niedziela, 24 kwietnia 2005

Chrzest początkiem wychowania chrześcijańskiego - homilia

 
ks. Andrzej Siemieniewski


HOMILIA
24 kwietnia 2005
(5. NIEDZIELA WIELKANOCNA – ROK A)


Chrzest - początkiem wychowania chrześcijańskiego


Dzisiaj o dwóch ważnych inauguracjach. Pierwsza z nich to inauguracja posługi papieskiej w dalekim Rzymie, inauguracja Benedykta XVI. A druga to inauguracja życia wiary przez chrzest (Tymoteusza S.), który będziemy dziś przeżywać.


Najpierw więc o inauguracji papieskiej. Kościół w takich chwilach ma się modlić o moc Ducha Świętego, aby spełniły się wszystkie Boże zamierzenia związane z nowym papieżem. Co to są za zamierzenia? Są jasne: „Szymonie, abyś miłował mnie bardziej, aniżeli ci”. Kolejne zamierzenie: „Ty umacniaj w wierze swoich braci”. Następne: „Ty jesteś Piotr, czyli opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.


Takie są Boże zamysły wobec tego człowieka, który dziś uroczyście rozpoczyna swoją posługę w Kościele. O to Kościół Boży ma się modlić nie tylko dziś, ale przez wszystkie następne dni, miesiące i lata posługi Benedykta XVI.


Warto dziś przypomnieć sobie też to, co napisał Jan Paweł II w książce Przekroczyć próg nadziei: „Kiedy się tak zastanawiam nad różnymi darami, które Pan Bóg mi wręczył, myślę sobie, że większą rzeczą dla mnie jest być ochrzczonym, niż być papieżem”.


Dlatego odczuwamy wielką wdzięczność dla rodziców dziecka, że zechcieli właśnie w tym zgromadzeniu przeżywać wielki dar chrztu świętego, żebyśmy wszyscy mogli modlitewnie w nim uczestniczyć. Dobrze jest usłyszeć program i cel wychowania, który zawarty jest w w rytuale chrztu. Bo na pewno bardzo ważne i istotne są różne środki do celu i metody, żeby cel osiągnąć, ale dobrze wiemy, że najważniejszy jest cel, czyli po co się w ogóle podejmuje wychowanie chrześcijańskie, po co o tym myśleć, po co o tym mówić, po co się trudzić. O tym już słyszeliśmy w wyznaniu rodziców, którzy odpowiedzieli gromko i chętnie: „Tak, jesteśmy tego świadomi”. Niech więc zabrzmią te słowa raz jeszcze, bo metody, środki – wszystko to jest ważne pod jednym warunkiem, że człowiek wie po co, dokąd idzie.


Otóż, drodzy rodzice, wasz obowiązek wychowania to obowiązek wychowania w wierze. Po to się wychowuje, taki jest cel: aby przekazać wiarę. Obowiązek wychowania w wierze, która zachowuje Boże przykazania – bo Bożych przykazań się słucha i Bożym przykazaniom jest się posłusznym. Obowiązek wychowania w wierze, aby dzieci zachowując Boże przykazania, miłowały Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus.


Taki jest cel. Na ile ten cel bywa spełniony? Sami możemy odpowiedzieć na to pytanie, bowiem my też jesteśmy tego świadkami: nas też wychowywano w wierze, abyśmy zachowując Boże przykazania miłowali Boga i bliźniego. Na ile to się w nas udało? Trochę się udało, trochę nie. Na ile to się uda rodzicom? Trochę się uda, trochę nie. Ale cel jest jasny. Jeśli jest jasny cel, to wtedy wiadomo po co, jakimi środkami, jakimi metodami się posłużyć, aby go osiągnąć. Obowiązek wychowania w wierze, by zachowując Boże przykazania, miłowały Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus.


Dziś dla chrzczonego dziecka jest to etap początkowy Bożego maratonu. Każdy z nas jest na innym etapie, już na kolejnym zakręcie, na kolejnej prostej. Kto wie, może ktoś – to tylko Pan Bóg wie – już dobiega do mety. Możliwe. Pan Bóg to wie, a my mamy modlić się o siły i błogosławieństwo Boże na tym etapie, w którym każdy z nas jest. Amen.

[2005]




niedziela, 17 kwietnia 2005

Znaki chrztu - homilia

ks. Andrzej Siemieniewski
 
 
HOMILIA  
4. NIEDZIELA Wielkanocna (Rok A)
17 kwietnia 2005
 
 
Znaki chrztu
 
„Przyszedłem, aby mieli życie i aby mieli je w obfitości” (J 10,10). Dziś wielkie święto Jezusa Chrystusa, który przychodzi, abyśmy mieli dar nowego życia w obfitości. Dzisiaj naszemu wielkiemu i radosnemu świętu towarzyszy znak chrztu. 
 
  • Znak obmycia wodą: obmycie w Duchu Świętym 
    Zechciejmy przyjrzeć się znakom widzialnym, zewnętrznym, które towarzyszą nowemu życiu przychodzącemu właśnie tu i teraz, aby do nas przemówiły w całej mocy. Będziemy więc widzieć najpierw znak obmycia wodą. To, co widzą oczy: woda wypływająca z naczynia, spływająca po chrzczonym. To, co widać, jest znakiem czegoś niewidzialnego: obmycia odnawiającego i odradzającego w Duchu Świętym. To ważny znak: chrzest jest darem niezasłużonym. Gdybym tak zapytał kogoś z rodziców, czym zasłużyły sobie na chrzest przyniesione dzisiaj dzieci, cóż można przedstawić jako dowód tego, że zasługują na ten wielki dar? Pewnie powiedzieliby, że niczym specjalnym nie zasługują. Nie otrzymują chrztu za coś. Otrzymują go w prezencie. I takie też słowa zabrzmią z liturgii chrztu: „Przyniesione przez was dzieci otrzymają nowe życie z wody i z Ducha Świętego”. To ważne: nie „wezmą”, ale „otrzymają”. Nie da się wziąć daru nowego życia. Dar nowego życia można tylko otrzymać. Można go przyjąć w prezencie. Warto pamiętać zachwyt św. Pawła, kiedy odkrył, na czym polega dar nowego życia, kiedy pisał w Liście do Galatów: „Spodobało się Temu, który wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej”. Wtedy go wybrał i „powołał łaską swoją”. Spodobało Mu się, „aby objawić Syna swego we mnie” (Ga 1,15-16). 
    Warto pamiętać, co zapisano o Janie Chrzcicielu: „Już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym” (por. Łk 1,13-15). Warto pamiętać o tym, jakie są Boże drogi obdarowywania, drogi, które ubiegają wszystko, co człowiek mógłby przedstawić. Nigdy nie da się powiedzieć: „Panie Boże, oto moje zasługi. Oto, Panie Boże, dowód, którym Cię przekonam, żebyś mi udzielił tak wielkiego daru”. 
     
  • Znak namaszczenia
    Towarzyszy sakramentowi chrztu także znak namaszczenia olejem krzyżma. To coś, co widać, a jest znakiem niewidzialnego: zaproszenia do życia w rodzinie Ducha Świętego. I takie słowa będą towarzyszyć temu znakowi z liturgii chrztu: „On sam [Chrystus] namaszcza was krzyżmem zbawienia, abyście włączeni do ludu Bożego wytrwali w jedności z Chrystusem”. 
     
  • Znak białej szaty
    Będzie też towarzyszyć sakramentowi chrztu widzialny znak białej, pięknej, nowej szaty. To, co widać, jest znakiem czegoś niewidzialnego: szaty, którą przywdziewa dusza człowieka. Starożytni chrześcijanie – jeszcze w V wieku wspomina się o tym w Irlandii − przez wiele dni po chrzcie chodzili w białym ubraniu, aby przypominać sobie i innym, jak wielki dar otrzymali; aby przypominać sobie i innym, kim się stali. 
     
  • Znak zapalonej świecy
    I wreszcie towarzyszy nam jako ostatni z widzialnych, przekonujących znaków także znak zapalonej świecy, wraz ze słowem modlitwy, „aby wasze dzieci postępowały zawsze jak dzieci światłości”.
 
Dar nowego życia jest też zaproszeniem do innego, nowego życia, także w tym, co się odnosi do relacji między ludźmi: „To się Bogu podoba – mówił nam dzisiaj Apostoł – jeśli dobrze czynicie” (1 P 2,20). 
 
Wspominaliśmy ostatnio często i obficie szczegóły życia Jana Pawła II. Wspominali prezydenci, premierzy, ludzie sławni i znani. Tuż po śmierci Papieża poproszono też o wspomnienie o nim niejaką Jidit Tsirer. Ma teraz 73 lata i mieszka w Hajfie, w Izraelu. Jej imię 60 lat temu wymawiano jako Edyta. Wtedy mieszkała w Polsce i w 1945 roku miała 13 lat. Zapytano Jidit Tsirer o wspomnienie związane z Janem Pawłem II dlatego, że w 1945 roku właśnie zwolniono ją z niemieckiego obozu pracy przymusowej i w wywiadzie dla telewizji powiedziała, że pamięta, jak siedziała w padającym śniegu na brzegu ulicy w jakiejś wsi. Była zbyt słaba, żeby wstać i iść dalej, i nikt nie zwracał na nią uwagi. „Nagle zjawił się przede mną ktoś – opowiedziała Jidit w izraelskiej telewizji na początku kwietnia 2005 roku – jak anioł z nieba. Przyniósł mi kubek herbaty i dwie kromki chleba. Z serem. Po chwili zapytał, czy chcę gdzieś pójść. Powiedziałam mu, że chcę iść do Krakowa, ale nie mam siły wstać. Wyciągnął rękę i podniósł mnie. Ale nogi nie chciały mnie podtrzymać i upadłam. Więc podniósł mnie i wrzucił na plecy jak worek z mąką. I zaniósł mnie: 4 kilometry”. A był to młody Karol Wojtyła. W wywiadzie dla BBC przy innej okazji dodała: „To było tak, jakby Bóg zstąpił z nieba”. W 1997 roku pojechała do Rzymu dziękować Papieżowi. Kiedy w roku 2000 Jan Paweł II pielgrzymował po Izraelu, spotkała go w Jerozolimie. Jeszcze na ostatnie święta Bożego Narodzenia dostała ręcznie napisaną kartkę z życzeniami po polsku. Skarżyła się, że trudno ją było odczytać, tak niewyraźnie Papież już pisał. 
 
„Aby wasze dzieci postępowały zawsze jak dzieci światłości”. To też mieści się w znakach chrztu, które za chwilę będziemy oglądać, które za chwilę będziemy przeżywać i którym będziemy towarzyszyć naszą modlitwą, aby naprawdę tak właśnie się stało, by przyniesione przez was dzieci otrzymały nowe życie z wody i z Ducha Świętego, by Chrystus sam namaścił je krzyżmem zbawienia, aby włączone do ludu Bożego wytrwały w jedności z Chrystusem, by przyoblekały się w Chrystusa i aby zawsze postępowały jako dzieci światłości. Amen.
 
 
 

niedziela, 3 kwietnia 2005

Niedziela Miłosierdzia Bożego - homilia


ks. Andrzej Siemieniewski


HOMILIA
3 kwietnia 2005 (ROK A)


Niedziela Miłosierdzia Bożego



W dzisiejszą niedzielę zostaliśmy wezwani przez Episkopat Polski, aby modlić się o godzinie dwunastej w łączności z Janem Pawłem II. Godzina dwunasta zastanie nas na Eucharystii, a więc najważniejszej modlitwie Kościoła, i oczywiście zastanie nas w łączności z papieżem.


Pewnie zaproszenie do tej modlitwy zostało podsunięte, jeszcze kiedy Jan Paweł II był pośród nas na ziemi, ale przecież w tej chwili jest tym ważniejsze i tym mocniejsze. Ci, którzy żyją w Jezusie Chrystusie na ziemi, żyją w Nim także i po śmierci. Jezus mówi: „Ja żyję i wy żyć będziecie” (J 14,19).


Dodatkowo na koniec Eucharystii odśpiewamy jeszcze modlitwę południową, aby w ten sposób łączyć się z całym Kościołem Bożym w Polsce.


Dzisiejsza okazja, przeżywanie śmierci Jana Pawła II, przeżywanie pożegnania z Papieżem tutaj na ziemi, jest bardzo szczególną okazją do przeżycia tego, czym jest Niedziela Bożego Miłosierdzia. To też jest ważny znak. Boże miłosierdzie, które było tak głęboko w sercu Karola Wojtyły jeszcze jako biskupa krakowskiego, Boże miłosierdzie, które odczytywał przypominane w Dzienniczku św. Siostry Faustyny, Boże miłosierdzie, które rozgłaszał na nowo w encyklice Dives in misericordia („Bogaty w miłosierdzie”) – to przecież wszystko tylko echa, echa objawienia Bożego miłosierdzia, które przyszło do nas w Jezusie Chrystusie. To ważny znak, że Papież odszedł od nas w wigilię, modlitewną wigilię czuwania przed Niedzielą Miłosierdzia Bożego.


Otóż ta niedziela, która ze strony Boga jest Niedzielą Miłosierdzia, gdyż ukazuje oblicze, z jakim Bóg zwraca się do nas, może też być słusznie nazwana Niedzielą Wiary. To jest to oblicze, z jakim my zwracamy się do Boga. Z Jego strony miłosierdzie ku nam – z naszej strony wiara w Niego. Dlatego ta niedziela może też być słusznie nazwana Niedzielą Wiary. „To wszystko zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego” (J 20,31). Abyście mieli życie wieczne zaczęte tu, ale kończące się tam. A mówiąc słowami Apostoła Piotra: „Wy przecież w Niego wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały” (1 P 1,8). Dzisiaj obchodzimy Niedzielę Wiary.


Jeżeli chcemy razem z Kościołem przyjąć Boży dar na tę właśnie niedzielę, to warto go przyjąć w osobie Jana Pawła II jako świadka – świadka wiary. Z jednej strony wiara ma treść zapisaną w Ewangeliach, zapisaną w Piśmie Świętym, ale z drugiej strony przecież wiara zapala się w sercu, umacnia, rozwija, rozkwita przez świadectwo. Potrzeba nam świadków. Bywamy nawzajem dla siebie świadkami i trudno ukryć, że szczególnym świadkiem wiary był – a nawet trzeba by powiedzieć JEST – Jan Paweł II.


Wczoraj przeczytałem wiadomość, że właśnie we wczorajszym dniu umierający Papież polecił napisać na kartce słowa: „Jestem zadowolony. Wy też bądźcie zadowoleni. Módlmy się razem z radością”. Co to może znaczyć, kiedy umierający człowiek mówi: „Jestem zadowolony”? Co to znaczy, kiedy umierający człowiek mówi tym, którzy zgromadzili się na modlitwie wokół łoża konającego: „Módlmy się razem z radością”? To nic innego jak świadectwo, świadectwo wiary. Jest to z całą pewnością echo tych słów, które dwadzieścia wieków temu wypowiadał św. Piotr. Rolą papieża jest być Piotrem w naszych czasach. Rolą papieża jest powtarzać jak echo słowa Jezusa Chrystusa i Jego apostołów. Kto więc umierając, patrząc wstecz na swoje życie, patrząc na umykające godziny i już tylko minuty, kto mówi jako Piotr w naszym XXI wieku: „Jestem zadowolony. Wy też bądźcie zadowoleni i módlmy się razem z radością” – kto tak mówi, jest echem pierwszego Piotra, który niewiele lat po tym, jak nauczył się wiary od Jezusa Chrystusa, zapisał w swoim liście: „Bracia, jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia” (1 P 1,5).


Ta wiara jest mocą. Wiara, która nas strzeże. Pewnie, że często powierzamy najróżniejsze drobne sprawy życia przez wiarę. Czasem są to sprawy błahe. Czasem są to sprawy ważne. Czasem są to sprawy dramatyczne. Poświęcamy je Panu Bogu przez wiarę, ale czujemy, że zupełnie inną wartość ma poświęcenie Panu Bogu wszystkiego w godzinie śmierci: „Jestem zadowolony. Patrzę na całe swoje życie. Patrzę na to wszystko, co Bóg mi dał, i jestem zadowolony – i wy też bądźcie zadowoleni. Módlmy się razem z radością”. To jest świadectwo, że można przeżyć życie i być przez wiarę strzeżonym mocą Bożą dla zbawienia gotowego objawić się w czasie ostatecznym. Jest też czas ostateczny. Kiedy przychodzą już ostatnie godziny i minuty i następnych na ziemi już się spodziewać nie można, wtedy właśnie objawia się bogactwo serca. Albo ktoś przyjmuje ostatnie godziny i umykające minuty z rozpaczą, jako bezsens: „Co za pech! Jak to się mogło zdarzyć! Nigdy nie brałem tego pod uwagę!”, albo ktoś przyjmuje godziny i ostatnie minuty jako czas ostateczny, zbawienie Boże, które się właśnie wtedy objawia. I wypowiadając słowa: „czas ostateczny”, pierwszy Piotr, święty Piotr, apostoł Jezusa Chrystusa, mówi: „Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń” (1 P 1,6).


Niektórzy z nas doznają smutków błahych i nieistotnych, które wystarczy zbyć wzruszeniem ramion. Niektórzy z nas doświadczają smutków naprawdę bolesnych, a czasem wystawiających wiarę na próbę. Są i takie smutki, które wystawiają na próbę, i na pewno także wśród zgromadzonych dzisiaj są również tacy, którzy taką próbę przeżywają. Niech więc zabrzmią w naszych uszach słowa św. Piotra: „Wartość waszej wiary okazuje się cenniejsza od złota, które przecież próbuje się w ogniu”. Tak oczyszcza się złoto, kiedy się je wydobywa z ziemi pomieszane ze skałami, z piaskiem, z ziemią. Wrzuca się do tygla, aby w żarze oddzieliło się to, co jest niepotrzebnym żużlem, śmieciem, co się wyrzuci, od tego, co zostanie jako czyste złoto. Tak działają próby w życiu chrześcijanina: „Wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu” (1 P 1,7).


Dobrze, że środki przekazu: i telewizja, i Internet, przekazywały aż do ostatniej chwili przesłanie świadka, który najpierw dynamizmem i słowami, a później już tylko postawą, kiedy już nawet słów nie mógł wypowiedzieć, o tym zaświadczył, że tak rzeczywiście jest. Kiedy rozpala się żar pod tyglem, jest okazja, żeby oddzielić złoto wiary od żużlu, od tego, co niepotrzebne, od tego, co ma się odrzucić, bo złoto próbuje się w ogniu „na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa” (1 P 1,7).


Tak trzeba zrozumieć dziwne słowa, które dotarły do nas w dniu śmierci Papieża, słowa o radości: „Módlmy się razem z radością”. Jak te słowa pasują do sytuacji, która jest smutna, a nawet dramatyczna? Jak słowo „radość” pasuje do czarnego koloru ogłoszeń o śmierci Papieża? Pasuje tak, jak pasowało to słowo apostołom. To jest radość głęboka, która jest pociechą w tym, co trudne i bolesne. To jest radość głęboka, która jest zapowiedzią, że w tyglu oczyszcza się złoto. „Skoro wierzycie, to ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary”. Mogliśmy przyglądać się, towarzyszyć najróżniejszym etapom życia Jana Pawła II i cieszyć się nimi. Dzisiaj wspominam, że 26 lat temu, w czasie Mszy świętej pontyfikalnej – to ta pierwsza Msza, którą odprawia nowy papież – byłem jako pielgrzym na placu Świętego Piotra z ks. Orzechowskim i z całą gromadą jego podopiecznych z duszpasterstwa akademickiego. Byliśmy na tej pierwszej Mszy papieskiej, pamiętam, dotarliśmy tam. Jeszcze wtedy byłem studentem Politechniki. Dawno temu. Także później całe seminarium duchowne i cała moja posługa kapłańska upływała pod znakiem nauczania, obecności i świadectwa Jana Pawła II. To świadectwo bardzo zmieniało się w czasie. Kiedyś zachwycano się młodzieńczą werwą i energią Papieża, jego zdolnościami komunikowania się, nawet talentem aktorskim, który przyniósł ze swoich młodzieńczych lat, a w tych dniach wypada nam się zachwycać świadectwem innym: kogoś, kto chciał przemówić, a nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa, ale zaświadczył do samego końca, co jest celem naszej wiary. Pismo Święte mówi: „Osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz”. Wszystkie cele cząstkowe też są ważne i też warto modlić się o najróżniejsze cele, które w życiu osiągamy i którym Pan Bóg błogosławi, ale jest też cel ostateczny – zbawienie dusz. I albo droga do tego celu prowadzi, albo drogę trzeba zmienić tak, żeby do celu naszej wiary prowadziła.


Pewnie warto przypomnieć też sobie słowa starca Symeona. Akurat te słowa przypomnieli luterańscy biskupi w Polsce, którzy przesłali Episkopatowi katolickiemu wyrazy współczucia[1]. Nie jakieś żałośliwe słowa, ale wyrazy współczucia, współ-odczuwania, współ-modlitwy. Właśnie biskupi luterańscy w słowach współ-modlitwy, które przesłali biskupom katolickim w dniu śmierci Papieża, napisali, że przeżywając śmierć Jana Pawła II, przypomnieli sobie słowa starca Symeona z Ewangelii Łukasza: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” (Łk 2,29-32).


Słowa starca Symeona, który tak żegnał się z życiem: Boże, już domykasz drzwi i jestem zadowolony, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, ujrzały, że przygotowałeś je wobec wszystkich narodów, ujrzały, że rozpaliłeś światło na oświecenie pogan i na chwałę ludu Twego, Izraela. To wszystko moje oczy ujrzały i dlatego pozwól odejść słudze twemu w pokoju.


To znalazłem w liście biskupów luterańskich, który wydał mi się bardzo głęboki. Natomiast na stronie internetowej Cerkwi znalazłem też takie słowa wierzącego prawosławnego, który dziś o ósmej rano napisał: „Myślę, że i w cerkwiach zapłonie dzisiaj niejedna świeczka”[2]. To pewnie znaczą słowa: „Bądźcie zadowoleni”, „Módlcie się z radością”, „Chociaż musicie doznać smutku, to jednak radujcie się z tego daru, jakim był przez tyle lat Jan Paweł II dla Kościoła”. Z niezwykłą mocą spełniło się w nim powołanie papieża. Każdy człowiek ma powołanie. Każdy ma swoje powołanie. Rodzice mają swoje. Pracownicy mają swoje. Księża mają swoje. Papież też ma swoje powołanie, a powołanie to brzmi: „Szymonie, prosiłem za Tobą, żeby nie ustała Twoja wiara. Ty ze swojej strony utwierdzaj swoich braci” (Łk 22,32). Można w jakiś sposób zmierzyć wypełnienie tego powołania tym, jak bardzo wielu ludzi uważa się za współbraci Papieża, który odszedł, ilu ludzi się uważa za przejętych tą śmiercią jego współbraci i współsiostry. Na pewno bardzo wielu katolików, którzy zapełniali kościoły (wczoraj miałem okazję zajrzeć o godzinie 24.00 do katedry, która była pełna ludzi), ale rzecz ciekawa, że to poczucie braterstwa promieniuje także dalej. To też znalazłem w orędziu Synodu polskiego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce, protestantów, którzy napisali tak: „Łączymy się z siostrami i braćmi z Kościoła rzymskokatolickiego w modlitwie o łaskę dla naszego Brata w Chrystusie, Jana Pawła II”[3]. Znalazłem też słowa żydów z Izraela, zarówno polityków, jak i rabinów, którzy przypominali, że Jan Paweł II za Janem XXIII mówił o nich: „starsi bracia w wierze”. Teraz właśnie to sobie przypomnieli, co ciekawe, bo to jest miara spełnienia powołania: kiedy odchodzi taki człowiek, jak wielu, jakie miliony, dziesiątki milionów, setki milionów czasem nieoczekiwanych ludzi przypomina sobie: Tak właśnie doświadczyliśmy braterstwa. Na różne sposoby, w różnym stopniu, a jednak upominają się o braterstwo ze zmarłym Papieżem. Myślę, że jest w tym dowód spełnienia z niezwykłą mocą powołania: „Szymonie, prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara, a ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci”.


Niedziela Miłosierdzia Bożego, niedziela modlitw za zmarłego Papieża – to pewnie znaczy przede wszystkim: niedziela dziękczynienia, dziękczynienia za dar, który się właśnie skończył. Pewnie będą nowe dary, ale ten dar się skończył. Wznosimy modlitwę dziękczynienia, która jest modlitwą z żalem, bo się skończyło, ale z żalem przeżywanym bardzo specyficznie: „Radujcie się, choć musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń, bo przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa”.



Przypisy

[1] Bp Janusz Jagucki, Biskup Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP, Kondolencje po śmierci papieża , http://www.luteranie.pl/www/info/0503/listkond.htm (2 IV 2005).

[2] Prawosławny Serwis Internetowy, komentarz do artykułu Papież Jan Paweł II nie żyje, http://www.cerkiew.pl/news.php?id=2799 (3 IV 2005).

[3] Oświadczenie Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP, http://www.reformowani.pl/ (2 IV 2005).


[2005]