Ks. bp prof. dr hab. Andrzej Siemieniewski
NOWENNA DO DUCHA ŚWIĘTEGO
Tydzień drugi
Boża miłość: „Bóg umiłował świat” (J 3,16)
Ikona biblijna: Zacheusz (Łk 19,1-10)
DAR MĄDROŚCI
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Dzisiaj w naszej nowennie czeka nas spotkanie na temat daru Ducha Świętego — daru mądrości. Jednak powróćmy na chwilę do katechezy sprzed tygodnia: Chrystus, który przywraca rozumność człowiekowi.
Ten ostatni tydzień spędziłem w dużej mierze w autobusie na pielgrzymce kapłańskiej do Ars, do miejsca pracy i śmierci św. Jana Vianney. Po drodze czytaliśmy jego kazania i homilie i usłyszeliśmy m.in. taki fragment z kazania o grzechu (tak mówił św. Jan Vianney swoim parafianom 150 lat temu):
„Człowiek żyjący w grzechu upodabnia się do zwierzęcia. Zwierzę nie ma rozumu, kieruje się instynktem. Podobnie człowiek, który upodabnia się do zwierzęcia, traci rozum i pozwala się kierować żądzom swego ciała” (św. Jan Vianney, O grzechu, za: A. Monnin, Zapiski z Ars, Warszawa 2009, s. 150).
To tak gdyby komuś wydawały się zbyt surowe słowa z katechezy poprzedniego tygodnia z Księgi Koheleta, że człowiek sam z siebie jest tylko zwierzęciem (por. Koh 3,18), jeżeli zapomni, że jest z Boga (por. Rdz 1,27). Człowiek czasem z własnej woli upodabnia się do zwierząt, traci rozum, gdy pozwala się kierować żądzom swego ciała. Stąd dar rozumu, czyli rozumne, roztropne rozpoznanie, jak się mają sprawy — jak się mają sprawy z człowiekiem, jak się mają sprawy ze światem i jak się mają sprawy z Bogiem. Trzeba rozumnie to rozpoznać, zdać sobie sprawę jak jest. I Pan Jezus przychodzi i przywraca do zdrowych zmysłów. Posłuchajmy jeszcze jednego fragmentu z kazania św. Jana Vianney:
„Bez Ducha Świętego bylibyśmy zwykłymi zwierzętami ciążącymi ku ziemi, gdyż tylko On zdolny jest wynieść naszą duszę ku wyżynom nieba” (św. Jan Vianney, O Duchu Świętym, za: A. Monnin, Zapiski z Ars, Warszawa 2009, s. 87).
Podczas naszej pielgrzymki zwiedzaliśmy dom św. Jana Vianney, w którym się urodził i wychował. I tam zdałem sobie sprawę, że dla niego słowo „zwierzęta” to nie była jakaś teoria — on mieszkał ze zwierzętami. To był wiejski dom, za którego ścianą była obora, a w niej krowy i owce. Zdarzało się nawet, że jako dziecko wymykał się na modlitwę między te krowy. Więc w jego ustach „zwierzęta” to nie jest jakieś teoretyczne pojęcie, jakaś metafora — On bardzo dobrze wiedział co to jest zwierzę, owca i krowa, gdyż mieszkał ze zwierzętami za ścianą.
Co to znaczy żyć mądrze?
To tyle dopowiedzenia do katechezy z poprzedniego tygodnia. Dziś natomiast zastanowimy się co to znaczy mądrość i co to znaczy żyć mądrze. Wielu ludzi powiedziałoby, że żyć mądrze to znaczy być szczęśliwym. Na dwadzieścia minut przed naszym spotkaniem otrzymałem na telefon komórkowy wiadomość sms od takiego szczęśliwego człowieka. Od bardzo dawna ma on legitymację inwalidzkiego stopnia, która uprawnia do renty, a przed spotkaniem otrzymałem od niego wiadomość o następującej treści: „Wczoraj o czwartej rano byliśmy w Warszawie. Cudem udało nam się dostać do prezydenta. O 10.00 rano dziś byliśmy w domu, a o 14.00 mieliśmy ewangelizację bezdomnych. Jestem spełniony. IHS”.
Ewangelizacja bezdomnych to doroczna akcja pod nazwą „Miłosierdzie bez granic”. Byłem tam kilka razy. Rzeczywiście przychodzą setki bezdomnych. Jest to spotkanie ewangelizacyjne połączone z posiłkiem.
I taki podpis: „Jestem spełniony. IHS” — Iesus Hominum Salvator, Jezus Zbawicielem ludzi. To znaczy żyć mądrze. To znaczy dar mądrości. Ktoś, kto z takimi zdrowotnymi okolicznościami po nieprzespanej nocy przysyła wiadomość, gdyż kipi radością i nie może się powstrzymać, żeby się tym nie podzielić: „Jestem spełniony”. „Jestem spełniony” to znaczy: „Jestem szczęśliwy. Niczego więcej do szczęścia mi nie brakuje”. Oto człowiek, w którym Duch Święty działa z darem mądrości. Dar Ducha Świętego — dar mądrości pozwala żyć mądrze, pozwala człowiekowi być szczęśliwym.
Obrączka Marii Kaczyńskiej
Zechciejmy ten szczególny znak, którym była śmierć prezydenckiej pary i tylu osób, które im towarzyszyły, zechciejmy ten znak żałoby narodowej i dzisiejszego pogrzebu odczytać jako znak czasu. W przeddzień pogrzebu prezydenckiej pary prymas Polski, arcybiskup Muszyński, wygłosił homilię, w której zwrócił uwagę na bardzo szczególny fakt, mianowicie po tragicznej katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem bardzo trudno było zidentyfikować niektóre ciała i tożsamość pani Marii Kaczyńskiej ustalono na podstawie obrączki ślubnej. Znak sakramentu, znak związku z mężem, ale przecież związku poprzez łaskę Chrystusa. Znak tego, jak miłość błogosławiona przez Boga potrafi przetrwać nawet doczesną śmierć. Ten znak doczesny obrączki, która przetrwała, pokazuje nam, co potrafi zostać przeniesione poza granice śmierci. Arcybiskup Muszyński mówił wtedy, że gdyby wszyscy, którzy wyznają wiarę w Chrystusa i w prawdę o sakramencie małżeństwa, mieli odwagę dawać tak jednoznaczne świadectwo o tej prawdzie i potwierdzać ją swoim życiem, to inaczej wyglądałby stan polskich małżeństw i oblicze polskiej rodziny.
Gdyby… Ale czy mamy prawo pozostać przy takim gdybaniu? Otóż nie. Nie jest dobrze gdybać i myśleć co by było, gdyby było lepiej albo gdyby było inaczej. Podczas naszej pielgrzymki do Ars, kiedy płynęły tak liczne słowa, zdania z kazań, z homilii św. Jana Vianney, które sobie odczytywaliśmy, usłyszałem i zapisałem sobie też i taki fragment:
„Bez Ducha Świętego jesteśmy podobni do przydrożnych kamieni. Weźcie do jednej dłoni namoczoną gąbkę, a do drugiej kamień — i obie mocno zaciśnijcie. Z kamienia nic nie da się wycisnąć, a z gąbki obficie poleje się woda. Do gąbki podobna jest dusza napełniona Duchem Świętym, a do kamienia zatwardziałe i zimne serce, w którym Duch Święty nie mieszka. […] Bez Ducha Świętego wszystko jest zimne” (św. Jan Vianney, O Duchu Świętym, dz. cyt., s. 90-91).
Bez Ducha Świętego wszystko jest zimne… Serce jak kamień… Nic z niego nie popłynie… I co? Czy na tym mamy poprzestać? Nie. Św. Jan Vianney tym, którzy go słuchali, podał też receptę, rozwiązanie. Posłuchajmy:
„Kiedy czujemy, że stygnie w nas zapał, powinniśmy szybko rozpocząć nowennę do Ducha Świętego i prosić w niej o wiarę i miłość” (św. Jan Vianney, O Duchu Świętym, dz. cyt., s. 91).
Mądrość objawiająca się poprzez miłość
Temat dar Ducha Świętego — dar mądrości związany jest też z tematem Boża miłość. To jest mądrość: ten umie żyć mądrze i szczęśliwie, kto uwierzył i przejął się tym, że Bóg umiłował świat.
Takich znaków, które mi towarzyszyły w tych dniach, które minęły od naszego poprzedniego spotkania, było więcej. W tym czasie spotkałem też bardzo starszego człowieka, Niemca, który powiedział, że jego ojciec był żołnierzem Wermachtu i w 1942 roku zginął pod Smoleńskiem w agresji na Związek Radziecki. W 2010 roku rozmawiam z synem tego żołnierza Wermachtu, który tam zginął. Chciał on być wiernym synem, chciał jakoś podjąć dzieło życia swojego ojca, ale jednocześnie w rozmowie ze mną zauważa: „To była zbrodnia. Wszyscy wiemy ile złych, zbrodniczych rzeczy działo się na Wschodzie podczas tej agresji. Jak pogodzić jedno z drugim?” Ten syn był wierzącym chrześcijaninem i pytał jak pogodzić jedno z drugim: jak podjąć wiernie dzieło ojca jako wierny syn, a jednocześnie pogodzić to ze świadomością, że ta agresja była zbrodnicza i przyniosła milionom ludzi ogrom nieszczęść. W rezultacie — podobnie jak jego ojciec — podjął marsz na Wschód, ale marsz na Wschód przemieniony w Chrystusie. Kiedy w latach dziewięćdziesiątych pojawiły się takie możliwości, kilkanaście lat przepracował ofiarnie jako wolontariusz w chrześcijańskiej fundacji pojednania, która pomaga ludziom ze Wschodu: z Ukrainy, z Białorusi, z Rosji i z Polski. Widzimy, co to znaczy miłość przemieniająca świat? To znaczy żyć mądrze. To znaczy popatrzeć na świat oczami Bożej miłości.
W liturgii wschodniej, prawosławnej czy też katolickich obrządków wschodnich, kiedy diakon wnosi w liturgii księgę Ewangelii, to woła: „Oto mądrość! Powstańmy!” Myślę, że my przejmujemy to w ten sposób, że jeśli chcemy żyć mądrze, jeśli chcemy przyjąć dar mądrości, to trzeba w życiu, w sercu duchowo powstać wobec księgi Pisma Świętego, wobec księgi Ewangelii, a powstać oznacza: być gotowym do wyruszenia w drogę. To widać szczególnie w Ewangelii według św. Mateusza, gdzie wielokrotnie pojawia się sformułowanie, że ktoś „wstał”: Józef wstał, uczeń wstał (por. Mt 2,14.21; 9,9.25; 25,7). Co to znaczy? Z postawy siedzącej, z rozsiedzenia się w życiu… rozsiadł się, później wstał gotowy do pójścia za Jezusem. „Oto mądrość! Powstańmy!” Mądrość — praktyczne zastosowanie wiedzy. Jeśli dar rozumu to zdanie sobie sprawy, jak się mają rzeczy — ze mną, z człowiekiem, ze światem, z Bogiem — to dar mądrości oznacza praktyczne zastosowanie tej rozumnej wiedzy tak, aby być szczęśliwym, aby móc powiedzieć: „Jestem spełniony. Niczego więcej do szczęścia mi nie brakuje”.
Św. Jan Vianney niejednokrotnie przerywał swoje homilie i płacząc ze szczęścia, mówił: „On [Pan Jezus] tu jest! On tu jest!” Boża miłość, „Bóg umiłował świat” (J 3,16) — człowiek, który świadomy tej prawdy umie zastosować ją w życiu, to właśnie znaczy człowiek żyjący mądrze, człowiek szczęśliwy.
Szukajcie tego, co w górze
Przypomnijmy sobie tekst Listu św. Pawła do Kolosan, co to znaczy być chrześcijaninem, który wierzy w zmartwychwstanie:
„Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi” (Kol 3,1-2).
„Wznoszę swe oczy ku górom: Skądże nadejdzie mi pomoc?” (Ps 121,1) — wszyscy, którzy odmawiają Liturgię Godzin, te słowa dobrze znają. Bibliści podpowiadają, że ten psalm należy do tzw. psalmów gradualnych. Były to psalmy, które odmawiano przy wstępowaniu do miejsca świętego. Do świątyni jerozolimskiej się wstępuje, bo jest na górze. Wznoszę me oczy ku górze w stronę miasta świętego, w stronę świątyni. Dar mądrości, który pozwala wznieść spojrzenie do góry i pozwala przeciwstawiać się przymusowi tego świata spoglądania w dół, spoglądania tylko i wyłącznie ku rzeczywistościom materialnym. To pokusa, z którą nie my pierwsi musimy walczyć.
Nie żyjemy w szczególnych czasach
Nie należy sobie wyobrażać, że żyjemy w jakichś szczególnych czasach. No… nie żyjemy w szczególnych czasach. Na przykład, ileż to opowiada się o tym, jak mało uczniów chodzi na lekcje katechezy, że to już chyba koniec świata: w jednej szkole tylko połowa chodzi, a w innej szkole to już cała klasa maturalna zrezygnowała. Czytałem sobie niedawno fragmenty dzienniczka ks. Dajczera, który w latach sześćdziesiątych był katechetą w szkole. Ks. Dajczer zanotował w swoim dzienniczku, że musiał połączyć cztery klasy w jedną (wtedy klasa musiała liczyć minimum trzydzieści pięć osób, więc cztery klasy to jest przynajmniej sto pięćdziesiąt uczniów), z czego na religię chodziło kilku. To było około pięćdziesiąt lat temu.
Więc nie żyjemy w szczególnych czasach — zawsze istniały tego typu problemy. Św. Cezary z Arles w VI wieku, kiedy już praktycznie wszyscy mieszkańcy Francji czyli Galii byli ochrzczeni, głosił na kazaniach, że młodzi powszechnie żyją ze sobą bez ślubu i że stało się to tak powszechne, że już nikt tego nie uważa za grzech, a jak biskup z Arles o tym mówi, to wszyscy patrzą na niego ze zdziwieniem. Widzimy więc, że nie żyjemy w jakichś szczególnych czasach w tym sensie, byśmy mieli przejmować się tak jakby już wiara chrześcijańska obumierała. O św. Janie Vianney Papież Benedykt napisał, że za jego czasów spowiedź i chodzenie na Mszę św. nie były we Francji częstsze niż dzisiaj (por. Benedykt XVI, „Kryzys” sakramentu pokuty jest wyzwaniem przede wszystkim dla kapłanów, 11 marca 2010). Dzisiaj we Francji mało ludzi się spowiada i mało ludzi chodzi na Mszę. Papież przypomniał: 150 lat temu wcale nie chodziło więcej i nie spowiadało się więcej ludzi. Tak więc zawsze trzeba stawiać czoło trudnościom, zawsze trzeba walczyć z niewiarą, zawsze trzeba nabierać mądrości z góry. To już było i w I wieku, i w VI, i w XIX, i w XX, i w latach sześćdziesiątych, i także jest dzisiaj:
„Wielu postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem — zagłada, ich bogiem — brzuch, a chwała — w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne” (Flp 3,18-19).
„To ci, których dążenia są przyziemne” — to o chrześcijanach. Nieprzypadkowo Papież Benedykt zechciał, aby św. Jan Vianney był patronem roku kapłańskiego. Mówili nam w Ars, że kiedy Papież zastanawiał się nad tym rokiem, zaproponowano, żeby patronów było dwunastu — na każdy miesiąc inny patron, różni wielcy księża, słynni, skuteczni kapłani. A Papież Benedykt powiedział: Nie, będzie jeden, będzie św. Jan Vianney, dlatego że działał w warunkach tak podobnych do warunków naszych. Po rewolucji, kiedy we Francji na kilka lat w ogóle zawieszono wyznawanie chrześcijaństwa i skasowano kult katolicki, przychodzi reewangelizować i głosić praktycznie na pustyni.
„Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam” (1 J 4,16)
W życiu św. Jana Vianneya zaszła ewolucja, proces, w którym stopniowo coraz bardziej i bardziej głosił, że Bóg jest miłością, że „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). To jest orędzie św. Jana Vianney sprzed 150 lat, to jest orędzie św. Jana Apostoła sprzed 2 tysięcy lat: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam” (1 J 4,16). Poznali — przez spotkanie Chrystusa. Uwierzyli — miłości, jaką Bóg ma ku nam. I z tym idziemy w świat. „Uwierzyliśmy miłości Boga” — powtarza po dwudziestu wiekach Papież Benedykt — tak właśnie chrześcijanin ma wyrazić podstawową opcję swego życia:
„św. Jan daje nam jakby zwięzłą zasadę chrześcijańskiego życia: «Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam». Uwierzyliśmy miłości Boga — tak chrześcijanin może wyrazić podstawową opcję swego życia. U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie” (Benedykt XVI, Deus caritas est, 1).
Perspektywa, widzenie, to dar rozumu — widzę jak jest; a kierunek to dar mądrości — idę za tym, co zobaczyłem. Poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, którą Bóg ma ku nam.
W encyklice o miłości Papież Benedykt przypomina, że chrześcijanie nie są pierwszymi ludźmi, którzy kochają. Wszyscy ludzie kochają albo chcą kochać. Nawet wiele religii zachęcało do miłości Boga. Nawet w naszych czasach mamy konkurencję: Międzynarodowy Ruch Świadomości Kriszny, tzw. Ruch Hare Kriszna, też wyrażają swoją miłość wobec Kriszny, wyśpiewując pochwały tego hinduskiego bóstwa. Papież Benedykt zadał pytanie: Ale czy to działa też w drugą stronę? Wielu ludzi mówi: „Kocham góry. Jadę w góry jak tylko mam czas”. Ale powstaje pytanie: „A kogo kochają góry?” Nikogo nie kochają. To działa tylko w jedną stronę. Człowiek kocha góry, ale góry nikogo nie kochają.
Wielu ludzi kochało bóstwo, absolut, mądrość przedwieczną, ale dopiero Chrystus przyniósł Dobrą Nowinę, że Bóg umiłował człowieka i że nasza odpowiedź, nasza miłość jest tylko echem wzbudzonym w sercu człowieka przez orędzie o miłości Bożej. Dlatego… pewnie że przejmujemy się grzechem czy niedoskonałością, słyszymy często o różnych wykroczeniach, grzechach, także duszpasterzy, ale jeśli ktoś uważnie przeczyta Ewangelię, to zauważy, że o grzechach i niedoskonałościach duszpasterzy już w Ewangeliach jest sporo — o grzechach i niedoskonałościach Judasza, Piotra, Jana, Jakuba, bo chrześcijanie od dwudziestu wieków nie prezentują doskonałości ludzkiego geniuszu. Chrześcijanie od dwudziestu wieków prezentują doskonałość miłości Bożej. Dlatego we wszystkich czterech Ewangeliach jest o zaparciu się Piotra. Gdybyśmy mieli budować na doskonałości duszpasterzy, księży, biskupów, papieży czy Apostołów, to daleko byśmy nie zajechali. Zajechalibyśmy pewnie do dziesiątej czy dwudziestej stronicy Ewangelii i trzeba by było powiedzieć: „No… nie ma się na kim opierać. Nawet Piotr! Popatrzcie co on robi! Mówi Panu Jezusowi: «Nigdy to na ciebie nie przyjdzie», «Nie, Panie, mylisz się, krzyż i śmierć nie przyjdą na ciebie». I Pan Jezus mu odpowiada: «Zejdź mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie»”. Prawdziwą nowością Nowego Testamentu nie są nowe idee geniuszy religijnych i wspaniałych chrześcijańskich filozofów, lecz postać Jezusa Chrystusa (por. Benedykt XVI, Deus caritas est, 12). I Apostołowie głosili Dobrą Nowinę o swojej grzeszności. Ludźmi z aureolami stali się dopiero w chwili śmierci, a do śmierci to różnie z tymi aureolami u nich bywało. Trzeba przeczytać Ewangelię albo listy św. Pawła, żeby się o tym przekonać. Bo nowością Nowego Testamentu nie są bezgrzeszni pasterze czy głosiciele. Nowością Nowego Testamentu jest postać Chrystusa, „zażyłość z Bogiem osobowym i poddanie się Jego woli”, co chroni człowieka przed degradacją (por. Benedykt XVI, Deus caritas est, 37). Jak ktoś jest z kimś w zażyłości, to co robi? Dzwoni albo pisze, albo rozmawia, albo przychodzi, dzieli się, opowiada. To właśnie znaczy, że „Bóg umiłował świat”: zaprasza do zażyłości, do zaglądania do Jego słowa, do modlitwy, do przychodzenia do kaplicy, do poświęcania Mu chwil czy godzin życia. To jest dar, z którym Apostołowie rozeszli się po świecie. To jest jedyny dar, który ma Kościół. I na tym polega dar mądrości: poznać i uwierzyć miłości, którą Bóg ma ku nam.
Ikona biblijna: Zacheusz (Łk 19,1-10)
W tym tygodniu jako biblijną ikonę będziemy rozważać ewangelijny tekst o Zacheuszu. Jednak zanim przejdziemy do rozważania, przypomnijmy sobie pokrótce co to znaczy ikona biblijna. Tak jak piękne wizerunki w kościołach zostały powieszone nie po to, aby je podziwiać jak jakiś historyk sztuki, lecz po to, żeby pomagały w modlitwie, żeby stwarzały scenerię do modlitwy i były zachętą do kontemplacji, podobnie i scena biblijna. Na przykład scena Zacheusza: gdy ją czytamy, niech każde zdanie, każda fraza będzie jak pociągnięcie pędzlem na płótnie. Zobaczmy ją oczami wyobraźni, ale zobaczmy nie tylko z ciekawością: „O czym też mógł pisać sobie taki autor dwadzieścia wieków temu?” Nie, to jest ikona do kontemplacji. Trzeba dać się wciągnąć w tę scenę, stać się jej uczestnikiem, zobaczyć i usłyszeć głos Pana Jezusa i przede wszystkim zobaczyć siebie samego w postaci Zacheusza. To właśnie znaczy, że tekst Ewangelii jest naszą ikoną.
Przed przystąpieniem do medytacji pomódlmy się: „Duchu Święty, przyjdź i spraw niech ten tekst ożyje przed moimi oczami, niech mnie wciągnie do swojego wnętrza. Chcę za pomocą tego tekstu poznać i uwierzyć miłości, jaką Bóg ma ku nam”. Przeczytajmy przeznaczony na ten tydzień tekst i poświęćmy 20-30 minut na medytację nad nim. To nic, że tekst jest dobrze nam znany. To tak jak jest z ikoną w kościele — dobrze ją znamy, ale nam to nie przeszkadza i nie nudzi nas to, więc jutro czy pojutrze nie musimy mieć nowej, jest dla nas zachętą do spotkania z Chrystusem — tak jest i z ikoną biblijną: nie nudzi się nam i nie musimy mieć takiej zupełnie nieznanej.
„[Jezus] wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto”. Ileż tu okazji do kontemplacji i do przeżycia nowych, wyłaniających się z tych zdań znaczeń. Jerycho jest najniżej położonym miastem na całej kuli ziemskiej. Jest położone na samym dnie depresji nad Morzem Martwym. Nie ma już niżej położonego miasta. Z Jerozolimy to jest droga dość silnie idąca w dół. Tak jest ze wszystkich stron — z każdej strony do Jerycha się schodzi. Jezus, który schodzi do Jerycha. Jezus, który schodzi niżej niż najniższy upadek człowieka. Jezus, o którym czytamy, że „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci” (Flp 2,8). Jezus, o którym czytamy u proroka Izajasza, że miano Go za nic, „tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd” (Iz 52,14). Z tym Jezusowym zejściem do Jerycha, do najniżej położonego na kuli ziemskiej miasta, łączy się bardzo wiele także symbolicznych znaczeń.
„I przechodził przez miasto”. Jezus przechadza się w naszych sprawach, nie tylko tych chwalebnych i wspaniałych, kiedy w kościele przeżywamy uniesienia na modlitwie. Jezus się przechadza także po tych najniższych sprawach, po największych naszych kłopotach, trudnościach, grzechach i wątpliwościach.
„A [był tam] pewien człowiek, imieniem Zacheusz”. W Jerychu Jezus spotyka człowieka imieniem Zacheusz. To ciekawe, imię „Zacheusz” znaczy „czysty” . Takie jest znaczenie jego imienia, ale on tylko imię miał Zacheusz. Jest takie wyrażenie: „chrześcijanin nominalny”. „Nominalny” to znaczy tylko z imienia. Zacheusz, jak się przekona każdy czytelnik Ewangelii, był tylko nominalnie czysty. Podobnie chrześcijanin powinien być czysty, oczyszczony wodą chrztu, oczyszczony łaską spowiedzi, powinien być człowiekiem o imieniu Zacheusz, ale tak bywa, że jest to tylko czystość nominalna.
„Zwierzchnik celników”. Zacheusz był zwierzchnikiem celników. Dobrze wiemy, co myślano o celnikach. A cóż dopiero o zwierzchniku celników!
„I był bardzo bogaty”. Wątek bogactwa powraca też w Księdze Apokalipsy: „Ty bowiem mówisz: «Jestem bogaty» i «wzbogaciłem się», i «niczego mi nie potrzeba», a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi” (Ap 3,17). Ktoś mówi: „Wszystko mam. Niczego więcej mi nie trzeba”. Myślę, że często przeżywamy takie chwile w życiu, kiedy w sensie duchowym mówimy sobie: „Cóż nowego może mnie spotkać? Już chyba wszystkie duchowe łaski mam. Jestem bogaty”. A Pan Jezus mówi: „Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział” (Ap 3,18). Ciekawe, Pan Jezus mówi to właśnie takiemu człowiekowi, który myśli, że jest bogaty i że niczego więcej mu już do szczęścia nie potrzeba.
„Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę”. Gdy Jezus przyszedł pod sykomorę, na którą wspiął się Zacheusz, spojrzał w górę. Ta sykomora do dzisiaj tam rośnie. Nie wiem, czy na pewno ta sama, ale pokazują w Jerychu starą sykomorę i nazywają ją sykomorą Zacheusza. Jezus, który spogląda w górę. To ciekawe, to znaczy, że sam był na dole… Na grzesznika spogląda od spodu. Z dołu w górę spogląda na Zacheusza i mówi: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Bóg pierwszy „umiłował świat” (J 3,16), a odpowiedź Zacheusza jest echem na Dobrą Nowinę. Zacheusz jest jednym z tych, którzy „poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam” (1 J 4,16). Jezus, który z uniżenia krzyża, grobu, z dołu spogląda na Zacheusza. Jezus spogląda w górę, żeby przemówić do Zacheusza: „Zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”.
„Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany”. Radość jest jednym z ważnych znaków, że żyjemy mądrze. Radość to nie znaczy nieustanna wesołkowatość, lecz taka prawdziwa radość, radość z życia. Chrześcijanin powinien być zadowolony z życia. Życie jest darem. Życie jest łaską. Życie jest okazją do spotkania z Bogiem. Życie jest okazją do służenia ludziom. Chrześcijanin powinien często mówić: „Jestem spełniony. Proszę bardzo, mogę wyliczyć, jakie łaski mnie spotkały”. Radość, która jest jednym z ważnych znaków, że człowiek żyje mądrze, że z-rozum-iał na czym polega życie i mądrze tym swoim rozumieniem się kieruje. Zacheusz „zszedł z pośpiechem i przyjął Go rozradowany”. Pośpiech też jest ważny. Nie pośpiech w sensie jakiegoś rozgorączkowania, tylko pośpiech w sensie, żeby robić to, co akurat należy zrobić, nie odkładać na nie wiadomo kiedy chwil nawrócenia, dobrych postanowień: „To jeszcze zdążę, jeszcze może kiedyś indziej, jeszcze mam czas”. Więc pośpiech w jakimś dobrym znaczeniu, nie rozgorączkowania, ale zdecydowania. To w tym sensie trzeba zejść z pośpiechem i przyjąć z radością. Radość, którą wnosi w serca spotkanie z Chrystusem.
Kiedy Papież Jan Paweł II w liście do kapłanów komentował ikonę biblijną o Zacheuszu, powiedział, że każda spowiedź, każdy sakrament pokuty powinien zakończyć się „tym samym wybuchem radości, jaki spowodowały słowa Chrystusa w Zacheuszu, który «zszedł […] z pośpiechem i przyjął Go rozradowany» (Łk 19, 6)” (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2002 roku, 7). „Wybuch radości” to niekoniecznie znaczy, że być może mam pokrzykiwać przy konfesjonale, ale dobrze wiemy, co to ma znaczyć, może niekoniecznie wybuch zewnętrzny, ale wewnętrzny. Spowiedź powinna zakończyć się taką radością jak u Zacheusza.
„A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę»”. To bardzo ważny aspekt tej sceny: ludzie mieli nie najlepsze zdanie o stanie moralnym Zacheusza. A Pan Jezus? Pan Jezus też miał nie najlepsze zdanie o jego stanie moralnym… Tę akurat opinię Pan Jezus podzielał ze wszystkimi. Być może Pan Jezus jeszcze więcej złych rzeczy o nim wiedział niż wszyscy naokoło, lecz nie przeszkadzało mu to. Na tym polega Dobra Nowina: nie musimy mieć dobrej opinii u Pana Boga, żeby przeżywać z Nim spotkania. Pan Bóg ma o nas opinię prawdziwą, taka jaka jest. Często bywa nie całkiem dobra, często sięga aż do głębi wszystkich naszych słabości, grzechów, niedbałości. Pan Jezus nie żywi złudzeń co do naszego stanu duchowego i nie przeszkadza Mu to. Wszyscy wiedzieli co to za jeden ten Zacheusz. Pan Jezus też wiedział i mówi: „Zacheuszu, dziś muszę się zatrzymać w Twoim domu”.
„Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim”. Czy nie widzimy w tym jakiejś proroczej zapowiedzi życia zakonnego, tych osób, które już nie połowę, ale dwie połowy oddają, bo rezygnują z życia w majętności, z życia według tego, co można mieć i czym można dysponować? To podwójna Zacheuszowa radość!
„Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu”. Chciałem zwrócić uwagę na wyrażenie: „stało się”. Dlatego że w naszym życiu duchowym są rzeczy, które muszą się dziać, coś musi się stawać. Nie jest dobrze, jeśli nic się nie dzieje i nie ma niczego, o czym mogę powiedzieć: „stało się”. Muszą być takie rzeczy, które się stają. Taką rzeczą jest na przykład odczytanie powołania. To się musi stać. Taką rzeczą musi być mądrość polegająca na podjęciu tego powołania. To trzeba zrobić. Trzeba przyjść do klasztoru, zastukać do furty, jak to się malowniczo mówi. Być może częściej się dzwoni niż stuka do furty, ale to się musi stać. Muszą być śluby. Śluby się dzieją, to jest wydarzenie. Ale nie może być tak, że śluby zakonne są ostatnim wydarzeniem, a potem już nic się nie dzieje w tym sensie, żeby coś „się stało”. Ma się stać. Nowenna, jak słyszeliśmy od św. Jana Vianneya, jest jedną z tych rzeczy, które muszą się stać. Pan Jezus, który przychodzi, aby ustawiać na nowo rzeczy w naszym życiu. Pan Jezus, który przychodzi, aby obdarzać darami Ducha Świętego: darem mądrości.
*****
Te kilka wątków czy odblasków tej przepięknej i bogatej ikony biblijnej niech nam towarzyszy w tym tygodniu naszej nowenny. Niech z głębi, z wnętrza tej ikony popłynie kolejny dar Ducha Świętego — dar mądrości. Żyć mądrze to znaczy żyć szczęśliwie, to znaczy być człowiekiem spełnionym, to znaczy być człowiekiem radosnym, takim, któremu przeciwności tego życia i wady bliźnich radości nie zabierają, nie są w stanie mu odebrać. A jeśli czujemy prawdę słów św. Jana Vianneya, że bez Ducha Świętego wnętrze, serce człowieka jest zimne, to niech echem odzywa się w naszych myślach, w naszych sercach także rozwiązanie i lekarstwo św. Jana Vianneya, który nie tylko diagnozę postawił: „bez Ducha Świętego wszystko jest zimne”, ale podsunął także lekarstwo, które niniejszym chwalebnie realizujemy: jeśli bez Ducha Świętego wszystko jest zimne i ktoś to zauważa, to trzeba „szybko rozpocząć nowennę do Ducha Świętego”. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.