bp Andrzej Siemieniewski
„Ducha nie gaście” — budowanie chrześcijańskiej tożsamości
Jak budować chrześcijańską tożsamość pod hasłem „Ducha
nie gaście”, które to słowa zaczerpnięte są z Pierwszego Listu św. Pawła
Apostoła do Tesaloniczan? To bardzo stary tekst; uczeni bibliści przekonują
nas, że nawet najstarszy spośród wszystkich skompletowanych w Nowym
Testamencie. Mamy więc wziąć za wzór postawę Apostoła i jego słuchaczy. Stoimy
jednak przed pewnym problemem: czy to, co przeżywano i pisano przed dwudziestu
wiekami przystaje do naszej sytuacji? Czy nasze problemy wobec laicyzacji i
sekularyzacji nie są tak specyficzne, że starochrześcijańskie doświadczenie
niewiele nam pomoże? Może jednak tak nie jest, a opisane w liście do
Tesaloniczan problemy są tak podobne do naszych, że z łatwością się w nich
odnajdziemy. Spróbujmy się o tym przekonać.
W miniony poniedziałek, przy
początku obecnych, czterdziestych już Wrocławskich Dni Duszpasterskich, ks.
Rektor naszego Wydziału Teologicznego w swoim referacie wspomniał Immanuela
Kanta. Tak się złożyło, że akurat sześć dni temu miałem okazję być przy grobie
Kanta w Rosji, w Obwodzie Kaliningradzkim, w mieście, które nosiło niegdyś
nazwę Królewca. Wspominając moje myśli u grobu tego wielkiego filozofa
niemieckiego Oświecenia, pozwolę sobie zacząć od rozpoczętych tam właśnie
skojarzeń historycznych. Niech wprowadzą nas w refleksję nad tożsamością chrześcijańską w zsekularyzowanym świecie,
niech pomogą w zrozumieniu apelu św. Pawła Apostoła z jego listu do
Tesaloniczan: „Ducha nie gaście” (1 Tes 5,19). Musimy bowiem znaleźć most
łączący nasze dzisiejsze problemy ze światem Apostołów Nowego Testamentu,
odległym od nas o dwadzieścia wieków.
1. Czas nadziei czy rezygnacji?
a. Ziemia bez Boga
Postać Kanta w dalszym ciągu
spogląda z wysokości pomnika stojącego przed kaliningradzkim uniwersytetem na
miasto, choć ono samo bardzo się od jego czasów zmieniło. W wyniku II wojny
światowej do tej stolicy Prus Wschodnich zawitał porządek przyniesiony przez
rewolucję październikową, która ogłosiła: Бога нет, царя не надо. Skoro царя не надо, miasto nazwane niegdyś Królewcem (Königsberg)
na cześć czeskiego króla Przemysła, zostało teraz Kaliningradem, a więc miastem
bolszewika Michała Kalinina. Ale nowa nazwa to nie najważniejsza zmiana, jakiej
podległa ta część byłych Prus Wschodnich.
Po ustanowieniu władzy radzieckiej Obwód ogłoszono
poligonem ateizmu, wszak Бога
нет. Na terenie
przez dziesięciolecia zamkniętym i odciętym od świata, gdzie mieszkało milion
ludzi, do 1985 roku nie było ani jednej świątyni żadnego religijnego wyznania.
Wiarę religijną uznano za szkodliwą i niepotrzebną. Do dziś podróżując przez
Obwód dostrzec można ślady dawnych zniszczonych kościołów: wyszczerbione wieże,
zawalone mury, sterczące resztki dachów. Za zniszczeniem świątyń poszło
zniszczenie człowieka: gdy ogląda się napisy na cmentarnych nagrobkach, odnosi
się wrażenie, że większość pochowanych tam ostatnio mężczyzn zmarła w młodym
lub średnim wieku. Czyżby duch zgasł? Jak budować chrześcijańską tożsamość na
religijnej pustyni?
Wracając znad rzeki Niemen, niedaleko miasteczka
Sławsk spostrzegliśmy nagle na odludnym polu błękitną tablicę z napisem:
monastyr. Wjechaliśmy w boczną drogę. Pod patronatem prawosławnego patriarchy
Cyryla dziesięć lat temu powstał tam na uboczu klasztor służący kontemplacji i
dziełom charytatywnym. Choć ostatnie prace budowlane jeszcze trwają, obecność
sióstr jest już widomym znakiem odradzającego się życia wiary! Następnego dnia
czytaliśmy w kościele proroctwo Ezechiela:
„Oto mówią oni: «Wyschły kości nasze, minęła
nadzieja nasza, już po nas». Dlatego prorokuj i mów do nich: Tak mówi Pan Bóg:
Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, […] i poznacie, że
Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój.
Udzielę wam mego ducha po to, byście ożyli” (Ez 37,11-14).
Jakże żywo przypomina czasy pierwszego chrześcijaństwa
to mozolne dzieło nowej ewangelizacji w Obwodzie Kaliningradzkim. W kraju,
gdzie do dziś więcej jest pomników Lenina niż chrześcijańskich parafii, znowu
nabiera znaczenia apostolskie wezwanie:
„Nie gaście Ducha!
Nie lekceważcie proroctw! Wszystko badajcie!” (1 Tes 5,19-21).
b. Powrót
do pierwotnego chrześcijaństwa
Wraz z tym apostolskim wezwaniem z Pierwszego Listu do
Tesaloniczan wróciliśmy do samych początków chrześcijaństwa. Jest to przecież
cytat z tekstu, który — jak się powszechnie uważa — jest pierwszym historycznie
pismem Nowego Testamentu. Ma wartość szczególną, jako najstarszy, obszerny
dokument chrześcijański.
Pochodzi z czasów chrześcijaństwa dopiero
początkującego, to prawda. Można by powiedzieć, że w tym aspekcie środowisko
jego powstania i mentalność adresatów bardzo różni się od naszej.
Powszechnie przyjmuje się, że Pierwszy List do
Tesaloniczan stanowi pierwsze pismo Nowego Testamentu, a datę jego powstania
wyznacza się na okres drugiej podróży apostolskiej św. Pawła, czyli rok 50 lub
51 naszej ery. List został skierowany do wiernych mieszkających w Tesalonice, w
stolicy rzymskiej prowincji Macedonii, przy rzymskiej drodze Via Egnatia, prowadzącej z Rzymu do
Bizancjum. Zapewniało to miastu rolę ważnego ośrodka gospodarczego,
kulturalnego i handlowego.
Czy te realia historyczno-geograficzne nie oddzielają
nas bezpowrotnie od starożytnej Tesaloniki? Niekoniecznie: w Pierwszym Liście
do Tesaloniczan spostrzegamy Kościół żyjący w warunkach w wielu aspektach
zdumiewająco podobnych do naszych współczesnych doświadczeń, także tych znanych
nam z Polski. Szczególnie, kiedy uświadomimy sobie istnienie w Europie takich
obszarów kulturowych jak Obwód Kaliningradzki?
2. Znów u
początków chrześcijaństwa
a.
Środowisko wielokulturowe i wieloetniczne
Po pierwsze więc, tak jak współczesny świat coraz
bardziej staje się tyglem wielu nacji i religii, tak samo w liście Apostoła
znajdziemy odzwierciedlenie realiów społeczeństwa, w którym spotykają się na co
dzień bardzo różne grupy społeczne. W Tesalonikach widzimy żyjących obok siebie
Żydów i Greków (por. Dz 17,4-5), a podobne sceny z życia codziennego odnotowuje
też autor Dziejów Apostolskich w sąsiedniej Berei (Dz 17,12-13). W opisie
leżących nieco dalej Aten do realiów pluralizmu narodowościowego dołącza się
pluralizm światopoglądowy: obok Żydów żyli tam nie tylko wyznawcy judaizmu
wywodzący z narodów pogańskich, ale także zwolennicy różnych modnych filozofii,
na przykład epikureizmu i stoicyzmu (por. Dz 17,17-18). Nie inaczej było w
kolejnym mieście, które stało się scenerią głoszenia Ewangelii przez Apostoła,
w Koryncie. Św. Paweł miał tam okazję przemawiać zarówno do Żydów, jak i do
Greków (por. Dz 18, 4). Chociaż od scen opisanych w Nowym Testamencie, a związanych
z Tesalonikami dzieli nas już prawie dwadzieścia wieków, odnajdujemy uderzające
podobieństwa między naszymi środowiskami: pluralizm kultur, narodów i religii.
Niech pomoże nam praktyczna ilustracja: cztery dni
temu przechodząc przez wrocławski Rynek otrzymałem reklamową kartkę z
informacją-zaproszeniem na religijne święto na dzień 26 sierpnia. Czy ma to
związek z przypadającą właśnie wtedy uroczystością Matki Bożej Częstochowskiej?
Nie bardzo: zaproszenie wystosowało Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości
Kryszny, które organizuje Festiwal Wozów nie zapominając przy tym o złożeniu
ofiary ogniowej. To też realia kulturowo-religijne współczesnego Wrocławia…
b.
Środowisko społeczne niechętne Ewangelii
Po drugie, zauważamy, że kolejnym punktem podobieństwa
między światem pierwszych chrześcijan z Tesaloniki a kulturą, w której nam
przypadło żyć, jest krytyczne nastawienie otoczenia wobec wyznawców Ewangelii.
Pierwotny Kościół musiał wzrastać w środowisku zdecydowanie niechętnym
kształtującemu się stopniowo chrześcijaństwu. Do samych Tesaloniczan pisze
Paweł: „przyjęliście słowo wśród licznych utrapień” (1 Tes 1,6 BP), a o swoim
doświadczeniu wspomina: „w Filippi spotkały nas cierpienia i zniewagi, ale w
Bogu naszym zdobyliśmy się na odwagę głoszenia wam Ewangelii Bożej pośród
wielkich zmagań” (1 Tes 2,2). Apostoł jest świadom, że taka sytuacja jest
typowa również dla innych terenów, nawet dalekich od Tesalonik: „staliście się
naśladowcami Kościołów Bożych w Judei”, w ten mianowicie sposób, że „cierpieliście
to samo, co one” (1 Tes 2,14). W takich warunkach niełatwo dochować wierności
Ewangelii, skoro Tymoteusz musiał „was umocnić i zachęcić do wytrwania w
wierze, aby nikt się nie załamał z powodu utrapień” (1 Tes 3,2-3). Nie było to
zresztą zaskoczeniem, jak przypomina św. Paweł: „zapowiadaliśmy wam, że
będziemy musieli znosić utrapienia; wiecie, że tak właśnie się stało” (1 Tes
3,4).
Wierzący żyjący we współczesnym świecie rozpoznają
tutaj swoje doświadczenie: jakże często ich wiara bywa znieważana przy pełnej
aprobacie mediów. Oto kolejna ilustracja z życia — napisany w tonie pełnym
pochwały cytat z gazety codziennej z dnia 16 sierpnia 2010 roku dotyczący
sporów o krzyż na warszawskiej ulicy: „Krzyże
ustawiane z puszek po piwie, jeden z demonstrantów przebrany za papieża,
zupełnie otwarte, zbiorowe nabijanie się z religijnego symbolu i jego obrońców — to wszystko […] stało się pełnoprawnym elementem życia
publicznego”.
c.
Chrześcijanie uwikłani w niemoralność
Po trzecie, Kościół trapiony jest nie tylko zewnętrzną
niechęcią, a niekiedy i prześladowaniem. Jeszcze większym problemem są bardzo
poważne grzechy chrześcijan. Być może współczesny człowiek dostrzegając je w
Kościele dzisiejszym nie spodziewałby się w pierwotnym chrześcijaństwie aż
takich trudności w dochowaniu wierności moralnym wymaganiom Ewangelii. Jakże
często nadinterpretujemy przecież frazeologię przekonującą o „świętości
pierwszych chrześcijan”!
Przyjrzyjmy się jednak prawdziwemu obrazowi owych
pierwszych wyznawców Ewangelii opisanych w Biblii. Przecież adresaci pierwszego
listu św. Pawła, a więc Listu do Tesaloniczan przyjęli Chrystusa zaledwie
kilka, może kilkanaście miesięcy wcześniej. Czyż nie powinni być więc
uosobieniem gorliwości i świętości neofitów? Zapewne powinni. I na pewno wielu
było tam świętych i wielu bohaterskich wyznawców Ewangelii. Ale bynajmniej nie
wszyscy stanęli na wysokości zadania. Jak bowiem inaczej zrozumieć potrzebę
zamieszczenia w liście takich napomnień jak „powstrzymajcie się od nierządu” (1
Tes 4,4)? Wydaje się to sygnalizować problemy z moralnością chrześcijańską na
dość fundamentalnym poziomie. A jednak takie właśnie trudności były obecne w
tej gminie pierwszych chrześcijan:
„Niech każdy
wie, że własne ciało należy traktować z szacunkiem jako święte, a nie z
namiętnym pożądaniem, jak to czynią poganie, którzy nie znają Boga. Niech nikt
w tej sprawie nie popełnia wykroczeń i nie oszukuje swego brata, ponieważ Pan
będzie karał za wszystkie takie czyny. […] Bóg nie powołał nas do nieczystości,
lecz do świętości. Kto więc to lekceważy, lekceważy nie człowieka, lecz Boga,
który daje wam swego Ducha” (1 Tes 4,4-8).
Czy odnosimy wrażenie, że są to czysto teoretyczne
rozważania Apostoła? Nie, wręcz przeciwnie, nasuwa się z całą oczywistością
wniosek: to są problemy obecne w gminie wierzących. Niektórzy chrześcijanie,
choć tak niedawno nawróceni i choć otrzymali Ducha Świętego — podtrzymywali
swoje ciało w „namiętnym pożądaniu”, wcale nie różniąc się od otaczających ich
pogan starożytnego imperium rzymskiego. Niektórzy popełniali w tej dziedzinie
wykroczenia, oszukują braci w wierze i lekceważą wymaganie chrześcijańskiej
cnoty czystości.
Także i w tej dziedzinie nie zabraknie nam ilustracji
pokazujących, jak aktualny jest ten sam problem dzisiaj: podczas lotu do Fatimy
papież Benedykt XVI udzielił dziennikarzom wywiadu, w którym powiedział:
„Nie tylko z zewnątrz pochodzą ataki przeciw papieżowi
i Kościołowi, ale cierpienia Kościoła pochodzą właśnie z jego wnętrza, z
grzechu, który jest wewnątrz Kościoła. […]
Największe prześladowanie Kościoła pochodzi nie od
wrogów zewnętrznych, ale rodzi się z grzechu w Kościele”.
d.
Poważne braki w chrześcijańskiej formacji
Po czwarte, w pierwotnej chrześcijańskiej gminie w
Tesalonikach dawało się we znaki kolejne uchybienie: tym razem dotyczące samych
prawd wiary. Choć nie spodziewalibyśmy się potrzeby takich słów kierowanych do
neofitów w gronie pierwszego pokolenia chrześcijan, to jednak Apostoł czuje się
zmuszony wołać: „nie smućcie się jak inni, którzy nie mają nadziei” (1 Tes
4,13). Ci inni, to oczywiście poganie z otaczającego wówczas chrześcijan
społeczeństwa. Także i w tej mierze dał się zaważyć niepokojący sygnał:
niektórzy wierzący nie bardzo różnili się od niewierzących, jeśli chodziło o
przyjęcie sercem obietnicy życia wiecznego. A przecież należy to do samego
sedna chrześcijańskiego orędzia!
I znowu, chciałoby się powiedzieć: „nic nowego pod
Słońcem”, kiedy dziś dowiadujemy się o wynikach ankiety wykonanej przez
Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego: „w niebo po śmierci wierzy nieco
ponad 70 procent Polaków, w piekło nawet mniej niż połowa”.
3.
Analogie do życia współczesnego Kościoła
Czy nie dostrzegamy w tym wszystkim wielu analogii do
sytuacji, w jakiej dzisiaj przyszło nam przeżywać chrześcijaństwo? W całej
Europie nasila się proces przemiany jednorodnych kiedyś narodów
chrześcijańskich w społeczeństwa wielu ras, narodów i kultur. Ale także w
społeczeństwa wielu światopoglądów i religii. O „dzisiejszej sytuacji wielości
kultur i religii” pisał w odniesieniu do Europy siedem lat temu Jan Paweł II
(por. Eccl. Eur., 38).
W tym samym papieskim dokumencie znajdziemy podobne
słowa co do atmosfery otaczającej dziś Kościół na naszym kontynencie: zauważa
się „utratę pamięci i dziedzictwa chrześcijańskiego, której towarzyszy swego
rodzaju praktyczny agnostycyzm i obojętność religijna, wywołująca u wielu
Europejczyków wrażenie, że żyją bez duchowego zaplecza, niczym spadkobiercy,
którzy roztrwonili dziedzictwo pozostawione im przez historię” (Eccl. Eur., 7).
Jan Paweł II wskazywał też na problemy współczesnych
europejskich chrześcijan z utożsamianiem się z podstawowymi prawdami wiary lub
z wymogami ewangelicznej moralności:
„Wielu ochrzczonych żyje tak, jakby Chrystus nie
istniał; powtarza się gesty i znaki związane z wiarą, zwłaszcza w praktykach
religijnych, ale nie odpowiada im rzeczywista akceptacja treści wiary i
przylgnięcie do Osoby Jezusa. Miejsce pewności wielkich prawd wiary u wielu
ludzi zajęło niejasne i mało zobowiązujące uczucie religijne; […] jesteśmy
świadkami swego rodzaju sekularystycznej interpretacji wiary chrześcijańskiej,
która powoduje jej erozję i z którą wiąże się głęboki kryzys sumienia i
praktyki moralności chrześcijańskiej” (Eccl.
Eur., 47).
Papież Benedykt XVI czuł się zmuszony nawet napisać w
odniesieniu do niektórych spośród europejskich kapłanów, że „zbezcześcili
świętość sakramentu kapłaństwa, w którym Chrystus uobecnia się w nas i w
naszych uczynkach. Ogromną krzywdę wyrządziliście ofiarom i naraziliście na
wielką szkodę Kościół i społeczny obraz kapłaństwa i życia zakonnego”.
4. Jak
budować chrześcijańską tożsamość? Duszpasterskie zalecenia św. Pawła
Jak budować chrześcijańską tożsamość? Pierwszym
odruchem byłoby powiedzieć: budować trzeba na doskonałości chrześcijan, na ich świętości,
na widomej odrębności od pogańskiej mentalności tego świata. Jednak uważna
lektura listu do Tesaloniczan (to z niego pochodzi przecież motto obecnego
wystąpienia: „Ducha nie gaście”!), najstarszego spisanego w całości dokumentu
chrześcijańskiego, nie pozostawia wątpliwości: doskonałość, świętość i
pozytywna odrębność są oczywiście postulatem i jak najbardziej pożądaną
przyszłością, ale niekoniecznie osiągniętą już teraźniejszością. Ten sam wątek
pojawi się w innych listach Apostoła.
Oto kilka przykładów: „słyszy się powszechnie o
nierządzie wśród was, i to takim nierządzie, jakiego nie spotyka się nawet
wśród pogan” (1 Kor 5,1); „jeden drugiego kąsa i pożera: uważajcie, abyście się
wzajemnie nie zjedli” (Ga 5,15). To także realia pierwotnego Kościoła
graficznie odmalowane w apostolskich tekstach.
Czy jest to przygnębiające? Niekoniecznie:
paradoksalnie, może nawet nieść pociechę: jeśli pierwotny Kościół potrafił żyć
i rozwijać się nawet obciążony tak wielkimi niedoskonałościami swoich
wyznawców, to i dziś jest nadzieja!
Apostoł czuje się zmuszony pouczać: „kto kradnie,
niech przestanie kraść” (Ef 4,28) oraz „nie okłamujcie się wzajemnie” (Kol
3,9); można spotkać i takiego współbrata-wyznawcę, „który jest nieposłuszny i
nie postępuje zgodnie z tradycją” (2 Tes 3,6), dlatego „niektórzy próżnują, nie
pracują, lecz udają, że pracują” (2 Tes 3,11). Niektóre wdowy, zobowiązawszy
się najpierw do życia poświęconego w wyłączności dla Boga, pozwalają, by
„ogarnęła je namiętność, nie pamiętają o zobowiązaniu wobec Chrystusa, ściągają
na siebie potępienie, są bezczynne, gadatliwe i wścibskie” (1 Tm 5,11-13).
Niech starczy tych przykładów, gdyż i tak aż zanadto
ilustrują główną tezę: tożsamości chrześcijańskiej nie da się zbudować na
zaufaniu we własną doskonałość i na przekonaniu o gwarancji swojej moralnej
wyższości wobec wszystkich innych. To mniemanie zderza się niestety
nieprzyjemnie z realiami życia chrześcijan, którzy nader często okazują się
grzesznikami równie potrzebującymi Bożego miłosierdzia, co otaczający ich
poganie. Budować trzeba więc na łasce Bożej, a nie na iluzji własnej
doskonałości.
Pozwolę sobie raz jeszcze odwołać się do historycznych
skojarzeń z podróży do Obwodu Kaliningradzkiego. Ci, którzy ogłosili Królewiec
poligonem ateizmu, ponad trzydzieści lat temu zaczęli budować w centrum miasta
monumentalny Dom Rad. Na miejsce wybrano nadwyrężony wojną zamek królewski.
Najpierw zburzono zamek do końca („przeszłości ślad dłoń nasza zmiata….”), a
potem wznoszono kolejnych 16 pięter górujących nad całym miastem („Dzień szczęścia będzie wiecznie trwał…”).
Nowy, potężny gmach okazał się jednak niestabilny, gdyż nie zbadano wcześniej
lochów i piwnic, a niewykorzystany szkielet budynku straszy do dziś. Ostatnio
dla niepoznaki wmontowano w niego okna, choć dalej stoi pusty i dominuje nad
miastem — jak dwudziestowieczna wieża Babel. Do rangi symbolu urasta zaś fakt,
że Malbork, drugie wielkie centrum niegdysiejszych Prus Wschodnich, przypomina
sobie, że zwano go niegdyś Marienburg, a więc miasto Najświętszej Maryi Panny.
Powołano tam fundację dla odbudowania zniszczonej w czasie wojny
średniowiecznej figury Matki Bożej Patronki i Opiekunki grodu i zamku. Przez
wieki postać Bogurodzicy jawiła się podróżnikom jako znak wiary, ma powrócić na
swoje miejsce w fasadzie kościoła.
Aby budować chrześcijańską tożsamość
musimy pamiętać: człowiek to nie tylko duma i chwała. To także słabość i zło.
Dotyczy to nie tylko jakichś abstrakcyjnych innych.
Dotyczy to także i mnie. Nie można
projektować przyszłości zapominając o tej trudnej prawdzie, gdyż byłoby to
budowaniem na piasku, jak to zresztą miało wielokrotnie miejsce w przeszłości,
a i dzisiaj ciągle się zdarza:
„Mądrość Kościoła zawsze sugerowała, że
należy brać pod uwagę grzech pierworodny także w interpretacji faktów
społecznych i budowie społeczeństwa: «Nieuwzględnianie tego, że człowiek ma
naturę zranioną, skłonną do zła, jest powodem wielkich błędów w dziedzinie
wychowania, polityki, działalności społecznej i obyczajów»” (Caritas in
veritate, 34).
Jakkolwiek wzniośle brzmiałyby hasła wywyższające
ludzką naturę i ogłaszające doskonałość człowieka, całkiem po prostu są
nierealistyczne, nieprawdziwe. „Człowiek człowiekowi bogiem” — ogłaszał dumnie
Feuerbach sto pięćdziesiąt lat temu. Z nierealistycznym optymizmem zapewniał,
że wzajemna miłość wszystkich ludzi jest na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko
zlikwidować iluzję chrześcijaństwa, a szczęście moje i szczęście bliźniego
bezproblemowo dopełnią się wzajemnie. Tymczasem zaś, jak przypomina papież
Benedykt:
„Przekonanie człowieka, że
jest samowystarczalny i że potrafi usunąć zło obecne w historii jedynie poprzez
swoje działania, doprowadziło go do widzenia szczęścia i zbawienia [jedynie] w
[doczesnych] formach dobrobytu materialnego i działania społecznego” (Caritas in veritate, 34).
Brak realizmu w przesadnym optymizmie nie jest zaletą.
Prowadzi do iluzji. A iluzja jest drogą do nieszczęścia. Tu przyda nam się
fragment z poprzedniej encykliki papieża Benedykta. Przypomniał złudzenia
Karola Marksa, który zakładał, że „wraz z pozbawieniem klasy panującej dóbr, z
upadkiem władzy politycznej i uspołecznieniem środków produkcji zrealizuje się
Nowe Jeruzalem. Odtąd wszystko samo miało się toczyć słuszną drogą, ponieważ
wszystko miało należeć do wszystkich, a wszyscy mieli chcieć dla siebie
nawzajem dobra” (Spe Salvi, 21).
Tymczasem doświadczenie pokazało coś innego:
„Postęp: na pewno ofiaruje nowe możliwości dobra, ale
też otwiera przepastne możliwości zła — możliwości, które wcześniej nie
istniały. Wszyscy staliśmy się świadkami, jak postęp w niewłaściwych rękach
może stać się, i stał się faktycznie, straszliwym postępem na drodze zła” (Spe Salvi, 22).
Kiedy Kościół mówi o miłości, to ma na myśli nie
bezsilny sentyment, ale raczej moc, największą ze wszystkich dostępnych
człowiekowi:
„Miłość — «caritas» — to nadzwyczajna siła,
skłaniająca osoby do odważnego i ofiarnego zaangażowania się na polu
sprawiedliwości i pokoju. To siła, która ma swoje początki w Bogu” (Caritas in veritate, 1).
Znowu zrozumiemy to w pełni dopiero przypominając
sobie Apostoła Narodów: „miłość Chrystusa przynagla nas” (2 Kor 5,14) —
przynagla nas do konkretnego i praktycznego czynu. To zrozumieć oznacza też
pojąć apel Apostoła: „Ducha nie gaście”, oznacza wiedzieć, na czym polega
budowanie chrześcijańskiej tożsamości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.