sobota, 26 grudnia 2009

Teologia Karola Darwina?


bp Andrzej Siemieniewski 

 

Teologia Karola Darwina?

 

Dwunastego lutego 2009 roku świat obchodził dwusetną rocznicę urodzin wielkiego biologa i twórcy teorii ewolucji, Karola Darwina (ur. 1809). Stało się to okazją do przeprowadzenie niezliczonych dyskusji i konferencji, do napisania setek książek i artykułów na temat relacji między biologicznym ewolucjonizmem a chrześcijaństwem. Najczęściej podejmowano ten temat z tradycyjnej perspektywy: inspiracją było głównie spojrzeniem na Karola Darwina z zewnątrz; interesowano się na przykład reakcjami katolików na nowo powstałą myśl ewolucjonistyczną.

Nasz temat, Teologia Karola Darwina, sygnalizuje wyjście z innego punktu zainteresowania, mianowicie z samego wnętrza dzieła Darwina. Oczywiście, Darwin nie był teologiem; był przyrodnikiem. Mówienie więc o teologia Darwina jest nieco prowokacyjne. Ale jednak pragniemy pójść tym właśnie tropem. Poszukamy natchnienia w samym tekście głównego dzieła twórcy teorii ewolucji, czyli książki O pochodzeniu gatunków[1]. A konkretniej w dwóch cytatach umieszczonych tuż przed stroną tytułową w pierwszym wydaniu z 24 listopada 1859 roku. Rzecz ciekawa, oba umieszczone tam cytaty miały wyraźnie religijny charakter. I oba są niezmiernie interesujące dla katolickiego teologa.

Przy dzisiejszym stanie rozgorączkowania umysłów na samo wspomnienie Darwina w kontekście katolicyzmu (lub na wzmiankę o Kościele w kontekście ewolucjonizmu), wielu czytelników bywa wyraźnie zdziwionych, kiedy dowiaduje się, że w pierwotnym wydaniu fundamentalnego dzieła Darwina w dwóch pierwszych zdaniach pojawia się przymiotnik „Boski” (Divine) oraz określenie „teologia” (divinity), a słowo „Bóg” (God) znalazło się nawet dwa razy. A skoro tak mają się sprawy, przystąpmy do lektury. 

1. niespodziewane cytaty

Pierwszy ze wspomnianych cytatów pochodził z dzieła Williama Whewella (1794-1866) wydanego w ramach Traktatów z Bridgewater. Nazwa tych traktatów wzięła się stąd, że o ich wydanie zatroszczył się w swoim testamencie zmarły w 1829 roku angielski arystokrata — Francis Henry, hrabia Bridgewater. Hrabia zalecił przed śmiercią, aby pozostawione przez niego osiem tysięcy funtów posłużyło do sfinansowania prac na temat, jak to ujął, „potęgi, mądrości i dobroci Bożej przejawionej w akcie stworzenia”. W tamtych czasach była to ogromna suma, nic więc dziwnego, że przy patronacie anglikańskich duchownych, arcybiskupa Canterburry i biskupa Londynu, prace postępowały nadzwyczaj sprawnie. Szybko zaczęło powstawać osiem takich dzieł, pośród nich właśnie książka Williama Whewella O astronomii i fizyce ogólnej (On Astronomy and General Physics)[2]. To właśnie stamtąd Darwin zaczerpnął pierwsze motto wprowadzające czytelnika w jego dzieło O pochodzeniu gatunków. Zapoznajmy się z tym tekstem, który w 1859 roku przygotowywał pierwszych czytelników Darwina do lektury jego przełomowej pracy O powstawaniu gatunków:

 

„W zakresie świata materialnego […] spostrzegamy, że wydarzenia powodowane są nie tyle przez odosobnione interwencje Bożej mocy zastosowane do każdego przypadku oddzielnie, ale raczej przez ustanowienie ogólnych praw przyrody”[3].

 

Jaki jest sens tego motta? Jest wskazówką dla przyrodnika-chrześcijanina i to wskazówką teologiczną: przy naukowym poszukiwaniu przyczyn czy to jakiegoś wydarzenia czy też ogólniejszego procesu w przyrodzie nie powinno się zakładać cudu, który Bóg miałby zdziałać osobno w każdym na razie jeszcze niewytłumaczonym przypadku. Uwaga przyrodnika winna raczej kierować się ku znalezieniu przyrodniczego prawa wyjaśniającego zarówno ten przypadek, jak i wiele innych. Będzie to prawo ustalające przebieg zdarzeń w świecie przyrody.

Równie intrygujący dla teologa jest drugi tekst umieszczony zaraz potem jako drugie motto całej księgi Darwina wyjaśniającej jego teorię ewolucji. Jest to tekst o wiele starszy, powstał ponad dwieście lat wcześniej, a jego autorem jest również Brytyjczyk, Francis Bacon (1561-1626). W roku 1605 wydał on dzieło dedykowane królowi angielskiemu Jakubowi zatytułowane O postępie nauk (The Advancement of Learning). Tam właśnie znalazły się myśli, które tak zainspirowały jego rodaka, Darwina, że ten umieścił je na początku swego epokowego dzieła:

 

„Niech nikt nie mniema ani nie utrzymuje, czy to z powodu fałszywej pokory czy też źle pojmowanej skromności, że można zbyt wiele postąpić w studiach albo nad księgą Bożych słów albo nad księgą Bożych dzieł, a więc w teologii i przyrodoznawstwie (divinity or philosophy). Ale raczej niech ludzie nie ustają w postępach i pogłębianiu sprawności w obu tych dziedzinach”[4].

 

Sensem tego z kolei tekstu jest zwrócenie uwagi na paralelizm między Biblią a naturą: jedna i druga jest księgą. Pismo święte jest nią w sensie dosłownym: zawiera przecież spisane słowa objawienia Bożego. Przyroda zaś jest księgą w sensie przenośnym: naturę trzeba dopiero odcyfrować, aby dowiedzieć się, jakie myśli Boże zostały w niej zawarte. A metodą odcyfrowania są nauki przyrodnicze. Francis Bacon sugeruje więc wyraźnie, że chrześcijanin o otwartym umyśle będzie śmiało czerpać z jednego i z drugiego, odkrywając w Biblii Boży plan zbawienia, a w przyrodzie — Boży plan stworzenia. Nie pozostaje teraz nam nic innego, jak dokonać głębszej refleksji nad tymi teologicznymi tekstami podsuniętymi czytelnikom 150 lat temu przez samego Darwina.

2. jak biolog z zegarmistrzem

Pierwsze motto otwierające księgę O pochodzeniu gatunków stawia przed nami problem przyczynowości w przyrodzie. Dlaczego coś się wydarzyło? Jaka była przyczyna zaistnienia faktu? „Wydarzenia powodowane są nie tyle przez odosobnione interwencje Bożej mocy, co raczej przez ustanowienie ogólnych praw przyrody”. Sugeruje to, że poszukiwanie śladów działanie Boga w przyrodzie jest bardziej skomplikowane, niż wydaje się to niektórym pochopnym apologetom chrześcijaństwa.

Aby lepiej zrozumieć powody Darwina, aby akurat takimi słowami wprowadzać czytelnika do lektury teorii ewolucji, trzeba ujrzeć je na tle historycznym. Istotnym wkładem w teologiczne spojrzenie na najnowsze zdobycze nauk przyrodniczych była wtedy popularyzatorska praca Williama Paleya Teologia naturalna[5].

Książka ta opublikowana w roku 1802 stanowiła podsumowanie całożyciowej refleksji Paleya, której większość przypadła na koniec osiemnastego wieku. Pisarz ów na pięćdziesiąt lat przed powstaniem teorii Darwina traktował złożoność żywych organizmów jako dowód istnienia Boskiego Stworzyciela życia na ziemi. Aby lepiej zobrazować siłę swoich argumentów posłużył się analogią do zegarmistrza: jeśli ktoś znajdzie zegarek na plaży, nie powie, że powstał on przez przypadek z piasku, ale zapyta: «kto go skonstruował? kto jest zegarmistrzem?»; podobnie, jeśli ktoś znajdzie żywy organizm, niech zapyta: «kto go stworzył? kto jest Stwórcą?». Gdy ktoś odkrywa, jak skomplikowane jest oko bądź kości ręki — domyśla się istnienia Stwórcy, podobnie jak każdy po zapoznaniu się ze złożonością mechanizmu zegarka zaczyna pytać o nazwisko zegarmistrza. Dziś, po ponad dwustu latach patrzymy na te argumenty z pozycji wyższości zdobytej tymczasem wiedzy. Ale na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku były jak najbardziej racjonalną reakcją teologa na dynamicznie rozwijającą się podówczas biologię.

Nawiasem mówiąc, nie znaczy to bynajmniej, by po dwóch wiekach, jakie minęły od twórczości Paleya, problemy te były jedynie abstrakcyjne i nie miały żadnego związku z duszpasterską praktyką. Przecież kiedy w roku 2005 kardynał Christoph Schönborn ogłosił swój artykuł w New York Timesie[6] polemizujący z ateistyczną wykładnią teorii ewolucji, od razu odezwały się głosy: „Kościół odrzuca wyniki badań naukowych”. Kardynał Schönborn pisał wtedy: „ewolucja w sensie neodarwinizmu – jako nieukierunkowany i pozbawiony planu proces przypadkowej zmienności i naturalnego doboru nie jest prawdziwa”. Kiedy do tego wszystkiego użył jeszcze słowa „design” (projekt), który to termin w USA często kojarzony jest z tak zwaną teorią inteligentnego projektu (intelligent design), powszechnie zrozumiano to jako podpisanie się kardynała pod taką właśnie wykładnią chrześcijańskiej wizji ewolucji: w historii form życia na Ziemi znajdujemy przypadki tak skomplikowane, że do ich wyjaśnienia musimy przywołać cud. I to właśnie miałby być dowód na istnienie Boga i jego stwórczą moc.

Skąd biorą się tego typu nieporozumienia związane z wystąpieniem kard. Schönborna? W naszym współczesnym świecie uformowanym przez mentalność technicznej jednoznaczności i inżynieryjnej skuteczności słowo „projekt” skojarzyło się czytelnikom z bakterią tak skomplikowaną lub tkanką o takim stopniu złożoności, że chrześcijanin nie umiejąc znaleźć naukowego wyjaśnienia powstania tak wyspecjalizowanej struktury, miałby — jako naukowiec — rozłożyć bezradnie ręce i powiedzieć: tylko cud jest tu wyjaśnieniem! Odwołując się do obrazów „argumentu zegarmistrza”: biologowie mieliby często znajdować na plaży tak skomplikowane zegarki, że stając bezradni musieliby wołać: „bez pomocy Boskiego Zegarmistrza nie sposób tego wyjaśnić”.

Tymczasem w ustach katolickiego duchownego uformowanego na klasycznej filozofii słowo „projekt” (design) oznacza coś innego niż dla inżyniera: projekt to „przyczyna formalna i przyczyna celowa bytów przyrodniczych”, które to przyczyny są z nauk przyrodniczych „metodycznie wykluczone z powodu redukcjonistycznej wizji natury”[7]. Powód tego wykluczenia? Taka jest po prostu istota nauk przyrodniczych.

Argument kardynała był więc filozoficzny, odwołujący się do zdolności umysłu ludzkiego zauważenia rozumności przyrody, czyli takiego jej uporządkowania, że rozum ludzki może przyrodę zrozumieć, opisać jej prawa i ująć je w formuły, na przykład matematyczne. Argument ów przypominał, że jakkolwiek cenne jest nowoczesne naukowe przyrodoznawstwo, to jest tylko jednostronnym opisem świata, metodycznie zredukowanego do tego, co da się zmierzyć. A „badanie rzeczywistości metodami redukcyjnymi prowadzi do niekompletnej wiedzy”: na przykład typowo ludzkich zagadnień, takich jak wolność, dobro, piękno, prawda — nie da się zbadać w ten sposób. Wzywając więc neo-darwinistów do metafizycznej powściągliwości, Ch. Schönborn, z oczywistością przyjmuje, że taki darwinizm (rezygnujący z rozstrzygania o istnieniu Boga, o celowości w przyrodzie i o Bożym planie dla stworzenia) mógłby być do pogodzenia z katolickim nauczaniem o przyrodzie[8]. Pod jednym wszakże warunkiem: że nie przyjmie się bezrefleksyjnie ewolucjonizmu jako „filozofii pierwszej” współczesnego świata.

Wracając zaś do Darwina i do pierwszego z dwóch cytatów otwierających O powstawaniu gatunków, „Wydarzenia powodowane są nie tyle przez odosobnione interwencje Bożej mocy, co raczej przez ustanowienie ogólnych praw przyrody”. Na czym praktycznie ma polegać zależność wydarzeń od Boga, na przykład z historii rozwoju życia na Ziemi? Jeśli nie na nieustannych cudownych interwencjach w przypadkach na tyle trudnych, że siły natury nie wystarczą do ich zrozumienia — to na czym?

Jeśli więc, obrazowo mówiąc, łańcuch przyczyn kolejnych wydarzeń nie wymaga wstawiania co pewien czas cudownego, Bożego ogniwa, jeśli jest on ciągiem naturalnych wydarzeń, to na czym polega jego zależność od Boga? Może na tym, że łańcuch ewolucyjnych przyczyn jest zaczepiony u Bożego tronu przynajmniej za pomocą pierwszego, cudownego ogniwa?

Dla ułatwienia sobie zbliżenia się do odpowiedzi na te pytania, odwołajmy się do dwóch porównań: księgi i budowli. 

a. czytanie księgi natury

Wyobraźmy sobie naukowy zespół badający metodami przyrodniczymi zawartość znalezionego przez przypadek pliku zapisanych ręcznie kartek z napisem „Pan Tadeusz” na okładce. Zespół techniczny ustala, że znaleziona księga składa się z kart pokrytych linijkami czarnych znaczków. Ekipa chemików ustala, że znaczki powstały przez nanoszenie wodnego roztworu barwnika, a fizycy odtworzyli wygląd narzędzia zwanego „piórem”, które mogłoby dozować ów roztwór, tak by powstała ciemna i wąska linia.

Specjaliści w zakresie medycyny ustalili, jakie ruchy prawej ręki były potrzebne, by ludzka dłoń mogła się takim instrumentem posłużyć, a badający po nich sprawę neurologowie zbadali, jaki sygnał nerwowy był przy tym niezbędny, aby połączyć mięśnie ręki z ośrodkiem ruchu w mózgu. Porównanie z dostępnymi badaniami centralnego układu nerwowego pozwoliło dokładnie określić, jakie zmiany ładunków elektrycznych w neuronach były konieczne, aby spowodować stosowny bodziec nerwowy. Udało się nawet ustalić, jak przebiega w neuronach modulacja napięcia i jakie molekuły biorą w tym udział. Elektronik ustalił, jaka konfiguracja atomów wodoru, tlenu i węgla najbardziej ułatwia konieczny przy tym proces fizyczny. Badacz cząstek elementarnych podał wzór konieczny do wyjaśnienia tego typu zagadnień, a na koniec wystąpił matematyk tłumacząc, dlaczego podstawowe cegiełki materii zachowują się w taki właśnie sposób.

Jakkolwiek ciekawe i pouczające mogą być te wszystkie badania (a można by ich opis jeszcze znacznie przedłużyć) — to czy tą metodą da się ustalić przyczynę i cel powstania tomu zatytułowanego „Pan Tadeusz”? Czy na końcu coraz bardziej wnikliwych badań przyrodniczych odkryjemy przyczynę tkwiącą w autorze tego arcydzieła i skutek, jaki zamierzał wywołać w czytelniku? Czy da się to zrobić bez odwołania się do przyczyn niematerialnych, takich jak ludzka wolna wola pisarza i celowy zamiar artysty?

Przyrodnik badający leżący przed sobą egzemplarz książki nigdy nie wyjdzie poza niekończący się łańcuch materialnych przyczyn i skutków. I słusznie: skoro jest przyrodnikiem, do tego typu badań będzie ograniczony. Jednak cały ten łańcuch jest „zawieszony u tronu” woli i celowego zamiaru Adama Mickiewicza. Całość tego łańcucha zależy od trwającej i podtrzymującej dzieło woli artysty. Nie jest to bynajmniej odwołanie się do cudu wskutek ograniczonych na razie możliwości nauk przyrodniczych. Jest to jak najbardziej racjonalne zauważenie, że w tym przypadku redukcjonizm fizykalno-chemiczny to za mało, by całościowo zbadać dzieło sztuki.

Kto chce badań dzieło poety od strony prawdziwie ludzkiej, musi posłużyć się metodą inną niż tylko przyrodnicza; musi odwołać się do tego, co nie jest ograniczone do oddziaływania elementarnych cząstek, atomów, molekuł i impulsów elektrycznych biegnących do mięśni wzdłuż nerwów; musi przejść do czegoś, co przekroczy techniczny problem wytworzenia śladu barwnika na papierowym nośniku.

Podobnie: kto chce badać stworzenie od strony prawdziwie teologicznej, musi posłużyć się inną metodą, niż jedynie rygorystycznie eksperymentalne badania fizyków, chemików i biologów. W genialnym sformułowaniu św. Augustyna brzmi to tak:

 

„Gdybyś całe stworzenie tak od początku pojmował, by przypisać Bogu jego autorstwo, byłbyś jakby czytelnikiem wielkiej księgi natury (magnum librum naturae rerum) rzeczy”[9].

 

b. kto zbudował świat?

Sięgnijmy po drugie porównanie. Wyobraźmy sobie równie liczną i wyspecjalizowaną ekipę badającą, czy prawdą jest, że Bolesław Śmiały rozpoczął budowę romańskiej katedry na Wawelu. Członkowie zespołu badawczego podejmują więc architektoniczne badania pozostałości fundamentów; analizują ocalałe średniowieczne cegły i pozostałości zaprawy; sprawdzają odciski palców w glinie i ewentualne ślady w ziemi obok murów.

Po latach badań ogłaszają: znaleźliśmy dowody pracy wielu osób przy budowie romańskiej katedry. Mamy odciski palców pracowników cegielni, gdyż zachowały się na kilku cegłach. Mamy fragmenty odcisków dłoni pomocników murarskich w resztkach zaprawy. Odkryliśmy miejsce, gdzie kierownik budowy spotykał się z pracownikami wyznaczając im zadania na każdy dzień robót. Niestety, nie ma ani jednego odcisku palców króla Bolesława; nic nie wskazuje na to, aby rozpoczynając budowę przyniósł chociaż jeden kamień lub aby kiedykolwiek mieszał zaprawę. Nie wydaje się też, by chodząc po rusztowaniach wskazywał palcem, które rzędy cegieł należy kłaść w kolejnym dniu prac budowlanych. Nie ma też żadnego szkicu sklepienia wykonanego ręką króla. Jest możliwe, że monarcha w ogóle nie pojawił się nigdy na budowie. Wobec tego należy sformułować wniosek badań: nie jest prawdą, że Bolesław Śmiały rozpoczął budowę tej katedry.

Czy taki wniosek byłby poprawny? Czy metoda badań przyrodniczych pozostałości materialnych starej budowli to właściwa metoda dla sprawdzenia poprawności historycznej tezy? Czy nie należałoby raczej poszukiwać śladów niematerialnego zapoczątkowania tej budowli: woli króla, którą wyraził wobec poddanych; zamiarów władcy i celów, jakie sobie stawiał? Łańcuch materialnych wykonawców, od pracowników kamieniołomu aż po kierownika zmiany na rusztowaniach budowy jest „zawieszony u tronu woli monarchy”, ale nie w ten sposób, by król miał kłaść pierwsze cegły lub układać pierwsze sklepienie. Nie, całość tego łańcucha zależy od trwającej i podtrzymującej całe dzieło woli monarchy. Kto chce badać architektoniczne dzieło od strony prawdziwie ludzkiej, musi posłużyć się inną metodą, odwołującą się także do tego, co nie jest ograniczone do rodzaju materiałów, wytrzymałości konstrukcji i śladów stóp pozostawionych przez pracowników.

Podobnie: kto chce badać dzieło stworzenia od strony prawdziwie Bożej, musi ostatecznie wykroczyć poza zainteresowania ograniczone do badania materialnego budulca świata. Istnieje długa linia Tradycji zachęcająca do dwuetapowego badania przyrody: po etapie pierwszym, polegającym na obserwacji cech materii, winien przyjść etap drugi, refleksji nad znaczeniem zdobytej wiedzy przyrodniczej. Linia ta zaczyna się już w Biblii, sformułowana została pierwotnie w Starym Testamencie, w księdze Mądrości: „Z wielkości i piękna stworzenia poznaje się przez podobieństwo ich Sprawcę” (Mdr 13,5). Myśl ta znalazła swój dojrzały wyraz u św. Pawła: „To, co można wiedzieć o Bogu, jest [dla nich] jawne, gdyż Bóg [im] to objawił. To bowiem, co w Bogu niewidzialne — Jego wiekuista moc oraz boskość — od stworzenia świata staje się widzialne dzięki rozumnemu oglądaniu dzieł Bożych” (Rz 1,19-20).

Ten wątek nauczania św. Pawła był chętnie podejmowany przez wielkich myślicieli chrześcijaństwa. Orygenes (ok. 186-254) pisał:

 

„I ślepi widzą, kiedy patrząc na świat z wielkości piękna stworzeń przez podobieństwo poznają ich Stwórcę (Mdr 13,5); kiedy rozpoznają od stworzenia świata niewidzialne przymioty Boga, zrozumiałe dla umysłu dzięki Jego dziełom (por. Rz 1,20), to jest z uwagą na nie patrzą i jasno je rozumieją”[10].

 

Owi wspomniani przez Orygenesa „ślepi” to nie znający Boga poganie: jednak i oni, jeśli tylko będą się oddawać filozoficznemu namysłowi nad światem poznanym na sposób naukowy, ujrzą swoim umysłem podstawowe przymioty Boga.

Ten wątek był kontynuowany przez przedstawicieli głównego nurtu teologii patrystycznej. Oto przykład zaczerpnięty z pism św. Grzegorza z Nyssy (ok. 335-394):

 

„Stwórca wszechrzeczy przysposobił zawczasu jakby siedzibę królewską dla tego, kto miał władać [czyli człowieka]: stanowią ją ziemia, wyspy, morze i niebo. Wtedy ukazał się we wszechświecie człowiek — badacz i władca znajdujących się w nim cudów, by używając ich poznał Tego, który je stworzył i dzięki pięknu i wielkości rzeczy widzialnych wytropił niewypowiedzianą moc ich Stwórcy[11].

 

Św. Grzegorzowi dzieło stworzenia jawi się w pierwszym etapie jako przygotowanie domu dla korony ziemskiego stworzenia, dla człowieka. W drugim zaś etapie Bóg wprowadza na świat ludzi, ale nie tylko jako mieszkańców. Człowiek ma też oddawać się naukowemu badaniu budowli świata. Dzięki temu stopniowo dojdzie do pojęcia Architekta kosmicznej budowli, czyli do Stworzyciela.

Wreszcie, niezrównany św. Augustyn prowadzi nas na same szczyty tego rodzaju rozumowania prowadzącego od namysłu nad rzeczywistością materialną do refleksji o Stwórca całej przyrody: „Widząc to, co możemy, miłujmy Tego, którego widzieć nie możemy; a dzięki tej miłości kiedyś Go ujrzymy[12]. To oczywiście oddanie poetyckimi słowami głównej myśli św. Pawła z Listu do Rzymian (Rz 1,19-20).

Augustyn, zestawiając kunsztownie słowa, snuje dalej analogię: jak w swoim ziemskim środowisku umiemy docenić rzemieślnika i architekta, tak samo umiejmy docenić Stwórcę całego świata:

 

„Podziwiając dzieło, chwalimy działającego;

podziwiając budowlę, chwalimy budowniczego;

podziwiając stworzenie, chwalimy Stworzyciela

(de operibus laudemus operantem,

de conditis Conditorem,

de creatura Creatorem)”.

 

Zachwycający się pięknem stworzonego świata i jego misterną strukturą poznawalną przez ludzki umysł, Augustyn wołał: „Jeśli piękne jest, co stworzył, i ileż piękniejszy jest, Który stworzył (si pulchra sunt quae fecit, quanto pulchrior est qui fecit)?”[13]

 

* * * * *

 

Rozważyliśmy na razie niektóre logiczne konsekwencje płynące z lektury pierwszego z dwóch cytatów umieszczonych przez Karola Darwina na początku jego epokowego dzieła O powstawaniu gatunków. Słowa brzmiące: „wydarzenia powodowane są nie tyle przez odosobnione interwencje Bożej mocy, co raczej przez ustanowienie ogólnych praw przyrody” można zrozumieć jako zachętę do traktowania przyrody jako księgi zapisanej przez jej Autora – Boga mocą aktu Stworzenia albo jako budowli wniesionej przez Bożego Architekta. Jedno i drugie porównanie każe widzieć Boże działanie w świecie znacznie głębiej, niż miałoby to miejsce w postaci doraźnych interwencji.

3. jak studiować księgę Bożych dzieł

Przejdźmy teraz do kolejnego tekstu, drugiego z zacytowanych na początku fundamentalnego dzieła Darwina. Przytoczony tam fragment słów Franciszka Bacona zyskuje pełny blask dopiero wtedy, gdy ujrzymy go w całym jego kontekście i pamiętać będziemy o pełnym tytule oryginału: Dwie księgi Franciszka Bacona o postępach i pogłębianiu wiedzy Boskiej i ludzkiej[14]. Tuż przed słowami przytoczonymi przez Darwina znajdujemy bowiem takie oto wprowadzenie:

 

„Niewielka lub powierzchowna znajomość filozofii może skłaniać umysł ludzki do ateizmu, ale dalsze w niej postępowanie sprowadza umysł z powrotem do religii.

Gdy umysł ludzki początkujący w filozofii zwraca uwagę na przyczyny wtórne, które najbliższe są naszym zmysłom, wtedy może zatrzymać się przy nich i zapomnieć o przyczynie najwyższej. 

Ale gdy człowiek pójdzie dalej i zobaczy zależność przyczyn od dzieła Opatrzności, wtedy — jak mówi alegorycznie poeta — ujrzy że najwyższe ogniwo łańcucha natury musi tkwić u stóp tronu Jowisza”.

 

W tym świetle znacznie jaśniejsze stają się słowa cytatu otwierającego dzieło stojące u początku nowej epoki w dziejach nauki, O pochodzeniu gatunków:

 

„Konkludując zaś, niech nikt nie mniema ani nie utrzymuje, czy to z powodu fałszywej pokory czy też źle pojmowanej skromności, że można zbyt wiele postąpić w studiach albo nad księgą Bożego Słowa albo nad księgą Bożych dzieł, a więc w teologii i przyrodoznawstwie (divinity or philosophy). Ale raczej niech ludzie nie ustają w postępach i pogłębianiu sprawności w obu tych dziedzinach […] i niech nieroztropnie nie mieszają ani nie mylą ze sobą tych dziedzin”[15].

 

Ten nieco dłuższy tekst warto przeanalizować, gdyż rzuca niezmiernie ważne światło dla możliwości porozumienia między dobrze rozumianą teorią ewolucji i osadzoną w katolickiej Tradycji teologią chrześcijańską.

Po pierwsze więc, „niewielka lub powierzchowna znajomość filozofii może skłaniać umysł ludzki do ateizmu”. Słowo „filozofia” należy tu rozumieć szerzej niż jest to w akademickim zwyczaju dzisiaj; obejmuje ono też to, co nazywano dawniej philosopia naturalis, a więc przyrodoznawstwo z takimi dziedzinami jak chemia, fizyka, astronomia czy biologia. Czyż Izaak Newton nie nazwał swojego wykładu zmatematyzowanej fizyki „Matematycznymi podstawami filozofii naturalnej” (Philosophiae Naturalis Principia Mathematica)? Darwin sygnalizuje więc, za siedemnastowiecznym uczonym F. Baconem, że pierwszy kontakt z metodą naukową może zburzyć w kimś religijną pewność. Może tak być również w przypadku wyciągania pierwszych wniosków z nowej teorii ewolucji. Ale przecież „dalsze postępowanie” w nauce „sprowadza umysł z powrotem do religii”.

Nie chodzi tu na pierwszym miejscu o postęp w sensie pomnożenie szczegółowych danych naukowych albo gromadzenia ciągle nowych wyników badań. Owym postępem jest raczej rozszerzenie metody naukowej. Dopóki przyrodnik ogranicza się do pytań tylko o fizykalne uwarunkowania eksperymentu albo jedynie o prawa przyrodnicze, które wyjaśniłyby jakiś proces, tak długo odpowiada temu opis „umysłu ludzkiego początkującego w filozofii” i „zwracającego uwagę na przyczyny wtórne”.

Z całą pewnością odnosi się to w zamyśle Darwina tworzącego O powstawaniu gatunków do teorii wyjaśniającej historię form życia na Ziemi. Ponieważ jest to historia rozwoju organizmów, od prostszych do bardziej złożonych, a rozwój zwany jest z łacińska evolutio, stąd właśnie określenie „teoria ewolucji”. Dopóki wzrok badacza zwrócony jest tylko na łańcuch przyrodniczych przyczyn i ich skutków w naturze, tak długo „może zatrzymać się przy nich i zapomnieć o przyczynie najwyższej”. Ale, jak brzmi kluczowa w tym cytacie myśl, „gdy człowiek zobaczy zależność przyczyn od dzieła Opatrzności, wtedy ujrzy że najwyższe ogniwo łańcucha” zależy bezpośredni od woli Bożej.

Cóż mogłoby to znaczyć? Że na przykład można przyrodniczo wyjaśnić, jak ptaki wyewoluowały z gadów, a gady z kolei z ryb, że można ten łańcuch przedłużyć, ale w pewnym momencie — na przykład do wyjaśnienia powstania życia na Ziemi, konieczne będzie odwołanie się do cudu? Trzeba nam będzie wrócić za chwilę do tego zagadnienia, gdyż takie zdefiniowanie zależności łańcucha przyczyn od Stwórcy wydaje się sprzeczne z pierwszym cytowanym fragmentem autorstwa Williama Whewella: przecież „wydarzenia powodowane są nie tyle przez odosobnione dekrety Bożej mocy ogłaszane dla każdego przypadku oddzielnie, ale raczej przez ustanowienie ogólnych praw przyrody”. Wydaje się, że byłoby to też sprzeczne z zakończeniem myśli u samego Francisa Bacona, który zachęcając, by „ludzie nie ustawali w postępach i pogłębianiu sprawności w obu tych dziedzinach”, a więc w przyrodoznawstwie i w znajomości Biblii, jednocześnie „nieroztropnie nie mieszali ze sobą tych dziedzin”.

Wydaje się więc, że ukryty tu sens jest inny. „Bóg nie interweniuje bezpośrednio w porządek naturalny tam, gdzie przyczyny wtórne wystarczają, by wywołać zamierzony skutek»[16]. Bóg jest autorem wszystkich przyczyn, zarówno pierwotnych jak i wtórnych. Tak samo, jak od woli Mickiewicza zależy całości powstania Pana Tadeusza (a nie tylko jeden z elementów, szczególnie trudny do wyjaśnienia, ciągu wydarzeń składających się na zapisanie kartek); tak jak od woli króla zależy cała historia powstania zamku (a nie tylko kilka, szczególnie skomplikowanych elementów budowy); tak samo od stwórczej woli Boga zależy również to wszystko, co nauka wyjaśnia jako ciąg wydarzeń połączonych łańcuchem zależności przyczyn i skutków.

Czy Bóg jawi się wtedy jako mniej, czy jako bardziej potężny? Według naszych współczesnych odczuć odsuwa to nieco Boże działanie na dalszy plan. Ale nie musimy mieć racji. Być może powinniśmy przyjąć korektę ze strony wielkiego doktora Kościoła, św. Tomasza. On zaś był dokładnie przeciwnego zdania: „Potęga przyczyny jest tym większa, im dalej sięgają jej skutki”[17].

Streszczenie

W 2009 roku świat obchodził dwusetną rocznicę urodzin Karola Darwina. Korzystając z tej okazji zwróciliśmy uwagę na dwa cytaty zamieszczone na samym początku pierwszego wydania O pochodzeniu gatunków z 1859 roku. Są to teksty kolejno Williama Whewella (1794-1866) i Francisa Bacona (1561-1622). Oba sygnalizują możliwość konfliktu między obiegowymi poglądami teologicznymi połowy XIX wieku a nową teorią naukowa, a tym przypadku – teorią ewolucji. Ale oba też kierują myśl czytelnika w stronę rozwiązania tego konfliktu. Tradycja chrześcijańska ugruntowana na takich autorytetach jak św. Augustyn czy św. Tomasz widziała przecież miejsce dla działania Boga w świecie nie w wyjątkowych przypadkach, kiedy zawiodą siły natury. Wręcz przeciwnie, same siły przyrody i jej prawa są nieustannie zależne od nieustającego, stwórczego aktu Boga, podtrzymującego wszystko w istnieniu.



[1] Ch. Darwin, On the Origin of Species by Means of Natural Selection, or the Preservation of Favoured Races in the Struggle for Life (wyd. 1), London 1859, http://darwin-online.org.uk/contents.html (2009).

[2] Astronomy and general physics considered with reference to Natural Theology (Bridgewater Treatise), Cambridge 1833; por. J. van Wyhe, The Bridgewater Treatises On the Power Wisdom and Goodness of God As Manifested in the Creation, http://www.victorianweb.org/science/bridgewater.html (2009).

[3] „But with regard to the material world, we can at least go so far as this — we can perceive that events are brought about not by insulated interpositions of Divine power, exerted in each particular case, but by the establishment of general laws”, Ch. Darwin, On the Origin of Species, dz. cyt. s. ii.

[4] „To conclude, therefore, let no man out of a weak conceit of sobriety, or an ill-applied moderation, think or maintain, that a man can search too far or be too well studied in the book of God‘s word, or in the book of God’s works ; divinity or philosophy ; but rather let men endeavour an endless progress or proficience in both”, Ch. Darwin, On the Origin of Species (wyd. 1), London, 1859, s. 2, http://www.esp.org/books/darwin/origin/facsimile/ (2009).

[5] W. Paley, Natural Theology, London 1836, http://books.google.pl/books?id=Q_AQAAAAYAAJ&printsec=frontcover&source=gbs_book_other_versions_r&cad=3_1 (2009); pierwsze wydanie tej książki pochodziło z 1802 roku.

[6] Ch. Schönborn, Finding Design in Nature, „New York Times”, July 7, 2005, http://www.nytimes.com/2005/07/07/opinion/07schonborn.html (2009).

[7] Ch. Schönborn, The Designs of Science, „First Things”, January 2006 http://www.firstthings.com/article.php3?id_article=71 (2009).

[8] Ch. Schönborn, The Designs of Science, dz. cyt.

[9] „At si universam creaturam ita prius aspiceres, ut auctori Deo tribueres, quasi legens magnum quemdam librum naturae rerum”, św. Augustyn, Contra Faustum Manichaeum 32.20; por. P. Harrison, The Bible and the emergence of modern science, „Science and Christian Belief” 18 (2) 2006 October, http://epublications.bond.edu.au/cgi/viewcontent.cgi?article=1068&context=hss_pubs (2009); P. Harrison, Miracles, Early Modern Science, and Rational Religion, http://epublications.bond.edu.au/cgi/viewcontent.cgi?article=1056&context=hss_pubs (2009).

[10] Orygenes, Komentarz do Ewangelii według Mateusza, Kraków 1998, s. 104.

[11] Grzegorz z Nyssy, O stworzeniu człowieka, Kraków 2006, s. 55.

[12] „Ut videntes quae possumus, amemus quem videre non possumus, ut ipsius amoris merito aliquando videre possimus”, św. Augustyn, Objaśnienia psalmów, Warszawa 1986, Ps 103,1.

[13] św. Augustyn, Objaśnienia psalmów, Warszawa 1986, Ps 148,15.

[14] The TVVOO Bookes of Francis Bacon. Of the proficience and aduancement of Learning, divine and humane, London 1605, http://www.gutenberg.org/dirs/etext04/adlr10h.htm (2009), http://www.btinternet.com/~glynhughes/squashed/bacon.htm (2005).

[15] „But further, it is an assured truth, and a conclusion of experience, that a little or superficial knowledge of philosophy may incline the mind of men to atheism, but a further proceeding therein doth bring the mind back again to religion. For in the entrance of philosophy, when the second causes, which are next unto the senses, do offer themselves to the mind of man, if it dwell and stay there it may induce some oblivion of the highest cause; but when a man passeth on further and seeth the dependence of causes and the works of Providence; then, according to the allegory of the poets, he will easily believe that the highest link of Nature’s chain must needs be tied to the foot of Jupiter’s chair. To conclude, therefore, let no man upon a weak conceit of sobriety or an ill-applied moderation think or maintain that a man can search too far, or be too well studied in the book of God’s word, or in the book of God’s works, divinity or philosophy; but rather let men endeavour an endless progress or proficience in both; only let men beware that they apply both to charity, and not to swelling; to use, and not to ostentation; and again, that they do not unwisely mingle or confound these learnings together”, F. Bacon, Advancement of Learning (1605), ks. I, The TVVOO Bookes of Francis Bacon. Of the proficience and aduancement of Learning, divine and humane, London 1605, http://www.gutenberg.org/dirs/etext04/adlr10h.htm (2009),

http://www.btinternet.com/~glynhughes/squashed/bacon.htm (2005).

[16] Suarez, De opere sex dierum, II, X, 13, [za:] E. Wasman, Evolution, Catholic Encyclopedia, t. 5, New York 1909, s. 655, http://oce.catholic.com/index.php?title=Evolution (2009).

[17] Summa contra gentiles, III, 77,3.


[2009] 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.