czwartek, 31 października 2013

Medytacja: dobra czy zła?

 

bp Andrzej Siemieniewski

 

Medytacja: dobra czy zła?

 

Wielokrotnie z dystansem odnosił się Ksiądz Biskup do medytacji chrześcijańskiej. Dlaczego?  

Na początku warto odróżnić wyrażenie „medytacja chrześcijańska”, odnoszące się do pewnej tradycji w Kościele sięgającej pierwszych wieków, do której zachęcali m.in. papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI, od tak zwanej „medytacji chrześcijańskiej” propagowanej przez ruch znany jako Światowa Wspólnota Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM). Moje zastrzeżenia nie odnoszą się do medytacji jako takiej, a jedynie do owego ruchu, którego wspólnoty powstają obecnie przy wielu parafiach.  

Członkowie i założyciele Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej twierdzą, że właśnie tę od wieków znaną i na wskroś chrześcijańską metodę propagują.  

Jest to jedna z ulubionych tez głoszonych przez założycieli ruchu. Moim zdaniem na wskroś nieprawdziwa. Poproszono mnie, abym zabrał na ten temat głos w czasopiśmie „Pastores”, postanowiłem więc zapoznać się z pismami Jana Kasjana, na którego powołują się najczęściej, oraz innych starożytnych mnichów praktykujących Modlitwę Jezusową. Po lekturze tych dzieł doszedłem do wniosku, że to są dwie rożne metody. Pewne podobieństwa istnieją, jednak są tak odległe, że WCCM nie powinna powoływać się na te teksty. To, co proponuje, bardziej przypomina metodę buddyjską czy jogę niż to, o czym mówili mnisi starochrześcijańscy.  

Na czym według Księdza Biskupa polega podobieństwo do metody buddyjskiej?  

WCCM uczy na przykład recytacji mantry. Mantrą jest jedno słowo, które może być rożne, choć we wspólnocie zaleca się obecnie powtarzanie Maranatha, co oznacza: „Przyjdź, Panie Jezu”. Co ciekawe, jak wynika z publikacji o. Laurence’a Freemana OSB, który jest obecnie dyrektorem wspólnoty, medytujący nie powinien zwracać uwagi na znaczenie tego słowa, a jedynie na jego brzmienie, które ma uwolnić go od wszelkich myśli. Takiej medytacji z całą pewnością nie uprawiali ani starożytni, ani żadni inni mnisi chrześcijańscy, a już zwłaszcza nie Jan Kasjan. Jest tu, co prawda, pewne podobieństwo zewnętrzne, formalne, ale na tym koniec.

Jan Kasjan pod koniec V w. rzeczywiście zachęcał do modlitwy krotką frazą, ale jego fraza była pełnym zdaniem: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu”. To jest ewidentnie prośba i Jan Kasjan w swoich dziełach wyraźnie zaznaczał, że sensem powtarzania tej frazy nie jest jej brzmienie, ale wprost znaczenie tego zdania, czyli prośba kierowana do Pana Boga.

Widzimy więc, że to, co praktykowali starożytni mnisi, to nic innego, jak modlitwa aktem strzelistym, kierowana do Boga w rożnych okolicznościach życiowych. Formalne podobieństwo jest: modlitwa jest krotka, wypowiadana w rytm oddechu i powtarzana. Ale kiedy przyjrzeć się bliżej, widać poważną różnicę w stosunku do mantry, która nie jest wejściem w relację i dialog z Bogiem, a jedynie ma nas uwolnić od wszelkich myśli, dobrych i złych. 

Założyciel WCCM o. John Maine wielokrotnie podkreśla w swoich tekstach, że celem proponowanej przez niego medytacji jest spotkanie z osobowym Bogiem. W ostatnio wydanej przez wspólnotę książce „Medytacja chrześcijańska w szkole” znajduje się artykuł jego autorstwa, w którym czytamy: „Jezus powiedział, że Jego Duch zamieszkuje nasze serca. Gdy medytujemy, odkrywamy tę prawdę (…). Duch, którego mamy odkryć w naszych sercach, jest źródłem mocy ubogacającej każdą chwilę”. Czyli że medytacja jest skoncentrowana na Bogu. Jak szukanie Boga w sercu ma się do buddyjskiego popadania w niebyt?  

Nie jestem w stanie w tym momencie odpowiedzieć na to pytanie, po prostu dlatego, że do tej pory zająłem się tylko tekstami obecnego opiekuna WCCM, czyli o. Laurence’a Freemana. Nie znam publikacji o. Johna Maina, więc nie będę się do nich odnosił. Nie wiem też, na ile słowa o. Maina kształtują obecną postać tego ruchu. Zwróciłem uwagę na to, co głosi o. Freeman, chociażby z tego względu, że jest obecnym dyrektorem wspólnoty i bywał w Polsce.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że działalność całej Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej jest rzeczywistością dużo bardziej złożoną. Z konieczności ograniczyłem się na razie jedynie do krótkiej oceny tezy podtrzymywanej przez o. Freemana, jakoby posługiwał się metodą zaczerpniętą od Jana Kasjana, ponieważ to jest akurat bardzo łatwo sprawdzić, sięgając do źródeł. I stwierdziłem, że w tym konkretnym punkcie mija się z prawdą.  

Mówi Ksiądz Biskup, że chrześcijańscy mnisi modlili się dłuższymi frazami czy prośbami. Tymczasem w „Ćwiczeniach duchownych” założyciela zakonu jezuitów, św. Ignacego z Loyoli, znalazłam fragment jakby żywcem wyjęty z WCCM. W rozdziale „Trzy sposoby modlitwy” św. Ignacy zaleca: „Z każdym oddechem człowiek modli się myślnie, wypowiadając jedno słowo Modlitwy Pańskiej albo innej modlitwy, w taki sposób, że między jednym oddechem a drugim wymawia się tylko jedno słowo”. Czym wypowiadanie w rytm oddechu na przykład słowa „Ojcze” rożni się od wypowiadania słów Maranatha?  

Ja ten cytat z „Ćwiczeń duchowych” rozumiem inaczej. Sądzę, że św. Ignacemu chodziło raczej o to, by odmówić całą Modlitwę Pańską, z tą różnicą, że powoli, smakując poszczególne słowa. Nie widzę więc większego podobieństwa z metodą o. Freemana, poza pewnym podobieństwem zewnętrznym. To nie jest mantra, ale normalna modlitwa tekstem, tyle, że powoli. Ksiądz Biskup ma zastrzeżenia do WCCM, ale wielu biskupów i kapłanów w Polsce i poza granicami wprost wspiera tę wspólnotę. Czy istnieje jakieś oficjalne stanowisko Kościoła w tej sprawie? Nie tylko nie ma jednego, jasnego stanowiska całego Kościoła, ale nawet niema żadnych kroków podjętych w kierunku jego wypracowania, nad czym ubolewam.

Jakiekolwiek głosy na ten temat zdarzają się tylko na poziomie diecezjalnym. W ten sposób należy także patrzeć na wypowiedź bp. Piotra Libery czy moją. To nie jest poziom oficjalnego stanowiska Kościoła, ale poziom dyskusji czy debaty nad tą formą modlitwy. Pojawiło się  w Polsce coś nowego, więc się temu przyglądamy, sprawdzamy, dyskutujemy. 

Katolicy nie mają więc zakazu uczestnictwa w spotkaniach organizowanych przez WCCM?  

Nie, zakazu absolutnie nie ma. 

Jednak po przeczytaniu tego wywiadu w sercach niektórych osób zaangażowanych w takie spotkania może się zrodzić niepokój i pytanie, co dalej. Medytować czy nie medytować? Co Ksiądz Biskup poleciłby takim osobom? 

Zalecałbym przyjrzenie się dalekosiężnym skutkom tego medytowania. Przecież długotrwałe praktykowanie jakiegoś konkretnego sposobu modlitwy niesie ze sobą bardzo konkretne owoce. W publikacjach o. Freemana zauważyłem stwierdzenia, które mogą budzić niepokój. Tam, gdzie wypowiada się na temat wiary chrześcijańskiej, chrztu, Ewangelii, pojawia się moim zdaniem pewna relatywizacja. Na przykład przy omawianiu sakramentu chrztu ani razu nie pojawia się osoba Jezusa Chrystusa.

To tylko jeden z przykładów, ale wydaje mi się, że pokazujący, jak tego typu medytacja może prowadzić do duchowości monologicznej. Czyli sytuacji, kiedy człowiek traci z oczu wymiar dialogu, który jest podstawą chrześcijaństwa.  

A co z tymi katolikami, którzy medytują poza Światową Wspólnotą Medytacji Chrześcijańskiej? Na przykład jezuici proponują w swoich domach rekolekcyjnych medytację ignacjańską. Czy istnieją całkowicie bezpieczne i sprawdzone przez Kościół metody medytacji?  

Oczywiście, że istnieją. Mówiłem zresztą o tym na początku. Do medytacji bardzo często zachęcali kolejni papieże. Medytacja chrześcijańska, kontemplacja czy lectio divina to przecież podstawowy sposób modlitwy zakonów kontemplacyjnych. Modlą się tak benedyktyni, karmelici, dominikanie i jezuici.

Jeszcze raz podkreślam, że nie ma żadnego powodu, żeby do samego słowa „medytacja” podchodzić z jakąś nieufnością czy lękiem. Wszystkie moje wezwania do ostrożności dotyczyły jedynie medytacji proponowanej przez konkretny ruch o nazwie WCCM. Warto też dodać, że moja ocena tego ruchu jest na razie wstępna i dotycząca jedynie aspektu historycznego, o którym dzisiaj mówiliśmy. W przyszłości, mam nadzieję, pojawią się oceny bardziej wnikliwe i całościowe.


[2013] 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.