niedziela, 15 stycznia 2006

Ku wielkiej przygodzie z Jezusem Chrystusem - homilia


ks. Andrzej Siemieniewski


Homilia na Drugą Niedzielę Zwykłą (Rok B)
15 stycznia 2006


Ku wielkiej przygodzie z Jezusem Chrystusem


„Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami
i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł:
«Oto Baranek Boży».
Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił,
i poszli za Jezusem”
(J 1,35-37)


a. Rola środowiska dla życia Ewangelią


U progu Wielkiej Przygody


Na cztery Ewangelie można patrzeć na wiele różnych sposobów. Przede wszystkim Ewangelie są historią Jezusa Chrystusa, Jego misji, dzieła, Jego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią. Na Ewangelie można również patrzeć od strony człowieka, od strony apostołów, którym zdarzyło się spotkać Jezusa. Dlatego każdą z czterech Ewangelii można nazwać zapisem Wielkiej Przygody człowieka z Jezusem. Pierwszy rozdział Ewangelii według św. Jana to początek takiej właśnie przygody — jak się to wszystko zaczęło w życiu apostołów.


Wspólne odkrywanie


Jezus szuka tych, którzy szukają. Wychodzi i pyta: „Czego szukacie?” (J 1,38). Mało tego: obiecuje, że znajdą. Możemy dostrzec, że obietnica znalezienia nie jest indywidualistyczna: „Bracie, znajdziesz gdzieś w swoim wnętrzu, w odosobnieniu, sam tylko dla siebie”. Jezus obiecuje, że znajdą razem, wspólnie. Na pytanie: „Rabbi! Gdzie mieszkasz?”, odpowiada: „Chodźcie, a zobaczycie” (J 1,39), to znaczy: „Chodźcie razem i zobaczycie, będziecie odkrywać wspólnie”.


Przeżycie Ewangelii często byłoby niemożliwe, nie do przeprowadzenia, gdybyśmy próbowali być indywidualistami w wierze, chrześcijanami odosobnionymi. Przeżycie Ewangelii jest możliwe wtedy, gdy przeżywamy Ewangelię w tych środowiskach, którymi obdarowuje nas Pan Bóg.


Środowiska wiary


Często, kiedy myślimy o środowisku wiary, nasze myśli biegną najpierw w stronę wspólnoty. Wspólnota z pewnością jest wielkim darem, jednak czymś bardzo szczególnym jest dar wierzącej rodziny, dlatego że jest na co dzień. To nie jest coś spektakularnego, ale ta właśnie chrześcijańska normalność, ta chrześcijańska zwykłość, codzienność, jest wielkim darem. I warto wzbudzić w sobie wdzięczność za dar takiego środowiska, za dar wierzącej rodziny.


Mamy zatem środowisko najmniejsze, środowisko życia na co dzień — to jest rodzina: mąż, żona, rodzice, dzieci — ale jest też inne środowisko, jakby na zupełnie przeciwnym biegunie intymności rodzinnej. Środowiskiem tym jest Kościół powszechny, światowy, katolicki, ten, który jest obecny na całym okręgu ziemi, we wszystkich krajach i na wszystkich kontynentach. To też jest środowisko, w którym żyjemy i z którym wspólnie idziemy.


Pomiędzy codziennością od rana do wieczora wierzącej rodziny a bardzo szeroką i rozległą rodziną Kościoła powszechnego, jest środowisko ludzi wierzących, których znamy i z którymi stykamy się na modlitwie, Eucharystii, w najróżniejszych przedsięwzięciach: ewangelizacyjnych, modlitewnych, w parafii, wspólnocie.


Wspólnota jako miejsce słuchania


Środowisko, zarówno to najmniejsze (rodzina), jak i to największe (Kościół powszechny), a także i te pośrednie (parafia, wspólnota), są konieczne dla trzech spraw. Są konieczne na przykład dla słuchania. Widzieliśmy u Samuela: Pan Bóg go woła, ale ktoś inny pomaga mu odkryć, że to rzeczywiście Pan Bóg woła. Pomaga mu ktoś, kto jest obok. Owszem, Pan Bóg do niego przemówił, ale, rzecz charakterystyczna, że on sam nie bardzo mógł się zorientować, że to Pan Bóg. Była potrzebna pomoc kogoś, kto by podpowiedział i pokierował. Dlatego wspólnota w tych wszystkich wymiarach jest konieczna jako miejsce słuchania: „Mów, Panie, bo sługa twój słucha” — to słowo było spowodowane tym, że ktoś pomógł, że ktoś był blisko i podpowiedział: Pan przemawia w modlitwie, Pan może wzywać.


Wspólnota jako miejsce opozycji wobec cywilizacji grzechu


Być może najważniejszą rolą wspólnoty jest stworzenie miejsca opozycji wobec cywilizacji grzechu. Ponieważ w świecie jesteśmy zanurzeni w kulturę, w cywilizację grzechu — to oczywiście nie jest jedyne oblicze cywilizacji — to bardzo trudno jest samemu żyć inaczej niż dominujący nurt. Samemu bardzo trudno jest nie dać się znieść przez prąd rzeki, przez nurt. To nam podpowiedział św. Paweł: „Strzeżcie się rozpusty” (1 Kor 6,18) — ciekawe, że jest to powiedziane w liczbie mnogiej: razem się o to starajcie, razem się módlcie i strzeżcie się rozpusty.


Wspólnota jako miejsce ewangelizacji


I wreszcie wspólnota jako miejsce ewangelizacji. To z kolei widzieliśmy w Ewangelii. Ktoś spotkał Jezusa, idzie dalej, spotyka brata i mówi do niego: „Znaleźliśmy Mesjasza” (J 1,41). To się nazywa ewangelizacja.


Takie więc są trzy wymiary, wartości, dary, które są związane z tym, że nie jesteśmy chrześcijanami-indywidualistami, ale że Pan Bóg daje nam środowisko, w którym przeżywamy wiarę. Tym środowiskiem jest wspólnota jako miejsce słuchania, jako miejsce opozycji wobec złych, grzesznych nurtów w świecie oraz jako miejsce ewangelizacji.


b. Przechodzenie od dobrego do lepszego


Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden dar, mianowicie: wspólnota jako zachęta do przechodzenia od dobrego do jeszcze lepszego — żeby nie poprzestawać na tym, co mamy, ale iść i sięgać dalej. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo ukołysania się: „Mamy dobrze, to dobrze”. Tymczasem Pan Bóg mówi: „Mamy dobrze, a powinniśmy mieć lepiej w wierze”. Myślę, że to bardzo wyraźnie widać w całej dynamice fragmentu z Ewangelii według św. Jana, gdzie Jezus spotyka ludzi, którzy już są uczniami. Ci, którzy poszli za Jezusem, nie stali się bowiem uczniami dopiero w chwili, kiedy poszli za Jezusem — oni uczniami byli już wcześniej:


„Jan [Chrzciciel] znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie [na razie jeszcze uczniowie Jana] usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! — to znaczy: Nauczycielu — gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego” (J 1,35-39).


I stali się uczniami Jezusa. Czy to było dobrze, że byli uczniami Jana? Tak, to było dobrze, jednak Pan Bóg zaprosił ich, żeby przeszli od tego, co dobre, do tego, co lepsze. Warto rzucić okiem na całość historii Pana Jezusa i zobaczyć, że we wszystkich Ewangeliach, jak również w Dziejach Apostolskich, bardzo ważny jest fakt, że do Jezusa przychodzą ludzie, którzy byli wcześniej pouczeni, zachęceni i przebudzeni przez Jana. Wszystkie Ewangelie zaczynają się tym, że Jan Chrzciciel rozpoczął coś w rodzaju — jak byśmy to dzisiaj nazwali — ruchu przebudzeniowego i to na wielką skalę. Czytamy w Ewangeliach, że cała Jerozolima i całe krainy do niego ciągnęły — to były tłumy, tysiące ludzi. Głosił Dobrą Nowinę, udzielał chrztu, pokuty. Później się okazało, że miał uczniów nie tylko w Izraelu, ale i w innych regionach cesarstwa. U św. Mateusza czytamy bowiem, że na początku, zanim wystąpił Jezus, „wystąpił Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej […] ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem” (Mt 3,1-5). To były tłumy, ruch, przebudzenie, dobre zamieszanie wiary. Podobnie jest u św. Marka: „Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając [przy tym] swe grzechy” (Mk 1,4-5).


To nie jest zatem tak, że Pan Jezus występuje w kraju uśpionym co do wiary. Ci ludzie są już podekscytowani, zainteresowani. Oni są przebudzeni przez wystąpienie Jana Chrzciciela i przez uczniów, których on ma. Spójrzmy, co jest napisane u św. Łukasza:


„Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. […] Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę” (Łk 3,15-18).


O tym, że uczniowie Jana Chrzciciela, to nie było zjawisko tylko chwilowe i przemijające, dowiadujemy się z Dziejów Apostolskich, gdzie jest opisane, co działo się w Efezie, kraju bardzo odległym od Jerozolimy. Czytamy tak:


„Paweł […] przybył do Efezu i znalazł jakichś uczniów. Zapytał ich: «Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy przyjęliście wiarę?» A oni do niego: «Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty». «Jaki więc chrzest przyjęliście?» — zapytał. A oni odpowiedzieli: «Chrzest Janowy»” (Dz 19,1-3).


Warto czytać Pismo Święte całościowo. Warto mieć przed oczami perspektywę historyczną. Wszystkie cztery Ewangelie zaczynają się wystąpieniem Jana Chrzciciela, do którego ciągną całe krainy, tysiące ludzi. Jest wielkie pobudzenie, wielkie zainteresowanie. Uczniowie Jana trafiają do odległych nawet krain, aż do Efezu. I teraz warto zapytać jeszcze raz, dlaczego na początku Ewangelii św. Jana tak szczególnie czytamy o Janie Chrzcicielu i jego uczniach, którzy przychodzą do Jezusa. Przypomnijmy sobie, gdzie Apostoł Jan był pasterzem pod koniec życia. Był pasterzem w tym samym Efezie, o którym w Dziejach Apostolskich czytaliśmy, że tam już można było znaleźć uczniów Jana Chrzciciela. Jeśli zajrzymy do Apokalipsy św. Jana, to zobaczymy, że jest tam siedem listów do siedmiu Kościołów. Zaczyna się od Efezu, a następne miasta to: Smyrna, Pergam, Tiatyra, Sardes, Filadelfia, Laodycea — wymienione po kolei, tak jak się podróżowało po łuku z północy na południe. Pasterz z Efezu pisał po kolei do siedmiu Kościołów. Od razu widać, że on tę kolejność pamiętał z podróży.


c. Gotowość do ewangelizacji dalekich krańców świata (dalekich: geograficznie i kulturowo)


Myślę, że warto z tego wyciągnąć wniosek co do ewangelizacji. Wspólnota rodzinna, modlitewna, wspólnota Kościoła powszechnego stanowi środowisko dynamizowania do tego, żebyśmy faktycznie ewangelizowali, żebyśmy się nie zadowalali tym, że ludzie mają różne dobre wartości w życiu, ale żebyśmy przykładali rękę do tego, by od dobrego przechodzili do jeszcze lepszego, do prawdziwego uczniostwa — uczniostwa u Jezusa Chrystusa.


Odległe krainy mogą być odległe na różne sposoby. Mogą być odległe na przykład geograficznie — po prostu jest daleko w kilometrach, tak jak Efez był odległy od Jerozolimy. Do dzisiaj znane są bardzo spektakularne niekiedy owoce ewangelizacji odległych krain. Znalazłem dwa przykłady: jeden przykład z Korei i jeden z Chin. W latach osiemdziesiątych XX wieku roczny wzrost liczby katolików w Korei wynosił 7.5%, czyli co roku przybywało ich o 7.5%! To są spektakularne cyfry. To był największy wzrost ze wszystkich wspólnot religijnych w Korei. Od 1989 do 1997 roku przybyło tam z 2,6 mln do 3,7 mln katolików. Ewangelizacja dzieje się na skalę masową i to nie w zamierzchłych czasach, ale w czasach, w których my żyjemy[1].


Znalazłem również ciekawe informacje dotyczące Chin. Kościół w Chinach „przeżywa dynamiczny rozwój. Wyraża się to liczbą nawróceń, chrztów, które mają miejsce na Wielkanoc. Uderza znaczny udział świeckich w ewangelizacji […] Są wioski w Chinach, które przechodzą w całości na katolicyzm za sprawą jednej czy dwóch kobiet. Przez lata prowadziły ewangelizację, wprowadzały Biblię, prowadziły nabożeństwa. W takim sensie misjonarzami w Chinach stają się ludzie świeccy”[2].


Takie rzeczy warto wiedzieć. Pewnie rzadziej o nich słyszymy i częściej docierają do nas wieści deprymujące, a warto mieć też uszy nadstawione na dobre wieści. Takie tempo czy zakres ewangelizacji, o jakim słyszymy z Dziejów Apostolskich, o jakim czytamy w Ewangeliach, dzieje się także i dzisiaj.


Zatem odległe krainy mogą być odległe w kilometrach, ale mogą też być odległe kulturowo. Jest całkiem możliwe, że w kilometrach jest blisko, ale w kulturze, w mentalności, w sposobie myślenia, jakaś kraina jest strasznie odległa od życia Ewangelią. To może być dziesięć minut od miejsca, gdzie mieszkamy. To często jest na przykład, znajdująca się na rozdrożu bądź wyniesiona na mielizny życia, młodzież. Może to być również środowisko ludzi karanych za różne przestępstwa. Nie dość, że w ogóle taka droga już ich naznaczyła, to jeszcze jak się ich stłoczy wszystkich razem i z nich stworzy się środowisko, to wiadomo jakie trudności z tego wynikają.


Dlatego jeżeli dzisiaj czujemy się dobrze we wspólnocie, to dobrze. Ale Pan Jezus być może wzywa, żeby przejść od dobrego do lepszego. Pan Jezus czeka na tych, którzy szukają większych rzeczy i większego zaangażowania: „Czego szukacie? — pyta — Czy szukacie stabilizacji i wygody? Jeśli tego szukacie, to pewnie to znajdziecie”. Stabilizacja w dobrym jest dobra, ale myślę, że warto też budzić w sobie większe zamysły, większe zamiary i większe pragnienia, żeby od dobrej stabilizacji w dobrym przechodzić do czegoś większego i otworzyć się na nowe zadania, nowe możliwości, nowe sytuacje.


Otwórzmy się więc na dobro nowe, które jest nieznane i w ten sposób wejdźmy w ślady uczniów Jana, którzy otworzyli się na dobro większe, na dobro nowe, na dobro nieznane, i poszli za Jezusem. Jezus się odwrócił i rzekł: „Czego szukacie?” Jakby powiedzieli: „Szukamy starego dobra przy Janie Chrzcicielu”, to by im powiedział: „To już znaleźliście, to wracajcie do niego”. Lecz oni powiedzieli: „Rabbi” — to znaczy Nauczycielu, i otworzyli się na to, że zacznie ich teraz nauczać — „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?” Jezus zobaczył, że to, czego oni szukają, to są rzeczy nowe: chcą, żeby ich uczył i chcą, żeby ich prowadził. Poszli więc, zobaczyli, gdzie mieszka i tego dnia pozostali u Niego. W ten sposób zostali uczniami nowej sprawy i nowego Mistrza. Amen.



Przypisy

[1] Catholic Church in Korea Growing and Rejuvenating, [w:] http://www.cbck.or.kr (15.01.2006).

[2] Ks. R. Malek, Nie pytają się partii, GW 26-27 XI 2005, s. 29.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.