ks. Andrzej Siemieniewski
Ruch Wiary — chrześcijaństwo w duchu tego świata
„Nasza wspólnota charyzmatyczna rozeszła się w trzech kierunkach. Jedna grupa po latach wróciła do Kościoła katolickiego. Druga grupa przyłączyła się do Kościoła zielonoświątkowego. Trzecia to ta, w której jestem obecnie pastorem”.
Ta sytuacja powtórzyła się dziesiątki razy w Polsce lat dziewięćdziesiątych. Katolickie grupy o duchowości charyzmatycznej, zwykle wywodzące się z Ruchu Światło-Życie albo z Ruchu Odnowy w Duchu Świętym, przechodziły w ciągu kilku lat typową wędrówkę duchową: odseparowanie się najpierw od macierzystego ruchu kościelnego, potem od parafii lub duszpasterstwa, z którym były związane, wreszcie — od Kościoła katolickiego.
Rezultatem tego procesu było w wielu wypadkach powstanie tzw. wolnego kościoła, czyli prawnie zarejestrowanej wspólnoty religijnej, nie należącej do żadnego z tradycyjnych wyznań chrześcijańskich. Problem omawiany w wywiadzie z p. W. Włochem jest więc szerszy i aktualny do dziś w wielu miastach w Polsce: w Krakowie, Wrocławiu, Warszawie, Kaliszu, Gdyni, Koszalinie, Nowym Sączu, Poznaniu, Lublinie, Kielcach i wielu, wielu innych większych i mniejszych ośrodkach całego kraju. Tym bardziej warto więc poznać duchowość ukształtowaną w ten sposób i pokusić się o jej ocenę.
Najpierw wypada podkreślić pozytywne elementy wskazane w rozmowie przez p. W. Włocha. Na pewno jak najbardziej godna pochwały jest ambicja powracania do korzeni chrześcijaństwa, tak by „cała teologia odwoływała się przede wszystkim do tamtej, apostolskiej rzeczywistości Kościoła”.
W świetle słowa Bożego rzeczywiście stanie się wtedy jasne, że „dary Ducha Świętego, opisane chociażby w 1 Kor 12, to nieodłączna część chrześcijaństwa”. Biblijny opis pierwotnego chrześcijaństwa to na pewno dla każdego wierzącego najważniejszy punkt odniesienia.
Cenne jest podkreślanie, że „zbawienie w tekście Nowego Testamentu nie odnosi się tylko do zbawienia wiecznego, ale odnosi się także do uzdrowienia, do wolności człowieka od wielu wpływów, nałogów, oraz że słowo Boże ma moc zmieniania ludzkiego życia, zawiera praktyczne zasady, które mogą dać wskazówkę, jak żyć i radzić sobie w tym świecie, jak zbudować szczęśliwą rodzinę, jak odnieść sukces w pracy, jak nauczyć się pracować, jak wychowywać dzieci i jak żyć zdrowym życiem”. Rzeczywiście, czasem zdarza się o tym zapominać, z uszczerbkiem dla całości orędzia Dobrej Nowiny, a przecież jest ona dobra dla całego człowieka. Na uznanie zasługuje też marzenie o „zmianie tego kraju, ludzi, rodzin, podejścia do pracy na podstawie etyki biblijnej, etyki chrześcijańskiej”.
Zaniepokojenie efektem „mrówki i słonia” — czyli zaniedbywaniem ekumenicznej współpracy wskutek dysproporcji ogromnego Kościoła katolickiego w Polsce i liczebnie znacznie mniejszych wspólnot protestanckich w naszym kraju — również jak najbardziej jest godne pochwały. Niech ten twórczy niepokój zaowocuje wieloma praktycznymi rezultatami w ekumenicznym rozwiązywaniu problemów, zwłaszcza tych, które są wspólne dla katolików i protestantów.
Pragnienie praktycznego stosowania zasad biblijnych, odnowienia charyzmatycznego ducha w Kościele i zapał ekumeniczny — to dobra podstawa, by nawiązać rozmowę na temat duchowości osób poszukujących autentycznego chrześcijaństwa, jak np. grupa omówiona w wywiadzie. Warto więc podjąć próbę krytycznej oceny duchowości Ruchu Wiary, choćby zaprezentowanej w tak skrótowej formie jak w wywiadzie z p. W. Włochem.
Myślę, że szczególne zainteresowanie katolika fascynującego się Pismem Świętym powinny wzbudzić następujące tematy wspomniane w wywiadzie:
— zjawisko stopniowego ewoluowania katolickiej grupy modlitewnej w tzw. wolny kościół Ruchu Wiary;
— nauczanie o należnym każdemu wierzącemu chrześcijaninowi silnym i zdrowym ciele (wraz z zasobnym portfelem);
— historyczne źródła Ruchu Wiary, który wyrósł w środowisku chrześcijaństwa charyzmatyczno-zielonoświątkowego.
Spójrzmy na te trzy tematy po kolei.
1. Kościół: fan club Jezusa?
Duchowość chrześcijańska to praktyczne przeżywanie treści wiary najpierw w osobistej relacji do Boga, a w konsekwencji — przeżywanie wspólnoty z innymi wierzącymi w Kościele. Najbardziej radykalną nowością przyniesioną przez Jezusa w dziedzinie relacji między ludźmi jest oparcie ich nie na osobistej wygodzie i praktycznych korzyściach, ale na darze łaski pochodzącym z góry: „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Mt 19,6). Odnosi się to do małżeństwa, odnosi się to w nie mniejszym stopniu do jedności Kościoła. Kościół jest jeden w takim stopniu, jak jedno jest z definicji ciało (1 Kor 12,11-27). Rozłam w Kościele jest równie nienaturalny jak odcięcie od ciała którejś z jego części (w. 15-21).
Tymczasem słyszymy: nasza wspólnota „wyszła z Kościoła katolickiego, bo nie mogła znaleźć opiekuna kościelnego”. Ukazana jest przyczyna, mamy także jej skutek: nie mogła znaleźć opiekuna — więc wyszła. Zastanówmy się: czy w ten sposób realizuje się zamierzony powrót do biblijnych źródeł i odkrywa się ducha „tamtej, apostolskiej rzeczywistości Kościoła”? Czy też raczej zobaczymy tu działanie całkiem innego ducha: ducha tego świata? Pomyślmy, dla jakich środowisk charakterystyczne jest rozumowanie: „skoro nie mogą się porozumieć, niech się rozejdą”. Czy na pewno było to charakterystyczne dla Kościoła apostolskiego? Owszem, przeczytamy w pismach apostołów o ludziach, którzy „wyszli”. Ale zawsze i bez wyjątków mówiono o takich przypadkach tylko w jednym kontekście: „wyszli oni z nas: […] stało się to po to, aby wyszło na jaw, że nie wszyscy są naszego ducha” (1 J 2,19).
W Kościele apostolskim panowały jasne zasady: zostały spisane w Biblii i warto do nich nieustannie powracać. Owszem, bardzo ceniono sobie wtedy doświadczenie przemiany życia i gorliwie ubiegano się o dary duchowe, w tym także o dar języków. Jednak działo się to wszystko z największą troską o jedność Ciała Chrystusa — „nie może oko powiedzieć ręce: «Nie jesteś mi potrzebna»” (1 Kor 12,21). Jedność Ciała gwarantowana była przez posługę Dwunastu, a potem przez posługę tych, których autentyczność oni z kolei gwarantowali: „ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów”, na miejscu drugim i trzecim proroków i nauczycieli, a dopiero na czwartym miejscu „tych, co mają dar czynienia cudów” (1 Kor 12,28). Zasada ta była wymagająca: gdyby nawet jakiś prorok nie chciał uznać ogłoszonego nakazu Pana, przekazanego przez autorytet apostołów, to prorok taki „sam nie będzie uznany” (1 Kor 14,38). Teologia odwołująca się do apostolskiej rzeczywistości Kościoła (słusznie postulowana i zasadnie przywoływana) — to jednak teologia nienaruszalnej jedności Ciała Kościoła.
Owszem, współpraca ludzi w jednym Kościele katolickim bywa trudna; dotyczy to również wkomponowania w codzienne życie Kościoła form działania i modlitwy Ruchu Światło-Życie oraz Odnowy Charyzmatycznej. Sam osobiście doświadczam takich trudności od 20 lat, posługując we wspólnotach obu tych ruchów. Ale gdzie w Biblii napisano, że Duch Święty będzie prowadzić drogą szeroką i bramą przestronną? Wydaje się nawet, że napisano tam coś całkiem przeciwnego…
Przeżywanie Kościoła według duchowości biblijnej to przeżywanie wspólnoty braci i sióstr. Kościół to nie fan club Jezusa: to Jego rodzina. Z rodziny się nie wychodzi — w rodzinie się żyje. Nawet jeśli ktoś w rodzinie zachowuje się jak słoń w składzie porcelany i niezręcznie przymusza do form duchowości, które trudno innym zrozumieć, to zasady biblijne są jasne: wyjście z rodziny — to rozwód, a wyjście z Kościoła — to rozłam. Ocena obu tych postaw w teologii odwołującej się do apostolskiej rzeczywistości Kościoła jest jednoznaczna (por. 1 Kor 1,12; 1 Kor 11,18-19; Ga 5,19-21). Rozłam nie mieści się na liście cnót, ale grzechów. I to w takim towarzystwie, jak bałwochwalstwo, nierząd czy nienawiść.
Jedną z największych trosk Kościoła naszych czasów jest ekumenizm, czyli cierpliwe leczenie rozdarć przeszłości. Ekumenizm katolicko-protestancki istnieje (tak, tak: także w Polsce) i wydaje bardzo dobre owoce. We Wrocławiu jesteśmy tego nieustannymi i szczęśliwymi świadkami. Ale oczywiście ekumenizm polega zawsze na wzroście jedności Kościoła, a nie na jej uszczuplaniu. Tam, gdzie jedność zostaje osłabiona, gdy ludzie z Kościoła „wyszli”, tam mamy do czynienia z działaniem antyekumenicznym.
„W Jezusie jest zbawienie, w Jezusie jest uzdrowienie, w Jezusie są pieniądze! (there’s money in Jesus!)” — osobiście słyszałem takie nauczania wygłaszane dziesięć lat temu na pseudoekumenicznych spotkaniach dla katolickich wspólnot. Dziś w publikacjach duchowych dziedziców tego nurtu można usłyszeć i przeczytać: „mój portfel się nawrócił”.
Dla przeciętnego katolika są to sformułowania raczej niecodzienne. Również w tej kwestii byłoby niezmiernie cenne, aby „cała teologia odwoływała się przede wszystkim do tamtej, apostolskiej rzeczywistości Kościoła”. Sięgnijmy więc do źródeł, oczywiście biblijnych.
Jest jeden tekst Nowego Testamentu dość podobny do obietnicy materialnego i zdrowotnego powodzenia dla wierzących: „Czcij ojca swego i matkę […], aby ci było dobrze i abyś był długowieczny” (Ef 6,2-3). Rzecz ciekawa: nigdy jednak nie spotkałem się z tym, by tekst ten był cytowany przez zagranicznych (a za nimi i przez polskich) nauczycieli Ruchu Wiary. Powód jest prosty: trzeba by ogłosić, że obietnice Boże bywają związane ze spełnieniem całkiem zwykłych ludzkich obowiązków, do tego jeszcze takich, które wydają się naturalne nawet niechrześcijanom: szacunek dla rodziców.
Jest też tekst inny, jak się wydaje jedyny, w którym Nowy Testament sugeruje powody, z których chrześcijanin może być chory: „Kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej […] Dlatego to właśnie wielu wśród was słabych i chorych i wielu też pomarło” (1 Kor 11,27.30). W tym przypadku — rzecz interesująca — również nigdy nie spotkałem się z cytowaniem tych słów przez nauczycieli Ruchu Wiary. Powód tego przemilczenia jest jeszcze bardziej oczywisty: sakramenty nie bardzo są tam w modzie.
O tych słowach, gdzie Nowy Testament faktycznie mówi o tym, jak postępować, „aby ci było dobrze i abyś był długowieczny” oraz by nie było „wielu wśród was słabych i chorych” — o tym nauczania Ruchu Wiary milczą. W sprawach, gdzie natomiast Biblia milczy (o rzekomej gwarancji zasobnego portfela i nieustającego zdrowia dla wyznawców Jezusa), Ruch Wiary staje się z kolei nadzwyczaj elokwentny.
Jak więc to było w Kościele apostolskim z obietnicą powodzenia materialnego i zdrowia? Z pewnością jest prawdą, że apostołowie wzywali wszystkich do solidnej pracy i do modlitwy o Boże błogosławieństwo jej materialnych owoców. Czy jednak zapewniali, że umiejętne połączenie stosownie dobranego tekstu Biblii z odpowiednią dawką wiary wzbudzonej w sercu zaowocuje wyższą zamożnością na mocy specjalnych duchowych mechanizmów? Cóż, w Nowym Testamencie słowa na ten temat są tak surowe, że aż niezręcznie je zacytować w naszych dialogicznych i niepolemicznych czasach, ale niestety naprawdę są takie:
„ludzie o wypaczonym umyśle i którym brak prawdy — ludzie, którzy uważają, że pobożność jest źródłem zysku. Wielkim natomiast zyskiem jest pobożność wraz z poprzestawaniem na tym, co wystarczy […] Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni. A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i zasadzkę oraz liczne nierozumne i szkodliwe pożądania” (1 Tm 6,5-9).
A jak ma się sprawa z chorobami? Czy na pewno „jeśli ktoś jest chory, to przede wszystkim potrzebuje usłyszeć o tym, jak być zdrowy”, a „zwykle kwestia powrotu choroby to sprawa braku wiary”? Trochę prawdy w tym jest. Na pewno choremu potrzeba nadziei na uzdrowienie i konieczna jest usilna modlitwa o powrót do zdrowia, ale Biblia uczy też o duchowości choroby: chorzy niekiedy nie wracają do zdrowia, niekiedy całe życie chorują, a bywa też, że kończą z tego powodu życie przedwcześnie. A powodem wcale nie jest brak wiary: przyczyn takich kłopotów, problemów i tragedii całkiem po prostu nie znamy.
Zdarzało się, że i apostołowie chorowali. Do tego jeszcze chwalili tych, którzy się tym nie gorszyli:
„Wiecie przecież, jak pierwszy raz głosiłem wam Ewangelię zatrzymany chorobą i jak mimo próby, na jaką moje niedomaganie cielesne was wystawiło, nie wzgardziliście mną ani nie odtrąciliście, ale mnie przyjęliście jak anioła Bożego, jak samego Jezusa Chrystusa” (Ga 4,13-14).
Kościół apostolski przeżywał uzdrowienia i cieszył się nimi. Przeżywał też choroby i cierpiał z ich powodu. Zupełnie tak samo jak Kościół katolicki dzisiaj.
Kto trochę zna środowisko tych tzw. wolnych kościołów w Polsce, które wyznają zasady Ruchu Wiary, wie, że dominują tam ludzie młodzi i silni. Tak się składa, że osoby młode i silne chorują rzadko (w przeciwieństwie do ludzi starszych i słabowitych). Wpojenie w nich przekonania, że ten stan rzeczy zawdzięczają swojej nieugiętej wierze, natomiast klienci hospicjów, domów pogodnej starości, szpitali onkologicznych oraz ośrodków dla niepełnosprawnych wykazali (niestety, jaka szkoda…) za mało wiary, nie wydaje się odzwierciedlać zasad ewangelicznych. Wydaje się natomiast całkowicie zgodne z duchem tego świata.
3. Czy na pewno problem protestancko-katolicki?
Dość wygodną dla zwolenników Ruchu Wiary taktyką jest sprowadzenie całego problemu do płaszczyzny różnic między katolikami i protestantami, do tego z utyskiwaniem, że „w Polsce faktycznie ruch ekumeniczny katolicko-protestancki nie istnieje, bo jesteśmy mrówki przy słoniu: słoń nie zwraca na nas uwagi”. Takie ukierunkowanie dyskusji pozwala odwoływać się do nieustannych apeli odzywających się w łonie Kościoła katolickiego o podejmowanie, pogłębianie i rozszerzanie dialogu ekumenicznego. Jeśli więc ktoś uskarża się na niedostatek tego dialogu, to może trzeba z nim podjąć jakąś współpracę? Ale problem bynajmniej nie sprowadza się do dyskusji protestancko-katolickich. Dlaczego? Bowiem zastrzeżenia wobec Ruchu Wiary wcale nie są katolicką specjalnością.
Wspomniany w tekście wywiadu szwedzki kościół Słowo Życia z Uppsali, propagujący pozycje K. Hagina i J. Osteena, promuje wiele szkół biblijnych, gdzie — jak się dowiedzieliśmy — od końca lat osiemdziesiątych kształcili się także polscy charyzmatycy katoliccy i zielonoświątkowcy, „którzy zakładali potem własne kościoły związane z Ruchem Wiary”. Warto wiedzieć, że kościół Słowo Życia został założony przez Ulfa Ekmana, który ponad 20 lat temu (wtedy jeszcze jako luterański ksiądz — pastor) pojechał na studia do amerykańskiego centrum K. Hagina w Oklahomie. Po powrocie do Szwecji wyszedł z macierzystego Kościoła i założył własny, który składa się głównie z byłych chrześcijan, aktywnych uprzednio w Kościele luterańskim lub zielonoświątkowym. Ten model zakładania nowych kościołów usilnie wspiera poprzez swoje konferencje, pisma i szkoły biblijne. Władze Kościoła luterańskiego w Szwecji (a więc Kościoła jak najbardziej protestanckiego!) wydały dwa oświadczenia w tej sprawie, przestrzegając przed „rozłamami, zamieszaniem i sporami w Kościele oraz niebiblijną teologią” przyniesioną przez kościół Słowo Życia.
Jak widać, dyskusje wokół Ruchu Wiary i związanych z nim kościołów nie są ekumenicznym problemem na linii spotkania katolików i protestantów. Problem leży zupełnie gdzie indziej: w granicy między autentycznym chrześcijaństwem a okultystyczno-gnostycznymi bezdrożami New Age. W zupełności się zgadzam, że koniecznie jest potrzebny w tej sprawie ekumenizm z braćmi-protestantami. A najbardziej jest nam potrzebna znajomość i korzystanie z doświadczeń, które w tej kwestii przekazują nam pasterze szwedzkiego Kościoła luterańskiego. Oni już dawno musieli się zmierzyć z „rozłamami, zamieszaniem i niebiblijną teologią”. W duchu prawdziwego ekumenizmu serc śmiało, bez lęku możemy zaczerpnąć z ich doświadczenia.
Jeszcze jedna niespodzianka: dyskusja wokół chrześcijańskiego charakteru Ruchu Wiary nie jest również problemem dialogu między chrześcijaństwem charyzmatyczno-zielonoświątkowym i bardziej tradycyjnymi, starszymi formami wiary (katolickimi lub luterańskimi). Sięgnijmy do opasłego Słownika ruchów charyzmatyczno-zielonoświątkowych (Dictionary of Pentecostal and Charismatic Movements)[1]. Jest on dziełem niewątpliwych entuzjastów dwudziestowiecznego ruchu charyzmatycznego i gorliwych zwolenników zielonoświątkowego przebudzenia na świecie. Ma się rozumieć, że prezentuje od jak najbardziej pozytywnej strony przebieg tego przebudzenia, jego charakterystykę i perspektywy na przyszłość. Wypowiedzieli się w nim teologowie zielonoświątkowi, charyzmatyczni protestanccy i (znacznie mniej liczni) katoliccy. Rzecz ciekawa: słownik ten informuje jasno także o zastrzeżeniach wobec omawianego ruchu. Można w nim przeczytać, że teorie Ruchu Wiary zostały upowszechnione najpierw w USA, z inspiracji E.W. Kenyona, w pierwszej połowie XX w., a wywodzą się z XIX-wiecznej fascynacji okultyzmem i rodzajem „szamanizmu naukowego”. Owszem, znajdziemy w Słowniku potwierdzenie tezy z wywiadu, że „cała teologia «pozytywnego wyznawania» wywodzi się z Rz 10,9-10”, tyle że komentarz do tego stwierdzenia wcale nie jest pozytywny: słowa z Rz 10,9-10 zostały wyrwane z kontekstu, a całość opiera się na tendencjach gnostycznych. Gnoza i okultyzm to duchowe środowiska, gdzie ukształtowało się następujące przekonanie: wierząc w Biblię, mamy nadnaturalny dostęp do niewyczerpanych zasobów sukcesu, zdrowia i pieniędzy. Metoda? Całkiem prosta: wybieram jakiś obiecujący tekst biblijny, a następnie głośno wypowiadam go ustami z wiarą w spełnienie oczekiwanego rezultatu; mechanizm wiary zadziała i towar zamówiony w świecie duchowym otrzymam niezawodnie (chciałoby się powiedzieć: z dostawą do domu…).
Raz jeszcze potwierdza się, że z całą pewnością jest nam potrzebny ekumenizm: w tym przypadku dobra znajomość różnych opinii nurtów teologii zielonoświątkowej w kwestii Ruchu Wiary i śmiałe, pozbawione lęków korzystanie z jej dorobku w atmosferze odważnego ekumenizmu duchowego. Pewne problemy zielonoświątkowcy przerabiali w świecie znacznie wcześniej od nas.
Osobiście bardzo się cieszę, że została podjęta dyskusja w sprawie Ruchu Wiary. Ponieważ jest to problem dotyczący chrześcijan katolików, luteranów i zielonoświątkowców (a także wielu innych), powinien stać się okazją do prawdziwie ekumenicznego zmierzenia się z tym zagadnieniem. My, katolicy, możemy na tym tylko skorzystać. Ja sam spotkałem się z broszurami i katechezami propagującymi idee Ruchu Wiary w latach osiemdziesiątych w ramach wrocławskiego ruchu oazowego. Wtedy też po raz pierwszy przeczytałem wspomniane „teksty Kennetha Hagina i Johna Osteena, drukowane w Szwecji”. Zresztą do dzisiaj mam [przechowuję] te broszurki u siebie, w domowym muzeum osobliwości. Potem, już w latach dziewięćdziesiątych, niekiedy również zdarzało mi się na różnych spotkaniach słyszeć katechezy propagujące duchowość przedstawioną w wywiadzie.
Nie dyskutujemy tu więc o abstrakcyjnym problemie teologicznym, ale o czymś, co stanowi ważne zagadnienie dla ludzi zaangażowanych w odnowę charyzmatyczną — czy to w postaci oazowej, czy to struktur Odnowy w Duchu Świętym, czy też wreszcie rozmaitych niezrzeszonych grup, szkół ewangelizacji i kursów formacyjnych. Czas wreszcie, aby wyciągnąć wszystkie wnioski z pragnienia, by katolicka Odnowa Charyzmatyczna powracała do ducha „apostolskiej rzeczywistości Kościoła” — Kościoła jednego, katolickiego i apostolskiego; by wracała do wszystkich biblijnych źródeł: tych, które wspominają o uzdrowieniu i błogosławieństwie materialnym, i tych, które mówią o chorobie i cierpieniu.
Odnowa Kościoła to śmiałe pójście tam, gdzie prowadzi Duch Boży. Pójście za duchem tego świata jest niebezpieczeństwem, któremu wystarczająco wielu już uległo. Sukces, zdrowie i pieniądze — o takim błogosławieństwie dużo jest w czasopismach i programach tego świata. Ewangelia mówi o innym błogosławieństwie (Mt 5,3-12; Łk 6, 20-23).
[2004]
Przypisy
[1] Por. New International Dictionary of Pentecostal and Charismatic Movements, red. S.M. Burgess, E. van der Maas, Grand Rapids (Mi.) 2002, s. 992-994.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.