sobota, 31 grudnia 2005

Cymbał brzmiący, czyli nieświęty charyzmatyk


ks. Andrzej Siemieniewski 

Cymbał brzmiący, czyli nieświęty charyzmatyk

Czy charyzmatyk może zostać świętym? To pytanie ma już długą historię. Pierwszym, który na nie odpowiadał, był sam Pan Jezus. Chociaż wtedy pytanie o świętość zostało sformułowane w nieco innych słowach: Kto wejdzie do królestwa niebieskiego? (por. Mt 7,21-23).


Z odpowiedzi Chrystusa dowiadujemy się, że w kolejce na przejściu granicznym królestwa Bożego stanie wielu charyzmatyków. Niektórzy z nich, spodziewając się kłopotów w niebiańskim urzędzie celnym, będą od razu wymachiwać czymś, co w ich oczach stanowi przepustkę do nieba: „Boże, przypomnij sobie, ileż to razy w modlitwie wzywaliśmy Ciebie, wołając: «Panie! Panie!» Przypomnij sobie, ile razy na spotkaniu modlitewnym prorokowaliśmy mocą Twego imienia i wyrzucaliśmy złe duchy mocą Twego imienia, a potem dokonywaliśmy wielu cudów mocą Twego imienia!”. Z ewangelicznej odpowiedzi można się dowiedzieć, że Pan Jezus, owszem, przypomni sobie o tym wszystkim — ale to nie wystarczy: „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego”; „wielu powie Mi w owym dniu: «Panie, czy nie czyniliśmy cudów mocą Twojego imienia?», a wtedy oświadczę im: «Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!»”.


Potrzeba więc czegoś więcej niż charyzmatycznych obdarowań. Czegoś, co Jezus nazwał „pełnieniem woli Ojca” (Mt 7,21). Jednym słowem, potrzeba świętości codziennego życia.


1. Kto uwierzył — już jest świętym?


Czy charyzmatyk musi dopiero zostawać świętym? Może po prostu on już jest świętym i dlatego nie musi nim się stawać? Przecież charyzmatyk to ktoś obdarzony darami Ducha Świętego. A Duch Święty, jak sama nazwa wskazuje, jest Tym, od którego świętość pochodzi. Weźmy takich Koryntian: czy nie są oni najlepszym przykładem? Apostoł Paweł opisuje ich jako supercharyzmatyków!


Zajrzyjmy więc do Pierwszego Listu do Koryntian: „W Chrystusie Jezusie — pisze do nich Paweł — zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie” (1 Kor 1,5). Z tego bogactwa Koryntianie chętnie i często korzystają: „Kiedy się razem zbieracie, ma każdy z was już to dar śpiewania hymnów, już to łaskę nauczania albo objawiania rzeczy skrytych, lub dar języków, albo wyjaśniania” (1 Kor 14,26). Wskutek działania tych darów „świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was”.


Koryntianie mieli dosłownie wszystko, czego tylko można duchowo zapragnąć: „nie brakuje wam żadnego daru łaski”. A dar łaski to właśnie „charyzmat” (tego też greckiego słowa Apostoł użył). Może więc zostało im już tylko spokojnie „oczekiwać objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa”, mając czyste sumienie: „On będzie was umacniał aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego” (1 Kor 1,3-9).


Rzeczywiście, w pierwszej chwili wygląda na to, że charyzmatyk po prostu jest święty i już. Wypada mu jedynie ową świętością się cieszyć i radośnie nieść ją innym. Jest tylko jeden kłopot. Nieco dalej czytamy niepokojące słowa Apostoła: „Upominam was bracia”… (1 Kor 1,10). Upominać charyzmatyka? Czy to możliwe? Co więcej, na jednym apostolskim upomnieniu wcale się nie kończy. Ciągnie się za nim długa litania apostolskich napomnień, i to wcale nie błahych:


„Jesteście cieleśni i postępujecie tylko po ludzku” (1 Kor 3,3);


„Unieśliście się pychą” (1 Kor 5,2);


„Brat oskarża brata, i to przed niewierzącym” (1 Kor 6,6);


„Dopuszczacie się niesprawiedliwości: czy nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego?” (1 Kor 6,8-9);


„Grzesząc przeciw braciom, grzeszycie przeciw samemu Chrystusowi” (1 Kor 8,12);


„Schodzicie się razem nie na lepsze, ale ku gorszemu” (1 Kor 11,17);


„Czy chcecie znieważać Boże zgromadzenie?” (1 Kor 11,22);


„Niech [każdy] zaspokoi głód u siebie w domu, abyście się nie zbierali ku potępieniu waszemu” (1 Kor 11,34).


Uff!, chyba wystarczy już tej listy. Wniosek jest w każdym razie jasny: między charyzmatycznymi darami a świętością związek nie jest taki prosty, jak by to się w pierwszej chwili wydawało. Nawet dla charyzmatyków dojście do królestwa Bożego nie jest zagwarantowane na 100%. Chrześcijaninowi potrzeba więc czegoś więcej, niż charyzmaty: potrzebuje wzrastania w świętości.


2. Święty charyzmatyk dba o świątynię Ducha w swoim wnętrzu


Charyzmaty to znak działania Ducha Świętego. Ale Jego obecność nie jest ukoronowaniem drogi naszej wiary. Jest raczej odwrotnie: im więcej darów, tym większe zobowiązanie konieczne do wypełnienia, aby droga życia według Ewangelii zaprowadziła nas do celu. Dlatego Apostoł pyta korynckich charyzmatyków:


„Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie?” (1 Kor 6,19).


Można, jak widać, tego nie wiedzieć. Można też o tym wiedzieć, ale zapomnieć. Można też o tym pamiętać, ale tylko w teorii, w praktyce nie wyciągając z tego wymaganych wniosków życiowych. Wezwanie: „chwalcie Boga w waszym ciele!” (1 Kor 6,20), oznacza nie tylko coś łatwego, na przykład ekstatyczne przeżycia modlitwy ze wzniesionymi rękami, kiedy to „jak Dawid klaskać i jak Dawid tańczyć chcę”. Oznacza to także coś trudnego: „poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego” (1 Kor 9,27). Taki wzór do naśladowania zostawił Apostoł swoim charyzmatycznym uczniom.


Obok wdzięczności za dar zbawienia i obdarowanie charyzmatami pojawia się więc zobowiązanie płynące z tego daru, „za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci” (1 Kor 6,20). Pojawiają się też słowa surowej przestrogi skierowane — pamiętajmy to stale — do korynckich charyzmatyków:


„Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego” (1 Kor 6,9-10).


Taką właśnie naukę o obowiązku pełnienia woli Bożej przejęli od apostołów ich uczniowie, a potem uczniowie tych uczniów. Pierwsze pokolenia chrześcijańskie żyjące w pierwotnym Kościele bardzo mocno przejmowały się zarówno obietnicą działania charyzmatów wśród autentycznych uczniów Jezusa, jak i wymaganiem mozolnego dążenia do świętości. Na przykład Orygenes († 253) uczył o potrzebie wzmożonej czujności duchowej właśnie wtedy, kiedy człowiek zaczyna odkrywać w sobie działanie Ducha Świętego. Pozostaje w nim przecież słabość grzechów, a największym spośród nich jest pycha, wynosząca człowieka w jego samopoczuciu ponad wspólnotę Kościoła i ponad „zwykłych wierzących”. Tak jak ktoś zamożny zwykle patrzy z góry na ludzi ubogich, jak obfitujący w pokarmy i w inne dobra często protekcjonalnie traktuje gorzej sytuowanych, tak samo chrześcijanin napełniony charyzmatami musi liczyć się z niebezpieczeństwem pychy, która mu zagraża: „Wbijam się w pychę wtedy, gdy rozumiem słowo Boże i jestem mądrzejszy od innych. Albowiem «wiedza wbija w pychę» (1 Kor 8,1)”, pisał Orygenes w swoich Homiliach o Księgach Izajasza i Ezechiela, również — co symptomatyczne — odwołując się do Pierwszego Listu do Koryntian. Kontynuował: „Dary duchowe w człowieku słabym wzniecają pychę i pewne samozadowolenie, kiedy mu się wydaje, że jest doskonalszy od innych”; dlatego „często grzech pychy rodzi się na skutek darów duchowych”.


Orygenes, dobrze znając Pismo Święte Nowego Testamentu, powtarzał słowa, które brzmią jak echo przestrogi Jezusa i Jego apostołów:


„Kto się jeszcze znajduje wśród ludzkiego rodzaju i przebywa w doczesnej światłości, powinien obawiać się nie tylko tego, co za dobro uchodzi w oczach tego świata [czyli pokus płynących z dóbr materialnych], ale również i tego, co jest prawdziwym dobrem, ponieważ nie możemy udźwignąć tego, co wielkie: […] pychę rodzi zarówno obfitość pokarmów, jak i dary duchowe”.


Nie są to tylko teoretyczne rozważania. Orygenes znał niektóre smutne przypadki z osobistego doświadczenia:


„wielu było takich, którzy otrzymawszy dar posługiwania lub dar nauczania, myśleli więcej, niż należy — i urósłszy w pychę lub doznawszy osłabienia w zbytkach, upadli”.


Przekonywał się wtedy, jak w praktyce sprawdza się nauczanie biblijne z trzynastego rozdziału Pierwszego Listu do Koryntian: „ten, kto posiadł znajomość tajemnic lub proroctw, ale miłości nie miał, stał się jako miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”. Przypadki takie niestety zdarzały się we wspólnocie Kościoła starożytnego, stanowiąc w oczach Orygenesa ostrzeżenie, że nawet autentyczny charyzmat nie jest gwarancją dobrej posługi charyzmatyka:


„Widzimy przecież, że niektórzy otrzymali łaskę nauki albo dar zachęcania ludu, lecz z tego powodu stali się dumni i pyszni, i popadli pod osąd diabła; inni otrzymali łaskę, ale zepsuli ją przez duchowe niedbalstwo i gnuśne życie”.


Charyzmat to większe zobowiązanie i konieczność większego trudu, a nie zwolnienie z wysiłku: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie” (Łk 12,48).


3. Święty charyzmatyk troszczy się o świątynię Ducha, jaką jest Kościół


Surowość apostolskich wezwań do świętości charyzmatyków i powaga napomnień wzrasta jeszcze bardziej, gdy od indywidualnej świątyni Ducha Świętego, jaką jest każdy chrześcijanin z osobna, św. Paweł przechodzi do wspólnotowej świątyni Ducha, jaką jest cały Kościół: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?” (1 Kor 3,16). Gdyby ktoś o tym zapomniał, albo, co gorsza, popełniał grzechy przeciw tej wspólnotowej świątyni, to koniecznie trzeba go usilnie i skwapliwie napominać: „Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście” (1 Kor 3,17). Są to nadzwyczaj ostre słowa. Zastanawiające, że znajdują się właśnie w tym samym liście Pawła, który poświęca tyle miejsca charyzmatom.


Lepsze rozumienie tych słów Biblii możemy pogłębić, sięgając do wiary pierwszych pokoleń chrześcijańskich Kościoła. Problem świętości i jedności Bożej świątyni, Kościoła, jasno opisywał wielki chrześcijanin drugiego wieku, Ireneusz z Lyonu († 202). Owszem, pisał, zdarzają się w Kościele grzechy i pomyłki, ale próba ich leczenia przez rozłamy i usiłowanie tworzenia struktur alternatywnych jest w oczach Ireneusza tragiczną pomyłką: „Ci, co wywołują schizmy — od takich nie może wyjść poprawa”. Takie pomyłki są zawsze wynikiem niedostatecznej miłości do braci i sióstr żyjących w tym samym Kościele. A charyzmaty bez miłości nie gwarantują jakiejś „połowy chrześcijaństwa”, ani nawet nie prowadzą do życia kilkoma procentami Ewangelii. Bez miłości nie ma absolutnie niczego z chrześcijaństwa, nawet w bardzo charyzmatycznej atmosferze:


„Gdybym miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym” (1 Kor 13,2).


„Nic” — to nie połowa ani kilka procent. „Nic” to po prostu zero. I dokładnie tyle znaczą charyzmaty bez miłości. Dlatego św. Augustyn († 430) uczył: „proroctwo bez miłości nie prowadzi do królestwa Bożego”. Podobnie 200 lat przed nim uczył wielki chrześcijanin pierwszych wieków, Tertulian († ok. 230). Nie tylko opisywał rozmaite charyzmaty, ale też przypominał hierarchię darów Ducha Świętego, która jest ważna dla ich właściwego wykorzystania: „[Apostoł] upodobnił jedność naszego ciała do spójności rozmaitych charyzmatów”. Dlatego „miłość należy przedkładać nad wszelkie charyzmaty na mocy podstawowego przykazania [miłości], które i Chrystus potwierdził”. Wynikała z tego smutna ewentualność: charyzmaty można zaprzepaścić, jeśli wykorzysta się je niezgodnie z zamysłem ofiarodawcy, czyli z wolą Ducha Świętego.


Św. Augustyn przestrzegał w starożytności, by nie przypisywać nadmiernego autorytetu człowiekowi tylko dlatego, że Bóg użył kogoś do swoich dzieł. „Nawet jeśli ktoś raz zaprorokował, wcale jeszcze nie musi być zaliczany między proroków”, gdyż „może się zdarzyć, że nawet jacyś niegodni życia wiecznego i królestwa niebieskiego mogą być zroszeni niektórymi darami Ducha Świętego”. Ten fragment swojego wywodu Augustyn kończy zdaniem, które warto zapamiętać jako nieoceniony klucz do rozeznawania duchów:


„Bowiem proroctwo bez miłości nie prowadzi do królestwa Bożego, natomiast miłość bez proroctwa oczywiście prowadzi”.


Na dowód tego Augustyn przytacza znane nam już słowa Biblii, które niech zabrzmią znowu jak niezastąpiony refren w każdym nauczaniu o świętości charyzmatyka: „Gdybym miał dar prorokowania, a miłości bym nie miał, byłbym niczym” (1 Kor 13,3).


4. Charyzmatycy — do pracy!


Bycie charyzmatykiem, jak widać, to wezwanie do większego, a nie do mniejszego wysiłku. Większy charyzmat to podjęcie bardziej ofiarnej służby i cięższa walka z grzechem pychy, ponieważ na bramie królestwa wisi tabliczka: „Osobom nieświętym wstęp wzbroniony”. Dlatego charyzmatyków można podzielić na lekkomyślnych i na poważnych. O tych lekkomyślnych Chrystus mówi: „Wtedy oświadczę im: «Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie…»” (Mt 7,23). Natomiast charyzmatycy poważni przejęli się do głębi serca napomnieniem: „Starajcie się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie zobaczy Pana” (Hbr 12,14). Dlatego czytamy o nich: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie” (Mt 25,34-35).

[2005]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.