piątek, 24 grudnia 2010

ks. bp Andrzej Siemieniewski: Nowenna do Ducha Świętego 5





Ks. bp prof. dr hab. Andrzej Siemieniewski
NOWENNA DO DUCHA ŚWIĘTEGO

Tydzień piąty
Jezus zbawia mnie: „Jezus jest Panem” (Rz 10,9)
Ikona biblijna: Oczyszczenie świątyni (J 2,13-17)
DAR BOJAŹNI PAŃSKIEJ




Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo serdecznie witam już w piątym tygodniu naszej nowenny odnowy życia, ale odnowy życia nie naszą własną mocą, tylko mocą Ducha Świętego, i to jeszcze według siedmiu darów Ducha Bożego.


Na początku naszego spotkania przypomnijmy sobie w jakiej dynamice jesteśmy, jaką drogą prowadzi nas Pan Bóg, ponieważ nowenna nie jest jakimś statycznym rozważaniem, zadumą czy pochylaniem się nad problemem. Nowenna to wejście w dynamikę: coś się dzieje, tak jak w Dziejach Apostolskich, gdzie od czterdziestego dnia, kiedy Jezus wstąpił do nieba, czeka się na wydarzenie (por. Dz 1,11). Nowenna to dziewięć dni oczekiwania aż nadejdzie wreszcie chwalebny dzień Pięćdziesiątnicy. Taki też sens mają wszystkie nowenny w Kościele. Stąd właśnie czerpią swoją nazwę i stąd też nazwa naszej nowenny: odnawianie życia w Duchu Świętym według siedmiu darów Ducha Świętego. A to wszystko w wizji, którą nam podpowiadał prorok Izajasz, że dary Ducha Świętego są przede wszystkim wyposażeniem Pana Jezusa: „Wyrośnie różdżka z pnia Jessego” (Iz 11,1). „Różdżka z pnia Jessego”, „odrośl z jego korzeni” to potomek rodu Dawida, Mesjasz, na którym spocznie „Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej” (Iz 11,2). Dlatego modlitwa o siedem darów Ducha Świętego to nic innego jak prośba o duchowe podobieństwo do Pana Jezusa, o to, żeby poruszać się i zachowywać w życiu na Jego podobieństwo. Kto zatem modli się o siedem darów Ducha Świętego, ten modli się o podobieństwo do Pana Jezusa. „Jezu cichy i pokornego serca. Uczyń serca nasze według serca Twego” — tak często mówimy podczas Litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa. A serce Pana Jezusa jest pełne siedmiu darów, pełne wszelkiej mądrości i umiejętności.


Akt wyboru Chrystusa jako Króla
Dziś chciałbym zaproponować do medytacji tekst ze spotkania w Lednicy (nad Jeziorem Lednickim) z 2003 roku. Ja tam nie byłem, ale kiedy potem czytałem w Katolickiej Agencji Informacyjnej sprawozdanie z tego wydarzenia, pozostałem pod wielkim wrażeniem tekstu, do przeżycia którego zaprosił tam legat papieski, ówczesny nuncjusz apostolski, arcybp Józef Kowalczyk. Tekst został przygotowany przez Stolicę Apostolską i nosi tytuł: Akt Wyboru Chrystusa. Wiele już razy proponowałem w najróżniejszych gremiach ten tekst jako naprawdę pięknie ułożony i wspaniale zaproponowany: samo sedno przełomu w życiu chrześcijańskim. Nie mogło go więc zabraknąć także i tutaj. Ale uwaga! To nie jest tekst jedynie do przeczytania! To jest tekst do zastosowania. Gdyby ktoś sobie go po prostu przeczytał i powiedział: „O, ciekawe… No proszę… nuncjusz apostolski… Muszę to zanotować”, to byłby podobny do człowieka, który przychodzi do pizzerii, patrzy na spis wypisany kredą na tablicy: „pizza neapolitańska, pizza mediolańska, pizza wegetariańska” i jeszcze jakaś inna, podziwia ten napis i idzie sobie dalej: „Już wiem jakie są pizze — są różne”. No tak, ale ten napis nie był tylko po to, żeby poinformować jakie są pizze. On był po to, żeby z tego skorzystać, żeby się najeść. Podobnie Akt Wyboru Chrystusa nie jest po to, żeby go sobie tylko przeczytać, ale żeby wybrać. To po to był wtedy prezentowany w Lednicy zgromadzonym tam i po to jest proponowany nam, właśnie w tym czasie, w tym tygodniu: aby go przeczytać i zastosować!


Akt Wyboru Chrystusa
„Nadszedł czas! Niech zamilkną śpiewy! Niech nas ogarnie gwałtowny szum i łagodny powiew Bożego Ducha! Niech wzbudzi w nas moc wiary Piotra i Apostołów, i uczyni nas zdolnymi do przyjęcia i wyznania prawdy, że Panem świata i Panem naszego życia jest Jezus Chrystus, zmartwychwstały i chwalebny władca czasów i dziejów. Nie wybieramy Go na króla, bo wierzymy, że On jest Królem. A zatem obieramy Go sobie za Króla. Nie dajemy Mu władzy, bo wierzymy, że panuje od wieków. Siebie poddajemy pod Jego panowanie. Nie stawiamy Mu ziemskiego tronu, bo On ma swój tron na niebiosach (por. Ps 11,4). Nasze życie pragniemy uczynić tronem Jego chwały. Nie oddajemy Mu ziemskich królestw, bo królestwo Jego nie jest z tego świata (por. J 18,36). Zawierzamy Mu jednak trud naszej nauki i pracy dla dobra ziemskiej Ojczyzny, aby jej pomyślność była znakiem, że na polskiej ziemi On, zabity i zmartwychwstały, jest Królem królów i Panem panów (por. Ap 19,16)”[1].


Tekst zaczyna się od słów „Nadszedł czas!” To jest właśnie to, o czym wspominałem: nowenna ma dynamikę, coś nadchodzi, coś się dzieje, przychodzi czas.


„Niech zamilkną śpiewy!” Nie byłem nigdy na żadnym spotkaniu lednickim, ale zdaje się, że tam się dużo śpiewa albo macha chorągwiami, albo tańczy, albo przechodzi z miejsca na miejsce, ale to wszystko ma umilknąć. Niech zamilkną te śpiewy nie dlatego, żeby były złe czy niewłaściwe — są bardzo piękne, dobre i pożyteczne — ale dlatego, że teraz jest czas na coś innego.


„Niech nas ogarnie gwałtowny szum i łagodny powiew Bożego Ducha!” Trudno bardziej dokładnie wskazać na tekst z Dziejów Apostolskich: kiedy uczniowie byli zgromadzeni, dał się słyszeć gwałtowny szum z nieba (por. Dz 2,1-2).


„Niech wzbudzi w nas moc wiary Piotra i Apostołów, i uczyni nas zdolnymi do przyjęcia i wyznania prawdy, że Panem świata i Panem naszego życia jest Jezus Chrystus”. To bardzo ważne: my naszej wiary nie wymyślamy ani nie tworzymy na nowo. My wchodzimy w jakiś nurt, wchodzimy w jakąś tradycję, wchodzimy w coś, co trwa od wieków. To jest rzeka. My nie jesteśmy źródłem tej rzeki. My tylko przychodzimy na brzeg, żeby z niej zaczerpnąć. Korzystamy ze źródeł, które płyną już od dwudziestu wieków. I czytamy dalej lednickim rozważaniu:


„Oddajemy siebie pod panowanie Króla, który na to się narodził i na to przyszedł na świat, aby dać świadectwo prawdzie (por. J 18,37). Jemu poddani chcemy na co dzień stawać się ludźmi prawdy. Wyznajemy, że berło sprawiedliwości berłem Jego królestwa (por. Hbr 1,8) i wyrzekając się grzechu, oddajemy się w niewolę sprawiedliwości (por. Rz 6,18). Stajemy pod krzyżem, na którym Jezus Chrystus Król dopełnił dzieła miłości (por. J 19,19), aby wyznać Mu miłość i podjąć własny krzyż jako program życia na przyszłość.


Bracia i Siostry, jesteśmy wezwani do budowania Jego królestwa. On chce panować w nas i przez nas. Przyjmijmy Chrystusa za swego Króla! Oddajmy swe życie pod Jego panowanie! Uczyńmy to w sposób wolny, ufając Jego mocy. Niech każdy i każda, wymieni własne imię, aby ten akt oddania był osobistym zawierzeniem wobec Boga i zgromadzonego tu Kościoła”[2].


To piękne, bogate wprowadzenie, to jest takie spiętrzenie, które nas podprowadza pod szczyt tego tekstu, a szczytem jest: „Przyjmijmy Chrystusa jako swego Króla! Oddajmy swe życie pod Jego panowanie!” A potem jest coś, co jest zatytułowane „Rota”[3]:


„Ja, ........ wspominając swój własny chrzest wierzę i wyznaję, że Jezus Chrystus jest Synem Boga żywego, i Jego jest chwała, majestat, moc i władza przed wszystkimi wiekami i teraz, i na wszystkie wieki. On jest Panem dziejów. Do Niego należy władza królewska. On panuje nad narodami. On jest moim Panem! W tej wierze pragnę żyć i pragnę być jej świadkiem wobec przyszłych pokoleń. Panie Jezu Chryste! Poddaję siebie, moje życie obecne i przyszłe pod Twoje panowanie. Tobie całkowicie się oddaję i przyrzekam każdego dnia odczytywać Twoją wolę, i współpracując z Twoją łaską wypełniać ją w miłości Boga i bliźniego. Przyrzekam dokładać wszelkich starań, aby moja rodzina, środowisko i Ojczyzna coraz doskonalej stawały się Twoim królestwem aż wypełni się ono w dniu Twego przyjścia na końcu czasów. Dzisiaj we wspólnocie z braćmi i siostrami za apostołem Piotrem powtarzam: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego, a myśmy poznali i uwierzyli, że Ty jesteś Chrystus Boga Syn — Zbawiciel! Przy Tobie zatem chcę trwać jako wierny sługa Twojego królestwa. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci. Amen”.


Bardzo uroczyste wyrażenie „rota” ma oznaczać piękny, usankcjonowany tradycją, usakramentalizowany tekst.


„Ja…”, czyli to ma być osobiście. To nie znaczy: w jakiś sposób wyindywidualizowany, ale osobiście, osobisty gest serca, myśli, całego wnętrza.


„Wspominając swój własny chrzest…” Ktoś może powiedzieć: „Ja nie pamiętam mojego chrztu. Miałem wtedy trzy miesiące albo pięć miesięcy, albo dwa tygodnie… To co ja mogę pamiętać?” Za chwilę zobaczymy co według Apostoła Pawła znaczy wspomnieć swój własny chrzest. Żeby wspomnieć chrzest, wcale nie trzeba pamiętać twarzy księdza, który chrzcił, ani koloru jego stuły.


„Wyznaję, że Jezus Chrystus jest Synem Boga żywego”. Pamiętamy to z ikony, która nam towarzyszyła aż do dzisiaj. Wyznanie uczniów: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym” (Mt 14,33) było podprowadzeniem pod tę rotę.


„Panie Jezu Chryste! Poddaję siebie, moje życie obecne i przyszłe pod Twoje panowanie. Tobie całkowicie się oddaję”. To właśnie znaczy słowo „król”. Król to ten, kto podejmuje decyzje, ale to nie jest tylko jakiś decydent. To już troszkę zanikło w dzisiejszych warunkach kulturowych, ale ze słowem „król” kojarzyło się też ojcostwo, zaufanie, miłość, cześć. To wszystko, co kiedyś w państwach wiązało się ze słowem „król”, dzisiaj wiąże się ze słowem „Chrystus”. To ten, który decyduje i ten, który chce, aby w dobrowolny sposób ci, którzy są obywatelami królestwa Bożego, przyjęli Go za swojego Pana i Króla. Pamiętamy List do Efezjan: „Jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2,19), współobywatelami królestwa Bożego, które przyszedł głosić Pan Jezus. Chcę przyjąć królowanie Pana Jezusa, ale nie żeby był Królem świata, bo i tak jest, i to nie zależy od nas. Ale to, żeby był moim Królem, zależy tylko ode mnie. „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18,36) — mówi Pan Jezus. Królowie tego świata narzucają ludziom swoją wolę, a Król, którym jest Pan Jezus, swoją wolę proponuje: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, […] niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16,24; por. Mk 8,34; Łk 9,23).


„Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” (J 6,68). Piękne wyznanie za Apostołem Piotrem. „Słowa życia wiecznego” — a więc to wszystko, co jest w sakramentach, wszystko, co jest na kartach Ewangelii.


„A myśmy poznali i uwierzyli, że Ty jesteś Chrystus, Boga Syn — Zbawiciel”. To jest fraza zaczerpnięta od Apostoła Jana: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam” (1J 4,16) i od Apostoła Piotra: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” (Mt 16,16).


Tak wygląda rota, która jest nie do przeczytania z zainteresowaniem, tylko do zrealizowania jako akt wiary, jako akt modlitewny, akt, który należy podjąć właśnie w tym miejscu nowenny odnawiania życia mocą Ducha Świętego.


Lecz co to może znaczyć, że Jezus jest Królem i Panem? Świat, kiedy się rozejrzymy wokół siebie, nie całkiem tak wygląda, jakby rzeczywiście miał takiego wszechwiedzącego i wszechpotężnego decydenta. Kiedy się rozglądamy, to być może bardziej rzucają nam się w oczy jakieś inne ośrodki decyzyjne, te wszystkie, które decydują, że jest tyle grzechu, tyle zła, tyle demoralizacji, tyle zwątpienia, tyle bezmyślności, tyle materializmu… Może to bardziej nam się rzuca w oczy? Więc co to może znaczyć, że Jezus jest Panem i Królem, „Królem królów” i „Panem panów” (por. Ap 17,14)? Jak to zwykle bywa, Pan Bóg podsuwa pomoc „w stosownym czasie” (por. J 5,4). Tak więc też „w stosownym czasie” otrzymałem pomoc dla zrozumienia i podzielenia się tym, co to może znaczyć, że Jezus jest Panem w świecie, w którym jest tyle innych ośrodków decyzyjnych, często w sposób rzucający się w oczy ośrodków złych.


Czarny kleks w krajobrazie życia
Natknąłem się na tekst współczesnego filozofa niemieckiego, Roberta Spaemanna, który uczynił bardzo piękne porównanie, które sobie od niego zaczerpnąłem. Otóż wyobraźmy sobie malarza o niezwykłym talencie plastycznym — może Leonardo da Vinci, może Michał Anioł przeniesiony w nasze czasy — malarza, który może stworzyć najpiękniejszy pejzaż albo namalować najbardziej poruszający portret, takiego, który ma nieskończone wprost zasoby zdolności i niewyczerpane źródło pomysłów i idei. Malarz ów tworzy kolejne dzieła, pejzaże, portrety, ale ma jeden problem, a tym problemem są odwiedziny nieznośnego sąsiada. Sąsiad odwiedza malarza nazbyt często, nieproszony, i co rusz, widząc powstający obraz, z zazdrości, złośliwie chlapie czarną farbą na powstające na płótnie malowidło i w samym środku pejzażu lub portretu pojawia się nagle czarna plama, szpetny czarny kleks. Za każdym razem artysta przygląda się chwilę tej ciemnej plamie, która pojawiła się ni stąd, ni zowąd w środku jego pięknie zaplanowanego i realizowanego dzieła, bierze pędzel i tworzy dalej, ale włącza to zaburzenie w swoją kompozycję. Odtąd ta czarna plama staje się częścią dzieła, które malarz teraz wokół obmalowuje, czerpiąc ze swoich artystycznych idei i ze swoich nieskończonych zdolności. Za każdym razem, kiedy pojawi się nowe oszpecenie obrazu, malarz znowu wkomponowuje je w powstające dzieło. I za każdym razem tak cierpliwie przerabia złośliwe uszkodzenia, że stają się one elementem jeszcze piękniejszego obrazu. W ten sposób zło wyrządzone przez zazdrosnego i złośliwego sąsiada staje się częścią dobrego planu genialnego artysty. Tak staje się po raz drugi, trzeci, czwarty… Tak dzieje się znowu i znowu. Dzieje się tak od lat.


Porównanie Roberta Spaemanna dotyczy malarza i jego złośliwego sąsiada, a stosuje się do historii świata. To Bóg jest takim genialnym artystą o niewyczerpanych zdolnościach, pomysłach, ideach, który obmalowuje będący Jego dziełem cały świat stworzony. Na świecie jest zło, na świecie jest też szatan, który w sercach ludzi zasiewa zło: czarne plamy i szpetne kleksy. A Pan Bóg potrafi włączyć także ludzkie upadki, także zło wyrządzane w świecie przez ludzi w swój plan zbawienia.


Kiedy czytamy Pismo Święte, rzuca nam się w oczy kontrast między początkiem Księgi Rodzaju: „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (Rdz 1,31), a tym, co znajdziemy w czwartym, piątym czy w piętnastym rozdziale Księgi Rodzaju, nie mówiąc już o następnych rozdziałach różnych ksiąg biblijnych, które miejscami bywają dość okropne. Tam czasami dość straszne rzeczy są opisane, co też przyszło do głowy kolejnym pokoleniom ludzi opisanych w historii biblijnej i co też przychodzi do głowy kolejnym pokoleniom ludzi żyjących także dzisiaj: chlapnięcie czarną farbą, oszpecenie obrazu, kleks szpetny, wielki i okropny w samym środku pejzażu czy portretu, ale… Ale kiedy malarz wysyła swoje kolejne dzieła na wystawę, zwiedzający mówią z zachwytem: „Ten czarny element w środku, jak on wspaniale tu pasuje! To właśnie dzięki niemu obraz jest taki harmonijny i piękny”. Także zło przyniesione przez szatana czy przez złą ludzką wolę Bóg potrafi wkomponować, podejmując wyzwanie i naprawiając zło. Podobnie jak ktoś zwiedzając wystawę mówi: „Ten czarny element musi tu być. Jak pięknie został wkomponowany przez tego genialnego malarza”, tak pewnie trzeba nam zrozumieć wyrażenia z Ewangelii, że „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć”, musi „być odrzucony” i na pewno „będzie zabity” (por. Łk 9,22; 17,25) — to wszystko MUSI się stać. Pan Bóg nawet odrzucenie Chrystusa przez ludzi, nawet skazanie Go na krzyż i wykonanie tego wyroku, nawet to Pan Bóg potrafi podjąć i wkomponować w jeszcze piękniejszy i jeszcze wspanialszy obraz w historii świata, w którym Syn Boży swoją miłością nawet śmierć i nawet czarną plamę grzechu umie zwyciężyć.


„Syn Człowieczy MUSI wiele wycierpieć”, musi być odrzucony i zabity, ale „trzeciego dnia zmartwychwstanie” (por. Łk 9,22). Ofiarna miłość, zwycięskie zmartwychwstanie — to wszystko domalował Pan Bóg do gestu nieprzyjaznego, do gestu wrogiego, do gestu odrzucenia Pana Jezusa, do skazania na śmierć i ukrzyżowania Go. I nawet z odrzucenia, skazania i śmierci Pan Bóg potrafił uczynić narzędzie zbawienia, potrafił namalować najwspanialszy obraz w historii świata, także z grzechem w tle i także ze złem, które szpeci w samym środku genialne dzieło Boże. Bo jest najwspanialszym artystą, który w ten sposób, nie depcząc i nie niszcząc wolnej woli, która jest zdolna również do zła, jako genialny artysta jest Panem i Królem także nad złem wniesionym przez wolną wolę człowieka w historii świata.


Piękne porównanie, bardzo mnie poruszyło. Obraz, który pomaga nam zrozumieć, w jaki to przedziwny sposób Bóg jest Panem świata, a Chrystus jest Królem królów. Ten, który ani dywizji, ani armii, ani urzędników sprawujących władzę nad tym światem nie ma, lecz w zupełnie inny sposób i na innej drodze prostuje zło w tym świecie.


Przyjąć Chrystusa jako Króla
To wszystko pomaga nam zrozumieć, co to właściwie znaczy przyjąć Chrystusa jako Króla i czego właściwie oczekuje się od nas w tym tygodniu. Oczekuje się od nas także, jak widzieliśmy w lednickim tekście, aby wspomnieć własny chrzest. A co to znaczy wspomnieć własny chrzest, tego uczy nas Paweł Apostoł w Liście do Rzymian:


„Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć?” (Rz 6,3).


To bardzo ważne sformułowanie: „Czyż nie wiadomo wam?” Tak się mówi wobec ludzi, którzy sprawiają wrażenie, że chyba im to nie jest wiadome: powinni wiedzieć, ale zapomnieli. To jest pytanie retoryczne, które ewidentnie apeluje do jakiejś niewiedzy: „Bracia, czyż nie wiadomo wam? Czyż nie wiecie? A powinniście wiedzieć!” Nie chodzi tu więc o wspomnienie chrztu jako wydarzenia z tego kościoła i przez tego księdza sprawowanego. Chodzi tu o wspomnienie tajemnicy chrztu: „Czyż nie wiadomo wam jaką zmianę w wasze życie wniósł chrzest? Że my wszyscy, którzy otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć?”


Pan Jezus pomaga nam zrozumieć, że jeśli nawet On, Syn Boży, Mesjasz, napełniony siedmioma darami Ducha Świętego, został odrzucony — Syn Boży MUSI zostać odrzucony, zdradzony, ukrzyżowany i zabity (por. Mk 8,31; Łk 9,22) — to czyż możemy jeszcze mówić, że dalej pozostają dla nas niezrozumiałe wszystkie ciemne plamy i wszystkie szpetne kleksy na historii świata i pewnie także na historii naszego życia? Zanurzeni w chrzest, w jego tajemnicę, to zanurzeni w śmierć Chrystusa, ale zostaliśmy pogrzebani w tym mroku i ciemności, w które wstąpił Pan Jezus po to, abyśmy postępowali w nowym życiu tak, jak Chrystus powstał z martwych. Jest więc gest zanurzający, jakiś mrok, ciemność, i jest gest wynurzający — do światła. Pan Jezus, który potrafi obmalować ze wszystkich stron szpetną ciemną plamę i uczynić ją konieczną częścią swojego wspaniałego dzieła. Wielcy święci potrafili patrząc wstecz na historię swojego życia, powiedzieć: „Nawet z moich słabości, moich grzechów i mroków, które na siebie sam sprowadziłem, Pan Bóg potrafił wyprowadzić dobro. Ja wprowadziłem zło, a Pan Bóg z tego wszystkiego potrafił wyprowadzić dobro. Tak potrafił obmalować moje życie swoją łaską i swoim działaniem”.


To właśnie znaczy, że przez chrzest zostaliśmy zanurzeni w śmierć i pogrzebani po to, aby się wynurzyć i postępować w nowym życiu, jak Chrystus, który powstał z martwych dzięki chwale Ojca. Czyż nie wiadomo wam, że taki jest dar dla tych, którzy są ochrzczeni? I drugie, bardzo podobne miejsce w Piśmie Świętym: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?” (1 Kor 3,16). Do kogo się mówi: „Czyż nie wiecie”? Do tych, którzy powinni wiedzieć, ale… ale chyba zapomnieli, przestali sobie uświadamiać, przestali tym żyć. Jeśli zdarzyło się to w pierwszym pokoleniu chrześcijańskim, to może się zdarzać i w naszym pokoleniu chrześcijańskim. Być może sami siebie powinniśmy zapytać: „Czyż nie wiemy, że jesteśmy świątynią Boga?”


Ikona biblijna: Oczyszczenie świątyni (J 2,13-17)
Stąd ikona, która towarzyszy nam w tym tygodniu, to ikona Oczyszczenie świątyni, ikona o bardzo specjalnej mocy i wielkim bogactwie. Wejdźmy w rozważanie, pamiętając, że to jest ikona, a ikony służą do medytacji, kontemplacji, do tego, żeby nas wciągnąć w środek, w obręb takiej ikony i żebyśmy nagle z radością odkryli, że to o nas i do nas mówi Pan Jezus.


„Zbliżała się pora Paschy żydowskiej”. Tak jak u Pana Jezusa słowo „Pascha” zwiastowało Jego ofiarę na krzyżu i Jego zmartwychwstanie, tak i w naszej nowennie mamy czuć, że zbliża się czas szczególniejszego odnowienia życia, coś co nazywamy tchnieniem Ducha Świętego albo napełnieniem Duchem Świętym, albo chrztem Duchem Świętym. To się zbliża…


„Jezus udał się do Jerozolimy”. Pan Jezus uprzedza nasze gesty. Przybywa i przychodzi zanim my wpadniemy na pomysł, aby wyjść Mu naprzeciw. Pan Jezus, o którym w Apokalipsie napisano piękny tekst: „Oto stoję u drzwi i kołaczę…” (Ap 3,20). To nie człowiek otwiera drzwi i rozgląda się, gdzie jest Pan Jezus, i wychodzi szukać Go to tu, to tam. Nie, zanim człowiek wpadnie na pomysł, żeby drzwi otworzyć, to Pan Jezus już tam stoi i kołacze, stuka w drzwi: „jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego” (Ap 3,20). Tu uwaga: ten tekst z Księgi Apokalipsy jest tekstem do chrześcijan. Proszę o zwrócenie na to uwagi. To nie jest tekst skierowany do pogan, do ludzi, którzy nie słyszeli o Ewangelii, o chrześcijaństwie, o Panu Jezusie. To jest tekst skierowany do chrześcijan, do Kościoła w Laodycei. To jest Kościół za tak idealizowanych przez nas czasów pierwszych chrześcijan. I jaką tu widzimy sytuację? Pan Jezus stoi przed drzwiami serc ludzi ochrzczonych, będących w Kościele. To pierwsze chrześcijańskie pokolenia, jeszcze Jan Apostoł żyje, a Pan Jezus musi mówić: „Stoję u drzwi”, to znaczy przed drzwiami, i kołacze z zewnątrz, żeby to chrześcijanin Mu otworzył, a nie poganin. Poganin pewnie też, ale akurat nie tu o nim mowa. Tu jest mowa o Kościele w Laodycei: „Stoję u drzwi” na zewnątrz i kołaczę, żeby ten, kto jest w środku, dopiero posłyszał i otworzył drzwi, i dopiero wtedy „wejdę do niego”, choć to jest człowiek ochrzczony, choć to jest człowiek pierwszych wspólnot chrześcijańskich, i to on dopiero musi otworzyć. „Wejdę do niego i będę z nim wieczerzał”, to znaczy: Będę z nim spożywał wieczerzę, Wieczerzę Pańską, „a on ze Mną”. To już nas odsyła do czasu siódmej katechezy, kiedy okazuje się, że ostatecznym tchnieniem Ducha Świętego w sercu chrześcijanina jest zrozumienie co to znaczy, że Pan Jezus zaprasza na wieczerzę.


To wszystko perspektywa, to wszystko zaproszenie, chociaż trudno w naszej ikonie na ten tydzień nie zauważyć elementów negatywnych. Pan Jezus, który wchodzi do świątyni. „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga?” (1 Kor 3,16). Tak, to prawda: świątynią, ochrzczeni, bierzmowani, ale…


„W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie”. Kiedy Pan Jezus wchodzi do świątyni, zastaje tam bankierów, tych, którzy sprzedawali woły, baranki, gołębie… To nie jest to, co powinien tam spotkać. To nie liczących pieniądze bankierów i nie porykujące woły powinien spotkać we wnętrzu świątyni… No, tak bywa… Pan Jezus, który przychodzi jako światło, tym bardziej i tym lepiej pozwala nam zobaczyć co tam tak naprawdę w środku jest. Może bankier, może jakiś porykujący wół, nie wiadomo. Na pewno różne rupiecie, różne śmieci, różne niepotrzebne rzeczy, jakiś nieporządek… I to wszystko się rozjaśnia: „Ja jestem światłością świata” (J 8,12; por. 9,5) — mówi Pan Jezus. To znaczy także: „Tam, gdzie przybywam, robi się jaśniej i lepiej widać. Także lepiej widać to, czego tam nie powinno być”. To bardzo dobrze, że to zaczyna być lepiej widać, bo jeśli to lepiej widać, to przynajmniej wiemy, czego się pozbyć. „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?” I dodaje Apostoł: „Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście” (1 Kor 3,17). „Niechaj się nikt nie łudzi” (1 Kor 3,18) — to też dodał. To ostre słowa, ale po co je wpisał? Żeby kiedyś Koryntianie uświadomili sobie, jakie są konsekwencje tego, że jestem świątynią Ducha Świętego, że pociąga to duże wymagania, także wymagania nieustannego oczyszczania, oczyszczania serca, wyznawania grzechów, nieustannej pracy wewnętrznej.


„Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał”. Pan Jezus, który sporządza sobie bicz ze sznurków. To jest dosyć gwałtowne działanie. Niektóre działania duchowe właśnie powinny być gwałtowne. Decyzje, postanowienia, które mają charakter albo-albo. To o tym właśnie mówił Pan Jezus, że gwałtownicy zdobywają królestwo Boże (por. Mt 11,12). Nie chodzi więc o jakichś awanturników tego świata, chodzi o ludzi, których stać także na — w sensie ewangelicznym — gesty gwałtowne, czyli radykalne, zdecydowane i szybkie.


„Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!»”. Także i dziś Pan Jezus bierze bicz ze sznurków i wypędza wszystkich ze świątyni, mówiąc: „z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!” „Z domu mego Ojca”, czyli ze świątyni, bo „czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?”


„Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie»”. Pewnie że odnosiło się to do tego domu, którym była świątynia jerozolimska, ale zobaczmy co robi z tym Apostoł: jeśli taką gorliwością rozpalił się Pan Jezus co do murowanej świątyni, która zresztą przetrwała jeszcze tylko 40 lat i znikła, to czyż nie taką samą gorliwością rozpala się Pan Jezus wobec tej świątyni, którą jest serce i dusza chrześcijanina? Murowane domy potrafią za 40 lat zniknąć, a dusza nie skończy się za 40 lat. Wszystko kiedyś przeminie, w swoim czasie, a ludzkie serce i ludzka dusza nie. To mury przemijają, a osoby nie. Jeśli więc o murach czytamy: „Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie”, to o ileż bardziej odnosimy to do osób, które są domem Ducha Świętego! Gorliwość, z którą Pan Jezus staje przy nas, w czasie tej nowenny — to właśnie mamy kontemplować podczas stawania przed tą ikoną biblijną, ewangeliczną. Stańmy przed nią z modlitwą: „Panie Boże, pomóż mi. Duchu Święty, ożyw, rozpal tę ikonę”. A co potem? A potem czytamy dzień jeden, drugi, trzeci… Czytamy po co? Żeby coraz bardziej odczuć gorliwość Pana Jezusa. Jego gorliwość uprzedza naszą gorliwość. To On się rozpalił — jak czytamy w Starym Testamencie — „zazdrosną miłością Pana Zastępów” (Iz 9,6). To jest biblijne wyrażenie starotestamentowe i określa postawę Pana Boga wobec serca człowieka: „Zazdrosna miłość Pana Zastępów tego dokona” (2 Krl 19,31; Iz 9,6; 37,32). To właśnie oznacza słowo „chrzest Duchem Świętym”. Jakkolwiek różne moglibyśmy mieć wyobrażenia czy skojarzenia z tym słowem, to biblijnie rzecz biorąc, sens słowa „chrzest Duchem Świętym” jest jasny i dość jednoznaczny.


Na zakończenie medytacji ikony na ten tydzień rozważmy jeszcze tekst z Ewangelii według św. Mateusza:


„Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym” (Mt 3,11-12).


Oto co znaczy „chrzest w Duchu Świętym”, „On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem”. W Ewangelii tak jest to wyjaśnione: „Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”. To właśnie jest chrzest „Duchem Świętym i ogniem”. Wiejadło to drewniana łopata, którą starożytni rolnicy po żniwach i po wymłóceniu zboża podrzucali do góry mieszaninę ziarna i plew. Podmuch wiatru oddzielał ziarno od plew. Plewy jako lżejsze opadały dalej, a ziarno jako cięższe — bliżej. Pod koniec takiego roboczego dnia po jednej stronie były plewy, a po drugiej stronie ziarno. To jest to tchnienie Ducha, które nazywa się w Biblii „chrztem w Duchu”. Podmuch, który chce oddzielić ziarna od plew, ponieważ w sercu ludzkim bywa to pomieszane.


A co to może znaczyć: „chrzest ogniem”, „pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”? Pozwolić Panu Jezusowi, aby swoim ogniem spalił to, co niepotrzebne, to czego być nie powinno, to co się przyplątało i być może już od lat jest, a nie powinno tego być. Niech spali w ogniu nieugaszonym. To jest właśnie biblijny chrzest Duchem Świętym i ogniem. Jest to inny obraz tego samego, co oczyszczenie świątyni. To jest ta sama rzeczywistość, tylko w różne obrazy ujęta. Pan Jezus, który biczem wypędza ze świątyni to, czego tam być nie powinno. Pan Jezus, który podmuchem Ducha Świętego oddziela plewy od ziarna, aby spalić je „w ogniu nieugaszonym”.


*****


To wszystko jest treścią piątego tygodnia naszej nowenny. To jest ikona, która ma nam towarzyszyć, abyśmy w ten sposób umieli prosić o dar bojaźni Pańskiej. Myślę, że wobec tych dwóch obrazów — obrazu oczyszczania świątyni i oczyszczania ziarna od plew — staje się jasne, co to znaczy bojaźń Pańska i widzimy jakie to jest odległe od strachu czy lęku. Bojaźń Pańska to jest ta delikatność serca, kiedy człowiek lęka się, żeby nie urazić miłości Bożej. Nie Pana Boga się boi, tylko siebie się boi, swoich zachowań się lęka, żeby nie urazić Bożej miłości. Pewnie w dzisiejszym języku najbardziej trafnym sposobem oddania pojęcia „bojaźń Boża” byłoby „przejęcie się”. Człowiek, który się przejął, przejął się wielkością chrześcijaństwa, przejął się wielkością miłości Bożej. Jest przejęty do głębi serca tym, co mu się przydarzyło jako chrześcijaninowi i nie chce tego naruszyć. Lęka się siebie, swoich zachowań i swoich grzechów, żeby nie urazić tej miłości, którą Chrystus ma ku nam. Dlatego poddaje się oczyszczeniu wewnętrznej świątyni. Dlatego poddaje się oczyszczającemu tchnieniu, które nazywamy chrztem Duchem Świętym i ogniem. O taki dar bojaźni Pańskiej, kolejny dar Ducha Świętego, módlmy się w rozpoczętym właśnie piątym tygodniu naszej nowenny. Amen.



Przypisy

[1] Sekretariat stanu Stolicy Apostolskiej, Akt Wyboru Chrystusa, http://ekai.pl/wydarzenia/x4937/lednica-akt-wyboru-chrystusa/ (2010).
[2] Tamże.
[3] Tamże.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.