu, nie może zatem tenże Bóg wyprzeć się samego siebie ani też prawda nie może zaprzeczać prawdzie” (FR, 53)[5].
„Światło rozumu rozniecone w ludzkim umyśle” — te prawdziwie wzniośle brzmiące słowa miały w intencji ojców soborowych kierować serce z wdzięcznością ku najwyższemu dawcy rozumności, czyli ku Bogu. Papież przypomina nam, że jakkolwiek sfery stosowania rozumu obejmują dziedziny teologiczne i metafizyczne, to jednak na nich się nie kończą: „jest konieczne, aby rozum wierzącego zdobył naturalną, prawdziwą i uporządkowaną wiedzę o rzeczywistości stworzonej, o świecie i o człowieku, która jest także przedmiotem Bożego Objawienia” (FR, 66), co więcej: „odwołanie się do nauk przyrodniczych może być w wielu przypadkach użyteczne, ponieważ pozwala uzyskać pełniejszą wiedzę o przedmiocie studiów” (FR, 69).
Wreszcie, przy końcu swojej encyklice Fides et ratio Jan Paweł II już wprost zachęca do łączenia nauk ścisłych z otwartością na perspektywy duchowe:
„Przedstawiciele nauk przyrodniczych są w pełni świadomi tego, że poszukiwanie prawdy, nawet wówczas, gdy dotyczy ograniczonej rzeczywistości świata czy człowieka, nigdy się nie kończy, zawsze odsyła ku czemuś, co jest ponad bezpośrednim przedmiotem badań, ku pytaniom otwierającym dostęp do Tajemnicy” (FR, 106).
b. czytanie księgi świata: Benedykt XVI
Bardzo podobne myśli wypowiadał wielokrotnie kontynuator polskiego papieża, czyli Benedykt XVI. W 2006 roku w czasie spotkania z młodzieżą w Rzymie w rozmowie z młodym człowiekiem stwierdził: „Albo Bóg jest, albo Boga nie ma: są tylko dwie możliwości. Albo postawimy na rozum, rozum stwórczy, który dał początek wszystkiemu, albo na irracjonalizm, według którego wszystko, co istnieje, miałoby być przypadkowe”. Co ciekawe, wyraźnie skierował myśli swojego rozmówcy w stronę pożytku płynącego ze znajomości matematyki i nauk przyrodniczych: „Bóg zostawił nam dwie księgi — księgę Biblii napisaną językiem codziennym i księgę natury napisaną językiem matematyki” i dlatego „matematyka, genialny abstrakcyjny wymysł ludzkiego rozumu okazuje się przydatna do poznania natury i do wykorzystania jej, by nam służyła: […] matematyka jest językiem Stwórcy: tak napisał księgę świata”[6].
Nawet w papieskiej książce Jezus z Nazaretu, choć poświęcona jest przecież głównie problemom biblijnym, czytamy:
„Świat ukazuje się jako rzeczywistość rozumna: wywodzi się od wiekuistego Rozumu i tylko ten stwórczy Rozum stanowi rzeczywistą potęgę panującą nad światem i w świecie. Jedynie wiara w jednego Boga naprawdę wyzwala i «racjonalizuje» świat”. […] Umieszczanie świata w świetle rozumu (ratio), który pochodzi od przedwiecznego stwórczego rozumu, od jego uzdrawiającej dobroci, i na niego wskazuje, jest trwałym, centralnym zadaniem posłańca Jezusa Chrystusa”[7].
Także w najnowszej, drugiej z kolei encyklice papieża Benedykta o nadziei (Spe salvi) znajdziemy obszerne fragmenty dotyczące interesującego nas tutaj tematu, czyli powiązania nauk przyrodniczych z duchowością: są więc tacy ludzie, zauważa papież, „którzy uważają, że człowiek zostanie zbawiony przez naukę”.
Oczywiście, „mając takie oczekiwania, zbyt wiele wymaga się od nauki; tego rodzaju nadzieja jest zwodnicza”. Nie oznacza to jednak deprecjonowania tej dziedziny ludzkiej aktywności, a jedynie znalezienie dla niej właściwego miejsca w całości chrześcijańskiej wizji świata: „Nauka może wiele wnieść w proces humanizacji świata i ludzkości. Może jednak również zniszczyć człowieka i świat, jeśli nie jest ukierunkowana przez siły, które są poza nią” (SpS, 25).
c. nie tylko pobożne życzenia
Obserwujemy jednak w świetle, zwłaszcza ostatnio w krajach anglosaskich, ożywioną falę organizowanej wrogości nauki wobec religii. Świadectwem tego zjawiska, często w żenującej postaci intelektualnej, są choćby ostatnie publikacje R. Dawkinsa[8], które określono trafnie jako „rozprawianie o religii ze zwierzęcą pasją”[9]. Czy więc papieskie nauczanie nie pozostaje jednak tylko w sferze „pobożnych życzeń”?
Na szczęście są liczne przykłady poważniejszego podejścia do tego zagadnienia. Jednym z bardziej znanych jest postawa Francisa S. Collinsa, kierownika naukowego projektu badania ludzkiego genomu (National Human Genome Research Institute). Jego naukowa praca organizacyjna przyniosła w efekcie opracowanie sekwencji całej struktury DNA u człowieka. Collins ostatnio opisał swoją drogę do Boga jako ściśle związaną naukową pracą przyrodnika. Ten niegdysiejszy agnostyk a później ateista, jest obecnie gorliwym ewangelikalnym chrześcijaninem, zwolennikiem ewolucjonizmu teistycznego i łączy poglądy neodarwinowskie w biologii z chrześcijańską wiarą w Boga Stworzyciela i Zbawiciela. Dla niego osobiście praca przyrodnika jest ściśle związana z duchowością:
„Nauka może być formą oddawania Bogu czci. Co więcej, ludzie wierzący powinni być na czele jeśli chodzi o pogoń za nową wiedzą. […] Wierzący zrobią dobrze, jeśli pójdą za radą Kopernika, który przekonał się, że odkrycie obrotu Ziemi wokół Słońca jest okazją do świętowania wielkości Boga”[10].
Przy końcu swojej książki Collins dzieli się z czytelnikiem swoją postawą duchową, pisząc, że „Bóg Biblii jest też Bogiem genomu; można go czcić albo w katedrze albo w laboratorium — Jego stworzenie jest pełne majestatu, przejmujące, przedziwne i piękne”[11].
Owa teza o czci oddawanej Bogu przy pracy przyrodnika znajduje u innego znamienitego naukowca (a obecnie także znanego teologa anglikańskiego) Alistera McGratha takie oto uzasadnienie: „nie zdołamy poznać w pełni Ewangelii, dopóki nie poznały w pełni zarówno natury jak i człowieka”[12]. McGrath powraca do średniowiecznej formuły mówiącej, że filozofia powinna być służką teologii (nie w znaczeniu jakiejś propozycji ograniczenia autonomii nauk filozoficznych, ale w sensie korzystania z ich dorobku przez teologię. Dokonuje jednak pewnej istotnej korekty:
„Podczas gdy średniowieczni pisarze wychwalali zalety filozofii jako ancilla theologiae [czyli służki teologii], doszedłem do odmiennego, choć oczywiście pokrewnego wniosku: że najlepiej spełni tę rolę filozofia naturalna”[13].
Co ma oznaczać ta tajemnicza formuła? Filozofią naturalną jeszcze całkiem niedawno nazywano nauki przyrodnicze, takie jak astronomia, fizyka, biologia czy chemia. W końcu, jak przypomina McGrath, jeszcze w 1867 Newton zatytułował swoje słynne dzieło dotyczące mechaniki fizycznej Podstawy matematyczne filozofii naturalnej (Philosophiae naturalis principia mathematica)[14].
Anglikański ksiądz John Polkinghorne, który pierwszą część swojego życia spędził w laboratorium fizyki eksperymentalnej wyznał kiedyś:
„Spędziłem dwadzieścia pięć lat pracując jak fizyk cząstek elementarnych i byłem tym bardzo usatysfakcjonowany. Kiedy patrzę na ten okres wstecz, myślę o nim jako o moim chrześcijańskim powołaniu, kiedy używałem posiadanych talentów by za pomocą matematyki zrozumieć wzór i strukturę świata, w którym żyję”[15].
Dziś głosi Ewangelię i sprawuje sakramenty dla chrześcijańskiej wspólnoty ludzi wierzących. Łatwiej przyjąć nam określenie tego typu życia jako realizację chrześcijańskiego powołania. A jednak ten dzisiejszy duchowny także pierwszy etap swojej pracy widzi jako odpowiedź na Boże wezwanie.
Chrystocentryczna duchowość pracy naukowej przyrodnika[16] — czy takie niecodzienne sformułowanie pomoże nam w budowaniu pomostów między pracownikiem nauki ścisłej a teologią? Amerykański jezuita, J. Skehan, zapewnia, że tak, przypominając jednocześnie chwalebną tradycję swojego zakonu w tym względzie: od 450 lat badawcza praca w dziedzinie nauk przyrodniczych była jednym z priorytetów służby tego zakonu do tego stopnia, że 40 kraterów na Księżycu nosi imiona astronomów-jezuitów[17]. Jedną z podstaw tego stanu rzeczy jest fakt, że kto poszukiwać „znaleźć Boga we wszystkich rzeczach”, znajduje potężną motywację do badań naukowych[18].
Łatwo znaleźć, jak widać, nowożytne przykłady kształtowania duchowości chrześcijańskiej z wykorzystaniem aktywnego zainteresowania naukami ścisłymi: matematyką i zmatematyzowanym przyrodoznawstwem. Nie jest to tylko fenomen czasów najnowszych. Także starożytność chrześcijańska i czasy średniowieczne dostarczają nam podobnego materiału świadczącego o istnieniu projektu harmonijnej współpracy między rozumem przyjmującym objawienie Boże w Jezusie Chrystusie i rozumem badającym świat natury metodami nauk ścisłych. Wydaje się, że takie przekonanie towarzyszyło znakomitej większości chrześcijan i że znalazło swoje odbicie w dużej liczbie dzieł wielkich doktorów i ojców Kościoła na przestrzeni wieków. Wyraźnie zaznaczyło się to w nauczaniu ostatnich papieży, a Benedykt XVI wydaje się kontynuować ten wątek Tradycji ze szczególnym zainteresowaniem.
Przypisy
[1] Por. G. Betori, Quel Cristo ridotto a un’idea, „Avvenire” 22 II 2007.
[2] Benedykt XVI, Deus caritas est, 17.
[3] Jan Paweł II, Fides et ratio, 1; dalej: FR.
[4] „Mystique tendue vers la participation à l’agir de Dieu dans le monde historique”, Ch.A. Bernard, Traité de théologie spirituelle, Paris 1986, s. 419.
[5] Sobór Watykański I, Konst. dogm. o wierze katolickiej Dei Filius, IV: DS 3017.
[6] Benedykt XVI, Colloquio di Sua Santità Benedetto XVI con i giovani, 6 kwietnia 2006, http://www.vatican.va/Holy_Father/Benedict_XVI/speeches (2006).
[7] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, Kraków 2007, s. 151.
[8] Por. R. Dawkins, Bóg urojony, Warszawa 2007, ss. 520. W języku angielskim literatura tego typu jest nad wyraz obfita, np.: Ch. Hitchens, God is Not Great: The Case Against Religion, New York 2007; D. Dennett, Breaking the Spell: Religion as a Natural Phenomenon, 2006; S. Harris, The End of Faith: Religion, Terror and the Future of Reason, 2005.
[9] T. Jaklewicz, Zoolog o religii, „Gość niedzielny” 24 VI 2007, s. 26 [s. 26-27].
[10] F.S. Collins, The Language of God: A Scientist Presents Evidence for Belief, New York 2006, s. 230.
[11] Tamże, s. 211.
[12] A.E. McGrath, A Scientific Theology: Nature, London 2006, s. 299; McGrath cytuje tu anglikańskiego autora F.J.A. Horta z jego wykładu z roku 1871.
[13] Tamże, s. XVII.
[14] J.S. Newton, Philosophiae naturalis principia mathematica, Londini 1687.
[15] J. Polkinghorne, God’s Action in the World, [www.polkinghorne.org (2007)].
[16] Por. J. Skehan, Stepping Stones to a Spirituality of Scientific Research, s. 197, [w:] P.H. Byrne (red.), The Dialogue between Science and Religion: What we Have Learned from One Another, Scranton (Pa.) 2005, s. 175-206.
[17] Por. tamże, s. 177.
[18] Por. tamże, s. 198.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.